Jump to content
Dogomania

Pustka, która boli


szajbus

Recommended Posts

 Psotka

2vrskzm.jpg



ur.10 lipca 1995r. 

zm.10 lipca 2005r. godz 13:00 (niedziela)

Zjawiła się u nas zupełnie przez przypadek. Ot.pijak chciał jej się koniecznie pozbyć. Kiedy ją zabraliśmy miała zaledwie 8 tygodni. Była zaniedbana, zarobaczona,zapchlona i bardzo chora. Otoczyliśmy Psotunię troskliwą opieką i walczyliśmy o jej życie. Udało się. Od tej pory nigdy nie chorowała.Stala się najważniejszym członkiem naszej rodziny.Cały dom kręcił się wokół niej. Była nie tylko najwierniejszym i najlepszym przyjacielem ale naszą największą radością. Jak na Psotkę przystało rozrabiała ile wlezie. Swymi psotami wywoływała w nas ataki śmiechu. Była cudownym, oddanym kundelkiem. Wszystko rozumiała i swoją inteligencją zadziwiła nie jedną osobę. Nasz szczęście trwało 10 lat. Odeszła od nas 10 lipca 2005 roku w dniu swoich 10 urodzin. Jak smutne było to święto.Zachorowała w niedziele na zapalenie gardła .Cała choroba trwała tydzień. Cały czas była pod opieką lekarza. Słabła z dnia na dzień. Robiliśmy jej wszystkie możliwe analizy krwi. USG - nic nie odbiegało od normy. Antybiotyki, kroplówki. leki p.zapalne, nic nie skutkowało. Zawieźliśmy ją do kliniki  (byliśmy przy niej). W niedzielę dostała wstrząsu. Nie poddawaliśmy się. Dalej walczyliśmy. Z nadzieją patrzyliśmy na każdą krople spływającą z kroplówki wierząc, że wyzdrowieje. Wierzyliśmy, że podawany tlen przywróci jej normalny oddech. Tuliliśmy to nasze, kochane maleństwo, dodawaliśmy jej otuchy - a ona odeszła. Odeszła nasza ukochana psia córcia. Zanim straciła przytomność machnęła nam ogonkiem. Potem nastąpiła reanimacja - nie przyniosła efektu. Krzyczeliśmy "maleńka ocknij się" ale Psotunia tego nie słyszała. Zostawiła nas. Dlaczego? Dlaczego tak się stało? Swoim odejściem zaskoczyła nie tylko nas, ale również lekarzy w klinice. Minęło 5 tygodni a to boli. Tak bardzo boli, że nie da się tego opisać. Najgorsza jest pustka - nic nie jest w stanie jej wyrazić. Każdy radzi nam wziąć  innego psiaka. Kiedyś się na pewno na to zdecydujemy. Wiemy już, że na pewno będzie to sunia, kundelek i ze schroniska ale nie teraz. Rana jest zbyt głęboka i za bardzo boli. W ten poniedziałek przyjechała do nas rodzina ze swoją sunią..Mala obwąchała cale mieszkanie i położyła się na ulubionym miejscu Psotuni. Czuliśmy ogromny ból. Zdaliśmy sobie sprawę, że  drugim psiaczkiem musimy się wstrzymać. Jak długo to będzie tak bolało?

Przyczyna śmierci Psoni? Gwałtowny wzrost cukru po lekach p.zapalnych podawanych przy zapaleniu gardziołka. Na początku cukier był w normie. Dlaczego nagle wzrósł do poziomu krytycznego? Nie wie nikt. Psoni nie ma, a my mamy pretensje do wszystkich wetów, którzy ją leczyli. Gdyby szli w kierunku cukrzycy po wykluczeniu innych chorób byłaby z nami nadal. Inne choroby wykluczono.

Nie ma naszego kochanego maluszka, nie ma naszej malutkiej, kochanej rozrabiaczki. Nie ma  jej fizycznie, ale jest w naszych sercach i naszej pamięci. Tej miłości nikt nam nie wydrze z naszych serc.

