Jump to content
Dogomania

W mieście pies się męczy. Na wsi są warunki na psa...


zebra12

Recommended Posts

[quote name='BAGI02']Pytanie kolejne co macie do piesków bez papieru?one tak samo kochają i cierpią.Jte bajki że w chodowli rodowodowej szczeniaki majmą lepiej.Ja znam warunki i w jednych i w drógich psy mają podobne a papier można skołowac osobiście znam kilka osób z lewym papierem Ja sama mam owczarka z papierem i kolejnego bez ale to nie oznacza że dostaje gorszą karmę lub jest gożej traktowany a pies i studja ztakim nastawieniem rodziny to poroniony pomysł:diabloti::diabloti::diabloti:[/QUOTE]

Może to będzie offtopic i pełno tego na innych wątkach, ale postaram się w wielkim skrócie:
Psów w Polsce jest o wiele za dużo, wystarczy spojrzeć na przepełnione schroniska i rozgrywające się w nich horrory.
W tej sytuacji każde bezcelowe rozmnażanie psa jest moim (i większości osób na forum) zdaniem niewłaściwe - psów przybywa w tempie kwadratowym. Jeśli w tej sytuacji rozmnażać - to z głową, czyli psy o udokumentowanym pochodzeniu (rodowód), z dobrą psychiką, zdrowe (badania na choroby dziedziczne u przodków),a nie jak popadnie, psy być m0oże niosące w genach choroby dziedziczne, odstające od wzorca... Kundelków i psów bez rodowodu ogółem mamy pod dostatkiem, schroniska są wypchane do granic możliwości.
Pseudohodowla to nie tylko kwestia warunków odchowania szczeniąt, ale też pracy hodowlanej, przemyślanych skojarzeń, żeby szczeniaki były ładne i zdrowe - a teo po prostu nie da się robić nie mają dokumentacji pochodzenia (rodowodu).
Żeby nie było - hodowla zarejestrowana w ZK, z rodowodowymi psami, a rozmnażająca bez pojęcia, dla kasy, trzymająca psy w złych warunkach - to też pseudohodowla.
Do samych psów nikt nic nie ma - tylko do osób które napędzają ten biznes rozmnażając lub kupując psy bez papierów, i którym nie da sie wytłumaczyć, że to takie działąnia sprawiają, że tutejszy dział "Psy w potrzebie" pęka w szwach, a w dziale "Weterynaria" roi się od zapytań o choroby dziedziczne, dziwnym trafem często u psów "rasowych bez rodowodu".
[SIZE="1"]A jednak wyszedl mi esej :evil_lol: [/SIZE]


[B]Ala94[/B], ja Cię rozumiem, bo sama chorowałam m. in. na malinois :evil_lol:
Tylko że tak jak pisano, Ty jako osoba młoda, nie jesteś tak naprawdę pewna jak Twoje życie będzie wyglądało za x lat. No dobrze, nikt nie jest pewien, ale z perspektywy czasu stwierdzam, że najwięcej zmian w moim życiu to był okres 17-20 lat. Wielu się nie spodziewałam i miałam sytuację, że przez kilka miesięcy psem musiała się opiekować moja rodzina. Z belgiem na pewno nie daliby sobie rady i musiałabym albo zrezygnować z wymarzonych studiów albo oddać psa :placz:
Nie mówię broń Boże że w ogóle nie powinnaś mieć psa. Ale na belga moim zdaniem teraz nie pora... Pójdziesz do liceum, potem znów na studia, przeprowadzka, zmiana otoczenia, do tego dochodzą relacje międzyludzkie, nierzadko pochłaniające większość wolnego czasu i energii - a najlepszy okres pod tym względem właśnie przed Tobą :diabloti:
Pomyśl o rasie, która "wybaczy" Ci brak długiego spaceru przez 2-3 dni, którą da radę wybiegać ktoś z rodziny z piłeczką przynajmniej na tyle, żeby nie było demolki, jak nie będzie 4 h dziennie spędzać na pracy fizycznej i umysłowej z Tobą... A to na pewno nie jest belg.
I pamiętaj, że to, że pies nie jest taki trudny jak belg nie znaczy, że nie można go szkolić, pracować z nim, uprawiać sporty. Powiedziałąbym raczej, ze większosć ras nadaje się do takich zajęć - w formie rekreacji, sportu, a nie obsesyjnej konieczności każdego dnia, jak ma belg ;)
Belga kupisz sobie za kilka lat, najlepiej już na studiach, bo jeśli masz fioła to wątpię, byś poprzestała na jednym psie :D A ze starszym, dobrze ułożonym psem o wiele łatwiej wychowywać szczeniaka. No i zdobędziesz doświadczenie do belga, bo moim zdaniem to za trudny pies na pierwszego - przed wzięciem szczeniaka też kiedyś wydawało mi się, że jak przeczytałam kilkadziesiąt ksiażek to wszystko wiem - guzik prawda. Doświadczenie to zupełnie co innego i bardzo przyda Ci się zdobycie go z jakąś łatwiejszą rasą zanim weźmiesz belga.

