Jump to content
Dogomania

Gamonius pospolitus i kotus bezmózgus do potęgi drugiej :D


Ty$ka

Recommended Posts

Guest TyŚka

IMG_1614.JPG

 

IMG_1615.JPG

 

IMG_1626.JPG

 

IMG_1629.JPG

 

 

A teraz jest tak, mała powoli zaczyna kombinować przy wenflonie, była na dworze też... więc cyba kryzys minął...

IMG_1631.JPG

Link to comment
Share on other sites

Serio masz ją już tyle i dopiero teraz pierwszy raz miała na sobie smycz , czy to ja źle zrozumiałam?

 

Ojć :( Czasem się zdarzają takie wstrząsy, że rzadko? A ja własnie jestem często ostrzegana u wetów żeby np nie walić psom wszystkiego naraz itd. Nie sądziłam że to jakieś mało spotykane...

Tak czy siak u szczeniaka każde coś jest groźne, mam nadzieję że wyzbiera się z tego szybko.

I rozumiem że Morus nie ma szans się zarazić nawet jak teraz był po chorobie i tez mu spadła odpornośc ze szczepienia?

 

W sumie chyba wszyscy się cieszą jak piszesz że domek nie wypalił... ;):)

Link to comment
Share on other sites

Guest TyŚka

Majka, Finię przeraziło wyjście POZA podwórek. Morus też tak miał, bez względu czy wcześniej w domu miał smycz i obrożę, lęk go sparaliżował... Przerz pierwsze 2msc MOrusa nosiłam na rękach, bo tak się bał... Ona miała to samo. Bo sama nieraz po domu brała smycz w zęby i latała jak głupia albo oplątywała się czymś i tak latała. Jednak dom to dom. Poza podwórek nie wychodziła. Myślę, że osoby, które nie miały naprawdę niezsocjalizowanego psa nie mają pojęcia co to oznacza naprawdę pies lękliwy. Nie mylmy tu ze strachliwym. Ona pierwsze tygodnie życia mieszkała w lesie, w norze. Do mnie trafiła jako ok. 5tyg szczenię (tak przynajmniej obstawia wetka, zwłaszcza po zmianach, jakie w niej zachodzą, intensywny wzrost itd), powoli przekonuje się do ludzi, ale tu duża rola mojego nieufnego kundla i kota. I transporteka. Teraz w klatce sie nie mieści... Jej ulubione miejsce do stół przykryty starym kocem w babcinym pokoju, robi w sumie za jej klatkę.
 

Ona nie miała szczepień na wszystko. Dostała DHP. Wetka wie, co robi, uwierz mi. ;) Bała się dać inną szczepionkę, za miesiąc mieliśmy się wstawić z małą na kolejne szczepienia. Na wściekliznę też wetka przeciąga najdłużej jak się da, mimo że prawo nakazuje, że szczyl 3msc powinien być zaszczepiony. Jak wiemy, zdrowe to to nie jest. Nasz był dopiero jak miał 9miesięcy, tą też mieliśmy szczepić dopiero za pół roku. Inni weci u nas by od razu małą zaszczepili za wszystko, za wściekliznę i za wirusówki, nie patrzyliby na to czy to dobrze czy źle, byelby się hajs zgadzał. A ta nie... Poza tym sam fakt, że np. Morusa nie każe szczepić na wirusówki co rok, bo trzymają parę lat też coś o niej świadczy. Jest rozsądnym wetem. Prawda jest taka, że wstrząs poszczepienny zdarza się rzadko, chyba że wet naprawdę kompletnie się nie zna i faktycznie wali wszystkie szczepienia, jak popadnie. Przynajmniej nam tak wyjaśniała to wetka, a nie sposób mi jest jej nie wierzyć, skoro mi tyle bezdomniaków uratowała. Tym razem stwierdziła, żeFince na razie starczy DHP, więc podała DHP. A że młoda nie miała objawów choroby to zaszczepiliśmy. No cóż, błąd. Mój błąd, nie wetki, bo może faktycznie coś przeoczyliśmy. Teraz możemy sobie gdybać. Młoda bawila się, apetyt dopisywal, kupy i siku miała ładne, nigdzie sama nie wychodziła, regularnie spała, temperaturę miała w normie... to co więcej mogliśmy? Wyszłam z założenia, że jest zdrowa. Nie widziałam powodu by ją kuć, robić morfologię i sprawdzać czy czasem nie zaszczepię ją właśnie w trakcie choroby. Wetka mi zaufała i cóż, stało się. Może się zdarzyć każdemu. Do tego doszedł stres i mamy nieszczęście gotowe.

