Jump to content
Dogomania

Ferajna z Czarcich Rewirów - czyli Biały Bokser, Tosa i CAO


Bolsbokser

Recommended Posts

No to dzisiaj kolejny spacerek.

Jestem MEGA dumna z Roniego.
Drugi raz puściłam go zupełnie bez smyczy, bez linki....Był w znacznym stopniu przywoływalny. Reagował ładnie na gwizdek. Pilnował się. Nie rozpraszał się mimo obecności Sintry, przez co można było wprowadzić kilka elementów posłuszeństwa. Nie było żadnej walki o smaczki :)

Przez te zmiany na dogomanii, potraciłam subskrypcje. Podejrzewam, że nie tylko ja :(
Może ktoś jeszcze do Nas zajrzy ....

 

Gratia TARANTULA FCI & MARTINI BIANCO Szczyty Szczytów FCI

11698356_1024589110925632_28555523476478

 

7573_1024599214257955_539640609710074131

 

11709507_1024584924259384_72551860458342
 

Link to comment
Share on other sites

https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/v/t1.0-9/7573_1024599214257955_5396406097100741311_n.jpg?oh=e28f68fa22437f58d54185dfe74c8e2d&oe=5632CDCA- ahahha świetne ujęcie :D 
My zaglądamy, podglądamy i fejsbuki i galerie :) dwa kochane cukiereczki <3 
Sprawdź sobie subskrypcje w "nowej zawartości" ... ja tam znalazłam część swoich ale niestety nie wszystkie :C 

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Długo nie mogłam odważyć się, by tu zajrzeć. Na siłę wstawiałam zdawkowo jakieś zdjęcia Roniego. Nie pozwalała mi na to tęsknota, ból i ta wściekłość na to, że "ON" , je*any skręt żołądka, odebrał mi moje słoneczko, cały mój świat, moje natchnienie. I ta bezsilność...Bezsilność z niewiedzy, że coś złego się dzieje ... Był sam, tylko z Bravo, bo ja spałam jak zabita, zmęczona po tygodniu pracy. Dlaczego akurat wtedy ???? No dlaczego ???? Pilnowałam, wydzielałam, odważałam ... nie biegał, nie skakał i te wszystkie na ch** warte ostrożności. Nie było objawów ... Znam je przecież. Nie było kilka godzin po kolacji. Poszłam spać ... i zasnęłam. Zasnęłam twardo. Albin też. Ja się obudziłam. On NIE :(

Myślałam, że jestem już gotowa. NIE JESTEM. Nie dam rady ... innym razem tu wejdę :(

Link to comment
Share on other sites

Wiem co czujesz Joasiu. Zawsze mamy coś sobie do zarzucenia a tak naprawdę na chorobę i śmierć mamy marny wpływ. :(

Nie wiem kto to napisał ale mądre :

"Ból jest ten sam , tylko z czasem łatwiej go znieść"

 

Wciąż patrzę na obrazek Kary, tak pracowicie narysowany przez Ciebie :wub:

Link to comment
Share on other sites

Zajefajnie, właśnie widzę, że nie widzę ... wielu wcześniejszych zdjeć :/
Jeb**e dogo. W ciągu kilku lat, jak tu jestem, co najmniej 2-3 razy było coś zmieniane. Za każdym razem, coś się traciło Wrrrr....

No i chyba będę musiała zacząć pisać asekuracyjnie jakiegoś bloga, skoro tak wszystko tu ginie.
Nadal nie można z komputera wrzucić zdjęcia ??? Tylko URL ???? No szlag człowieka trafia

No nic. Postaram się jutro przysiąść na chwilkę i zacząć od początku historię Roniego, chronologicznie ...

Link to comment
Share on other sites

RONI (MARTINI BIANCO Szczyty Szczytów FCI) pochodzi z Krakowa. W Wieku 10 mcy jego ówcześni właściciele postanowili znaleźć dla niego dom. Posiadanie młodego boksera ich przerosło, o czym jawnie mówili. Nie dadzą rady, nie mają aż tyle czasu. Podejmowali próby pracy z psem, jednak nie podołali.
Najpierw był Roni ogłaszany przez Stowarzyszenie Boksery Niczyje. Właściciele podjęli próbę ułożenia Roniego, więc wycofali się z przekazania go do adopcji. Uczestniczyli w kilku zajęciach z posłuszeństwa. Po niedługim jednak czasie ponownie Roni został ogłoszony do adopcji, przez Jaworznicki Dom Tymczasowy.

Moja znajoma zaryzykowała swoim życiem :P i moim spazmatycznym płaczem, podrzucając mi link do ogłoszenia Roniego.
Przeżywałam potwornie stratę Albina, wciąż przeżywam. Ale wiedziałam, że moje życie bez boksera, to wegetacja. Bravo jest przekochany, cała reszta też super, ale moja dusza i serce należy do boksera. Bokser to mój świat. Te psy są takimi samymi artystami, jak i ja. To moja wena.

Niestety miałam pewne ograniczenia co do posiadania boksera w domu. Nie kierowałam się wyglądem. Jedynym aspektem wizualnym był fakt, że bokser MUSI być BIAŁY. Reszta to inne czynniki, jak wiek, stosunek do innych psów, najlepiej już wykastrowany przed skokiem hormonów etc.

Z nieba spadł mi Roni. Znajoma, która dotychczas była ledwie znajomą wirtualną i nigdy przenigdy nie miałyśmy okazji porozmawiać czy wspólnie poczatować, jako jedyna spośród moich wszystkich znajomych znała moje oczekiwania i warunki, jakimi muszę się kierować przy nabyciu boksera :o
Zaryzykowała. I dobrze.

