Jump to content
Dogomania

EW.A.9

New members
  • Posts

    1
  • Joined

  • Last visited

EW.A.9's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputation

  1. Dwa dni temu, 28marca około godziny 18 spotkał mnie najbardziej przykry i najokropniejszy moment mojego życia - śmierć mojej wiernej przyjaciółki... 17-letnia Nela.. Była ze mną od 7 roku życia, wspierała mnie w najtrudniejszych momentach, pomagała mi dojrzeć, poznała moje pierwsze koleżanki, pierwszego chłopaka, pierwsze wzloty i upadki, dorastała ze mną. W ciężkich chwilach w psi sposób pocieszała mnie i podnosiła na duchu. Nie, to nie jest moment kiedy jestem gotowa aby o tym pisać, nigdy chyba nie będę gotowa na przyjęcie do wiadomości czegoś takiego, po prostu potrzebuje rady, pocieszenia, skarcenia, czegokolwiek, chce coś usłyszeć od osób które jak ja musiały przechodzić przez coś takiego. Może dostane odpowiedź jak się z tym pogodzić? jak w ogóle dalej z tym żyć.. Jak przystało na jej sądny wiek moje biedactwo było już bardzo schorowane. Jej problemy zaczęły się około 3 lat temu. Najpierw niedowład w tylnich nóżkach, wyleczony zastrzykami , następnie rozdrapana rana na jej najukochańszej mordce która jak się okazało spowodowana była niezdrowym ząbkiem (bolało, drażniło aż stopniowo rozdrapywała bolące miejsce z zewnątrz) wiele wizyt u lekarzy, zabiegi, gwarancja ze będzie dobrze po wyrwaniu ząbka (jedynego jakiego straciła do końca swojego życia) ale nie było do ostatnich dni miała niegojącą się ranę (pewnie ze względu na wiek krzepliwość krwi nie była w najlepszym stanie tak jak zresztą gojenie) . Kolejna przypadłość - ropień na nóżce, momentalnie urósł, wystarczyła jedna noc aby utworzył się ropień który następnego ranka po prostu pękł, wizyta u weterynarza, narkoza, zabieg, ciągnący się czas rehabilitacji ale zakończony sukcesem, nóżka była całkowicie zagojona i sprawna. W między czasie zaczęły tworzyć się małe guzki na jej brzuszku które w bardzo szybkim tempie postępowały i rozsiewały się po całym ciele. Oczywiście skonsultowaliśmy się z weterynarzem co robić jak tego uniknąć jak jej pomóc. Każda jej choroba i cierpienie była dla mnie ciosem ale to co wtedy usłyszałam było największym "Państwa pies ma raka, z każdym dniem będzie coraz bardziej chudła, będzie więcej piła niż jadła, powoli to wszystko będzie postępować..." moja psinka jak to pani weterynarz powiedziała w wieku 15 wtedy lat miała serce młodego 5 letniego psa, jedynie to utrzymało mnie w nadziei ze wszystko będzie dobrze i jakoś się ułoży. Guzki były operacyjne jednak pani weterynarz stwierdziła, że żaden weterynarz nie podejmie się tak obszernego zabiegu, gdyż jedyną opcją byłoby wycięcie dwóch płatów skóry od szyi aż po nóżki, jeśli w ogóle przeżyłaby zabieg to rehabilitacja byłaby tak uciążliwa, że męczyłaby się życiem, lepiej było zostawić ją w takim stanie aby spokojnie mogła przeżyć starość, tak też zrobiliśmy. Nie miała objawów, nie męczyła się, jednak tak jak powiedziała pani weterynarz choroba zaczęła postępować, chudła, miała problemy z wypróżnianiem, nie chciała wychodzić na dwór, ciągle spała na zmianę z jedzeniem i piciem. Mimo tego, że dużo jadła wciąż chudła coraz bardziej. Na sam widok chciało się płakać jednak widząc, że się nie męczy chcieliśmy jej pomagać jak najdłużej. Przez ostatnie miesiące choroba zaczęła bardzo dawać o sobie znaki. Po oczkach było widać, że ślepnie, zaczęła też głuchnąć. W ostatnich dniach swojego życia przestała panować nad trzymaniem moczu, nawet nie wiedziała kiedy to robi, wymiotowała.. W dzień przed podjęciem najtrudniejszej decyzji w moim życiu przestała mieć czucie w nogach, nagle upadała na mordkę, oddech był płytki i nierówny, w nocy zastanawiałam się czy ujrzę ją kolejnego dnia i chciałam jak najbardziej odwlec ta chwile.. Niestety popołudniu zdecydowaliśmy, że nie możemy jej dłużej męczyć. Najgorsze było pytanie do samej siebie kto się bardziej meczy, moja psinka która nie daje znaków o bólu a jej oczy mówią, że chce żyć jednak widać było, że dzieje się coś strasznego czy ja egoistka która chce utrzymać psa jak najdłużej przy życiu, a może to nie egoizm tylko wiara w to, że będzie lepiej.. Co rusz nasuwały się kolejne pytania na które nie znałam i już nigdy nie poznam odpowiedzi. Przed wyjazdem do weterynarza, w trakcie jak i na miejscu szlochałam niemiłosiernie jednak wiedziałam, że nie mogę jej zostawić samej w takiej chwili, chociaż tyle mogłam dać od siebie po 17 latach przyjaźni wiernej i oddanej przyjaźni i miłości, podejrzewam ze jedynej szczerej w moim życiu. Zostałam z nią do końca, do momentu kiedy usnęła na zawsze. Mam do siebie ogromny żal, czuję, że odebrałam życie przyjaciółce która była mi oddana i bezgranicznie mi ufała, czuje że zrobiłam coś niewybaczalnego, coś z czym nie pogodzę się do końca życia. Dzień w dzień noc w noc zastanawiam się czy to było jedyne wyjście. Wiem że przedłużanie na siłę jej życia w mękach tylko pogorszyłoby sytuacje nie tyle moja co jej.. Kiedy zasypiała i spojrzała mi w oczy nie widziałam ulgi tylko żal, żal do mnie ze do tego dopuściłam, że nie zabrałam jej i nie uciekłam daleko tylko z nią, ale czy to by coś dało? Czy da się odwlekać ten straszny moment w nieskończoność? Powiedzcie mi błagam czy popełniłam niewybaczalny błąd czy to była jedyna opcja ratunku przed śmiercią w mękach, czy to ja jestem katem który zabił a nie pomógł.. Teraz siedzę w naszym ulubionym miejscu, pisze, wspominam i płacze, płacze tak jakby to miało zwrócić zdrowie i życie mojemu pieskowi, mojej ukochanej Nelce.. Błagam Was doceniajcie każda najdrobniejszą chwilę ze swoimi pupilami, doceniajcie tak abyście mogli tak jak ja w ostatni sądny dzień wspólnie mieć świadomość jak piękne było wasze wspólne życie razem.
×
×
  • Create New...