Jump to content
Dogomania

Na czym polega uśpienie psa??


PIK_POK

Recommended Posts

Wiem, bo to przezylam.. i wylam... kiedy odchodzil...ale kiedys Jemu obiecalam, ze nie bedzie cierpial, ze ma byc od bolu wolny za milosc, za przywiazanie i oddanie - jak to kiedys przyrzekne Guciowi - mojemu rehabilitantowi - i nie choc czasem pojawiaja sie mysli, ze moze zle zrobilam...patrze na Jego zdjecie, patrze Mu w oczy i wiem, ze odchodzil z godnoscia...
A moje serducho? ... cierpi od prawie 5 lat, ale to ja nie ON!To juz moj problem.

Link to comment
Share on other sites

Bardzo wysokie leukocyty, bardzo niskie krwinki czerwone, generalnie wszystkie paramerty krwi nieprawidłowe. W miarę prawidłowe próby wątrobowe wskazują, że guz umiejscowiony jest na trzustce ( a to bardzo bolesne) Można robić operację, ale najprawdopodobniej nie obudzi się po niej, a jeśli się obudzi to nie będzie wstawał.

Podjeliśmy decyzję, jutro Brydż przejdzie przez Tęczowy Most... Nie chcemy, żeby umarł śmiercią głodową w męczarniach. :placz::placz::placz:

Okropne jest to wszystko.

Link to comment
Share on other sites

Bardzo bardzo współczuję...:-( Ja prawie miesiąc temu uśpiłam też onka- mixa mojego Szariczka. Miał 12 lat. Od 1.5 roku zaczeły się problemy z trzymaniem moczu i kału.
Tego dnia podjechałam do mojego domu na wieś tylko na chwilkę, ot żeby wyjśc z psami na spacer, i już w momencie gdy Go zobaczyłam wiedziałam, że to koniec. Wszytsko stało się w ciągu 2h. Pies umarł mojej mamie na rękach, głaskany i przytulany na jego podwórku, którego tak dzielnie bronił. Może żyłby jeszcze gdyby jakiś sk... nie przetrącił mu grzbietu gdy miał jakieś 6 miesięcy- uszkodzenie rdzenia kręgowego, w końcu z nim wygrało...
Ja nadal tęsknię podobnie jak reszta stada, ale pozostałe mordki ratują przed rozpaczą...
łączę się z Wami w bólu, trzeba byc silnym, żeby nasze psiaki gdy odchodzą mogły czerpac z tej siły...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Itinea']Bardzo wysokie leukocyty, bardzo niskie krwinki czerwone, generalnie wszystkie paramerty krwi nieprawidłowe. W miarę prawidłowe próby wątrobowe wskazują, że guz umiejscowiony jest na trzustce ( a to bardzo bolesne) Można robić operację, ale najprawdopodobniej nie obudzi się po niej, a jeśli się obudzi to nie będzie wstawał.

Podjeliśmy decyzję, jutro Brydż przejdzie przez Tęczowy Most... Nie chcemy, żeby umarł śmiercią głodową w męczarniach. :placz::placz::placz:

Okropne jest to wszystko.[/quote]

No co tu gadać :-( Jesteśmy z Wami w tych trudnych chwilach...

Link to comment
Share on other sites

Witam. Jestem tu nowy. Znalazłem te forum wczoraj jak szukałem info jak działa uśpienie psa.

W poniedziałek 20.04.2009 podjeliśmy decyzje o skróceniu cierpienia
Bonga. Miał 11 lat. Znalazłem go jak miał 2 miesiące i miał zostać na jedną noc. Trochę sie przedłuzyło :)

Prawdopodobnie miał raka w lutym mama zauwazyła rosnącego guza. I tak stopniowo stan sie pogarszał. Było podejrzenie krwiaka. Potem zaczely sie problemy z krzepliwością krwi, ilością płytek. Zaczoł mieć problemy z oddychaniem. Szybko sie męczył i miał bardzo płytkie oddechy. Krew nie potrafiła sie natlenić. Aż w nocy z niedzieli na poniedziałek, rodzice myśleli że sie udusi, no i tak przed południem diagnoza to obrzęk płuc i wet zrobił swoje.
Tata mówił ze spokojnie odchodził, powoli zasypiał.

Wykopaliśmy grób na ogródku koło innego naszego psiura Urwisa którego uśpiliśmy pół roku przed znalezieniem Bonga.

Myślałem żeby go wykopać i skremować, żeby sobie stał w urnie w domu (ale to moje brednie) albo żeby zrobić sekcje czy to na pewno był rak. Bo nie daje mi to spokoju.

