Jump to content
Dogomania

opuncja

Members
  • Posts

    30
  • Joined

  • Last visited

opuncja's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. Witam Wszystkich ! Dochodzę do wniosku że "zezwierzęca" nam się świat. Skoro my (znaczy się nasza rodzinka) w tym jednym roku mamy już na koncie Kacperka, 5 kotów i 11 psów, to chyba zaczyna się dziać bardzo źle..... Chyba społeczeństwo opanowuje, przynajmniej pod pewnymi względami, "wsteczna ewolucja". Dlatego..... Błagam, błagam - potrzebujemy dwóch (najlepiej trzech - sunia z Pomiechówka) ludzi "bez ogonów" - w celu poprawy świata.
  2. Bardzo, bardzo dziękuję WSZYSTKIM !!!!! Szczeniaki i Viki już bezpieczne, w nowych domach, wśród kochających ludzi. Nieprzespane noce i duży wysiłek wielu wspaniałych Osób, przyniósł efekty. Jadąc wczoraj z Viki do Gdyni, myślałam, jaka to wspaniała ironia losu – ten, co wyrzucił Ją razem z maluchami do rowu, zapewne w swoim życiu morza nie widział i nie zobaczy..... Oraz jak szalona jest rozbieżność pomiędzy wartościami u ludzi – dla jednych śmieć i kłopot a inni..... Jeszcze raz – bardzo serdecznie dziękuję, za pomoc: finansową i rzeczową, za ogłoszenia, zdjęcia, wizyty adopcyjne, rady i zwykłe pisanie na forum – pozwalające w trudnych chwilach „złapać drugi oddech”, bo przecież TYLE osób chce pomóc, interesuje się, myśli! Vikunia zniosła podróż nadspodziewanie dobrze. Na początku robiliśmy co kilkanaście kilometrów postoje, gdy przestała się już denerwować – ruszyliśmy szybciej. Na miejscu wyprowadziliśmy Ją w porcie (aby zrobić zdjęcie), była zestresowana okropnie. Znalazła malutki trawniczek i trudno Ją było namówić, aby z niego zeszła.... Potem trafił się duuuży pies, więc ominęła go tak wielkim łukiem, na jaki tylko pozwoliła smycz. A co do „zapoznania” z Nową Rodziną to powiem Wam szczerze, że była tak zaaferowana (po pierwszym odruchowym padnięciu na ziemię), że nawet nie zauważyła zapewne, że nas już nie ma.... Dużo, dużo szczęścia Viki, bo zwłaszcza Tobie, w ramach rekompensaty od życia należał się kochający dom!
  3. Witam Wszystkich. Pojawił się net, więc może uda mi się coś wkleić. Viki czuje się dobrze. Na spacerze popołudniowym, (mimo że we wtorek miała sterylkę) szalała jak szczeniak. Skakała za żabą, sama sobie podrzucała patyki, próbowała nawet kopać – ale „nie wolno Viki” błyskawicznie Ją ostudziło. Jest bardzo karnym psem. U weterynarza, po „głupim jasiu”, gdy biedaczkę zemdliło usiłowała wyjść z gabinetu, a gdy nie dała rady schowała się pod stół. Trzeba Ją było pocieszać, bo było Jej okropnie głupio. Aż się płakać chce, gdy patrzę na Jej minę, odprowadzając Ją do pracowni. Ona szuka kontaktu, a u nas większość czasu siedzi bidulka sama. Fakt – jest bezpieczna, nie jest głodna, ale to o wiele, wiele za mało dla psiaka. Dzisiaj dostaliśmy w Jej sprawie e-mail`a. Trzymajcie kciuki :)
