Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

Greven, ujelas to wspaniale po prostu....wielkie brawa

ja wlasnie wrocilam po bardzo udanym dlugim wieczornym spacerku choc poczatek przebiegl pod znakiem skaczacego Brutusowi do gardla malego terierka ktorego niestety brutusik szarpnal co nieco (coraz mniejszy ma zakres cierpliwosci warkotnik jeden)
ale po poludniu masakra jakas, co chwila przypinanie na smycz bo watachy Onkow luzem, tudziez pare innych fajnych egzemplarzy

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Greven']Ostatnio spędzam trochę czasu w mieście, uczę się więc jak TO się robi :diabloti:

Najpierw trzeba wyjrzeć przez okno, czy jakieś burki nie latają po osiedlu. To, że żadnego nie widać, nie oznacza, że nie latają, ale już daje jakiś margines bezpieczeństwa. Następnie należy ubrać swoje psy do spaceru i wyjrzeć na korytarz, bardzo ostrożnie. Jeśli pali się światło, to może oznaczać, że ktoś z wyższego piętra idze z psam, bez smyczy zazwyczaj, a więc my czekamy na progu. Jeśli światło się nie pali, to... trzeba przez chwilę nasłuchiwać. Niektórzy lubią przemieszczać się schodami po ciemku. Jak już uda się wyrwać z klatki schodowej, to nadal może się okazać, że jakiś pies, albo mała sfora, lata sobie luzem. I będzie judzić, szczekać, warczeć, podbiegać, wąchać. Niektóre psy luzem mają gdzieś w tle właściciela. Właściciel albo zupełnie nie widzi potrzeby psa zapiąć na smycz, albo nie może tego zrobić, ponieważ pies go nie słucha i jest kompletnie nieodwoływalny, albo zwyczajnie wiek stępił mu słuch i na moją prośbę o wzięcie psa na smycz, odpowiada "o dzień dobry, a tu dwa psiaczki mamy, jakie ładne".....

Dobrze, że mieszkam na wsi. Blokowisko to koszmar.[/QUOTE]
brawo!
dokladnie tak jest jak napisalas
ja niesttey mieszkam an blokowisku ;/ duzo bym dala za domek na wsi ehh marzenie

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']
No i na domiar złego, już nie psie chamstwo, ale ludzka głupota - wyszłam na oblodzoną, dziurawą drogę za miastem z nadzieją, że tam będzie spokój. Przeszłyśmy się z sukami wzdłuż niej, wracamy - i widzę auto stoi. Mijamy je... A z tyłu koleś wiąże do auta sanki, jego (na oko 7-8 letnie) dzieci ubrane w kombinezony się przepychają, które pierwsze jedzie czy coś. Zatkało mnie. Koleś zauważył, że się "bezczelnie" gapię i przerwał wiązanie sanek, minęłam ich, odwracam się - widzę, że stoi na środku drogi i patrzy jak odchodzę, po czym wrócił do wiązania ich... Dodam, że droga jak diabli niebezpieczna, oblodzona, auta tam pędzą jak szalone, bo to za miastem... Nie wiem, nie lubi swoich dzieci, czy co?
[/QUOTE]
Sorry za offa, ale skojarzyło mi się ;-)
Kiedyś mieszkałam w takim miejscu na wsi, że po mojej drodze wyjazdowej dzieci sobie zjeżdżały na saneczkach z dużej górki, za zgodą rodziców... Nie było to ani bezpieczne ani zabawne, bo dróżka się kończyła na drodze przez wieś - "zauważalność" bajtla na sankach żadna... (kąt prosty do drogi i oba płoty zasłaniające widocznoś) jednym słowem - smierć w oczach...
Uwagi do dzieci nie skutkowały... I kiedyś mnie poniosło, (bo zwracałam uwagę rodzicom też)... dorwałam ojca i zapytałam się grzecznie:
"Panu to się chyba TE DZIECI znudziły i chce pan zrobić nowe, że im pan pozwala tu jeździć"....
Facet się na mnie obraził, ale dzieci już więcej z tej drogi nie zjeżdżały...

