Jump to content
Dogomania

Aza, Szczeniak z kojca pilnie szuka domu


diatryma

Recommended Posts

Właśnie skończyłam rozmowę z P. Elżbietą - przemiła osoba i myslę, że byłby to dom wymarzony dla naszej Azy.
Diatryma nie odebrała telefonu, ale pewnie za późno trochę zadzwoniłam, wszak już ok. 22 jest. Zostawiłam SMSa z prośbą o pilny kontakt.
Mam nadzieję, że Aza wreszcie trafi do kochających ludzi - tam już wszystko na nią czeka - miseczki, smycz, karma, zabawki...
Joasiu proszę, odezwij się w tej sprawie.

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 274
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Z Panią paulita55 byłam umówiona dopiero na wstępną, pierwszą rozmowę przed-adopcyjną, więc nie rozumiem skąd miseczki, smycz i posłanko czekające na Azę, skoro nawet nie było pierwszego spotkania, a co dopiero mówić o decyzji wydania psa. Trochę to dziwne. Nie mogłam przyjechać z kilku względów (których nie będę tutaj opisywać), proponując spotkanie za kilka dni. Wydaje mi się że jeżeli ktoś naprawdę chciałby psa to poczekałby te parę dni dłużej. W skali 15 najbliższych lat życia psa, kilka dni nie powinno robić różnicy. Życie pisze swoje własne scenariusze, a ja nie mogę walnąć wszystkimi moimi sprawami w kąt i na gwałtu rety jechać na Śląsk (chociaż się starałam). Dlatego chciałam przełożyć spotkanie o kilka dni, ale Pani jednak nie chciała czekać i zrezygnowała, ponieważ potrzebowała psa dla córki na już, na sobotę, a nie na przyszłą środę czy czwartek. Dziwi mnie taka postawa, w świetle mojego doświadczenia z innymi rodzinami adopcyjnymi, gdzie ludzie cierpliwie czekali nawet jeśli musiałam przekładać spotkania, a tym bardziej nie naciskali na mnie (a to z reguły daje odwrotny efekt). Jak to mówią co nagle to po diable. Adopcja to ryzykowna sprawa, przeszłam już przez nieudaną adopcję, więc nie wydaję psów osobom których nawet na oczy nie widziałam, bez sprawdzenia domu, bez spotkania, bez umowy, czyli bez zachowania podstawowych zasad bezpieczeństwa. Za dużo psów się zmarnowało przez pośpieszne i nieprzemyślane adopcje, żebym podjęła takie ryzyko (poczytajcie sobie historie na czarnych kwiatkach). Jedyną akceptowalną drogą adpocji dla mnie, jest zachowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa, a nie wydawanie psa droga telefoniczną do niesprawdzonego domu, niezależnie od tego jak dobre wrażenie ktoś robi przez telefon (na to już też się nacięłam parę razy). Cierpliwość przyszłych właścicieli upewniłaby mnie w dobrych intencjach, jednak postawa Pani paulita55, zapaliła pierwszą czerwoną lampkę w mojej intuicji. Aza siedzi w tym kojcu od 8 miesięcy, kilka dni dłużej nie zrobiłoby psu ani nowym właścicielom aż takiej różnicy, żeby rozwalić całą adopcję o taki banał i to na całkowicie początkowym etapie. No cóż moje życie nie mogło się zatrzymać w ten piątek dla Azy mimo tego że próbowałam, ale może to i lepiej, najwyraźniej tak miało być. Jak do tej pory wyciągnęłam z tamtego miejsca 4 psy, przesiewając ogromną liczbę potencjalnych chętnych, aż w końcu odsiałam 4 perełki, tj. 4 najlepsze domy. Jestem przekonana że dla Azy też znajdzie się taka perełka, czyli dom który poczeka na nią trochę dłużej niż tylko kilka dni i dwie rozmowy telefoniczne. To dzięki Wam nauczyłam się cierpliwości i ostrożności, co jak na razie procentuje dla psów lepiej niż wydawanie ich na łapu capu.