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 267
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Witam, dawno mnie nie było na forum... Otóż wg. mnie psy w mieście są lepiej traktowane od tych wiejskich.. Tak się składa, że mieszkałam z moim Bandytą ponad rok w Warszawie i dostrzegam znaczącą różnicę (mam rodziców na wsi)... Jakiś tydzień temu wyprowadziłam się z Bandziorkiem właśnie do rodziców (tak się nieszczęśliwie ułożyło, a może szczęśliwie?). Bandzior jest w niebowzięty wielki teren do hasania, super miejsca spacerowe... Fakt Bandyta przebywa w domku, spi ze mną w łóżeczku rzecz jasna, a na spacery chodzimy razem, bo boję się zostawiać go samego w ogrodzie, a zresztą co miałby tam sam robić? Nie chcę też, żeby zrobił się z niego "szczekacz przysiatkowy"... Ale niestety w "mojej" wsi tylko ja tak zajmuję się psem... Mam małe spięcia z rodzicami, bo wg. nich pies musi byc na dworze, bo w domu się męczy... I na nic tłumaczenia, że on nie będzie biegał sam bez żadnego konkretnego celu, ech... I druga sprawa tego typu, że podobno brudzi im w domu... No i ta mentalność odnośnie żywienia...Bandzior jest na BARF-ie (od wszystkiego innego ma sranie), cały czas walcze o to żeby mu nie dawać nic innego, ale to i tak nie pomaga...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Ala94']
Co do mojej przyszłości to mam ją zaplanowaną w najdrobniejszych szczegółach[/quote]
Oj młoda jesteś i wszystko jeszcze przed Tobą. Powiem Ci tylko, na zakończenie tej dyskusji (bo przy takich argumentach ciągnięcie jej nie ma sensu), że nie jeden się przejechał i zdziwił, choć mu się wydawało, że ma przyszłość dobrze zaplanowaną.

