Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='Pani Profesor']U mojego psa dokładnie takie działanie nie daje NIC:placz:dlatego rozważam wizytę behawiorysty, bo ani FE, ani siad nie działa NIJAK (jak się najeży, to nawet go nie interesuje kawał mięcha, za który dałby się normalnie zabić - zależy to od stopnia nienawiści do psa z naprzeciwka, jeśli tylko BRRRRR pod nosem, to jak najbardziej - gorzej, jak się rozjuszy na szczekacza - wtedy mogę sobie te mięso wsadzić wiadomo gdzie :shake:).
A odnośnie odejścia w drugą stronę to tak dokładnie robię, ale wg. mnie to nie daje zupełnie NIC na przyszłość, stąd te moje powtarzane "nie wolno", bo - mimo że idiotyczne - to widzę MALUTKĄ poprawę.

To dorosły pies ze schroniska, dopiero zaczynam z nim pracę :) ale co nie co już umie.
Gorzej, że mój TŻ go tak nauczył, że na hasło "spokój" pies zaczyna burczeć pod nosem :shake: i od razu się rozgląda. Kiedy nadchodził pies z naprzeciwka, to TŻ od razu ściągał psa i mówił ostrzegawczo "spokój". Efekt był odwrotny, mam wrażenie, że maluch to odebrał jako zachętę do patrolowania i ewentualnego ataku, bo ma silny instynkt łowiecki (przedwczoraj uśmiercił ropuchę wielkości melona :shake:).
Ale dzięki za rady! Kończę offtop ;)[/QUOTE]


Nie daje rezultatu bo raz że nie masz żadnej więzi z psem, dwa- robisz to na bank niepoprawnie ;) zrobienie korekty (odpowiedniej, w odpowiednim momencie) wcale nie jest proste- to musi ktoś pokazać. Do tego trzeba ocenić czy korekty wykonywać na szelkach, czy na obroży czy też może sięgnąć po łańcuszek/kolczatkę.

Równoczesnie trzeba stosować mase pochwal odpowiedniego, pożądanego zachowania i tłuc z psem posłuszeństwo w każdej sytuacji. Zaczynając nawet od zwykłego "siad" przed otworzeniem drzwi od domu bez możliwości podniesienia przez psa tyłka dopóki to ty na to nie pozwolisz. Jeśli pies nie ma opanowanych komend w prostych sytuacjach (siad gdy wyrzucasz śmieci, siad gdy ubierasz buty, siad przed wejsciem do samochodu, siad na progu spowalniajacym, na ulicy, na zwalonym drzewie, na murkach i innych przedmiotach- cokolwiek wymyślisz) to tym bardziej nie będzie wykonywał poleceń przy zetknięciu z innym psem.

Do tego każdą metodę trzeba stosować dłuższy czas- miesiąc, dwa, czasami pół roku żeby zobaczyć efekty. Na pewno nie będzie ich od razu ;)

macie najprawdopodobniej psa z agresją smyczową sądząc po opisie, wzmocnioną zachowaniem Twojego TŻ ;) i najprawdopodobniej też Twoim. Bo wiadomo, łapie się jednak tą wewnętrzną spinę gdy pies znowu widzi już innego psa i zaczyna burczeć i kozaczyć.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='maartaa_89']Nie daje rezultatu bo raz że nie masz żadnej więzi z psem, dwa- robisz to na bank niepoprawnie ;) zrobienie korekty (odpowiedniej, w odpowiednim momencie) wcale nie jest proste- to musi ktoś pokazać. Do tego trzeba ocenić czy korekty wykonywać na szelkach, czy na obroży czy też może sięgnąć po łańcuszek/kolczatkę.

Równoczesnie trzeba stosować mase pochwal odpowiedniego, pożądanego zachowania i tłuc z psem posłuszeństwo w każdej sytuacji. Zaczynając nawet od zwykłego "siad" przed otworzeniem drzwi od domu bez możliwości podniesienia przez psa tyłka dopóki to ty na to nie pozwolisz. Jeśli pies nie ma opanowanych komend w prostych sytuacjach (siad gdy wyrzucasz śmieci, siad gdy ubierasz buty, siad przed wejsciem do samochodu, siad na progu spowalniajacym, na ulicy, na zwalonym drzewie, na murkach i innych przedmiotach- cokolwiek wymyślisz) to tym bardziej nie będzie wykonywał poleceń przy zetknięciu z innym psem.