  4. Wszystkie MALUCHY już w nowych domkach!!!!! A było tak: Komórka Andrzeja jest teraz „przechodnia” bo moja miała wypadek, a nowej jeszcze nie nabyłam. Odbieraliśmy więc telefony na zmianę (wczoraj były trzy, choć ostatnio bywały dni, że ani jednego). Ja odebrałam większość (dwa) i słyszałam standardowe – „.. to ja się jeszcze odezwę.” Andrzej odebrał „ten jeden”. Przekazał mi że : niedaleko Pułtuska, dom z podwórkiem, że po Uszatkę państwo mogą przyjechać choćby zaraz, a na koniec - że Pani się jeszcze odezwie. W sumie nic nowego i specjalnie budującego... Późnym wieczorem SMS – adres z propozycją spotkanie następnego dnia. Święto, wolny dzień, więc – jedziemy! Resztę opisał Urwisek. Ja ze swojej strony dodam, że jestem bardzo zadowolona, że Uszatka trafiła właśnie tam – do domku z ogrodem, i przemiłej Pani, która kocha zwierzęta – mądrze. Uszatka, jako ekwiwalent tego, że „poszła” ostatnia, dostała największą „wyprawkę” - przynajmniej, jeśli chodzi o karmę – jako że my nie przewidujmy w najbliższym czasie opieki nad szczeniakami :) Bardzo Wszystkim dziękuję za dotychczasową pomoc – dzięki Wam z piątki „śmieci” wyrosną szczęśliwe, kochane i kochające PSY. Szczególne podziękowania dla [B]Ellig[/B] za wszelką okazaną i nieocenioną pomoc w tym oczywiście koordynację całego wątku pomocowego wraz ze zbiórką pieniędzy oraz organizacją ogłoszeń. I oczywiście dziękujemy [B]Greven[/B] dzięki której cały wątek zaistniał, bo przecież my w "kulminacyjnym" momencie byliśmy "odinterneceni" :) [B]Pozostała jeszcze Viki – ona też czeka na Swojego Człowieka![/B]
  5. Dawno się nie odzywałam – Przepraszam !! Ale to tylko i wyłącznie brak czasu. Dziś zawozimy do nowego domu Tchórzykę (mam nadzieję że szybko dorobi się nowego imienia). Zostanie sama biedna Uszatka w oczekiwaniu na transport nad morze. Będę musiała zabrać Ją z „pokoju dziecinnego” bo się bidulka sama jedna zapłacze (moje biedne podłogi :) Viki wychodzi na spacery na smyczy, bo odkąd zaczęły jej „znikać” dzieciaki jest mocno zaniepokojona i obawiamy się że ruszy na dalszy „wypad”. Co prawda już od paru dni jest w osobnym pomieszczeniu, ale za każdym razem gdy wchodzimy do maluchów, wpycha głowę i „kontroluje sytuację”. Biedna Viki! Ona przeżyła największy koszmar, a z racji wieku ma najmniejsze szanse na „normalne” życie :( A przecież jest młodziutka, zdrowa – a tak mało wzbudziła w ludziach zainteresowania..... Ale cały czas mam nadzieję, że znajdzie się KTOŚ, kto zechce dla Niej „naprawić świat”!
  6. Witam Wszystkich!!! Na początek sprostowanie, bo Urwisek (jak zwykle przedkładając ilość nad jakość) deczko „poćwiklił”. Nowa Pani z Poznania jest zainteresowana Wyjcem. [b]Ra_dunia[/b] obiecała wpaść do niej dzisiaj (jeszcze raz – dziękuję, dziękuję, dziękuję). Czekamy więc na wiadomości. Maluchy rosną już nawet nie jak na drożdżach, ale na sterydach, i to tych „z górnej półki”. Na adopcję czekają jeszcze Viki, Uszatka (ulubienica Myszy) i Wyjec-Marzyciel. [b]Ellig[/b] naszykowała malcom wspaniałe „wyprawki”, więc na pewno nie będzie problemu z zaadoptowaniem się w nowych domkach - poza tęsknotą za rodzinką, ale to już pole do popisu dla nowych Opiekunów. W piątek zrobiłam szczeniętom „wieczorek integracyjny” – zapoznanie „nos w nos” z Onkami. Ku naszemu zaskoczeniu najbardziej „wyrywny do tych dużych” był – Paproszek. Potem Wyjec-Marzyciel. Natomiast wszystkie „Dziewczęta” okazywały daleko idącą powściągliwość. Pierwszy odruch – schować się. Po chwili – no, skoro liżą, to chyba nie zjedzą. Ale