Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='Maron86']
Sunię trzeba było zabrać :diabloti:, tylko wątpię że by się po nią zgłosił...[/QUOTE]

TŻ by zabił mnie, a Patryk tą beczułkę :diabloti: no ale byłam bliska,bo sezon grillowo-piwkowy na łąkach i lasach nieopodal w pełni, kupa ludzi, szeroko rozumianej "młodzieży", więc ktoś pewnie by się ulitował i ją nakarmił, nie mniej jednak przeszła mi przez myśl jakaś paranoiczna wizja, że zaraz ją młodziaki gdzieś nieodpowiedzialnie zabiorą, więc lepiej żebym zrobiła to ja :diabloti:
'na szczęście' właściciel się znalazł..

Link to comment
Share on other sites

Cześć! Czytam Was od kiedy zdecydowałam się na to, że wezmę psa (Janek jest ze mną od 22.02.2014), to forum nauczyło mnie bardzo wielu rzeczy i dostarczyło mi ogromnej wiedzy, ale dotychczas tylko czytałam. Teraz jednak postanowiłam, że muszę się zarejestrować i opisać sytuację, która mi się przydarzyła bo od 3 dni jestem cała w nerwach i nie wiem czy faktycznie to ja coś zrobiłam źle, czy jednak to po prostu zwykłe chamstwo. Mam nadzieję, że jak to opiszę to trochę mi ulży... Mam nadzieję, że za bardzo nie off-top'uję...
Zacznę może od mojego psa- to ok. 1-1,5 roczny kundelek, czarny, duży pies, trochę w typie laba, ale na dłuższych nogach i szczuplejszy. Wzięłam go ze schroniska, jako, że nie jestem doświadczonym właścicielem (wcześniej w domu rodzinnym mieliśmy jamnika, żył 18 lat, ja mam teraz 24 więc prawie całe życie, ale to nie był MÓJ pies, bardziej domowy) chciałam żeby mój psiak był przyjazny i stosunkowo łatwy w ułożeniu, dlatego też wybrałam psa, który przejawia te cechy i w schronisku spędził tylko okres kwarantanny. Jego historia jest nieznana. Początkowo mieliśmy kilka problemów ze strachliwością i "szczenięcą zabawą w gryzienie", ale fobie przepracowałam sama, podgryzanie wyeliminowaliśmy przy pomocy behawiorysty (ten określił mojego psa jako uległego, nieprzejawiającego najmniejszej agresji- powiedział, że jeśli mój pies kiedykolwiek kogokolwiek (człowieka lub dowolne zwierzę) ugryzie to będzie to tylko moja wina).
Jeśli moje powyższe słowa nie powinny się znaleźć w tym poście, w tym temacie to bardzo proszę o pouczenie lub poradę gdzie to przenieść bo jestem laikiem w tych sprawach :)

