Jump to content
Dogomania

Negatywy pozytywu, pozytywy tradycji czyli „Mam psa, chciałbym go szkolić, co wybrać?


Ifat

Recommended Posts

[QUOTE]A dlaczego nie zaaranżujesz takiego środowiska na czas nauki - umówić się ze znajomymi i ich psami w ustronnym miejscu. A jak trudno o takie w czasie dnia, to... można spotkać się wcześnie rano (w lecie już o 5-tej jest wystarczająco widno).
Trzeba tylko pomyśleć, zaplanować i zrealizować... [/QUOTE]

"Aranżacja środowiska" na "czas nauki"...? Bardzo pięknie, ale codzienne trzy-cztery spacery to co to jest, jak nie czas nauki? Mam psu wytłumaczyć - "teraz sie uczysz, a teraz nie?" ;)
Poza tym - pies nie jest głupi. Doskonale odróżnia sytuacje aranżowane, placowe (gdzie psy są - bo muszą być- pod kontrolą) od sytuacji "cywilnych", gdzie bardzo często spotyka się psy bez kontroli (nie chodzi tylko o smycz) i niezrównoważone.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='yamayka']"Aranżacja środowiska" na "czas nauki"...? Bardzo pięknie, ale codzienne trzy-cztery spacery to co to jest, jak nie czas nauki? Mam psu wytłumaczyć - "teraz sie uczysz, a teraz nie?" ;)
Poza tym - pies nie jest głupi. Doskonale odróżnia sytuacje aranżowane, placowe (gdzie psy są - bo muszą być- pod kontrolą) od sytuacji "cywilnych", gdzie bardzo często spotyka się psy bez kontroli (nie chodzi tylko o smycz) i niezrównoważone.[/QUOTE]

Spójrzmy prawdzie w oczy - nie umiemy stosować menydżmentu :(

Link to comment
Share on other sites

Sytuacja "zaaranżowana" daje nie tylko okazję do uczenia się psa, ale przede wszystkim "czas", w którym przewodnik może poświęcić całą uwagę na pracę z własnym psem. W trakcie takiej "nauki" nie ma potrzeby dzielenia uwagi na własnego psa i 'tego drugiego" (psa czy człowieka). Ponadto na "codziennych spacerach" należy bardziej skupić się na "managmencie" niż nauce. Nie można pracować z psem, gdy nie panuje się nad "środowiskiem" - taka praca jest po prostu nieefektywna. Pies musi mieć możliwość "uczenia się" a przewodnik panowania nad tym procesem.

Link to comment
Share on other sites

Marmasza, ale JAK "pracować nad środowiskiem", gdy np. ja i mój pies na 75% spacerów spotykamy niezrównoważone psy, właścicieli imbecyli? Psy, które z wściekłym jazgotem do nas dopadają i wrzeszczą z odległości paru metrów? Psy, które tak się burzą, że często gęsto przyciągają do nas swoich właścicieli? Psy, które tłamszą moją małą sukę z hasłem właściciela "Ależ się pięknie bawią!" (BTW, po tym mam ochotę naprawdę niepozytywnie postąpić z właścicielem). Moja suka na placu, w trybie pracy ma w zadku wszystkie psy świata, jednak nie wyobrażam sobie trzymać psa w trybie pracy cały czas. I o to mi chodzi - "sterowanie środowiskiem" jest w polskich warunkach utopią, po prostu.

P.S. Chętnie poznam tajemnicę panowania nad środowiskiem, zwłaszcza nad irytującymi kąśliwymi albo prowokującymi podbiegaczami, najlepiej w taki sposób, żeby do nas w ogóle nie podbiegały, uznając, że się nie opłaca, ale na chwilę obecną na myśl przychodzi mi jedynie miotacz ognia :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='evel']Marmasza, ale JAK "pracować nad środowiskiem", gdy np. ja i mój pies na 75% spacerów spotykamy niezrównoważone psy, właścicieli imbecyli? Psy, które z wściekłym jazgotem do nas dopadają i wrzeszczą z odległości paru metrów? Psy, które tak się burzą, że często gęsto przyciągają do nas swoich właścicieli? Psy, które tłamszą moją małą sukę z hasłem właściciela "Ależ się pięknie bawią!" (BTW, po tym mam ochotę naprawdę niepozytywnie postąpić z właścicielem). Moja suka na placu, w trybie pracy ma w zadku wszystkie psy świata, jednak nie wyobrażam sobie trzymać psa w trybie pracy cały czas. I o to mi chodzi - "sterowanie środowiskiem" jest w polskich warunkach utopią, po prostu.
[/QUOTE]

Moje "szczecińskie" (ale nie tylko) doświadczenia wskazują, na to, że tacy "niereformowalni" ludzie chodzą ze swoimi psam w ściśle określone miejsca (tzw. "psie łączki) - łatwo je zidentyfikować i po prostu omiajać. Nie wiem gdzie mieszkasz, ale takie psy wcale, wbrew temu co głosisz, nie są często spotykane. Na pewno znasz większość z nich "z widzenia" - to też ułatwia "omijanie". Naprawdę można znaleźć spokojne miejsce na spacery z psem i to bez wielkiego wysiłku.