Link to comment
Share on other sites

mam nadzieję że potoczy się to jakoś dalej... Proszę cię tylko żebyś nie skreślała jeszcze pani Elżbiety.
Wizyty wizytami... szczerze, to rzadko robię wizyty, bo i tak w nie nie wierzę. A dlatego że po wizycie (idealnej) dla chorego psa, dzień później pies trafił do schroniska (a jechał dosyć z daleka); babka nawet nie podała że jest chory i wymaga leków. Pies zakończył swój żywot w schronie:angryy:
a z udanych adopcji to właśnie wizyty poadopcyjne i wcześniej rozmowy telefoniczne upewniały mnie że pies ma tam dobrze:p

Ale to wiadomo każdy inaczej podchodzi do wszystkiego. hoopaj Aza na pierwszą.
3mam kciuki

Link to comment
Share on other sites

[quote name='diatryma']Z Panią paulita55 byłam umówiona dopiero na wstępną, pierwszą rozmowę przed-adopcyjną, więc nie rozumiem skąd miseczki, smycz i posłanko czekające na Azę, skoro nawet nie było pierwszego spotkania, a co dopiero mówić o decyzji wydania psa. Trochę to dziwne. Nie mogłam przyjechać z kilku względów (których nie będę tutaj opisywać), proponując spotkanie za kilka dni. Wydaje mi się że jeżeli ktoś naprawdę chciałby psa to poczekałby te parę dni dłużej. W skali 15 najbliższych lat życia psa, kilka dni nie powinno robić różnicy. Życie pisze swoje własne scenariusze, a ja nie mogę walnąć wszystkimi moimi sprawami w kąt i na gwałtu rety jechać na Śląsk (chociaż się starałam). Dlatego chciałam przełożyć spotkanie o kilka dni, ale Pani jednak nie chciała czekać i zrezygnowała, ponieważ potrzebowała psa dla córki na już, na sobotę, a nie na przyszłą środę czy czwartek. Dziwi mnie taka postawa, w świetle mojego doświadczenia z innymi rodzinami adopcyjnymi, gdzie ludzie cierpliwie czekali nawet jeśli musiałam przekładać spotkania, a tym bardziej nie naciskali na mnie (a to z reguły daje odwrotny efekt). Jak to mówią co nagle to po diable. Adopcja to ryzykowna sprawa, przeszłam już przez nieudaną adopcję, więc nie wydaję psów osobom których nawet na oczy nie widziałam, bez sprawdzenia domu, bez spotkania, bez umowy, czyli bez zachowania podstawowych zasad bezpieczeństwa. Za dużo psów się zmarnowało przez pośpieszne i nieprzemyślane adopcje, żebym podjęła takie ryzyko (poczytajcie sobie historie na czarnych kwiatkach). Jedyną akceptowalną drogą adpocji dla mnie, jest zachowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa, a nie wydawanie psa droga telefoniczną do niesprawdzonego domu, niezależnie od tego jak dobre wrażenie ktoś robi przez telefon (na to już też się nacięłam parę razy). Cierpliwość przyszłych właścicieli upewniłaby mnie w dobrych intencjach, jednak postawa Pani paulita55, zapaliła pierwszą czerwoną lampkę w mojej intuicji. Aza siedzi w tym kojcu od 8 miesięcy, kilka dni dłużej nie zrobiłoby psu ani nowym właścicielom aż takiej różnicy, żeby rozwalić całą adopcję o taki banał i to na całkowicie początkowym etapie. No cóż moje życie nie mogło się zatrzymać w ten piątek dla Azy mimo tego że próbowałam, ale może to i lepiej, najwyraźniej tak miało być. Jak do tej pory wyciągnęłam z tamtego miejsca 4 psy, przesiewając ogromną liczbę potencjalnych chętnych, aż w końcu odsiałam 4 perełki, tj. 4 najlepsze domy. Jestem przekonana że dla Azy też znajdzie się taka perełka, czyli dom który poczeka na nią trochę dłużej niż tylko kilka dni i dwie rozmowy telefoniczne. To dzięki Wam nauczyłam się cierpliwości i ostrożności, co jak na razie procentuje dla psów lepiej niż wydawanie ich na łapu capu.[/QUOTE]
Strasznie przykro:( pani Joanno. aż zal tego czytać . Mija się Pani z prawdą i to bardzo, nic Pani nie wspominała o tym ze ma to być rozmowa przed adopcyjna -była mowa o tym że szkoda aby pies kolejny weekend spędził w kojcu mówiła Pani tez że przyjedzie z psem do nas więc skąd to nagłe wycofanie? Stara zasada mówi że najlepszą obroną jest atak więc gratuluję Pani taktyki ponieważ przeciwnikiem jest zrozpaczona nastolatka a bronią pies w kojcu. naprawdę bardzo musi Pani kochać zwierzęta.....nie ma wątpliwości co do tego, a tak na marginesie ...szkoda że nie można spytać psa czy kilka dni dłużej w kojcu robi jej różnicę ?Paulita ma 15 lat i właśnie straciła ukochanego przyjaciela z którym była 10 lat więc cóż więc dziwnego jest w tym że walczy o Azę? Moim zdaniem problem jest w Pani nie w ludziach którzy chca Azę adoptować -pies ma po prostu pecha że trafiła mu sie tak" gorliwa opiekunka". Elżbieta

