Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

standardowy argument pieniaczy, taki z cyklu "hrrrr psom pomaga a dzieci [I]głodujo[/I], hrrr ludziom by pomogła a nie psom", uwielbiam to.

przy takich akcjach ZAWSZE odpowiadam - a komu ty pomagasz? jakim dzieciom, co ci zawdzięczają? jakiej fundacji? co sprytniejsi pitolą o fundacji tvn, bo innej organizacji nie kojarzą nawet z nazwy... nigdy w życiu NIKT mi nie odpowiedział, że robi coś charytatywnie (poza tym durnym argumentem "sms o treści pomagam" - ehe, jasne)

edit - a nie, sorry, znajomej mama (naprawdę okropna kobieta) odpowiedziała, że daje ubrania "do caritasu", żebyście zobaczyli jej święte oburzenie jak w skrócie przedstawiłam jej, jak funkcjonują te kontenery... uwielbiam, jak ktoś rozlicza mnie z moich pieniędzy i poucza, na co [I]powinnam [/I]przeznaczać nadwyżki, samemu będąc dusigroszem :loveu:

Link to comment
Share on other sites

Pani Profesor, właśnie o to mi chodzi. A nawet jeśli nikomu nie pomagam, to co jej do tego? To jest moja wola i mój portfel. A co do ciuchów z Caritasu... Szkoda gadać. Chociaż co do tej pomocy - ta pani jednak, jak by nie patrzeć, pomagała czynem, aktywnie zbierając pieniądze. A że nie tolerowała odmowy, to już inna sprawa.

Link to comment
Share on other sites

Eeee ja z głuchoniemym miałam lepszą akcję. Jak nie muszę nie biorę portfela ze sobą bo po co. Poszłam z mamą do bidry, mama wzięła ze sobą 'aż' 10zł na swój nałóg (słodycze :evil_lol:). Podchodzi do nas facet z jakąś kartką i stuka długopisem, czytam o co mu chodzi. Było to zbieranie podpisów pod jakimś stowarzyszeniem głucho-niemych, wszystko cacy zabieram się za podpisanie... aż nagle patrze co trzeba wypełnić: imię, nazwisko, nr i seria dowodu, pesel (?!)... darowizna. Mówię mu że nie mam kasy przy sobie, a ten mi puka że mam podpisać. Szlag mnie lekki trafił, ale tłumaczę mu że nie wzięłam pieniędzy. Trwało to kilka dobrych minut, w końcu się zdenerwował, wyrwał mi długopis, przełknął 'kur**' i sobie poszedł :lol:.
Tak wyraźnie przeklnął że jestem w 100% pewna że to jakaś ściema była, no i po co komu pesel, może od razu skan dowodu i zgoda na kredyt.

Ja ogólnie omijam wszystkie organizacje nieważne czy zwierzęce czy ludzkie, wystarczył mi widok jak niektóre 'pracują'...

Link to comment
Share on other sites

Maron, błagam, to numer stary jak świat, jeszcze za dzieciaka pamiętam, jak w pociągach czy gdzieś w nadmorskich kurortach chodzili tacy "głuchoniemi", kładli kartkę i jak zrobili obchód,to wracali z powrotem po te kartki i darowizny... są nawet organizowane - uwaga - wyjazdy zagraniczne przez jakieś "firmy", jest parę instrukcji w necie jak dobrze udawać głuchoniemego + uniknąć odpowiedzialności karnej w razie zdemaskowania.
to samo z wpadającym do sklepiku/kiosku roztrzęsionym facetem, którego dziecko przed chwilą "zostało potrącone" a on nie ma na taksę żeby dojechać do szpitala - staaaare, aczkolwiek kumpel pracujący w trafice pół roku temu się nabrał.

metoda "na psiarza" jest już znana z dogo, ale na żywo się jeszcze z tym nie spotkałam ;)

Link to comment
Share on other sites

Ta, ja kiedys zbieralam w tesco jakies ryze, makarony i inne produkty na schronisko (byla taka akcja), to kilka osob podchodzilo i mowilo ze to jedzenie lepiej ludziom dac, ze bezdomni głodują, ze jestesmy glupie itp:loveu:

Link to comment
Share on other sites

Szczerze, wsparłam kilka razy ludzkie fundacje. Do tej pory jedna prześladuje mnie listownie... Super, że piszą o swojej działalności, ale ja przelałam kasę na konkretną osobę, w konkretnym przypadku :roll: Kilka razy przypominali mi, że mogę sobie odliczyć darowiznę od podatku, jakby raz nie wystarczył...

A psy, czy w ogóle zwierzęta, nie mają takiej ochrony prawnej, jak ludzie. Mój ojciec w razie gdyby stała mu się zarówno pierdoła, jak i ciężka choroba/śmierć, ma ubezpieczenie, a mój pies... zachoruje i będę płacić ciężkie pieniądze. Wolę więc wesprzeć zwierzęta, które tego potrzebują.