A teraz przykra sytuacja:
3 dni temu poszłam na wybieg, na który chodzę kilka razy w tygodniu, każde takie wyjście to 2-4h. Znam ludzi i psy, które tam przychodzą, psy maja taką swoją sforę ;) Na wybieg przyszła pani z psem, którego nie znałam, wszystko było w porządku, lecz ponieważ był wykastrowany i nowy większość sfory za nim biegała,bawiły się, mój Janek też. W momencie, kiedy pani chciała wyjść już z psem, a mój nie miał ochoty mnie akurat słuchać i zwracał zbytnio uwagi na moje wołanie (mój pies stał może 5m ode mnie...musimy nad tym popracować...) postanowiłam, że podejdę do niego i zapnę go na smycz by ta pani mogła spokojnie wyjść. Podeszłam do niego od strony zadu, złapałam do za zad, on szybko odwrócił głowę w moją stronę i.... w tym momencie rzucił się na niego znajomy, nawet nie roczny, amstaff. Niestety po drodze do szyi mojego psa trafił na mój palec i mnie ugryzł, mojego psa również, ale na szczęście Janek w takich sytuacjach stara się odbiegać od agresora. Dodam, że amstaff, choć młody, od kiedy go znam, przejawia od zachowania agresywne, tzn. momentalnie sie nakręca i jeżeli np. jakiś pies podczas zabawy szczeknie lub "warknie" rzuca się i trzeba go odciągać. Właściciel zapiął psa na smycz, odszedł na bok, dziewczyna(też właścicielka) przyszła do mnie bo krzyknęłam, że mnie ugryzł, popatrzyła i nie wierzyła, wszyscy obecni byli przerażeni i chcieli mi pomóc. Krwawienie było znaczne, choć rana nieduża. Jedna z pań powiedziała, że powinnam iść do lekarza na jakiś zastrzyk i żeby to zobaczyli, mnie nigdy nie ugryzł żaden pies i nie wiedziałam jak mam postąpić. Przez następne dwie godziny ja i właściciel amstafa staraliśmy podejść do siebie z psami żeby się pogodzili, jednak amstaff (na szczęście na smyczy) co chwila rzucał się na Janka, przez cały ten czas mój palec krwawił. W końcu zrezygnowaliśmy, bo mój pies przy próbach ataku uciekał, ale po chyba 5 czy 6 zaczął powarkiwać. Podobno też podrapał amstaffa, spojrzałam na tą psią "ranę"- może 1,5cm długości zadrapanie naskórka pazurem. Janka szyja jest w o wiele gorszym stanie, jednak nie robiłam o to żadnych problemów, mi natomiast dziewczyna zwróciła uwagę, że mój pies zrobił dziurę w łapie jej psu. Zdenerwowała mnie tym, ale nie chciałam się wdawać w kłótnie bo sam właściciel uciął, że to żadna dziura tylko zadrapanie albo że to z mojego palca krew mu skapnęła.
W końcu poszli, na odchodne dziewczyna powiedziała mi żebym dała znać co z palcem (mamy swoje nr tel.)
Wróciłam więc do domu i zadzwoniłam do rodziców, opowiedziałam im całe zdarzenie i zapytałam czy powinnam faktycznie iść do lekarza bo palec od 3 godzin krwawił. Powiedzieli, że powinnam. Była już 21 więc zadzwoniłam do szpitala obok domu, powiedziałam, że ugryzł mnie pies i że to mała rana i zapytałam czy powinnam przyjść, pani powiedziała, że obowiązkowo na SOR na zastrzyk przeciwtężcowy. Poszłam, odsiedziałam swoje, dostałam zastrzyk i założyli mi dwa szwy + skierowanie do poradni chorób zakaźnych. Wróciłam do domu i napisałam wiadomość do właścicielki, że byłam na SOR i mam szwy i poprosiłam żeby następnego dnia o 12 przyszła na wybieg z zaświadczeniem o szczepieniach bo będę tego potrzebowała do poradni chorób zakaźnych. Dodałam też, że zalecono mi kupienie octeniseptu do przemywania rany (który kupiłam), że kosztował 22.95 i że chciałabym aby zwrocili mi koszt tego płynu. Odpisała, że o 12 nie ma czasu.. Później okazało się, że poradnia jest do 15, a ja od 12.45 do 14.30 miałam zajęcia w szkole, obok której jest ta poradnia. Zadzwoniłam wcześniej do poradni i zapytałam czy to koniecznie musi być dzisiaj bo do 15 nie uda mi się zdobyć zaświadczeń, kobieta powiedziała, że koniecznie trzeba przyjść tego samego dnia i trudno, najwyżej bez zaświadczeń. Poszłam więc, wcześniej informując o tym właścicielkę amstaffa, napisałam też, że jak już będę coś wiedziała to się odezwę i żeby przyszła się ze mną spotkać na wybieg. W poradni oczywiście powiedzieli, że albo przyniosę zaświadczenia odbytej obserwacji psa pod kątem wścieklizny (okazuje się, że zaświadczenia o szczepieniu psa i tak nic by nie dały), albo będę musiała przyjmować szczepionki. Dostałam od lekarza skierowanie na tą obserwację dla właścicieli (obserwacja jest bezpłatna) i skontaktowałam się z właścicielką w sprawie spotkania. Gdy się z nią zobaczyłam i pokazałam jej kartę informacyjną od lekarza żeby przeczytała, że faktycznie palec był szyty i jakie są zalecenia (palec miałam w opatrunku), dałam jej skierowanie na obserwację i poinformowałam, że trzeba iść 4 razy do weta i pokazać psa, bo jeśli tego nie zrobią to ja będę musiała przyjąć serię zastrzyków- od razu skoczyła do mnie, że jestem "po&^%na" że w ogóle poszłam do lekarza i że tak naprawdę to nie jej pies mnie ugryzł tylko mój i to on powinien iść na obserwację, a w ogóle to nie ugryzł, tylko zadrapał, albo podrapałam się o sprzączkę od obroży i robię wielką aferę bo ona by z tym nie poszła nigdzie. Powiedziała bardzo dużo nieprzyjemnych słów, bardzo nieprzyjemnym tonem, cóż, po prostu się na mnie wydzierała. Później dodała też, że równie dobrze ona może iść ze swoim psem do weterynarza żeby dał coś przeciwzapalnego bo jak twierdziła - mój pies ugryzł jej psa - i że będę za to zwracała pieniądze. Odparłam, że jeśli tego chce to nie ma problemu, ale ja wtedy zrobię to samo- Janek został ugryziony w szyję i w okolicach oka. Ogólnie było bardzo nerwowo, postanowiłam, że nie będę ciągnąć dalej tej dyskusji, powiedziałam, że bardzo proszę o to żeby poszli na obserwację i dostarczyli mi zaświadczenia bo chcę uniknąć szczepień, powiedziała "no nie wiem", ja ponowiłam prośbę i postanowiłam się oddalić. O pieniądzach za płyn do dezynfekcji ani słowa. Kilka godzin później poszłam na ten wybieg z moim psem bo ciężko mi się go prowadziło na smyczy z tym wielkim opatrunkiem na palcu, a wiadomo, pies potrzebuje ruchu. Na wybiegu rozmawiałam z jakimś starszym panem i wtedy przyszła właścicielka z amstaffem na smyczy, otwierając na całą szerokość furtkę, czekając ok.30 sekund (chyba myślała, że mój pies wybiegnie bo stała poza wybiegiem i w zasadzie, gdyby Janek nie rozumiał komendy 'zostań' to pewnie by wybiegł), podeszła do mnie, rzuciła we mnie jakąś kartką i rzekła "masz to i sobie to w d**pe wsadź", odwróciła się i wyszła z wybiegu. Bardzo się zdenerwowałam, z tych nerwów nawet się popłakałam tam, ale szybko sprawdziłam co jest na kartce i na szczęście to 1 z 4 zaświadczeń o obserwacji. Była już poza wybiegiem i krzyknęłam do niej, że potrzebuję jeszcze 3 takie zaświadczenia- odkrzyknęła "jak coś chcesz to dzwoń" i poszła. Dziś też byłam na wybiegu i pojawiła się tam psami (mają dwa młode amstaffy), nawet do mnie nie podeszła. Na szczęście nie spuściła ze smyczy tego, który mnie dziabnął.
Dodam, że dziewczyna jest ode mnie młodsza o 3 lata. Ja nie wiem, czy faktycznie ja coś zrobiłam źle? I w zasadzie to nie wiem czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie... nie obrażałam jej, nie robiłam problemów, nawet bezpośrednio po ugryzieniu nie prosiłam o zaświadczenie o szczepieniu bo znam tego psa... Fakt, że muszą chodzić na te obserwacje, ale czy to tak wiele? I czy może jednak nie powinnam iść do tego lekarza? Sama już nie wiem, raz wydaje mi się, ze nie zrobiłam nic złego, a za zastanawiam się czy przypadkiem dla świętego spokoju nie powinnam ze iść z Jankiem na tą obserwację... Ogólnie chce mi się ryczeć. Rozmawiałam na wybiegu z psiarzami, którzy byli świadkami tego ugryzienia i mówią, że widzieli, że to ten amstaff praktycznie uwiesił mi się na palcu. Ja wiem, że to nie jest jakaś duża rana, no ale jednak mam poczucie, że gdyby to mój pies kogoś ugryzł to przejęłabym się tym i starła się pomóc na wszelkie sposoby...
Najgorsze jest to, że muszę jeszcze zdobyć trzy zaświadczenia i obawiam się, że znowu najem się nerwów...