Kocham Cię mój słodki okruszku i będę kochała zawsze, do końca moich dni.

BALBINKA 

2cderv5.jpg

2002 -2016

 żyła 13,5 roku

zm. 21.03.2016 o godz 14:15 (poniedziałek)

 

 

Adoptowaliśmy ją 1 września 2005 roku ( niespełna 2 miesiące po odejściu za TM Psoni). Była naszą malutką , kochaną królewną. Nikt tak pięknie nie tańczył dupinką lambady jak ona. Po śmierci Psoni Balbinka wprowadziła do naszych serc wiosnę. O ironio - odeszła w pierwszy dzień wiosny.

Zaraz po adopcji Balbinki zauważyliśmy jej dziwne zachowanie. Miała w sobie tyle lęków, że można było nimi obdzielić pół psiego świata. Jak określili behawioryści miała syndrom psa katowanego. Panicznie bala się mężczyzn. Mój mąż miał nie lada zadanie, żeby ją do siebie przekonać. Chodził za nią po dywanie, udawał psa, szczekał z kością w zębach. Wyglądało to komicznie ale... odniósł ogromny sukces. Sunia w błyskawicznym tempie nie tylko go zaakceptowała ale pokochała. Behawioryści nie dawali sobie rady z wyeliminowaniem u niej lęków, wiec maluśkimi kroczkami miłością i cierpliwością parliśmy do przodu. Udało nam się to osiągnąć w jakiś 90%. Nasze maleństwo poczuło się bezpieczne i kochane a to było dla nas priorytetem. Nie było osoby, która by jej nie kochała. My mieliśmy na jej punkcie prawdziwego bzika. Jak odeszła? 30 stycznia zaczęła nam delikatnie pokasływać takim suchym krtaniowym kaszlem. W płucach, oskrzelach było czysto, w serduszku nie słychać było szmerów, wiec dostała serię zastrzyków. Kaszel nie przechodził. poszła kolejna seria , potem kolejna. W sumie sprawdzaliśmy ją u 3 wetów, każdy potwierdzał diagnozę poprzednika. W końcu 1 marca u 4 weta, kiedy osłuchowo nic nie wysłuchano pogłębiono jej diagnostykę na moją prośbę i szok. Dwa guzy na szczytach płuc tuz przy tchawicy, jeden przesuwał się w okolice serduszka. Nikt nie dawał nam nadziei, rak był nieoperacyjny, chemia nie wchodziła w grę, zastosowano więc leczenie paliatywne. Zaczęła brać leki , kaszelek prawie ustąpił a ja zastanawiam się czy nie nastąpiła pomyłka. Badania pojechały do kolejnego weta, który powiedział, że choroba jej może trwać od kilku tygodni do kilku miesięcy. Balbinka czuła się dobrze 2 tygodnie. W trzecim zaczynały się drobne problemy z oddychaniem co miało być normalne. Cały czas była pod opieką lekarza prowadzącego. Uprzedził nas, że Balbisia może mieć lepsze i gorsze dni, że musimy się do tego przyzwyczaić ale nadejdzie taki dzień, że trzeba będzie jej pomóc odejść.Faktycznie po kryzysie następowała poprawa co nas bardzo cieszyło. W sobotę 19 marca nie podobał,  się nam się jej oddech. Widać było,że ma trudności w oddychaniu. Bala się położyć i drzemała na siedząco, wiec pojechaliśmy do weta. Osłuchał ją bardzo dokładnie. Stwierdził, że mamy kolejny kryzys, ale nie ma bezpośredniego zagrożenia życia, że skoro przybiera sobie taką pozycję to żeby jej nie przeszkadzać, bo lepiej jej się wtedy oddycha. Dostaliśmy receptę na kolejny lek, który jej podałam,. Kryzys minął. Niunia położyła się i zasnęła a my chodziliśmy na paluszkach, żeby jej nie obudzić. W nocy z soboty na niedziele zaczęło jej burczeć w brzusiu, nastąpiła biegunka i wymioty. Nie miała problemów z oddychaniem. Wyczytałam na ulotce nowego leku,że to najczęstsze skutki uboczne. Zadzwoniłam do weterynarza, kazał odstawić leki do  poniedziałku , podać jej smectę. Minęło. Jak wielka była nasza radość kiedy Balbisiątko smacznie zasnęło , spokojnie oddychało a potem zjadło z wielkim apetytem kawałek piersi z kurczaka, który nie wyleciał ani górą, ani dołem. Po troszku zaczęliśmy karmić i nic się nie działo. Wieczorem po konsultacji z wetem mogłam jej podać delikatnie połowę dawki leków i wrócić w poniedziałek do całych dawek. Lek, który wywołał wymioty i biegunkę miałam zasępić kolejnym. W poniedziałek po porannym spacerze zaczęła gorzej oddychać. Byłam pewna, że to dlatego, że nie dostała całej porcji leków. Zajdla posiłek, podałam jeden lek , za 1,5 godz. kolejny ale oddech się pogarszał. Zaczęła łapać powietrze jak rybka i unikać z nami kontaktu wzrokowego. Stwierdziliśmy z mężem, że albo leki nie zadziały, albo przestał działać steryd i trzeba podać kolejny. Wzięłam wiec tel do ręki i dzwoniłam po lekarza. Nagle Balbinka odkrztusiła 3 razy i upadła. Zmarła na naszym łóżku. Po śmierci z lewej dziurki noska wyleciała jej rozwodniona krew. Według opinii  wet pękł jej guz.