Link to comment
Share on other sites

To gdzie psu lepiej to zależy od właściciela. Mieszkam na wsi i mam 3 psy. Cała trójca mieszka w domu z nami, z podwórka korzystają kiedy tylko mają ochotę, jednak codziennie wychodzimy jeszcze na spacer taki długi, szkole je. Myślę, że są szczęśliwe.
Ludzie długo patrzyli na mnie jak na nawiedzoną kiedy chodziłam z psem na spacer po chodniku( myślę, że niektórzy dalej tak myślą).Teraz jednak nie jestem już sama, która spaceruje z psem:lol:;) coraz więcej ludzi tak robi.;)
Niestety znaczna większość wiejskich psów nie wie nawet jak dom wewnątrz wygląda:shake: Mam nadzieję, że mentalność ludzi na wsi si kiedyś zmieni i zrozumieją, że pies to przyjaciel człowieka a nie narzędzie pracy:angryy:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Brezyl ja'] Nie oszukujmy się gdyby nie "mareczek" Martula w życiu by sobie z Charlim rady nie dała, a "mareczek" to w środowisku belgomaniaków rodzaj "guru" człowiek z olbrzymim doświadczeniem. [/QUOTE]
Myślałem, że na tym forum już o mnie zapomniano (byłem tu ostatnio chyba przed potopem), a tu proszę, jak mnie obgadują! [B]Brezyl ja[/B] - z tym "guru" to doprawdy gruba przesada, a co do doświadczenia, to też nie ma w tym mojej zasługi. Po prostu żyję już dość długo - wystarczy poczekać.
A mówiąc poważnie, to pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą - Marta poradziłaby sobie z Charliem nawet bez mojej pomocy. Być może trwałoby to dłużej, może nie doszłaby aż do takich wyników, może zaoszczędziłem jej paru błędów, ale jestem pewien, że dałaby radę wychować go jeśli nie na sportowca, to z pewnością na normalnego, niekłopotliwego psa.
Oczywiście, na początku moja rola w resocjalizacji czarnuszka była spora, ale pamiętaj, że Marta miała wtedy 12 lat i to był jej pierwszy pies w życiu. Nazywając rzecz po imieniu - była zielona jak szczypiorek. Tyle, że to trwało bardzo krótko. Każdy, kto rozmawiał ze mną na ich temat osobiście, na pewno usłyszał z moich ust słowo "cud". Nie mam innego określenia na szybkość, z jaką tych dwoje znalazło wspólny język. Nigdy też nie spotkałem przewodnika obdarzonego tak niesamowitym wyczuciem i intuicją. Ta dziewczyna zgadywała to, do czego inni dochodzą po wielu tygodniach ćwiczeń! A dziś moja pomoc tak naprawdę jest jej potrzebna przy rozkładaniu toru agility, bo niektóre elementy troszeczkę ważą. Przy frisbee mogę co najwyżej talerzyki za nią nosić...
No, może trochę przesadzam – na pewno łatwiej jest jej ćwiczyć, gdy ja ich obserwuję, bo własnych błędów często się nie widzi, a ktoś mający trochę pojęcia stojąc z boku wyłapie je i zwróci uwagę. I taka jest obecnie moja rola w edukacji Charliego. Marta zresztą odpłaca mi tym samym, gdy ja pracuję z Xinem, bo ja też popełniam błędy – nikt nie jest nieomylny.
Na przykładzie Marty przekonałem się, że doświadczenie wcale nie musi być zaletą. Były takie momenty, kiedy ja jej wręcz przeszkadzałem - odruchowo postępowałem z Charliem tak, jak postąpiłbym z Odri, Bajką, Kredusiem albo (o zgrozo!!!) z Bertynem, a on wymagał zupełnie innego podejścia. Marta nie miała takich nawyków, mogła dopasować się idealnie do swojego psa, co zresztą fantastycznie zrobiła. Obserwowanie, jak ta dwójka zmieniała się pod swoim wzajemnym wpływem to jedno z najbardziej fascynujących zjawisk, jakie zdarzyło mi się w życiu widzieć.
Zgadza się, że robię dla nich , co mogę – dzięki moim „znajomościom” Marta mogła uczyć się od najlepszych, ćwiczyć obi z Kiarą, posłuszeństwo i tropienie z Zofią, agility z Robullem, mogła jeździć na zloty belgomaniaków i korzystać z ich pomocy. Nawet tor agility dla nich zrobiłem. Ale w końcu to ja znalazłem Charliego, to przeze mnie Marta musiała zaczynać od takiego niełatwego egzemplarza – jak mam jej teraz nie pomóc?
[B]Ala94[/B] - przeczytałem uważnie Twoje posty, nie tylko z tego wątku. Powiem szczerze - wydajesz mi się całkiem sensowną kandydatką na belgomaniaczkę. Natomiast nie do końca rozumiem postawą Twych Rodziców. Oczywiście mają prawo nie zgadzać się na psa, ale moim skromnym zdaniem powinni o tym z Tobą porozmawiać, dać Ci szansę przedstawienia Twoich racji i spokojnie naświetlić swój punkt widzenia. Wiem, że szczera i rzeczowa rozmowa z piętnastolatką bywa karkołomnym przedsięwzięciem - bardzo lubię Martę, ale nie potrafię zliczyć, ile razy miałem ochotę ją udusić... Na szczęście moje dzieci już tego wieku wyrosły.
Twoi Rodzice z całą pewnością pragną Twego szczęścia – brzmi to trywialnie, ale tak jest. Problem polega na tym, że ich wizja tego szczęścia różni się od Twojej. Znam to, też jestem ojcem. Ale wiem też, że nie ma takiej sytuacji, z której nie dałoby się znaleźć wyjścia satysfakcjonującego obie strony. Tyle, że każda z tych stron musi odrobinkę ustąpić, to się nazywa „kompromis”.
Na pewno postawa "nie, bo nie i nie garb się, smarkulo" sprawy nie rozwiąże. Nie wiem, jak wygląda „wiercenie dziury w brzuchu” w Twoim wykonaniu, ale po lekturze Twoich postów nie sądzę, aby polegało to na krzyku, tupaniu nogami i strzelaniu fochów. Myślę więc, że powinnaś mimo wszystko spróbować odbyć z Rodzicami (obojgiem naraz !!!) taką właśnie rzeczową dyskusję, możesz poprosić ich o nią wcześniej, aby nie odczuli tego jako "brania ich z zaskoczenia". Ustalcie pasujący wszystkim termin, by nikt nie musiał znacząco spoglądać na zegarek, przygotujcie się (Ty też zastanów się, jakich argumentów użyjesz, jak poprowadzisz rozmowę, jak odeprzesz zarzuty typu „bo chcesz się wygłupiać”- tu akurat mogę Ci conieco podpowiedzieć), zrób herbatę, zaserwuj dobre ciasto (to zmiękczy każdego rodzica) i pogadajcie szczerze. A jeżeli jeszcze potrafisz mówić równie ładnie, jak piszesz, to moim zdaniem masz duże szanse powodzenia. Ja w każdym razie mocno trzymam za Ciebie kciuki.
Marek.