Przepraszam za tak długi post, ale proszę doradźcie mi coś...

Edited by lisiasta
pomyłka w cenie leku
Link to comment
Share on other sites

Po swoich doświadczeniach z tym jak mi pies wolnobiegający (z obrożą i zdecydowanie domowy husky) prawie odgryzł palca - co skończyło się jakimś tam odratowaniem go, długim leczeniem, jeszcze dłuższą rehabilitacją i na koniec nie do końca sprawnie działającym...
Napiszę ci tak, pies cię ugryzł, to NIE była twoja wina! Winą należy obarczyć nieodpowiedzialnych właścicieli, ten pies w ogóle nie powinien zaatakować twojego psa (swoją drogą zabierz go do weta, niech wystawi psu kartę o obrażeniach i lecz go nawet jak nie trzeba). Zgłoś sprawę na policję, ci ludzie to świnie i należy im się to, może następnym razem się zastanowią co robią i mówią. Żądaj odszkodowania za zadość uczynienie - niech wpłacą na schronisko czy jakąś organizację - oraz zwrotu kosztów poniesionych podczas leczenia siebie i psa, masz świadków poproś ich niech poręczą, masz zaświadczenie o zszywaniu i pogryzieniu. Przyznam szczerze ja byłam głupia i to zaniedbałam, wiadomo silne leki przeciwbólowe (1/3 palca zszyta żeby się nie rozleciała, mięso na zewnątrz było i lekarz je 'na dusia' wciskał do środka....).
I pamiętaj to nie ty pogryzłaś tego psa, tylko ten pies ciebie! Z tego co mówisz to są nieodpowiedzialni ludzi i jeśli nie dostaną 'po dupie' to kwestia czasu ten pies może ugryźć następną osobę (sama piszesz że przejawia agresję czyli powinien biegać w kagańcu).
Nie przejmuj się jej agresją, ona nie minie bo tym zdarzeniem przypadkiem udowodniłaś że od tego psa trzeba się trzymać jak najdalej (podejrzewam że to ludzie pokroju 'moje ttb jest najłagodniejsze, a wszystkie opinie o ttb to nieprawda + 0 wychowania). Nie wdawaj się w pyskówki z nią, szkoda czasu. Niech ci da co trzeba bo zastrzyki ponoć piekielnie bolesne (ja na szczęście uniknęłam bo wyłapali 'sprawcę' pogryzienia), niech zapłacą zadość uczynienie i tyle.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']Niech ci da co trzeba bo zastrzyki ponoć piekielnie bolesne (ja na szczęście uniknęłam bo wyłapali 'sprawcę' pogryzienia), niech zapłacą zadość uczynienie i tyle.[/QUOTE]
Zastrzyki bolesne były z jakieś 30-40 lat temu, kiedy sprowadzano je na rynek Polski z ZSRR i była to seria w brzuch. Już w połowie lat 70-tych, jeszce za ŚP socjalizma zaczeliśmy sprowadzać je z Instytutu Pastera i dostawało się je w ramię. Ból a raczej nieprzyjemność jak przy normalnym szczepieniu, także nie należy się bać, bardziej nieprzyjemnie jest przy zastrzyku znieczulajacym u dentysty.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86'] Zgłoś sprawę na policję, ci ludzie to świnie i należy im się to, może następnym razem się zastanowią co robią i mówią. tyle.[/QUOTE]

Szczerze mówiąc to nawet mi to przez myśl nie przeszło bo trochę się już znamy... Tym bardziej myślałam, że skoro się znamy to załatwimy to jakoś normalnie. Mam teraz sesję, mało czasu, dużo stresu i nie wiem czy dałabym radę to ogarnąć. Faktycznie nie podoba mi się zachowanie tych ludzi. Na wybiegu było wtedy też 10 letnie dziecko i zastanawiam się co by się stało, gdyby to ono chciało zapiąć na smycz psa. Oni są bardzo młodzi, bardzo pyskaci i właściwie to przydałoby się żeby ktoś sprowadził ich trochę na ziemię, ale nie wiem czy rzeczywiście to mam być ja.