Link to comment
Share on other sites

Ja staram się działać w organizacji, ale to jest orka po ugorze :shake: Najgorsze, że nawet jeśli chcesz coś zrobić i masz jakąś wizję, to szybko zostaniesz sprowadzona do parteru. Organizacje (znam prozwierzęce, ale pewnie inne też) jak miód osy przyciągają ludzi niestablinych, nie mogących zrealizować się zawodowo i towarzysko.. Także przychodzą "prezesi" i "szefowie", mający nadzieję, że będą zarządzać innymi. Przychodzą "żądni opowieści", którzy nic nie robią, ale wszystko chcą wiedzieć (najlepiej kto z kim i za co) itd. Osoby nieraz zgorzkniałe, pełne złości i goryczy, które pod pretekstem pomocy zwierzętom chcą się wyżywać na ludziach. Mogłabym esej psychologiczny napisać na ten temat! :evil_lol:

Z drugiej strony, słucham takich opowieści "negatywnych" o organizacjach i myślę o tych godzinach ganiania za psami, robienia interwencji, szukania domu, nocy spędzonej na ogłaszaniu psów, długich godzin u weterynarzy... I jakoś mi przykro, że tego się nie docenia, że uważa się, że organizacja to na pewno defrauduje kasę, nic nie robi, tylko na facebooku ogłasza swoje sukcesy ;)

Teraz mam takie zgłoszenie, babka z odległego miasta nagabuje, że pies jest - ludzie się wyprowadzili, starego psa zostawili samego na posesji, sąsiedzi karmią. Akurat ta gmina ma umowę ze schronem-umieralnią. No to piszę kobiecinie - albo zgłaszamy to do gminy i oni zabiorą psa do umieralni, gdzie uśpią go albo zginie, albo wspomagamy sąsiadów karmą i robimy ogłoszenia, szukamy domu. Więc tak: do schroniska bee, nie można tego robić psu. Ale sąsiedzi nie chcą się angażować, bo "się boją" (nie dostałam odpowiedzi na pytanie: czego, skoro właściciele wyjechali?). Wydźwięk jest prosty: zabierzcie tego psa.
Ale gdzie? Nie mamy schroniska, nie mamy DT, pies jest stary i zdziczały, więc nie pójdzie szybko do domu, a sąsiedzi nie chcą nawet dać nr telefonu. Jestem w kropce, bo chcę pomóc, ale każda oferowana pomoc jest beee :roll: I taka pani na pewno będzie opowiadać, jak to jej organizacja nie chciała pomóc...

A teraz nowa sprawa: znowu "psy sezonowe". Zostawione w polu, czasem przy budzie, czasem nie, mają "odganiać dziki". Dotarcie do rolnika, do którego należy pole, to jakaś makabra jest :shake: Teraz mam takiego jednego, czarny podpalany misiek, nawet znam numer geodezyjny działki, ale co dalej z tym robić to nie wiem... Można by tego psa po prostu zabrać i już, ale wtedy sobie wezmą następnego i przytroczą do tej budy :roll:

Także łatwo nie jest nigdy, a każdy kij ma dwa końce :roll:

Link to comment
Share on other sites

Pani Profesor albo nigdy nie trafiłam na takich patałachów albo u nas za małe zadupie i by nie przeszło :eviltong:...

zmierzchnica ja wszystko rozumiem. Zdaję sobie sprawę że kij ma dwa końce, że jedne organizacje pomagają przy czym inne wolą zbierać kasę. Pech chce że jeśli ktoś trafi na tą drugą 'wersję organizacji' to jasny szlag go trafia, a najgorzej jak trafi jeszcze raz w podobne bagno wtedy to już niema zmiłuj. Swoje opinie opieramy na swoich własnych przeżyciach, na przeżyciach bliskich ludzi, znajomych, rodziny itp...
Ja znam organizację od strony: nie mamy miejsca (bo pies brzydki, mały - jednak na psa w typie rasy większego miejsce było tego samego dnia), weź se sam do domu, w dupie mamy bezdomne psy (przy czym jeśli ktoś 'ważny' zgłosi to jest wielki esej o znieczulicy ludzi, nie ważne że TEN pies był im zgłaszany przez jakąś mało istotną osobę), dajcie fanty na bazarek, dajcie kasy na leczenie, dajcie kasy na samochód (tu im nie wypaliło, chyba ludzie mają ich powoli dość), dajcie DT (przy czym wszystko trzeba 'wyrywać z gardła', a o zdjęciach czy ogłoszeniach można zapomnieć....). Zgłoszenia interwencyjne? Jakie zgłoszenia, jeśli o psa to mają gdzieś, jeśli o kota to lecą niczym po redbull :angryy:, rozmnażanie co cieczkę psów guzik ich obchodzi bo to 'pańskie psy', wykupywanie psów z nowego schroniska (czyste, zadbane, szkoleniowiec pomaga przy psach, są wybiegi, osobne boksy). Oj mogłabym pisać całą noc i nie wiem czy by mi czasu nie zabrakło :roll:

Sama osobiście wkopałam przyjaciela w bycie DT dla ich kota, do dziś żałuję że takich problemów mu ściągnęłam na głowę. On za to pomimo czasu i chęci nie odważy się nigdy więcej wziąć zwierzaka na DT. Żarcie, żwir dostawał jak się zgłosił, cała reszta? Ogłoszenia nie bo niema zdjęć, zdjęć nie bo nie mają czasu ale te jego są be, fe i w ogóle. Kot chorował na chroniczne sraczki? Co z tego żaden wet chyba że chce sam zapłacić, przecież można dać smektę (którą sam miał kupić). Sterylka? Jaka sterylka, to dobiero nowy właściciel no chyba że sam opłaci i nie ważne że ma 2 kocie samce. Na koniec wielka awantura że jak to przecież się godził...
Byłam przy tej rozmowie, kot miał mieć: żarcie, żwir, weta, sterylkę przed rują, zdjęcia, ogłoszenia - to wszystko mieli oni zapewnić.
I to jest tylko jedna z wielu historii :lol: jednak ta mnie najbardziej wytrąciła z równowagi, może dlatego że ja namówiłam przyjaciela. Jak później mając do czynienia z takimi akcjami człowiek ma ufać organizacją...

