Jump to content
Dogomania

Joanna_S

New members
  • Posts

    9
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Joanna_S

  1. Pies przeszedł kompleksowe badania (bez znieczulenia, 3 osoby były do tego potrzebne...), przeszedł antybiotykoterapię. On nie będzie już młodszy ani zdrowszy, a jedynie starszy i potencjalnie bardziej chory. Co nie oznacza chyba, że nie można z nim pracować pod kątem takich czy innych zachowań, prawda? :) Mam trochę znajomych, którzy brali seniorów ze schroniska, pracy tam czasami było bardzo dużo pod kątem behawioralnym, i niezależnie od stanu zdrowia psa to się może udać, bo im się udawało. Stąd moje pytanie. :) Chciałabym po prostu zrozumieć, skąd może wynikać różnica w reakcji psa na moje wyjście z domu/posesji w zależności od lokalizacji, począwszy od kompletnego braku reakcji (moje stare mieszkanie), poprzez chwilową dosłownie kilkusekundową awanturkę gdy odjeżdża samochód spod posesji (co trwa od zawsze, bo jeździliśmy tam od lat, to nie jest nic nowego, ale jak pisałam w oryginalnym poście nie uznawałam tego za wielki problem bo zawsze trwało tylko kilka sekund), aż po kompletną histerię (mieszkanie mojej Mamy, czy moje oddalenie się „na piechotę” z posesji). Oraz co konkretnie mogę zrobić ja, aby ewentualnie pomóc mu w tych przypadkach rozstań, na które reaguje histerycznie. Jedyne co mi przychodzi do głowy to fakt, że gdy mieszkaliśmy w mieście wychodziłam po prostu częściej z domu (choć pracowałam w domu), bo w mieście wszystko było blisko dostępne i mogłam sobie różne sprawy załatwiać kiedy mi się zachciało, nawet i kilka razy dziennie. Teraz staram się załatwiać „na raz”, raz na kilka dni, w związku z koniecznością pokonywania sporych odległości samochodem do sklepu, banku czy urzędu. Być może więc po prostu przyzwyczaił się do tego, że jesteśmy non stop razem (poza moimi okazjonalnymi wypadami do sklepu itp.), i choć może nie jestem bezpośrednio obok niego i w zasięgu jego wzroku, no to jednak jestem? Jeszcze jeden mój pomysł - za każdym razem gdy wyjeżdżam autem z posesji do sklepu (a nie idę na piechotę do sąsiadki itp.), wracam z jedzonkiem dla niego, być może też dlatego mój wyjazd autem nie kojarzy się źle i nie ma co robić długiej afery (jedynie chwilkę poszczekać przy płocie), no bo pańcia przecież wróci i da kosteczkę. :) już się naprawdę gubię w domysłach :)
  2. Witam Was serdecznie, mam problem z moim 12-letnim owczarkiem, który wygląda na lęk separacyjny? Jest ze mną od szczeniaka. Aktualnie (od półtora roku) mieszkamy sobie we dwójkę w domku pod miastem, który kiedyś był rodzinnym letniskiem, pies zna i uwielbia to miejsce, spędzaliśmy tu wcześniej całe wakacje i sporo czasu w ciągu roku. Nie było nigdy tam z psem żadnych problemów, zostawał sam na działce gdy ja/wraz z resztą rodziny czy gości jeździliśmy do sklepu czy nad wodę itp. Fakt, zwykle głośnym szczekaniem i biegiem wzdłuż płotu żegnał nasze odjeżdżające samochody, po czym gdy zniknęły z pola widzenia uspokajał się i po prostu szedł spać, nie czatował na mnie, nie piszczał itp. Parkuję zwykle na zewnątrz posesji, bo gdy czasami auto jest na terenie i chcę wyjechać – to pies dosłownie gryzie błotniki, następnie standard - szczeka biegnąc wzdłuż płotu, potem kompletny spokój. Zauważyłam poważniejszy problem, gdy wychodzę z posesji „na piechotę” a nie samochodem. Np. ubiegłej jesieni zdecydowałam się raz pójść do pobliskiego lasu sama na grzyby (zawsze chodziłam tam razem z psem). Musiałam wrócić po kwadransie, bo wył jakby się na płocie powiesił. Podobna sytuacja wystąpiła, gdy poszłam na piechotę do sąsiadki na kawę (ona zwykle przychodzi do mnie) – piszczał szczekał rozpaczliwie przez minimum 10 minut, potem się uspokoił. Apogeum to obecny krótki pobyt w mieście. Czasami odwiedzamy miasto, i bywa że zatrzymuję się z psem na parę dni w moim starym mieszkaniu, gdzie pies się wychował, a obecnie mieszka moja dorosła już córka. Bardzo