Link to comment
Share on other sites

Trochę się już znacie, ale po pogryzieniu poznałaś inną twarz tej dziewczyny. Szczerze wątpię, że można nad tym po prostu przejść do porządku dziennego. Pies może zagrażać innym, jeśli nie doprowadzi się właścicieli do porządku, a oni wybitnie nie chcą współpracować. W tym wypadku to Ty jesteś poszkodowaną i ich psim obowiązkiem jest co najmniej dostarczenie papierów.

Masz z nią kontakt, więc zgłoszenie sprawy na policję będzie łatwiejsze, niż w przy pogryzieniu przez przypadkowo napotkanego psa, którego widzisz pierwszy raz na oczy, a może naprawdę pomóc...

Link to comment
Share on other sites

lisiasta, nie wdawaj się z dziewczyną w dyskusje tylko spokojnie poinformuj ją, że Ty zostałaś ugryziona przez jej psa, który zaatakował Twojego i nie godzisz się aby tak Cię traktowała i zrzucała odpowiedzialność na Ciebie. Bo to ona jest odpowiedzialna całego zajścia i skoro chciała mieć psa to teraz musi ponieść konsekwencje jego zachowania. Powiedz jej to przy ludziach, spokojnie ale stanowczo, nie krzycząc i bez zbędnych emocji.
To, ze dostałaś Ty to był wypadek, ale to, że on celował w Twojego psa to już było jego zamierzone działanie. I nie, nie zrobiłaś nic złego.

Link to comment
Share on other sites

lisiasta, nie wdawaj się z dziewczyną w dyskusje tylko spokojnie poinformuj ją, że Ty zostałaś ugryziona przez jej psa, który zaatakował Twojego i nie godzisz się aby tak Cię traktowała i zrzucała odpowiedzialność na Ciebie. Bo to ona jest odpowiedzialna całego zajścia i skoro chciała mieć psa to teraz musi ponieść konsekwencje jego zachowania. Powiedz jej to przy ludziach, spokojnie ale stanowczo, nie krzycząc i bez zbędnych emocji.
To, ze dostałaś Ty to był wypadek, ale to, że on celował w Twojego psa to już było jego zamierzone działanie. I nie, nie zrobiłaś nic złego.

Link to comment
Share on other sites

cóż, astek dorósł i jak widać nie powinien sobie radośnie pląsać pośród innych piesków, bo to nie będzie ostatni raz. jakby mi gówniara wyskoczyła, że pójdzie do weta i za zadrapanie swojego psa, przez którego mam szyty palec, każe mi płacić to z miejsca bym na policję zadzwoniła i więcej z nią nie dyskutowała. albo się ktoś umie zachować i załatwić polubownie sprawę albo niech płaci, to może to go czegoś nauczy.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Brezyl']Zastrzyki bolesne były z jakieś 30-40 lat temu, kiedy sprowadzano je na rynek Polski z ZSRR i była to seria w brzuch. Już w połowie lat 70-tych, jeszce za ŚP socjalizma zaczeliśmy sprowadzać je z Instytutu Pastera i dostawało się je w ramię. Ból a raczej nieprzyjemność jak przy normalnym szczepieniu, także nie należy się bać, bardziej nieprzyjemnie jest przy zastrzyku znieczulajacym u dentysty.[/QUOTE]

Mnie pies dziabnął 2012 (z tego co pamiętam) koniec listopada (rok później w ten sam dzień 'rocznicę' zrobiłam prawko :lol:), kobieta z zakaźnych mówiła że lepiej psa odnaleźć niż dostawać te zastrzyki, mówiła że bolesne i bardzo uciążliwe. Nie miałam na szczęście, dlatego zawierzam że tak właśnie jest skoro 'specjalista' tak mówił ;).

Tych młodych od asta zgłosiłabym mimo wszystko na policję, dostaną przynajmniej mandat jeśli nie będziesz chciała tego ciągnąć sądownie (a może wystarczy po interwencji policji powiedzieć wprost że chcesz pokrycia kosztów, albo dasz sprawę do sądu). Nie myśl tylko o sobie, ale również o tym że ten pies zwyczajnie przy takich właścicieli stwarza realne zagrożenie - które sama odczułaś.

Link to comment
Share on other sites

wyślij jej wezwanie przedsądowe :cool3: napisz oficjalne pismo, że żądasz zwrotu kosztów leczenia (z załączeniem skanów paragonów), weź od weta 'obdukcję' swojego psa + koszty leczenia (środki do przemywania, itd.) i heja, nie daj się, baba wyraźnie robi w gacie, bo pewnie wie, ze "agresywny" pies (obiegowa opinia) może mieć problemy, tak samo rodzina tegoż psa, bo fama pt. "agresywny amstaff" nie przynosi nic dobrego, to nie jamnik, wiadomo, jacy są ludzie.

jakby mój pies kogoś uwalił, to bym zaniosła go na rękach do lekarza :oops: nie wiem jak można się wypierać, szczególnie, że krwawiłaś i to nie było małe zadrapanie, w końcu szwy zostały założone. baba jest durna jak but, a o chamstwie nawet nie wspomnę (o rzucaniu zaświadczeniem, obelgach - paskudna sytuacja).
ja bym nie odpuściła za żadne skarby, zgłoś to na policję albo - jak mówiłam - napisz jej wezwanie przedsądowe i zasugeruj, że nie żartujesz.
inna sprawa, że skoro ten pies ma odpały, to powinien latać w kagańcu (dziecko by bardziej ucierpiało w takim starciu,brrr), co z kolei notka na SM o pogryzieniu na koncie pomoże w egzekwowaniu, że jednak lata luzem.