Link to comment
Share on other sites

W żadnym momencie nie mówiłam o tym że przywiozę psa bez sprawdzenia domu, byłyśmy umówione na rozmowę i sprawdzenie Waszych warunków jakie chcecie zapewnić psu. Najwyraźniej to Pani źle mnie zrozumiała. Poza tym, po tym jak chciałam przełożyć spotkanie powiedziała Pani że "w takim razie musi się Pani zastanowić czy chce psa, że zapyta Pani męża czy będziecie chcieli poczekać te kilka dni dłużej i że Pani zadzwoni. Nie zadzwoniła już Pani do mnie, zamiast tego weszła Pani na forum żeby się powyżalać, nie wiadomo na co. Wyjaśniałam Pani na czym polega adopcja i jak to wszystko przebiega. Widzę że Pani nie słuchała tego co mówiłam. Więc powtórzę bardziej dokładnie i szczegółowo. Adopcja składa się z kilku kroków. Krok pierwszy to oczywiście rozmowa/wy telefoniczne i umówienie się na spotkanie. Krok drugi, spotkanie w domu adopcyjnym z przyszłymi właścicielami aby się poznać, zobaczyć jakie warunki chcą psu zapewnić (to jest etap nabierania zaufania). Krok trzeci to decyzja czy chcę oddać psa w te właśnie ręce. Jeśli tak to umawiamy się na przywiezienie psa do nowego domu, lub na oglądnięcie psa jeśli przyszli właściciele chcieliby wcześniej psa zobaczyć. Etap przywiezienia psa polega na tym, że ja z nim przyjeżdżam do nowego domu, z reguły pomagam w kąpieli na wstępie, siedzę na kawce z godzinę czy dwie czekając żeby pies się oswoił z nowym miejscem i nowymi ludźmi. Potem podpisujemy umowę adopcyjną, przekazuje książeczkę zdrowia itp, zostawiam jakiś ciuch z zapachem który pies zna i żegnam się. Potem parę razy dzwonię, żeby zapytać jak sobie radzi pies i nowi właściciele. Potem parę razy wpadam w odwiedziny na kawkę, zabierając swoje manele. I tyle. Oczywiście różne kroki można ze sobą łączyć, byle we właściwej kolejności. Więc podsumowując adopcja z reguły trwa kilka dni czasem kilka tygodni jeśli zaistnieją niesprzyjające warunki czasowo-odległościowe jak w tym przypadku. Nigdy jednak nie nie przywożę psa do niesprawdzonego domu, więc nie mogłam mówić że w tym wypadku zrobię wyjątek. Nie jestem nadgorliwa, ale ostrożna. A moja ostrożność wynika ze złego doświadczenia. Na żadnym etapie nie odmówiłam Pani psa, chciałam tylko przesunąć pierwsze spotkanie, to Pani już się nie odezwała, twierdząc że musi się zastanowić czy wogółe chce Pani Azę. Przynajmniej taki przekaz otrzymałam.

