Jump to content
Dogomania

Pustka, która boli


szajbus

Recommended Posts

Jest kochana i to bardzo, bardzo mocno. Zawsze poświęcaliśmy wszystkim psiakom wiele uwagi. Z Zuzolcem jest tak samo. No ale nie da się, żeby nie wiem co: nie ugotować obiadu, nie wyprasować, nie rozwiesić prania , czy odpuścić sobie sprzątanie. Z punktu widzenia wet. jest zdrowa , nic jej nie dolega, ale faktycznie chce, aby jej poświęcać calutką uwagę. Zrobiła się też bardzo bojaźliwa. Jak usłyszy jakiś nowy, albo głośny dźwięk to zaczyna się bać. Kiedyś to olewała i wpatrywała się  z zaciekawieniem w miejsce skąd on pochodził. Starzeje się? Przyznam, że dla mnie to coś nowego. Do tej pory starszaki więcej spały, były mniej aktywne, miały słabszy wzrok i słuch,  i nic poza tym.

 

Link to comment
Share on other sites

Nasza Saruśka, gdy zaczęła być już starszą sunią zaczęła się bać wychodzić po ciemku. Nie było siły, żeby pospacerować. Tylko szybciutkie kicnięcie na trawniku przed blokiem i szybko do domu. Też miała dużo uwagi, miłości, a jakieś lęki się pojawiły. Helgunia na starość zrobiła się straszną przylepą. Właściwie mogła by spędzać cały czas na głaskaniu. Pewnie każdy psiak inaczej się zmienia z wiekiem. Mała mordka ostatnio zaczęła wolniej chodzić. Zawsze chodziła bardzo szybko, a teraz jakby dostojniej. Najważniejsze, żeby zdrowie dopisywało. 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Doszliśmy do wniosku, że jej się odezwały jakieś lęki z przeszłości, albo się czegoś wystraszyła o czym nie wiemy. Wie, że jest kochana, że może liczyć na max czułości z naszej strony  z czego korzystała i korzysta do woli. Natomiast z dźwiękami i gwałtownymi ruchami jest tak jak napisałam w poprzednim poście. Na milion procent nikt jej nie skrzywdził, bo nie jest spuszczana z oczu , więc kładziemy to raczej na jakieś obrazy z przeszłości, które wróciły. 
Co zauważyliśmy jeszcze? Potrafi wskoczyć na łózko i sobie spać. Potem wstaje, pochodzi, porozrabia i po jakimś czasie wymusza (w sensie dosłownym), żeby się z nią położyć, bo nadszedł czas drzemki, a sama nie będzie się kłaść i basta. Kiedy jesteśmy zajęci wydaje te swoje dźwięki wyrażające niezadowolenie  pt. mmm yyyyy eeee, drapie nas łapką dając nam do zrozumienia, że ona jest teraz najważniejsza. Jak się ktoś z nią położy, nakryje puchatym kocykiem jest ok. Kiedy w domu zostaje z nią jedna osoba bo reszta musi wyjść, to chodzi za nią krok w krok nawet do łazienki. Nie spuści jej z oka nawet na chwilę. Jest cały czas jakby na czuwaniu. Od śmierci Balbinki bała się zostawać sama w domu toteż nigdy nie zostawała i nie zostaje. Do tej pory wystarczyła jej obecność przynajmniej jednej osoby w domu, teraz jest okupacja.To samo jest rankiem. Ona wstaje, wszyscy na nogi. Tygrys się obudził, służba nie słyszy? To odchodzi drapanie po łbach każdego po kolei.   Zdajemy sobie sprawę, że ma już 13 lat i 3 miesiące i nie jest młódka, a starszakiem, że ma prawo do zmiany zachowań. Na pewno w sensie zdrowotnym nic jej nie dolega, ale to jej zachowanie jest dla nas dziwne.
Na spacerach po załatwieniu swoich potrzeb jest wkurzona, że nikt nie idzie chodnikiem , że nie może go obszczekać, że nie może pokłócić się z jakimś psem więc potrafi kilka razy się zatrzymać i oglądać się dookoła robiąc z chodnika taras widokowy. Jak doczeka się "ofiary" to odchodzi dziamotanie i jest pełnia szczęścia. Chyba czeka nas rozmowa z behawiorystą. Może on pomoże nam zrozumieć zachowanie Zuzi?
Tymczasem proszę moje kochane dziewczynki za Tm o opiekę nad nią, bo wiem, ze one czuwają cały czas nad nad nami i naszym domem. 