Ból jest straszny, nie do opisania. Nasza psia córcia odeszła.

Była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju.

Balbinko zostawiłaś nas w ogromnym smutku, w krwawiącymi serduchami z oczami pełnymi łez. Kupę czasu musi upłynąć, żebyśmy zaakceptowali tą sytuację i wylizali nasze rany. Na razie zadajemy sobie pytanie  DLACZEGO? Pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi. Pokonał cię rak.

Zanim do nas trafiłaś przeżyłaś w swoim życiu piekło. Dlaczego los jest tak okrutny? Dlaczego nie mogłaś zostać dłużej w domu przepełnionym miłością do Ciebie? Dlaczego musiałaś zapłacić za tą miłość cierpieniem? Los jest okrutny!

Wiemy jedno nasz kochany maluszku, na zawsze pozostaniesz w naszych sercach i naszej pamięci.

Kochamy Cię nasza królewno i nic tego nie zmieni. Nikt, nic i nigdy! Masz tak samo jak  Psotunia swój pokoik w naszych sercach, do którego nikt nie ma wstępu.

 

BAMBOSZ - połowa naszego psa

 Żył ok 12 lat 

TM * 22.09.2022

1.JPG 

2 lipca 2016 roku byliśmy  w odwiedzinach u przyjaciół. Upał był niemiłosierny więc siedzieliśmy na zewnątrz. Nagle usłyszeliśmy pisk opon i zobaczyliśmy jakiś ruch na skrzyżowaniu. Mąż z kolegą pobiegli w tamtym kierunku. Na środku jezdni leżał wychudzony i wycieńczony pies. Jeden  z kierowców widział jak szedł i nagle padł. Inny żeby go nie potrącić wyhamował z piskiem. Chłopaki nie myśląc o niczym innym zabrali zwierzaka ze skrzyżowania i przynieśli  na posesje. Ułożyliśmy go w cieniu na kocu, ocknął się czując wodę. Pił tak łapczywie jakby był z tydzień na pustyni. Obejrzeliśmy go dokładnie, Waldek zapakował go do samochodu i psina była przetransportowana migiem do weta. Nie miał żadnych urazów poza oparzeniami na łapach. Był niedożywiony i odwodniony, niewykastrowany, nie miał chipa, obroży kompletnie nic co mogłoby nas doprowadzić do właściciela, wiek psa oceniono na nie mniej jak 6 lat. 
Zaopatrzony w leki psiak został przywieziony do Waldka domu. Od razu zaczęliśmy ogłaszać z nadzieja, ze zjawi się właściciel po zgubę . Nic takiego się nie stało. Podjęliśmy decyzję, że pies zostaje u Waldka, który miał dom, wielką działkę ze stawem, ale pies będzie nasz wspólny. Wielki, biszkoptowy sierściuch okazał się łagodny jak baranek. Waldek wybrał mu imię - Bambosz. 
Bambosz był pod opiekę weta do momentu kiedy nie doszedł do siebie. Potem był pełen pakiet szczepień i kastracja. 
Od tamtej pory Bambosz żył jak pączek w maśle. Skradał serca każdemu, kto się z nim zetknął choć na chwile. 

