Jump to content
Dogomania

Na czym polega uśpienie psa??


PIK_POK

Recommended Posts

Kazdy ma takie marzenie, zeby pies jego wierny i oddany Przyjaciel odszedl w spokoju - po postu zasnal sam bez naszej interwecji, by nie bylo potem wyrzutow sunienia. Znam to, Tez tak zarzylam, ale sie nie udalo - podjelismy te najwazniejsza i najtrudniejsza decyzje w zyciu - i wiemy ze chyba 9to 'chyba" pozostanie do konac naszych dni) zrobilismy dobrze oszczedzac Atosowi bolu i cierpienia. Potem powiedzialm, ze juz nidgy nie chce przezywac i walczyc o zycie nastepnego psika, ze juz nigdy ne chce byz opiekunem kolejnego psa. I co??? Teraz biega po domu prawie 15 miesieczny briard - szczesliwy, a my razem z nim. mamy komfort - nie zdreczamy sie myslami o starosci, jak bylo to z Toniem 9mial prawie 13 latek). Ale wiemy, ze kiedys, ze znow ... Az boje sie myslec. Teraz praosze Boga w bodliliwach, by Agat zyl przynajmniej tyle co Atos, ale kiedy przyjdzie ten moment - powiem ze bylo za krotko....

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Magda, jak to chcą uśpić?!!! :evil:
Ratuj tego psa!Jak możesz tak spokojnie o tym pisać?!
Teoretycznie nie usypia się zdrowych psów czy tez takich które można wyleczyć, ale zawsze się jakiś pacan znajdzie który za podwójną stawkę chetnie psa uśpi... :evil:

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Podziwiam niektóre z was..............................Nie byłam w ostatnich momentach z moimi psami. Tą najgorszą w życiu droge psy przeszły z moim bratem i moim TZ.
Pierwszą sukę siłą mi z rak wyrywali bo nie chciałam jej wypuścić (była już w tragicznym stanie i zabierali ją na uśpienie)..chyba wierzyłam w cud.
Wiem że powinnam była być z nimi ale niestety chyba nie jestem tak silna psychicznie jak wy........................az mi wstyd.
(natomiast przeżyłam wiekszy koszmar bo uśpionego psa przywieziono mi do domu w kocu i do popołudnia czekałam aż go zabiorą, ze pochować to jego ciałko.........)
Teraz jak patrze na moja śpiące na łożku psy....zastanawiam się czy kiedy przyjdzie ich czas bede miala na tyle odwagi........Podziwiam was naprawdę........

Link to comment
Share on other sites

Ewkaa,nie ma się czego wstydzić!Każdy z nas wie jaka to odpowiedzialna decyzja i jakie obciążenie psychiczne!Przecież to my musimy zdecydować o tym ostatecznym rozstaniu i zawsze pozostają wątpliwości!Nie każdy jest w stanie to udżwignąć.Ostatnio 13 pażdziernika musiałam w ten sposób pożegnać psa mojej siostrzenicy.Byliśmy przy nim wszyscy,jego rodzina i ja.Ja go wniosłam do tego domu kiedy był szczenieczkiem i ja go wynosiłam kiedy zasnął.Wiem,że moja obecność pomogła w pewnym sensie rodzinie,nie czuli się osamotnieni,chociaż to czworo dorosłych ludzi.Człowiek nigdy nie jest przygotowany na takie rozstania,dlatego to tak bardzo boli. :(

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Ewkaa']
Teraz jak patrze na moja śpiące na łożku psy....zastanawiam się czy kiedy przyjdzie ich czas bede miala na tyle odwagi........Podziwiam was naprawdę........[/quote] = ja tez sobie tego momentu nie wyobrazalam, jutro jest rocznica - pamietam kiedy przyjechal lekarz, powiedzial, ze moge wyjsc. Kiedys myslalam, ze uciekne, pobiegne gdzies daleko - zeby...??/ No wlasnie - co chcialam osiagnac - nie wiem - mialabym wyrzuty sumienia. Powiedzialam, ze do konca razem!!! Boze - jak ja za Nim tesknie...