I teraz jak czytam forum i tak od 3 dni sobie popłakuje.

:( Śpij dobrze Bonguś.....:-(

Link to comment
Share on other sites

To ja tez sie wyzale. Pablo be widze, ze przezywamy oboje smutne chwile. Ja tez 20 kwietnia pozegnalam sie z moja mala :( Noo nie taka mala, bo zyla 14 lat i 3 miesiace. Ehh od 6 roku zycia razem, praktycznie razem sie wychowywalysmy i nagle jej nie ma :( Niewydolnosc nerek miala, nie bylo juz szans. Przez 5 dni nic jadla i prawie nie pila. A ledwo cos zjadla to wymiotowala. Ostatni dzien z krwia. Ciezko bylo patrzec na jej cierpienie, wiec musielismy jej pomoc. To chyba jedne z najciezszych decyzji jakie bylo nam podejmowac. Ciezko mi strasznie, tez od 3 dni placze :( Postanowilam sie tutaj odezwac, bo wiem ze tu znajde ludzi, ktorzy mnie zrozumieja. Znajomi niby rozumieja, ale to nie to samo jednak, skoro nie maja podobnych przezyc. Pozdrawiam i trzymaj sie!

Link to comment
Share on other sites

[quote name='sota36']NIGDY nie bedziesz wiedziala, czy zrobilas dobrze, bo to logika!!! NIGDY! I na tym polega dramat! Ale serce Ci podpowie... uwierz mi...SERCE!!!!! I tylko ono![/quote]

Czytałam i się nie odzywałam...
28 marca musiałam podjąć tą decyzję.
Mój Vario, mój najlepszy przyjaciel, ten jedyny z psów, umarł do końca przeze mnie głaskany i całowany.

Ale masz rację sota.....nigdy nie będę wiedziała czy dobrze zrobiłam.....nigdy

Link to comment
Share on other sites

Jedna z naszych Dogomaniaczek - Szajbus - powiedizlala mi, ze taki ekshibicjonizm emocjonalny, to ze piszemy tak sczerze o wsych uczuciach i odczuciach po odejsciu psa, to swietna rehabilitacja psychiczna dla kazdego z nas. Ania ma racje!!!!!!! Dlatego trzeba pisac, dzielic sie odczuciami, wtedy jet choc troche latwiej.

Link to comment
Share on other sites

Moja Droga - moj Atos odszedl 22 pazdziernika 2004 roku, tez ma wtek na TM, odiwedzany przeze mnie, zreszta On jest zawsze ze mna, w serduchu, i mimo ze mam "pocieszka", mimo tylu dni bez nniego - ja dalj tesknie za zanim, choc mojego Gucia kocham nad zycie,jak i Jego lecz inaczej, chyba madrzej....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='sota36']Jedna z naszych Dogomaniaczek - Szajbus - powiedizlala mi, ze taki ekshibicjonizm emocjonalny, to ze piszemy tak sczerze o wsych uczuciach i odczuciach po odejsciu psa, to swietna rehabilitacja psychiczna dla kazdego z nas. Ania ma racje!!!!!!! Dlatego trzeba pisac, dzielic sie odczuciami, wtedy jet choc troche latwiej.[/quote]

Dlatego właśnie założyłam mu wątek za TM.
Póki co nie pomaga. Ale chcę wierzyć, że kiedyś będzie lepiej.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='sota36']NIGDY nie bedziesz wiedziala, czy zrobilas dobrze, bo to logika!!! NIGDY! I na tym polega dramat! Ale serce Ci podpowie... uwierz mi...SERCE!!!!! I tylko ono![/QUOTE]

Dokładnie,tak jak napisałaś NIGDY.Mija już 7mcy i niedawno pomyslałam,czemu nie zdecydowalam sie na chemie moze jeszcze byłaby ze mną.Pozostaje mi miec nadzieje ,ze wtedy postąpiłam wlaściwie,ze tak podpowiadalo mi serce.Z perspektywy czasu załuje tylko,ze mimo opini 3 wet.nie zrobilam dokladniejszych badań,ktore potwierdzily by diagnoze i tego,ze samo uśpienie wglądało nie tak jak powinno.Chyba bylo by mi wtedy troche latwiej.

