Jump to content
Dogomania

Zosia4

Members
  • Posts

    2154
  • Joined

  • Last visited

Posts posted by Zosia4

  1. Kot sobie poczyna nieźle. Jak na tak krótki okres w nowym miejscu to nadzwyczaj szybko się aklimatyzuje. Minęło zaledwie pięć dni od jego bytności u mnie.
    Chodzi już na wyprostowanych nogach - wcześniej na lekkim przykurczu.

    Sam przychodzi i odsłania brzuszek do drapanka, mruczy i pozwala się czesać. Je i pije no i najważniejsze, że od pierwszego dnia korzysta z kuwety.
    Korzysta, a po skorzystaniu tak głośno i gwałtownie grzebie, że z ciekawością i z niemałym rozbawieniem to obserwuję (muszę obserwować z półukrycia, bo przecież to taka intymna czynność, że gotów się obrazić i zaprzestać tych skądinąd pożądanych czynności).

    Jeszcze grzebie w moim żwirku , tzn. w żwirku „poLusinym” ale dostał w spadku całą pakę żwirku drewnianego. Tak, [B][SIZE=2]drew-nia-ne-go[/SIZE][/B] – a myślałam, że nic już nie jest w stanie mnie zadziwić.
    Otóż zadziwiło, a mianowicie odpowiedź dotychczasowego „współpana” (który przywiózł do mnie kota taki szmat drogi) na moje stwierdzenie : „a nie wiedziałam, że jest coś takiego jak żwirek drewniany ”.
    Odpowiedź : a jest jakiś inny żwirek niż drewniany ?

    Samo życie!!!

    Na szczęście dla kota to co jest w kuwecie to jest tylko żwirek. I trzeba zagrzebać w nim swoje skarby. Boże – jakie te koty są mądre, chyba mądrzejsze od ludzi.


    A wracając do kota – jeszcze tylko jakiś gwałtowniejszy ruch czy hałas w domu powodują, że się spina i próbuje się ukryć, ale już jakby mniej. Czyli powoli przyswaja sobie odgłosy tego domu.

    A dzisiaj w nocy znienacka wskoczyła do mnie marchewa na łóżko i przespała wtulona we mnie dopóki się nie odwróciłam na drugi bok. Stwierdziła, że „do odwróconego plecami to ona spać nie będzie” i zwiała gdzieś.
    Jeszcze mam taki nawyk, że traktuję „machewkowego” jakby to była ona – ot przyzwyczajenie, które niechybnie minie, bo przecież musi minąć skoro Cynamonek to jest on, a Lusia to była ona.

    No i wstawiam zdjęcie : oto Cynamonek


    [IMG][URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images66.fotosik.pl/25/392b1ed31211b76emed.jpg[/IMG][/URL][/IMG]

    Życzcie nam szczęśliwego, wspólnego życia, bo tak jak wspomniałam – wstawię jego zdjęcie i zakończę na tym ten wątek.

  2. Dzięki za wsparcie.
    Kot będzie u mnie najprawdopodobniej w sobotę. W miarę wszystkiego się o nim dowiedziałam. Abo to można wszystko wiedzieć o kocie :shake:.
    Podobno jest charakterny, wrzaskliwy jeśli chodzi o branie na ręce i ma szczególne upodobania kulinarne.
    Ech - zobaczymy.

    I znowu będę go musiała przetrzymać jakiś czas w domu żeby poczuł, że to jego dom.
    Nazywa się Cynamonek. I jak ja mam na niego wołać - chyba kiciuś :). No ale jak tu wołać na rudego kicka ? Co to będzie, co to będzie

    A dla zapoznanych z moimi wcześniejszymi wątkami donoszę, że z licznego zwierzyńca, który miałam została mi tylko jedna 14 letnia Onka, która od dwóch lat jest z nami w domu. Zabrałam ją z kojca odkąd zabrakło jej starszej koleżanki. I od tego mniej więcej czasu przestała chodzić - stawy jej wysiadły. Ma legowisko w kuchni i uczestniczy w naszym życiu w pozycji horyzontalnej.
    Wszyscy mówią : uśpij, uśpij. No ale jak tu uśpić, kiedy ona ma wszelkie przejawy żywotności: apetyt, uśmiech i potrafi nawet kłapnąć jak jej coś nie pasuje.
    Takiej woli życia się nie usypia !

    No nic - czekam na kota.