Link to comment
Share on other sites

Moj 14 letni Siwulek (sznaucerek) miał bardzo rozsiany nowotwór, podjęłam decyzje o jego uśpieniu bo nikt nie dawał mu szans a on nie mial już siły jeść, nie mowiąc o chodzeniu... To było straszne ale byłam przy nim dokońca i do dzis pamiętam ostatni oddech... strasznie za nim tęsknie :( :( :( Mimo iż bardzo kocham SKifcia to o Siwulku nigdy nie zapomnie i nigdy nie przestane kochać...

Link to comment
Share on other sites

Dla mnie decyzja o uśpieniu jest czymś najgorszym. Dużo łatwiej jest pogodzić się ze śmiercią jeśli się o niej nie musiało decydować.
W swoim życiu tylko raz musiałam podiąć tą decyzję, bo nie mogłam patrzeć jak się mój szczurek męczył, a ja przy nim się męczyłam, patrząc jak cierpi. Chociaz wet czciał go jeszcze próbować leczyć.
Mam nadzieję, ze nie będę juz musiała podejmować tej decyzji.

Link to comment
Share on other sites

Ja tez mam straszny bol co zrobic ze swoim 8 tyg. yorczekim. Lekarz kardiolog u którego bilsmy (dr.Niziołek) zdjagnozował u naszej suni przetrwały przewód tętniczy, jedyną lecz bardzo niewielka szansa ( max. 30% przedstwiając w procentach ) jest zabieg chirurgiczny. Obecnie piesek jest na lekach które poprawaja jego stan i przygotuja do ew. operacji lecz napewno nie pozwola na wyleczenie wady i długie zycie z nami. Jesli opreacja sie uda to piesek na prawie 100 % bedzie zdrowy.
jednakze z racji tak niewiewielkich szans zastanawiamy sie nad tym najgorszym.

Przepraszam za brak składu i ładu ale ciezko mi o tym pisac i myslec jak widze jak z tego radosnego brzdaca gryzacego mi nogi ucieka życie.

Pozdrawiam

Link to comment
Share on other sites

Pozostało nam jeszcze tylko jedno dokładnejsze badanie które potwierdzi wade i wtedy sznse moga wzrosnac lub zmalec (zalezy to od długosci przewodu który nalezy zamknac przy serduszku). Problem polega na tym ze piesek jest bardzo malutki i mało wazy (0,6 kg) w przypadku wiekszych psiaków proporcje szans odwaracja sie w odwrotym kierunku. Czy moze macie jakies informacje na teamt kliniki we Wrocławiu, bo podobno tylko tam mozna zrobic taki zabieg.

-----------------------
Marcin

Link to comment
Share on other sites

To jest mój (nasz) pierwszy piesek, ja niezdawałem sobie sobie sprawy jak bardzo apsorbujacy moze byc taki szkrab i ile radosci i wdziecznosci ma w sobie. Poprostu to spadło na nas jak grom z jasnego nieba. Z kolei nie chcemy by piesek sie meczył, pod tym postem jest wiecej o tej wrodzonej wadzie

[url]http://www.vetserwis.pl/pda_pies.html[/url]



------------------
Marcin

Link to comment
Share on other sites

Dziekuje za link, zaraz na spokojnie przjejze cały serwis, raz jeszcze bardzo dziekuje za link bo nie wiedziałem co to za klinika, a lekarz mi powiedział, ze jezeli decydujmy sie na operacje to tylko tam, Troszke daleko bo jestem z Warszawy ale ...................... Dziekuje za dodatkowy płomyk nadzieji.


----------------
Pozdrawiam, Marcin

Link to comment
Share on other sites

  • 1 year later...

