Jump to content
Dogomania

Kubuś juz w kochającym domku :)


BUDRYSEK

Recommended Posts

  • Replies 233
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[INDENT][B][COLOR=#ff0000]zapraszam na jeszcze roboczy ale juz otwarty watek moich tymczaskow i nie tylko...

[/COLOR][/B][URL="http://www.dogomania.pl/threads/200831-jeszcze-tworze-ale-juz-zapraszam...Gadzioki-w-moim-dt-szukają-ds?p=16170057#post16170057"][COLOR=#4444ff]http://www.dogomania.pl/threads/2008...7#post16170057[/COLOR][/URL] [/INDENT]

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Kompletnie nie radzę sobie z Kubą. Jestem kłębkiem nerwów, naprawdę na skraju wytrzymałości psychicznej.

Kiedy jestem z Kubą w domu, to boję się, czy nie zapuka do nas jakiś niespodziewany gość. Jeżeli wiem, że ktoś ma przyjść - tak jak np dzisiaj Viris - to witamy z Kubą gościa na dworze. Dzwonek już dawno zdjęłam. Ale i na dźwięk pukania Kuba reaguje istnym szałem - biegnie do drzwi, agresywnie obszczekuje, za nic w świecie nie chce wpuścić gościa do domu. Wizyta listonosza urasta do rangi wielkiego problemu. Bo wiem, że będę psa musiała spod drzwi zabrać do innego pokoju i go tam zamknąć, a pies będzie się rzucał i gryzł mnie na oślep. Wiem, że nie zrobi mi fizycznej krzywdy, ale psychicznie bardzo przeżywam takie sytuacje. Kiedy tylko słyszę pukanie do drzwi, to zaczynam cała się trząść, a serce mi wali ze 3 razy szybciej niż normalnie. Nie przychodzą do mnie już żadni znajomi. Kuba rzuca się z zębami do każdej obcej osoby próbującej wyciągnąć do niego rękę, ale też np gestykulującej przy wypowiedzi. Viris miała dziś to szczęście, że została jedynie obszczekana, gdy wstawała z krzesła i szła do łazienki.

Najgorsze jest to, że na mnie i inne dobrze sobie znane osoby Kuba też potrafi się rzucić, bez najmniejszego ostrzeżenia i wyraźnego powodu. Dużo czytałam na ten temat i wygląda to na typową agresję lękową, bardzo mocno zakorzenioną. Kuba rzuca się do gryzienia, kiedy ktoś sięga po coś, wstaje z kanapy, ale wczoraj czy przedwczoraj rzucił się na mojego chłopaka, kiedy ten go drapał za uchem, nie wykonując żadnych innych gwałtownych ruchów. Nie mówię już o sytuacjach, kiedy np próbuje się Kubę wziąć na ręce i zestawić z łóżka na podłogę albo zabrać mu jakieś paskudztwo, które złapał w mordkę na spacerze - tu znowu pojawia się istny szał z gryzieniem na oślep. Z takimi sytuacjami staram się sobie radzić smaczkami - rzucam smaczka, żeby Kuba sam zszedł po niego z łóżka na podłogę albo żeby odwrócił jego uwagę od paskudztwa trzymanego w pyszczku. Ale niestety, tylko część jego napadów agresji jest przewidywalna i da się im zapobiec. W większości przypadków Kuba jest kompletnie nieobliczalny.

Mam straszne problemy z sąsiadami. Po pierwsze, o szczekanie, które co prawda znacznie się zmniejszyło, w dużej mierze dzięki temu, że nikt już do mnie nie chce przychodzić. Po drugie o to, że Kuba także klatkę schodową traktuje jako swoje terytorium, a przebywające na niej osoby jako intruzów, których trzeba obszczekać i wygonić. Ostatnio rzucił się z zębami na sąsiadkę zamiatającą schody.