pozdrawiam
CHI & BBB

Link to comment
Share on other sites

[quote name='CHI']Sorry za offa, ale skojarzyło mi się ;-)
Kiedyś mieszkałam w takim miejscu na wsi, że po mojej drodze wyjazdowej dzieci sobie zjeżdżały na saneczkach z dużej górki, za zgodą rodziców... Nie było to ani bezpieczne ani zabawne, bo dróżka się kończyła na drodze przez wieś - "zauważalność" bajtla na sankach żadna... (kąt prosty do drogi i oba płoty zasłaniające widocznoś) jednym słowem - smierć w oczach...
Uwagi do dzieci nie skutkowały... I kiedyś mnie poniosło, (bo zwracałam uwagę rodzicom też)... dorwałam ojca i zapytałam się grzecznie:
"Panu to się chyba TE DZIECI znudziły i chce pan zrobić nowe, że im pan pozwala tu jeździć"....
Facet się na mnie obraził, ale dzieci już więcej z tej drogi nie zjeżdżały...

pozdrawiam
CHI & BBB[/QUOTE]

Brawo ;) Ja też chciałam coś powiedzieć, ale szczerze mówiąc... Przytkało mnie totalnie. Bo co mogłam powiedzieć? Dorosłemu facetowi?.. Masakra. A dzieci u nas z wiaduktu na drogę też zjeżdżają...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='CHI']Sorry za offa, ale skojarzyło mi się ;-)
Kiedyś mieszkałam w takim miejscu na wsi, że po mojej drodze wyjazdowej dzieci sobie zjeżdżały na saneczkach z dużej górki, za zgodą rodziców... Nie było to ani bezpieczne ani zabawne, bo dróżka się kończyła na drodze przez wieś - "zauważalność" bajtla na sankach żadna... (kąt prosty do drogi i oba płoty zasłaniające widocznoś) jednym słowem - smierć w oczach...
Uwagi do dzieci nie skutkowały... I kiedyś mnie poniosło, (bo zwracałam uwagę rodzicom też)... dorwałam ojca i zapytałam się grzecznie:
"Panu to się chyba TE DZIECI znudziły i chce pan zrobić nowe, że im pan pozwala tu jeździć"....
Facet się na mnie obraził, ale dzieci już więcej z tej drogi nie zjeżdżały...

pozdrawiam
CHI & BBB[/QUOTE]
U nas tez podobna sytuacja. Jest za naszym blokiem wiadukt prowadzacy nad dwiema ruchliwymi ulicami i torami kolejki. Mozna na niego wejsc po schodach albo serpentynie ale długo był znak drogowy przy serpentynie ze z rowerów trzeba zsiasc i prowadzic rower. Oczywiscie rowerzysci tego nie oprzestrzegali a jak sie im rwróciło uwage to odpowiadali brzydko. Őrzy jednym koncu wiaduktu prostopadle na serpentyne była ulice i kiedys sie zdazyło ze chłopiec jadacy w dół na rowerze zderzył sie z samochodem, na szczescie samochód stał, bo czekał az bedzie mógł wjechac w druda bardziej ruchliwa ulice nad która prowadził wiadukt. A kiedys widziałam ze jakis facet ztacza sie na rowerze po tej serpentynie, a z tyłu na bagazniku siedziało dziecko ok. roku.
[quote name='"zmierzchnica"']No i na domiar złego, już nie psie chamstwo, ale ludzka głupota - wyszłam na oblodzoną, dziurawą drogę za miastem z nadzieją, że tam będzie spokój. Przeszłyśmy się z sukami wzdłuż niej, wracamy - i widzę auto stoi. Mijamy je... A z tyłu koleś wiąże do auta sanki, jego (na oko 7-8 letnie) dzieci ubrane w kombinezony się przepychają, które pierwsze jedzie czy coś. Zatkało mnie. Koleś zauważył, że się "bezczelnie" gapię i przerwał wiązanie sanek, minęłam ich, odwracam się - widzę, że stoi na środku drogi i patrzy jak odchodzę, po czym wrócił do wiązania ich... Dodam, że droga jak diabli niebezpieczna, oblodzona, auta tam pędzą jak szalone, bo to za miastem... Nie wiem, nie lubi swoich dzieci, czy co?[/QUOTE]
Nie dosc, ze niebezpieczne jeszcze sie dzieci nawdychały gazu. Pomysłowy facet. :angryy:

Link to comment
Share on other sites

Nie wiem czy to już chamstwo, a może jeszcze głupota, ale na pewno naruszenie prawa.

