Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='isabelle301']Tak małego dziecka? Tak - to brak opieki a nie nieprawidłowa opieka. Powiem więcej - puszczenie nawet na osiedlową jezdnię nawet 10 latka to nieodpowiednia opieka...
Dokładnie takiej samej rangi brak opieki gdy matka tylko na 5 minut wychodzi po bułki do sklepiku osiedlowego zostawiając 5 letnie dziecko samo w domu[/QUOTE]


Moim zdaniem popadasz w paranoję. Może wynika to z tego, że sama byłam przez moich rodziców "puszczana luzem" i w żaden sposób nie odbiło się to negatywnie na moim życiu. A przeróżne sytuacje się zdarzały. Ja osobiście nie uważam puszczania 10-letniego dziecka na rower za nieodpowiednią opiekę, kojarzy mi się to z nadopiekuńczymi rodzicami i z własnego otoczenia widzę jak potem takie osoby mają problem z odnalezieniem się w różnych sytuacjach, bo wiecznie nad nimi stali rodzice. Czy któreś z twoich dzieci jest już dorosłe?

Zła rzecz może przydarzyć się w momencie gdy mama niekoniecznie wyjdzie do sklepu- wystarczy że będąc w domu na 2 minuty wyjdzie do toalety i dziecko wpadnie na jakiś dziwny pomysł typu skakanie ze stołu.

Czy swoją córkę bierzesz ze sobą do łazienki, gdy idziesz za potrzebą?


[quote name='isabelle301'][URL]http://www.serwisprawa.pl/wersja_do_druku.php?str=artykuly&ob=2498&ty=3[/URL]

warto poczytać...[/QUOTE]

W tej sytuacji nijak to się ma do stanu faktycznego tak naprawdę. Gdyby rodzice złożyli pozew sąd moim zdaniem jak najbardziej przychyliłby się do zasądzenia im odszkodowania i zadośćuczynienia. To klasyczna sprawa do wygrania. Zwierzę nie może pozostawać bez nadzoru przy czym za pozostawienie bez nadzoru uznaje się też zamknięcie psa na działce, do której furtka nie jest zamknięta na klucz. Gdyby na działkę weszło dziecko i zostało pogryzione to bardzo prawdopodobne, że właściciele i tak by ponieśli odpowiedzialność.

Edited by klaki91
Link to comment
Share on other sites

Mną się starsze rodzeństwo zajmowało (+6 i +9 ode mnie) bo niestety rodzice musieli pracować i zarabiać na utrzymanie. Ja pamiętam że sama chodziłam kupować chleb, słodycze, jakieś małe drobiazgi do sklepu (umieszczony w tym samym bloku klatkę dalej) w wieku niespełna 6lat, sprawiało mi to dużą przyjemność i czułam radość z pomagania i samodzielnych 'zakupów'.
Dziś do tego samego miejsca dziecka samopas bym nie puściła, z chodnika zrobiono drogę dojazdową i dorosły ma obawy przed normalnym wyjściem z klatki, a co dopiero taki maluch.

Czasy były inne, niebezpieczeństwa były inne, w innym wieku można było dziecko usamodzielniać. Dziś strach posłać dziecko do szkoły czy nie trafi na klasę sadystów, a samoobrona to priorytet :shake:...
To samo tyczy się zwierząt, kiedyś było mniej ścin między psami. Kiedyś było wstyd mieć niewychowanego ujadacza, psa który się nie słuchał się nie spuszczało, spuszczało się tylko te w kagańcu. Człowiek czuł się bezpieczniej, dziś przechodząc koło małych rozwydrzonych ujadaczo-podgryzaczy nigdy nie wiem który kiedy mnie za spodnie złapie. Przyznam szczerze że nie lubię właśnie przez to małych psów, mieczuję się w ich obecności komfortowo...

Skrajności są wszędzie, wszystko zależy od tego kto patrzy na daną sytuację z jakiej perspektywy. Tylko ty chyba nie powód by się obrażać wzajemnie i wyzywać, oraz skakać sobie do gardeł? ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']Mną się starsze rodzeństwo zajmowało (+6 i +9 ode mnie) bo niestety rodzice musieli pracować i zarabiać na utrzymanie. Ja pamiętam że sama chodziłam kupować chleb, słodycze, jakieś małe drobiazgi do sklepu (umieszczony w tym samym bloku klatkę dalej) w wieku niespełna 6lat, sprawiało mi to dużą przyjemność i czułam radość z pomagania i samodzielnych 'zakupów'.
Dziś do tego samego miejsca dziecka samopas bym nie puściła, z chodnika zrobiono drogę dojazdową i dorosły ma obawy przed normalnym wyjściem z klatki, a co dopiero taki maluch.

Czasy były inne, niebezpieczeństwa były inne, w innym wieku można było dziecko usamodzielniać. Dziś strach posłać dziecko do szkoły czy nie trafi na klasę sadystów, a samoobrona to priorytet :shake:...
To samo tyczy się zwierząt, kiedyś było mniej ścin między psami. Kiedyś było wstyd mieć niewychowanego ujadacza, psa który się nie słuchał się nie spuszczało, spuszczało się tylko te w kagańcu. Człowiek czuł się bezpieczniej, dziś przechodząc koło małych rozwydrzonych ujadaczo-podgryzaczy nigdy nie wiem który kiedy mnie za spodnie złapie. Przyznam szczerze że nie lubię właśnie przez to małych psów, mieczuję się w ich obecności komfortowo...