Do tego każdą metodę trzeba stosować dłuższy czas- miesiąc, dwa, czasami pół roku żeby zobaczyć efekty. Na pewno nie będzie ich od razu ;)

macie najprawdopodobniej psa z agresją smyczową sądząc po opisie, wzmocnioną zachowaniem Twojego TŻ ;) i najprawdopodobniej też Twoim. Bo wiadomo, łapie się jednak tą wewnętrzną spinę gdy pies znowu widzi już innego psa i zaczyna burczeć i kozaczyć.[/QUOTE]

Więź już jakaś tam malutka się pojawiła :) ale rzeczywiście behawiorysta jest potrzebny, zanim zepsujemy psa. Z agresją smyczową się zgodzę - nie jestem jednak zwolenniczką durnych pomysłów typu "nasz pies nie dogaduje się z dobermanką kolegi, bo jest na smyczy - spuśćmy go!" - bo uważam to za ryzykowne, TŻ nie. O dziwo, spuszczony zachowuje się inaczej...w przeciągu pół godziny próby ataku na dobermankę przerodziły się w zabawę...no ale przecież nie będę go wypuszczać na inne psy na spacerze licząc, że najpierw kłapnie, burknie (w tym czasie właściciel mnie zabije), a potem się polubią.
A wewnętrzną spinę łapię na samą myśl, to fakt :shake: szczególnie jeśli na 99% wiem, że pies mnie nie posłucha.
Długi to temat, bo za smakołyki nauczyłam go obracać się w powietrzu jak baletnica, umie dawać obie łapy, czołgać się, warować, zostawać, skakać do ręki, aportuje konkretne rzeczy z domu, "hop", "hende hoch" :D i inne durne cyrkowe sztuczki, jeśli widzi smakołyk, to robi na zawołanie - czasem mu się pomylą, ale ogólnie nie trzeba powtarzać, wszystko super.
Na spacerze...niech się pani cmoknie pod ogonem :shake: i właśnie dlatego umówię behawiorystę,bo widocznie wiem, jak nauczyć sztuczek, a na spacerze robię wszystko na opak.


Aha - coś jeszcze. Odnośnie tych komend w dziwnych sytuacjach, to też to przerabiałam - wejdź na murek, usiądź. Przed drzwiami siada, jak wyciągam smycz z szafy - siada, i to tak ostentacyjnie, nie trzeba mu mówić. Do domu wchodzi ostatni (teoria dominacji u TŻ bardzo silna :shake:), ja przestałam to egzekwować po tygodniu nauki bo uznałam za durne i niepotrzebne, ale pies jakimś cudem zajarzył i każdego wpuszcza przed sobą - nawet ostentacyjnie zatrzymuje się na klatce schodowej, aż go wszyscy miną. To wszystko jednak jest marzeniem, kiedy na horyzoncie pojawia się inny pies :D

Link to comment
Share on other sites

Ja mam dwuletniego jajecznego dużego samca, który niestety burczy czasami na inne pieseczki. Zdaje sobie sprawę, że bardziej burczy przy mnie i na krótkiej smyczy, ale niestety nie spuszczę go z niej w przypadku mniejszych od niego piesków, które na jego warkot odpowiadają tym samym, bo nie chcę uczyć psa rozwiązywania konfliktów zębami. Poza tym nie chcę lecieć po takiej akcji do weta i nie chcę, żeby innymi musieli robić to samo. Mam natomiast na osiedlu psy, które się z moim nie lubią, obchodzą się na sztywnych łapach, ale bez smyczy raczej się unikają i nie ma żadnych ataków.
Uważam, że każdy pies, nie ważne czy wyjątkowo łagodny, czy mniej łagodny ma być pod kontrolą, najlepiej smyczową. Nie znoszę ludzi, którzy za wszelką cenę uważają, że wszystkie pieski powinny się kochać, bawić razem i spuśćmy je ze smyczy będzie super.
Mam na osiedlu foksika, który nie jest agresywny do innych psów, ale na zaczepki odpowiada zębami, w końcu to terier. Niestety jego pan, smycz nosi w ręku, a jego piesek uwielbia oddalać się od pana, poza zasięg jego wzroku. Cóż, mój pies wyjątkowo źle reaguje na foksiki, bo jakiś czas temu miał spinkę z jednym takim o piłeczkę i teraz warczy na foksy okrutnie, więc mamy problem. Pan foksa, pomimo zwrócenia mu uwagi, żeby miał psa pod kontrolą, niestety tego nie robi, a ja mam problem, bo foks podchodzi bardzo blisko do mojego warczącego psa i mam obawy, co z tego kiedyś może wyjść. Co prawda mój Diego jest dość karnym pieskiem, więc siedzi na tyłku jak mu wydam taką komendę, ale dalej warczy. Foksik czasem podchodzi bliżej i już raz zarobił ode mnie kopa, a jego pan delikatny opieprz. Ale niektórzy ludzie się niereformowalni.