Wady Bambosza?
Początkowo skłonność do ucieczek. Jak tylko na posesji pojawił się lis, kuna, czy inny zwierz  Bambosz potrafił przeskoczyć nawet 2 metrowe ogrodzenie, żeby pognać intruza. Kiedyś przeskoczył przez  płot bo słyszał na parkowym placu zabaw śmiech dzieci. Uciekł do nich, żeby się z nimi pobawić i pograć w piłkę.  Kilka razy zwiał na pobliską stacje benzynową na hot doga, czy hamburgera. Nie nie został obsłużony. Okradał ludzi wychodzących z knajpy. Potem mój Janusz, albo Waldek kupowali okradzionym dania, które mieli spożyć, a które wylądowały w paszczy Bambosza. Nie napadł na ludzi. Delikatnie stawał na tylnych łapach i ząbkami wyjmował z rąk gościa to na co miał ochotę. A, że Bambosz oprócz adresatki miał do szelek przyczepioną wielką wstążkę z wypisanymi  markerem numerami telefonów do właścicieli reakcja okradzionych była natychmiastowa, bo Bamboszek danie spożywał na miejscu bez żadnego pośpiechu i dawał się nawet głaskać. 
Kolejna wada to noszenie w pysku gałęzi i to takich solidnych. Do samego końca nie można go było od tego odzwyczaić. Jak nie było żadnej w pobliżu to potrafił ją odgryźć z drzewa. Wygrzebywał też z ziemi kamienie, cegły i nosił je w pysku nie wiadomo po co? Obok trwała budowa pawilonu Biedronki więc i tam właził, gdzie zaczął pełnić nieoficjalną funkcję kierownika budowy. Wszyscy pracownicy go uwielbiali i wybaczali mu zakoszenie nie jednej łopaty, no bo przecież te miały atrakcyjne, drewniane trzonki.  Tak - kradł.  
Był niesamowicie kochanym misiaczkiem,  noszącym też w pysku swoje maskotki. Kiedy ukochanej gumowej gęsi odpadła głowa był taki lament, że trzeba było na cito szukać mu identycznej zabawki.. 
Był niesamowitym czyściochem. Kochał czesanko i kąpiele szczególnie te w stawie. Po raz pierwszy widziałam psa, który wchodził sobie do stawu, popływał a potem wylegiwał się na słoneczku susząc futerko. Kiedy na stawie pojawiły się kaczki z młodymi cierpliwie czekał aż kacze matrony opuszczą teren jego kąpieliska. Był cierpliwy i opiekuńczy .Nie pozwalał  żadnemu kotu zbliżyć się do kaczątek. Jak pojawił się tam jakiś dzikusek musiał pędem wdrapywać się na drzewo.
Długo by opisywać wyczyny Bambosza. Był kochany i odszedł kochany. Zmarł nagle dzisiejszej nocy. Czuł się dobrze, bawił się, zjadł kolację i.... zszedł. 
Pozostawił po sobie ogromny ból nie mniejszy niż Psonia, czy Balbinka. Był członkiem rodziny. Co prawda połowicznym ale był.
Kochany Bamboszku wyryłeś swoje imię w naszych sercach i tam pozostaniesz na zawsze. Kochamy Cię nasz pycholku. Twoje odejście boli, bardzo boli, a oczy są pełne łez.   