Link to comment
Share on other sites

10 latka z dwoma dorosłymi amstaffami? oO Sama mam sukę asta, czasem moja młodsza siostra (lat 13), wychodzi z nią ale tylko i wyłącznie pod moją opieką i w kagańcu.. bo tak jak tamtemu psu, mojej suce czasem się coś nie spodoba i robi się nieciekawie. Głupotka ludzka nie zna granic, tylko czy u nas jest to jakoś uregulowane prawnie (jak np. we Włoszech o ile dobrze pamiętam), że dana osoba nie może wyprowadzić danego psa?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']Pani Profesor albo nigdy nie trafiłam na takich patałachów albo u nas za małe zadupie i by nie przeszło :eviltong:...

zmierzchnica ja wszystko rozumiem. Zdaję sobie sprawę że kij ma dwa końce, że jedne organizacje pomagają przy czym inne wolą zbierać kasę. Pech chce że jeśli ktoś trafi na tą drugą 'wersję organizacji' to jasny szlag go trafia, a najgorzej jak trafi jeszcze raz w podobne bagno wtedy to już niema zmiłuj. Swoje opinie opieramy na swoich własnych przeżyciach, na przeżyciach bliskich ludzi, znajomych, rodziny itp...
Ja znam organizację od strony: nie mamy miejsca (bo pies brzydki, mały - jednak na psa w typie rasy większego miejsce było tego samego dnia), weź se sam do domu, w dupie mamy bezdomne psy (przy czym jeśli ktoś 'ważny' zgłosi to jest wielki esej o znieczulicy ludzi, nie ważne że TEN pies był im zgłaszany przez jakąś mało istotną osobę), dajcie fanty na bazarek, dajcie kasy na leczenie, dajcie kasy na samochód (tu im nie wypaliło, chyba ludzie mają ich powoli dość), dajcie DT (przy czym wszystko trzeba 'wyrywać z gardła', a o zdjęciach czy ogłoszeniach można zapomnieć....). Zgłoszenia interwencyjne? Jakie zgłoszenia, jeśli o psa to mają gdzieś, jeśli o kota to lecą niczym po redbull :angryy:, rozmnażanie co cieczkę psów guzik ich obchodzi bo to 'pańskie psy', wykupywanie psów z nowego schroniska (czyste, zadbane, szkoleniowiec pomaga przy psach, są wybiegi, osobne boksy). Oj mogłabym pisać całą noc i nie wiem czy by mi czasu nie zabrakło :roll:

Sama osobiście wkopałam przyjaciela w bycie DT dla ich kota, do dziś żałuję że takich problemów mu ściągnęłam na głowę. On za to pomimo czasu i chęci nie odważy się nigdy więcej wziąć zwierzaka na DT. Żarcie, żwir dostawał jak się zgłosił, cała reszta? Ogłoszenia nie bo niema zdjęć, zdjęć nie bo nie mają czasu ale te jego są be, fe i w ogóle. Kot chorował na chroniczne sraczki? Co z tego żaden wet chyba że chce sam zapłacić, przecież można dać smektę (którą sam miał kupić). Sterylka? Jaka sterylka, to dobiero nowy właściciel no chyba że sam opłaci i nie ważne że ma 2 kocie samce. Na koniec wielka awantura że jak to przecież się godził...
Byłam przy tej rozmowie, kot miał mieć: żarcie, żwir, weta, sterylkę przed rują, zdjęcia, ogłoszenia - to wszystko mieli oni zapewnić.
I to jest tylko jedna z wielu historii :lol: jednak ta mnie najbardziej wytrąciła z równowagi, może dlatego że ja namówiłam przyjaciela. Jak później mając do czynienia z takimi akcjami człowiek ma ufać organizacją...[/QUOTE]

No tak, rozumiem Twój punkt widzenia i jak najbardziej się zgadzam :) Moja znajoma też była DT dla kota w ramach jakiejś organizacji, potem właściciel z mieszkania ją wywalił i musiała kota oddać do innego DT - ojjj co się nasłuchała... Może lepiej by było, żeby wywaliła kota na ulicę i powiedziała, że uciekł/zdechł? :diabloti:
Z tym, że czasem się o DT nie można doprosić, a czasem się znajduje od razu to też różnie bywa - czasem ktoś z wolontariuszy albo znajomych wolontariuszy nie chce być DT, ale zobaczy tego określonego psa i go bierze do siebie mimo przeciwności. Ja tak mam, bo ogólnie DT nie jestem, ale bywają bardzo określone sytuacje, gdzie pies trafia do mnie (i się męczę z 5 psami). Faktycznie, także na DT szybciej pójdą ładne i w typie rasy psy, a brzydsze i starsze idą do schronu, co mnie akurat denerwuje :shake: Z pseudorasowymi to w ogóle jest jakaś zabawna sprawa, zastój w domach, 8 psów kundli do adopcji i kilka miesięcy zero chętnych... Nagle znajdujemy psa w typie goldena/beagle/shih tzu - pomyśleć, ile ludzi nagle na gwałt potrzebuje psa :evil_lol: A jak proponujemy te kundelkowe - e, no wie pani, jednak nie mam warunków...:diabloti: Może dlatego organizacje chętniej na DT biorą w typie ras, bo wiadomo, że takie psy są 2 tygodnie i od razu fruną do domu. My mamy takie psy, które są na DT i przez pół roku tylko ze względu na przeciętną urodę... I np. ja na coś takiego się nie piszę, bo przez 6 miesięcy nie dam rady z tak wielkim stadem psów.
Chociaż starego i połamanego paskudnika Maksia wzięłam na DT i po 2 miesiącach dom znalazł, co było dla mnie szokiem :evil_lol:

Do psów rozmnażanych co cieczkę nie da się przyczepić, jeżeli szczyle są rozdawane (albo oficjalnie rozdawane, a pod stołem - kasa :roll:) - można zaproponować sterylkę, opłacić sterylkę, namawiać. Ale jeśli właściciel macha ręką i nie chce to nic się nie da zrobić :shake: Tutaj nasze prawo kuleje.

Ech, temat rzeka. Fakt, że ja jak biorę psa na DT to się nawet nie spodziewam jakiejś wielkiej pomocy. Często zawiezienie do nowego domu opłacam sama, obróżkę i karmę mam od swoich psów lub kupuję, ogłoszenia robię sama. Jak byliśmy TOZem to mieliśmy kilka tysięcy zł na rok, więc nawet nie próbowałam walczyć o zwrot kosztów, było wiadomo, że przyjdą ważniejsze wydatki: operacje, leczenie, sterylki, karma itd... Ale to już jest kwestia małych organizacji, zrzeszających mniej niż 10 osób, te dobrze dofinansowane powinny lepiej dbać o swoich wolontariuszy.

Link to comment
Share on other sites

To prawda ten temat to temat rzeka ;-)

odniosę się do tego:
[QUOTE]Do psów rozmnażanych co cieczkę nie da się przyczepić, jeżeli szczyle są rozdawane (albo oficjalnie rozdawane, a pod stołem - kasa :roll:) - można zaproponować sterylkę, opłacić sterylkę, namawiać. Ale jeśli właściciel macha ręką i nie chce to nic się nie da zrobić :shake: Tutaj nasze prawo kuleje.[/QUOTE]
W wypadkach o których piszę to właściciel miał gdzieś że jego kundle na podwórku się mnożą, że szczeniaki zdychają, albo dorastają i się znów mnożą również 'inbreedem' :shake:... Ich to nie obchodzi i koniec, nieważne ile razy się to zgłasza i jak nachalnie.

Jeśli chodzi zaś o DT u mnie to ze schroniska biorę psy za darmo, dostaję karmę dla psiaka, mam zapewnionego weta, ogłoszeniami też zajmują się wolontariusze dzięki czemu ja mogę się w pełni skupić na psie i jego problemach ;-).
Za to od osób prywatnych nie mam odwagi wziąć bez podpisania umowy cywilno-prawnej która chroni zarówno psa jak i nas, biorę wyłącznie na hotel. Wiadomo smycze, obroże itp są nasze, jak psom karma nie pasuje to się dobiera pod psa (w 99% trafiają do nas wychudzone/zagłodzone psy), jak jest problem którego nie potrafimy sobie poradzić to pies trafia do szkoleniowca.
Doskonale rozumiem że ktoś nie chce wziąć psa na DT nie wiedząc ile będzie siedział, ale to akurat wszystko jest zależne od losu. Czasem śliczne rasowe psy 'kiszą' w hotelikach, a brzydki jak noc pies idzie od ręki. Ja np mam teraz na DT sunię z super uległym charakterem, nie wiadomo do końca do kogo powinna trafić, ale i tak o nią niema żadnego telefonu. Sunia prawie 6-tyg u nas już jest, wakacji też nie możemy zaplanować bo jak skoro nie wiadomo ile psiula jest nas. No i stety, niestety mamy trochę swojego zwierzyńca do zabrania (Szaman, Magia, Jeanne, świniak morski, papuga trafi do brata pod opiekę :diabloti:) do tego żareło dla psów, cały psi sprzęt, zabawki psie, no i nasze ciuchy :eviltong:. Więc tak, czasem jest problemem bycie DT i czasem życie było by o niebo łatwiejsze, jednak ten widok psa po jakimś czasie wyciąganie z problemów - bezcenne, widok psa po jakimś czasie z nowym właścicielem - bezcenne i wyciska łzy :loveu:.

Link to comment
Share on other sites

Co do brania ładniejszych psów w typie rasy, byłam świadkiem w schronie, gdy ludzie wydzwaniali na tel. interwencyjny i przyjeżdżali (w ciągu podpisywania naszej umowy adopcyjnej jakieś 3 sztuki), by wziąć shih tzu, który był na kwarantannie. Pracownicy tłumaczyli, że jeszcze nie, jeszcze tydzień trzeba poczekać - ale ja chcę psa! A w boksach tyle ślicznot siedzi, jednak to kundle (a ten shih tzu taaaki rasowy, z książeczką zdrowia, psze pani :diabloti:).

Więc rozumiem te kalkulacje organizacji/fundacji. Bierzemy wszystkie i psy nam zalegają. Bierzemy hodliwe to ludziska będą się zabijać, by dostać tego psa. Tylko rodzi się pytanie, kto w takiej sytuacji ma faktycznie pomagać?