Link to comment
Share on other sites

Ojej, Panie Marku, odezwał się Pan!!! Bardzo się cieszę, nawet się Pan nie domyśla, ile dla mnie znaczą Pana słowa! Ja wprawdzie nie przeczytałam wszystkich Pana wypowiedzi ani tu, ani tym bardziej na "belgach", ale i tak dla mnie jest Pan bez dwóch zdań GURU! Chciałabym mieć choć ćwierć tej wiedzy, jaką ma Pan. Wiem też, że nigdy nie odmawia Pan pomocy tym, którzy jej potrzebują. Marta jest naprawdę wielką szczęściarą, że ma obok siebie kogoś takiego. Jak ja bym chciała być na jej miejscu! Nie myśli Pan czasem o przeprowadzce? Koło mnie też są piękne tereny, ptaków też sporo, chętnie pokażę[IMG]http://www.dogomania.pl/images/smilies/icon_wink.gif[/IMG]
Serdecznie dziękuje za rady. Ma Pan rację - dotąd moje rozmowy z rodzicami były takie "z doskoku", łatwo mogli mnie spławić, bo byłam kompletnie nieprzygotowana. Ale na pewno teraz zrobię tak, jak Pan radzi.
O tyle rzeczy chciałabym jeszcze Pana spytać, ale już okropnie zaśmieciłam ten wątek. Nie chcę dalej tej rozmowy tutaj ciągnąć. Dlatego przepraszam za śmiałość, ale czy mogłabym napisać do Pana na PW? Bardzo mi na tym zależy.
Ala.