Link to comment
Share on other sites

Ja również ponad 3 lata temu pożegnałąm moją ukochaną suczkę - Sarę, w wieku 13 lat... miała też guza na trzustce, i już była bardzo wyniszczona... podjeliśmy decyzję o eutanazji, nie zapomnę nigdy, jak się czułam wtedy... Obiecałam sobie, ze nigdy więcej żadnego psa, że nie będę już przez to przechodziła...
Oczywiście, rok pózniej równo w rocznicę śmierci Sary, urodziła się w zaprzyjażnionej hodowli, już 3 dni pózniej, moja Ori... teraz ma ponad 2 lata, ale często jak na nią patrzę, to przychodzą mi myśli, że kiedyś będę musiala się z nią pożegnać... i dosłownie modlę się, zeby odeszła naturalnie, poprostu zasypiając...
Pamiętajcie, też że gdy się staje przed taką decyzją, można poprosić weta, żeby przyjechał do domu... ja najgorzej właśnie wspominam to, że musiałam przejść przez te drzwi, być przy zaśnięciu, a potem wyjść... doslownie ciemno mi się przed oczami robiło... dlatego gdyby mi przyszło stanąć jeszcze raz przed taką decyzją, to wiem, że to musi być w domu...

Link to comment
Share on other sites

Niestety nie zawsze jest taka możliwość.
Ja też, jak juz zdarzało mi się o tym myśleć, to postanowiłam, że jesli już, to w domu. Ale los zadecydował inaczej.......nie miałam nic do gadania...

I wiem, dlaczego weci proszą, żeby wyjść. Nasza wetka nic takiego mi nie zaproponowała, bo wiedziała pewnie, że nigdy bym się nie zgodziła na wyjście. Bez względu na to, co miałam zobaczyć i do końca życia o tym pamiętać. I teraz, jak widziałam, i nie zapomnę, nie zmieniłabym swojej decyzji. Mój pies zasługiwał na to, żeby być przy nim bez względu na wszystko. On by mnie nie zostawił w żadnej sytuacji. Jestem tego pewna. I mam nadzieję, że on też był pewny, że ja bez względu na wszytsko zawsze będę przy nim. I wciąż jestem.

Link to comment
Share on other sites

Właśnie,że wet.przyjechal do domu uśpić moją i wcale nie było lepiej:shake:wydaje mi sie ,ze śpieszył sie/zmarnował czas na dojazd itp./a ciemno w oczach tez mi sie zrobiło i chyba pierwszy raz byłam bliska omdlenia,chociaz wcale nie panikowałam ,nie płakałam. Kiedy suni juz nie było pierwsza decyzja nie chce juz psa,po pewnym czasie jednak nie da rady, pies musi być/a w rzeczywistosci ona musi wrócić/ dopiero kiedy przestałam o tym myślec ''mieć psa czy nie miec''i było mi wszystko jedno to tak sie zlożyło,ze sie przyplątał.Całkowicie inny malutki,wychowany wspólnie z bandą podwórzowych psow,samodzielny i odwazny.Przystosował sie błyskawicznie do nowych warunków.Na spacery chodze z nim innymi trasami niz z poprzednim bo ciągle widze przed sobą Tamtą.Myśle ,ze duzo czasu zajmie mi ''przyzwyczajenie''sie do niego choć wiele osób powiedziało by o nowym,ze to prawie doskonały psiak to dla mnie jeszcze długo doskonała będzie bardzo''problemowa''Frytka.Narazie nie przeraza mnie to ,ze nowy tez kiedys odejdzie,wydaje mi sie,ze nie będę tak go żałowć.Prawde poznam za kilka,kilkanaście lat...

Link to comment
Share on other sites

Ja mam propozycje, dla osób z okolić katowic, że jak by im zwierzatko umarło a nie mieli by co z nim zrobić to zamiast gdzieś do lasu, śmietnika, lub palić mam 2000m ogród wiec można by je tam pochwać ( a np pieniadze ze "palenie" u veta przekazać na schronisko).

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Tydzień temu uspałam moja kochana suczkę dobermana. Uwierzcie mi , kosztowalo mnie to naprawdę dużo, zmobilizowała mnie do podjęcia tej decyzji moja córka.Hercia miała 9 lat, od roku cukrzycę i niestety po mastektomii przerzuty raka. Była kochanym, dobrze ulozonym psem , który umilał nam zycie, jeszce parę miesięcy temu nie dałabym wiary że czeka mnie to pożegnanie z kochanym psiakiem. Ale jej cierpienia były juz tak duże , że jej piękne czarne oczy mówiły do mnie- pomóż mi!:placz: W smochodzie nawet nie jęknęła , gdzie wcześniej nie cierpiała jeździć , byłam z nią do końca , przytulałam i głaskałam , bo na to zasłużyła , i zawsze będzie w moim sercu nie jako pies tylko jako czlonek rodziny.

Smutno mi ale uwierzcie , chcemy być ze swoimi zwierzakiami jak najdlużej , też tak myślałam ,ale to egoizm, w odpowiednim momencie trzeba im pomóc, serce strasznie boli ale tak trzeba!!!