Michał wyszedł z Baajem na spacer - na długim i szerokim chodniku M. zauważył psa, który się rzucił na człowieka - pies został przywiązany do latarni przez osobę, która robiła zakupy w pobliskiej Biedronce. Moja upierdliwość spowodowała, że pod samym dyskontem psów zostawiać nie wolno i często ochrona interweniuje, ale ludzie zawsze znajdą wyjście. W każdym razie, chłopie me uznało, że dobra okazja do ćwiczeń - tamten pies miał kaganiec, a Baaj już naprawdę dobrze sobie radzi, jeśli chodzi o psy. Wilczako skupione przeszło, a tu nagle trach! Tamtemu pieskowi smycz pękła i tu pełen szacun dla M, bo zareagował bardzo spokojnie i bez histerii. Baaj pieska przywitał z dwóch łap, wgnieceniem w glebę - pan piesek stracił cały animusz i obwąchał się z Baajem już na spokojnie. Michał odszedł spokojnie, Baaj trochę się oglądał na nowego kolegę, który za nim dreptał, ale już na luzie. Kiedy piesek [w typie amstaffa zresztą] uznał, że jest olewany, poleciał dalej w osiedla przez dwupasmową jezdnię. Brawa dla właściciela. Jeśli psisko mądre i ma trochę szczęścia, wróci do domu samo.

Dodam, że chodnik jest naprawdę szeroki, więc w teorii psy były poza swoim zasięgiem, a bydlątko, jak się urwało, wylądowało tuż przed Baajem.

Link to comment
Share on other sites

Makabra... Dobrze, że się tak skończyło, ale co, jakby wyskoczył na np. dziecko z pieskiem? Wiem, że takie komentarze są irytujące i banalne ;) Ale u mnie pełno jest dzieci wychodzących z shih-tzu, yorkami itd. Mój pies ma do obcych psów agresora, więc unikam takich dzieciaków jak mogę - z doświadczenia wiem, że są bardzo bezmyślne. W stylu: upuszczą flexi i pies leci gdzie chce, nie odczytają sygnałów drugiego psa (nie mówiąc o sygnałach właściciela) i pozwalają na flexi podejść, mimo że drugi pies warczy itd. Podejście do takiego przywiązanego psa nie byłoby niczym dziwnym - a tu smycz by pękła i doszłoby do tragedii, bo cóż, że kaganiec, skoro pies silny, większy...

A poza tym, no jasny gwint, kto zostawia samego agresywnego psa? Co z tego, że w kagańcu? Pozostawienie zwierzęcia bez nadzoru jest idiotyczne samo w sobie, szczególnie niebezpiecznego...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']unikam takich dzieciaków jak mogę - z doświadczenia wiem, że są bardzo bezmyślne. W stylu: upuszczą flexi i pies leci gdzie chce, nie odczytają sygnałów drugiego psa (nie mówiąc o sygnałach właściciela) i pozwalają na flexi podejść, mimo że drugi pies warczy itd.[/QUOTE]
U mnie odwrotnie - trafiam na wyjątkowo rozsądne dzieci ;)

Znacznie rozsądniejsze od dorosłych. Rozumieją, co to znaczy zapiąć psa na smycz, odwołać itd. No i nie stawiają się, gdy grzecznie o coś proszę. Zresztą obserwuję bardzo mało dzieci z psami, jak już to pod opieką dorosłych. Trochę jest za to nastolatek z yorkami i shih tzu, ale jak się odpowiednio ubierze myśli w słowa, to okazuje się, że jedna z drugą komórkę potrafi błyskawicznie schować do kieszeni i puścić się niezłym sprintem, żeby "uratować" piesecka :diabloti: Niestety, zauważyłam że płeć piękna przoduje w głupocie. Nastolatkowie rodzaju męskiego są znacznie bystrzejsi i nawet jeśli np. rodzice takiego jednego z drugim wypchnęli na spacer z "obciachowym" westem, pudlem albo spanielem - bez smyczy, oczywiście - to bez szemrania chwytają psa na ręce, albo za obrożę.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='AngelsDream']Nie wiem czy to już chamstwo, a może jeszcze głupota, ale na pewno naruszenie prawa.