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Macie rację różnie to bywa z tym męczeniem się. Moje piesy nigdy nie miały powodów do narzekania. Obecny fircyk również. Mieszkanie dla nich to tylko taki duży, wygodny, cieplutki kojec. Lepszy i dużo, dużo większy od tych przydomowych. A na dokładkę ja z nimi zawsze tam mieszkałam i z obecnym również mieszkam prawie 24 godz na dobę. Nie pracuję, byłam, jestem dla mojego psa na codzień. Ja zaspakajam potrzeby piesa ( spacery do upadłego, czasem zmęczenie spowalnia nam powrót do domu, a potem to mu jest wszystko jedno czy to dom czy buda w kojcu bo i tak leży i nabiera sił na następny spacer, ale my to lubimy), a on zaspakaja moje oczekiwania. A jeśli nawet na wsi pies nie jest na łańcuchu tylko np. w kojcu zamykany, to co komu po psie, który nie może spełnić postawionego przed nim zadania. Komu pomoże pies na uwięzi? Kogo taki obroni? Pies musi pracować z człowiekiem być przy nim. Sam ani pies, ani człowiek nie poradzi sobie w potrzebie. Pies jedynie może szczekać i zaalarmować jegomościa, że coś jest nie tak. To tak jak w opowiadaniu; - Panie muszę z Panem porozmawiać, mam bardzo ważną sprawę . - To mów Pan. - Ale ja się boję tego psa. - On Panu nic nie zrobi. - Ale ja się bardzo boję zamknij go Pan, sprawa jest bardzo ważna. Proszę Pana, bardzo się boję. No i facet dał się namówić, zamknął psa w kojcu. Ciekawość wygrała z rozumem. No i o zgrozo stało się. Facet wiedział dlaczego tak bardzo bał się psa. Zabił i okradł Pana, który nie ufał swojemu psu lecz obcemu. I co mu dało, że miał psa, obroncę skoro nie mógł mu pomóc siedząc w kojcu. Tak samo psy na łańcuch co one biedne komu zrobiły, że mają tak dobrze ciągle na powietrzu, załatwiać moga się kiedy tylko chcą itd, itp. Znam te śpiewki mój teść też mnie takimi raczy. Jego pieski mają lepiej i mój też ma tak dobrze jak jesteśmy u niego. Ale mój nie siedzi dniami zamknięty w kojcu, nie czeka na mnie żebym się mu pokazała wychodząc z domu. My stanowimy jedno stado. Jak chce jest ze mną, a jak mu się podoba idzie do ogrodu, ale woli jednak z kimś bo co to za przyjemność samemy latać dookoła drzew. Ile można. To tak jakby pies latał za własnym ogonem, można dostać w głowę - choroba sieroca - samotność. Teść twierdzi, że ma tam dla siebie 0,5 ha do biegania, ale ja wiem, że psu nie potrzeba tyle przestrzeni jesli nie ma z kim po niej biegać.

Link to comment
Share on other sites

[FONT=Tahoma][SIZE=3]Jeśli chodzi o wątek, kupić dziecku psa czy nie to nie miałam z tym nigdy problemu. U mnie w domu rodzinnym jak tylko sięgam swoją pamięcią zawsze były zwierzęta: psy, koty, rybki, myszki białe, nawet leczyliśmy jeża i wiewiórkę. Nie wyobrażam sobie domu bez tupotu łapek jakiegoś pupila. Tak mnie uczyli moi rodzice odpowiedzialności za zdrowie i kondycję podopiecznego. Kochałam to. Dzisiaj wiem, że moja mama miała anielską cierpliwość. To ona wieczorami wychodziła z nimi na spacery jak taty nie było, a nieobecny bywał bardzo często - przecież maluch nie pójdzie nocą po ciemku na dwór. Przygotowywała jedzenie itd. Z wiekiem przejmowałam coraz więcej obowiązków od niej. Ja również moje dzieci tak uczę odpowiedzialności za innych. Również ponoszę tego konsekwencje ale przecież po to ludzie dorośli mają dzieci. Często są pyskówki ze strony córci ale w końcu jej przechodzi i robi to co powinna, bo przecież ja też mogę odmówić zaspakajania jej potrzeb skoro ona nie musi to i mnie zwolnia z tego obowiązku. Syn tak jak ja ma rozsądnego bzika na punkcie psów i nie ma z nim żadnych problemów. Czym skorupka za młodu nasiąknie - święte słowa. Ja nie żałuję, że moje dzieci wychowywały się z psami. Może nie miałam w domu przez to sterylnie, ale wiem, że ich serca nie pozwolą skrzywdzić uzależnionego od człowieka, bezbronnego stworzenia. I tak powinno być jak się zdecydowało to na dobre i na złe do końca życia i nie ma, że boli. Tylko alergia jednego z domowników może być usprawiedliwieniem oddania stworzenia, wybiera się zawsze mniejsze zło. Ja moim dzieciom zrobiłam testy i wiedziałam, że nie będzie to stanowiło dla nich problemu. [/SIZE][/FONT]

Link to comment
Share on other sites

sam mieszkam niemal w dzikiej gluszy, sa tu psy gospodarcze
nikt z gospodarzy nie trzyma psa na lancuchu 24\7 a w ciagu dnia no coz jesli pies ma przejawy agresywnosci nie jest kanapowcem to jest na lancuchu lub w kojcu taka juz rola psa gospodarczego i ja choc jeste milosnikiem psow i moja jest w domu chowana to nie widze nic zlego w tym jak ludzie trzymaja te psy. Od wiekow tak bylo i dlugo jeszcze tak bedzie. maja pelna miske bude itd, taka ich praca przy czlowieku. To co opisujesz to przejaw nieludzkiego traktowania zwierzecia i powinien byc skarcony. Co do tego gdzie jest lapiej czy na wsi czy w miescie - 100% na wsi!!!