Od samego początku starałam się usprawiedliwiać Kubę, że to biedny piesek, że po przejściach, że niedługo się oswoi. Ale mija już prawie 4 miesiące, a on nie oswoił się w 100% nawet ze mną. Dopóki wszystko mu się podoba, to jest aniołkiem. Ale kiedy tylko coś się stanie nie po jego myśli, a tak jak pisałam bardzo trudno przewidzieć, co to będzie, to zaczyna być agresywny. Nie ostrzega warczeniem, nie wysyła sygnałów uspokajających, tylko pokazuje ząbki. Czasem ma wrażenie, jakbym miała 2 psy. Jeden, który gryzie mnie po całych rękach, kiedy np zabieram go spod wcześniej wspomnianych drzwi i drugi, który potem przychodzi mnie lizać po tych samych rękach, przepraszając za wcześniejszą utratę kontroli nad sobą. Zdarzyło się też Kubie nie poznać mojej mamy, która wyjątkowo przyjechała po niego, bo zwykle to ja go do niej zawożę. Zasłoniła się reklamówką, która została kompletnie poszarpana przez mojego psa.

Wyjście na spacer jest dla mnie kolejnym źródłem stresu. Jednym powodem są zdarzenia na klatce schodowej, które opisałam wyżej. Kiedy sąsiedzi słyszą na schodach moje kroki to albo uciekają i zamykają za sobą z trzaskiem drzwi, albo wręcz przeciwnie, przychodzą mi powiedzieć, że dopóki się nie wprowadziłam, to mieli spokój. Drugi powód to ludzie spotykani na spacerze. Kuba wykazuje agresję np w stosunku do małych dzieci przechodzących w małej odległości. Tak więc chodzimy sobie w kagańcu, na smyczy wyregulowanej na jakiś metr długości, a ja oczy mam dookoła głowy. Ale to chyba nie o to chodzi, że psa tak stłamsić, nie mając pojęcia, co się dzieje w tej jego malutkiej główce albo żeby mi serce stawało na widok biegnącego dziecka.

Na początku, na fali optymizmu, nadziei na poprawę i ogromnego współczucia dla Kuby bagatelizowałam wszelkie problemy. Ale nie mogę już dłużej tłumaczyć sąsiadom, że piesek sobie tylko poszczeka, kiedy ten chce gryźć albo mojemu chłopakowi, że nie może ruszyć ręką we własnym łóżku, bo piesek po przejściach się na niego rzuci.

Bardzo kocham Kubę. Cieszył mnie każdy nasz najdrobniejszy postęp, a kroczki robiliśmy naprawdę drobniutkie. Choćby ze smyczą. Na początku, tak jak pisałam, Kuba nie pozwalał podejść do siebie na ten 1,2 m długości smyczy i za nią złapać. Kiedy spróbowałam pierwszy raz, kiedy Kuba był jeszcze w samochodzie Pana Adama, to mnie ugryzł. Potem nie pozwalał jej sobie odpiąć, gryzł np po stopach, przegryzając buty. Całkiem niedawno po raz pierwszy założyliśmy szelki, a smycz zmieniliśmy na Flexi. To wyeliminowało problem ciągnięcia na smyczy i chodzenia własnymi drogami. Nasze spacery mogłyby być ogromną przyjemnością, gdybym nie bała się, co też Kuba tym razem wymyśli.

Naprawdę starałam się cały czas, by Kuba miał wszystko, czego mu potrzeba, czuł się u mnie komfortowo i mógł zapomnieć o złych przeżyciach. Kiedy ciężko zachorował, to walczyłam o jego życie. Kuba miał bardzo chorą wątrobę. Był w stanie tak ciężkim, że nie mógł sam chodzić ani jeść. Przez 10 dni, często 2 razy dziennie, zanosiłam albo zawoziłam go do weterynarza na kroplówki. Nie liczyłam już nawet, ile wydałam na wizyty i leki, nie wiem czy to 600, 700 czy 1000 zł. Odmawiałam sobie wszystkiego, by mieć pieniądze na jego leczenie, bo ratowanie Kuby było dla mnie priorytetem. Piszę to, bo nie chcę, by ktokolwiek pomyślał, że Kuba jest dla mnie zabawką, która się znudziła.