Michał wyszedł z Baajem na spacer - na długim i szerokim chodniku M. zauważył psa, który się rzucił na człowieka - pies został przywiązany do latarni przez osobę, która robiła zakupy w pobliskiej Biedronce. Moja upierdliwość spowodowała, że pod samym dyskontem psów zostawiać nie wolno i często ochrona interweniuje, ale ludzie zawsze znajdą wyjście. W każdym razie, chłopie me uznało, że dobra okazja do ćwiczeń - tamten pies miał kaganiec, a Baaj już naprawdę dobrze sobie radzi, jeśli chodzi o psy. Wilczako skupione przeszło, a tu nagle trach! Tamtemu pieskowi smycz pękła i tu pełen szacun dla M, bo zareagował bardzo spokojnie i bez histerii. Baaj pieska przywitał z dwóch łap, wgnieceniem w glebę - pan piesek stracił cały animusz i obwąchał się z Baajem już na spokojnie. Michał odszedł spokojnie, Baaj trochę się oglądał na nowego kolegę, który za nim dreptał, ale już na luzie. Kiedy piesek [w typie amstaffa zresztą] uznał, że jest olewany, poleciał dalej w osiedla przez dwupasmową jezdnię. Brawa dla właściciela. Jeśli psisko mądre i ma trochę szczęścia, wróci do domu samo.

Dodam, że chodnik jest naprawdę szeroki, więc w teorii psy były poza swoim zasięgiem, a bydlątko, jak się urwało, wylądowało tuż przed Baajem.[/QUOTE]


czyżbyś mieszkał/a w okolicach Korotyńskiego? Czy pod każdą biedronką jest zakaz parkowania psów?

Link to comment
Share on other sites

Mieszkam w okolicach Kondratowicza.

Nie wiem czy zakaz jest pod każdą Biedronką, ale pod tą na Wysockiego 10 jest na pewno i to ja się o niego upominałam. Jestem przeciwniczką zostawiania psów samopas pod sklepami nie tylko z powodu, że smycz nie zawsze jest dość mocna, a pies cierpliwy, ale przede wszystkim z powodu głupoty, złośliwości i okrucieństwa ludzi.

Pies mi nie wadzi - agresywny pewnie był ze stresu, do Baaja nawet nie burknął, ale kto wie, czy do domu wróci.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj po połdniu moja mama wysszła z Hadarem. Za naszymi blokami jest duzy trawnik, na koncu ktürego jest ogrodzony plac zabaw. Chodziła z nim po tym trawniku i nagle przyszła dziewczyna z psem w typie amstaffa. Pies zaczał agresywnie szczekacna Hadara a Hadar tylko spojrzał a potem sie przestał nim interesowac. Mama zaczeła z Hadarem oddalac sie od nich, ale ta dziewcyna zaczeła isc za nimi. Mama z Hadarem wkoncu doszła do placu zabaw i poszła za plac zabaw myslała ze dziewczyna z tym psem bedzie sobie spacerowac na trawniku przed place zabaw. Ale gdzie, jak mama przeszła obok placu zabaw za nim i zza niego wyszła to zza drugoej strony placu zabaw wyszła ta dziewczyna z tym psem

Link to comment
Share on other sites

[B]Abrakadabra[/B], proponuję Ci spojrzenie w lustro i sama odpowiesz sobie na swoje pytanie odnośnie różnych światłych teorii.

Ja nie zostawiam swojego psa "gdziebądź", a nie zawsze da się iść po krzakach - pomijam, że w tym wypadku to nic by nie zmieniło. Ta smycz mogła pęknąć w każdej chwili - z dwojga złego wolę, że trafiło na mojego partnera i tego konkretnego psa - wiele innych osób i zwierząt wyniosłoby z podobnej sytuacji nerwy i traumy, ale mniemam, że ktoś, kto wypowiada się na forum na takim poziomie tego nie pojmie.