Link to comment
Share on other sites

Byłoby i może lepiej na wsi gdyby tubylcom wypreparować mózgi i wstawić ludzkie.Bardzo przepraszam za takie sformułowanie,ale mentalność pańszczyżnianego chłopa to jest coś co budzi we mnie krwiożercze absolutnie instynkty.I nie jest taż mentalność przypisana do miejsca zamieszkania ale do poziomu rozwoju.W wielkich miastach dziedzicami tegoż poziomu z racji powojennych migracji jest chyba z 80% populacji.Reasumując: kluczowym czynnikiem wpływajacym na dobrostan psów(i nie tylko) jest nie miejsce zamieszkania lecz poziom człowieczeństwa opiekuna/ów.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Joan od Wolanda']No właśnie....wszystko jest względne... Zdawałoby się, że salomonowym rozwiązaniem jest dom z ogródkiem. Ale to też nieprawda. Pies jest zwierzęciem społecznym i lubi być tam, gdzie właściciel. Reszta zależy od właściciela. "Znam" domy z ogródkiem, a w nich psy, które nigdy nie wyszły poza teren, nigdy też nie są wpuszczane do domu.[/QUOTE]
Też takie znam,niestety. Co najmniej połowa mojego wiejskiego osiedla, to takie sfrustrowane szczekaczki za płotami.

Link to comment
Share on other sites

Moim zdaniem wszedzie czy to w miesci czy na wsi mozna stworzyc swojemu psu komfortowe warunki. Bo o ile na polskiej wsi bardzo widoczny jest problem psiaków skazanych na łancuch tak naprawde wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy ze w miastach zyja podobni nieszczesnicy no moze nie uwiazni na kilku metrowej lince ale równiez pozbawieni porzadnych spacerów, socjalizacji, kontaktu z opiekunem.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='AsiaR']wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy ze w miastach zyja podobni nieszczesnicy no moze nie uwiazni na kilku metrowej lince ale równiez pozbawieni porzadnych spacerów, socjalizacji, kontaktu z opiekunem.[/QUOTE]

Patrząc na różnicę w zagęszczeniu ludności w mieście i na wsi to można się pokusić o stwierdzenie, że w mieście może ich być nawet więcej. Niestety. Prawdopodobnie w każdej klatce każdego bloku, jest co najmniej jeden taki bidulek.

Link to comment
Share on other sites

Ja się jednak zgodzę z jedną rzeczą na korzyść wsi - potworne zagęszczenie psów na blokowiskach w dużych miastach...

Ja u siebie tak tego nie odczuwam, bo małe miasto, osiedle może kilkanaście bloków i tylko 4-piętrowe - ale jeżdżąc na uczelnię widuję po drodze takie osiedla, przez dwa przechodzę - i tam psów w porach spacerowych jest po prostu jak mrówek. Z tego niestety wynikają problemy, bo ludzie i ich psy wchodzą sobie w drogę, jak ktoś ma psa o trudnym charakterze, nielubiącego innych, czy agresywnego, po przejściach, spacer jest od początku do końca udręką, bo nie da się właściwie wyjść z bloku i przejść gdziekolwiek, żeby nie spotkać kilku podbiegających do naszego psów... W środku osiedla, daleko od ruchliwych ulic, pies na smyczy to rzadkość - a w wielkim mieście nawet nie ma żadnego odludzia, żeby psa spokojnie wybiegać czy po prostu pospacerować; większość miejsc do tego się nadających jest dzielona przez mnóstwo psiarzy. Na wsi sprawa jest prostsza - aby wyjść z obrębu zabudowań, wiedzieć które obejścia omijać - i można sobie kilka godzin łazić z psem po polach...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Martens']I na wsi, i w mieście może być psu dobrze - to jest tylko i wyłącznie kwestia opieki właściciela.