Link to comment
Share on other sites

13 godzin temu, szajbus napisał:

Na spacerach po załatwieniu swoich potrzeb jest wkurzona, że nikt nie idzie chodnikiem , że nie może go obszczekać, że nie może pokłócić się z jakimś psem więc potrafi kilka razy się zatrzymać i oglądać się dookoła robiąc z chodnika teraz widokowy. Jak doczeka się "ofiary" to odchodzi dziamotanie i jest pełnia szczęścia.

Nasza Saruśka miewała czasem takie zachowania. Od wyjścia z bramy szukała okazji do awantury. Od razu było to widać po zachowaniu. U Saruśki wynikało to z przejść zanim trafiła do nas.

9 godzin temu, dwbem napisał:

Niestety, starość nie radość nie tylko u ludzi.

Za szybko psy się starzeją.

Link to comment
Share on other sites

U nas od dłuższego czasu jest problem z nadwrażliwością na dźwięki, ostatnio wszystko przybrało na sile. Jest problem z piciem wody, najtrudniej pokonać strach przed jedzeniem, dropsy strzelają, nawet mokre jest straszne. Wieczorami karmienie trwa do 3 godzin, a niuni wciąż ubywa. Jej strach boli najbardziej. 

  • Like 1
  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Ma się chyba ku lepszemu, bo lala w tym tygodniu miała jazdy do drugi dzień.
Aga współczuje ci. Z tym jedzeniem masz tragedię.  Zuzia od czasu mojego pobytu w szpitalu stała się niejadkiem i to trwa do dziś. Narzekamy, ale swoją dzienną porcje zjada. Nie tyje, a są okresy, że waga idzie delikatnie w dół, potem wraca do normy.  Jak zbliża się do michy, to my nie ruszamy się z miejsc, wstrzymujemy oddechy, żeby nie odwracać jej uwagi od miseczki i jedzonka. Natomiast jest nienasycona psimi smaczkami. Byłaby też zachwycona jedzeniem ludzkim , a to nie tak. Wiem na 100%, że zanim do nas trafiła była żywiona resztkami z talerzy. U nas ten numer nie przejdzie. Ma gotowane, ale swoje żarcie. Skąd wiem? Grymasiła nie raz na swoją miskę, ale potrafiła wejść na stół i opylić z wilczym apetytem zawartość zostawionego czyjegoś talerza. Kiedyś opyliła Januszowi całą jajecznicę.  Strachu się najedliśmy, ale na szczęście nic jej nie było. Od tamtej pory w domu mamy zakaz pozostawiania na stole jakiegokolwiek talerza  W uprawianiu żebractwa ciasteczek i naszych obiadów ma mistrza świata.To pierwsze dostaje z ograniczeniem, tego drugiego wcale mimo robienia maślanych oczek. 
Psoniu, Balbisiu proszę o trzymanie łapinek za Zuzolca i obowiązkowo za Gajunie. 
Kocham Was moje słodkie pycholki.
 

Link to comment
Share on other sites

18 godzin temu, szajbus napisał:

Jak zbliża się do michy, to my nie ruszamy się z miejsc, wstrzymujemy oddechy, żeby nie odwracać jej uwagi od miseczki i jedzonka. Natomiast jest nienasycona psimi smaczkami.

Zupełnie jak nasza mała mordka. Jej karma entuzjazmu nie budzi (pewnie dlatego, że nerkowa), za to smaczki mogłaby jeść bez końca. 

Dziękuję za łapinki. Zabieg przeszedł bez komplikacji. 

Link to comment
Share on other sites

Nie dostawały nigdy smażonego :) Jajka owszem, też raz w tygodniu ale zawsze gotowane. No wiec jak opyliła calutką jajecznice i to taką ze smażonym boczusiem  i szczypiorkiem wpadłam panikę. Myślałam ze zejdę na zawał i na wszelki wypadek podałam Sylimarol  35 mg i zafundowałam sobie nieprzespana nocką poświęconą na obserwacji, z ktorych wynikły - pierdy na potęgę .

 

 

Link to comment
Share on other sites

Ja nie daję smażonej na boczku tylko na masle i krotko, tyle żeby bialka się ścięły. Gotowanych moje psy nie lubią, jeszcze żółtko zjedzą ale białko plują a takie ścięte na maśle to uwielbiają. Ale oczywiście bez kiełbasy, boczku i szczypiorku.

Link to comment
Share on other sites

3 godziny temu, dwbem napisał:

Moje poprzednie psy też lubiły gotowane

Przypomniała mi się historia, która cały czas wywołuje uśmiech na twarzy. Gdy dotarła do nas Saruśka nie znała wielu smaków. Któregoś wieczoru dostała jajko na twardo. Podaliśmy jej tak, jak Norci, czyli tylko obrane. Nie bardzo wiedziała, co z nim zrobić. Wzięła do pyszczydła, zaniosła na podłogę i zaczęła turlać nosem. Początki były trudne, ale później przepadała za jajkami.