Link to comment
Share on other sites

Nie wiem jaka krzywda Panią spotkała ale szczerze współczuję ,należy odróżnić ostrożność od obsesji...naprawdę nie wszyscy ludzie są potworami które tylko czekają żeby krzywdzić. Dalszą dyskusję z Panią uważam za zbędną i daremną..szkoda tylko psa który jak widać jest na Panią skazany. Elżbieta[quote name='diatryma']W żadnym momencie nie mówiłam o tym że przywiozę psa bez sprawdzenia domu, byłyśmy umówione na rozmowę i sprawdzenie Waszych warunków jakie chcecie zapewnić psu. Najwyraźniej to Pani źle mnie zrozumiała. Poza tym, po tym jak chciałam przełożyć spotkanie powiedziała Pani że "w takim razie musi się Pani zastanowić czy chce psa, że zapyta Pani męża czy będziecie chcieli poczekać te kilka dni dłużej i że Pani zadzwoni. Nie zadzwoniła już Pani do mnie, zamiast tego weszła Pani na forum żeby się powyżalać, nie wiadomo na co. Wyjaśniałam Pani na czym polega adopcja i jak to wszystko przebiega. Widzę że Pani nie słuchała tego co mówiłam. Więc powtórzę bardziej dokładnie i szczegółowo. Adopcja składa się z kilku kroków. Krok pierwszy to oczywiście rozmowa/wy telefoniczne i umówienie się na spotkanie. Krok drugi, spotkanie w domu adopcyjnym z przyszłymi właścicielami aby się poznać, zobaczyć jakie warunki chcą psu zapewnić (to jest etap nabierania zaufania). Krok trzeci to decyzja czy chcę oddać psa w te właśnie ręce. Jeśli tak to umawiamy się na przywiezienie psa do nowego domu, lub na oglądnięcie psa jeśli przyszli właściciele chcieliby wcześniej psa zobaczyć. Etap przywiezienia psa polega na tym, że ja z nim przyjeżdżam do nowego domu, z reguły pomagam w kąpieli na wstępie, siedzę na kawce z godzinę czy dwie czekając żeby pies się oswoił z nowym miejscem i nowymi ludźmi. Potem podpisujemy umowę adopcyjną, przekazuje książeczkę zdrowia itp, zostawiam jakiś ciuch z zapachem który pies zna i żegnam się. Potem parę razy dzwonię, żeby zapytać jak sobie radzi pies i nowi właściciele. Potem parę razy wpadam w odwiedziny na kawkę, zabierając swoje manele. I tyle. Oczywiście różne kroki można ze sobą łączyć, byle we właściwej kolejności. Więc podsumowując adopcja z reguły trwa kilka dni czasem kilka tygodni jeśli zaistnieją niesprzyjające warunki czasowo-odległościowe jak w tym przypadku. Nigdy jednak nie nie przywożę psa do niesprawdzonego domu, więc nie mogłam mówić że w tym wypadku zrobię wyjątek. Nie jestem nadgorliwa, ale ostrożna. A moja ostrożność wynika ze złego doświadczenia. Na żadnym etapie nie odmówiłam Pani psa, chciałam tylko przesunąć pierwsze spotkanie, to Pani już się nie odezwała, twierdząc że musi się zastanowić czy wogółe chce Pani Azę. Przynajmniej taki przekaz otrzymałam.[/QUOTE]