Przytoczę jeszcze inną sytuację. Kończyłam wtedy podstawówkę. Dowiedziałyśmy się o kotach z pobliskich działek. Były systematycznie podtruwane przez prezesa. Miała nam pomóc kobieta, która zajmuje się pomaganiem (wzięliśmy od niej starszą kotkę). Zgarnęłam koleżanki i poszłyśmy na umówione spotkanie, nie pojawiła się. Później powiedziała, że w schronie tylko je uśpią, jeśli je tam zawieziemy. Wyłapaliśmy więc sami kociaki, jednego przygarnęłam ja, niestety odszedł, bo na ratunek było za późno. Na przygarnięcie trzech pozostałych zgodziła się mama koleżanki.

Tamte przeżyły jeszcze kilka miesięcy, trafiły jednak z deszczu pod rynnę. Niestety w życiu koleżanki pojawił się ojczym, który wprowadził "nowe porządki" :angryy: - pierwszym z nich było pozbycie się kotów. Zostały utopione w Odrze pod nieobecność innych domowników... :-(

Boli mnie to do tej pory. Wtedy po raz pierwszy moje myślenie o ludziach i wiara w nich zostały po prostu zdeptane.

Link to comment
Share on other sites

Ja już chyba w ogóle nie wierzę w ludzi... U mnie naiwność i optymizm wobec naszego gatunku zabiło ostatecznie dogo. Nie miałam wcześniej pojęcia o skali problemów z psami, o tym, jak są traktowane itd. A potem tu weszłam, bo miałam problemy wychowawcze z Luką... Tydzień nie umiałam się pozbierać :roll: Z czasem powinnam się uodpornić, ale to jakoś nie następuje... Byłam dzisiaj u tego psa z pola. Wzięłam go na spacer, przeszliśmy się po domach, no kurdę nie da się dowiedzieć, czyje to pole, bo jest wynajęte. Nie wiadomo czyj jest pies, dziś nikt nie przyjechał go nakarmić. Jak go zostawiliśmy, to tak płakał za nami :placz: Wzięłabym go po prostu, ukradła i tyle, ale nie ma DT dla niego... I tak kwitnie teraz sam, w tą noc, na tym pieprzonym polu :-(

No i tak wygląda moja sesja, zamiast zakuwać do egzaminów - siedzę i rozmyślam, jak pomóc psu, do kogo się odezwać, co zrobić, kiedy już jestem całkiem bezsilna. Problem w tym, że jak dotrzemy do właściciela tego psa, to wcale może nie być lepiej - będzie chciał się pozbyć problemu, to psa do lasu wyrzuci. Bo rolnicy biorą nieraz psy tylko na czas upraw, a potem albo je wywalają albo zabijają...:shake:

Dlatego jak słyszę o takiej akcji, o jakiej piszesz z tym shih tzu, [B]4Łapki, [/B]to mi się odechciewa... Jak ktoś wybrzydza, że musi być rasowy, musi być kudłaty, albo w kropki, ale ten to nie, bo ma uszka klapnięte, a ja chcę ze stojącymi... Słyszysz to i myślisz o tych konających psach, które nie mają szczęścia, bo nie mają łatek albo ogonek nie taki :shake:

Link to comment
Share on other sites

Wiesz, my nagrywaliśmy przez dogo adopcję psa dla mojego chłopa. A tu nam nagle sytuacja finansowa się posypała. Do tej pory nie możemy się podnieść, oszczędności na psa poszły. Psa nie wzięliśmy, bo wiemy, że dwóch nie utrzymamy z mojej pensji, a jego obecna praca niepewna... Tylko Bogu dziękować, że zwolnili go w trakcie dogrywania spotkania, bo sobie tego nie wyobrażam :shake:

Wracając do tematu, my też w schronie wybrzydzałyśmy, tak myślę... Wzięłyśmy ją na piękne oczy, ujęła mnie po prostu. Wolontariuszka mówiła o problemach, które pewnie odrzucały innych, w końcu od szczeniora do okresu młodzieńczego była w schronie. A wystarczyło psa wyciągnąć z tej pieprzonej klatki! Pokazać, że nie musi walczyć o uwagę, pełną michę...

Ja myślę, że Viki bez tej łaty przy ogonie wyglądałaby ładniej. I co? Miałam iść dalej, bo mi łata nie pasuje do butów? :shake:

Link to comment
Share on other sites

To się tak mówi że psa się nie wybiera po wyglądzie, charakterze czy rasie. Ja osobiście uważam że jeśli chcemy psa w konkretnym celu, do sportów, pracy, obrony to należy starannie wybrać rasę pod siebie, jeśli chcemy psa do kochania i nic więcej to do schroniska.
Ja mam Szamana w typie MT którego specjalnie szukałam ze względu na charakter (oczywiście jak to u nas nie wszystko jest takie jakie zakładaliśmy :diabloti:) i Magię w typie hovawarta która de facto siedziała w schronie od 2011 do 2013 maja aż na DT do nas trafiła w stanie cóż ... futro nadawało się wyłącznie do zgolenia na 2-3mm. Czy to czyni mnie jakąś paniusią? Mam też Jeanne kundelosa. Wszystkie ze schroniska.
Dla mnie nie jest problemem że ktoś szuka psa w typie danej rasy, o ile ta rasa nie jest 'modna' bo wtedy mam wrażenie że przysłaniają inne powódki niż faktyczna potrzeba... Jak ktoś się na dzień dzisiejszy rzuca z adopcją na yoraska czy inną modną ozdóbkę to dla mnie sprawa jest jasna :shake:. Sama też wolę jakiegoś bardziej skundlonego psa na DT niż modną rasę, przynajmniej nie mam dylematu czy dana rodzina chce zabawkę czy pełnoprawnego członka swojej rodziny.