Biegaj z Psonią i Balbinką po tęczowych łąkach

 

 

 

Link to comment
Share on other sites

szajbus , trudno pisać ale tak bardzo jest przykro kiedy następny psiaczek opuszcza kogos z nas :( :( :(
To boli i to bardzo długo , chyba nigdy nie przestaje , choć mijaja kolejne dni , zmienia sie wokół świat ból pozostaje.
Rok temu pozegnałam po przegranej walce mojego Harleya,każdy kolejny dzień był smutkiem .Po 3 miesiącach przyszedł Ozzy , miłosci starczyło i dla niego /i pewno dla wielu jeszcze starczy/ale smutek w sercu pozostał.Podobno czas leczy rany ale długo to trwa.
[']['][']

Link to comment
Share on other sites

Tak, cale zycie bedzie to bolalo! Dlatego, ze pozegnalismy bliska istotke. Ona miala 10 lat wspanialego zycia, to dar od Boga i od Was. I teraz o tym mysl.
Mnie jest przykro, bo ta wiadomosc o psinie, to Twoja pierwsza , jaka umiesciles na DG, przkro mi tak , ze wlasnie te smutna wiadomoscia zaczales...

Link to comment
Share on other sites

Dziekuje wam za te slowa. Sa dla nas pewnym pocieszeniem, dzielicie sie swoimi doswiadczeniami a to jest wazne. Czlowiekowi jest lzej. To prawda,kazdy kat nam ja przypomina. Czasmi mamy wrazenie, ze za chwile sie pokaze i zrobi jedna ze swych minek. Myslelismy, ze z uplywaem czasu bedzie nam lzej, ale to nieprawda.Zawsze pozostanie w naszych sercach i tego nic nie zmieni. Ale ta tesknota za nia jest nie do zniesienia. Pozdrawiam was serdecznie i jescze raz dziekuje
[img]http://img176.imageshack.us/img176/2212/4candles9hdxz3.gif[/img]

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Zaskocze wszystkich. Wczoraj dzwonilam do schroniska. Była tam do pilnej adopcji sunia. Była zagubiona i w szoku. Postanowilismy ja adoptowac. W schronisku okazalo sie, ze sunia. Miala wlasnie szczeniaka. Wiadomo tylko, ze do schroniska przywiozło ja dwoch meneli. Szczaniaczek wczoraj zostal sprzedany, a ona biegala smutna, zagubiona i nie wiedziala co sie z nia dzieje. Wzielismy ja do domu.Okazalo sie po pierwszych spostrzezeniach, ze musiala byc bita i to przez mezczyzne. Boi ich sie jak diabli. Na ich widok wieje, gdzie pieprz rosnie, a trzesie sie wtedy jak osika.Jak ja wolamy, to sie doslownie czolga i przwraca na plecy, a łapkami zasłania glowkę .Widać, ze nie miala latwego zycia. Jest pieszczocha, lubi sie przytulac i miziac, ale te ataki panicznego strachu ja zjadaja. Dzis szla ze mna do weta na "przeglad" i jak zobaczyla po drodze faceta to znow wiala. Dobrze. ze mam smycz zwijana na 5 m dlugosci. Balbinka ( tak ma na imie) jest juz pod opieka dobrego weta -mamy cala rozpiske kolejnych wizyt. Siersc ma zaniedbana.Jest to mix szaucerka i wczoraj jak dotarla do domu przez 1,5 godziny ocinalam jej koltunki. Jeszcze jedno, jak ktos dzwoni do drzwi, to nie podbiega tylko sie chowa i trzesie. Nie wie biedactwo co ta sa zabawki, do czego sluza, nie ma pojecia co sie robi z koscia zoologiczna, nie zna nawet karmy o owocach nie wspomne. Na razie gotuje jej kurczaka z warzywami i ryzem. Wcina ale bardzo malo pije. To na razie wszystko Pozdrawiam
candle.gif