Skrajności są wszędzie, wszystko zależy od tego kto patrzy na daną sytuację z jakiej perspektywy. Tylko ty chyba nie powód by się obrażać wzajemnie i wyzywać, oraz skakać sobie do gardeł? ;)[/QUOTE]

Dziś to raczej kwestia mediów niż zwiększonego zagrożenia ;) kiedyś też zdarzały się wypadki, porwania, gwałty, ekshibicjoniści, dzieci gnębiły słabsze jednostki, zwierzęta, psy gryzły ludzi i dzieci. Niewiele się zmieniło, ja tam większych zmian nie widzę poza tym, że wszędzie się o tym trąbi.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']Moim zdaniem popadasz w paranoję. Może wynika to z tego, że sama byłam przez moich rodziców "puszczana luzem" i w żaden sposób nie odbiło się to negatywnie na moim życiu. A przeróżne sytuacje się zdarzały. Ja osobiście nie uważam puszczania 10-letniego dziecka na rower za nieodpowiednią opiekę, kojarzy mi się to z nadopiekuńczymi rodzicami i z własnego otoczenia widzę jak potem takie osoby mają problem z odnalezieniem się w różnych sytuacjach, bo wiecznie nad nimi stali rodzice. Czy któreś z twoich dzieci jest już dorosłe?

Zła rzecz może przydarzyć się w momencie gdy mama niekoniecznie wyjdzie do sklepu- wystarczy że będąc w domu na 2 minuty wyjdzie do toalety i dziecko wpadnie na jakiś dziwny pomysł typu skakanie ze stołu.

Czy swoją córkę bierzesz ze sobą do łazienki, gdy idziesz za potrzebą?




W tej sytuacji nijak to się ma do stanu faktycznego tak naprawdę. W momencie gdyby rodzice złożyli pozew sąd jak najbardziej przychyli się do zasądzenia im odszkodowania i zadośćuczynienia. To klasyczna sprawa do wygrania. Zwierzę nie może pozostawać bez nadzoru przy czym za pozostawienie bez nadzoru uznaje się też zamknięcie psa na działce, do której furtka nie jest zamknięta na klucz. Gdyby na działkę weszło dziecko i zostało pogryzione to bardzo prawdopodobne, że właściciele i tak by ponieśli odpowiedzialność.[/QUOTE]
Naprawde nie widzisz róznicy między pójściem do łazienki a puszczaniem na jezdnię 6 letniego dziecka samopas?
Mam tylko jedno dziecko - świetnie samodzielne. W czerwcu skończy 11 lat. I powtórzę jeszcze raz - odpowiedzoialna opieka nie powoduje że z dziecka wyrasta nieudacznik zyciowy. Wręcz przeciwnie.
Jakoś moi rodzice byli w stanie zapewnić mi opiekę - choć ze szkoły wracałam z kluczem na szyi bo oni pracowali. Nie czuję sie jakoś zagubiona w otaczajacym świecie. Może dlatego że troskliwi i odpowiedzialni rodzice opiekując się uczą dziecko życia? I nie pozostawiają tego przypadkowi? Ulicy?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='isabelle301']Naprawde nie widzisz róznicy między pójściem do łazienki a puszczaniem na jezdnię 6 letniego dziecka samopas?
Mam tylko jedno dziecko - świetnie samodzielne. W czerwcu skończy 11 lat. I powtórzę jeszcze raz - odpowiedzoialna opieka nie powoduje że z dziecka wyrasta nieudacznik zyciowy. Wręcz przeciwnie.
Jakoś moi rodzice byli w stanie zapewnić mi opiekę - choć ze szkoły wracałam z kluczem na szyi bo oni pracowali. Nie czuję sie jakoś zagubiona w otaczajacym świecie. Może dlatego że troskliwi i odpowiedzialni rodzice opiekując się uczą dziecko życia? I nie pozostawiają tego przypadkowi? Ulicy?[/QUOTE]

A czy ja tu piszę, że puszczanie dziecka samopas jest równe wyjściu do toalety? Piszę, że nieszczęśliwy wypadek może zdarzyć się w każdej chwili.

Jeśli dla ciebie pozwolenie dziecku na jeżdżenie na rowerze z grupką innych dzieci na wewnętrznej osiedlowej drodze (która zapewne nie jest długości Marszałkowskiej i nie panuje też na niej taki ruch) podczas gdy rodzic robi coś w ogrodzie jest brakiem odpowiedzialności to rzeczywiście nie mamy o czym dyskutować, bo dla mnie na przykład to nic złego, sama tak robiłam, inne dzieci tak robiły i każde z nas zostało "nauczone życia" i nie przeszkadzało to w żaden sposób naszym rodzicom w opiece nad nami. Nie uważam też moich rodziców za nietroskliwych i nieodpowiedzialnych ludzi, wręcz przeciwnie.