Link to comment
Share on other sites

Drogie Panie, w imieniu Azuni proszę - nie emocjonujmy się tak.
Zadziałajmy wspólnie dla dobra suni.
Proponuję mimo wszystko spotkanie i spokojną rozmowę. Bardzo żałowałabym, gdyby jednak z tej adopcji wyszło wielkie nic.
Rozmawiałam z obu Paniami i obie mają swoje konkretne spojrzenie, swoje obawy i również swoje racje. Ale [B]dajmy szansę Azie, bo ona tutaj jest najważniejsza.[/B]
Jeżeli w jakikolwiek sposób będę mogła pomóc w tej adopcji, to proszę o telefon.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='olivetshka']Drogie Panie, w imieniu Azuni proszę - nie emocjonujmy się tak.
Zadziałajmy wspólnie dla dobra suni.
Proponuję mimo wszystko spotkanie i spokojną rozmowę. Bardzo żałowałabym, gdyby jednak z tej adopcji wyszło wielkie nic.
Rozmawiałam z obu Paniami i obie mają swoje konkretne spojrzenie, swoje obawy i również swoje racje. Ale [B]dajmy szansę Azie, bo ona tutaj jest najważniejsza.[/B]
Jeżeli w jakikolwiek sposób będę mogła pomóc w tej adopcji, to proszę o telefon.[/QUOTE]

Chyba dziewczyny potrzebują negocjatora :) A tak na poważnie, to mam nadzieję, że pogadają spokojnie i Aza pójdzie do fajnego domku :)

Link to comment
Share on other sites

Jeszcze jedną rzecz chciałam od siebie dodać - często kierujemy się w życiu intuicją, w adopcjach również ma ona swoje miejsce.
W tej sytuacji moja intuicja podpowiada mi, że byłby to dobry dom dla Azy. Już po pierwszych kilku minutach rozmowy z p. Elą tak wnioskowałam.
Proszę, niech obie strony dadzą sobie szansę.