[I]PS Zgłosiłam moderacji Twój wpis. Dobranoc.
[/I]

[I]PS 2 Dziękuję Moderacji za reakcję. :)[/I]

Link to comment
Share on other sites

Czasmi to az rece opadaja jak sie slucha takich ludzi. Raz mialam taka sutyacje, ze pies ktorego akurat wyprowadzalam( ze schroniska) zalatwial sie pod drzewkiem a pani ktora miala obok dom doszla do wniosku ze to jest jej drzewo( mimo ze bylo dosyc daleko od jej posesji i chciala nas wygonic z calego osiedla, bo jak stwierdzila, pies ten zaburzal jej porzadek...

Link to comment
Share on other sites

E, ja miałam dziś cudowne przeżycie. Bawię się z psem na dość opuszczonej (kończącej się na torach) ścieżce, koło dwóch działek. Rzucałam psu piłkę, bo to jedno z niewielu miejsc, gdzie śnieg nie sięga Frotkowi do uszu. Nagle widzę, że w tą ścieżkę wjeżdża auto. Zdziwiłam się bardzo, no ale nic - chwytam taśmę, biorę psa na bok, każę siadać i czekamy. Przejeżdża auto - i zza niego wypada wielki, czarny pies. Chwyta Frotka, potrząsa nim i biegnie dalej za autem... Ja tylko odruchowo wpadłam między psy, a tamten bał się, że straci z oczu samochód i pobiegł. Z tyłu widziałam, że to pies z poważnymi problemami z tylnymi łapami, kulejący, wyglądał na starego. Frotek nawet nie zareagował, nie warknął, to było tak szybko... W ogóle się tego nie spodziewaliśmy. Potem słyszałam, jak pies szarpie się przez płot z innym, będącym akurat na działce.

Kto mądry puszcza wielkiego, starego, chorego psa, by biegł za autem? Nie wiem, szczyt okrucieństwa, chamstwa czy głupoty? Cóż, kolejny raz ktoś mi zwalił całą pracę z psem.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rosa']W takim wypadku dobrze mieć aparat żeby foto pstryknąć, albo chociaż komórkę. Tylko musisz szybko biegać bo właściciel może chciec wybić z twojej głowy tego typu pomysły.[/QUOTE]

To jest moment, człowiek naprawdę wtedy o tym nie myśli. Ja też zawsze mówię, żeby zrobić foto itd, ale to wtedy, gdy widać już z dala psa, ale nie ma gdzie uciec albo gdy człowiek w miarę się tego spodziewa... W sytuacji ataku działa się instynktownie...

Wczoraj miałam jeszcze lepszą sytuację - na ulicy, koło banku i komisariatu, w środku miasta - zza rogu wyszedł nam ast. Fro zrobił [I]wrau![/I], ja szybko go za obrożę i zawracamy... Okazało się, że ast był bez smyczy. Nie szczeknął, nie warknął, momentalnie przepuścił atak, celując w szyję. Na szczęście Fro zwinny, ast trafił mi w rękę, płytko, miałam bardzo grube rękawiczki, więc nic się nie stało. Odgradzałam go od mojego psa, wrzeszcząc. Po chwili przybiegł właściciel, złapał psa za obrożę, wywalił na środek ulicy i zaczął go kopać w brzuch, w końcu zapiął na smycz i poszedł.
Swoją reakcję pominę, ale zapewne słyszało mnie pół pobliskiego osiedla domków, jeżeli nie całe. Na moje wywrzeszczane pretensje kolo odparł "no sory, jezu!". Nie wiem co mnie bardziej zdenerwowało (użyłabym tu dosadniejszego słowa, ale to publiczne forum), ten atak, czy to, jak ten człowiek traktował swojego psa.

W każdym razie dziś ze spaceru wracałam czerwona ze wstydu, bo Frotek na widok psa dostał szajby, nie mogłam nawet złapać go za obrożę i zawrócić, bo skakał na tylnych nogach. W desperacji próbowałam go choć za skórę złapać i odwrócić łbem do domu, nie dało się. Suki od razu też się podekscytowały, skoro ten wariat tak świruje, to one też, a co. Jezu, ile to człowiek musi się najeść wstydu przez głupotę innych :( Zawsze winiłam siebie, że tak jest, ale co ja mogę, pracuję ile wlezie i cały czas takie coś...