Link to comment
Share on other sites

Tak czułam, że w przypadku wczorajszego ogólnonarodowego święta spokojne wybieganie psów będzie trudne, zwłaszcza że do swoich terenów spacerowych muszę dotrzeć przez park, albo zalew, albo rzekę, albo osiedle, a w taki dzień będą tam tłumy, więc przezornie wybiegałam psy przedwczoraj późną nocą w parku, a wczoraj wychodziłam tylko na wc :)

Niestety koło 19 na ostatnim sikaniu z Bucem wypatrzyłam na horyzoncie ludzików z sąsiedniego bloku z niedużą kundlicą, która kilka razy uznawała za bardzo zabawne podkradanie się do moich psów z mega grożącą mową ciała (co zazwyczaj prowokowało Buca i musiałam go usadzać) - właściciele smyczy nie używają (o ile mają) i zwykle dopiero jak suka była z 2 metry od nas, odkrywali co się dzieje i ją odwoływali. Wczoraj mieli chyba świątecznych gości, i w skład tych gości wchodził, tam dara dam, czarny labrador :) i już wiadomo co było dalej :evil_lol:

Labek, na oko z 8-10 miesięcy, ganiał z kundlicą po trawniku, smyczy brak (może to rodzinne, jakaś alergia właścicieli, nie wiem). Byłam trawnik dalej, zaczęłam się pospiesznie oddalać w stronę krzaków, co by się zakamuflować - niestety ludziki uznały za stosowne udać się na spacer w tą samą stronę co ja, a labrador gdy tylko nas ujrzał, pogalopował prosto na nas, totalnie olewając wołanie właściciela :) czarne 30 kilo przegalopowało po Bucu z dziką radością dokładnie 3 razy, zanim odbiegło z powrotem do kolesia, który krzyczał, że piesek nie gryzie. Super, ich piesek nie gryzie, za to Buc prawie dostał wylewu z wkurwienia.

Dziś miałam pierwsze efekty, nawarczał na zarośniętego yorka na smyczy, który mijał nas z odległości kilku metrów - a nigdy nie miał nic do yorków, nie sadził się prawie nigdy do małych albo zasmyczonych psów, ba mieliśmy już takie postępy, że na bieganiu w lesie nawet nie zareagował, kiedy tuż obok nas biegał luzem spory ONek.

Nie wiem, jak zapobiegać takim sytuacjom - nie wychodzić z domu między 23 a 5, a psa nauczyć robić na podkłady? Wyrywać sobie ręce, jedną korygując wściekłego samca staffika, a drugą próbując złapać i utrzymać wyrywające się do mojego cudze psisko? Walić gazem bez ostrzeżenia każde bydlę, które na nas biegnie? Żal mi było tego psa, bo widziałam, że to ciapowaty wielki szczeniak - ale teraz chyba bardziej wk*rwia mnie fakt, że mój pies spina się dziś na spacerze na widok dosłownie wszystkiego, co ma 4 łapy, chyba gorzej niż kiedykolwiek w życiu, bo idiotom nie chciało się wziąć w środku osiedla dużego psa na smycz, a ów duży pies, jak wszystkie spotykane przez nas laby, wykazywał wrażliwość na sygnały drugiego psa podobną jak betonowy kloc. Jak sytuacja dziś się powtórzy, to pewnie jednak laba spacyfikuję, trudno...