nie wyobrażam sobie umywania rąk od odpowiedzialności, trafiłaś na buraków - mój nieprzewidywalny dureń lata w kagańcu, a jeśli kogoś by ugryzł w chwilach bez kubła, to bym umarła ze wstydu, zaniosła własnoręcznie do szpitala na szycie i sama bym chodziła do apteki i gotowała obiady takiej osobie przez najbliższy miesiąc :roll:
inna sprawa, że dziwi mnie, że baba się zwyczajnie nie boi - przecież obiegowa opinia o 'groźnych astach' (no cóż, sprawdziło się po części, ale wg. mnie mógłby to być każdy inny, niewychowany pies) może spowodować, że pies zostanie jej zabrany na obserwację, że też ona nie próbuje tego łagodzić na wszystkie sposoby?!

zero mózgu.

Link to comment
Share on other sites

Jeżeli szczeniak (jeszcze nie dorosły pies) ma zapędy do agresji to czemu beztrosko biega sobie z pieskami bez kagańca? Na waszym miejscu nie pozwoliłabym aby pies na wybieg wszedł "goły"... nieważne czy amstaff, dog czy york, żeby ma i dzięki takim zachowaniom inne łagodne psy robią się agresywne . Przykra sytuacja:shake: kiedyś miałam podobną sytuację lecz szczęście w nieszczęściu że mój pies "pomylił" moje udo z napastnikiem ;)
Laska bardzo nieprofesjonalnie się zachowała mając taką rasę jaką ma a o aferę morderczego genu jest naprawdę nie problem

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']wyślij jej wezwanie przedsądowe :cool3: napisz oficjalne pismo, że żądasz zwrotu kosztów leczenia (z załączeniem skanów paragonów), weź od weta 'obdukcję' swojego psa + koszty leczenia (środki do przemywania, itd.) i heja, nie daj się, baba wyraźnie robi w gacie, bo pewnie wie, ze "agresywny" pies (obiegowa opinia) może mieć problemy, tak samo rodzina tegoż psa, bo fama pt. "agresywny amstaff" nie przynosi nic dobrego, to nie jamnik, wiadomo, jacy są ludzie.
[/QUOTE]

Popieram ;) tylko wyślij poleconym na druczku ZPO i dorzuć w wezwaniu, że jeśli w terminie X dni od dnia doręczenia jej wezwania nie zwróci kosztów wystąpisz na drogę sądową celem uzyskania odszkodowania i zadośćuczynienia. Jak chcesz to pisz PW- podeślę Ci wzór.

Link to comment
Share on other sites

dziękuję wszystkim za rady i podniesienie mnie na duchu :) Faktycznie jest tak, że właścicielami jest chłopak i dziewczyna, na zaświadczeniu od weta jako właściciel widnieje on. Chłopak zdecydowane lepiej ogarnia te psy, ale też nie do końca ma kontrolę. Ona, kiedy przychodzi sama i pies jej nie słucha biega za nim po wybiegu krzycząc, że ma jej słuchać, czasami go uderzy i sadza, krzycząc przy tym "siedzisz!". Pies na nią warczy i szczeka, ale w końcu daje się złapać. Ciężka to sprawa bo mam tylko jeden wybieg w pobliżu domu, a oni spędzają tam nieraz całe dnie i wszyscy ludzie dobrze ich znają, na zachowanie tych szczeniaków przymykają oczy właśnie dlatego, że są szczeniakami. To takie wybiegowe pupilki. Wolałabym nie robić wielkiej wojny, ale macie rację- to nie ja ją zaczęłam... Ze zwrotem kosztów mam trochę problem bo wysłałam współlokatora do apteki i nie wziął paragonu, mam tylko opakowani leku z naklejoną ceną i adresem apteki... Nie jestem też pewna czy jest sens targać mojego Janka do weta bo teraz to tylko kilka strupów... Nie sądzicie, że lepiej poczekać na to jak będą się zachowywać przy przekazywaniu kolejnych zaświadczeń i jeśli dalej ta dziewczyna będzie się rzucać to wtedy podjąć decyzję o zgłoszeniu sprawy na policję, czy zgłosić mimo wszystko? Kurde, właściwie nie wiem jak to się robi, nigdy nic nie zglaszałam, nie mam pojęcia jak wyglądają procedury..

Link to comment
Share on other sites

mnie już "straszenie sądem" dawno przestało wydawać się [I]cebulackie [/I]i pieniackie, bo miałam parę takich sytuacji, że do wyboru było albo właśnie wezwanie przedsądowe, albo wizyta smutnych panów z Albanii :diabloti: także zdecydowanie polecam tą drogę, nie będzie to wg. mnie bicie piany, bo masz faktyczne podstawy do walki o swoje - nawet jeśli Cię mocno nie poturbował, to sam fakt jak się czujesz + zachowanie tej babki wskazuje na ewidentne podstawy do dochodzenia swego w sądzie.
trzymam kciuki, daj znać jak poszło!