lubi tam być, zostaje sam, nie ma problemu. Tym razem jesteśmy u mojej Mamy, która jest na wyjeździe. Pies doskonale zna to mieszkanie, jest blisko naszego starego, przychodziliśmy nawet i parę razy w tygodniu, wspomnienia ma na pewno znakomite bo przybiegał tu uradowany i pierwsze kroki kierował do kuchni, gdzie Babcia zawsze miała smaczki dla swojego pupila. Teraz dosłownie nie mogę wyjść z mieszkania. Piszczy przy drzwiach po czym biegnie w kierunku balkonu i zaczyna taki koncert, że go słychać na całym osiedlu. Próbowałam wyjść po tym, jak dałam mu kość wołową wielkości fiata 126p, bez wcześniejszego posiłku, licząc na jego niebywałe łakomstwo – nic to nie pomogło. Nie żegnam się z nim nigdy wylewnie ani nie witam. Nie jest on zresztą typem wybitnego pieszczocha. Pracuję w domu, mam home office od 10 lat, więc jesteśmy z psem ciągle razem, ale nie jesteśmy zawsze obok. Pies nie śpi w mojej sypialni; pracuję w dzień w moim mini biurze, a on wtedy jest np. na posłaniu w innym pokoju albo na posesji, i mnie w ogóle nie widzi. Czyli generalnie pies nie ma problemu z tym, że spędza pół dnia nie mając mnie w polu widzenia. Martwię się bardzo, bo być może czeka nas kolejna przeprowadzka. Okazuje się, że duża zalesiona działka, o ile jest bardzo urocza, to jest ogromnie wymagająca pod względem prac fizycznych, i to już nie jest robota na mój niezbyt świeży PESEL, bo muszę robić to wszystko sama ;) myślę, że mieszkanie gdzieś na parterze z kameralnym ogródkiem, gdzie pieseł będzie sobie leżał na trawce pod krzakiem a ja na leżaczku, byłoby dla nas idealne. Tudzież inny dom z malutką posesją. Tylko co będzie w nowym nieznanym miejscu, skoro ja nie mogę go zostawić obecnie nawet u mojej Mamy w miejscu, które zna doskonale? Jakie mogłabym zastosować metody, aby np. spróbować choćby wyeliminować jego rozpacz, gdy opuszczam posesję „na piechotę”, czy to bieganie przy płocie gdy auto odjeżdża ? No nie da się ukryć, że są to reakcje rozpaczliwe i wynikają chyba z tego, że on się jednak dość mocno i szybko zawsze ekscytował. W tej chwili nie przeszkadza mi zbytnio, że pies szczeka przez 10 sekund, gdy odjeżdżam do sklepu, i zdaję sobie sprawę że są to zachowania już zakorzenione. Ale może wyeliminowanie ich już teraz pomogłoby mi, aby w przyszłości nowe mieszkanie nie stało się dla mnie swoistym więzieniem i aby nie znienawidzili mnie sąsiedzi. :)
  3. Jestem gotowa szukać pomocy nawet i na Grenlandii, w końcu to moje maleństwo najukochańsze :))) Zobaczymy co przyniesie rozmowa, na razie jestem dobrej myśli, wet przyjmuje w okolicach wiejskich, gdzie wiadomo psy warunki mają różne i bywają traktowane bardzo niefajnie, a kocha je miłością bezgraniczną i ma super podejście, chyba 4 lata temu jako jedyny do tej pory zrobił Logankowi zastrzyk wścieklizny tak, że ten się nawet za bardzo nie zorientował, bo zasugerował wyjście poza gabinet i spacerek przy ogrodzeniu - wiadomo tyle zapachów nowych, że szał i świat się nie liczy, niestety więcej to już się to nie udało ;) Dziękuję za pomoc, jakoś to musi się rozwiązać :)
  4. Tzn źle się wyraziłam, pieseł ma 11 lat, a nie brak diagnozy :) kilka lat temu wystąpiła pierwsza zmiana, na biodrze z tyłu, określono ją wtedy po prostu jako hot spot, ja trochę spanikowałam i drążyłam temat, pobrano krew (wyszła czysta) i dostał zastrzyk, zeskrobiny się nie udało bo zdemolował prawie cały gabinet, również vagothyl dostał i po kilku dniach zagoiło się i porosło sierścią następnie ok. 1,5 r. później mała zmiana (może 1-2 cm) na obu tylnych łapach - vagothyl ponownie, i po tygodniu spokój, i rok później to samo. konsultowałam się w międzyczasie z 3 czy 4 wetami - każdy z nich twierdził, że skoro to przypadki rzadkie, sytuacja nie pogarsza się tylko polepsza i mija kompletnie po kilku dniach leczenia, to nie ma co fundować psu na ten moment dodatkowego stresu. No ale tym razem już trzeba, ponieważ od wielu tygodni są różne środki i nic...
