Jump to content
Dogomania

Klub utalentowanych dogomaniaków = Wiersze,opowiadania


Guest Kamcia_14

Recommended Posts

Guest Kamcia_14

[B][I]Założyłam ten topic z myślą o tych którzy piszą wiersze lub opowiadania . Możecie się tu pochwalić swoimi pracami :cool3: [/I][/B]
[B][/B]
[B][I]Niewiele pamiętam z miejsca, gdzie się urodziłem. Było ciasne i ciemne i nigdy nie bawiliśmy się z ludźmi. Pamiętam mamę i jej miękkie futro, ale chorowała i była bardzo chuda. Miała niewiele mleka dla mnie, moich sióstr i braci. Większość z nich nagle umarła i strasznie za nimi tęskniłem. Pamiętam dzień kiedy zabrano nas od mamy. Byłem taki smutny i wystraszony. Dopiero co pojawiły się u mnie pierwsze ząbki i jeszcze potrzebowałem mamy. Biedna mama, była taka chora i ludzie powiedzieli, że chcą wreszcie otrzymać pieniądze i że mają powyżej uszu bałaganu, który robiliśmy. Tak więc, któregos dnia załadowano nas do skrzyni i wywieziono. Zostalo nas tylko dwoje. Przytulaliśmy się do siebie i strasznie się baliśmy. Nikt nie przyszedł nas pocieszyć. Tak dużo było nowych obrazów, dźwięków i zapachów! [/I][/B]

[I][B]Trafiliśmy do sklepu zoologicznego, gdzie były różne zwierzęta! Jedne gwizdały, inne miałczały, a jeszcze inne piszczały... Razem z siostrą zostaliśmy zamknięci w ciasnej klatce. Słyszeliśmy obok skomlenie innych szczeniąt. Widzieliśmy ludzi patrzących na nas - lubię tych małych ludzi - dzieci. Były takie słodkie i wesołe. I chciały się ze mną bawić! Dzień po dniu spędzalismy w małej klatce, czasem ludzie stukali w szybę, czasem ktoś nas podnosił i pokazywał ludziom. Niektórzy byli przyjacielsci i delikatni, inni sprawiali nam ból. Często słyszeliśmy jak mówią "Och, one są takie słodkie! Chcę jednego!", ale potem odchodzili. Moja siostra umarła następnej nocy, kiedy w sklepie było ciemno. Położyłem głowę na jej futerku i czułem jak życie opuszcza jej małe, chude ciałko. Kiedy rano wyciagali ją z klatki mówili, że była chora i powinna być sprzedana za niższą cenę i szybko opuścic sklep. Ja też miałem być sprzedany taniej. Nikt nie zwracał uwagi na mój cichy płacz, kiedy wyrzucili moją małą siostrzyczkę. [/B][/I]

[I][B]Potem przyszła do sklepu rodzina i kupiła mnie! Co za szczęśliwy dzień! Teraz już wszystko będzie dobrze! To są bardzo mili ludzie. I naprawdę mnie chcieli! Kupili mi miskę i dobrą karmę, a mała dziewczynka nosiła mnie delikatnie. Tak bardzo ją kochałem! Jej mama i tata mówili, że jestem słodkim i dobrym pieskiem! Nazwali mnie Angel. Uwielbiałem lizać moich nowych ludzi. Bardzo się o mnie troszczyli. Byli kochający i czuli. Uczyli mnie co dobre, a co złe, dawali mi pyszne jedzenie i dużo, dużo miłości! Niczego więcej nie chciałem, jak tylko podobać się im. Bardzo kochałem małą dziewczynkę i uwielbiałem się z nią bawić. [/B][/I]