Teraz ja się podziele doświadczeniami:-(
Od 7 roku życia w domu były psiaki.
Pierwszy Apuś uroczy kundelek - był z nami 15 lat - odszedł sam.
Apuś miał towarzysza, gdy Apuś miał 12 lat wziełam od koleżanki pekinczyka mały psiak ofiara psedohodowli - Giziu odszedł sam miał udar bardzo cierpiał ale była zła diagnoza weta - dowiedieiśmy się po śmierci Giza, ze to udar był z nami ok 4 lat.
Potem był mój ukochany Killerek owczarek kaukaski, miał wadę powieki i zabieg w Zielonej Górze u słynnej Pani doktor.
Pani doktor zważyła tylko psiaka , ani EKG, ani innych badań - teraz wiem co powinien zrobić wet przed zabiegiem.
Zabieg trwał ok godziny, ale Killerek był nieprzytomny do rana. Rano miałam podać antybiotyk ale kisia wymiotował więc w auto do zielonej, kroplówka i antybiotyk w zastrzyku, następnego dnia to samo.
Trzeciego dnia było odrobinę lepiej.
Wieczorem byłam sama postanowiłam zabrać Kisiunię na krótkiego sika wieczornego dać mu potem kolacje i spać.
Wróciliśmy z sika Kisia zjadł kolację i połozył sie pod dzrzwiami wejściowymi w przedpokoju i zasnął.
Wstałam i w drodze do kuchni jak zawsze pogłaskałam kisię po nosku ale on nawet na mnie nie spojrzal. Wtedy wiedziałam, ze jest coś nie tak postanowiłam otworzyć okno - to było hasło lepsze dla Kisi od idziemy na spacerek, on się nie ruszył.
Wziełam tel i dzwonię do taty powiedziałam Kisia nie żyje.
Tata był za dwie minuty reanimował psiaka - ale bez efektu.
Teraz kolejny psiak znajda pies siostry - był u nas 11 lat
Siostra przygarneła Funia z ulicy ok roczny psiak - był troszkę dziwny i strachiwy ale pewnie złe doświadczenia.
Siostra zmieniła miejsce zamieszkania i Fluk został u rodziców.
W wieku 11 lat zaczął chorować ( wątroba) - leczony długo, ale marne efekty. od 2 marca 2006 roku było coraz gorzej, spacery coraz krótsze, potem fluniu przestał jeść , pić, chodzić, wet podawał kroplówki - Flunia przestało cieszyć życie coraz bardziej cierpiał.
W niedzielę rano zadzwoniłam do ojca i pytam jak synuś?
Powiedział, że strasznie płacze - ja na to, że trzeba mu udzielić pomocy i jedziemy do weta za 5 min jestem.
Pierwsza moja decyzja o eutanazji.
Wyszłam z domu dzwoni tele i już wiedziałam, ze to nic dobrego nie znaczy - Fluniu uwolił mnie od odpowiedzialności odszedł sam 11.03.2006roku.
12.02.2007 kolejny pogrzeb.
Doberman TZ -ta 13 letni Bart. Miszkał z jego siostra i rodzicami.
Od 2 miesięcy walczyiśmy z nowotworem migdałów i gardła.
Było raz lepiej raz gorzej.
Nikt nie chciał się podjąć usunięcia narośli ze względu na wiek i ogromny rozrost guza.
12..02.2007 wizyta u weta godzina 15 wet dał zastrzyk przeciwbolowy i powiedział, ze nic juz nie mozna zrobić, on się nie podejmie - zapytałam ile płacę - wet powiedział, ze zastrzyk od niego od serca , wtedy zobaczyłam jak TZ płacze.
Pojechaliśmy do domu - siostra TZ-ta próbowała szukać ratunku u innych wetów - ale nie znalazła:shake:
Zadzwoniła do nas ok 17.40, że Bart strasznie płacze i trzeba mu udzielić pomocy.
Wziełam TZ-ta pod ręke i pobiegiśmy do weta.
Zaryczana wpadłąm do gabinetu i prosiłam weta aby pomogł Bartowi odejśc i aby już nie cierpiał.
Wetka powiedziała, ze bedzie za 15 min.
Siedzieliśmy z Bartem i aby osłodzić mu ostatnie chwie dawaliśmy mu czekolade, nie mógł już biedak jej połykać ale jak sobie mamlał to było mu słodko.
Przyszła pani wet.
Podała Bartusiowi głupiego jasia dożylnie - ale Bart bardzo silny psiak, więc po 20 min podała mu domięsniowo jasia, wtedy go zemdliło ale nie spał. Po podaniu domięśniowym mdli , a po dożylnim podobno nie.
Po ok 30 min pani wetka podała mu narkozę, bart po 5 min zasnął.
Miał raz takie skurcze i lekko mu głowę wygielo- ale serduszko biło, oddech był równomierny.
Wetka powiedział, zee przy 3 zastrzyku nie powinniśmy być ze względu na drgawki.
Więc ucałowaliśmy Bartusia i do kuchni z pałaczem.
Za 8 min pani doktor powiedziała, że Bartusia już nie boli.
Bartuś odchodząc się posiusiał, ale to podobno dlatego, ze zwieracze były rozluznione.
Bartusia pochowaliśmy nad jeziorem przy domku leniskowym teściów - uwielbiał tam spędzać wakacje.
Wetka powiedziała, że oglądała guz już po śmierci Barta - powiedziała, ze nie było już sznas i skróciliśmy cierpienie.
Wszyscy pomimo pałaczu stwierzdziliśmy, ze poczuliśmy ulgę.
Ciężko mi się to pisze, łzy w oczach.
Pomimo iż znałam Barta tylko 5 lat ( tyle z TZ-tem po slubie) to i tak rozpacz moja ogromna.
Bart odszedł w domu i wiedział, ze przychodzi pomoc dla niego i nie bedzie juz cierpiał.