  5. Mieszkamy zasadniczo w lesie, trochę tu pusto :) mamy serdeczną sąsiadkę, którą Loganek bardzo lubi, ale dziewczyna jest po 3 operacjach kręgosłupa więc za bardzo się nie przyda do ewentualnych czynności wymagających użycia jakiejkolwiek siły .... Myślę teraz, czy by go nie odurzyć minimalnie np. sedalinem i zaprosić weta do nas, porozmawiam z nim o tym, tzn z weterynarzem, pies ewidentnie nie życzy sobie rozmów w tym temacie :))). Myślę, że tak reaguje bo jako szczeniak został mocno pogryziony przez dużego psa - weterynarz opatrywanie łapy, potem były problemy z uszami - bolesne czyszczenie, następnie podejrzenie kleszcza - to trudno nawet opisać co tam się działo, kroplówki nie udało się zrobić, staneło na chyba 3 ponoć bardzo bolesnych zastrzykach - no i wystarczyło chyba, żeby sobie zapamiętał już na zawsze, że to źli ludzie są heh. Kaganiec wiadomo podstawa :) Będziemy kombinować ,dziękuję. ps. foto łapki w załączeniu (plus dwie tylne ale znacznie lżej tam jest), moim zdaniem jest fatalnie, co się kawałek zaleczy - to przenosi się dalej, fiolet to pyoctatnini- próbujemy to w tym tygodniu, ale ogólnie już widzę, że lipa, muszę uzyskać jakąś diagnozę.
  6. Moi Drodzy, mam pytanie jak opiekunowie bardzo dużych i silnych psów radzą sobie w przypadku konieczności wykonania czegokolwiek przy psie u weterynarza, gdy ten kompletnie odmawia współpracy a jedyną osobą, która w ogóle może cokolwiek przy nim zrobić jest jego stały opiekun? Problemy skórne na łapach mojego owczara wymagają konkretnej diagnozy, występowały na przestrzeni ostatnich 11 lat kilkukrotnie ale udawało się je eliminować błyskawicznie za pomocą np. vagothylu, teraz od tygodni a wręcz już miesięcy nie działa nic, jest bardzo źle. Coroczna wizyta w celu zaszczepienia na wściekliznę przypomina koszmar, choć to tylko raz w roku więc do przeżycia - ale na ten moment nie wyobrażam sobie pobierania krwi, czy zeskrobiny, mój owczar nawet nie pozwoli weterynarzowi obejrzeć łap z odległości mniejszej niż np. 2 m, przytrzymać go po prostu nie da rady , jest zbyt silny . Jestem umówiona w przyszłym tygodniu na rozmowę (bez psa), aby wymyśleć co dalej, chciałam też tutaj dopytać jak w praktyce można poradzić sobie w takiej sytuacji, wszelkie pomysły przedyskutuję z weterynarzem, z góry bardzo dziękuję!
  7. Tak, coś w tym jest, staliśmy się w pewnym momencie niezłym zespołem, np. przy zauważeniu innego pieseła na terenach miejskich (na wsi w lesie to prędzej sarenki...) jest teraz zerknięcie na mnie jakby z pytaniem: i co tam pańcia, idziemy się z nimi napierdzielać, czy na razie zjemy sobie te smaczki, które wiem że masz dla mnie w kieszeni?? :) do weta faktycznie trzeba się będzie tak czy inaczej wybrać na kontrolę.
  8. Do tej pory gdy cokolwiek się działo, to przychodził i mówił ;) piszczał itp. POważnych spraw ogólnie nigdy nie było, ale była kiedyś jakaś egzema na łapce, przyłaził z łapką, wlazł mu kleszcz pod brodę - przylazł trzeć brodą o kolano itp. Weterynarz to niestety nasz największy wróg, będę musiała się psychicznie naszykować na ewentualną wizytę, choć fakt jakiś "przegląd" by się przydał. We dwoje jesteśmy już od jakiegoś czasu, dorosła córka wyprowadziła się jakiś rok temu, ale może poczuł wiatr we włosach w swoim ukochanym lesie. Faktycznie widać po nim dużą pewność siebie. Jak zatem mam mu tłumaczyć, że ja jestem ludź i przewaga jest moja? :) Ogólnie pies w miarę usłuchany, zdyscyplinowany, nie włazi na głowę, nie wymusza, komendy zna i wykonuje, więc tu raczej odpadają jakieś podstawy typu człowiek wychodzi przez drzwi pierwszy, człowiek daje miskę i zabiera itp. Bo to już u nas normalnie funkcjonuje.