Link to comment
Share on other sites

Bardzo sie ciesze, ze wziela pani drugiego psa. Wydaje mi sie, ze musiano sie nad nia znecac, nie bawiono sie z nia, moze wie, ze raka czlowieka robi krzywde, nie zna dobrego dotyku, nie wierzy, ze czlowiek moze byc dobr, ze da jej dotyk nie sprawiajac bolu, ze pokocha ja calym sercem. Jesli uda ci sie przelamac jej strach, to odwdzieczy Ci sie tym co jest najpiekniejsze czyli calym psim sercem, bedzie sie cieszyla na Twoj widok, a najpiekniejszym bedzie dla Ciebie merdniecie ogonka Twojego psa. Badz dla niej dobra i trzymaj sie dzielnie. Podziwiam cie. Jestes czlowiekiem o wielkim serduchu. Oby wiecej takich bylo.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Dzis o 13:00 minelo 9 tygodni od śmierci Psoni. Maleńka moja, dzis byłam z Balbinka w tej samej klinice co ty. Wiesz, ona była przyjmowana w tej samej sali i na tej samej leżance, na ktorej cie tak tuliłam.Jest po operacji i dostała zapalenie gardziołka. Tak bardzo mi ciebie brakuje słoneczko moje. Dobrze , że jest teraz adoptowana Balbinka, bo nie wiem jak bym to zniosła. Tak bardzo cie kocham i nigdy nie zapomne o tobie.Zawsze w moim serduszku bedzie miejsce na miłość do ciebie.
[img]http://img394.imageshack.us/img394/3406/zniczsp8.gif[/img]

Link to comment
Share on other sites

szajbus , miejsca w twoim sercu nigdy nie zabraknie ani dla Psotuni ani dla Balbinki ani dla jeszcze jakiegoś innego zwierzaczka :)
To tak jakby Psotunia pokierowała cię do Balbinki i ty ją uratowałaś ponieważ watpię że w schronisku znalazła by ratunek :-?
Trzymajcie się cieplutko 8)

Link to comment
Share on other sites

U mnie było podobne- Fucha odeszła 11 czerwca, rok temu i tylko 2 miesiące wytrzymaliśmy bez czworonoga. W sierpniu zjawiła się Lola. O Fusi ciągle myslimy, oglądamy zdjęcia i kasety, często łza w oku się zakręci. Ale Lolka jest dla nas wielką pociechą. Wypełniła trochę pustkę i ciszę w domu. Trzymaj się.

Link to comment
Share on other sites

Łezka mi sie zakręciła czytając Twój pierwszy post :cry:
Takie to jest to życie...rodzimy sie i odchodizmy. TO samo jest z naszymi pupilami :cry: NIeby trzeba sie z tym pogodzić ale mamy uczucia i niestety nie jest tak łatwo sie z tym pogodzić. Zrobliście dla niej wszystko co było mozliwe. Walczyliście razem z wetami. Teraz biega po psim raju z reszta szczęśliwych psiaków.

Dobrze, że macie teraz druga sunie...nie zastąpi wam Psotuni ale pokochacie ja tak samo.

Link to comment
Share on other sites

Balbinki nie da sie nie kochac. Ona jest wspaniała i zajęła juz miejsca w naszych sercach. Nie żałuję, że jest z nami. Jest rozkoszna i bardzo rodzinna. Ale mowie wam szczerze , nie wiem co bym dała, zeby moc tulic do siebie je obie i Psonie i Balbinke. Nie ma dnia, zebym nie ogladala zdjec mojej malenkiej i nie płakała za nią. Tak bardzo tesknie, z reszta nie tylko ja ale takze moj mąz i 15 letni syn. Balbinka jest z nami szczesliwa, juz to widac, lubi tak jak Psonia przyjsc i przytulic sie. Ma takie słodkie oczka . Kochani! Ciesze sie ogromnie, ze do mnie napisaliscie, czuje ulge. Wasze slowa sa dla mnie wielka pociecha. Nawet nie wiecie jak wielka.Dziekuje wam z calego serca.