Link to comment
Share on other sites

He, Evel, tak naprawde opisałaś sytuacje ekstremalne, które - dzięki Bogu - nie zdażają się aż tak często. I do których oczywiście nie mam prawa dopuścić - wybieram trasę spaceru, unikam zapsionych miejsc, przechodzę na drugą strone ulicy (gdy musze minąć się z innym psem nos w nos na wąskim chodniku), nie ufam innym psiarzom, pracuję ze swoim psem, a każdy pies, który bez kontroli podleci do nas, zostanie potraktowany przeze mnie nieelegancko. To wszystko jasne. Ale mój pies nie potrzebuje mieć innego na grzbiecie, by się spinać, pies moze być przyjazny, on ma to gdzieś. Problemem bywa pies na smyczy, oddalony o 10 metrów. W mieście w mojej dzielnicy NIE DA się nie spotykac innych psów. NIE MA takiej szansy, bym uniknęła przez managment sytuacji potencjalnie zapalnej, niekomfortowej dla psa, Marmasza. A działać trzeba.

Link to comment
Share on other sites

Czyli nie pójdę z psem w ładną pogodę nad Wisłę, bo jest pełno ludzi, nie wezmę psa na spacer do parku, bo jest pełno ludzi, nie pojadę z psem na wakacje, bo przecież nie wiem jakie środowisko mnie czeka itp itd (ludzi oczywiście z psami).
To po co mi właściwie pies? Żebym tylko biegała dookoła niego i pilnowała, czy czasem gdzieś jakiegoś drugiego psa nie ma? To jakieś nadmiernie analizowanie i bzdury. Więcej gadania niż sensu.
Unikanie problemów prowadzi tylko i wyłącznie do ich narastania, zawsze... Nigdy w życiu nie unikałam żadnej sytuacji pracując nad psem, raczej ich szukałam, żeby móc się z nimi zmierzyć i nad nimi pracować.
Oczywiście co innego sztucznie tworzyć sytuacje, żeby właśnie coś przećwiczyć, a co innego poruszać się unikając wszystkiego w nienaturalnie "sterylnym" otoczeniu...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='sugarr']
Unikanie problemów prowadzi tylko i wyłącznie do ich narastania, zawsze... Nigdy w życiu nie unikałam żadnej sytuacji pracując nad psem, raczej ich szukałam, żeby móc się z nimi zmierzyć i nad nimi pracować.
Oczywiście co innego sztucznie tworzyć sytuacje, żeby właśnie coś przećwiczyć, a co innego poruszać się unikając wszystkiego w nienaturalnie "sterylnym" otoczeniu...[/QUOTE]

Rozumiem, że "mierzenie się z problemem", to wyprowadzenie psa, który boi się huków, o pólnocy w Sylwestra na ulicę - a co niech się przyzwyczaja... Nie napisałem, żeby nie wychodzić na spacery, ale unikać bezcelowego prowokowania psa do niewłaściwych zachowań, w sytuacji gdy nie mamy możliwości zapanowania nad sytuacją.
I pytanie do właścicieli psów "z problemami": czy karcąc psa za niewłaściwe zachowanie uzyskujecie spadek liczby "wybryków"? Chodzi mi o zauważalny spadek liczby wystąpienia tego zachowania w przyszłości (np. kilka dni po "skarceniu") - jak szybko pies "zapomina" o karze i zachowanie ponownie się pojawia?
Rozumiem karanie o ile jest efektywne - raz ukarany pies przez długi czas nie powtarza zachowania. Ale często jest tak, że skarcenie działa "tu i teraz" i najpóźniej za godzinę sytuacja się powtarza. Jedynym skutkiem skarcenia psa jest "rozładowanie złości właściciela" czyż nie tak?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Marmasza']Jedynym skutkiem skarcenia psa jest "rozładowanie złości właściciela" czyż nie tak?[/QUOTE]

Tak, bo każdy, kto ośmiela się skarcić psa, wybiera do tego tak uroczy sposób jak np. walenie psa smyczą po zadzie aż się pies posika :) Ewentualnie jeszcze go kopnie i pociągnie za ucho, żeby sobie nie myślał! Nie wiem naprawdę, dlaczego ludzie, którzy dopuszczają korekty, są traktowani przez "pozytywistów" jak jacyś hitlerowcy co najmniej.