Morus nie był chory. Przeziębiony owszem, ale to już jakiś czas temu. Szybko mu przeszło ;). Morus raczej się nie zarazi, jest w pełni zdrowy, zwłaszcza że mieszka na dworze, a ona jest w domu. Bardziej się bałam, by kot coś nie przywlókł, ale o dziwo unikał spotkania z Finką, gdy poczuł chorobę. Poza tym kundel jest mocno odporny, zahartowany. Niemniej jednak obserwuję go i na każde kichnięcie polecę do weta, spokojnie. Nie zabiję psa ;). Ani kota. Uważnie pilnujemy stado, nie jedzą z tej samej miski, nie piją itd itd.

 

Finia już lepiej. Ostatnia kroplówka to było chodzenie za młodą po domu, bo stwierdziła, że ileż można leżeć :). Zauważyła też kota, więc jest dobrze. O wiele lepiej ;). Merdoli ogonem, zaczyna wydawać z siebei dźwięki, uważnie obserwować ludzi... więc kryzys zażegnany. Drgawki miała najprawdopodobniej dlatego, że jej było zimna, bo gdy spała przykryta to ustały. Sama się zakopała w koc i tak spała. Teraz odżywa, więc uff... chyba powoli idzie ku dobremu.
Jak robi quuu to dalej taką a'la wymioty... śmierdzi w domu (od razu kojarzy mi się to z Gandzią), ale grunt, że wraca do żywych. Jeszcze jest spokój, ale chyba jutro już go nie będzie.

 

Za to ja złapałam wirusówkę :/

Link to comment
Share on other sites

Guest TyŚka

Co do tego czy zostanie, czy nie... Cóż, mam dwie kolejne ankiety. Mnie jakoś sie nie podobają, ale może jestem przewrażliwiona. Zobaczymy czy przez telefon zabrzmią sensownie...

Ja małej zostawić nie mogę, choć wetka, nieproszona przeze mnie, mówiła dzisiaj przy badaniach do mojego taty, że fajnie jest mieć 2 psy, że to jej marzenie, że psy się sobą zajmą, że nie są takie samotne itd itd :p Z kolei Finka za przewodnika obrała sobie babcię, jej się słucha, za nią łazi... i moją babcię to rozczula. Jednak mimo wszystko wiem, że to chwilowe. Jak wróci młoda do zdrowia nagle może się okazac, że nikt Finki nie chce i kazać mi będą ją oddać, więc dalej szukam domu. Mimo to wetka liczy nam normalnie, w końcu założyłam młodej książeczkę, więc obstawiła, że jednak Finezja zostanie :D. Ja nadal nie myślę o tym, choć jestem świadoma, że muszę to zrobić. Po prostu. Młodej należy się cholerna stabilizacja, której dać nie możemy.

Link to comment
Share on other sites

Ehh, nawet nie wiem co napisać... Bardzo się cieszę że Fince trochę przechodzi, trzymam kciuki za kolejną poprawę ;) Co do domu... Ty wiesz najlepiej czy to dobry pomysł ją zostawić ;) Więc każda twoja decyzja będzie słuszna na pewno ;)

I nie masz się o co obwiniać, nie dało się tego przewidzieć. Byle z tego szybko wyszła.

Link to comment
Share on other sites

Guest TyŚka

Wybałusozne, wystraszone, wymęczone oczy szczeniaka... ale pełne miłości... obok tego nie da się przejść obojętnie.
I ta bezsilność, która rozrywa człowieka od środka :(

Nie możemy zbić gorączki, po lekach jest ok przez parę godzin, potem na nowo nam rośnie do wysokich temperatur. Do tego nie jadła nic przez 2 doby... dostaliśmy stołówkę w strzykawce, które mamy wlać do kroplówki. I kroplówki. By sie nie odwodniła. W końcu dzisiaj znowu wymiotowała, miała biegunkę i słaniała się na łapach :(. Teraz leży taka bidulina cierpiąca, umęczona. :( Morfologia nic  nie wykazała, a biegunka bez krwi - tyle dobrego.

Link to comment
Share on other sites

Guest TyŚka

Finka ma już dość. Na widok mnie i mamy sygnał dla niej jest jasny - wiaaać. Mimo braku sił, wstaje, przeczłapuje się, byleby uciec od strasznej kroplówki. :( Dopiero dostała ok 300ml (powinna dostać 500) kroplówki + jedzenie w kroplówce. 2,5strzykawki z 3. Zaczęła się wiercić przy kroplówce, kombinować, udawać odruch wymiotny, by zaraz po zdjęciu kroplówki, położyć się i już, spokój. Po chwili znów jej założyli, niedobre człowieki... i znów pod kroplówką. Postanowiła wiec pójśc z kroplówką do babci - w końcu ona ją uratuje... to jedyny człowiek w tym domu, który nie bierze udziału w męczeniu pieska. Na razie dałyśmy jej spokój, miała dość. W dodatku trzęsie uchem, boli ją, a wetka nic a nic nie widzi. Dlatego zaraz po kroplówce musiałam wkroplić jej mleczko i masować uszka - ależ ma socjalizację, nie ma co :(. Spodziewa się ode mnie najgorszego... zresztą od pozostałych członków rodziny też. Samochód oznacza coś nieprzyjemnego. Jedynie babcia to miłe wspomnienia. Ta sama babcia, która najbardziej jest przeciwna psu...

