Jump to content
Dogomania

purrsonality

New members
  • Posts

    2
  • Joined

  • Last visited

purrsonality's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputation

  1. Jeśli chodzi o metodę "przemocową" to mój facet tak sobie wypracował posłuszeństwo u tego psa. Może niekoniecznie przez bicie, bo z marszu by ode mnie po gębie dostał, ale przez straszenie np. smyczą i pokazywanie dominacji, przy nim nie ruszy niczego, bo wie, że źle się to może skończyć. Ja taka nie jestem, ciężko mi jest nawet klepnąć psa w tyłek jak coś przeskrobie albo jest nie do wytrzymania, a co dopiero zachowywać się tak jak on, może czasem jak już mi się ten pies pcha dosłownie na łeb i wyprowadzi z równowagi to zareaguję ostrzej, ale na dworze nic takiego nie działa, kompletna szajba, często złośliwość - nie pozwolę jednego to będzie żarł byle co, żeby tylko pokazać jaki to on buntowniczy. Dodatkowo to bardzo skoczne psisko, refleks ma ogromny, nigdy nie zdążę go w porę odciągnąć, bo nawet jak już odciągam to i tak w mgnieniu oka jest reakcja i ma w pysku to co chciał. Dzisiaj się z nim tłukłam o jakieś plastikowe opakowanie po jogurcie, no tak się napalił na taką pierdołę, że aż mu ślina z pyska leciała, połowę mu wyrwałam, resztę wypluł dopiero wtedy jak mu pokazałam całą garść karmy, którą miałam przy sobie, ale i tak pewnie co wszamał z tego opakowania to jego... Co do przeszłości - psa mamy z domu tymczasowego, trafił do nas jak miał dwa miesiące, babeczka mówiła, że psiak ma spory apetyt jak całe rodzeństwo, bo u tej kobieciny mieszkała cała trójka łącznie z matką, od kobity usłyszałam też, że nienażarte to są pieski, które były głodzone, a ten i spokojnie się najadał od matki i później jeśli chodzi o karmę, więc ani nie będzie problemu z opanowaniem jego apetytu, ani później na spacerach. Od samego początku rzucał się do miski jak oszalały, mój facet nauczył go, że nie dostaje póki nie usiądzie spokojnie i nie usłyszy komendy "proszę", pojawił się problem żarcia jakby go ktoś gonił, często nie gryzł tylko połykał, później tym rzygał, bo nie trawił. Zaczęliśmy mu wrzucać do miski piłeczki, przez które musiał się przedrzeć, żeby zjeść, trochę opanował tę prędkość, co prawda dalej je szybko, ale teraz przynajmniej przeżuwa. Na dworze żarł od początku, jak wygłodniały leciał do byle chlebka albo zgniłego pomidora, czasem aż mi wstyd było, bo ludzie się gapili jakbym psa głodziła i by musiał się najadać z trawnika, myśleliśmy, że dostaje za mało, więc zaczął dostawać więcej, wzbogaciliśmy mu karmę, dostaje smakołyki, raz w tygodniu jakieś gotowane mięsko, nie ma prawa być głodny. Co prawda kiedyś problem był ostrzejszy, bo żarł i nie oddawał, teraz po komendzie "zostaw" wypluje albo odbiegnie i przyleci po smakołyk, ale tak jak mówię - tylko jeśli chodzi o rzeczy, które nie są atrakcyjne dla niego. Jak coś jest w jego mniemaniu lepsze od tego co mam ja to z radością da się za to zabić. Jako nagrody stosujemy wszystko, najbardziej "leci" na takie małe treningowe kosteczki, suchą karmę uznaje za nudną, owoce nie działają, bo jeśli chodzi o takie rzeczy to traktuje je jak jakieś trofeum, przeżuwa godzinę, chowa się, żeby nikt mu nie zabrał także na spacerach to odpada, z mięchem nie próbowałam jeszcze. W sumie największy problem był wtedy jak chodził na krótkiej smyczy, chyba z frustracji zżerał wszystko i nie chciał się słuchać, po przerzuceniu się na szelki i smycz "wyciąganą" biega zadowolony, jest grzeczny, ale tylko do czasu, zawsze następtuje takie "kliknięcie" jak zmienia zachowanie o 180 stopni i z grzecznego psa robi się jakieś szalone nienajedzone bydle, coś tam się posłucha, ale i tak wpierdzieli taką torebkę po herbacie, raz już się nawet do szkła dobierał, walki o jakieś urwane ptasie nogi albo rybie łby już nawet nie wspominam, bo było to tak obrzydliwe