[I][B]Potem poszliśmy do weterynarza. To było bardzo dziwne miejsce i bałem się. Dostałem kilka zastrzyków, ale moja mała dziewczynka trzymała mnie delikatnie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, więc się odprężyłem. Weterynarz musiał powiedzieć mojej rodzinie coś złego, bo wyglądali bardzo smutno. Słyszałem coś o ciężkich wadach, dysplazji i o moim sercu.... Słyszałem jak powiedział coś o dzikich hodowcach i o tym, że moi rodzice nie byli badani. Nie wiedziałem co to znaczy, ale to było okropne patrzeć jak moja rodzina jest smutna. Ale nadal mnie kochali i ja kochałem ich tak bardzo! [/B][/I]

[I][B]Miałem już 6 miesięcy. Inne szczenięta były krzepkie i rozbawione, a mnie każdy ruch sprawiał ból. Ból nigdy nie znikał. I ciężko mi było oddychać gdy tylko trochę pobawiłem sie z moją małą dziewczynką. Bardzo chciałem być silnym psem, ale po prostu nie dawałem rady. Kilka razy byłem u weterynarza, ale zawsze wizyta kończyła się słowami "genetyczne" i "nic nie można zrobić". A ja tylko chciałem czuć na skórze promienie słońca, biegać i bawić się z moją rodziną! [/B][/I]

[I][B]Ostatnia noc była najgorsza. Nie mogłem nawet wstać i napić się wody, tylko krzyczałem z bólu... Próbowałem być silnym szczeniakiem, takim jak wiedziałem, że powinienem być, ale było to strasznie trudne. Pękało mi serce, gdy widziałem smutek dziewczynki, i gdy usłyszałem słowa mamy i taty "chyba już czas". Zanieśli mnie do samochodu. Wszyscy płakali. Byli tacy dziwni, a ja nie wiedziałem dlaczego. Czy byłem niegrzeczny? Próbowałem być dobry i kochający, co zrobiłem źle? Ach, gdyby tylko ten ból ustał. Nie mogłem nawet polizać łez na twarzy małej dziewczynki. Stół u weterynarza był taki zimny. Bałem się... Wszyscy ludzie płakali w moje futerko. Czułem jak bardzo mnie kochali. Z wysiłkiem polizałem ich ręce. Nawet weterynarz nie spieszył się dzisiaj i był bardzo serdeczny. Był delikatny. Mój ból się zmniejszył. Mała dziewczynka trzymała mnie delikatnie, lekkie ukłucie.... Dzieki Bogu, ból znika. Czuję głęboki spokój i wdzięczność. Sen: widzę moją mamę, moich braci i siostry na wielkiej, zielonej łące. Wołają do mnie, że tam nie ma bólu, tylko spokój i szczęście, więc mówię mojej ludzkiej rodzinie do widzenia w jedyny możliwy dla mnie sposób - lekkim machnięciem ogona i lekkim węszeniem. Chciałem z nimi spędzić wiele szczęśliwych lat... To nie powinno się stać! Zamiast tego przysporzyłem im tylko wielu zmartwień... - Widzisz - powiedział weterynarz - wiele szczeniąt nie pochodzi od porządnych hodowców. Ból zniknął i wiem, że minie wiele lat zanim ponownie zobaczę swoją ludzką rodzinę. A mogło być całkiem inaczej...[/B][/I]

Historyjka pochodzi z [URL="http://www.westusie.blog.onet.pl"]www.westusie.blog.onet.pl[/URL]
Zapraszam na bloga

Link to comment
Share on other sites

jenyś... ja płacze... to okrutne... O-K-R-U-T-N-E poprostu brak mi słów... dlatego mam rodowodowego pieska... właśnie mocno ją przytulam, i myslami dziekuje p. Jance, że bada swoje pieski i nie rozmnaża ich byleby mieć kase...:(
To przykre, że tacy ludzie oddychają tym samym powietrzem co JA, czy ktoś kto myśli podobnie jak ja...
za wszystkie biedne psiaczki
[*] <---- taki symbol... ( :( )