Link to comment
Share on other sites

Znam ludzi, którzy mają ozdóbki, bo modne. Znam też ludzi, którym po prostu dana rasa pasowała do stylu życia.

O tych pierwszych mam nie najlepsze zdanie. Znam nawet pannę, która wzięła dobka, bo był wtedy modny. Teraz ma również yorka, wystarczy sobie wyobrazić, jak zrównoważone są to psy i jak ludzie na ulicy na nich reagują :shake: Ja czmycham na najbliższe drzewo, nawet przed tym yorkiem :roll:

Pasjonaci są, niestety, w mniejszości.

Link to comment
Share on other sites

Hm, wiecie, ja też mam oczywiście ustalone preferencje wobec psów - np. nie lubię ozdóbek, nie lubię psów długowłosych, ślinię się na widok psów w typie owczarka użytkowego... No, ogólnie zawsze też mnie łapią za serce psy podobne do moich :cool3: I to, że ktoś chce psa w określonym typie, to mnie nie dziwi. Problem w tym, że u nas jest popyt na psa w typie rasy, bo... Jest rasowy. Ta sama osoba ustawi się w kolejce po shih tzu, a potem po beagle'a, yorka, sznupa... Bo jest w typie rasy. Dla ludzi to "okazja" - rasowiec za darmo, wow, trzeba brać. Jak promocja w sklepie.
Ja nie potępiam zupełnie kupowania psa z rodowodem do sportu lub ogólnie - bo chce się określonego psa. Albo jak się idzie do schroniska, to wiadomo, że się wybiera, a że się średnio zna te psy - wybiera z wyglądu. Problem zaczyna się wtedy, kiedy to wygląd decyduje o wszystkim, szuka się psa jak najbardziej "urasowionego", nie zważając na jego problemy. Mieliśmy beagle'a z ogromnymi problemami do adopcji (uciekał ciągle i jak tylko nadarzyła się okazja) - zgłosiło się chyba 4 chętnych, zero pojęcia o psach, o szkoleniu, o behawiorze, na tłumaczenie o problemach psa machali ręką. No ale to beagle, trzeba brać, a potem najwyżej się go będzie prowadzić naokoło bloku na krótkiej smyczy :shake:

Fakt, że ja ani jednego mojego psa nie wybrałam sama. Wszystkie się trafiły. Chibi adoptowałam z dogo, ale to też dlatego, że była jednym z 15 szczeniąt na działkach, w największej potrzebie, a moja rodzina chciała szczeniaka - wybrałam najbardziej potrzebującą sunię. Się odwdzięczyła mi za to diablica nieraz :evil_lol: Może dlatego nie rozumiem tego wybrzydzania.. Teraz właśnie mamy taką sznaucerowatą czekoladkę, państwo się zgłosili i ją chcą, ale ciągle coś nie tak: a bo ma łysy placek, a bo to, bo tamto. Widzieli ją na żywo, jeśli się nie zakochali od razu, to teraz takie wybrzydzanie już nic nie zmienia :roll: Lepiej powiedzieć, że się psa nie chce od razu..

Link to comment
Share on other sites

Ja w przyszłości chcę mieć określonego psa, o określonym wyglądzie i charakterze. I jeszcze długo go mieć nie będę, bo się do tego psychicznie przygotowuję. Fizycznie też pewnie powinnam, bo sucha szczapa z tą rasą będzie budzić tylko popłoch :diabloti: Miła odmiana przy psie, którego ochroniarzem jestem 24h/doba. A miało być na odwrót :lol:

Link to comment
Share on other sites

Mi się wydaje, że przy adopcji duże znaczenie ma to jak się wybiera psa. Czy selekcja kandydatów z ogłoszeń lub dogo, na spokojnie, przed komputerem w domu; czy też "na miejscu" w schronisku. Przed komputerem wybiera się bardziej "na chłodno", rozsądnie, a w schronisku zawsze dochodzi element "miękkiego serca".
Szukałam samca, czarnego lub czarno-białego, krótkowłosego, średniego, ze stojącymi uszami, dorosłego, lubiącego/tolerującego inne zwierzęta. Pojechałam do najbliższego przytuliska i mój kundel jest krótkowłosy, jest średni, jest dorosły i lubi koty oraz psy. Ale jest to brązowa suka, z uszami wiszącymi, trochę większa niż planowałam. Zgadzają się jedynie kryteria najistotniejsze.
A dlaczego z przytuliska nie z internetu? Tuż przed adopcją widziałam na dogo wątek, w którym dziewczyna mieszkająca w mojej okolicy nie mogła się doczekać na wizytę przedadopcyjną - nikt nie miał możliwości do niej podjechać(a mieszkała w większej miejscowości niż ja). Nie chciałam czekać tygodniami aż komuś się uda do mnie dotrzeć, a że mam niestałe godziny pracy to nawet umówić się ciężko z wyprzedzeniem. Druga rzecz - od dawna planowałam psa. Dzień przed adopcją miało miejsce przykre wydarzenie które sprawiło, że poczułam że MUSZĘ, po prostu muszę pojechać po psa. Plan był żeby objechać w niedzielę wszystkie schroniska w promieniu 100km, ale traf chciał, że już w najbliższym znalazłam brązową kupkę nieszczęścia. I jak Samarę wyciągnięto z boksu do pokazania, to już nawet nie poszłam do następnych wybiegów oglądać innych psów. Spełniała te istotne kryteria i miała coś w sobie. Ile razy wspominam tą niedzielę nie mogę się nadziwić jak bardzo pies może wyładnieć kiedy się o niego zadba.