doświadczenie, że chyba wolałabym mu kupę z pyska wyciągać. Widzę sporo młodych psów w kagańcach i zawsze zagaduję właścicieli czy to faktycznie działa i zdania są podzielone. Słyszałam, że raz psy cwaniaczą i znajdują na ten kaganiec sposób, raz cały kaganiec jest uwalony w kupach, bo pies ryje nim w ziemi, żeby mimo wszystko coś dorwać, no ale może spróbuję, już nawet nie w trosce o swoje zdrowie psychiczne a w trosce o tego psa, bo aż mi włosy dęba stają na głowie jak sobie pomyślę na co można trafić na miejskich i podmiejskich trawnikach. Może faktycznie też nuda na tych spacerach dochodzi, ale często spotykamy inne psy, z którymi zawsze lata i się bawi i wtedy np. pojawia się problem popisywania się - zeżre wszystko, żeby pokazać drugiemu psu jaki jest fajny. No takie dziecko straszne z niego i ręce opadają, bo jest głuchy na to co się do niego mówi. Staram się jakoś te spacery urozmaicać, trenuję z nim komendy, biegam, czasem coś porzucam, ale ten diabeł tak się szybko nudzi, że chyba i dla rozrywki coś zwinie, albo wtedy jak już jest na maksa podjarany i zadowolony z życia to wyczyści trawnik, zrobi na złość i jeszcze ma ubaw, że mam ochotę histeryzować na środku trawnika albo latam cała czarna, bo mnie upitolił łapami. No nic, wezmę sobie wasze rady do serca i popróbuję :) Mam jeszcze 7-letnią labradorkę, która z racji bycia labradorem też sprząta co się da, ale ona przynajmniej z radością spełnia polecenia i z radością czeka na nagrodę, podobnie jak buldożer angielski, ale jemu to się chyba z lenistwa nie chce ryć po ziemi. Miejmy nadzieję, że ogarnę tego psa.
  2. Pies ma 7 miesięcy, od początku sprząta cały trawnik i cały dom. Dorwie się do kurzu, plastiku, tektury, papierów, patyków, kości, resztek jedzenia, padliny, zdechłych ptaków, piór, zeżre nawet wymioty z trawnika. W domu jeszcze jest do opanowania – komenda „zostaw” i wypluwa albo nie rusza, większość zresztą przynosi na swoje posłanie i liczy na nagrodę, za to na dworze to masakra, dobiera się nawet do gówien (i nie, niczego mu nie brakuje, je żwacze, ma podobno świetną karmę, raz się dorwie, a raz nie – więc bierze do gęby, bo lubi), dzisiaj zeżarł torebkę po herbacie, którą ktoś mądrze wyrzucił na trawnik. 10 minut z nim walczyłam, komendami nie komendami, siłowo, wyciągałam z pyska – nic z tego, tak się zaparł, że wróciłam z zadrapaną twarzą, bo zaczął się wyrywać jakbym go żywcem kroiła. Za każdym razem to samo, zostawi tylko to, co nie jest dla niego atrakcyjne, resztę pakuje do pyska, a weź mu człowieku spróbuj wyciągnąć to wrócisz cały uwalony błotem i cały we krwi, bo tak się szarpie. Szturchanie po żebrach, łapanie za kark (bo takie metody też gdzieś wyczytałam) nic nie dają, smakołyki nic nie dają, komendy ma gdzieś kiedy znajdzie jakiś skarb, mieszkanie wiecznie zarzygane, bo wszystko mu szkodzi, a i tak żre, bo czym ma się przejmować. Wiecznie wracam ze spaceru wściekła, dzisiaj po tej torebce to myślałam, że go zabiję, teraz siedzę i wyję, bo już oczami wyobraźni widzę jak mu zalega na żołądku, wywraca bebechy, zabija… Nie chcę iść w kaganiec, bo ledwo toleruje szelki – a i tak przy zakładaniu szelek i podpinaniu pod nie smyczy trzeba się naużerać, bo ucieka, podgryza, robi wszystko żeby utrudnić zadanie, więc przy kagańcu to już w ogóle chyba skończę na psychotropach. To mądry pies, nie mam z nim żadnych problemów poza tym jednym, chcę dla niego jak najlepiej i dzień w dzień muszę panikować, bo w końcu zeżre jakąś truciznę i nigdy sobie nie wybaczę. Z żadnym z innych swoich psów nigdy nie miałam aż tak zaostrzonego problemu. Jak takiego psa nauczyć ignorowania żarcia na trawniku? Ledwo wylezie z klatki i już się zachowuje jak wygłodzony mały piesek, który dałby się pokroić nawet za garść chleba, który ludzie rozrzucają dla ptaków. Co ja mam robić?
×
×
  • Create New...