Link to comment
Share on other sites

Pani zrezygnowała z Azy w piątek, co tutaj tylko potwierdziła. Więc nie widzę dalszego sensu w ciągnięciu tego tematu, cała sytuacja potwierdza tylko, że nie był to dobry dom dla Azy od początku. Dobrze że szydło wyszło z worka teraz a nie po fakcie. Nie wyobrażam sobie żebym po takich ekscesach miała tej Pani oddać psa w atmosferze przymusu, negocjacji, ugody czy jakiś innych niezdrowych relacji które nie powinny w ogóle towarzyszyć adopcji psa. Miałam już takie przejścia z innym domem, tyle że nie na forum ale mailowo, więc wiem że to nie ma sensu, lepiej poczekać na coś lepszego. Na pewno znajdzie się zrównoważony emocjonalnie dom dla Azy. Pamiętajcie dziewczyny że udało się już znaleźć domy dla 4 psów z tych kojców (ojca Cezara, Belci i dwóch szczeniaków), więc głowy do góry będzie dobrze. Pozdrawiam wszystkich, wciągniętych niepotrzebnie w tą niezdrową dyskusję :)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='diatryma']Pani zrezygnowała z Azy w piątek, co tutaj tylko potwierdziła. Więc nie widzę dalszego sensu w ciągnięciu tego tematu, cała sytuacja potwierdza tylko, że nie był to dobry dom dla Azy od początku. Dobrze że szydło wyszło z worka teraz a nie po fakcie. Nie wyobrażam sobie żebym po takich ekscesach miała tej Pani oddać psa w atmosferze przymusu, negocjacji, ugody czy jakiś innych niezdrowych relacji które nie powinny w ogóle towarzyszyć adopcji psa. Miałam już takie przejścia z innym domem, tyle że nie na forum ale mailowo, więc wiem że to nie ma sensu, lepiej poczekać na coś lepszego. Na pewno znajdzie się zrównoważony emocjonalnie dom dla Azy. Pamiętajcie dziewczyny że udało się już znaleźć domy dla 4 psów z tych kojców (ojca Cezara, Belci i dwóch szczeniaków), więc głowy do góry będzie dobrze. Pozdrawiam wszystkich, wciągniętych niepotrzebnie w tą niezdrową dyskusję :)[/QUOTE]
:crazyeye:Po prostu nie do wiary!! Jak może Pani tak kłamać? Moja mama w życiu nie powiedziała, że rezygnuje z Azy. Poza tym, skąd może Pani wiedzieć, jakie warunki miałaby Aza? Jak może Pani twierdzić że miała by u nas źle? Podobno przez rozmowy telefoniczne nie da się ocenić człowieka, dlatego nie wydała nam Pani Azy. Czy ktoś, kto nie kocha i nie dba o zwierzęta tak walczył by o psa, aby wyciągnąć go z męczarni? Poprostu chcieliśmy pomóc tej malutkiej istocie, która już i tak jak na swój krótki żywot dość wycierpiała. Teraz chce zrobić Pani z nas wariatów, bo co? Nie chcemy aby Azunia nadal się męczyła. Moglibyśmy wziąść innego psa, lecz trudno jest tak po prostu odpuścić, kiedy wiemy, że Aza nadal będzie siedzieć w maleńkim, brudnym kojcu, bez jedzenia, bez nawet odrobiny czułości ze strony człowieka. Aż żal serce ściska :( No trudno, będziemy musieli się z tym pogodzić. Nic nie poradzimy, nawet jeżeli bardzo byśmy chcieli. Aza niestety trafiła na kogoś, kto chce komuś coś udowodnić. Tylko nie do końca wiem co? Może chce się Pani pobawić w "mini boga" i decydować o czyimś losie. W tym przypadku niestety Azy. Również uważam, że adopcja Azy w tej sytuacji jest nie możliwa, lecz tylko ze względu na Panią. Mimo wszystko życzę Azuni, że znajdzie swój wymarzony domek jaki miała by u nas. To przecież ona jest tu najważniejsza! Niestety myślę, że dopóki adopcją zajmuje się Pani Joanna Aza ma na to niewielkie szanse ;( Trzymam za nią kciuki. paulita55

Link to comment
Share on other sites

Kurde dziewczyny, tak nie mozna!
Tak ciezko jest dla psa wyszukac nowy kochajacy dom. Tyle psiakow siedzi w schronach, hotelikach i z trudem znalezionych DT.
Diatryma rozumiem Twoje obawy, rozumiem tez ze moglas sie uniesc, starasz sie psiaki chronic jak najlepiej mozesz, ale tez nie moga emocje dyktowac decyzji.
Emocje pojawily sie po obu stronach i Ty i P. Elzbieta podeszlyscie do tego zbyt uczuciowo, do tego doszly jeszcze zasady stosowane w trakcie adopcji psa i mamy wielkie zero z szansy na (potencjalny) wspanialy dom.
To, ze zainstniala taka sytuacja i tak wielkie nieporozumienie nie oznacza, ze trzeba kategorycznie odrzucic P. Elzbiete jako kandytatke na DS.

Moze Panie postaraja sie nawzajem zrozumiec i potem porozumiec. Watpie zeby P.Ela tak na 100% zdecydowala sie na zostawienie Azy w kojcu, skoro od poczatku podchodzila do tego tak pozytywnie i z takim zapalem. Czasem tak bywa, ze chcemy na juz i na lapu capu.
Ja bardzo chce byc DT albo DS dla psiaka ze schronu, niestety odrzucili moja kandydature dwukrotnie. Najpierw ze wzgledu na to ze nie mam mieszkania wlasnosciowego, a potem dlatego ze nie mam ogrodu. I przez to, ze ktos nie potrafi zrozumiec, ze moj pies pomimo braku ogrodu jest 5h dziennie na dworze i jest wybiegany i szczesliwy Sheba ciagle siedzi w schronie, a moglaby do nas przyjechac juz w nastepnym miesiacu...