Link to comment
Share on other sites

[B]niedawno musialam podjac ta okrutna decyzje, nikomu jej nie zycze nigdy w zyciu :placz:moj piesek chorował na serce , jak zdiagnozowano jego choróbsko to dowiedzialam sie ze kiedys ptrzyjdzie taki dzien ze bede musiala podjac ta decyjze. zylam z dnia na dzien z tygodnia na tydzien i ciagle sie ludzialam ze on wyzdrowieje ze nowu zacznie biegac niestety ... byly dni w których myslalam ze powoli wszystko wraca do normy, ale niestety choroba dawała o sobie znac coraz czesciej i z wiekszymi skutkami , kiedy pojawilo sie wodobrzusze , ostatnie stadium choroby z ktorym walczylam jak moglam i nie ustepowalo a nawet z dnia na dzien pogarszala sie stan pieska, pamietnej soboty 27,01,2007 Grafek zaczal sie dusiac bylo juz strasznie wiedzialam ze musze juz cos zrobic zeby nie cierpial , wiedizalam to w jego wzroku, byl taki blagalny...poszlam do weta który zobaczyl mnie zapłakana o nic nie pytał wiedizal po co przyszlam, bylam z nim do konca calowałam mordke,drapałam za uszkiem tak jak to uwielbiał...

Dzis jest ta wielka cisza,
to straszne milczenie
i to puste miejsce...
Ciebie Grafciu już nie było...

Tyle Twojego zostało z nami,
Tyle naszego odeszło wraz z Tobą.


"Daj nam wiarę, że to ma sens,
że nie trzeba żałować przyjaźni,
że gdziekolwiek są, dobrze im jest,
bo są z nami, choć w innej postaci.