Link to comment
Share on other sites

Skoro posterunek policji obok, to dlaczego nie mozna bylo zglosic od razu?
Skoro pies nie do utrzymania (nie bardzo rozumiem, co oznacza, ze nie mozna bylo go zlapac za obroze, bez smyczy byl?), to po kiego grzyba nakrecac go jeszcze bardziej, wyprowadzajac z sukami, robiac sobie krecia robote - problem z utrzymaniem wszystkich, zagrozenie i zauczanie stada takiego zachowania?

Link to comment
Share on other sites

Nie znałam kolesia, nie znałam psa, złapał go i poszedł - z czym bym poszła na policję? Z psem, któremu nic się nie stało? Myślisz, że ktoś by się przejął? Koleś wziął go na smycz, jak bym udowodniła, że był bez? Pod warunkiem, że by go znaleźli, ale zniknął tak szybko, jak tylko się pojawił.

Karjo, może nie wszystko napisałam. Utrzymałam psa bez problemu, ale nie umiałam go wybić z amoku pt "rzucam się". Szedł na tylnych łapach, trzymałam go na smyczy, nie puszczam psa luzem nigdy. Nie dało się złapać za obrożę, tj. wywijał się tak, że nie umiałam go odwrócić łbem w stronę domu.
Nie wychodzę sama z całą trójką, suki trzymała mama. A nie zawsze mam czas i jestem w stanie wyjść z nimi osobno. "Stado" zwykle tak nie reaguje (odchodzę z Frotkiem jak tylko widzę psa, mama przechodzi z sukami normalnie, ja odwracam uwagę psa). Po tym ataku asta pierwszy raz zareagował aż tak bardzo, wcześniej może i darł mordę, ale nie był aż tak zaślepiony.

Link to comment
Share on other sites

Hmm, jestem zwolennikiem zglaszania takich zajsc, bo tylko to potrafi otworzyc niektorym oczki ;).
Skoro pies rusza w takim amoku, to jak rozumiem idiotyczna sytuacje w Polsce, gdzie bezkarnych podbiegaczy i bezmyslnych wlascicieli jest masa, tak moze czas na sensowne szkolenie ? Bo nie powinno byc tak, ze nie kontrolujesz psa, jego reakcji na sam widok innego zwierzecia.
I nie sadze, by zabawa w "pozytywne" oduczanie cokolwiek dala...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='karjo2']Hmm, jestem zwolennikiem zglaszania takich zajsc, bo tylko to potrafi otworzyc niektorym oczki ;).
Skoro pies rusza w takim amoku, to jak rozumiem idiotyczna sytuacje w Polsce, gdzie bezkarnych podbiegaczy i bezmyslnych wlascicieli jest masa, tak moze czas na sensowne szkolenie ? Bo nie powinno byc tak, ze nie kontrolujesz psa, jego reakcji na sam widok innego zwierzecia.
I nie sadze, by zabawa w "pozytywne" oduczanie cokolwiek dala...[/QUOTE]

Tak, ja też uważam, że należy zgłaszać - tylko, że nie miałam co zgłosić. Że piesek był bez smyczy? A to mało piesków bez smyczy lata? Pogryzł? No ale pani pies niepogryziony, cały i zdrowy, więc o co chodzi? I tak dalej. Gdybym to nagrała albo chociaż znała kolesia, to od razu bym leciała. Chociaż u nas to nic nie daje, koleś ma tu amstafa, który pogryzł 4 psy i nic... Pies raz na czas ucieknie, gryzie, potem znów jak tępa maszynka chodzi na kolcach (zachowuje się jak automat wtedy, a bez smyczy - rzuca się na cokolwiek, co się rusza) i tyle...