na rękach najbezpieczniej!!! Nureczka nawet poszczekiwała zaniepokojona. Dopiero kostka-ciasteczko (prezent od Dobrej Cioci) – rozładowywała atmosferę i (jako że maluchy występowały pojedynczo) był wielki bunt, że trzeba już wracać do rodzeństwa. Biedne Onki, ciekawe przy którym szczeniaku pomyliły im się rachunki :) Szczenięta zostały powtórnie zaszczepione (szczepionką Nobivac), a wcześniej (trzy dni) odrobaczone wraz z Viki. Viki chyba „wróciła do normy” bo notorycznie zostawia niedojedzonego Hill`sa. Od dzieciarni natomiast wieje jak i gdzie tylko może. Gdy posiedzi się z Nimi przez chwilę, bez trudu można Ją zrozumieć :) W tej chwili jest to tak „na oko” około dwudziestu (lekko licząc) żywiołowych, radosnych i szalenie kontaktowych maluchów. Wystarczy „zejść do ich poziomu” np. schylić się po miskę – a już są wszędzie. Wiszą na nogawkach, rękawach, nawet na włosach – niedługo będziemy chodzić do Nich w czepku kąpielowym :) Aby wywołać „wojnę domową” wystarczy wziąć jednego na ręce i poświęcić mu całą uwagę. Biedak – ciężko to odpokutowuje gdy wraca na łono rodzinki.... Trzeba więc głaskać wszystkie jednocześnie i nikogo nie faworyzować! Szczeniaki są już w tym wieku, że w zasadzie powinno się je już od suni odseparować, ale nie bardzo mamy warunki więc dajemy Jej chwile wytchnienia prowadząc maluchy później do kojca, lub w nocy – którą Viki spędza w innym pomieszczeniu (za wysoką deską, której bąble nie dają rady pokonać). Dochodzę powoli do wniosku, że jak cała czeredka znajdzie już domki – okaże się że u nas jest bardzo, bardzo pusto :) :) :) Acha – z nową Panią Tchórzyki uzgodniłyśmy że zabierze Małą po powrocie. W między czasie wpadnie do nas odwiedzić pieska.
  7. Szczeniaki już obkarmione (i obsprzątane), mamuśka po misce i spacerze - więc teraz mogę trochę posiedzieć przy kompie ja. Maluchy dostają od dwóch dni nie moczonego Hill`sa. Na początku była głównie zabawa - takie małe piłeczki, ale któremuś udało się w ferworze walki rozgryźć i szybciutko reszta zaczęła go naśladować. Posiłek trwa odpowiednio dłużej, ale niech się uczą! [B]mmd[/B] ...pies Małego Księcia....... - trafiłaś idealnie! Ja od pewnego czasu nazywam Wyjca Marzyciel albo Mały Ksiąze. Andrzeja ..Wyjec zawył... jest już tylko poetyckie Szczeniaki się ...wspaniale zsocjalizowały.. - określenie Naszej Wetki. Aż nie chce się wychodzić z kojca (lub z pokoju - w zależności od pory dnia czy nocy). Wszystko Je ciekawi, wszystkiego muszą spróbować, na wszystko muszą wleźć. Paproszek dogonił rodzeństwo i zrobił się z Niego pies na schwał. Ale podobnie jak Wyjec-Marzyciel nie prowokuje burd, od tego są dziewczyny. Kolorowy kłębek z wrzaskiem tarzający się po podłożu, to nieodrodnie Uszatka + Tchórzyka (znacznie rzadziej Nurka). Natomiast te dwie nie przepuszczą żadnej okazji... Gryzienie w ogon w trakcie jedzenia czy picia, wskakiwanie na siostrę z impetem gdy ta ucięła sobie drzemkę - są wręcz stałością. Reszta przy tych dwóch aparatkach wypada jak niewinne jagnięta. Wystarczy jednak do Nich wejść, a już cała uwaga maluchów skupiona jest na ludziu. Nawet w porze karmienia trzeba swoje piętnaście minut odsiedzieć, zanim się zainteresują miską.