Kontaktowałam się z behawiorystą. Zaproponował mi samodzielną pracę z psem pod jego kierunkiem. Ja nie podłam psychicznie takiemu zadaniu.

Kuba jest jednocześnie najcudowniejszym i najstraszniejszym zwierzątkiem, jakie poznałam. Bardzo mi przykro, że wcześniej nie sygnalizowałam problemów, nie szukałam ich rozwiązania. Ale naprawdę mocno wierzyłam, że miłość i spokój wystarczą, by Kubuś stał się łagodnym psem. Żałuję, że czekałam, aż Kuba przywiąże się do mnie. Czuję, że bardzo go zawiodłam.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='AnnaAntonina']Kompletnie nie radzę sobie z Kubą. Jestem kłębkiem nerwów, naprawdę na skraju wytrzymałości psychicznej.

Kiedy jestem z Kubą w domu, to boję się, czy nie zapuka do nas jakiś niespodziewany gość. Jeżeli wiem, że ktoś ma przyjść - tak jak np dzisiaj Viris - to witamy z Kubą gościa na dworze. Dzwonek już dawno zdjęłam. Ale i na dźwięk pukania Kuba reaguje istnym szałem - biegnie do drzwi, agresywnie obszczekuje, za nic w świecie nie chce wpuścić gościa do domu. Wizyta listonosza urasta do rangi wielkiego problemu. Bo wiem, że będę psa musiała spod drzwi zabrać do innego pokoju i go tam zamknąć, a pies będzie się rzucał i gryzł mnie na oślep. Wiem, że nie zrobi mi fizycznej krzywdy, ale psychicznie bardzo przeżywam takie sytuacje. Kiedy tylko słyszę pukanie do drzwi, to zaczynam cała się trząść, a serce mi wali ze 3 razy szybciej niż normalnie. Nie przychodzą do mnie już żadni znajomi. Kuba rzuca się z zębami do każdej obcej osoby próbującej wyciągnąć do niego rękę, ale też np gestykulującej przy wypowiedzi. Viris miała dziś to szczęście, że została jedynie obszczekana, gdy wstawała z krzesła i szła do łazienki.

Najgorsze jest to, że na mnie i inne dobrze sobie znane osoby Kuba też potrafi się rzucić, bez najmniejszego ostrzeżenia i wyraźnego powodu. Dużo czytałam na ten temat i wygląda to na typową agresję lękową, bardzo mocno zakorzenioną. Kuba rzuca się do gryzienia, kiedy ktoś sięga po coś, wstaje z kanapy, ale wczoraj czy przedwczoraj rzucił się na mojego chłopaka, kiedy ten go drapał za uchem, nie wykonując żadnych innych gwałtownych ruchów. Nie mówię już o sytuacjach, kiedy np próbuje się Kubę wziąć na ręce i zestawić z łóżka na podłogę albo zabrać mu jakieś paskudztwo, które złapał w mordkę na spacerze - tu znowu pojawia się istny szał z gryzieniem na oślep. Z takimi sytuacjami staram się sobie radzić smaczkami - rzucam smaczka, żeby Kuba sam zszedł po niego z łóżka na podłogę albo żeby odwrócił jego uwagę od paskudztwa trzymanego w pyszczku. Ale niestety, tylko część jego napadów agresji jest przewidywalna i da się im zapobiec. W większości przypadków Kuba jest kompletnie nieobliczalny.

Mam straszne problemy z sąsiadami. Po pierwsze, o szczekanie, które co prawda znacznie się zmniejszyło, w dużej mierze dzięki temu, że nikt już do mnie nie chce przychodzić. Po drugie o to, że Kuba także klatkę schodową traktuje jako swoje terytorium, a przebywające na niej osoby jako intruzów, których trzeba obszczekać i wygonić. Ostatnio rzucił się z zębami na sąsiadkę zamiatającą schody.

