Jump to content
Dogomania

Idalia95

New members
  • Posts

    1
  • Joined

  • Last visited

Idalia95's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputation

  1. Witam wszystkich dogomanów. Wróciłam niedawno ze schroniska w jednym z wielkich miast naszego pięknego kraju. I w sposób kulturalny jestem zdegustowana zachowaniem pracowników ze tego otóż schroniska dla zwierząt. Gdy z chłopakiem przyszliśmy, aby obejrzeć i od razu wybrać psa, któremu chcieliśmy uratować i stworzyć mu dobry dom na resztę jego życia, spotkaliśmy się z nieco burkliwą osobą na recepcji. Oczywiście od razu powiedzieliśmy, że chcieliśbyśmy adoptować psa, czy moglibyśmy zabrać już dziś oraz czy byłby to dla nich problem, że oboje jesteśmy zameldowani w dwóch innych miastach(ba, dwóch innych częściach Polski,czyt. inne województwa) i pies znajdowałby się w mieszkaniu wynajmowanym. W odpowiedzi tylko było: "ta,dzisiaj można" i "to żaden problem". Tak więc poszliśmy wybrać psa. Gdy wróciliśmy do "recepcjonistki" i powiedzieliśmy, którego psa wybraliśmy, kobieta ruszyła się z wielkim oburzeniem, że ją zrywamy na nogi, bo chcemy adoptować jakieś kundla. Z wielkim ociąganiem poszła po naszego psa, a w międzyczasie wolontariuszka, która stała obok zagadała do nas, gdyż usłyszała, że wybraliśmy jej podobopiecznego. Sporo dowiedzieliśmy się o tym psiaku, np. że 2-letni, w schronisku był dosyć krótka i źle znosi pobyt w tym miejscu. Po jakiś 10 minutach przyszła łaskawie ten babsztyl z naszym psem i łaskawie pozwoliła nam spędzić czas z nim, aby się zapoznać na terenie schroniska,a potem załatwimy papiery. Udaliśmy się razem z psem i wolontariuszką na wybieg, aby upewnić się, czy pies nas zaakceptuje. O dziwo pies od razu zaczął się tulić i przymilać. Wolontariuszka powiedziała, że bardzo łaknie kontaktu z ludźmi, a co do zwierząt jest nastawiony pozytywnie. Po jakimś czasie dołączyła do nas druga wolontariuszka, która również zajmowała się tym psem. W trakcie naszej rozmowy podłapały, że z chłopakiem rozważamy adoptowanie również drugiego psa, ale to za jakiś czas. Obie podpowiedziały nam, że w tym schronisku jest również do adopcji 12-letnia suczka, dawna kompanka naszego wybranego psa. Wcześniej podupadała ze względu na "starość"(jak to określiły dziewczyny), jednak gdy spotkała się z naszym psem w jednym boksie i po krótkim czasie się zapoznali bliżej, zyskała przyjaciela i odzyskała siły, tzw. przeżywała swoją drugą młodość. Wolontariuszki przypowadziły wspomnianą sunię i, gdy zobaczyliśmy jak oboje razem są szczęśliwi, nie mogliśmy oderwać od nich oczu i zdecydowaliśmy się również że i tą sunię zaadoptujemy. Spędziliśmy z nimi dobre parę godzin, aby później mieć zrobioną aferę przez Panią "Recepcjonistkę". Uprzednio z wolontariuszkami i psinami byliśmy nawet w ambulatorium, aby uzyskać zgodę od lekarza weterynarii. Z mojej rozmowy z Panią lekarz dowiedziałam się, że oba psy są bez problemowe, i owszem są duże(sięgają oba ledwo za kolano, ale niektórzy nazywają je dużymi), ale nie ma problemu z adopcją czy wyjazdami pociągiem do domu do mnie czy do chłopaka. Weterynarka wręcz cieszyła się, że idą razem, bo to były jej ulubieńcy. Usłyszała też od wolontariuszek, że oba psy bardzo nas polubiły podczas zabaw na wybiegu, więc ona nie widzi przeszkód w tym, aby poszły akurat w nasze ręce. Prawdziwe problemy zaczęły się na powrót przy recepcji. Gdy daliśmy dowód osobisty oraz kopię umowy mieszkania wraz z adresem wynajmowanego mieszkania, Recepcjonistka zaczęła się oburzać dlaczego jej nie powiedzieliśmy że nie jesteśmy z tego miasta.Krzyczała, że psy pójdą na mięso, albo na jakieś walki. Oboje nie wyglądamy na ludzi, zdolnych wyrządzić