  9. Drodzy, mam kłopot bo w zachowaniu mojego 11-letniego Loganka nastąpiły w ciągu ostatnich kilku/kilkunastu tygodni dziwne zmiany, których podłoża nie rozumiem. Aktualnie mieszkamy sobie we dwójkę (ja i pies, plus często goście – bliska rodzina) w lesie, na działce rodzinnej, gdzie zwykle spędzaliśmy wiele miesięcy w roku, tym razem również na zimę zostajemy - chodzi o to, że to nie jest miejsce dla psa nowe, spędził tu minimum połowę swojego życia. Od jakiegoś czasu mój Logan wyje jakby się na płocie powiesił, gdy tylko gdzieś wyjdę, w sensie na nogach, np. do sąsiadki na kawę, czy też raz chciałam iść na grzyby sama bo cały las w ludziach i psach – wróciłam po 20 minutach bo nadal go słyszałam. Gdy odjeżdżam rowerem nie ma problemu, gdy odjeżdżam autem do sklepu – pobiegnie wzdłuż płotu szczekając przez 10 sekund i spokój, idzie się położyć, ale gdy wychodzę, w sensie idę, dostaje szału, nawet gdy wtedy na działce jest akurat np. moja Mama więc nie zostaje sam. Nigdy wcześniej tak nie było, czy w Warszawie czy tu w lesie, zero odgłosów gdy gdziekolwiek wychodziłam, bywał sam po wiele godzin. Druga kwestia - Logan za bardzo nie zwracał już uwagi na okoliczne odgłosy, czyli inne psy dalej na wiosce, zwierzęta leśne, czasami gdzieś tam sobie szczeknął w powietrze. Ostatnio wiele razy dziennie lata po terenie i po prostu szczeka, szczególnie (choć nie zawsze tylko wtedy) gdy ja wyjdę z domu, zrywa się wtedy na równe nogi i szczeka choć w okolicy jak okiem sięgnąć nikogo ani niczego nie widać. Wtedy podchodzę, próbuję zwrócić na siebie jego uwagę, gdy to się udaje to go chwalę, wołam do siebie i odsyłam na miejsce „Odejdź” czy „na miejsce” itp. Czasami się udaje, czasami po 30 sekundach znowu się zrywa. Jestem tutaj jakimś czynnikiem wyzwalającym, bo np. sąsiedzi z którymi mamy wspólny płot przygarnęli znajdkę, i ten pies do płotu przyłaził – choć Logan jest nadzwyczaj mało towarzyski i inne psy co najwyżej czasami toleruje to jakoś w tym przypadku awantur przy płocie nie było, stali sobie tak czasami długi długi czas, obwąchując się, dopóki ja się nie zbliżyłam – wtedy atak na płot, warczenie i odganianie „kolegi”. Nie wiem co w moim zachowaniu spowodowało, że mój pies wykształcił takie reakcje, poradźcie coś proszę. Tu nie chodzi nawet o fakt warczenia na psa sąsiadów, bo jak wspomniałam, mój innych psów po prostu nie lubi za bardzo, gdy mieszkaliśmy w mieście dzięki poradom behawiorystki udało się normalnie wychodzić na spokojne spacery bez rzucania się do innych, a nawet kompletnie bez reakcji gdy inny rzucał się pierwszy, ale o jakiejś tam np. wspólnej radosnej zabawie na wybiegu z innymi pieskami to raczej nie ma mowy xD zresztą nie będę go na siłę zmuszać do socjalizacji, ja też jestem odludkiem, szanuję jego zdanie ;) Nawet byłam trochę zdziwiona że tak zgodnie przy tym płocie razem funkcjonują z tym piesełem sąsiadów - chodzi tu o fakt, że ja pojawiam się w polu widzenia i od razu jest atak. Czy może ja jakoś swoją osobą daję mu do zrozumienia, że koniecznie trzeba mnie obronić przed całym złem tego świata? Jak pokazać psu, że wcale nie oczekuję od niego takiego zachowania? Z góry dzięki.
×
×
  • Create New...