W bloku poświęca sie psu dużo czasu?! Mam odwrotne obserwacje, większość psiarzy na moim osiedlu wkurza już sam fakt, że 2-3 razy dziennie wyprowadzają psa za potrzebą na kilka minut - o ile w ogóle to robią, a nie wypuszczają psa samego przed blok...[/QUOTE]
Wydaje mi że faktycznie tak jest, ale tak naprawdę jakby ktoś na mnie popatrzał to by też miał czasem o mnie takie zdanie, też w niektóre dni idziemy tylko na krótkie spacerki, jak pogoda totalnie nie dopisuje, albo jak jestem chora, ale to nie oznacza że w domu się z nim nie bawie....

Link to comment
Share on other sites

No proste, jak też miewam dzień, w którym idziemy tylko na siku, każdy bywa chory czy zabiegany, ale ja pisałam bardziej o ludziach, którzy mieszkają obok mnie kilkanaście lat, a nigdy nie widziałam ich na spacerze z psem dłuższym niż za potrzebą... W dodatku poirytowanych, że się pies wysikał, a wykupkac się nie chce, i nie mogą już iść do domu...
I te psy tez wyglądają charakterystycznie - albo młode narwańce szarpiące się na smyczy, albo już po latach, smętne spasione staruszki z matowymi oczami...

Link to comment
Share on other sites

To prawda, ale na osiedlu podziwiam jedną rodzinkę. Kupili sobie biszkopcika labka, wiadomo mieszkaja w bloku więc po domu taki byku nie pobiega. Może nie widuje ich dziennie, ale pewnie dlatego że chodzimy w odmiennych godzinach, ale kupili długą linke i pies jest wybawiany aż nie padnie. To się nazywa super właściciel!!!! Czyli jednak się da :D Ale takie matowe oczka też spotykam niestety :(

Link to comment
Share on other sites

Ja mieszkam w bloku i mam już prawie 10 miesięcznego goldenka. Gdy go brałam wiedziałam, że duży pies = dużo spacerów. I byłam na to przygotowana, wiedziałam , ze pies potrzebuje się wybiegać, a że jestem w miarę aktywną osobą tzn dużo chodzę po górach i lasach i ogólnie dużo wedruję to taki pies mi odpowiadał. Np. myślałam też o labku, ale dowiedziałam się ze te psy potrzebuja conajmniej 3 godziny wysiłku a goldenom wystarczy 1,5 godziny i że jestem to w stanie zapewnić CODZIENNIE temu psy. Dlatego mam goldena a nie labka. Teraz niestety nasza aktywność została ograniczona z powodu łapy (dysplazja łokcia jak wyszło na zdjęciu) ale to nie znaczy, że pies wychodzi tylko na siku. ZwyklE chodzę z nim półgodziny i jeszcze dodatkowo 15 minut ja sobie siadam na ławce a on sobie np. kopie lub gryzie patyka. Jest wtedy na lince czyli o szaleństwach nie ma mowy, ale pies jest na dworze i coś robi.
No i oczywiście wyznaję zasadę, ze jezeli pies ma za dużo energi to nie ma nic lepszego niz ćwiczenia umysłowe, czyli troche posłuszeństwa:)
Czyli zwykle chociaż jeden spacerek w ciagu dnia pies ma ok. godzinny. Do tego dochodzą jeszcze mniejsze tzw. na siku, choć też zajmują nam ok. 20 minut.
Co do tego, że psom jest lepiej na wsi... Moze i lepiej, maja tam przestrzeń, własny ogródek itd.
Ale ja uważam, ze jeżeli jakiś człowiek przemyśli dobrze kupno psa do mieszkania , pozna jego potrzeby ruchowe itd. to naprawdę pies nie musi się męczyć w mieszkaniu.
Pamiętajmy, że pies oprócz potrzeby wybiegania się ma też potrzebę miłości, o czym niektórzy właściciele psów zapominają. Zwłaszcza na wsi przywiązując psa do łańcucha.
No cóż mogę jeszcze powiedzić? W Nowym Roku życzę przyszłym właścicielom psiaków, żeby mądrze wypierali rasy do swojego poziomu aktywności, a tym którzy mają już psy , żeby aktywnie spedzali czas ze swoimi psami w miarę swoich możliwości :)