Nie wiem dlaczego wysnułaś z tego co napisałam wniosek, że dziecko puszczone z rówieśnikami na osiedlowe harce uczone jest życia przez ulicę, moim zdaniem to duża nadinterpretacja. Chyba że dla ciebie istnieją dwie opcje:
1. Opiekowanie się dzieckiem i nie puszczanie go na osiedlową ulicę żeby pojeździło na rowerze bez biegania zaraz za nim (bo rozumiem, że to musiałabyś robić żeby odpowiednio je pilnować)
2. Puszczenie dziecka i pozostawienie uczenia go życia przez przypadek/ulicę

podczas gdy ja tu widzę jeszcze wiele innych możliwości.

[quote name='isabelle301']
W tym konkretnym przypadku? Tak - całkowita wina leży po stronie rodziców... jako matka a nie jako własciciel psa - takie jest moje zdanie.
[/QUOTE]
[quote]Gdyby szanowni rodzice tyłki z kanap ruszyli aby wyjść z dzieckiem na spacerek na rowerku, to zapewne byliby także w stanie zareagować na fakt darcia mordy do psa który przebywa na terenie nie ogrodzonym w 100%... bo byc może by to zauważyli.[/quote]

Bardzo się mylisz, widocznie nigdy nie byłaś świadkiem ataku psa. Są psy które nie szczekną przed atakiem. Zakładając że wyjdziesz nawet na tą ulicę z dzieckiem- masz zamiar biegać koło rowerka? Czy stać gdzieś i mieć dziecko w zasięgu wzroku?

Nie mówiąc już o tym, że pierwszy cytat to bzdura wyssana z palca nie poparta żadnymi przepisami prawa. No ale to twoje zdanie, masz do niego prawo ;) całe szczęście, że prawo nie jest stanowione przez ludzi o podobnych poglądach bo dochodziłoby do mocno absurdalnych sytuacji.

Edited by klaki91
Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']Dziś to raczej kwestia mediów niż zwiększonego zagrożenia ;) kiedyś też zdarzały się wypadki, porwania, gwałty, ekshibicjoniści, dzieci gnębiły słabsze jednostki, zwierzęta, psy gryzły ludzi i dzieci. Niewiele się zmieniło, ja tam większych zmian nie widzę poza tym, że wszędzie się o tym trąbi.[/QUOTE]

Nie wiem, możliwe. Jednak Police to było prawdziwe zadupie, tu każdy każdego znał aż do przesady :shake:. Większość ludzi pracowała na zakładach, to nie było 'zwykłe miasteczko' ;). Ludzie nie wchodzili sobie w paradę, nie 'dokuczali sobie'. Naprawdę przez te prawie 30lat wiele się zmieniło, przynajmniej 'tu'. Zaczynając od tego że ludzie się pozmieniali (jedni wyprowadzili, nowi powprowadzali), większość udaje miłych jednocześnie próbując nóż w plecy wbić :roll:. O dotkliwych pogryzieniach przez psa 'tu' w ogóle nie było słychać, naprawdę nie było obaw że dziecko wróci bez twarzy.
Fakt były już 'fale' jak chodziłam do podstawówki, gnojenie biedniejszych itp.
Psy tak samo, było ich mniej. Ludzie je wychowywali bo naprawdę tu pies szczekający był bardzo bardzo niemiło widziany, atakujący inne psy, a ludzi to już w ogóle nie do pomyślenia.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']Nie wiem, możliwe. Jednak Police to było prawdziwe zadupie, tu każdy każdego znał aż do przesady :shake:. Większość ludzi pracowała na zakładach, to nie było 'zwykłe miasteczko' ;). Ludzie nie wchodzili sobie w paradę, nie 'dokuczali sobie'. Naprawdę przez te prawie 30lat wiele się zmieniło, przynajmniej 'tu'. Zaczynając od tego że ludzie się pozmieniali (jedni wyprowadzili, nowi powprowadzali), większość udaje miłych jednocześnie próbując nóż w plecy wbić :roll:. O dotkliwych pogryzieniach przez psa 'tu' w ogóle nie było słychać, naprawdę nie było obaw że dziecko wróci bez twarzy.
Fakt były już 'fale' jak chodziłam do podstawówki, gnojenie biedniejszych itp.
Psy tak samo, było ich mniej. Ludzie je wychowywali bo naprawdę tu pies szczekający był bardzo bardzo niemiło widziany, atakujący inne psy, a ludzi to już w ogóle nie do pomyślenia.[/QUOTE]

To u mnie tak kolorowo nigdy nie było ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']A czy ja tu piszę, że puszczanie dziecka samopas jest równe wyjściu do toalety? Piszę, że nieszczęśliwy wypadek może zdarzyć się w każdej chwili.

Jeśli dla ciebie pozwolenie dziecku na jeżdżenie na rowerze z grupką innych dzieci na wewnętrznej osiedlowej drodze (która zapewne nie jest długości Marszałkowskiej i nie panuje też na niej taki ruch) podczas gdy rodzic robi coś w ogrodzie jest brakiem odpowiedzialności to rzeczywiście nie mamy o czym dyskutować, bo dla mnie na przykład to nic złego, sama tak robiłam, inne dzieci tak robiły i każde z nas zostało "nauczone życia" i nie przeszkadzało to w żaden sposób naszym rodzicom w opiece nad nami. Nie uważam też moich rodziców za nietroskliwych i nieodpowiedzialnych ludzi, wręcz przeciwnie.