I źle rozumiesz "mierzenie się z problemem" - my mamy np. ogromny problem z petardami, a jednak w tym roku suka sobie pięknie dała radę, wystarczyło uruchomić parę schematów, które zna i lubi (zabawa, praca) plus lekki wspomagacz ziołowy.

Nikt normalny nie wrzuca psa na głęboką wodę, nie konfrontuje go siłą z bodźcem, który go przerasta/przeraża/frustruje, w imię jakichś dziwacznych zasad (coś a'la Czarek Milan w starych odcinkach jest dla mnie nie do przyjęcia). Ale jak na kilku spacerach jest względny spokój, a na jednym "wygrywamy" kumulację idiotów to pies chodzi podkurzony dłuższy czas, co na pewno nie jest dla niego komfortowe. I nie chodzi mi o podbiegające psy, które rzeczywiście nic nie robią, powąchają się z moją suką i odbiegną z powrotem, bo do tych już przywykłam, jest ich po prostu za dużo. Ale jak podbiega do nas pies i gryzie moją sukę w dupsko czy próbuje podgryzać po łapach to nie widzę pozytywnego i eleganckiego sposobu rozwiązania tej sytuacji. Albo jak leci do nas jakiś ogromny pies, którego moja suka się boi i za wszelką cenę usiłuje go odstraszyć - co, mam własnemu psu łeb ukręcić, żeby nie szczekał, bo się boi, bo dla kogoś hańbą jest trzymanie psa na smyczy albo pod względną kontrolą? Właściciel takiego psa zazwyczaj krzyczy, że "on nic nie zrobi". Fajnie, ale może miło by było, gdyby moja suka też mogła czuć się komfortowo, czyli np. sama mogła wybrać, czy chce się z nim zapoznać czy nie, a nie być przytłoczona przez psa kilka razy większego od niej, a często takie sytuacje zdarzają się przy ulicy, gdzie ja suki za nic nie spuszczę ze smyczy, bo nie jestem kretynką i nie chciałabym mojego psa zobaczyć w formie naleśnika na jezdni.

To nie wygląda tak, że ja mając "problemowego" psa się ładuję w grono psiarzy i każę im spadać na bambus, bo ja idę. Jak widzę z daleka, że na łączce stoi grupka psiarzy to przechodzimy z suczą bokiem i nie jest to jakaś tragedia dla żadnej z nas. Jak widzę, że idzie ktoś z obcym psem, czy z psem, którego nie jestem "pewna" to idę inną uliczką, jeśli tylko mam możliwość, albo sadzam sukę na trawniku i czekamy na mijankę. Ale w momencie, gdy napada na nas wyrośnięty szczeniak laba pod blokami, z jednej strony plac zabaw, z drugiej główna ulica osiedla to naprawdę nie mam najbledszego pojęcia jak zastosować "management" (a spotykaliśmy takiego "szczeniaczka" praktycznie całe lato mimo kombinowania i różnych pór spacerów). Chciałabym mieć realny wpływ na to, z jakimi psami zapoznaję własną sukę, ale jak widać dla niektórych właścicieli myśl, że nie wszystkie psy świata będą się bawić z ich kilkudziesięcio-kilogramowym dziubaskiem jest nie do pojęcia :razz:

Nie wiem, co rozumiesz konkretnie poprzez karanie, bo u mnie działa korekta głosowa, żeby psu przypomnieć, że sobie nie życzę szurania do innych psów. Natychmiast po korekcie proponuję psu inne zachowanie, które radośnie wykonuje (nie jest zgaszony, sfrustrowany, przestraszony, jakiś tam, bo nie ma na to czasu). Nie zapada mu się nic w mózgu, nie przechodzi w schemat jestem-takim-skrzywdzonym-pieskiem, nie odmawia zabawy ani jedzenia. I tak, karcąc psa w ten sposób (tu konkretnie za bezsensowne ujadanie) i nagradzając zachowanie zastępcze, zauważyłam sporą poprawę, bo często w sytuacjach "zapalnych" pies [B]najpierw [/B]patrzy na mnie [B]zanim [/B]podejmie decyzję (np. o rozdarciu jadaczki). Kara, podobnie jak nagroda, ma działać "tu i teraz" ale efekty [U]prawidłowo[/U] zastosowanej kary czy nagrody rozciągają się w czasie. I o ile nagrodę możesz odwlec, wprowadzić marker, podtrzymać motywację, o tyle kara ma dotyczyć sytuacji "tu i teraz", bo karanie "wstecz" czy "do przodu" (?) nie ma przecież najmniejszego sensu. Jeśli po karze/korekcie nastąpi przekierowanie zachowania na inny tor i nagrodzenie tego zachowania, to z psa naprawdę nie robi się zgaszone zombie.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Marmasza']
I pytanie do właścicieli psów "z problemami": czy karcąc psa za niewłaściwe zachowanie uzyskujecie spadek liczby "wybryków"? Chodzi mi o zauważalny spadek liczby wystąpienia tego zachowania w przyszłości (np. kilka dni po "skarceniu") - jak szybko pies "zapomina" o karze i zachowanie ponownie się pojawia?
Rozumiem karanie o ile jest efektywne - raz ukarany pies przez długi czas nie powtarza zachowania. Ale często jest tak, że skarcenie działa "tu i teraz" i najpóźniej za godzinę sytuacja się powtarza. Jedynym skutkiem skarcenia psa jest "rozładowanie złości właściciela" czyż nie tak?[/QUOTE]

jeśli skarciłam psa po tym, jak wystrzelił z zębami do szczeniaka, i teraz mój pies bawi się ze szczeniakami bez żadnych problemów i nigdy więcej nie zdarzyła się sytuacja, by z zębami wystartowała do jakiegokolwiek psa, to chyba znaczy, że korekta odniosła swój skutek? dodam, że było to dość dawno, nie kilka dni temu, a mój pies czasem się awanturuje. ale nikogo nie gryzie.

Link to comment
Share on other sites

ja nie mam specjalnie problemowego psa. co wiecej uwazam na chwile obecna, ze moj starszy pies jest najlepiej wychowanym i najwspanialszym psem na swiecie (nie musicie tego komentowac, mam takie prawo-moja suka napawa mnie duma kazdego dnia).
i nie osiagnelam tego metodami pozytywnymi, tylko rozsadnym wychowaniem.

doskonalym przykladem jest zarcie z trawnikow. owszem, pies wie, ze nie mozna zrec, nie zezre, kiedy nie patrze. ale kiedy ktos wywali kosci z rosolu, to chyba tylko pies bez nosa by sie nie pokusil.
moja suka zostala nauczona, ze nie zre sie z trawnika metoda skrajnie niepozytywna. kolejnym etapem byla ostra korekta slowna. teraz ma 19 miesiecy od roku nie podnioslam na nia nawet glosu w tym celu. wystarczy jak zbulwersowanym glosem powiem "a feee, co ty robisz.." i zaczne biadolic jakie sto straszne, ze tak robi i wszystko z mordy laduje na trawniku, a ona jeszcze siada i merda ogonkiem.

jesli chodzi i milanowskie "zalewanie psa bodzcem" tez z powodzeniem zastosowalam. moja suka nie lubi odkurzacza-idzie sobie do klatki, zeby nie miec nic z nim wspolnego. maszynki do strzyzenia tez nie lubi. na jej pierwsze wlaczenie zareagowala dzika panika. a jej strzyge aurat uszy i szyje, wiec nic przyjemnego. calkowicie olalismy jej panike, na kazda probe okazania strachu reagowalismy ostrym "fee, co robisz". troche potrzesla dupskiem. teraz jak jest pora strzyzenia, to sama ustawia sie, zeby bylo wygodnie.
obcinanie pazurow to samo-nienawidzila odglosu "ciach, ciach". robilismy z tego wielkie halo i wielka stolowke-obciecie pazurow kosztowalo nas paczke suszonych rybek. az przyszla moja siora, zlapala ja i obciela jej wszystkie pazury w ogole nie zwracajac uwagi na to, ze pies sie boi. to dziwne, ale od tego czasu ona juz sie nie boi:)))
u nas to dziala wlasciwie ze wszystkim. do codziennych zmian opatrunkow na lapie tez tak podeszlismy.
z nia tak trzeba. bez fanaberii, bez smaczkow, bez pocieszania. i wtedy da rade.