Pozdrawiam

Link to comment
Share on other sites

Wszystko zależy od człowieka i od lenia, który w nim siedzi ;) We mnie siedzi taki malutki, dlatego mojemu psu na pewno lepiej jest w mieście i w bloku - TRZEBA wyjść, a jak się wyjdzie, to jest już z górki. Znajdzie się czas i na zabawę, i na szkolenie - siłą rzeczy, bo przecież wychodzi się między ludzi i inne psy. A gdy odwiedzam ojca, który ma dom z ogródkiem, to pokusa, żeby tylko otworzyć drzwi do ogrodu jest wielka....

Link to comment
Share on other sites

No właśnie, ze mna jest może i podobnie. Gdy jesteśmy u teścia to pies ma 0,5 ha i staw do własnej dyspozycji, a jak ja biorę mojego na spacer poza teren ogrodzony to patrzą na mnie jak na kogoś kto nie ma nic do roboty. Jest przecież tyle do zrobienia, a ja wymyślam spacerki, chyba żeby się wymigać od roboty. A szykuje mi się tam budowa i nie wiem jak to będzie ze spacerami jak już tam zamieszkam. Chyba się rozleniwię jak inni z okolicy????? Bo kto z kim przystaje ponoć takim się staje. Teraz mam piękne tereny na spacery, można chodzić godzinami z piesem luzem puszczonym i nie spotkać nikogo może czasami kogo takiego jak ja z pieskami.

Link to comment
Share on other sites

No właśnie, ze mna jest może i podobnie. Gdy jesteśmy u teścia to pies ma 0,5 ha i staw do własnej dyspozycji, a jak ja biorę mojego na spacer poza teren ogrodzony to patrzą na mnie jak na kogoś kto nie ma nic do roboty. Jest przecież tyle do zrobienia, a ja wymyślam spacerki, chyba żeby się wymigać od roboty. A szykuje mi się tam budowa i nie wiem jak to będzie ze spacerami jak już tam zamieszkam. Chyba się rozleniwię jak inni z okolicy????? Bo kto z kim przystaje ponoć takim się staje. Teraz mam piękne tereny na spacery, można chodzić godzinami z piesem luzem puszczonym i nie spotkać nikogo może czasami kogo takiego jak ja z pieskami.

Link to comment
Share on other sites

Kiedy 9 lat temu wyprowadziliśmy się z W-wy do swojego domu i zaczęlismy chadzać na spacery z psami byliśmy chyba jedyni w okolicy.Wieczorami witały nas ujadające psy i zadziwione głowy w oknach-kto to się po nocach plącze.Dzisiaj bardzo wielu z naszych sąsiadów spaceruje z psami...Nauka nie idzie w las.

Link to comment
Share on other sites

U nas nie jest wieś, u nas jest łańćuchownia. Miło mi przyznać, iż delios jest jedynym psem KOJCOWYM w całym obrębie Naszej ulicy, i sąsiednich, i ogólnie jeszcze niektórych. Nie ma psa który spał by w domu . Czasami rówieśniczki moje są okropne ;| "szczeniaczek urodził się Żabie, puszek mi uciekł i mam źrebaczka." Patrze na źrebaczka, ma chyba z 3 lata, więc chyba nie jest do końca "urodzony", bez podków, świąd, muchy, kaszle, i chudy jak nasza szkapa. Miała kucyka - oddała za tydzień bo nie miał kto jeść dawać. A nie odzywam się do niej już od tąd, jak jej siostra wyskoczyła z "A Karuska idzie na mięso" :angryy: Psy w pięknym poszanowaniu. Na ulicy niektóre, a niektóre .... na ulicy. ;( Na łańćuchach, filce jak cegły. Pies ucieka - ja go szukam! proste i logiczne! a sąsiad "wróci, a jak sie porani, to bedzie miał naucze kundel " :| albo "już więcej miesa nie dostaniesz! nic nie dostanisz, a zdechnij szujo!" ;||||||| Sąsiad już wie co o nim myśle, wzięłam psa od niego, i już (OBY!) go nigdy nie zobaczył.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...