Nie wiem dlaczego wysnułaś z tego wniosek, że takie dziecko uczone jest życia przez ulicę, moim zdaniem to duża nadinterpretacja. Chyba że dla ciebie istnieją dwie opcje:
1. Opiekowanie się dzieckiem i nie puszczanie go na osiedlową ulicę żeby pojeździło na rowerze
2. Puszczenie dziecka i pozostawienie uczenia go życia przez przypadek/ulicę

podczas gdy ja tu widzę jeszcze wiele innych możliwości[/QUOTE]

Chyba się czepiasz... ja zawsze swojemu dziecku powtarzam - nie obchodzi mnie co inni robią i co się z nimi dzieje - obchodzisz mnie tylko ty.
I tobie odpowiem to samo - nie obchodzi mnie czy twoi rodzice byli zbyt leniwi aby pójść z tobą na spacer byś mogła pojeździć na rowerze w bezpiecznym do tego terenie. Obchodzi mnie bezpieczeństwo mojego dziecka. Nie obchodzi mnie czy wychowywała cie ulica. Obchodzi mnie wychowanie mojego dziecka. A jej ulica wychowywac nie musi - ma mnie i swojego tatę.
Parę lat temu byłąm na wakacjach w Zwierzyńcu... osiedle domków na uboczu. Wewnętrzne ulice z niemal zerowym natężeniem ruchu. Wszyscy oczywis,cie dzieci puszczali... dwa dni przed wyjazdem dziecko sobie pojechało. Było samo bo koledzy mieli dopiero wyjść. I nie wyrobiło się na zakręcie. Jedno uderzenie głowa o krawężnik i parę godzin w rowie. Oczywiście nieszczęsliwy wypadek. Oczywiście rodzic nie złapałby dzieciaka w locie. Ale oczywiście byłby na miejscu i pomoc nadeszłąby na czas, Kto był winny? Pewnie sąsiad bo sobie zrobił za płotem krawęzniki...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='isabelle301']Chyba się czepiasz... ja zawsze swojemu dziecku powtarzam - nie obchodzi mnie co inni robią i co się z nimi dzieje - obchodzisz mnie tylko ty.
I tobie odpowiem to samo - nie obchodzi mnie czy twoi rodzice byli zbyt leniwi aby pójść z tobą na spacer byś mogła pojeździć na rowerze w bezpiecznym do tego terenie. Obchodzi mnie bezpieczeństwo mojego dziecka. Nie obchodzi mnie czy wychowywała cie ulica. Obchodzi mnie wychowanie mojego dziecka. A jej ulica wychowywac nie musi - ma mnie i swojego tatę.
Parę lat temu byłą na wakacjach w Zwierzyńcu... osiedle domków na uboczu. Wewnętrzne ulice z niemal zerowym natężeniem ruchu. Wszyscy oczywis,cie dzieci puszczali... dwa dni przed wyjazdem dziecko sobie pojechało. Było samo bo koledzy mieli dopiero wyjść. I nie wyrobiło się na zakręcie. Jedno uderzenie głowa o krawężnik i parę godzin w rowie. Oczywiście nieszczęsliwy wypadek. Oczywiście rodzic nie złapałby dzieciaka w locie. Ale oczywiście byłby na miejscu i pomoc nadeszłąby na czas, Kto był winny? Pewnie sąsiad bo sobie zrobił za płotem krawęzniki...[/QUOTE]

Zedytowałam mój post, jestem ciekawa odpowiedzi na pytanie, które w nim umieściłam-Zakładając że wyjdziesz nawet na tą ulicę z dzieckiem- masz zamiar biegać koło rowerka? Czy stać gdzieś i mieć dziecko w zasięgu wzroku? W jaki sposób uchronisz je przed atakiem ze strony pozostawionego bez nadzoru psa?

Dlaczego porównujesz sytuację z pogryzieniem przez psa do nieszczęśliwego wypadku i ironicznie sugerujesz, że winny był sąsiad? Przecież to dwie zupełnie inne sytuacje. W sytuacji z pogryzieniem rodzice dziecka byli w ogrodzie, pewnie usłyszeli że dziecku coś się stało i zaraz się tam udali (gdybam, bo nie wiem jak było). Dziecko nie było też zostawione samopas- było z innymi dziećmi.

Nawiasem mówiąc jeśli krawężniki zostały wybudowane z naruszeniem przepisów prawa to jak najbardziej można by go pociągnąć do odpowiedzialności, przecież to chyba oczywiste dla każdego.