Link to comment
Share on other sites

Moim problemem jest to, ze kiedy Yarpen byl mlody pozwalalam mu na zabawe prawie z kazdym psem. Pozniej sprawa sie poglebila, poniewaz wykastrowalam go dopiero teraz, w wieku 3,5 roku. Problem polega na zbyt entuzjastycznym witaniu (ciagniecie do psow kiedy sa juz dosc blisko) oraz "fiksowaniu" na ich punkcie, czyli np po powachaniu probuje "wsiadac" na suki, Generalnie jestem zwolenniczka szkolenia pozytywnego, zastosowalam korekty pare razy, ale nic nie daly, wiec je odstawilam. Przy czym zakladam, ze byla to moja nieumiejetnosc ich stosowania. Wrocilam do pozytywow, ale juz tak sie bujam 3 lata. Mieszkam za granica, poza kilkoma wyjatkami psy sa bardzo dobrze ulozone i pod kontrola. Cwicze czesto i gesto, pracujemy w pewnej odleglosci, skupiam uwage psa na sobie stopniowo zblizajac sie do psa.... I nagle dupa, bo wyszlismy zza rogu na psa, swoja droga ulozonego i na smyczy, z ktorym Yarpen sie lubi i siup!... Podnieta jak nie wiem, proba zabawy... Moj pies wazy wiecej niz ja, zanim w takiej sytuacji jestem w stanie go w sposob "management"owy odciagnac (tak, zeby nie bylo to szarpniecie/korekta), to szkody juz zaszly, bo pies ma czas sobie przypomniec, ze inne psy sa super. Zaczelismy stosowac teraz kantarek, przy czym ja uwazam, ze kantar powinien byc zaliczony do metod AWERSYJNYCH.
Nie mam pojecia, dlaczego pozytywisci uwazaja, ze to takie delikatne i neutralne. Przede wszystkim, lapanie za paszcze od gory, co kantarek bardzo fajnie nasladuje, jest jednym ze sposobow w jaki matka karci szczeniaki. Jest to nawet opisane na jednym z opakowan, bodajze Halti (chociaz glowy nie dam, czytalam instrukcje kilku roznych typow). Oczywiscie wiem, ze pies wie, ze ludzie naleza do innego gatunku, jednak wierze tez, ze okreslone czesci ciala psa pozostaja wrazliwe na okreslone odczucia. Tak jak np koty generalnie nieruchomieja kiedy podniesie je sie za skore na karku.
Po drugie, niektorzy mowia, ze pies na kantarku nie ciagnie, bo nie ma fizycznej mozliwosci. Moje obserwacje troche od tego odbiegaja. Pies probuje ciagnac, odczuwa ucisk - zaprzestaje ciagniecia. Nie ciagnie mniej (no chyba ze sie nauczy jak brac kantarek na "bok"). Czyli jest to awersja! Pies zaprzestaje czynnosci zeby uniknac przykrej konsekwencji.

To byla taka mala dygresja, ale jestem ciekawa jak pozytywnie zapobiec sytuacjom, ktore cofaja moje szkolenie czasem o sesje, czasem o tydzien, a czasem o miesiac, jesli suka ktora akurat spotkamy jest w cieczce...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='a_niusia']
jesli chodzi i milanowskie "zalewanie psa bodzcem" tez z powodzeniem zastosowalam. moja suka nie lubi odkurzacza-idzie sobie do klatki, zeby nie miec nic z nim wspolnego. maszynki do strzyzenia tez nie lubi. na jej pierwsze wlaczenie zareagowala dzika panika. a jej strzyge aurat uszy i szyje, wiec nic przyjemnego. calkowicie olalismy jej panike, na kazda probe okazania strachu reagowalismy ostrym "fee, co robisz". troche potrzesla dupskiem. teraz jak jest pora strzyzenia, to sama ustawia sie, zeby bylo wygodnie.
obcinanie pazurow to samo-nienawidzila odglosu "ciach, ciach". robilismy z tego wielkie halo i wielka stolowke-obciecie pazurow kosztowalo nas paczke suszonych rybek. az przyszla moja siora, zlapala ja i obciela jej wszystkie pazury w ogole nie zwracajac uwagi na to, ze pies sie boi. to dziwne, ale od tego czasu ona juz sie nie boi:)))
u nas to dziala wlasciwie ze wszystkim. do codziennych zmian opatrunkow na lapie tez tak podeszlismy.
z nia tak trzeba. bez fanaberii, bez smaczkow, bez pocieszania. i wtedy da rade.[/QUOTE]