  8. [B]Ellig[/B] – dziękujemy Ci za wszystko z całego serca. Jesteś WSPANIAŁYM, CUDOWNYM, WIELKIM CZŁOWIEKIEM. Dziękujemy!!! Dziękuję też Wszystkim za wyrozumiałość i pomoc, a teraz ponadrabiam trochę zaległości. Po pierwsze filmik – bomba! Oglądaliśmy całą rodziną i to parę razy. Bardzo dziękujemy :) Po drugie – nasz internet nadal mocno kuleje. Znika nieoczekiwanie - tak często i na tak długo że nie można kompletnie nic zaplanować. Piszemy w Word-zie i jak tylko jest możliwość wklejamy na wątek. Dlatego posty wychodzą – „jednym ciągiem”. Prawdopodobnie 28 będzie „brygada” i zobaczymy, co da się z tym „fantem” zrobić. No ale, chociaż „trochę jest” a to najważniejsze :) A szczeniaki – bajka! Małe, słodkie, paskudne łobuzy. Wchodzenie do nich – obojętnie czy są w pokoju czy w kojcu – wymaga od człowieka całej koncentracji i skupienia, jakie może z siebie wykrzesać. Żywa i na dokładkę dosyć szybka rtęć. Ani razu nam się nie udało opanować stadka, aby choć jeden nie uciekł. Zdecydowanie preferują pobyt w kojcu – więc siedzą w nim od rana do wieczora (chyba że pada) i usilnie staramy się je nauczyć aby za mamą szły same do „swojego pokoju”. Niestety, są to bardzo żałosne próby (przynajmniej z naszej strony), one bawią się świetnie i są gotowe przeciągać tą zabawę w nieskończoność. Apetyty dopisują połowicznie. Nurkę i Tchórzyka trzeba namawiać. Reszta pałaszuje aż miło. A za tymi dwiema małymi wariatkami chodzę, wtykam w pyszczki, namawiam. Andrzej patrzy na to „kosym okiem”, ale trudno. Parę dni temu to samo było z Uszatką – a teraz wcina aż jej się uszy trzęsą!! Charakterki bąbli ulegają delikatnym modyfikacją. Paproszek nadal głównie je i myśli, ale zaczyna też interesować się zabawkami. Jednym słowem zaczyna doganiać rodzeństwo. Wyjec przestał być najgłośniejszym psem w okolicy. Trzyma się troszeczkę z boku i przygląda wszystkiemu bardzo wnikliwie. Tchórzyk(a) nadal reaguje na wszelkie nowości „podając tyły”, ale szybko wraca. Za to za mamę – rzuca się jak lew. Wystarczy, że założę Viki smycz, a już z piszczeniem i warczeniem wisi na jej luźnym końcu i szarpie z całych sił. Bardzo jest z tym rozczulająca. Najczęściej jednak szaleje z Uszatką. Ta ostatnia nadal jest uważna, stonowana, ale zawsze pierwsza „daje dyla”, gdy tylko nadarzy się okazja. Nurka – nadal ciekawska nade wszystko. Od paru dni do zabaw ze szczeniakami włączyła się Viki. Łapanie, ganianie, przewracanie na grzbiet – to teraz normalne. Bardzo się cieszę, bo znaczy to, że i w Niej złe przeżycia zaczynają się zacierać. Wszystkie psiaki bardzo lgną do ludzi. Jest ogromna rozpacz, gdy zostają same. Za to powitanie – bezcenne :) Maluchy nadal wcinają mleczko dla szczeniąt i namoczonego Hill`sa. Zastanawiam się nad wprowadzeniem białego serka i ostrożnego przechodzenia na „rozwodnione” mleko zwykłe. W tej chwili dostają na spółkę taką samą porcję suchej karmy, co mama. I też trzy razy dziennie. Wodę trzeba im wymieniać dość często, bo Tchórzyk(a) i Nurka (jak sama nazwa wskazuje) uwielbiają „kopać” w misce z wodą. :)
  9. [b]mmd[/b] bardzo bardzo mocno Cię ściskamy, cieszymy się, że jesteś z nami. A Wam wszystkim bardzo dziękujemy za trzymanie "ręki na pulsie". Przepraszamy za naszą nieobecność na forum - nie jest to lenistwo czy żaden "olewajtyzm" ale permanentny brak czasu. Obiecujemy dziś wieczorem nadrobić wszelkie zaległości :) Jako, że zdarzenia (niekoniecznie w ostatecznym rozrachunku - nieszczęścia) lubią chodzić parami - tym razem my musimy pomóc "naszej" Wetce. Los (?) postawił (a raczej położył) na Jej drodze półrocznego źrebaka - w bardzo złym stanie. Sama nic nie zdziała - we trójkę chociaż mamy szansę.