Link to comment
Share on other sites

Wystarczy ze będe patrzyła czy okolica w której się znajdujemy obfituje w biegające psy. One nie spadają z nieba z nagła... a jak widzę psa luzem w parku to widze co on za jeden - wszystkie znam. Ponadto jest z nami nasz pies. I biada temu który wybiegnie na dziecko zza krzaka. Bo nie zdąży pokonac kolejnego metra.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='isabelle301']Wystarczy ze będe patrzyła czy okolica w której się znajdujemy obfituje w biegające psy. One nie spadają z nieba z nagła... a jak widzę psa luzem w parku to widze co on za jeden - wszystkie znam. Ponadto jest z nami nasz pies. I biada temu który wybiegnie na dziecko zza krzaka. Bo nie zdąży pokonac kolejnego metra.[/QUOTE]

Rozumiem, że przed wyjściem z córeczką na spacer sprawdzasz czy wszystkie mijane przez was domy mają zabezpieczone płoty i nie biegają tam żadne psy? Pies równie dobrze mógł się znajdować na przykład po drugiej stronie domu i zwabiony dziecięcymi krzykami pobiec w kierunku drogi. Czy rodzic ma obowiązek przejścia się po ulicy, podpytania sąsiadów czy mają pozamykane psy? Czy ma obowiązek znania każdego psa który należy do jego sąsiadów? CO w sytuacji gdy sąsiedzi zostaną na przykład przez kogoś odwiedzeni i ten ktoś zabierze ze sobą psa, którego przeoczyłaś?
Co gdy nagle dziecko zostanie zaatakowane przez psa, który komuś uciekł i którego nie zauważyłaś i w ogóle nie spodziewałaś się go w waszej okolicy?
Czy to również twoim zdaniem będzie wina rodzica?
Czy może wina rodzica zostaje wyłączona gdy stanie się świadkiem ataku psa a gdy pobiegnie zaalarmowany dziecięcym krzykiem ale samego ataku nie zobaczy to juz będzie winny?

Pies potrafi spaść z nieba nagle, wierz mi. Ciesz się, że jeszcze tego nie doświadczyłaś.

Link to comment
Share on other sites

No u mnie jakoś nie spadają z nieba... zawsze je widać. Może dlatego ze nie mieszkam na wsi.
Zresztą jak jestesmy na wakacjach - na wsi - też mi nic nie spada z nieba. Na tyle lat - ani jeden spadający pies. Moja teściowa za to kiedyś we śnie miałą spadające z nieba konie

Link to comment
Share on other sites

Widocznie mało w życiu widziałaś, a mimo to masz czelność pouczać innych i stwierdzać ich winę. To jest chwila. Niezabezpieczona działka, zwierzę pozostawione bez nadzoru, czy takie które się zabłąkało.
Rozumiem, że wina rodziców zostaje wyłączona gdy stają się oni świadkami ataku, a gdy przybiegną zaalarmowani dziecięcym krzykiem ale samego ataku nie zobaczą to już są jak najbardziej winni?

Link to comment
Share on other sites

"A jeżeli siedzimy w restauracji widzimy dziecko latające po całości to bardzo głośno tłumaczę mojemu dziecku - popatrz jakie niewychowane dziecko chamskich rodziców." W zasadzie po takim tekście można stwierdzić,że jesteś osobą,która swoją rację uważa za "najmojszą" i absolutnie nie bierze pod uwagę,że kiedykolwiek mogła się pomylić.Takie teksty do własnego dziecka stosowane w ten sposób by każdy to usłyszał świadczą nie tylko o chamstwie mamusi ( która to chamstwo wytyka innym- i ja na miejscu dziecka ze wstydu bym się pod ziemię zapadła i nigdy z taką mamusią w miejsce publiczne się nie wybrała)ale i ograniczonych horyzontach umysłowych. Nie wiesz dlaczego dziecko się tak zachowuje- może ma Aspergera,jest autystyczne albo ma inne zaburzenia związane ze swoją chorobą- a Ty już komentujesz i obrażasz.Do tego w takim klimacie wychowujesz dziecko.Pracowałam kiedyś w szkole integracyjnej i jak słyszałam na korytarzach teksty mamuś takich jak Ty by się do dziecka autystycznego nie zbliżało ich dziecię bo "się zarazi" albo,że w dupę trzeba przylać takiemu dzieciakowi to mu wszystkie choroby momentalnie miną- a potem w klasie komentarze dzieci - identyczne jak ich mamuś - to naprawdę ręce opadają.Takie postępowanie powinno być tak samo ścigane prawem jak bicie czy znęcanie się nad dzieckiem.Przepraszam za offa ale czasami naprawdę ręce opadają...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Berek']Czi-czi, to była swego czasu dość słynna historia: pięcioletnia Włoszka poszła do toalety w jednej z krakowskich restauracji; dodam że w towarzystwie dwójki starszych dzieci (bo zaraz nam tu użytkowniczka Isabelle palnie wykład o durnocie rodziców puszczających pociechę samą do kibelka).
Na zapleczu dopadły dzieci dwa amstaffy; dziewczynka miała pecha, bo szła pierwsza, psy poszarpały jej twarz, podbródek i szyję, w sumie założono jej 90 szwów i była naprawdę fatalnie zeszpecona.

Rodzinie przysądzono odszkodowanie którego właścicielka psów bardzo długo nie płaciła (nie wiem, czy w końcu w ogóle do tego doszło) motywując to... brakiem pieniędzy (hue hue).

