Jump to content
Dogomania

OSKAR czyli KLOPS vel KREZUS - za TM? zaginiony? znów skrzywdzony przez człowieka :(


Klementynkaa

Recommended Posts

  • 2 weeks later...
  • Replies 543
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Dzięki, jofracy - ja też Cię dobrze pamiętam i wspominam..

Z nowych wieści - po uruchomieniu wszystkich pomysłów i prywatnych znajomości, wczoraj udało mi się dostać adres zameldowania właściciela Oskara (oczywiście pod warunkiem, że nie ujawnię źródła). Nie wiem, na ile to coś da, ale po niedzieli spróbuję się tam dostać i zobaczyć, czy a nuż nie ma psa (to raczej, po numerze sądząc, dom, nie mieszkanie). Na ewentualny wywiad postaram się pójść raczej z kimś, bo rodzina może okazać się nieszczególna. Może też niczego się nie dowiem, bo nikt nie będzie ze mną gadać albo nikt nic nie wie o panu... Zobaczymy.
W każdym razie to przynajmniej jakiś trop. Dam znać, gdyby tylko coś się wyjaśniło. Gdybym nie pisała, tzn., że nadal jestem w próżni.

Link to comment
Share on other sites

[B]OSKAR WEDŁUG WSZELKIEGO PRAWDOPODOBIEŃSTWA - WEDŁUG SŁÓW SAMEGO "WŁAŚCICIELA" - NIE ŻYJE[/B]:(:(:(:(:(:(:(:(:(

I to od dawna, wcale nie był podobno w żadnych górach, tylko już wtedy kłamali. Jak zresztą cały czas.

Resztę napiszę potem, właśnie wróciłam i muszę mieć chwilę na przemyślenia:(:(:(. I na żal:(:(:( W każdym razie muszę się upewnić, wiem, gdzie podobno został "pochowany".


Ironią losu jest to, że mniej więcej w trzy tygodnie po zabraniu go ze schroniska, znalazł się bardzo chętny i zdecydowany, doświadczony stały dom. Facet nawet czekał dość długo, że może go zwrócą albo coś. W końcu wziął innego dobermana.. Trzy tygodnie za późno:(:(:(:(:(



Mój czekoladowy doberman, mój Oskar:(:(:(

Do tej pory byłam wściekła, ale teraz jest mi tak strasznie żal:( Tyle wspomnień:( Taki wspaniały, ciepły, dobry pies:(:(
Umierał samotnie:(:(:(

Edited by leonarda
Link to comment
Share on other sites

Oskar - według tego, co dzisiaj usłyszałam - nie żył już w czasie mojej drugiej wizyty, czyli najpóźniej pod koniec września. Adoptowany był pod koniec sierpnia. Jego stan zdrowia był naprawdę niezły.

Tak naprawdę kłamali - ale sama nie wiem - czy już wtedy, czy teraz.

Na dziś wiem jedno - muszę, jakkolwiek drastycznie to będzie wyglądało - upewnić się, czy rzeczywiście został zakopany we wskazanym miejscu.

Przypuszczenia "pana" na temat śmierci - może się przejadł...

Mieszał się mocno w tym, co mówił. Zwłaszcza, że miałam inne info od jego szefa.

W każdym razie - według jego słów - Oskar odszedł bez jakiejkolwiek pomocy weterynaryjnej, nie mogąc stanąć na nogi, pozostawiony sam pod płotem:(

Dziś leżała tam jeszcze obroża, w której robiłam mu ostatnie zdjęcia.

Link to comment
Share on other sites

Jest tu tyle kłamstw, że nie wierzę w nic.

Mam do siebie pretensje, że spodobało mi się na pierwszej wizycie. Ale nawet dziewczyna, która była dziś ze mną (też wolontariuszk, i to od lat zajmująca się psami i adopcjami) stwierdziła, że chłopak robi dobre wrażenie, nie wygląda na kogoś, kto mógłby skrzywdzić psa.

Po tym, jak usłyszałam, że Oskar nie umiał wstać, próbował się podnieść, ale nie mógł, a on go zostawił, poszedł naprawiać samochód i po prostu go zostawił, a potem wrócił, gdy pies już nie żył - nie uwierzę już w żadnego człowieka, którego nie znam od podszewki.

Link to comment
Share on other sites

To była adopcja ze schroniska, nie ode mnie. Ale ich też nie obwiniam za to, ludzie robili nierewelacyjne, ale normalne wrażenie, a pies... mało miał chętnych, nie ma co ukrywać. Obwiniam los, siebie za głupotę - ale też wiem, że nie jestem Bogiem:(
Obwiniam tych dwóch chłopaków, kompletnie nieodpowiedzialnych i głupich. Obwiniałabym się bardziej, gdyby umarł w tej Limanowej czy okolicy, zanim zdążyłam tam dotrzeć. Ale po prostu tym razem nie byłam w stanie.

U właściciela w międzyczasie była nasza wolontariuszka, polecona przez Bop zenkę - doświadczona w przepytywaniu ludzi. Ją też okłamywali - a podobno pies już i wtedy nie żył. Dzięki niej dostałam nazwiska, które umożliwiły mi potem znalezienie adresu.

W żaden sposób nie uwierzę, że Oskar zmarł bez przyczyny. Ja nawet, wiecie, wciąż się zastanawiam, czy on na pewno nie żyje. Czy to kolejna może ściema, bym się odczepiła. M.in. dlatego muszę to sprawdzić.