  10. On-ki to Iwo i Moldek. Iwo - wiadomo, a Moldek to - Czarna mordka więc Zorro, Zorro więc Fox, Fox to Molder - i tak powstał Moldek, Moldi a jak nawywija - Molinezja. Na zdjęcia "załapały" się koty - Wiórka (szara) i Opuncja (czarna) oraz Ponton. Historia Pontona jest gdzieś na Dogo. Dla ciekawych Andrzej ją wklei :) Co do maluszków, to mieliśmy wczoraj wizytę Wetki. Bąble szalały jak wściekłe - wszystkie. Ale były po obfitym posiłku i wystarczyło przewrócić któregoś na grzbiet, aby go wyłączyć z zabawy. Leżała taka bida, niemrawo machając łapkami, ale pełne do granic możliwości brzuszki, nie pozwalały zająć właściwej pozycji. Wetka stwierdziła że przez te parę dni (była w poniedziałek) jest bardzo duża różnica w zachowaniu maluchów. Faktycznie - One lgną do ludzi. Zamykaniu np. kojca towarzyszy chóralny protest. Wyjec w przystępie desperacji gryzie siatkę całym pyszczkiem, a Nurka i Usztka (której właśnie oklapły uszy) próbują wymanewrować wszelkimi możliwymi sposobami "zamykającego". Nawet Paproszek i Tchórzyk latają wzdłuż ogrodzenia pochlipując smętnie. Gdy rano wchodzę do "dziecinnego" pokoju - chodzę jak czapla (nogi wysoko, i najpierw spójrz - potem stawiaj). Aby posprzątać maluchom, muszę im najpierw podać mleczko. Jedzenie na szczęście cały czas wygrywa. Gorzej, jeżeli uwiną się z posiłkiem zanim ja skończę. Jest wtedy ostra walka o każdy papierowy ręcznik. Nawet Wiki potrafi się włączyć - ukradła całą rolkę papieru toaletowego i zanim zdarzyłam Jej odebrać - rozszarpała ją na strzępy.
  11. Poznaliśmy wczoraj dwie wspaniałe, ciepłe, ale i bardzo operatywne :)Cioteczki. Było wspaniale, choć zdecydowanie się "zasiedzieliśmy" - 6 godzin Odnoszę wrażenie że upiorne doświadczenia Tchórzyka - trochę Mu pomogły. Najwyraźniej doszedł do wniosku że, skoro to wszystko przeżył to świat jednak się na niego nie czai. I tak - dziś rano powitało mnie pięć mordek, a nie cztery + ogonek w odwrocie :) [b]Ellig[/b] nawet nie wiesz jaką frajdę zrobiłaś bąblom dużym posłaniem z kołderką. Przypuszczam że, każdy będąc dzieckiem kiedyś skakał na jakimś łóżku. Wyobraźcie więc sobie - pięć skaczących, turlających, popiskujących, tarzających się maluchów. Były "wniebowzięte". Tchórzyk w zapamiętaniu, gulgocząc pod noskiem, radośnie próbował nawet kopać (ostatnio odkrył do czego mogą służyć łapki, więc wybieg wygląda jak osiedle piesków preriowych).