Link to comment
Share on other sites

[quote name='lisiasta']dziękuję wszystkim za rady i podniesienie mnie na duchu :) Faktycznie jest tak, że właścicielami jest chłopak i dziewczyna, na zaświadczeniu od weta jako właściciel widnieje on. Chłopak zdecydowane lepiej ogarnia te psy, ale też nie do końca ma kontrolę. Ona, kiedy przychodzi sama i pies jej nie słucha biega za nim po wybiegu krzycząc, że ma jej słuchać, czasami go uderzy i sadza, krzycząc przy tym "siedzisz!". Pies na nią warczy i szczeka, ale w końcu daje się złapać. Ciężka to sprawa bo mam tylko jeden wybieg w pobliżu domu, a oni spędzają tam nieraz całe dnie i wszyscy ludzie dobrze ich znają, na zachowanie tych szczeniaków przymykają oczy właśnie dlatego, że są szczeniakami. To takie wybiegowe pupilki. Wolałabym nie robić wielkiej wojny, ale macie rację- to nie ja ją zaczęłam... Ze zwrotem kosztów mam trochę problem bo wysłałam współlokatora do apteki i nie wziął paragonu, mam tylko opakowani leku z naklejoną ceną i adresem apteki... Nie jestem też pewna czy jest sens targać mojego Janka do weta bo teraz to tylko kilka strupów... Nie sądzicie, że lepiej poczekać na to jak będą się zachowywać przy przekazywaniu kolejnych zaświadczeń i jeśli dalej ta dziewczyna będzie się rzucać to wtedy podjąć decyzję o zgłoszeniu sprawy na policję, czy zgłosić mimo wszystko? Kurde, właściwie nie wiem jak to się robi, nigdy nic nie zglaszałam, nie mam pojęcia jak wyglądają procedury..[/QUOTE]

pójdź do apteki i zapytaj, czy nie wydadzą Ci paragonu [I]wstecz[/I],nie wiem jak to działa, może jest jakaś forma zaświadczenia, że kupiłaś (albo kopia paragonu, pewnie da się coś takiego wystawić).
psa zabierz na oględziny, żeby wet napisał że faktycznie ugryzienie BYŁO, niezależnie czy trzeba je leczyć - to będzie dowód, że nie wyssałaś sobie z palca całej sytuacji.

a jeśli facet jest właścicielem, to wg. mnie tym lepiej - musiałaby być upośledzona, żeby wmieszać swojego mężczyznę w sprawy sądowe i ciąganie po komisariatach, więc jeśli idzie się z nią w jakiś sposób porozumieć, to najpierw jej zapowiedz, że takie wezwanie jej wyślesz, jeżeli natychmiast nie doniesie Ci tego, czego potrzebujesz.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']Popieram ;) tylko wyślij poleconym na druczku ZPO i dorzuć w wezwaniu, że jeśli w terminie X dni od dnia doręczenia jej wezwania nie zwróci kosztów wystąpisz na drogę sądową celem uzyskania odszkodowania i zadośćuczynienia. Jak chcesz to pisz PW- podeślę Ci wzór.[/QUOTE]
Ok, czyli rozumiem, że mimo wszystko powiedzieć o zwrocie kosztów i o tym piśmie, dodatkowo zgłaszać to na policję czy jeśli zwrócą mi koszty to już nie?

Pani profesor: "pójdź do apteki i zapytaj, czy nie wydadzą Ci paragonu [I]wstecz[/I]" - zapytam o to jutro! dziękuję!

Link to comment
Share on other sites

[quote name='marmara_19']jesli ona tylko byla z psem w tej przykrej sytuacji to ja beda ciagac po sadach a nie jego pomimo tego, ze on widnieje w papierach jako wlasciciel psa.

Troche na biezaco jestem..[/QUOTE]

to tego nie wiedziałam - myślałam, że mimo wszystko właściciel psa ponosi odpowiedzialność za to, komu dał psa i co ten pies wówczas nawyprawiał.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='marmara_19']jesli ona tylko byla z psem w tej przykrej sytuacji to ja beda ciagac po sadach a nie jego pomimo tego, ze on widnieje w papierach jako wlasciciel psa. [/QUOTE]

Byli wtedy razem, ale od samego zdarzenia chłopaka już nie widziałam, przychodziła sama.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='lisiasta']Ok, czyli rozumiem, że mimo wszystko powiedzieć o zwrocie kosztów i o tym piśmie, dodatkowo zgłaszać to na policję czy jeśli zwrócą mi koszty to już nie?

Pani profesor: "pójdź do apteki i zapytaj, czy nie wydadzą Ci paragonu [I]wstecz[/I]" - zapytam o to jutro! dziękuję![/QUOTE]


Zgłaszaj koniecznie i to jak najszybciej! Dostaną najprawdopodobniej mandat, najlepiej jeszcze zaznacz, że pies to amstaff i koniecznie zwróć uwagę na to, że mógłby równie dobrze zaatakować dziecko, które przyszło z psem i rodzicami na wybieg gdyby niechcący stanęło mu na drodze itd. I że dzisiaj Twój pies, a jutro ofiarą może paść człowiek. Zgłoszenie będzie stanowiło kolejny dowód w sprawie, gdybyś zdecydowała się z tym iść do sądu.

Zbieraj wszystkie paragony, zaświadczenia, kwitki od lekarzy i weterynarza. Pamiętaj o tym, żeby wysłać wezwanie na druku ZPO!