Roni miał ówcześnie 10,5 mca. Był wykastrowany z racji wnętrostwa. Był ugodowo nastawiony do innych psów. Taki słodki dzieciaczek. Nie jest skrzywiony psychicznie, nie ma problemów behawioralnych. W dotychczasowym domu był dobrze traktowany, rozpieszczany, jednak...nie byli w stanie zapewnić mu wszystkich potrzeb. To ich przerosło.
Okazało się, że Roni pochodzi z hodowli ZKwP.

Zadzwoniłam czym prędzej i wypełniłam ankietę przed adopcyjną. Na decyzję czekałam wieczność. Trwało to 2 tygodnie !!! Nie miałam odpowiedzi wprost, że jestem pierwsza w kolejności, wśród masy zgłoszeń ad adopcji Roniego. Ale dawali mi to do zrozumienia. Skontaktowała się ze mną hodowczyni Roniego.
Przez dwa tygodnie Jaworznicki Dom Tymczasowy szukał wizytatora do wizyty przed adopcyjnej. Nie udało się. I ... już nie musieli.
Zadzwoniłam do wolontariuszki spytać, jak wygląda sprawa z adopcją. Dowiedziałam się, że miała ona masę telefonów w mojej sprawie. Dostałam bardzo dużo rekomendacji i wszyscy zgodnie mówili, że Roni ma trafić do mnie. Nie mam pojęcia, kto mnie tak rekomendował. Ponoć telefonów było dużo. Wiem, że na pewno w mojej sprawie dzwoniło Stowarzyszenie Boksery Niczyje oraz hodowczyni, która chciała, abym młody trafił do mnie.

Jest decyzja. Roni będzie u mnie, bez wizyty przed adopcyjnej.
Problem pojawił się z ustaleniem terminu wyjazdu. Musiałam sama po niego jechać. Wykazałam jednak taką chęć na samym początku. Po kilku dniach dopiero spytałam, gdzie w ogóle Roni przebywa. Wolontariuszka się uśmiała i powiedziała, że w Krk.

Weekendy odpadały, hodowczyni wtedy nie mogła przyjechać z Raciborza. Jedynie w tygodniu mogłam po Roniego jechać. Padło na czwartek 04.12.214. To był jedyny dzień w tygodniu, kiedy mogłam sobie pozwolić na wycieczkę z Warszawy do Krakowa.

Tydzień przed umówionym terminem przekazania psa (na szczęście na tydzień przed) dostałam ostrego ataku kamicy nerkowej.
Zaś na dzień przed, z nerwów dostałam w nocy, ze środy na czwartek, ostrego ataku migreny. Jak migrena, to zero snu. Było bardzo źle. Na 7:30 do pracy. Znajoma z recepcji, nota bene psiara, załatwiła mi, abym wcześniej skończyła pracę. Plan zadziałał. Na 12:00 musiałam być na drugim końcu Warszawy. Tam, pod drugą pracą, zostawiłam na opłacanym miejscu parkingowym swój samochód. Przesiadłam się w taty samochód i rozpoczęliśmy podróż w kierunku Krakowa.

Cały czas w niepewności, czy właściciele nie zrezygnują. Czy to nadal aktualne, czy nie jadę tyle kilometrów, aby pocałować klamkę. W drodze, z nerwów, znowu zaczęła dokuczać mi nerka. Do tego mega niewyspanie. Czułam się jak zombie. Cała noc nieprzespana, w męczarniach, potem praca i na gwałt, by na 16 zdążyć do Krk. DZIKI SZAŁ !!!

W drodze kilkakrotnie dzwoniłam do wolontariuszki i upewniałam się, że mam po co jechać.

Korki na wlocie do Krakowa straszne. Opóźnienie godzinne :( Ludzie zaczęli się niepokoić. Najpierw wizyta u wolontariuszki, aby podpisać umowę adopcyjną. Stron chyba z 10 :o !!!!
Tam czekała na Nas już hodowczyni. Wtedy poznałam Justynę osobiście. Następnie po szybkiej kawie w drogę do Roniego. Parę przecznic dalej. Dojechaliśmy. Poznałam poprzednich właścicieli, ludzie na poziomie. Bardzo sympatyczni. W szczególności Pani (chyba Krystyna) miała ciężko rozstać się z młodym. Bardzo prosili mnie, abym zostawiła imię, abym nie zmieniała. Choć miałam już kilka pomysłów. Jakoś Roni nie bardzo mi się imię podobało. Obiecałam, że zostanie ono.

W drodze powrotnej byłam nieprzytomna. Całą drogę do Krk pilnowałam fotoradarów i policji pochowanej po kątach. W drodze powrotnej przysnęłam. Z drzemki wytrąciła mnie taty łacina :P
Złapał nas fotoradar :/
Na szczęście była tak duża mgła, że zdjęcia nie dostaliśmy :)

Na parking po mój samochód dojechaliśmy ok. północy. Byłam ledwo żywa. Przepakowałam się z psem i dalej pod Warszawę do domu. Jechałam jak żółw. Ledwie na oczy widziałam. Szczęśliwie dojechaliśmy coś ok. 1 w nocy. Do 2. czy 3. w nocy siedziałam z Ronim ,żeby od razu nie zostawiać go . Spałam w jednym pokoju z nim.

Tu zdjęcia z ogłoszeń

10888708_918754298175781_110710279527056

 

10888913_918754181509126_444869159126129

 

10407288_918754481509096_570562887660746

 

10009874_918755254842352_454505000074172

 

10882212_918755918175619_737528691777029

 

10888637_918756271508917_767080852514762

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...