  12. Zupełnie jak w dobrym kryminale – Urwis zaczął potęgować napięcie, a ja będę kończyć, więc...... Na początek upiorny dzień Tchórzyka. Maluchy pięknie wypiły mleczko (Viki, w tym czasie była na spacerku po śniadaniu) i napchane jak baloniki wróciły grzecznie spać. Koło 10.00, jako że była całkiem znośna pogoda – powędrowały do kojca, a ja zajęłam się sprzątaniem „dziecinnego pokoju”. Nagle, za oknem pisk. Wyglądam przez drzwi balkonowe, a na zewnątrz kojca wzdłuż siatki biega zrozpaczony Tchórzyk. Jak udało mu się przecisnąć przez 6 cm szczelinę – pozostanie zagadką. Reszta kojca to ocynkowana siatka zabetonowana dołem. Musiał się przepchnąć przez furtkę. Złapałam bidola na ręce, wygłaskałam, pocieszyłam i zwróciłam na łono rodziny, a sama zaczęłam wiązać, przeplatać, mocować – co tylko w ręce wpadło, aby nawet wąż furtką się nie przecisnął. Weszłam potem do kojca aby posiedzieć z maluchami (mamy tam nawet stół i dwa krzesełka). Po śniadanku i drzemce były pełne werwy i radosne. Tylko Tchórzyk – krok w krok za mamusią. Ale ona już taka jest – nawet bez dramatycznych przeżyć – mamusina córcia. Reszta maluchów kotłuje się między sobą, a ona bawi się mamusią. Ogonem, uszami – różnie. Idzie więc przodem Viki, za nią drepcze szczeniak. A pod moimi nogami baraszkuje reszta rodzeństwa. Sunia znalazła dużego czarnego żuka i kontrolnie trąciła go nosem aby sprawdzić czy nie stanowi zagrożenia dla bąbli. Żuk wywalił się na grzbiet i leżał machając niemrawo nogami. Viki straciła zainteresowanie i poszła dalej. A Tchórzyk pełen odzyskanej niedawno pewności siebie – dźgnął żuka nosem. I się zaczęło..... Przewrót na grzbiet i dzikie tarzanie, połączone z dźwiękiem jakiego nigdy nie słyszałam – i nie chciałabym usłyszeć! Viki wystrzeliła do przodu, w najbardziej odległy kraniec kojca i tam zamarła, a reszta szczeniaków – niczym kule bilardowe – po kolei wpadały do budy, takim pędem że hamowały dopiero na tylnej ścianie (prawie było słychać kolejne łup, łup, łup, łup). Przypuszczam że gdybym „naocznie” nie widziała co się wydarzyło – w pierwszy odruchu postąpiłabym jak Viki, ale wiedząc co się stało – rzuciłam się ratować malucha. Wcale nie było łatwo chwycić, wijącą się i drącą rozpaczliwie kulkę. Zdjęcie żuka z nosa też nie należało do prostych czynności – bo Tchórzyk nawet już złapany na ręce odstawiał łebkiem prawdziwy wiatrak. Jednak w końcu się udało. Jeszcze chwila wrzasków i wszystko wraca do normy. Viki, podchodzi na sztywnych łapach z wyciągniętą do przodu głową. A w otworze budy pojawiają się cztery przestraszono/zaciekawione mordki. Usiadłam na krzesełku z Tchórzykiem na rękach i długi czas uspokajałam malucha. Pojękiwał, popłakiwał, trząsł się jak galaretka. Na nosku oczywiście żadnych śladów. Przypuszczam że żuk też przeżył traumę :) Po dobrej godzinie, gdy już reszta rodziny bawiła się spokojnie w najlepsze – Tchórzyk zaczął wykazywać tendencję „wejścia w ten okropny świat”. Póki, co jeszcze lekko skulony i rozglądający się na boki, ale....