  3. Pojawiam się z nową optymistyczną wiadomością : będę miała nowego kota.
    Przybędzie w przyszłym tygodniu aż z Sosnowca. myślę, że nie ma co za wiele rozpamiętywać i zabrałam się za poszukiwania nowego.

    Muszę Wam powiedzieć, że szukałam takiego kota, który byłby w sile wieku - płeć i zaawansowanie wiekowe obojętne (bardziej po niż przed 10 rokiem życia). A najważniejsza rzecz to ta, żeby był w takiej sytuacji, że nie ma szans na normalny dom.
    Różnie w życiu bywa - czasem właściciel wyjeżdża, czasem umiera, czasem nie może z racji choroby się dłużej opiekować itd.

    No i znalazłam : kot ma ok. 10 lat, jest kastrowany, spokojny i rudy. Boże nigdy nie miałam rudego kota - co to będzie :diabloti: .

    Mam nadzieję, że wszystko dojdzie do skutku. W razie powodzenia akcji zamieszczę jego zdjęcie.
    Trzymajcie kciuki.

  4. Kochane - dziękuję za wpisy i za pamięć o mojej kici. Była naprawdę fajna i bezproblemowa.
    Ot - spokojny, kochany członek rodziny żyjący razem z nami.

    I nic to, że potrafiła spać w najmniej przewidywalnych miejscach : na stole kuchennym, na półce z książkami (uprzednio wyrzuciwszy połowę książek), na drukarce, na blacie kuchenki elektrycznej, w umywalce, w wannie - mogłabym tak wymieniać bez końca.

    Była po prostu jednym z mieszkańców naszego domu żyjącym na pełnych prawach.

    Smutno bez niej i trudno się przyzwyczaić, że nikt nie zaskrobie w szybę o różnych porach nocy żeby go wpuścić albo wypuścić. Smutno pozbierać jej miseczki z których jadła i piła - SMUTNO.

  5. Smutna wiadomość

    Dzisiaj kocia odeszła. Cichutko i w samotności.

    Pełne zaskoczenie, bo ani nie chorowała ani nic nie wskazywało na to, że ma jej się ku końcowi.
    Rano jeszcze grzała się na słoneczku a jak wróciłam w południe z zakupów to już jej nie widziałam.
    Zaczęłam szukać, bo zanosiło się na deszcz - no i znalazłam.
    Zaszyła się między świerki, tam gdzie jej nigdy nie widziałam. Wyglądała jakby spała.
    Boże - jak tak można - bez zapowiedzi, bez pożegnania, ot tak po prostu zaszyć się w gęstwinie i zasnąć na wieki.

    No po prostu szok. I żal, wielki żal.

    Teraz już ochłonęłam trochę i przejrzałam papiery adopcyjne Lusi. Jej wiek określono w przybliżeniu na 1994 lub 1997. Znakiem tego mogła mieć 17 lub ok. 20 lat.
    Ale naprawdę - była cały czas sprawna. No może trochę więcej spała i ciut mniej jadła.

    Spędziła u mnie 7 pięknych lat i mam nadzieję, że jej było u mnie dobrze.

    Śpij kochana spokojnie.

  6. Nie było nas, że ho, ho.
    Ale jesteśmy po ponad rocznej przerwie. Kota ma się dobrze i jest dystyngowaną starszą panią, która jak widać poniżej dogląda moich narzędzi ogrodniczych. Zdjęcie dzisiejsze.

    Ze zdrowiem wszystko w porządku, z apetytem też i oby tak dalej.
    Zdjęcie marne ale to naprawdę moja kota :)

    No i nie byłabym sobą gdybym nie przemyciła trochę jesieni z mojego ogrodu.

    [IMG][URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images65.fotosik.pl/262/7c30acc1aee60286med.jpg[/IMG][/URL][/IMG]

    [IMG][URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images64.fotosik.pl/262/e0f591674146617cmed.jpg[/IMG][/URL][/IMG]

    [IMG][URL="http://www.fotosik.pl"][IMG]http://images61.fotosik.pl/262/57fe0461de7313eemed.jpg[/IMG][/URL][/IMG]

  7. Dzięki dziewczyny za wpisy.
    W ciągu dwóch miesięcy pożegnałam dwa psy, Berta miała 13 lat i myślę, że Barry też coś koło tego.
    Jakoś to przeżyłam bez histerii, smutno mi tylko.

