Witam. Dwa dni temu odszedł nasz piesio, kundelek, był z nami 11,5 roku. :( choroba cushinga najprawdopodobniej. Dopadło nas to jak grom z jasnego nieba. Goluś zawsze miał duży apetyt, dużo pił i dużo "sikał". Kilka lat temu przytył i teraz jak czytam o objawach tej choroby to widzę, że jego gruby brzuszek i cieńkie nóżki nie były taka jego urodą. Od jakiegoś czasu bywał smutny i szybko się męczył ale myślałam że to w związku z wiekiem. Na spacerach zdarzało mu się grzebać w śmieciach więc okresowe wymioty tym tłumaczylismy. Dwa tygodnie temu jednak zaczął wymiotować kilka razy dziennie i wyraźnie schudł. Niestety akurat przyszły święta i weterynarz nie mógł zrobić pełnej diagnostyki. Dostawal leki przeciwwymiotne i antybiotyk. Po wykonaniu dokładnych badań wyszły bardzo złe wyniki. Diagnoza: zapalenie trzustki, niedoczynność tarczycy, cukrzyca i w związku z bardzo podwyzszonym kortyzolem podejrzenie choroby cushinga. Goluś został w psim szpitalu, dostawal kroplowki, leki, całkowita głodówka. Ostatnią noc spędził w domu ale był jakby nieobecny. Sprawiał wrażenie że chce być sam. Był bardzo osłabiony, jakby zapadnięty . Rano zawiozłam go do lecznicy, miał mieć wprowadzane pojenie i dalsza obserwacja. Po południu zadzwonili że nastąpiło nagle pogorszenie, objawy neurologiczne, różna wielkość źrenic, atak padaczki , nie ma szans. Mieliśmy przyjechać i się pożegnać. Nie zdążyliśmy. Stanęło mu serce po drugim ataku ;-(
Mam wyrzuty sumienia, może gdyby wcześniej, może gdybym bardziej zwracała uwagę na objawy, domagała się bardziej dokładnych badań u weterynarza...