Link to comment
Share on other sites

To nie tylko smutne, ale brutalnie prawdziwe. Namiary na hodowcę naszej Gertrudy dostaliśmy na ... wystawie :roll: Zarejestrowana hodowla, ale szczeniaki bez rodowodu. Guzik mnie wtedy rodowód obchodził, z rodowodem nie było akurat, bo takiego psa na początku szukałam, obdzwoniłam okoliczne oddziały ZK + właścicieli reproduktorów (prawie 8 lat temu strony internetowe ZK i hodowli praktycznie nie istniały) Dlatego pojechałam na wystawę. Hodowca nam powiedział, że to była wpadka z psem przywiezionym do strzyżenia. Później dowiedzieliśmy się, że naprawdę, to było krycie pomiędzy bratem a siostrą - totalny inbred :shake: Na takie posunięcie decydują się naprawdę doświadczeni hodowcy, ryzykując dla uzyskania doskonałego potomstwa, gotowi poświęcić cały miot, jeśli będzie miał wady genetyczne :shake: Matka Gertrudy na 100% miała uprawnienia hodowlane, nie mam pewności, co do ojca. Gerda jest dzięki Bogu wolna od wad genetycznych, tak sądzę, przynajmniej przez jej prawie ośmioletnie życie nic o tym nie wiem. My mielismy szczęście, nie wiem jak jej rodzeństwo :roll:

Link to comment
Share on other sites

Guest Kamcia_14

[quote name='Rybc!a']Może zrobić jeden temat i po prostu za każdym razem wklejać do niego opowiadania, historie? Kamciu, co o tym myślisz?[/QUOTE]
Niezły pomysł ;]]
Nie opłaca sie każdej historyjki którą znajde xDe wklejać do osobnego tematu
Tylko trzeba Nazwe zmienić ;pp

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Kamcia_14']Niezły pomysł ;]]
Nie opłaca sie każdej historyjki którą znajde xDe wklejać do osobnego tematu
Tylko trzeba Nazwe zmienić ;pp[/quote]
wlasnie do tego sluzy temat "Jak mogłeś", tam jest kilka takich historyjek, niestety nie moge go znalezc, chyba wyszukiwarka szwakuje:shake:

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...
Guest Kamcia_14

[quote name='bellatriks']wlasnie do tego sluzy temat "Jak mogłeś", tam jest kilka takich historyjek, niestety nie moge go znalezc, chyba wyszukiwarka szwakuje:shake:[/QUOTE]
Ja też probowałam znaleźć temat 'jak mogleś' ale jakoś mi sie nie udało :shake:Ale wyszukiwarka jest ok bo na wszystkie inne tematy działa

Link to comment
Share on other sites

Nie płakać a spróbować coś zrobić na swoim podwórku.
Jest tylko jeden sposób bo niestety; popyt nakręca podaz.
Co robić?
Banować i nie kupować psów z rozmnażalni. Uświadamiać innych ludzi obok. Cierpliwie tłumaczyć. Niech sztandarowy slogan rozmnażalni w naszym kraju:,,pies rasowy" i dla przeciwwagi (?!?),,pies do kochania" nareszcie przestaną funkcjonować.
Jak nie będzie chetnych/kupujących to ten proceder upadnie, Ale- do tego potrzeba i wiedzy i świadomości...:shake:

Link to comment
Share on other sites

Guest Kamcia_14

Następne opowiadanie :(

Pamiętam jak dziś. Moją matkę. Jej zapach, czarną sierść… I rodzeństwo. Ich też pamiętam. Braci, siostry… Wszyscy czarni jak mama. Tylko ja… Jedyny. Łaciaty, ze stojącymi uszami – pewnie po ojcu. Zresztą czy to ważne? I tak nigdy go nie znałem…
Pamiętam, kiedy Ty i Twoja rodzina przyszliście do nas. Od razu mnie wypatrzyliście. Byliście zachwyceni. Tacy upojnie podnieceni. Tacy szczęśliwi. Tacy przyjaźni. Potem odjechaliście i znów za jakiś czas wróciliście. Pamiętam jak się cieszyłem, gdy Twoja córka, prawie już dorosła głaskała mnie za uszami. Pamiętam jak Ty i Twój synek pokazywaliście Pani, jakie mam „fajne uszka” i jak „fajnie ganiam za piłeczką”. A potem… A potem zabraliście mnie od matki i rodzeństwa. Do „domu”.
Poznałem „dom”. Poznałem Was i Was pokochałem. Kochałem Ciebie i Twoją rodzinę. Kochałem pieszczoty, którymi mnie tak szczodrze obdarowywaliście. Kochałem zabawy z Twoim synem i kiedy potajemnie zabierał mnie do siebie, do łóżka, mimo, że tego zabraniałeś. Kochałem Panią i jej zawsze pachnące pysznościami ręce. Kochałem Twoją córkę, która zabierała mnie na łąkę, bawiła się ze mną. Kochałam Ciebie… Za to, że byłeś.
Dorastałem. Stawałem się coraz większy i większy. Moje uszy zrobiły się gackowate, a nogi długie i chude. Wyraz pyska spoważniał. Nie byłem już tą kochaną kulka, którą zabrali w zimę. Chociaż nadal Was kochałem tak samo, może nawet mocniej. Mimo, że mój charakter się nie zmienił… Wy zaczęliście traktować mnie jak wyrzutka. Odganialiście z aprobatą, gdy się z Wami witałem. Twój syn i jego koledzy już nie rzucali mi piłki, woleli raczej kopać i szturchać mnie, kiedy tylko się położę. Pani nie dawała już smakołyków. Gdy próbowałem wejść do kuchni, dostawałem ścierką. Twoja córka gdzieś zniknęła, mówiliście, że się wyprowadziła. Wraz z nią zniknęły wypady na łąkę. Głaskanie i pieszczoty. A Ty… Nie brałeś już smyczy i nie wołałeś mnie żebym poszedł z Tobą na spacer; zamiast tego miało wystarczyć mi „podwórze”. Nie brałeś piłki i nie zapraszałeś do zabawy. I mimo, że to wszystko odeszło, nadal Cię kochałem. I mimo, że dostawałem smyczą za każdym razem, gdy choćby pisnąłem, abyś mnie wypuścił na zewnątrz, byłem Ci wierny. I nawet, kiedy uderzyłeś mnie kijem i kopnąłeś, gdy rzuciłem się w Twojej obronie na jakiegoś mężczyznę, który krzyczał na Ciebie i groził pięściami, gotów byłem nadal Cię kochać, a o tych złych chwilach zapomnieć. Bo nie to, jacy byliście się dla mnie liczyło, ale to, że w ogóle jesteście i że jest gdzieś ktoś kogo mogę bronić i kochać.
A gdy po raz kolejny spróbowałem Cię bronić, przed tamtym mężczyzną, znów mnie pobiłeś. Potem na podwórzu pojawił się domek z desek – niski i brzydki. A wraz z nim – dzwoniący, zimny i ciężki łańcuch i ciasna obroża zaciskająca się, gdy tylko za mocno się ruszyłem. I nawet wtedy, gdy zapinałeś mnie do tego łańcucha, kochałem Cię. Jednak, gdy chciałem Ci to pokazać i polizać Cię, Ty uderzyłeś mnie dłonią w pysk.
Nawet nie wiedziałem, że zostanę przy budzie dłużej. Spędzałem tam noce i dnie. Tylko od czasu do czasu Twój syn, lub Ty pojawialiście się, aby postawić mi miskę z resztkami. A za każdym razem, gdy próbowałem pokazać Wam jak na Was mi zależy – odwracaliście się z odrazą, a nie rzadko karciliście.