A żeby było w temacie, to nienawidzę kiedy dochodzi do takiej wymiany zdań(zawsze kiedy ktoś przyuważy jak ćwiczymy sztuczki albo posłuszeństwo lub frisbee):
-Jakiej to rasy pies?
Ja: -Zwykły kundel ze schroniska.
-To z jaką rasą zmieszany?
Ja: -Żadnej nie przypomina, to kundel, jest niepowtarzalna.
-Jak taki mądry to MUSI być z jakąś rasą zmieszany! albo -Kundel, taki czysty? -Kundel, taki ładny? -Kundel, taki duży?(raptem 23kg, wysokość trochę za kolano)

Kiedyś na szkoleniu była obecna żona pozoranta i wypaliła: "Te kundle to przynajmniej zdrowe są". Wydźwięk taki sam jak powyżej...

Edited by Harley
Link to comment
Share on other sites

Mnie wkurzają właśnie ci pseudo miłośnicy zwierząt. Branie psa na pokaz, pierniczenie o jego cenie z hodowli itp. Normalnie coś się we mnie wewnętrznie denerwuje (chyba jakiegoś obcego hoduję, pewnego dnia ze mnie wylezie i wszystkich pozżera :diabloti:).
Szamana mam w typie rasy dlatego że szukałam konkretnej rasy, jak by się nie znalazł pies do adopcji to byśmy brali z hodowli. Inną sprawą jest to że moja świadomość wychowania podrostka była na etapie 'to młody pies to sobie wychowam' :lol:. Magia np była totalnym przypadkiem, 8 pies na DT jako dorosła 6-sta. Tak się zakochali z Szamanem w sobie że szok... Była adoptowane, uprzedziliśmy że jak by coś się działo itp to mają dać znać, pomożemy, przypilnujemy, wyprowadzimy. Skradła nasze serce w 100%. Okazało się że przeczucie nas nie myliło, minęły 2 dni i właścicielka z płaczem w słuchawce że ma tak silną alergię że się dusi i nie wie co ma zrobić bo nie odda jej do schroniska za żadne skarby. Decyzja była krótka, Magia wraca do nas no i już tak została :loveu:. Dodam że nie chcieliśmy 3 psów własnych :eviltong:. I pomimo że jest to jakiś mix hovawardo(wygląd)-chartowy(charakter, sposób poruszania się), śliczna, szczupła, mądra sunia - to siedziała prawie 3lata w schronisku :shake:.

Dlatego właśnie jeśli ktoś szuka w typie rasy, mając z góry założone że jak się nie znajdzie to zwyczajnie kupi z hodowli. Jeśli nie ma w planach wystaw, a i charakter do raczej 'codziennego życia'. To kurcze czemu nie. Przecież przez najbliższe 15lat będziemy się psu poświęcać w całości i przychylać mu nieba ;-).
Jednak jeśli człowiek chce psa nie wiedząc nic o charakterze czy też potrzebach, tylko dlatego bo jest modnej rasy. Niech się 3x zastanowi dlaczego właściwie chce psa...

Link to comment
Share on other sites

[QUOTE]"Zgłoszenia interwencyjne? Jakie zgłoszenia, jeśli o psa to mają gdzieś, jeśli o kota to lecą niczym po redbull"[/QUOTE]

A to interesujące, przepraszam za off topic - ostatnio przeżywam zderzenie z pewną kocią fundacją i - poza standardowymi obserwacjami (pani guru zarządzająca która sobie z tego żyje plus dość oszalałe wolontariuszki w które paniusia orze, jak może :cool1:) zauważam niesamowite parcie na odławianie i przetrzymywanie miesiącami w klatkach / w przekoconych DT nieszczęsnych kotów wolnożyjących, które w życiu u ludzi nie mieszkały, doskonale sobie radziły na wolności i można sobie wyobrazić, jak się czują, zamknięte na malutkiej powierzchni :roll:.
Pod pretekstem "adopcji", zważywszy na to, jak trudno wyadoptować nawet ślicznego, młodego kota / kociaka to szanse paroletnich, kostropatych kociambrów z problemami beahwioralnymi, sikających ze stresu na meble itd. oceniam na równe zeru.

Oni jakieś dotacje dostają na ilość przetrzymywanych kotów czy jak...? :angryy:

BTW zderzenie - w realu - z członkami organizacji prozwierzęcej, z ich chamstwem, przekonaniem o własnej racji, kłamstwami, niedotrzymywaniem ustaleń itd jest porażające.