To pokazuje, ze suka bardzo ladnie podlapywala Wasze emocje, kiedy sie trzesliscie przed obcinaniem pazurow, tak samo trzesla sie ona. Czula przez Was, ze cos strasznego musi sie stac, dlatego tez sama panikowala. Do tego pozniej dochodzi fakt, ze zapewne kilka pierwszych razy kiedy piszczala, uciekala, to ja nagradzaliscie, zeby ja uspokoic. Albo pozwalaliscie uciec... Przy czym nagradzaliscie panike....
Co do maszynki... No coz, Wasz wybor. Ja nigdy bym psa nie karcila za okazanie strachu. Wydaje mi sie to strasznie nieetyczne. To jest zwierze, ktore nie jest w stanie zrozumiec pewnych rzeczy. Strach, panika, sa do pewnego stopnia naturalnymi odruchami. Pies widzi cos nowego, wydajacego dziwny, brzeczacy odglos... Jest niespokojny, a tu zamiast miec wsparcie w wlascicielu ten zaczyna sie na niego drzec... Moj pies jest golony co najmniej raz na 6 tygodni, glowa, uszy, pod ogonem, szyja... I uwielbia sesje. To jest dla niego relaks, swoiste spa, z masazami i innymi. Ufa mi calkowicie.

[quote name='a_niusia']... i wszystko z mordy laduje na trawniku, a ona jeszcze siada i merda ogonkiem.[/QUOTE]
Proponuje przeczytac ksiazke Turid Rugaas o sygnalacj uspokajajacych. Twoj pies nie siada i merda ogonkiem z radosci ze na niego nakrzyczalas. On/a probuje Cie uspokoic. :/

Link to comment
Share on other sites

Rzeczywiscie, Twoj pies musi byc najmadrzejszym psem na swiecie, skoro rozumie na spokojnie wymowione SLOWA, ze zle zrobila...
Ja za to uwielbiam, kiedy ludzie przekladaja ludzkie emocje i uczucia na psa, ktorym jest innym gatunkiem i posluguje sie zupelnie innym jezykiem... jezykiem ciala...

Jesli Twoja suka czeka na nagrode za to ze wyplula to znaczy ze nauczyla sie wypluwac zeby dostac nagrode, a nie dlatego ze jej powiedzialas jakim zlym psem jest. Uczynki psa sa dyktowane wylacznie dwoma instynktami: albo chce uniknac rzeczy nieprzyjemnej (krzyk, korekta... wtedy machanie ogona jest ZDECYDOWANIE sygnalem uspokajajacym, moge sie zalozyc, ze suka kladzie wtedy tez uszy do tylu...) albo chce dostac wiecej rzeczy przyjemnej (smakolyk, wtedy machanie ogona bedzie polaczone z postawionymi, "chetnymi" uszami).

Link to comment
Share on other sites

Już chyba zostało wyjaśnione, że bynajmniej nie chodzi mi o wyrzucanie psa bojącego się petard np do ogrodu w Sylwestra. Oczywistym jest przecież, że nikt nie chce psa pozbawić życia, a w krytycznych przypadkach i tak się zdarza. Z petardami akurat bywa i tak, że trzeba po prostu radzić sobie w sylwestra dając środki uspokajające, bo cały rok nikt nie będzie puszczał petard od najsłabszych do najmocniejszych, żeby móc z tym pracować i koniec końców odczulić.
Ale jeżeli mam agresywnego psa i mieszkam w bloku, to bez sensu zupełnie jest dla mnie omijanie wszystkich z daleka i chodzenia na spacery o 3 nad ranem itp, bo każdy sąsiad, czy pies sąsiada jest okazją do poćwiczenia. Wiadomo - trzeba mieć pod kontrolą i wiedzieć co się robi, żeby nikomu na ulicy czy w bloku nie sprawiać swoimi praktykami problemu, ale uważam, że jeżeli ktoś sobie z psem nie potrafi poradzić, a jest agresja, to lepiej go oddać, zanim stanie się tragedia, ale to swoją drogą.
I oczywiście najlepiej byłoby samemu sobie dawkować sąsiadów i psy sąsiadów i wszystko inne co wyzwala niepożądane zachowania, ale nie da się żyć w takim sztucznym świecie. Żyjemy tak jak żyjemy i skoro chcemy mieć psa w takich warunkach, to musimy nauczyć się w nich jakoś koegzystować, bo tak jak pisałam, nie widzę sensu posiadania psa, jeżeli ma mi to w negatywnym znaczeniu dezorganizować życie (piszę, że w negatywnym, bo wiadomo, posiadanie psa zmienia życie w wielu aspektach, takich jak więcej ruchu itp).
A będąc już przy ćwiczeniu "na sąsiadach" to wiadomo, jednego psa (być może nawet większość psów) będzie dało się rozpracować przez skupianie uwagi, na piłeczkę, na smaczek, robiąc komendy w obecności rozproszeń i bodźców, ale są i takie przypadki, gdzie pies nie obszczekuje ze strachu, bardziej chcąc odpędzić niż atakować, ale ma, np. za cel złowienie i rozszarpanie na kawałki yoreczka, który bardziej jest dla niego obiektem polowań, niż drugim pieskiem do obwąchania i pobawienia. Wtedy trzeba zastosować korekty, bo pies w takim stopniu nakręcony na łup nie reaguje w zasadzie na nic. A omijanie wszystkich yorków nie będzie tu moim zdaniem żadnym rozwiązaniem, tylko uprzykrzaniem sobie życia.