Ania z rodzina i Balbinka
[img]http://img361.imageshack.us/img361/9387/347wieczka1xa.gif[/img]

Link to comment
Share on other sites

Szajbus, dwa razy żegnałam się z ukochanym przyjacielem.
Dwa razy moje dziewczynki w moich objęciach, wtulone przekraczały Tęczowy Most, we własnym domu, na tak dobrze znanej kanapie. Zopstałam ja, ze swoją rozpaczą, bólem i łzami.
To potwornie boli, ale ... czas leczy rany. Naprawdę.
Teraz, po 3 latach zniknął już palący i szarpiący ból, ale nadal została tęsknota i wiem, że będzie mi towarzyszyć dopóki będe w pełni władz umysłowych. Może do mojego końca.

Drugi piesek to najlepsze lekarstwo, choć nigdy nie zajmie miejsca tego, który odszedł. Każdy z nich wypala swój pokoik w sercu i panmięci i to zawsze będzie jego, boleśnie puste już miejsce....

Dobrze, że jest przy Tobie Balbinka. Wiem, że dasz jej tak dobre życie i miłość jak Psotce, a z nią .... Kiedyś się spotkasz. Zobaczysz ...

[b]Ta część nieba nazywana jest Tęczowym Mostem.

Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś, kto pozostał po tej stronie, udaje się na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele mogą bawić się i biegać razem. Mają tam dostatek jedzenia, wody i słońca; jest im ciepło i przytulnie.
Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare powracają w czasy młodości i zdrowia; te które były ranne lub okaleczone są znów całe i silne, takie, jakimi je pamiętamy marząc o czasach i dniach, które przeminęły. Zwierzęta są szczęśliwe i zadowolone, z jednym małym wyjątkiem: każde z nich tęskni do tej jedynej, wyjątkowej osoby, która pozostała po tamtej stronie.

Biegają i bawią się razem, lecz przychodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego lśniące oczy są skupione, jego spragnione ciało drży. Nagle opuszcza grupę, pędząc ponad zieloną trawą, a jego nogi poruszają się wciąż prędzej i prędzej.

To ty zostałeś dostrzeżony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie się spotykacie, obejmujecie się w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć. Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz, twoje ręce znów pieszczą ukochany łeb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak długo opuścił twe życie, ale nigdy nie opuścił twego serca.

A potem przekraczacie Tęczowy Most - już razem..."

[/b]

Link to comment
Share on other sites

Mam taka nadzieje. Na razie licze tygodnie (10) od jej odejscia. Niedziela godzina 13:00 10 lipiec. Nigdy nie zapomne tego dnia ani mojego kochanego maleństwa.Nie śmiejcie sie ze mnie prosze, ale ona była dla mnie jak córeczka. Wychowałam ją od maleńkiego i byłyśmy ze sobą bardzo związane. Nie mam nawet jej grobu. Nie mialiśmy jej gdzie pochować (mieszkam w centrum miasta) wiec została skremowana. Umieściliśmy jej zdjęcia i wpisy na wszystkich znanych nam Tęczowych Mostach. Nie ma dnia żebym nie odwiedzała tych stron, Wmawiam sobie, ze to jej nowy domek i ,że jest tam szczęśliwa. Tylko dlaczego mnie to tak boli? Korzystam z waszych rad , bo przezyliscie to samo co ja i moja rodzina. Rozumiecie mnie ,a to się liczy. Być może coś w tym jest, że Psotunia skierowała Balbinke do naszego domu, bo mała ją naśladuje. Dzieje sie tak od 2 dni , kiedy zdjęto jej szwy. Są takie chwile, ze nie wierze własnym oczom obserwując zachowanie Blbinki -tak bardzo przypomina Psonie (nie z wyglądu). Ta psinka jest naprawde kochana i nie wiem co bym zrobiła tym, ktorzy krzywdzili ją do tej pory.
Pozdrawiam was serdecznie
[img]http://republika.pl/blog_zu_682865/1288495/tr/serce_swieca.jpg[/img]