Co do samej sprawy sądowej (gdybyś jednak chciała im narobić problemu) to przysługuje Ci odszkodowanie i zadośćuczynienie. W uproszczeniu na kwotę odszkodowania składają się właśnie wszystkie koszty związane z opieką lekarską, zniszczonymi wskutek ataku przedmiotami (np. porwana koszulka), utrata zarobków (gdybyś musiała na kilka dni wziąć wolne w pracy) itd., a zadośćuczynienie przysługuje za naruszenie dóbr osobistych- na przykład zdrowia.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']Mnie pies dziabnął 2012 (z tego co pamiętam) koniec listopada (rok później w ten sam dzień 'rocznicę' zrobiłam prawko :lol:), kobieta z zakaźnych mówiła że lepiej psa odnaleźć niż dostawać te zastrzyki, mówiła że bolesne i bardzo uciążliwe. Nie miałam na szczęście, dlatego zawierzam że tak właśnie jest skoro 'specjalista' tak mówił ;). [/QUOTE]

Na 100%. Dostałam serię, jak przy uwalnianiu nieznanego psa z sideł, w napadzie strachu lekko mnie dziabnął. Byliśmy na spacerze konnym w dość dużej grupie. Będąc sama zrobiłabym to na spokojnie, wolno, ale grupa mnie poganiała, biedny pies otoczony potworami z ludźmi na grzbiecie, był bardzo spanikowany, a pętla z dość grubego drutu mocno zacisnięta. Na pogotowiu babka ostro mnie nastraszyła, więc do szpitala na Arkońskiej szłam na trzęsących się nogach. Pani była bardzo miła i od razu mnie uspokoiła, że do niedawna rzeczywiście zastrzyki były bardzo bolesne i często występowały odczyny polekowe w miejscu wkłucia, ale teraz mają zastrzyki z Francji z Instytutu Pastera. Dostałam 6-7 dawek wszystkie w ramię, nawet nie pamiętam aby któryś był bolesny.
Teraz sprawdziłam, jak to wygląda na dzień dzisiejszy.
Tak więc osoba niezaszczepiona wcześniej przeciw wściekliżnie, a ugryziona ma oczyszczoną ranę i z reguły podaną szczepionkę przeciwtężcową. Nastepnie jeśli nie ma psa i nie można go poddać obserwacji podaje się swoistą immunoglobulinę i 5 dawek szczepionki. Łącznie osoba eksponowana otrzyma conajmniej 6-7 zastrzyków ( z których jeden dość bolesny - to własnie ta immunoglobulina, którą podaje się ostrzykując okolicę rany) reszta zastrzyków podawana jest domięśniowo. Jeżeli osoba, była wcześniej zaszczepiona przeciw wściekliźne - leśnicy, myśliwi, weci specjalizujacy się w sekcjach, osoby wyjeźdzajace w rejony, gdzie panuje wścieklizna - dostaje się 2 dawki szczepionki, bez imonoglobuliny. Takie szczepienie szczepienie "na zapas" składa się z 3 dawek, a dodatkowo unika się wstrzyknięcia immunoglobnuliny, która jest kosztowna i trudno dostępna w krajach rozwijających się. Podobno takie szczepienia są bardziej skuteczne niż szczepienia po ugryzieniu.
[URL]http://www.psse.bialystok.pl/informacje-komunikaty/232-obowizek-zgoszenia-osoby-potencjalnie-naraonej-na-wcieklizn.html[/URL][URL]http://pogromcymitowmedycznych.pl/news/profilaktyka-w%C5%9Bcieklizny/[/URL]
[URL]http://www.pis.gov.pl/userfiles/file/Departament%20EP/szczepienia/zal_szczep%20PSO%202012.pdf[/URL]
[URL="http://www.who.int/rabies/en/WHO_guide_rabies_pre_post_exp_treat_humans.pdf"]http[/URL][URL="http://www.cdc.gov/rabies/resources/acip_recommendations.html"]://www.cdc.gov/rabies/resources/acip_recommendations.html[/URL]
[URL]http://www.who.int/rabies/en/WHO_guide_rabies_pre_post_exp_treat_humans.pdf[/URL]

Tak więc lisiasta, jeżeli w ciągu 15 dni + 2-3 dni nie otrzymasz informacji od dziewczyny, ze wszystko z psem w porządku, zgłoś to do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, najblizszej miejsca Twojego zamieszkania. Lekarz, który dał Ci skierowanie na obserwację psa, który Cię pogryzł, na pewno to zgłosił, bo miał taki obowiązek. Także panienka, żadnej łachy Ci nie robi, chce dodatkowo zapłacic karę administracyjna za uchylanie się to jej problem.

Edited by Brezyl
Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']Zgłaszaj koniecznie i to jak najszybciej! Dostaną najprawdopodobniej mandat, najlepiej jeszcze zaznacz, że pies to amstaff i koniecznie zwróć uwagę na to, że mógłby równie dobrze zaatakować dziecko, które przyszło z psem i rodzicami na wybieg gdyby niechcący stanęło mu na drodze itd. I że dzisiaj Twój pies, a jutro ofiarą może paść człowiek. Zgłoszenie będzie stanowiło kolejny dowód w sprawie, gdybyś zdecydowała się z tym iść do sądu.

Zbieraj wszystkie paragony, zaświadczenia, kwitki od lekarzy i weterynarza. Pamiętaj o tym, żeby wysłać wezwanie na druku ZPO!