I przekonaj, że tak ma być,
że po głosach tych wciąż drży powietrze,
że odeszli PO TO , BY ŻYĆ
i tym razem- będą żyć wiecznie

Pewnego razu Pan Bóg przechadzał się po Rajskim Ogrodzie. Nagle za krzaka wyszedł Diabeł:
- Słyszałem, że stworzyłeś człowieka... - zagadnął Szatan.
- Tak, już żyje na Ziemi. Może mieć partnera i dzieci, na razie uczy się rozpalać ogień i budować miejsce na nocleg, ale za tysiące lat będzie władcą całego globu.
- I co z tego - prychnął Diabeł- nawet za te tysiące lat i tak będzie SAMOTNY.
Zasępił się Pan Bóg, podrapał w długą, siwą brodę i powiedział:
- Więc stworzę mu przyjaciela! Wybiorę jedno ze zwierząt, które uczyniłem, aby go strzegło i było mu poddane, ale jednocześnie oddało mu całe swoje serce.
- To niemożliwe! - Diabeł się roześmiał i gdzieś przepadł. Pan Bóg natomiast zwołał zwierzęta z każdego gatunku i wybrał PSA.

- Odtąd będziesz ogrzewał człowieka swoim ciepłem, uspokajał spojrzeniem, kochał z całego serca, nawet, kiedy on Cię znienawidzi.
- Dobrze - odparł dobry pies.
- Chociaż będziesz musiał znosić wszystkie upokorzenia, staniesz się też jego najlepszym przyjacielem. To bardzo zaszczytna rola.
Niestety Twoje serce będzie musiało bić dwa razy szybciej i nie będziesz mógł żyć długo - najwyżej 15 - 20 lat.
- Ale powiedz mi, czy człowiek nie będzie cierpiał, gdy odejdę do Ciebie?
- Właśnie o to chodzi.
- Jak to? - zdumiał się pies.
- Będzie cierpiał i będzie wiele dni nie utulony w bólu. Ale to Ty nauczysz go odchodzenia i przemijania, Ty nauczysz go kochać i odchodząc zostawisz wielką miłość w jego sercu.
Jesteś aniołem, którego powołałem, aby niósł radość i nadzieję, ale także uczył wiecznego prawa przemijania, aby ludzie wierzyli, że po ich życiu, jest życie TUTAJ. Kiedy to zrozumieją, nie będą płakać, bo będą wiedzieć, że spotkają Ciebie znów.

-----------------------------------------------------------------------------------

I w ten sposób Pies stał się aniołem, który przybrał skórę zwierzęcia i trafił na ziemię, aby uczyć Człowieka miłości, wierności i przyjaźni, ale także przemijania. Nauczyć, że jest TU i TERAZ, ale także TAM i POTEM. Odchodząc zostawia ból i pustkę, ale także nadzieję na to, że znowu go spotkamy.

[


Grafku tak bardzo mi Ciebie brakuje Bardzo smutny

...kiedy łzy mój ból ukają....



[/B]

Link to comment
Share on other sites

Nawet nie potrafię tego czytać. Łzy płyną mi po policzkach. Ja tak bardzo się tego boję. Stoję przed tą decyzją już od jakiegoś czasu. Ale nie potrafię jej podjąć. Cały czas myślę jeszcze nie teraz, jeszcze jest czas. Wiem, że niedługo będę do niej zmuszona, narazie nie jest aż tak źle, więc narazie jestem jeszcze spokojna, ale wiem że już niedługo ......
Boże jak ja Was podziwiam ... Ja tak chyba nie potrafię ....