Od samego początku starałam się usprawiedliwiać Kubę, że to biedny piesek, że po przejściach, że niedługo się oswoi. Ale mija już prawie 4 miesiące, a on nie oswoił się w 100% nawet ze mną. Dopóki wszystko mu się podoba, to jest aniołkiem. Ale kiedy tylko coś się stanie nie po jego myśli, a tak jak pisałam bardzo trudno przewidzieć, co to będzie, to zaczyna być agresywny. Nie ostrzega warczeniem, nie wysyła sygnałów uspokajających, tylko pokazuje ząbki. Czasem ma wrażenie, jakbym miała 2 psy. Jeden, który gryzie mnie po całych rękach, kiedy np zabieram go spod wcześniej wspomnianych drzwi i drugi, który potem przychodzi mnie lizać po tych samych rękach, przepraszając za wcześniejszą utratę kontroli nad sobą. Zdarzyło się też Kubie nie poznać mojej mamy, która wyjątkowo przyjechała po niego, bo zwykle to ja go do niej zawożę. Zasłoniła się reklamówką, która została kompletnie poszarpana przez mojego psa.

Wyjście na spacer jest dla mnie kolejnym źródłem stresu. Jednym powodem są zdarzenia na klatce schodowej, które opisałam wyżej. Kiedy sąsiedzi słyszą na schodach moje kroki to albo uciekają i zamykają za sobą z trzaskiem drzwi, albo wręcz przeciwnie, przychodzą mi powiedzieć, że dopóki się nie wprowadziłam, to mieli spokój. Drugi powód to ludzie spotykani na spacerze. Kuba wykazuje agresję np w stosunku do małych dzieci przechodzących w małej odległości. Tak więc chodzimy sobie w kagańcu, na smyczy wyregulowanej na jakiś metr długości, a ja oczy mam dookoła głowy. Ale to chyba nie o to chodzi, że psa tak stłamsić, nie mając pojęcia, co się dzieje w tej jego malutkiej główce albo żeby mi serce stawało na widok biegnącego dziecka.

Na początku, na fali optymizmu, nadziei na poprawę i ogromnego współczucia dla Kuby bagatelizowałam wszelkie problemy. Ale nie mogę już dłużej tłumaczyć sąsiadom, że piesek sobie tylko poszczeka, kiedy ten chce gryźć albo mojemu chłopakowi, że nie może ruszyć ręką we własnym łóżku, bo piesek po przejściach się na niego rzuci.

Bardzo kocham Kubę. Cieszył mnie każdy nasz najdrobniejszy postęp, a kroczki robiliśmy naprawdę drobniutkie. Choćby ze smyczą. Na początku, tak jak pisałam, Kuba nie pozwalał podejść do siebie na ten 1,2 m długości smyczy i za nią złapać. Kiedy spróbowałam pierwszy raz, kiedy Kuba był jeszcze w samochodzie Pana Adama, to mnie ugryzł. Potem nie pozwalał jej sobie odpiąć, gryzł np po stopach, przegryzając buty. Całkiem niedawno po raz pierwszy założyliśmy szelki, a smycz zmieniliśmy na Flexi. To wyeliminowało problem ciągnięcia na smyczy i chodzenia własnymi drogami. Nasze spacery mogłyby być ogromną przyjemnością, gdybym nie bała się, co też Kuba tym razem wymyśli.