Link to comment
Share on other sites

Szanowna Pani. Publiczne nazywanie mnie osobą niezrównoważoną może się skończyć dla Pani w sądzie-jestem prawnikiem więc wiem co mówię. Wszystkim Paniom próbującym pomóc Azie trafić do naszego domu serdecznie dziękuję[quote name='diatryma']Pani zrezygnowała z Azy w piątek, co tutaj tylko potwierdziła. Więc nie widzę dalszego sensu w ciągnięciu tego tematu, cała sytuacja potwierdza tylko, że nie był to dobry dom dla Azy od początku. Dobrze że szydło wyszło z worka teraz a nie po fakcie. Nie wyobrażam sobie żebym po takich ekscesach miała tej Pani oddać psa w atmosferze przymusu, negocjacji, ugody czy jakiś innych niezdrowych relacji które nie powinny w ogóle towarzyszyć adopcji psa. Miałam już takie przejścia z innym domem, tyle że nie na forum ale mailowo, więc wiem że to nie ma sensu, lepiej poczekać na coś lepszego. Na pewno znajdzie się zrównoważony emocjonalnie dom dla Azy. Pamiętajcie dziewczyny że udało się już znaleźć domy dla 4 psów z tych kojców (ojca Cezara, Belci i dwóch szczeniaków), więc głowy do góry będzie dobrze. Pozdrawiam wszystkich, wciągniętych niepotrzebnie w tą niezdrową dyskusję :)[/QUOTE]

