Jump to content
Dogomania

fridowska

New members
  • Posts

    2
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by fridowska

  1. Pracowałam z psem pod okiem Ayshe w sumie przez jakieś dwa lata. Przestałam, ponieważ poszłam do nowej szkoły i nie dałam rady pogodzić dojazdów, nauki itd. Bardzo miło wspominam ten czas i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na zajęcia wrócę. Zacznę może od płacenia. Nie czuję się oszukana, ponieważ płaciłam za konkretną pracę wykonaną nade mną i moim psem, za poświęcony czas. Nie obchodziło mnie na co będą wydane pieniądze. Poza tym nigdy Ayshe nie była nastawiona na zarobek, wszystkie finansowe sprawy zawsze rozstrzygała na moją korzyść. I nie pamiętam, żeby mi przypominała o płaceniu, choć nieraz zapominałam. Żaden ze mnie sportowiec i pracuję z psem dla zabawy. Ale tak było chyba w przypadku większości członków grupy. Najważniejsze dla mnie było to, że pies miał radoche z zajęć. Że widząc jak pakuję sprzęt, nie mógł ustać w miejscu. Że się znacznie poprawił, otworzył na pracę, nabrał pewności siebie. Nie zauważyłam żeby praca z Ayshe spaprała mi psa, wręcz przeciwnie. Uważam że szkoleniowców ocenia się po ich pracy z tym konkretnym przypadkiem. A jakie mają papiery, co o sobie uważają i gdzie startują to drugorzędna sprawa. Taki przykład. Trenuję jeździectwo. Trafiłam z młodym, szalonym koniem pod oko trenera z papierami, polecanego przez wiele osób. I było tylko gorzej i gorzej, nic nie szło do przodu. Zaczęłam treningi z dziewczyną, która nigdy nie startowała, nie ma uprawnień instruktorskich. Ale dużo wie, jest cierpliwa i spokojna. I koń mi się zmienił nie do poznania. Podobnie jest z psami. Poza zajęciami u Ayshe byłam u paru osób polecanych przez ZKWP. U jednej z nich belg znudził się po 10 minutach powtarzania w kółko tego samego, druga stwierdziła, że za wiele z tym psem i tak nie zrobię bo jest kulawy (ma trochę ograniczoną zginalność jednej łapy po wypadku). I nie mówię że to źli trenerzy, po prostu nie pasowała mi praca z nimi. Beata po prostu kazała mi wziąć psa, dobre smakole i pracować. Cieszyć się z małych postępów, dawać psu szansę na zrozumienie. Czasem czegoś nie mogłam zrobić, a ona mi mówiła - zmień to i to. I wychodziło. Dlatego przychodziłam na zajęcia. Naprawdę nie interesowało mnie to czy Ayshe lata cessną czy jeździ PKSem, czy ma męża żołnierza, lekarza czy kelnera i czy jest astrofizykiem bo to się nijak nie przekłada na pracę z psem. Odpowiadało mi jak tłumaczy, jak prowadzi mojego psa i szczerze mnie nie obchodziło czy wie to od szkoleniowców z Niemiec, czy z jakiejś książki, czy może sama wymyśliła. To tyle moich prywatnych spostrzeżeń. Nie podoba mi się cała ta nagonka, wyciąganie brudów i przepychanki. Bo jeżeli ktoś czuje się naprawdę oszukany, to wystarczy się z Ayshe spotkać, zadzwonić, porozmawiać, pokłócić, iść do sądu, cokolwiek. Mniej osądzania, więcej szacunku do drugiego człowieka. pozdrawiam Pamela Czajka
  2. Oj ma, szaleją dzieciaki razem i grzywek dzielnie daje sobie radę z tą moją belgijską potworą :) nie daje się zapaść, a jak Czarnuch łapie go za sierść nie pozostaje dłużny :diabloti:
×
×
  • Create New...