Link to comment
Share on other sites

Moja Balbinka nie znała wielu smaków, ale z czasem się nauczyła. To było kochane dziecko do jedzenia. Co prawda nigdy nie nauczyła sie jeść owoców i warzyw. Te drugie i tak w formie gotowanej są w pożywieniu, ale z owocami do samego końca była na bakier. Psonia przepadała za owocami. Zuzia........... matko ta to jest grymaśnica. Takiego niejadka nigdy nie miałam. Na początku jak do nas trafiła zajadła by konia z kopytami. Jak poszłam do szpitala nastąpił koniec pieśni, który trawa do dziś. 
W poniedziałek dała nam wszystkim popis. Byliśmy z Januszem zaproszeni na spotkanie, ona została z Szymonem. Wskoczyła mu na kolana i było wszystko ok do momentu kiedy u sąsiadów mieszkających nad nami coś nie spadło na podłogę. Dala nura z kolan i zaczęła się gorsza panika jak w Sylwestra. Ziała, chowała się, biegała spanikowana po mieszkaniu. W końcu Szymon do nas zadzwonił i wróciliśmy szybko do domu. Witała nas jakbyśmy wrócili po rocznej nieobecności. Zabraliśmy ją na dłuuugi spacer i się w końcu wyciszyła. Od poniedziałku do tej chwili jest ok. 

Link to comment
Share on other sites

Dnia 27.02.2020 o 21:22, szajbus napisał:

 Psonia przepadała za owocami. 

 Ziała, chowała się, biegała spanikowana po mieszkaniu. 

Zupełnie jak Norcia. Zawsze gdy ktoś jadł owoc, Norcia siedziała i pilnowała. Gajka uwielbia cytrusy i truskawki, innych owoców nie bierze do pysia. 

My mamy tak teraz z małą mordką. Bardzo przeżyła abażur. Szwy już zdjęte, abażura od wczoraj nie ma, ale do siebie jeszcze mała mordka nie doszła. 

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Czy Wam też jest tak strasznie smutno?
Robię drzewo genealogiczne. Udało mi się dotrzeć do akt od 1734. Brnę przez te akta, czytam je i często klucha staje mi w gardle, z oczu popłyną łzy kiedy zaczynam sobie zdawać sprawę, że jedna zaraza za drugą kosiła całe rodziny z noworodkami włącznie. Moi przodkowie i Wasi przeżyli wiele przedłużając swoje linie do czasów teraźniejszych. Pracuję nad tym od dawna i przez myśl mi nie przeszło, że w XXI wieku przyjdzie nam się zmierzyć z kolejną zarazą, która nie zna litości. Jeszcze smutniej mi kiedy czytam, że  właściciele masowo prowadza swoje psy i koty do usypiania w obawie przed zakażeniem. Skłamałabym gdybym powiedziała, że się nie boję. Boję się. Wiem, że jako pacjentka z przeszłością onkologiczną, której 5 letnie leczenie dało w kość wszystkim organom jestem w grupie ryzyka,  tym bardziej, że mój układ immunologiczny po leczeniu nigdy nie wrócił do normy.  Boje się o mojego jedynego syna, który przeszedł 1,5 roczne leczenie chemiczne walcząc z innego typu wirusem. Boję się o męża, którego kocham, o całą rodzinę. Nie boi się głupi, albo cwaniak. Każdy z nas odczuwa lęk w jakiś sposób. Mam powody do obaw, ale w życiu by mi nie przeszło przez myśl. żeby ze strachu uśpić moje psie maleństwo.  Jak można podjąć taką decyzję sugerując się plotami, nie biorąc pod uwagę nawet komunikatów WHO i organizacji pro zwierzęcych? Jak czytam takie doniesienia to mnie dosłownie bierze cholera. 

Psoniu, Balbisiu kocham i pamiętam

Link to comment
Share on other sites

10 godzin temu, szajbus napisał:

Jak czytam takie doniesienia to mnie dosłownie bierze cholera. 

Nie wszyscy zdają egzamin w trudnym okresie.
Dzisiaj rano w radiu mówił przewodniczący rady lekarsko-weterynaryjnej, że zwierzaki nie przenoszą wirusa. Może do kogoś w końcu to dotrze.
Też się boję, szczególnie o rodziców, bo są w wieku zwiększonego ryzyka. Nawet, na wszelki wypadek, kontaktuję się telefonicznie. Nie chcę jeździć, ponieważ pracuję w szkole i w zeszłym tygodniu jeszcze pracowaliśmy z dzieciakami. Teraz pracuję z domu. Nawet sobie nie zdawałem sprawy, ile to będzie pracy. Więcej niż zwykle. A dodatkowo cała sytuacja skłania do smutnych myśli.

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...