Jak przyjechała do mnie Lusia, to bała się strasznie płytek na klatce schodowej. Rozkładała się jak żaba przechodząc przez próg mieszkania na klatkę.
Wystarczyło zmusić ją do przejścia 10, 15 razy w tę i z powrotem, szybkim pewnym krokiem, bez zwracania uwagi na to czy jej się to podoba czy nie. Jeszcze tego samego dnia nie było żadnego problemu z wyjściem na klatkę.
Może moje "szarpnięcia" na smyczy były w tamtej chwili nieprzyjemne dla psa, ale oszczędziły jej tygodnia stresu podczas wychodzenia na spacery w trakcie pracy "nad klatką schodową" przy użyciu samych "pozytywnych" metod.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='sugarr']
Jak przyjechała do mnie Lusia, to bała się strasznie płytek na klatce schodowej. Rozkładała się jak żaba przechodząc przez próg mieszkania na klatkę.
Wystarczyło zmusić ją do przejścia 10, 15 razy w tę i z powrotem, szybkim pewnym krokiem, bez zwracania uwagi na to czy jej się to podoba czy nie. Jeszcze tego samego dnia nie było żadnego problemu z wyjściem na klatkę.
Może moje "szarpnięcia" na smyczy były w tamtej chwili nieprzyjemne dla psa, ale oszczędziły jej tygodnia stresu podczas wychodzenia na spacery w trakcie pracy "nad klatką schodową" przy użyciu samych "pozytywnych" metod.[/QUOTE]

hm... jak przyjechał do mnie grzywek na tymczas to bał się wyjść z mieszkania, wyjść z klatki, zejść po schodach, iść po trawie, iść po chodniku. no jedyne czego się nie bał to oddychanie ;) i jakikolwiek przymus z mojej strony kończył się całkowitym zablokowaniem psa, jedyne co wtedy mogłam, to go przenieść. ciąganie psa po chodniku jakoś mi się nie widziało, choć wiadomo że ważył mało i nie był zbyt silny. co zrobiłam? wzięłam suchą karmę i go przekonałam, że zrobienie kroku nie sprawi, że świat się skończy, a za to będzie jedzonko. podziałało, po jednym dniu piesek dreptał za mną bez problemu

Link to comment
Share on other sites

[quote name='evel']Marmasza, ale JAK "pracować nad środowiskiem", gdy np. ja i mój pies na 75% spacerów spotykamy niezrównoważone psy, właścicieli imbecyli? Psy, które z wściekłym jazgotem do nas dopadają i wrzeszczą z odległości paru metrów? Psy, które tak się burzą, że często gęsto przyciągają do nas swoich właścicieli? Psy, które tłamszą moją małą sukę z hasłem właściciela "Ależ się pięknie bawią!" (BTW, po tym mam ochotę naprawdę niepozytywnie postąpić z właścicielem). Moja suka na placu, w trybie pracy ma w zadku wszystkie psy świata, jednak nie wyobrażam sobie trzymać psa w trybie pracy cały czas. I o to mi chodzi - "sterowanie środowiskiem" jest w polskich warunkach utopią, po prostu.

P.S. Chętnie poznam tajemnicę panowania nad środowiskiem, zwłaszcza nad irytującymi kąśliwymi albo prowokującymi podbiegaczami, najlepiej w taki sposób, żeby do nas w ogóle nie podbiegały, uznając, że się nie opłaca, ale na chwilę obecną na myśl przychodzi mi jedynie miotacz ognia :diabloti:[/QUOTE]
A bo widzisz, Evel, Twoim problemem jest po prostu to, że masz za małego psa!:razz:
Jak wychodzę z dogiem, który waży 80 kg, to wierz mi - ludzie z psami omijaja nas szerokim łukiem, a luźno biegające pieski albo starannie udają, że nas nie widzą, albo zaczynają przeraźliwie wyć i biorą nogi za pas.
Po prostu kup sobie doga! :) :) :)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Nette']A bo widzisz, Evel, Twoim problemem jest po prostu to, że masz za małego psa!:razz:
Jak wychodzę z dogiem, który waży 80 kg, to wierz mi - ludzie z psami omijaja nas szerokim łukiem, a luźno biegające pieski albo starannie udają, że nas nie widzą, albo zaczynają przeraźliwie wyć i biorą nogi za pas.
Po prostu kup sobie doga! :) :) :)[/QUOTE]