Link to comment
Share on other sites

Pani Profesor, ja bym radziła jednak nie behawiorystę, a szkoleniowca, trenera, najlepiej sprawdzonego i z doświadczeniem - z behawiorystami to różnie bywa, bo u nas w PL taki tytuł można mieć nawet po weekendowym kursie, albo po kursie korespondencyjnym.

Link to comment
Share on other sites

A ja się zastanawiam gdzie mają mózg właściciele psów którzy pozwalają swojemu psu na flexi podbiegać pod mój płot i patrzą śmiejąc się jak psy próbują się złapać przez brame (w 1 wekend naliczyłam 4 razy , a nie zawsze byłam na zewnątrz więc pewnie było ich więcej) .
Ostatnio podeszłam i spytałam czy mam otworzyć furtke skoro to takie śmieszne ale szybciutko uciekli .
Co jest w tym śmiesznego ? mój pies wrócił raz z rozwalonym pyskiem .
A ja się potem dziwie że nie przepada za psami na spacerach .

Link to comment
Share on other sites

My mamy problem z shih tzu i ich właścicielkami :angryy: dwa różne psy różnych właścicieli- oba 3letnie i jednakowo walnięte... Oczywiście smyczy chyba nigdy nie widziały. Za każdym razem kiedy któregoś mijamy, ten rzuca się na D i go gryzie- tak po prostu- podbiega i pac zębami bez ostrzeżenia. A jeszcze rok temu wszystkie się razem bawiły bez problemu. Jedna właścicielka szybko zabiera swojego, a druga zawsze mówi: 'weź mu trzepnij' :shake: przecież nie będę małego kundla, obcego w dodatku bić, chociaż cierpliwość mi się kończy, a D to taka ciapa, że się nie odwinie...

Rozwiązaliśmy za to problem z jamniko-czymś :cool3:
Dzień jak co dzień:
Idziemy pobiegać do parku, wracamy wokół tej zapyziałej dziury, babsko siedzi na ławce, jamniko-coś biega luzem i wrzeszczy na każdego i wszystko, co się zbliży. Standardowo wyskakuje z wrzaskiem do D, babsko siedzi, 'paczy' i 'paczy' i nic, no to grzecznie mówię, żeby jamniko-coś zabrała- zero reakcji. Myślę sobie: 'może nie słyszy, czy coś'... Jamniko-coś dalej drze pałę, więc luzuję D i celowo mówię: 'bierz go' (spokojnie, nie zna tej komendy), D podbiega, jamniko-coś ucieka z piskiem, babsko z pretensjami do mnie- okazało się, że nie jest głucha :diabloti:
Jednak od tamtej pory jamniko-coś jest zawsze na smyczy :cool3:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gops']A ja się zastanawiam gdzie mają mózg właściciele psów którzy pozwalają swojemu psu na flexi podbiegać pod mój płot i patrzą śmiejąc się jak psy próbują się złapać przez brame (w 1 wekend naliczyłam 4 razy , a nie zawsze byłam na zewnątrz więc pewnie było ich więcej) .
Ostatnio podeszłam i spytałam czy mam otworzyć furtke skoro to takie śmieszne ale szybciutko uciekli .
Co jest w tym śmiesznego ? mój pies wrócił raz z rozwalonym pyskiem .
A ja się potem dziwie że nie przepada za psami na spacerach .[/QUOTE]

Znam problem w sumie z obu stron - na szczęście działkę mam przy odludnej drodze, gdzie stoją 3 domy na krzyż i do tego mam dość długi podjazd do bramy. Niemniej jednak zdarza się, że ktoś chodzi tamtędy nad rzekę z psem luzem, pies podbiega mi do bramy i zwierzaki na siebie poburczą, ale na to działa chyba tylko pilnowanie i odwoływanie psa od bramy... Przecież nie będę stała cały dzień z kijem na podjeździe...