Wówczas gdy się to wszystko rozgrywało komentarze ze strony niektórych psiarzy były wypisz, wymaluj jak te pani Isabelle tutaj: że po co w ogóle bachora zabierać do knajpy, oraz że, oczywiście, po co lazł do toalety. No i standardowe „biedne pieseczki”.:evil_lol:

Biednym pieseczkom oczywiście krzywda się żadna nie stała, ale nie wiem, czy obrońcy zwierzątek nie mają teraz trochę problemu z percepcją bo w międzyczasie zagryzły jeszcze owczarka niemieckiego.
Co, jak wiadomo, jest wydarzeniem przykrym i nieprzyjemnym, nie jak wtedy kiedy pies gryzie dzieciaka czy w ogóle – człowieka.:razz:
[/QUOTE]
To odszkodowanie było rekordowo jak na PL wysokie - 100 tysięcy złotych. Plus pięć tysięcy kosztów sądowych, bo - jak to u nas - sprawa ciągnęła się przez dwa lata. Półtora tysiąca grzywny plus dwa lata w zawiasach. I na tym skończyła się optymistyczna wymowa pokazowego procesu - bo zaraz okazało się, że restauratorka jest niewypłacalna a w takiej sytuacji poszkodowanym w zasadzie pozostaje szarpanie się na drodze cywilnej. Może i tak zrobili, bo media nie doniosły, że właścicielka amstafów trafiła za długi do więzienia za to pojawiały się newsy o eksmisjach. Tak czy siak psy wróciły do właścicielki przy czym jedna z forumowiczek z okolicy donosiła, że latają sobie luzem po posesji. Najwyraźniej nie tylko po posesji, bo potem pojawiło się to:
[url]http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/587795,krakow-amstaffy-ktore-zaatakowaly-mala-wloszke-teraz-zagryzly-inn******,id,t.html[/url]
Oprócz owczarka jeszcze jamnik zagryziony na oczach dzieci. I mandat za nieupilnowanie psa. Oto Polska właśnie. Czyli - jeśli dobrze rozumiem - żeby weszła w życie kara pozbawienia wolności za recydywę (dostała wyrok w zawiasach), to psy musiałyby pokiereszować kolejne dziecko. Bo tak, za dwa psy, to tylko mandat 250 zł. Czyli z punktu widzenia prawa - jak dziecko, to pies bardziej niepilnowany, a jak inny pies, to mniej niepilnowany.
Skoro tak się u nas kończą naprawdę drastyczne sprawy, to znaczy, że właściciele psów są całkowicie bezkarni. Ci od psów, które zagryzły chłopczyka w Katlewie też chodzą sobie na wolności - sąd uchylił wyrok, bo nie da się stwierdzić, który z psów bezpośrednio doprowadził do śmierci dziecka ani które rany zostały zadane przed a które po śmierci. Nie wiadomo więc, któremu właścicielowi i jakie zarzuty postawić. Zamiast dobrać się do d***, sorry, portfela za sam fakt, że psy latają bez opieki dyskutuje się, który pieseczek miał wyższe morale i tylko szarpał a nie zagryzł, bo wtedy właściciel jest mniej winny :shake:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']Tak była by to wina kierowcy, prawo nakazuje zachowanie bezpiecznej odległości przy omijaniu, wymijaniu oraz wyprzedzaniu. Musi również zachować odpowiednią prędkość przy tych czynnościach by w razie właśnie wywrócenia się zdążyć zahamować. :evil_lol:[/QUOTE]

Z ciekawości - jeździsz w ogóle autem? :evil_lol:
Jak byś przede mną jechała i hamowała za każdym razem przy jadącym na chodniku człowieku (do ilu swoją drogą? 20 km/h?) bo może się przypadkiem przewróci, to chyba bym się troszkę na Ciebie zdenerwowała.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='isabelle301']No u mnie jakoś nie spadają z nieba... zawsze je widać. Może dlatego ze nie mieszkam na wsi.
Zresztą jak jestesmy na wakacjach - na wsi - też mi nic nie spada z nieba. Na tyle lat - ani jeden spadający pies. Moja teściowa za to kiedyś we śnie miałą spadające z nieba konie[/QUOTE]

U mnie nie spadają z nieba, po prostu wybiegają zza rzędów samochodów i rzucają się psom do gardła :p To był pseudo amstaf, nie znałam go, wiecznie zamknięty w kojcu - aż właściciel nie postanowił go wypuścić samopas. Ja byłam z psami na chodniku z jednej strony rzędów samochodów, pies biegł po drugiej stronie i zauważył moje psy zza tych aut. Dla mnie to wyglądało, jakby pojawił się znikąd, nagle wybiegł i ruszył na moje psy. To było tuż przy szkole, ale na szczęście (dla dzieciaków, dla mnie i dla moich psów) pies bał się ludzi. Byłam z TZem, ja ryknęłam, on ryknął, moich psów było więcej, więc pseudo-ast spasował. Ale mało nie zagryzł samojeda i prawie zabił małego psa wielkości pinczera (na szczęście świadkiem był robotnik i zdzielił psa deską).