Naprawdę starałam się cały czas, by Kuba miał wszystko, czego mu potrzeba, czuł się u mnie komfortowo i mógł zapomnieć o złych przeżyciach. Kiedy ciężko zachorował, to walczyłam o jego życie. Kuba miał bardzo chorą wątrobę. Był w stanie tak ciężkim, że nie mógł sam chodzić ani jeść. Przez 10 dni, często 2 razy dziennie, zanosiłam albo zawoziłam go do weterynarza na kroplówki. Nie liczyłam już nawet, ile wydałam na wizyty i leki, nie wiem czy to 600, 700 czy 1000 zł. Odmawiałam sobie wszystkiego, by mieć pieniądze na jego leczenie, bo ratowanie Kuby było dla mnie priorytetem. Piszę to, bo nie chcę, by ktokolwiek pomyślał, że Kuba jest dla mnie zabawką, która się znudziła.

Kontaktowałam się z behawiorystą. Zaproponował mi samodzielną pracę z psem pod jego kierunkiem. Ja nie podłam psychicznie takiemu zadaniu.

Kuba jest jednocześnie najcudowniejszym i najstraszniejszym zwierzątkiem, jakie poznałam. Bardzo mi przykro, że wcześniej nie sygnalizowałam problemów, nie szukałam ich rozwiązania. Ale naprawdę mocno wierzyłam, że miłość i spokój wystarczą, by Kubuś stał się łagodnym psem. Żałuję, że czekałam, aż Kuba przywiąże się do mnie. Czuję, że bardzo go zawiodłam.[/QUOTE]

a mogl miec tak dobrze...:(

Link to comment
Share on other sites

Kuba ma dobrze, jest w spokojnym i kochającym domu. Ale ten pies ma ogromny problem i nie potrafi się cieszyć tą miłością i nie potrafi być kochany. Sama na własne oczy widziałam jak głaskany Kubuś z rozmarzonymi oczkami poddawał się pieszczotom a za chwilę chciał gryźć Anię po rękach.

Uważam że tak na prawdę nikt nie poznał tego psa przed adopcją, wszyscy byli skupieni na uratowaniu go przed igłą. A to pies bardzo problematyczny, mimo swoich niewielkich rozmiarów będący postrachem wszystkich ludzi dookoła. ten pies potrzebuje pilnej pomocy osoby bardzo doświadczonej z takimi psami. Jeśli będą jakieś postępy należy go przygotować do zmiany domu. U Ani on nie może pozostać - nikt nie byłby przygotowany na TAKIE problemy.
Bardzo proszę o pomoc w szukaniu odpowiedniego specjalisty który podejmie się pracy z Kubą. Sama zmiana domu Kubie nie wystarczy bo kolejna osoba zostanie obdarowana psim terrorystą.

Kuba nie jest kastrowany - ze względu na chorą wątrobę trzeba będzie się dowiedzieć czy zabieg jest możliwy.

Link to comment
Share on other sites

Przed chwilą dzwoniła moja mama, że chce wziąć Kubę do siebie. Uważam, że to rozwiązanie najlepsze z możliwych. Moja mama wie, jakim psem jest Kuba. Nie decyduje się na kota w worku. Jest gotowa z nim pracować. Jest silniejsza psychicznie niż ja i ma większe doświadczenie z psami,więc na pewno sobie poradzi. A przede wszystkim Kuba uniknie kolejnego wstrząsu wiążącego się ze zmianą otoczenia, z całkiem obcymi opiekunami.

Link to comment
Share on other sites

Podczytywałam wcześniej wątek i kibicowałam uratowanemu Kubie, a tu taka przykra informacja:( Rozumiem, co czuje opiekunka Kuby, bo mam podobną sytuację z wziętym ze schroniska jamnikowatym Kukim - też ujada przy drzwiach, kiedy słyszy dzwonek czy ludzi na klatce schodowej, listonosza nie mogłam wpuścić, bo rzucał się nawet na mnie, atakuje przechodzących za blisko ludzi i pilnuje rzeczy - zabawek, ubrań itp. do tego stopnia, że nie można do niego wtedy podejśc. Behawiorysta określił takie zachowanie agresją terytorialną i ich zmiana wymaga duzo pracy i czasu.
Dobrze, że znalazło się miejsce dla Kuby u mamy.

Link to comment
Share on other sites

  • 5 months later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...