Finn schudła. Nie wiem ile, ale mocno. Sama skóra i kości. 2 doby nie jadła, do tego wymioty. Wykończyło ją to. Teraz dostaje jedzenie dożylnie, ale - miejmy nadzieję, że na krótko... bo naprawde nie lubi tego, a i jej żyła jest już zmęczona, "motylek" boleć zaczyna.

PS: Powiem tylko, że ta jej choroba nie tylko wykańcza Finię. Moją rodzinę też. I mnie. Za bardzo przeżywam to wszystko, od czasu choroby nie miałam ani jednej spokojnej nocy. Dzisiaj się obudziłam, by ją przykryć, gdy dostała czkawki, ogólnie czuwam w nocy, śni mi się Finka.  Oczyiwście nie szukam oklasków, bo ja w sprawie Finn nie robię tak naprawdę nic. Jestem jedynie z nią. A gdyby nie Tata, który nas wozi do wetki, gdyby nie mama, która czuwa pod wzlędem medycznym, jest przy każdej kroplówce, podawaniu leku itd, gdyby nie wetka, gdyy nie moja babcia, która całę dnie pilnuje małą, zdaje relacje, sprząta po niej (non stop pierze szmaty, lata z mopem)... to ja bym nie dała rady. W ogóle.

Link to comment
Share on other sites

Guest TyŚka

Parwo zbiera żniwa... dzisiaj znów miała drgawki,a potem położyła się jak martwa...moja babcia w płacz, że pies umiera... Mama od raz przyjechała do domu i podała jej kroplówkę. Było lepiej, oczy zjasniały (były czerwone), Finia trochę zaczęła kontaktować ze światem. Kupy jednak smolisty, wymioty ślinowe lub wodne. Wetka ją obejrzała... kolejne zastrzyki, ko;lejne kroplówki i kolejne jedzenie dożylne. Suczka straciła1kg od soboty... Plus jest taki, że gorączki nie ma i brak krwi w czymkolwiek. Teraz leży na kolanach babci i dostaje jedzonko z NaCl. Walczymy... godzinę jest lepiej, potem znów stan jest ciężki... Walczymy... nie wiemy czy wygramy...

Link to comment
Share on other sites

Guest TyŚka

Oby Wasza wiara w to, że będzie dobrze, przeszła na nas. Choć troszkę. I na wetkę. Jak się widzi te smutne, zmęczone oczy 9tyg psiaka to chce się jedynie płakać, przychodzą do głowy różne myśli. Jeszcze jest zbyt mała poprawa by rokowania były dobre. Na razie to jeden, wielki znak zapytania... Musimy się liczyć z tym, że w każdej chwili może być nagle na świecie o jedno psie dziecko mniej. NASZE psie dziecko, które już chwilami jest zbyt zmęczone by walczyć... Które na siłę kroplówkujemy, które na siłę ogrzewamy. To nie jest Gandzia, która sama z siebie chciała żyć, która nawet w chorobie mówiła "HALO! tu jestem!". Finka się już poddała... obrała model "a dajże mi święty spokój". A musi walczyć po to, by wygrać. I wygra. Nie widzę innej opcji, choć i jej jestem świadoma. Zwłaszcza jak nagle Finn zaczyna ciężko oddychać, dostaje drgawek, gorączka rośnie, a my walczymy...

Jest ciężko. Poważnie.

To nie jest ubarwiona bajeczka, choć chciałabym by tak było.

 

Cholerne parwo uczepiła się Bogu ducha winnego szczeniaka. NASZEGO szczeniaka. Szczeniaka, które od zawsze miało pecha w życiu. Bezdomne, niechciane, przerażone... czym zawiniło?

 

Przepraszam za pesymizm, nie umiem inaczej. :(

Link to comment
Share on other sites

Parwo to ciężka choroba, ale walczycie, nie poddajecie się, staracie się, także musicie wygrać. Nie ma innej opcji. Szybko wykryta, szybka reakcja, cały szereg działań. No MUSI wyjść z tego. Kciukamy dalej. Tak cholernie w to wierzę!

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...