Jakiś czas temu mieliśmy odwrotny dym; idę z Cycem przez osiedle domków jednorodzinnych i w pewnym momencie między prętami w bramie jakiś wku*wiony pekińczyk wysadził na chodnik cały łeb z szyją, i próbował użreć Cyca... Cyc akurat był wtedy na sledach i nie interesowało go nic poza ciągnięciem naprzód, on zresztą na psy za płotem nie reaguje - to ja musiałam odciągnąć go na bok, żeby pekińczył nie dziabnął go w ucho :roll:
W sumie to i tak pikuś, na tej samej trasie był kiedyś mix onka, ktory wysadzał łeb przez bramę na pół chodnika i próbował łapać ludzi za nogi :D kiedyś mało zawału przez niego nie dostałam ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='evel']Pani Profesor, ja bym radziła jednak nie behawiorystę, a szkoleniowca, trenera, najlepiej sprawdzonego i z doświadczeniem - z behawiorystami to różnie bywa, bo u nas w PL taki tytuł można mieć nawet po weekendowym kursie, albo po kursie korespondencyjnym.[/QUOTE]

Wiem, że to nie ten temat :oops: ale macie kogoś sprawdzonego w Krakowie? Na razie i tak jestem spłukana więc szkolenie poszłoby na wrzesień.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Martens']

Nie wiem, jak zapobiegać takim sytuacjom - nie wychodzić z domu między 23 a 5, a psa nauczyć robić na podkłady? [/QUOTE]

A widzisz, u mnie to jedyne godziny, w których mogę puszczać psa bez smyczy po osiedlu - jak coś wyskoczy, to ewentualnie jeż albo kot, kotów chyba mój pies nigdy nie widział z bliska, bo tylko stroszy uszy i się gapi, nie ujada, nie gania, trochę jakby się bał. Gorzej z żabą, parę dni temu musiałam wynieść taką ogromną z poderżniętym gardłem i wywalić w krzaki :placz:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Martens']Znam problem w sumie z obu stron - na szczęście działkę mam przy odludnej drodze, gdzie stoją 3 domy na krzyż i do tego mam dość długi podjazd do bramy. Niemniej jednak zdarza się, że ktoś chodzi tamtędy nad rzekę z psem luzem, pies podbiega mi do bramy i zwierzaki na siebie poburczą, ale na to działa chyba tylko pilnowanie i odwoływanie psa od bramy... Przecież nie będę stała cały dzień z kijem na podjeździe...

Jakiś czas temu mieliśmy odwrotny dym; idę z Cycem przez osiedle domków jednorodzinnych i w pewnym momencie między prętami w bramie jakiś wku*wiony pekińczyk wysadził na chodnik cały łeb z szyją, i próbował użreć Cyca... Cyc akurat był wtedy na sledach i nie interesowało go nic poza ciągnięciem naprzód, on zresztą na psy za płotem nie reaguje - to ja musiałam odciągnąć go na bok, żeby pekińczył nie dziabnął go w ucho :roll:
W sumie to i tak pikuś, na tej samej trasie był kiedyś mix onka, ktory wysadzał łeb przez bramę na pół chodnika i próbował łapać ludzi za nogi :D kiedyś mało zawału przez niego nie dostałam ;)[/QUOTE]

U mojego TŻ-ta w domu rodzinnym jest masakra - trzeba przejść przez osiedle domków,ok. 15 budynków, prawdziwa ścieżka zdrowia - z każdego płotu ujada pies. Jest bokser, ON-ek, są mixy - absolutnie KAŻDY drze ryja, a mój pies dostaje takiego kociokwiku, że w końcu nie ujada na żadnego, bo nie wie, w ktorą stronę zacząć :shake: zawsze mam miękkie nogi jak tam lazę,bo obstawiam, który pierwszy wyskoczy zza lichego płotu...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Martens']Znam problem w sumie z obu stron - na szczęście działkę mam przy odludnej drodze, gdzie stoją 3 domy na krzyż i do tego mam dość długi podjazd do bramy. Niemniej jednak zdarza się, że ktoś chodzi tamtędy nad rzekę z psem luzem, pies podbiega mi do bramy i zwierzaki na siebie poburczą, ale na to działa chyba tylko pilnowanie i odwoływanie psa od bramy... Przecież nie będę stała cały dzień z kijem na podjeździe...