Link to comment
Share on other sites

W ten sposob odeszly 3 moje ukochane sunie, wszystkie z powodu ciezkich chorob. Pima 1995, moja dwuletnia szalona sunka, pogryziona przez psiego przyblede tak bardzo, ze trzeba bylo skrocic jej meczarnie. Moje najgorsze wspomnienie...... Aza 2002, 14 - letnia suczyca, przegrala w koncu wlake z rakiem. 2005 pudliczka Milka. Ciezka choroba nerek. I to bolalo najbardziej. Ja do tej pory nie potrafie o tym spokojnie myslec. Teraz jest ze mna moj maly Bereś. Zrobie wszystko, bys zawsze byl zdrowy i zostal ze mna jak najdluzej.....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Hippies']Nawet nie potrafię tego czytać. Łzy płyną mi po policzkach. Ja tak bardzo się tego boję. Stoję przed tą decyzją już od jakiegoś czasu. Ale nie potrafię jej podjąć. Cały czas myślę jeszcze nie teraz, jeszcze jest czas. Wiem, że niedługo będę do niej zmuszona, narazie nie jest aż tak źle, więc narazie jestem jeszcze spokojna, ale wiem że już niedługo ......
Boże jak ja Was podziwiam ... Ja tak chyba nie potrafię ....[/quote]
Kiedy psa życie już nie cieszy, a ból jest wielki nie można narażać przyjaciela na męczarnie.
Kiedy pies odnajduje choć odrobinę radości życia pomimo bólu - decyzje trzeba odsunąć.
To jest strasznie rudne.
12.02.2007 - diagnoza weta nikt sie nie podejmie operacji tak wielkiego guza - były dwie opcje albo pies się udusi albo damy mu godnie odejść:-(

Link to comment
Share on other sites

Niedawno pożegnałam moją kochaną koteczkę, miała skonczone 10 lat. Nowotwór. Wiedziałam od pewnego czasu, że będę musiała podjąć tą decyzję o skróceniu jej cierpień. Żyłam w okropnym napięciu - patrząc na nią mówiłam w duchu, że obiecuję jej, że nie będzie cierpiała ani jednego dnia. I ten dzień nadzedł, przestała jeść, nawet z mojej ręki, szukała odosobnienia a w jej oczach widziałam..że to koniec. Wezwałam lekarza do domu, koteczka zasnęła spokojnie patrzac na mnie, głaskana, na tapczanie. Lekarz powiedział, że to była dobra decyzja, bo lada moment zaczęłaby cierpieć, woda była już w płucach.
Mam ponad 15 letnią sunię chorującą na serce..żyje na lekach w jako takiej formie..podobno niezłej..ale wiem, że może przyjsc taki dzien..decyzji.
Myślę, że to jest istotne, jaki lekarz wykonuje zabieg uśpienia...jeśli chodzi o mnie, wiem, których lekarzy z mojego miasta nie wezwałabym do tego.
Rozstając się z moimi przyjaciółmi chcę mieć pewność, że odejdą godnie i bez cierpienia.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='yewcia1']Kiedy psa życie już nie cieszy, a ból jest wielki nie można narażać przyjaciela na męczarnie.
Kiedy pies odnajduje choć odrobinę radości życia pomimo bólu - decyzje trzeba odsunąć.
To jest strasznie rudne.[/quote]

Od paru tygodni myślałam o założeniu takiego właśnie wątku... Prawdopodobnie będę musiała podjąć taką decyzję, chociaż jeszcze nie teraz. I najbardziej boję się czy będę wiedziała kiedy.
U Pirata niesamowita jest właśnie mieszanka cierpienia i radości. Czasem wydaje mi się że to już, a on rano wita mnie radosnymi wygibasami i obszczekiwaniem - zdarza mi się wtedy popłakać z radości, trudne to... [IMG]http://www.dogomania.pl/gallery/149/46/1046.html[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ostroszyc']Od paru tygodni myślałam o założeniu takiego właśnie wątku... Prawdopodobnie będę musiała podjąć taką decyzję, chociaż jeszcze nie teraz. I najbardziej boję się czy będę wiedziała kiedy.
U Pirata niesamowita jest właśnie mieszanka cierpienia i radości. Czasem wydaje mi się że to już, a on rano wita mnie radosnymi wygibasami i obszczekiwaniem - zdarza mi się wtedy popłakać z radości, trudne to... [IMG]http://www.dogomania.pl/gallery/149/46/1046.html[/IMG][/quote]
Zgadza się to bardzo trudna decyzja:-(

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...