  13. Cały dzień bez żadnych wiadomości –przepraszamy, wybaczcie, ale wyczailiśmy dzień, kiedy Młody wcześniej wraca ze szkoły, (aby maluchy nie były same) i rzuciliśmy się w wir pracy. Powoli zaczynamy ustalać dyżury – kto kiedy pracuje, a kto siedzi z bąblami. Maluchy zostały dziś odrobaczone (po raz drugi). I tak: Nurka waży 2 kg, Uszatka i Wyjec po 1,5 kg, Tchórzyk 1,3 kg a Paproszek już prawie 1 kg. Mamusi też się dostało. Zademonstrowała nam plucie pastylkami „na odległość”, ale na kawałek mięska z nadzieniem – dała się nabrać. Bąble zaczynają być towarzyskimi, kontaktowymi szczeniakami. Obgryzają z upodobaniem buty, próbują wspinać się po nogach, gryzą lub (w zależności od nastroju) liżą ręce. Niestety częściej gryzą! Wyjec zasnął dziś na rękach Wetce i dosłownie się „przelewał” gdy próbowała Go odłożyć. W zasadzie Tchórzyk potwierdza regułę jako wyjątek – reszta jest radośnie-pluszowo-miluśna. Mamusia (mnie bardzo podoba się Wiktoria ze skrótem Wiki) cały czas stonowana i spokojna. Gdy czegoś nie jest pewna, po prostu się kładzie lub pochyla głowę. Staramy się nie wykonywać przy niej szybkich ruchów, aby suni nie stresować – ale ona nie zachowuje się moim zdaniem jak bity pies. Nie boi się ludzi. Gdy zjawia się ktoś nowy, kogo jeszcze nie zna – co najwyżej machając ogonem – staje między nim a maluchami.
  14. [B]mmd[/B] - brak słów. Chciałoby się jakoś pomóc, a nie ma jak. My myślami chociaż, będziemy na pewno przy Tobie i Tacie.
  15. [*] To jednak pocieszające, że dzisiejszy koszmarny dzień, [URL="http://www.dogomania.pl/threads/183475-DziesiAE-tki-kleszczy-poraniona-krwawiAE-ca-skA-ra-taki-los-zgotowaA-mu-czA-owiek?p=14463645#post14463645"]dla jakiejś istoty był szczęśliwy[/URL], bo spotkała[B] Ludzi[/B] na swojej drodze...... ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- #650 To największy rozbójnik – Nurka. Mieliśmy dziś odwiedziny – Mysza z mężem. Bardzo dziękujemy i zapraszamy jak najprędzej ponownie (szczerze). Jesteście fantastycznymi ludźmi !!! Szczeniaki dostały nową porcję zabawek (fioletową piłkę zaiwaniła mamusia) i miały dzień pełen wrażeń – zostały wymiziane, wygłaskane, wybawione i na koniec dnia padły jak neptki. Były tak przejęte, że popołudniowego hill`sa prawie nie ruszyły (ku uciesze suni). W trakcie wizyty zrobiły sobie jedną krótką sjestę. Całe szczęście, że krótką, bo i tak nogi mi zdrętwiały. Pogoda się popisała (niestety :( ). Mieliśmy deszcz i chyba jakiś grad, więc sesja fotograficzna na dworze króciutka – bez szczeniaczków. Bardzo, bardzo Was proszę o imię dla Suni. Maluchy mają imiona „robocze – tymczasowe” a Ona biedna albo Sunia albo Mamusia. Taka odważna dziewczynka wyjątkowo zasługuje na swoje własne prywatne imię. Sunia napędziła nam dziś stracha. Wypuściliśmy ją na chwilkę na wybieg On-ków, aby się załatwiła (bez obawy, one były gdzie indziej). Jednak widocznie doszła do wniosku, że na czyimś wybiegu nieładnie załatwiać „własne potrzeby” i otworzyła furtkę. Wypadliśmy w popłochu za nią, ale Ona odeszła parę metrów, załatwiła się i spokojnie do nas wróciła. Dziewczyny górą. Ani gamoniastym On-kom (ani Pontonowi, zresztą) ta sztuka się nie udała ani razu. I tak mamy robotę na niedzielę – poprawianie furtki :( Acha! - Sunia i maluchy mieszkają na razie w domu – mają do dyspozycji niewykończoną jeszcze pracownie (kieeedyś moją).
×
×
  • Create New...