Jakiś czas temu mieliśmy odwrotny dym; idę z Cycem przez osiedle domków jednorodzinnych i w pewnym momencie między prętami w bramie jakiś wku*wiony pekińczyk wysadził na chodnik cały łeb z szyją, i próbował użreć Cyca... Cyc akurat był wtedy na sledach i nie interesowało go nic poza ciągnięciem naprzód, on zresztą na psy za płotem nie reaguje - to ja musiałam odciągnąć go na bok, żeby pekińczył nie dziabnął go w ucho :roll:
W sumie to i tak pikuś, na tej samej trasie był kiedyś mix onka, ktory wysadzał łeb przez bramę na pół chodnika i próbował łapać ludzi za nogi :D kiedyś mało zawału przez niego nie dostałam ;)[/QUOTE]

Też to znam kiedyś pies przez szczeble w płocie chwycił moją za tyłek .Choć czasem jestem zmuszona przechodzić koło mix onka, który jak nas widzi to próbuje przeskoczyć ogrodzenie .Na szczęście jest za wysokie ,ale już raz opluł mi twarz a innym razem zasypał całe oczy piachem i musiałam swoją sucz prowadzić z zamkniętymi oczami ,aby dalej doprowadzić się do porządku .

Link to comment
Share on other sites

U mnie jest amstaffka, która ma drewniany płot. I kiedys wyrwała jeden taki i się rzuciła na moją Kropcię :(
Moja miała rozwaloną wargę, kaganiec, ucho a tamta nic. A właściciele mi na to ze nie spodziewli sie takiej reakcji.
Nosz kurna ciekawe, kilka razy ich pies się rzucił na moja sunię! I nie umieją nawet płotu normalnego zrobić!
Niektórzy ludzie dbają tylko o wizerunek swój i swojego terenu.

Link to comment
Share on other sites

Moim zdaniem zasada powinna być prosta, jeżeli chodzi o ogrodzenia i kulturę: pies na swoim terenie nie powinien móc pyska zza ogrodzenia wystawić w żaden sposób, jeśli są duże szpary między szczeblami to się siatką zabezpiecza. Nie tylko drugi pies może oberwać, ale też jakieś dziecko czy nawet dorosły - jeżeli cała głowa psa wyłazi przez szparę to żaden problem dla psa kogoś chwycić...
Druga strona to osoby idące z psem chodnikiem, które nie powinny pozwalać psu podchodzić tuż pod bramę. Nie dość, że to się może skończyć rozerwanym nosem i pyskiem, to jeszcze ten za ogrodzeniem takiego wroga, który śmiał przekroczyć teren i zaatakować psa u siebie, zapamięta bardzo dobrze i będzie go nie znosił :roll: [B]Wszystkie [/B]psy, które są nielubiane przez moje, to właśnie zwierzaki, które były szczute przez właścicieli na moje przez siatkę lub po prostu pozwalano na burdę. Moje psy nigdy nie są na podwórku same, zawsze ktoś jest z nimi, ale jeśli jestem z tyłu ogrodu a ktoś radośnie napuszcza yorczka przez płot, to trudno mi zareagować, szczególnie, że mam stado. Dwoję się i troję, żeby problemów i darcia się nie było, ale kochani ludzie z bloku obok lubią wystawiać moją cierpliwość na próbę.

Jest w moim mieście taka dzielnica, gdzie drze się WSZYSTKO. To jest koło 50 domów z ogródkami, gdzie w każdym ogrodzie jest co najmniej jeden pies, do 5 maksymalnie. Szłam ostatnio z psami tamtędy to myślałam, że zwariuję. Wszystkie psy w ogrodzeniach dostały szału, a ludzie wylegli na podwórka, zobaczyć czemu, oczywiście nie próbując uciszyć swoich zwierząt. Dla mnie to nie do pomyślenia :shake: Moje psy za darcie się przy płocie od razu dostają burę i do domu, jak któremuś się we łbie zakręci za bardzo i nie posłucha, to łapię za kark i wnoszę. Tylko, że ja sobie wychowywać psy mogę, a przechodnie i tak robią swoje, drażniąc psy przez płot.