Ja kiedyś, w mailu po wizycie, napisałam, że nie podoba mi się pewna rzecz.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='leonarda']
Jest tylko jedna drobna rzecz, która mnie odrobinę niepokoi, ale to nie chodzi o złe warunki życia ani o pana.
p[/QUOTE]

Chłopak wspominał, że bierze Oskara na spacer i czasem puszcza go wolno. Bardzo przed tym przestrzegałam, byłam zaskoczona. Mówiłam mu, że nie tylko może uciec, ale że on nie toleruje innych samców i gdyby się taki z większych pojawił na horyzoncie, mogłoby się to źle skończyć. Powiedział, że weźmie to pod uwagę, ale nie wyglądał na przekonanego.

Dziś myślę - czy to nie było tak? Czy Oskar nie zginął albo nie umarł pogryziony? Byłł wielki, ale stary. Dziś w miejscu zamieszkania pana (jak się okazało, nie tak znów daleko do warsztatu) widziałam różne psy, groźne.

Zresztą jest całe mnóstwo innych możliwości. Aż boję się gdybać. I właściwie nie mam po co spekulować... Fakt już się stał:(

Może to też i prawda, co on sam mówi - ale to nic nie usprawiedliwia ani nie zmienia. Dodam, że Oskar naprawdę dostawał w schronisku podwójne porcje - może jedzenie i jest tam liche, wiadomo, ale zjadał dużo. I nagle, po kilku tygodniach, się przejadł.... To akurat nie jest dla mnie wiarygodne, w najmniejszym stopniu.

Pewnie nigdy nie dowiemy się prawdy. I jestem tu raczej bezsilna. Chcę wiedzieć choć to, co mogę - czy naprawdę to on nie żyje i spoczywa w krzakach po drugiej stronie drogi:(

Wy z nim nie chodziliście po lesie... nie widzieliście, jaki był uważny i ufny, gdy już zaczął mnie traktować jak swoją. Nie wiecie, jak chciał być grzeczny, dobry, mój.
Chciałam go wziąć do siebie na zawsze, wiele razy o tym myślałam, naprawdę. Nie mogłam, mam Rufiego i nie mogłam ryzykować zagryzienia.
Tak bardzo wierzyłam, że Oskar będzie miał kiedyś dobrze, ktoś go pokocha.

On mi ufał. A kiedy wychodziłam z jego nowego "domu" i widziałam go po raz ostatni, chciał się za mną przemknąć przez furtkę. "Pan" podniósł rękę, by ją od góry przytrzymać - Oskar chyba to inaczej zrozumiał, bo spojrzał na niego i warknął. W mojej obronie:(:(
Ale potem pan go pogłaskał, Oskar uspokoił się.

Chciał mnie obronić trzy razy - gdy zobaczył w lesie ludzi z karabinami do paintbollu, gdy zaatakowały nas 3 psy na mieście i przy naszym ostatnim spotkaniu. A ja go zostawiłam i pozwoliłam mu umrzeć:(:(

Nie wybaczę sobie tego nigdy. Nieważne, co rozum mówi. Ja kochałam tego psa jak chyba żadnego z tych, którymi się zajmowałam. A on chyba pokochał mnie. I mi ufał:(:(:(

A ja go nie obroniłam:(

Edited by leonarda
Link to comment
Share on other sites

wiesz co mi jeszcze przyszło do głowy ...czy chłopak nie umarł na skręt zoładka :(

bo ten tekst , może sie przejadł ... pies jak jest skręt puchnie ... bez pomocy umiera :(

Nie obwiniaj sie ...życie jest tak niesprawiedliwie ułożone , ale nie przez nas .....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Alicja']wiesz co mi jeszcze przyszło do głowy ...czy chłopak nie umarł na skręt zoładka :(

bo ten tekst , może sie przejadł ... pies jak jest skręt puchnie ... bez pomocy umiera :(

Nie obwiniaj sie ...życie jest tak niesprawiedliwie ułożone , ale nie przez nas .....[/QUOTE]

czytalam watek i to samo przyszlo mi na mysl,skręt żoładka-bardzo czesta przypadlosc u dobermana-wiele dobkow odchodzi z tego powodu zwlaszcza starszych

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Alicja']wiesz co mi jeszcze przyszło do głowy ...czy chłopak nie umarł na skręt zoładka :(

bo ten tekst , może sie przejadł ... pies jak jest skręt puchnie ... bez pomocy umiera :(
.[/QUOTE]

Nie wiem, Alicja, Dzodzo. Niczego nie można wykluczyć. Pomysł o przejedzeniu się podobno podsunął sąsiad. Nic nie słyszałam, by Oskar spuchł, tylko, że nie mógł wstać na tylne nogi... Wszystko razem - o ile cokolwiek w tym prawdy - trwało jedno popołudnie. Co do tej prawdy....:(

Tak czy inaczej - nikt się nawet nie zainteresował jakąkolwiek pomocą psu:( I nikt wiarygodny nie powiedział, co się stało:( Dlaczego i jak mam teraz wierzyć, skoro tyle już było wersji i oszustw? Po co było tyle kręcić, tak długo? Czego się bali? Czemu tak beztrosko twierdzili, że Oskar żyje i ma się dobrze? A zwłaszcza - czemu nie wzięli go do weterynarza - jest całodobowa przychodnia, jakiś kilometr dalej, dzisiaj tam byłam..

Tak czy inaczej - już nic nie można zrobić:(

Edited by leonarda
Link to comment
Share on other sites

W poniedziałek najprawdopodobniej będę szukać zwłok. Nie chcę o tym nawet myśleć, ale muszę to zrobić - do tego stopnia im już nie wierzę. Może to wydaje się chore, ale chcę mieć jasność i wiedzieć, że naprawdę odszedł i że już nie potrzebuje pomocy.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...