Link to comment
Share on other sites

Szajbus.. ta data ...
Trzy lata temu, 9 lipca usnęła na zawsze na moich kolanach moja niespełna półtoraroczna boksia :cry:
10 lipca zjawiła się w domu , przez przypadek, kolejna sierotka ...

Wiem, że boli. Będzie boleć jeszcze bardzo długo, ale z czasem to już nie będzie tak palące. Zostaje smutek, uśmiech przez łzy i dobre wspomnienia. Potrzeba czasu :(

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Lagunka']

[b]Ta część nieba nazywana jest Tęczowym Mostem.

Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś, kto pozostał po tej stronie, udaje się na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele mogą bawić się i biegać razem. Mają tam dostatek jedzenia, wody i słońca; jest im ciepło i przytulnie.
Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare powracają w czasy młodości i zdrowia; te które były ranne lub okaleczone są znów całe i silne, takie, jakimi je pamiętamy marząc o czasach i dniach, które przeminęły. Zwierzęta są szczęśliwe i zadowolone, z jednym małym wyjątkiem: każde z nich tęskni do tej jedynej, wyjątkowej osoby, która pozostała po tamtej stronie.

Biegają i bawią się razem, lecz przychodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego lśniące oczy są skupione, jego spragnione ciało drży. Nagle opuszcza grupę, pędząc ponad zieloną trawą, a jego nogi poruszają się wciąż prędzej i prędzej.

To ty zostałeś dostrzeżony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie się spotykacie, obejmujecie się w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć. Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz, twoje ręce znów pieszczą ukochany łeb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak długo opuścił twe życie, ale nigdy nie opuścił twego serca.

A potem przekraczacie Tęczowy Most - już razem..."

[/b][/quote]
- Laguna jakie to piekne, dziekuje, choc znow placze, mimo iz to juz prawie 11 miesiecy...

Link to comment
Share on other sites

A lzej jest czlowiekowi jak wie, ze gdzies sa ludzie co przezywaja rowniez takie chwile, ze rozumieja , nie wysmieja a wrecz pociesza.To prawda, ze na razie ten bol jest palacy i czekam, zeby choc troche sie zmniejszyl. Na szczescie moj syn od kiedy zjawila sie Balbinka juz tak nie rozpacza. Maż z kolei tak jak wy rozumie, ze musi uplynac duzo czasu, zanim sie pozbieram i kazdego dnia moge wyplakac mu sie na ramieniu. Rozumie moje uczucia i kiedy wspominamy Psotunie jemu tez staje klucha w gardle. Zobaczcie , prawie kazdy z nas ma za soba tak przykre przezycia i potrafimy ( nie znajac sie) wzajemnie sie wspierac. To jest piekne. Dziekuje.

Kocham cie Psoniu i zawsze tak bedzie!
[img]http://republika.pl/blog_qg_418782/699509/tr/swieczki3.jpg[/img]

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

['][']['][']['][']['][']['][']['][']['][']['][']
Jak kazdego roku w dniu dzisiejszym palimy znicze na grobach naszych bliskich.Nie masz kochnie swojego grobu, wiec palimy ci swieczuszki na tej stronce, zebys wiedziala, ze pamietamy o tobie. Czas mija tak szybko i nieublagalnie, ale tesknota za toba jest wciaz tak zywa i bolesna.Caly czas mieszkasz w naszych serduszkach i nikt i nic tego nie zmieni.
Bardzo cie kochamy malenka.
[img]http://republika.pl/blog_qg_418782/699509/tr/mala_swieczka.jpg[/img]

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...