Co do samej sprawy sądowej (gdybyś jednak chciała im narobić problemu) to przysługuje Ci odszkodowanie i zadośćuczynienie. W uproszczeniu na kwotę odszkodowania składają się właśnie wszystkie koszty związane z opieką lekarską, zniszczonymi wskutek ataku przedmiotami (np. porwana koszulka), utrata zarobków (gdybyś musiała na kilka dni wziąć wolne w pracy) itd., a zadośćuczynienie przysługuje za naruszenie dóbr osobistych- na przykład zdrowia.[/QUOTE]
Dziękuję za informację Tobie i wszystkim, którzy odpisali. :Rose::Rose: To bardzo miłe, że ktoś stara się pomóc! :Rose::Rose:

Link to comment
Share on other sites

A teraz druga sprawa. Bo w pierwszej, odpowiedzialność własciciela (posiadacza) asta jest tak jak Ci wszyscy piszą. Racja jest całkowicie po Twojej stronie, więcej nawet, jeśli po rzuceniu się asta na Twojego, ten w obronie zrobiłby coś tamtemu psu to i tak winny jest pies, który zaatakował, a nie ten który broni sie w panice.
Chodzi mi jednak o ten wątek:
[quote name='lisiasta'] Przez następne dwie godziny ja i właściciel amstafa staraliśmy podejść do siebie z psami żeby się pogodzili, jednak amstaff (na szczęście na smyczy) co chwila rzucał się na Janka, przez cały ten czas mój palec krwawił. W końcu zrezygnowaliśmy, bo mój pies przy próbach ataku uciekał, ale po chyba 5 czy 6 zaczął powarkiwać. [/QUOTE]

Fajnie i bardzo szczegółowo opisałaś cała sytuację, ale wynika z niej, że masz małą wiedzę dotyczącą psów. Jeśli zdarzyłoby się to na profesjonalnym szkoleniu, pod okiem fachowca, to takie rzeczy można robić. Ale samemu, bez umiejętności odczytania zachowania się psa – zbyt zaryzykowałaś. Zamiast uspokoić sytuację i rozładować konflikt, mogłaś spowodować jego zaostrzenie w przyszłości.
Zamiast na wybieg, poszukaj ludzi z Krakowa czy Przemyśla na wspólne psie spacery. Zainwestuj w szkolenie, pies powinien koncentrować się na właścicielu, tego na wybiegu psa nie nauczysz. Ja osobiście wybiegi omijam, mimo że te w naszym mieście, są chyba najładniejsze w Polsce i jest ich stosunkowo dużo. Tyle tylko, ze mam psa dość ostrego i o ile na placu szkoleniowym, nie ma z tym problemów, bo ludzie są obyci, a ich psy odwoływalne, to wejście na wybieg, gdzie jakiś pies sadzi się do mojego, a własciciel uważa, że piesek chce się pobawić, a tymczasem piesek idzie do czołowego ataku na mojego fajne nie jest.

Edited by Brezyl
Link to comment
Share on other sites

[quote name='Brezyl']
Fajnie i bardzo szczegółowo opisałaś cała sytuację, ale wynika z niej, że masz małą wiedzę dotyczącą psów. Jeśli zdarzyłoby się to na profesjonalnym szkoleniu, pod okiem fachowca, to takie rzeczy można robić. Ale samemu, bez umiejętności odczytania zachowania się psa – zbyt zaryzykowałaś. Zamiast uspokoić sytuację i rozładować konflikt, mogłaś spowodować jego zaostrzenie w przyszłości.
Zamiast na wybieg, poszukaj ludzi z Krakowa czy Przemyśla na wspólne psie spacery. Zainwestuj w szkolenie, pies powinien koncentrować się na właścicielu, tego na wybiegu psa nie nauczysz. Ja osobiście wybiegi omijam, mimo że te w naszym mieście, są chyba najładniejsze w Polsce i jest ich stosunkowo dużo. Tyle tylko, ze mam psa dość ostrego i o ile na placu szkoleniowym, nie ma z tym problemów, bo ludzie są obyci, a ich psy odwoływalne, to wejście na wybieg, gdzie jakiś pies sadzi się do mojego, a własciciel uważa, że piesek chce się pobawić, a tymczasem piesek idzie do czołowego ataku na mojego fajne nie jest.[/QUOTE]

Oczywiście, nie uważam się za żadnego eksperta w dziedzinie psów. Właściciel amstaffa poprosił mnie o to żebyśmy je pogodzili- chcieliśmy żeby do siebie podeszły i się powąchały, jednak nic z tego, początkowo Janek uciekał za mnie albo udawał, że nie widzi tego psa. Później jednak podchodził bliżej, ale tamten wcale nie miał ochoty na zgodę. Myślałam, że tak trzeba bo behawiorysta powiedział mi, że kiedy dojdzie do konfliktu pomiędzy psami, nie wolno sie rozchodzić w dwie strony bo ta agresja to będzie ostatnie co zapamiętają i pierwsze co sobie przypomną przy kolejnym spotkaniu. Czyli jednak jestem w błędzie i nie należy tego robić? Czy w takiej sytuacji powinnam po prostu wyjść z wybiegu?

Koncentrowanie psa na mojej osobie ćwiczymy podczas spacerów "dalekobieżnych", na smyczy. Nie odważyłabym się go odpiąć nawet na krakowskich Błoniach, a mnóstwo ludzi to robi. Mój pies nie jest jednak jeszcze na tyle posłuszny bym mogła mu na to pozwolić :oops: Dzięki wybiegom może się pobawić z innymi psami będąc "na luzie".

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...