Poza tym, trochę nie rozumiem. Według Ciebie dziecko powinno być do pełnoletności odprowadzane przez mamusię do szkoły? Tak, żeby przypadkiem koledzy je wyśmiali totalnie i żeby nauczyć je niesamodzielności? :p W sumie mogę tylko pogratulować komuś, kto ma tak komfortową sytuację, że nie pracuje i może dziecko odprowadzić, kiedy ono ma np. lekcje na 10 czy 11. Jednak większość ludzi zaczyna pracę o tej 8 - 9, dziecko musi sobie radzić samo i wtedy różne rzeczy się zdarzają.
W ogóle nie wyobrażam sobie sytuacji, że mam 8 czy 9 lat i mama chce mnie do szkoły odprowadzić... Oj, domyślam się, jakbym się buntowała i darła, że mnie wyśmieją :evil_lol: Kurczę, jak tak dalej pójdzie, to następne pokolenie będzie niesamodzielne, mimozowate i emocjonalnie upośledzone...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']U mnie nie spadają z nieba, po prostu wybiegają zza rzędów samochodów i rzucają się psom do gardła :p To był pseudo amstaf, nie znałam go, wiecznie zamknięty w kojcu - aż właściciel nie postanowił go wypuścić samopas. Ja byłam z psami na chodniku z jednej strony rzędów samochodów, pies biegł po drugiej stronie i zauważył moje psy zza tych aut. Dla mnie to wyglądało, jakby pojawił się znikąd, nagle wybiegł i ruszył na moje psy. To było tuż przy szkole, ale na szczęście (dla dzieciaków, dla mnie i dla moich psów) pies bał się ludzi. Byłam z TZem, ja ryknęłam, on ryknął, moich psów było więcej, więc pseudo-ast spasował. Ale mało nie zagryzł samojeda i prawie zabił małego psa wielkości pinczera (na szczęście świadkiem był robotnik i zdzielił psa deską).

Poza tym, trochę nie rozumiem. Według Ciebie dziecko powinno być do pełnoletności odprowadzane przez mamusię do szkoły? Tak, żeby przypadkiem koledzy je wyśmiali totalnie i żeby nauczyć je niesamodzielności? :p W sumie mogę tylko pogratulować komuś, kto ma tak komfortową sytuację, że nie pracuje i może dziecko odprowadzić, kiedy ono ma np. lekcje na 10 czy 11. Jednak większość ludzi zaczyna pracę o tej 8 - 9, dziecko musi sobie radzić samo i wtedy różne rzeczy się zdarzają.
W ogóle nie wyobrażam sobie sytuacji, że mam 8 czy 9 lat i mama chce mnie do szkoły odprowadzić... Oj, domyślam się, jakbym się buntowała i darła, że mnie wyśmieją :evil_lol: Kurczę, jak tak dalej pójdzie, to następne pokolenie będzie niesamodzielne, mimozowate i emocjonalnie upośledzone...[/QUOTE]


mnie zaatakował raz pseudo rott i serio spadł z nieba bo po prostu pojawił się nagle znikąd i siedział mi na mniejszym od niego 10 razy Oszołomie. A ja serio mam oczy dookoła głowy jak z nim chodzę na spacery bo to nerwus jest przeciez!

masakra z tymi dziecmi, ja to jednak z patoli sie w takim razie wywodze bo nie dosc ze rodzice niezawsze mieli jak mnie zawiezc do szkoly jak mialam te 8 lat (i musialam sama isc przez cala wioske!) to jeszcze na ogol musialam wracac sama bo wczesniej konczylam lekcje niz oni prace a swietlica dla dzieci na moim zadupiu byla zamykana o 15. niczym dziwnym to nie bylo, raczej rzadko kiedy rodzice odprowadzali swoje dzieci pod same drzwi a potem spod nich odbierali....
jak wracalam to tez nie bylo tak ze zamykalam drzwi od domu i grzecznie czekalam az bedzie ta 17 i oni wroca...szlam na podworko bawic sie z dzieciakami
moi rodzice byli widocznie skrajnie nieodpowiedzialni bo nie bylo ich stac na opiekunke. chociaz nie! jedno z nich powinno bylo rzucic prace i zajmowac sie mna!

Link to comment
Share on other sites

Zmierzchnico i Czi czi- nie wiem czy w temacie dzieci jesteście zorientowane.Ja jestem bo mam dziecko w drugiej klasie. Teraz większość dzieci jest przez rodziców wszędzie odwożona. Moja znajoma swego nastoletniego syna odwozi do szkoły muzycznej(!).Chłopak ma jeden przystanek do rzeczonej,mógłby nawet na piechotę się przejść no ale przecież w autobusie może mu się coś stać.Zresztą ja widzę taki trend-dziecko 14-15 letnie na basen nie pójdzie jak go rodzice nie zawiozą- bo "za daleko". Dzieciaki w wieku mej córki często nie jechały jeszcze nigdy autobusem- w towarzystwie rodziców oczywiście. Nic więc dziwnego, że potem wyrastają nastolatki co się bez podwózki rodziców z domu nie ruszą.Nie wiem- może nie potrafią korzystać z autobusów:)