    Została mi jeszcze jedna 12-letnia suka, którą zabrałam z kojca i jest w domu odkąd nie ma już koleżanki. Nie miałabym sumienia trzymać jej tam samej bo zdziczałaby.
    Teraz jest już jedynym moim psem i tak się cieszy, że jest w domu.
    Też już nie jest taka żwawa, ma stany zwyrodnieniowe kręgosłupa i nie pogalopuje już po ogrodzie. Ale spaceruje sobie pomalutku - jutro porobię zdjęcia i wstawię.

    Jeszcze raz dzięki za pamięć.

  8. Mam różne wiadomości.
    Moja najstarsza suka ON odeszła. Ja jej w tym pomogłam. To już musiało być naprawdę żebym ją uśpiła.
    Szczegółów oszczędzę poza tym, że już się nie ruszała i robiła pod siebie.
    To jest taka niemoc, że już wiedziałam, że należy ją uśpić, a nie podtrzymywać przy okropnych cierpieniach.

    Piszę o tym na tym wątku, bo moja Berta nie miała tu swojego. Żal był i płacz był - no i teraz leży w lasku obok innych psiaków.
    Była cudowna i wspaniała - miała charakter i potrafiła mi go pokazać nie robiąc mi przy tym fizycznej krzywdy. Była naprawdę pięknym i wspaniałym psem - taką ją zapamiętam.

    A Barry, no cóż - chyba te jego przejścia po ostatnim Sylwestrze pozostawiły mimo wszystko jakiś ślad, bo mam wrażenie, a właściwie mogę już o tym napisać, że on prawie nie widzi. Nieraz mnie w ogóle nie poznaje, a raz mnie nawet oszczekał.
    Jest nieraz taką "chodzącą kupą nieszczęścia" - to zależy od dnia. Jak ma lepszy dzień to jest normalnym wesołym psem , a jak nie, to tylko śpi i po wywołaniu go robi wrażenie jakby nie wiedział co się dzieje.To samo z jedzeniem - nieraz je, a nieraz nie może trafić do miski.

    No cóż - wszysct się starzejemy.

  9. Nas nie zasypało, owszem - dziś nocy trochę popadał śnieg ale jak od rana jest +4 stopnie i zacina deszczem, to czegóż się spodziewać. Jest jesień w najpaskudniejszej postaci.
    O kurkach słyszałam i widziałam w TV - no to chyba są :).

    Jeśli chodzi o Barrego, to w tej chwili już nic nie dostaje. Miał badanie kontrolne po dwóch tygodniach od zdarzenia. Wyszło pomyślnie. No i "na optykę" już jest tak jakby się nic nie stało.

    Cieszę się jego dobrym stanem, jest znów wesołym i pogodnym psem i na razie nie mam siły ani ochoty myśleć co to będzie za rok podczas następnego świętowania sylwestrowego. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że problem powróci czy tego chcę czy nie.
    Rozmawiałam z wetami, że trzeba będzie podjąć jakieś kroki wcześniej ale z wykluczeniem "marychy" (środków uspokajających), bo po tym co przeszedł to już niewiele mu wolno.

    Na razie mam ochotę myśleć tylko o tym jak będziemy razem kosić trawę.

  10. Dziewczyny - dzięki wielkie za pamięć i słowa otuchy.

    Już piszę co u nas. Otóż Barry jest już po kilkudniowym leczeniu. Oczopląs ustąpił całkiem, jest też całkiem dobra koordynacja ruchów, tzn. nie zatacza się i nawet już sobie biega po ogrodzie. Ma też całkiem niezły nastrój. Je i pije w zasadzie normalnie.
    Tylko ta głowisia jak była przekrzywiona tak została, a może nawet jeszcze bardziej się przekrzywiła.

    Ale co tam - przekrzywiona głowa to najmniejszy problem. Najważniejsze, że oczy już w porządku, bo parę dni temu to mu dosłownie tańczyły. No i że rusza się w miarę normalnie.

    Dożylne zastrzyki już skończył brać, jeszcze mu tylko sama podaję podskórnie specyfik zaaplikowany przez weta.
    W niedzielę idziemy do kontroli.

    Myślę, że jakby nawet został w takim stanie w jakim jest, to i tak wyszliśmy z tego obronną ręką. Jest taki kochany i wszystko dzielnie znosi. Kochane psisko.

×
×
  • Create New...