Oj jak brakuje tej radości , gdy wracam z pracy:placz:

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

porzegnałam dwie Sary ,bokserki,obie odchodziły na moich oczach pierwsza cichutko, przytuliłam ja mocniej był tylko wdech , wydech i koniec.druga piekna wydawałobysie okaz zdrowia chciałam zatrzymac ja jak najdłuzej przy sobie ,wiedziałam ze jest juz w drodze,ostatniej nocy głaskalam ja przytulałam, o 6,00 rano cieszyłam sie ze nie odejdzie jeszcze dzis,Ale po godzinie nastapił kryzys przed utrata przytomnosci sunia zaczeła płakac i nawoływac ,wiedziała ze cos sie z nia dzieje,a ja musiałam pozwolic jej odejsc.jej płacz i nawoływanie słysze do dzis.Potem nastapił moment smierci ,wierzcie łzy mi leca jak to pisze.Zadna smierc nie jest piekna.Za jedno jestem wdzieczna swoim psunia ze odeszły same,ale gdybym miała widziec ich straszne cierpienie i miec swiadomosc ze nie jestem w stanie w niczym im pomoc pewnie zdecydowałabym sie na eutanazje.W zyciu nic nie jest wieczne , wszystko przemij my tez przeminiemy wiec cieszmy sie zyciem i kochajmy nasze zwierzaki gdy sa z nami a gdy odejda opłaczmy i przytulmy do siebie nowego zwierzaka.:cool1:

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Jestem tu z wami jakiś czas, ale dopiero teraz trafilam na ten temat. Też zmuszona byłam zakończyć agonię mojego Czarka. Zdecydowałam ja i mama (siostry nie było; ojciec chciał zachować czarka życie za wszelką cenę i bez względu na jakość tego życia:shake:) . Pojechałyśmy razem, w sobotę. Byłam z nim do końca, patrzyłam mu w oczka, głaskałam, przytulałam. Potem wzięłam na ręce i pojechałysmy do domu. Nie zapomnę nigdy tej drogi. Trzymałam w rękach mojego psiaka, a jego samego już nie było... To, że pusciły mu zwieracze było mi wtedy totalnie obojętne. Czułam się pusta, jakby mnie ktoś "wypatroszył"... . Zaszczyków dostał 5, poprzez wenflon założony na łapkę. Najpierw "głupiego jasia" - żeby nic nie czuł, potem niestety nie wiem co - zaszczyk z małej butleczki z gęstą białą zawiesiną w środku, a potem trzy duze zaszczyki środków stosowanych do narkozy (też niestety nie wiem co - nie w głowie mi było wtedy pytać o szczegóły). Każdy zaszczyk był poprzedzony badaniem serducha i źrenic przez panią wet. Wszystko trwało około 30 minut. Czarek najpierw stracił przytomność, potem zaczął oddychać jakoś tak inaczej - szybko i na koniec odetchnął raz, głębiej i to był koniec.

Do tej pory nie mogę się pogodzić z tym, że go już nie ma, że tak cierpiał na koniec. Mimo to, teraz mam nowego pieska, też ze schroniska. Cały czas łapię się na tym, że czerka i mirka w myślach porównuję (ale porównuję nie w kwestii "lepszy/ gorszy", lecz raczej na skutek zdumienia, że tak całkowicie odmienne mogą być psie temperamenty). Pokochałam mirka, ale wciąz - tak po prostu - tęsknię za czarkiem.

Link to comment
Share on other sites

Moja siostra usypiała niedawno swoją 14 letnią suczke Sare,tez guzy gruczolow mlecznych dały przerzuty-od pojawienia sie pierwszego guza do operacji uplynął rok,od operacji do przerzutow następny rok/u mojej Frytki od pojawienia sie do przerzutu max.4 mce/i wet,ktory usypiał Sare powiedział,ze u nich w lecznicy nie stosują głupiego jasia przy eutanazji/bo to tylko stresuje psy/zalozyli welflon,suczka była na kolanach siostry,wet.zaczął podawać srodek uzywany do eutanazji/tj.przedawkowanie narkozy/pies zasnął spokojnie.I tak to powinno wyglądać nie jak z Frytką:-(

ps.ja tez porownuje mopa i Fyrtke nie na zasadzie 'ten lepszy gorszy' ale jak bardzo są rozne,zakceptowalam roznice,polubilam mopa ale jetem juz pewna ,ze nie przywiąze sie do mopa jak do Frytki/ona byla moim ideałem/.Minie juz niedługo rok jak nie ma Frytki i pogodzilam sie z tym ale nigdy sobie nie wybacze,jak odeszla.