Link to comment
Share on other sites

Ja akurat mam duży kontakt z dziećmi bo moja siostra ma trójkę (7 lat, 10 lat i 15 lat) i rzeczywiście na punkcie ostatniego dziecka jest zafiksowana totalnie, wszędzie małą wozi (zajęcia, szkoła) i sama mówi ze po prostu sie boi, bo co rusz w telewizji kolejna zgwalcona dziewczynka, ofiara pedofila, dziecko pogryzione przez psa, porwane, potracone itd.
A już 15-letni syn nie mial jej ciagle nad sobą, normalnie w wieku 8 lat chodzil sam do osiedlowego sklepu itd a tej 7-letniej córeczki nie pusci samej, co najwyzej z rodzeństwem O.o dla mnie to jest dziwne podejscie, ale moze wynika z tego ze sama nie mam dzieci. Dziwne ze dopiero przy trzecim dziecku jej sie taki strach załączył, bo środkowa córka (ta 10-letnia) też była puszczana, jak to tu ktoś napisał- "samopas" i nie wpłynelo to na nią negatywnie.

Mam taką znajomą której rodzice mieli wieczne schizy. Kobieta lat 28 i nie umie sama pozałatwiać rzeczy w różnych panstwowych instytucjach- wysyła swojego meza zeby zrobił to za nią :D mieszkalysmy razem na studiach i jej brak zyciowego ogarniecia mnie chwilami smieszyl a chwilami przerazal- byla do takiego stopnia niesamodzielna ze jak wywalilo raz korki w mieszkaniu jak mnie nie bylo to siedziala sama po ciemku z latarka "bo ona nie umie tego naprawic". Zepsula nam sie pralka i zaczela wylewac duze ilosci wody, wiec co zrobila? Telefon do mnie zebym sie zwolnila z pracy bo ona nie wie co ma z tym zrobić! TRAGEDIA.

Autobusem pierwszy raz jechala wlasnie na studiach, zalatwienie sobie biletow miesiecznych, zalatwienie papierow na uniwersytecie- czarna magia- zawsze rodzice sie tym zajmowali. Pojscie do urzedu pracy? Koszmar, tak sie stresowala takimi sytuacjami ze pol nocy nie byla w stanie spac.... O.o nie umiala zupelnie wykonywac telefonow, stresowalo ja zwykle zamowienie pizzy na wynos, do fryzjera specjalnie jezdzila umawiac wizyte bo sie wstydzila rozmawiac przez telefon.... nie mowiac juz o tym, ze sie tysiac razy zgubila w miescie i nie bylo opcji jak szla ze mna na impreze zebysmy wracaly jakos nad ranem bo sie bala ze ktos nas gdzies napadnie.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='omry']Z ciekawości - jeździsz w ogóle autem? :evil_lol:
Jak byś przede mną jechała i hamowała za każdym razem przy jadącym na chodniku człowieku (do ilu swoją drogą? 20 km/h?) bo może się przypadkiem przewróci, to chyba bym się troszkę na Ciebie zdenerwowała.[/QUOTE]

Owszem jeżdżę od czasu do czasu, niestety swojego własnego jeszcze nie mam ;). Nie zdarza mi się prowadzić w dolnych granicach, mnie raczej 'prawo ogranicza' :evil_lol:.
Twierdzę że w razie wypadku wina byłaby kierowcy, więc zwyczajnie przykład podany był nietrafiony :eviltong:.

Link to comment
Share on other sites

widzicie, to jest kwestia relatywna - moi rodzice mieli np. podejście, które tak krytykujecie (czyli "pilnuj dziecka non stop, odprowadzaj do szkoły, uważaj, bo coś się stanie") i mnie to nieziemsko irytowało, dlatego jak miałam z 10 lat to się zaparłam na amen i tak zostało :diabloti: mama po kilku "UMIEM SAMA!" załapała, że warto mi dać swobodę, bo jak nie,to sobie wezmę sama - mimo chowania mnie w akwarium (bo po latach mogę stwierdzić, że miałam wychowanie z cyklu "czapka bo kwiecień" + "nie dotykaj piesków bo zjedzą") wyrosłam na samodzielną osobę i elegancko ogarniam autonomiczne życie, daję radę ze wszystkim, potrafię wszystko załatwić i nie jestem społecznie upośledzona ;)

dużo więc zależy od dzieciaka, czy się w odpowiednim momencie "zbuntuje", czy będzie z takiego klosza zadowolony i zostanie w nim do 30-tki.
a mamy - jak to mamy - mają różne podejście do tego, co dla dziecka najlepsze.
ja swojemu dam więcej swobody, niż sama miałam w dzieciństwie, głównie po to, żeby nie wyrosło na takiego nastolatka, jakim ja byłam :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

Pani Profesor- też tak byłam wychowywana:).Dopiero na studiach nauczyłam się wszystkiego bo w końcu mieszkałam SAMA:)Staram się wychowywać moją córkę inaczej- co nie zmienia faktu,że bardzo się martwię kiedy wychodzi sama na dwór i długo nie wraca.Ostatnio buntuje się,że chce sama jeździć autobusem do szkoły muzycznej.Myśle,że pozwolę jej dopiero w przyszły roku.

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...