To masz akurat szczescie. ja mam ctr-a i wiekszosc ludzi tez nam schodzi z drogi ale spotkalismy tez wiele psow, ktore inne psy bardzo lubia a mojego by zjadly.. niestety strach przed duzym psem czesto przeradza sie w agresje skierowana w ich kierunku... :-\ do tego sa tez male psy, ktore maja dusze doga. i dla nich czesto nie ma znaczenia to, ze moj Yarpen moglby je zlamac polozeniem na nie lapy...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']hm... jak przyjechał do mnie grzywek na tymczas to bał się wyjść z mieszkania, wyjść z klatki, zejść po schodach, iść po trawie, iść po chodniku. no jedyne czego się nie bał to oddychanie ;) i jakikolwiek przymus z mojej strony kończył się całkowitym zablokowaniem psa, jedyne co wtedy mogłam, to go przenieść. ciąganie psa po chodniku jakoś mi się nie widziało, choć wiadomo że ważył mało i nie był zbyt silny. co zrobiłam? wzięłam suchą karmę i go przekonałam, że zrobienie kroku nie sprawi, że świat się skończy, a za to będzie jedzonko. podziałało, po jednym dniu piesek dreptał za mną bez problemu[/QUOTE]

dobra, ale nie powiesz, ze jedna metoda jest odpowiednia dla wszystkich psow swiata na ich strachy. wiadomo, ze nie powiesz:)))

na jednego psa pomaga metoda malych kroczkow, na innego zarcie, a jeszcze na inne trzeba huknac albo i nawet dac w dupsko.

ale tu trzeba byc tylko pozytywnym.
bo jak nie to zaraz trzepna analize i tobie i twojemu psu:)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='a_niusia']dobra, ale nie powiesz, ze jedna metoda jest odpowiednia dla wszystkich psow swiata na ich strachy. wiadomo, ze nie powiesz:)))
[/QUOTE]

A jak sobie z tym radzą wilki? Dorosły wilk nie ma możliwości zmuszenia dorastającego szczeniaka np. do przejścia przez potok.
Osobiście stoję na stanowisku, że aby nakłonić psa do zrobienia czegokolwiek wystarczy go odpowiednio zmotywować. Metoda jest jedna "nakłanianie poprzez motywację" (różnice są w "motywatorach" ale to szczegół). Nie ma potrzeby zmuszania psa do podejmowania działania.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='a_niusia']ja nie trzymam w domu wilkow.[/QUOTE]

Myslalam, ze to juz ustalilismy. Masz najmadrzejszego psa, jedynego na swiecie ktory potrafi zrozumiec potok slow i rozumiec, ze zle uczynil/a.... :lol:

Marmasza, dorosly wilk nie ma potrzeby zmuszenia szczeniaka do przejscia przez potok, gdyz szczeniak (w odpowiednim wieku) za wszelka cene bedzie chcial byc ze swoim stadem. Dorosly wilk nie musi robic nic poza przejsciem przez potok samemu.

Osobiscie nie lubie kiedy sie uzywa przykladow wilkow do tlumaczenia szkolenia pozytywnego. Oczywiscie, w naturze wilki unikaja konfliktow, ale to nie znaczy, ze nie ma tam wcale "negatywow". Wystarczy spojrzenie, dotyk... I "winowajca" wie, ze stado nie jest zadowolone z jego zachowania. Przy czym totalnie wierze w to, ze pomimo ze u wilkow negatywy sa, to jako ludzie powinnismy starac sie uzywac jak najwiecej pozytywow. Przede wszystkim dlatego, ze jak przed chwileczka zostalo udowodnione, ludzie totalnie nie "czytaja" swoich psow. Nawet najlepsi specjalisci moim zdaniem nie sa w stanie idealnie zastosowac psiej mowy ciala, dlatego uzycie negatywow, z reguly tych z "ostrzejszej" polki (szarpniecie, vs. uzycie wzroku) wydaje mi sie dosc nie fair w stosunku do psa. Poza oczywiscie sytuacjami, w ktorych zrobic to trzeba, a o ktorych mowa byla wczesniej (zagrozenie zycia/zdrowia innej osoby/psa).

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...