Uwaga - nie mówię że wszyscy tacy są i zawsze tak się dzieje, ale dostrzegam niepokojącą prawidłowość i śmiem twierdzić, że nawet ludzie z dobrymi chęciami i świeżym spojrzeniem albo się tego stopniowo uczą, albo odpadają w naturalnym procesie pozbywania się "niedostatecznie twardych" członków SA, tego... organizacji. :cool3:

Link to comment
Share on other sites

My pod blokiem mamy od kilku lat kocicę, która pojawiła się znikąd i zaprzyjaźniła z naszą panią sprzątającą. W zimie kocica jest u tej pani, ale jak robi się ciepło, wychodzi i szlaja się pod blokiem. Zna lokatorów, wie, do kogo może podejść na mizianko, a przed kim się schować. Nie wyobrażam sobie tego kota non-stop w mieszkaniu :roll:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Berek']A to interesujące, przepraszam za off topic - ostatnio przeżywam zderzenie z pewną kocią fundacją i - poza standardowymi obserwacjami (pani guru zarządzająca która sobie z tego żyje plus dość oszalałe wolontariuszki w które paniusia orze, jak może :cool1:) zauważam niesamowite parcie na odławianie i przetrzymywanie miesiącami w klatkach / w przekoconych DT nieszczęsnych kotów wolnożyjących, które w życiu u ludzi nie mieszkały, doskonale sobie radziły na wolności i można sobie wyobrazić, jak się czują, zamknięte na malutkiej powierzchni :roll:.
Pod pretekstem "adopcji", zważywszy na to, jak trudno wyadoptować nawet ślicznego, młodego kota / kociaka to szanse paroletnich, kostropatych kociambrów z problemami beahwioralnymi, sikających ze stresu na meble itd. oceniam na równe zeru.

Oni jakieś dotacje dostają na ilość przetrzymywanych kotów czy jak...? :angryy:

BTW zderzenie - w realu - z członkami organizacji prozwierzęcej, z ich chamstwem, przekonaniem o własnej racji, kłamstwami, niedotrzymywaniem ustaleń itd jest porażające.

Uwaga - nie mówię że wszyscy tacy są i zawsze tak się dzieje, ale dostrzegam niepokojącą prawidłowość i śmiem twierdzić, że nawet ludzie z dobrymi chęciami i świeżym spojrzeniem albo się tego stopniowo uczą, albo odpadają w naturalnym procesie pozbywania się "niedostatecznie twardych" członków SA, tego... organizacji. :cool3:[/QUOTE]

Ciekawe czy to nie ta sama organizacja :lol:, chociaż ta jest niby 'ogólną' organizacją pro zwierzęcą... Mają dotacje od ludzi, czyli darowizny. Wcisną łzawą historyjkę jak to biedny kotek był w strasznych warunkach, a teraz szczęśliwie siedzi i jest zdrowy, że trzeba na żwir, karmę, leczenie. Ludzie ślepi wszystko łykną, niczym pelikany na głodzie. Tylko że do czasu, później jest obrót o 180* i się nie ufa już żadnej organizacji

Nowi ludzie, z nowymi pomysłami i planem na działanie odpadają. Szukają innych możliwości pomocy zwierzętom lub robią to na własną rękę za własne pieniądze. Przecież 'prezes' nie przyzna że ktoś ma rację, czy zwyczajnie że 'prezes' robi syf i zniechęca ludzi... Prezesa się nie ruszy, a szkoda marnować czas i energię na walkę z ludźmi na stołkach 'przy korycie'.

Link to comment
Share on other sites

ja jeszcze uważam za skrajny kretynizm pomagactwo - nie pomoc realną, a właśnie pomagactwo.. niestety, mama znajomej (wraz ze znajomą) uprawiają od wielu lat sport pt. "dokarmianie kotów". jest to dokarmianie nieodpowiedzialne, tj. karmienie do oporu wszystkich kotów z osiedla, które następnie schodzą się pod jeden konkretny blok i oczywiście mnożą.
koty są regularnie oswajane (dla sportu, bo tu się głasknęło przy karmieniu, a tu na ręce wskoczył), toteż każdy nowy miot (dostanie co prawda karton w piwnicy, przy proteście innych sąsiadów) jest od małego przyzwyczajony do ludzi.
część kotów ginie pod kołami, parę może ktoś weźmie do domu, jak za kimś polazą. reszta zostaje i dalej się mnoży, a ta znajoma z mamą dalej je karmią.. kotów jest tam zatrzęsienie, mówiłam milion razy o sterylce (kotki dałyby się wyłapać, tak było kilka lat temu, teraz sama nie wiem, ile ich tam jest..), ale taki zabieg nie wchodzi w grę bo "z czego". jak porównałam, ile wydają miesięcznie na jedzenie dla tych kotów, to oczywiście bunt na pokładzie i "nie ma co porównywać",a dodam, że mamy wetów, którzy wytną kotki za pół ceny, jeśli to bezdomniaki.

takie coś mnie jeszcze bardziej irytuje, tak samo opcja z szukaniem DS nie wchodzi w grę (bo nie, "to dzikie koty"), no i tak sobie się rozmnażają w najlepsze, nie przesadzę, jeśli powiem, że od 20 lat.. na tamtej części osiedla koty są ZAWSZE,a administracja i mieszkańcy mają nieraz uzasadnione pretensje (koty leją w piwnicy, jeśli kotka się okoci, to to jest koci mocz x10, przez parę miesięcy). wg. mnie to koszmarnie głupie i skrajnie nieodpowiedzialne, za to na argument, że to przyczynianie się do bezdomności kolejnych zwierząt usłyszałam, że sama nie dokarmiam "bo żałuję" :razz:

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...