Mijały miesiące, znów robiło się zimno i mokro. Ostatnie, żółte liście smętnie opadały z drzew w strugach deszczu. A ja samotny, głodny i brudny wyłem. Wyłem z tęsknoty za Tobą. Mimo, że byłeś blisko stałeś się taki odległy, jak tamte czasy, kiedy spędzałem czas na zabawach z rodzeństwem. Wyłem, bo kochałem…
Spadł śnieg. Kolejna zima… W budzie było zimno i wilgotno. Sierść, brudna i posklejana zamarzała na mnie. Kichałem. Pchły dokuczały mi w każdej chwili. Łańcuch ciążył nieznośnie – byłem słaby. Głodny. A jednak pełen smutku i tęsknoty rzucałem się dookoła i szczekałem. Szczekałem na wszystko, co widziałem – miałem nadzieję, że to mnie uwolni i pozwoli siebie kochać. A potem… A potem moje szczekanie przeradzało się w żałosne wycie. Bo tęskniłem. Bo wiedziałem, że nic i nikt nie zastąpi mi Ciebie. A Ty byłeś zimny i ostry jak mroźne powietrze dookoła…
Wiosna nadeszła powoli i w strugach deszczu. Nawet, gdy zrobiło się cieplej przechodziły mnie dreszcze. Kaszlałem i kichałem. Uczucie wiecznego ssania w żołądku już mi tak nie przeszkadzało – przyzwyczaiłem się…
Koniec wiosny…
Ten dzień był taki piękny… Słońce świeciło jasno i było ciepło. Stałem w plamie słońca i wyłem. Poszczekiwałem. Chciałem abyś do mnie przyszedł choćby po to, żeby mnie kopnąć. Chciałem Cię znów zobaczyć, znów poczuć Twój zapach. Chciałem znów słyszeć jak się śmiejesz i cieszysz, że „tak śmiesznie biegam za piłką”. Ale Ty nie przychodziłeś… Zawyłem znów, w połowie głos uwiązł mi w gardle. Łańcuch zaciążył i pociągnął do ziemi. Skamlałem. Zatoczyłem się i upadłem. Skamlałem i wołałem. Błagałem żebyś przyszedł. Ale Ciebie nie było…
Nie pamiętam za wiele z tego co było potem. Wiem, że ktoś się z Tobą kłócił. Chciałem się podnieść i Cię obronić, lecz nie mogłem. Nie miałem siły. Zajęczałem tylko, na znak tego, że Cię kocham…
Potem ktoś podszedł do mnie i delikatnie uniósł mój pysk. Nie znałem go. Ściągnął obrożę. Podniósł mnie i wyniósł z podwórza. A ja znów skamlałem cichutko błagając byś odebrał mnie od tego człowieka i zabrał do domu. Do naszego domu. Tego który kochałem. Ale Ty patrzyłeś niewzruszony, przez chwilę, potem odwróciłeś się z hardą miną…
Położono mnie w wąskiej klateczce, na jakimś ręczniku… I gdzieś zabrano… Z daleka od domu. Z daleka o Ciebie…
Stół, na którym mnie złożono był zimny jak moja buda zimą. Majaki latały mi przed oczami. Zawyłem cichutko ostatni raz prosząc abyś przyszedł…
Ludzie obok rozmawiali. Oboje głaskali mnie czule. Tak jak kiedyś Ty…
Usłyszałem:
- … się, że nic już nie da się dla niego zrobić… - mówił kobiecy głos. Łamał się jakby pod ciężarem tych słów.
- Szkoda… Taki ładny, spokojny pies… - odparł męski głos.
Potem usłyszałem kroki… Mężczyzna najwyraźniej się oddalił. Zebrałem resztkę sił i podniosłem głowę. Odczułem nagle spokój. Całkowity. Nie bałem się i nie czułem nic. Kobieta podeszła do mnie i znów pogłaskała czule. Patrzyła mi w oczy, a ja jej. W kącikach jej oczu szkliły się łzy. Jej dotyk był taki upojny…
- Już dobrze – mówiła – Już wszystko jest dobrze. Nie będzie bolało… Już nigdy…
Ukłuła mnie czymś.
Nim zasnąłem, poczułem jak pocałowała mnie w nos… A ja zaskomlałem ciche: „Kocham Cię, mój właścicielu…”
Wtedy. Teraz. I już na zawsze…

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...