zwierzętom krzywdę. Obydwoje mieliśmy już psy ze schroniska, chłopak od siebie u siebie, ja ze swojego miejskiego schroniska u siebie - bez problemów zostawały nam wydawane, a nawet ludzie pracujący w naszym schroniskach dla zwierząt pchali je nam w ręce, aby szybciej pozbyć się przysłowiowych "problemów". Mamy tak więc doświadczenia z takimi psami i żaden nasz poprzedni zwierzak nie wrócił na powrót do schroniska. Zadzwoniła do kierownika schroniska, który zarządził przez telefon wpisanie nas do zeszytu kontroli przedadopcyjnej(o której wgl wcześniej nie było rozmowy) oraz pisemną zgodę właściciela na psy w wynajmowanym mieszkaniu. Psy, które się z nami mocno polubiły, zostały nam w pośpiechu przez Recepcjonistkę odebrane. Psiny próbowały się wyrwać kobiecie, piszcząc i wyjąc, aby uciec z powrotem do nas, lecz niestety na próżno. Przepraszam, ale serce mi się kraja, gdy przypominam sobie ich piski,wycia i próby ucieczki do nas. Nie chciały tam wracać już, wiedziały, że czeka je u nas lepsze życie... Po powrocie bez psów recepcjonistka zażyczyła sobie oprócz zgody pisemnej właściciela,podanie również metrażu mieszkania. Drodzy miłośnicy psów, powiedzcie mi po jakiego kija jest ważny metraż mieszkania do adopcji psów. Nawet wolontariuszki były oburzone tym i osobiście rozmawiały przez telefon z kierownikiem. Wcześniej psy były wydawane nawet bez tego, wielu podejrzanym osobom, a tu nagle para, która za parę miesięcy planuje ślub i sprowadzić się na stałe do tego miasta nie może wziąć pary psów, bo banda niemyślących osób nie widzi, że jasno w umowie o mieszkanie jest napisane 34 m^2. Wiem, 34 m^2 to nie tak może dużo, ale uwierzcie mi, zbyt dużo rzeczy to my tu nie mamy, ale za to mamy dużo wolnego miejsca, nawet mamy specjalnie 2 miękkie poduchy dla psów(przygotowaliśmy się już za wczasu). A nagle się dowiadujemy,że inspektorzy będą mi po mieszkaniu latać z metrówką, aby upewnić się, czy wgl "jeden pies będzie miał tam warunki do życia"(!!). Tak, dobrze przeczytaliście, według nich 34 m^2 to chyba za mało dla jednego psa. Kochani, jestem tak zdenerowana zachowaniem kierownika i recepcjonistki. Jutro wybieram się na osobistą rozmowę z kierownikiem schroniska(za prośbą jednej z wolontariuszek, która sama zauważyła, że jesteśmy parą ludzi, którym serce się kraje na widok zwierząt w takim miejscu - boksy małe,kojec to szmata do podłogi i jedzenia mało raz dziennie!). Opowiedziałam tą historię w skrócie, aby poznać wasze zdanie. Proszę bardzo jakieś rady, wskazówki... Bardzo polubiła tamte dwa psy i uwierzcie mi, że czułam się tak, jakby czekały na mnie całe swoje psie życie.Jeżeli jutro kierownik będzie miał jakieś zastrzeżenia, mam sama ochotę spytać się, ile te biedne psy mają miejsca dla siebie - kojec i mały boks dzielony na czworo i troje(widziałam na własne oczy, iż 2-latek był wepchany z trzema dużymi psami, a 12-latka z czterema również większymi,gdyż je niedawno rozdzielono) i czy na prawdę nie lepsze byłyby dla nich te 34m^2, gdzie miałyby prawdziwą miłość człowieka, świeżą wodę dostępną cały czas, świeże jedzenie pod dostatkiem, smakołyki i ciepłą poduchę położoną na jeszcze panelach niż jakąś starą koszulkę na zimnym kamieniu. Wiem, że to brzmi jak desperacja, ale uwierzcie mi, że jak dzisiaj dostrzegłam jak żyją te psy, to mam ochotę zabrać chociażby tą dwójkę jak najszybciej stamtąd. Chciałabym chociaż zapewnić tej dwójce miłość od człowieka, której w swoim życiu nie zaznały oraz dom i szczęśliwe dni, tygodnie, miesiące, lata, które im pozostały. Bardzo prosiłabym o jakieś rady, wskazówki, opinie. Jestem ciekawa waszego zdania i przepraszam, że tak bardzo rozpisałam się.
×
×
  • Create New...