Sensowne szkolenie będzie, jak tylko znajdę w okolicy kogoś, kto się na tym zna - a niestety w opolskim naprawdę mało takich osób. Głównie geniusze w stylu "jedz przed psem i szarpnij jak warczy" albo totalnie pozytywni, dla których szarpnięcie to już koniec świata i zarwanie poczucia bezpieczeństwa psa (a z doświadczenia wiem, że akurat u mojego wariata próby pozytywnego załatwienia sprawy są jak przyzwolenie na atak). Ja już raz z nim wypracowałam ignorowanie innych psów... Potem był atak trzech kundli, zawalił mi wszystko. Bawiłam się od nowa, było już o niebo lepiej - do wczoraj. Obawiam się, że żaden szkoleniowiec tutaj nie poradzi mi nic nowego, bo wypracowanie tego to kwestia ciągłej pracy i cierpliwości, która (jak sprawdziłam) daje efekty. Tylko że efekty nie zdążą się nigdy utrwalić... Oczywiście, mimo to szukam jakiegoś specjalisty, na miarę moich finansów i możliwości (studentka+brak auta = spore ograniczenia). Pisałam też na forum pozytywnym, to dostałam rady opisujące dokładnie to, co robię. Znów mnie czeka praca nad Frotkiem i tyle... W nim jest to dobre, że nie rzuca się, żeby pogryźć, tylko żeby odstraszyć. Wiele hałasu i mało treści. Wstyd straszny, ale przy tym nie jest to niebezpieczne..

Link to comment
Share on other sites

A moze jednak warto sie wybrac na dwa, trzy zajecia do dobrego szkoleniowca, by pokazal jak ustawic psa? Odezwij sie do An1a, Juliusz(ka), one maja sporo doswiadczenia z takimi zachowaniami, moga kogos sensownego polecic.
Co do sytuacji z amstafowatym, sam widok zgloszenia na policje daje czesto efekty, podobnie jak z tym, kogo znacie - do bolu SM i policja, pogryzienie psa to jedno, zagrozenie czlowieka idacego z psem, to troche inaczej sie kwalifikuje.

Link to comment
Share on other sites

Fakt, tyle, że kolo tak szybko się zmył, że by tego zgłoszenia nie zobaczył ;)

Chcę tak zrobić. Tylko tak jak pisałam, moim głównym ograniczeniem jest miejsce zamieszkania. To musiało by być opolskie, a tu nikogo stąd nie ma, żeby mi doradzić... Wymienione przez Ciebie osoby znam z wątku o agresji ;) Na poważnie za to wezmę się dopiero po sesji, bo teraz cierpię na chroniczny brak czasu, ale na pewno nie zostawię tego tak o, bez niczego.

Link to comment
Share on other sites

Ja miałam kiedfyś taka sytuację;


szłam z moją przyjaciółką z psami
[ ona ze swoim, ja ze swoim]
obydwoje byli na zapięci na smyczy.
Szła jakaś pani z dogiem niemieckim i poszła w dół lasu,
my też tam poszłyśmy, bo chciałyśmy iść na łąke koło kościoła, a tamtędy była najszybsza droga.
no i poszłyśmy za ta panią, swobodnie rozmawiając i nagle pani odeszła troche na bok i trzymała mocno psa [ drobna to była kobitka, a dog niemiecki no wiadomo najmneijszy nie jest :)]
starałyśmy przejść szybciej, bo piesek wyraźnie się burzył. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie reakcja tej pani.

' specjalnie za mną poszłyście, wiedziałyście , że on jest agresywny, zaraz go spuszcze, to zobaczycie, pozagryza was, bedziecie miały!'

spojrzałam na nią zdziwiona i mówię

' nie zrobiłyśmy tego specjalnie, psy mamy na smyczy, zaraz znikamy'

a ta swoje
'pozabijam wam te kundle ***** '

na ogół nie dam sobie w kasze dmuchać, ale ta pani tak mnie zdziwiła i jej reakcja [ do 13 letnich dziewczynek przeklinac, grozić i wygrażać rękami.. o.o ]

odeszłyśmy czym prędzej, no i po wszystkim ..

grr

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Sallcia']ale ta pani tak mnie zdziwiła i jej reakcja [ do 13 letnich dziewczynek przeklinac, grozić i wygrażać rękami.. o.o ]
[/QUOTE]
Pomijając kontekst, to krzyk i wymachiwanie rękami, gdy ma się faktycznie agresywnego psa na smyczy, jest najgłupszym, co można zrobić... no chyba, że chce się podkręcić emocje do maksimum i sprowokować własne zwierzę do ataku.

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...