Link to comment
Share on other sites

Pani Ela to wg. mnie bardzo uczuciowa, zrównoważona osoba. To, że emocje siągają zenitu, że być może wydawać się, że na "łapu capu" szuka psa podyktowane jest tym, że w zeszłym tygodniu ta rodzina straciła swego ukochanego przyjaciela, 15 letniego staruszka, z którym paulitta od niemowlęcia się wychowywała. Wszystkim brakuje psiego ogona i pary psich wiernych oczu oraz uśmiechniętego pyska.
Rozumiem doskonale te emocje, bo również niejednokrotnie straciłam w swym życiu takich przyjaciół - myślę, że większość z nas tutaj ma za sobą takie lub podobne przejścia i wszyscy wiemy o czym mowa.
Nie potępiam więc tutaj absolutnie tej rodziny, że być może chcieliby za szybko, na szybko i na już. Wiem, jak pusty może być dom bez kogoś, kto przeżył w nim całe swoje 15 letnie psie życie. Wiem, jak boli serce po takiej stracie.
Diatrymę rozumiem również, bo wiem, że chce dobrze - chce sprawdzić wszystko dokładnie, by uniknąć ryzyka pomyłki. Ale pomyłki się zdarzają - jak już wcześniej ktoś tutaj pisał - nawet gruntownie sprawdzony dom nie jest gwarancją szczęśliwej adopcji forever.
Czasami bywa tak, jak w małżeństwie - zaręczone pary z 10-letnim stażem nie są gwarancją udanego związku, a nikiedy ludzie, którzy pobierają się po kilku tygodniach znajomości wiodą szczęśliwe życie do końca swych dni.
Ja proponowałam swoją pomoc w szukaniu kogoś do wizyty u p. Eli - odbyłaby się w międzyczasie. Jestem skłonna nawet przyjechać z Wrocławia i pomóc w adopcji fizycznie.
Ale znając Joasię z innych adopcji (Cezar, Bella) wiem, że chce być osobiście podczas wydawania psa. Jest bardzo ostrożna, może nawet za bardzo czasami...
Takie odniosłam wrażenie kilkakrotnie - ale trudno kogoś oceniać na odległość.
Myslę jednak, że można też czasem zaufać komuś innemu - ja też nie mogę być fizycznie obecna podczas każdej adopcji, a chciałabym. Z przyczyn osobistych, z racji odległości po prostu jest to niewykonalne. Dlatego też proszę o pomoc koleżanki z dogo, które też znają się na rzeczy.
Trzeba w końcu przecież komuś ufać. Ufam tym, którzy robią wizyty, bazuję na ich doświadczeniu i intuicji.
I ufam ludziom, którym później oddaję psa - ufam, bo chcę wierzyć, że ten dom jest dla niego dobry. Nigdy do końca nie wiemy, czy postępujemy słusznie - upływający czas nam to później wszystko pokazuje.
Ta rodzina bardzo pragnie tego konkretnego psa.
Pies ten ogłaszany jest od kilku miesięcy bezskutecznie jak do tej pory.
Tkwi nadal w tym samym gó**ie, w jakim tkwił w momencie swych narodzin.
Być może ten dom to wygrana na loterii - być może nie, tego się dziś nie dowiemy.
Szansa, przed jaką stoi teraz Aza być może się już nie powtórzy.
Sumując wszystko, co powyżej uważam osobiście, że zbyt wybrednym być nie należy - ta rodzina oferuje mieszkanie w domu, zdrowe pożywienie, miłość i opiekę. Ma do dyspozycji pokłady energii i cierpliwości, ogród i las nieopodal, szczere chęci...
Jeżeli obie strony nie chcą się osobiście spotkać, adopcję Azy mogę wziąć na swoje barki - wizytę przedadopcyjną, podpisanie umowy i późniejsze monitorowanie wspólnego życia. Mogę nawet przyjechać na Śląsk.
Jeżeli adopcja nie wypali, biorę na siebie całą odpowiedzialność za szukanie suni nowego domu, czy ewentualnego DT.
Być może to niepoważne, ale chciałabym zaryzykować. Myślę, ze to lepsza opcja, niż czekanie w nieskończoność na łaskawość losu i światełko w tunelu.
Bo takie światełko już się pojawiło.

Link to comment
Share on other sites

Temat uważam za zamknięty, ta Pani najpierw zrezygnowała z psa, obraziła się na mnie z powodu głupiej zmiany terminu spotkania, potem przeszła do pustych oskarżeń i kłamstw, obecnie mi się tutaj odgraża sądem, nie oddam takim ludziom psa. Koniec tej zbędnej dyskusji. To jest jedna wielka pomyłka. Aza nadal szuka rozsądnego domu. Nie będę już dłużej uczestniczyła w tej maskaradzie, moja opinia na temat tej rodziny jest w chwili obecnej pełna, to co się dowiedziałam tutaj już mi wystarczy żeby wiedzieć, że na pewno nie oddam tam psa. Pozdrawiam.

Link to comment
Share on other sites

Aza nadal więc poszukuje domu - z jakich dokładnie względów? Nie bardzo wiem - strony nie potrafiły się porozumieć.
Ale tak czasami bywa...
Pocieszającym jest fakt, że przynajmniej inna potrzebująca istota odnalazła swoje miejsce na ziemi.
Rodzina pani Elżbiety, dochodząc do podobnych wniosków, co diatryma, zaadoptowała dziś rano 3-letnią sunię ON ze schroniska w Raciborzu - smutną, wychudzoną, najprawdopodobniej wyrzuconą z auta Onkę. Pani Elu - życzę powodzenia i dużo obupólnej radości. W razie pytań i wątpliwości, służę pomocą.
Szkoda, że Aza kolejną noc znów spędzi w swym więzieniu, ale miejmy nadzieję, że już wkróce i dla niej pojawi się światełko...
Dobranoc, Azuniu...

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...