Link to comment
Share on other sites

Witajcie! To mój pierwszy post, zarejestrowałam się tutaj, żeby wyżalić się komuś, kto mnie zrozumie...

Mój jamnik jest moim wybłaganym zwierzem, o którym marzyłam, odkąd pamiętam (a może inaczej, nie chciałam jamnika, wyłam za owczarkiem niemieckim, ale do mieszkania w bloku nie byłby to dobry wybór). Rodzice nie chcieli psa, bo bali się, że mi się znudzi i nie będę się nim opiekować. W 1993 roku zmarł mój tata i właśnie wtedy mama zgodziła się na psa, chyba żeby wynagrodzić mi ból po stracie rodzica. Miałam wtedy 8 lat i wtedy pojawił się u nas mój malutki, najukochańszy Pikuś :) Obawy mamy okazały się bezpodstawne, byliśmy z Pikiem nierozłączni aż do czasu, kiedy wyjechałam na studia do Wrocławia w 2004 roku. Opieka nad psem (już nie młodym) przeszła na mojego osiem lat młodszego ode mnie brata, moją mamę i jej partnera. Zajmowali się nim ładnie, ale bardzo rzadko chodzili do weta, co ciężko mi wytłumaczyć. Tak naprawdę mama chyba nie lubi zwierząt. Ja w domu bywałam na kilka dni co dwa - trzy miesiące.

W tej chwili jestem już przed październikową obroną dyplomu i kursuję między domem rodzinnym, a Wro. W poniedziałek byłam u weta z Pikusiem. Okazało się, że narośl na pyszczku (momentalnie urosła od początku roku), która przeszkadza mu jeść i od czasu do czasu sączy się z niej krew, to jakiś rodzaj raka. Usłyszałam, że można próbować to operować, ale nikt w Świebodzinie (miasto rodzinne) się tego nie podejmie i trzeba by było jechać do oddalonej o 50 km Zielonej Góry, gdzie zdecydowaliby, czy go zooperują. Pik zawsze totalnie świrował w samochodzie i nie wiem, jak miałabym go dostarczyć :/ Wet powiedział też, że są nikłe szanse, że pies ze względu na swoje 16 lat przeżyje narkozę... W związku z tym podjęłam decyzję o eutanazji... W tej chwili jestem w domu sama z Pikiem i moim wrocławskim zwierzaczkiem, czteroletnia króliczką Torą, reszta domowników pojechała sobie na wakacje w góry...

Biję się z myślami, czuję się jak kat, morderca i zdrajca w jednym, od niedzieli bęczę conajmniej kilka godzin dziennie. Nie wiem, czy podejmuję dobrą decyzję. Dlatego szukam wsparcia tuatj. Tę ostatnią podróż zaplanowałam na środę, czyli jutro. Przyjeżdża do mnie mój chłopak i zrobimy to razem, sama z pewnością nie dałabym rady. Pikuś je tylko miękkie pokarmy, ale ma apetyt, cieszy się na mój widok. Fakt, jest przygłuchawy, przyślepawy i dużo śpi, no ale w końcu ma te swoje lata. Nie chodzi na spacery tak chętnie jak kiedyś, ale jeśli coś go zainteresuje, to wstępuje w niego duża siła. Niestety wczoraj siedząc z nim na podłodze, wyczułam jakiegoś guzioła u niego pod skórą na szyi. Nie wiem, co robić. Niby już wszystko postanowione, ale jakoś nie mogę się z tym pogodzić, nie wiem, czy to słuszna decyzja. Mam też żal do rodziny, że nie reagowali szybciej na jego chorobę. A przede wszystkim obwiniam siebie, że tak to wszystko wygląda.

Nie wiem, jak ma wyglądać jutro. Chwilami myślę, że sobie nie poradzę, nie dam rady. Mój chłopak nie chce, żebym szła z nimi do weta, boi się o mnie. Ja nie boję się o siebie, tylko o to, że Pik wyczuje mój ból i będzie wiedział, że go zabijam... Trzy lata temu w na przystanku tramwajowym (w drodze do weta) odszedl mój pierwszy wrocławski zwierzaczek, królik Morris. Wpadłam w taką histerię, że pół ulicy się zbiegło, cyrk odstawiłam. Boję się, że teraz będzie tak samo. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, że nie odprowadzam Pika za Tęczowy Most, jestem mu to winna za te 16 wspólnych lat. Naprawdę, nie wiem, co robić. Mało było w moim życiu chwil, kiedy tak bardzo cierpiała...

Przepraszam, że pewnie nie składnie piszę, ale kociokwik emocji we mnie.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...