Link to comment
Share on other sites

Ja w ogóle nie rozumiem, jak ludzie wytrzymują z psem, który pyszczy na każdego przechodnia... Rozumiem, że akurat nikogo nie ma na podwórku czy coś, ale milion razy jest taki obrazek - ja z psami idę obok ogrodzenia, jeden lub więcej psów dostaje wścieklizny za płotem, ryczą, plują, sypią piachem, a na ogródku kilka metrów dalej rodzinka przy grillu, w milczeniu i zadumie obserwują ten spektakl :razz: Nikt psa nie zawoła, tylko siedzą i się gapią. Dla mnie to zagadka, bo mnie dziamganie moich psów zwyczajnie denerwuje i jak mi robią wielki raban pod bramą, bo ktoś tam sobie szedł, to lecą na 10 min do domku na karny jeżyk :evil_lol: Zresztą miałam kiedyś sytuację, gdzie brama była otwarta, ja bez psów, ale z babcią, która psów się boi (była pogryziona kilka razy), i do pięt zaczął jej dolatywać z jazgotem i zębami skoksowany ratlerek. Cała rodzina, chyba z 6 osób - stoją w ogrodzie i w milczeniu się gapią. Zasadziłam psu kopa, uciekł z powrotem na podwórko, a babka, chyba właścicielka psa, bezbrzeżnie oburzona "No jak tak można..." :roll:

[quote name='zmierzchnica']
Jest w moim mieście taka dzielnica, gdzie drze się WSZYSTKO. To jest koło 50 domów z ogródkami, gdzie w każdym ogrodzie jest co najmniej jeden pies, do 5 maksymalnie. Szłam ostatnio z psami tamtędy to myślałam, że zwariuję. Wszystkie psy w ogrodzeniach dostały szału, a ludzie wylegli na podwórka, zobaczyć czemu, oczywiście nie próbując uciszyć swoich zwierząt. [/QUOTE]

Brzmi jak moja droga na działkę :D Po półtora km mam problemy ze słuchem ;) Na szczęście psy mi się uodporniły na ten jazgot i nie reagują kompletnie na psa za ogrodzeniem.

Link to comment
Share on other sites

[B]Martens [/B]- i tak samo właśnie jest z tymi ludźmi - uodpornili się na ten jazgot ;) Uważają, że pies jest po to, żeby szczekać i odstraszać, więc olewają sprawę. A jeśli pies drze mordę non stop, to nawet im przestało to przeszkadzać, a niech sobie poszczeka...
Ale ja bym dała duuużo za ogród, przy którym nikt nie może przejść, jakoś tak umiejscowiony, żeby obok nie było chodnika, przejścia czy trawniczka-sralnika dla psów. Moje próby nauczenia psów ciszy mimo przechodniów zawsze spełzną na niczym. Przy mnie się nie drą, ale wystarczy, że ja jestem z tyłu, a one z przodu :roll: Może jakbym zainstalowała tuż przed bramą elektryczne, niewidoczne ogrodzenie :evil_lol: Ale to Chibi i Frotek w ogóle by się bali wyjść do ogrodu :roll: Myślałam, żeby za darcie mordy oblać je wodą z węża ogrodowego, ale a) przechodniów też bym oblała i b) mogłyby zacząć się bać wody, a i tak średnio ją kochają. Są psy, które same z siebie nie szczekają na przechodzących koło ogrodzenia, ale jeśli pies ma do tego tendencje, to oduczenie tego jest mega trudne (i nigdy psa nie można zostawić samego, bo problem zaraz wraca).

Co do oburzenia pani, mnie nic nie zdziwi :diabloti: Szła kiedyś babka z 3 psami, takimi max 10 kg, agresywnymi jazgotami. Zza rogu wyszła moja koleżanka i kundle rzuciły się na jej sznaucera miniaturę. A kundle nie tylko szczekały, gryzły całkiem serio. Więc koleżanka zaczęła tupać na te kundle, na co babka się wydarła: PROSZĘ NIE TUPAĆ NA MOJE PSY! :loveu: Dodam, że kobieta jest dyrektorką szkoły podstawowej... Jak zwróciłam jej uwagę, że jej kundle się na mojego Frotka rzucają, to się dowiedziałam, że się drę jak stare prześcieradło :p

Link to comment
Share on other sites

Tym razem to ja byłam chamem :diabloti:
Mamy w okolicy jazgoczącego joreczka, który zawsze chodzi bez smyczy, bez obroży i atakuje ludzkie kostki/psie kostki. Jako, że tym razem nie miałam, jak się wycofać z moim zaszelkowanym dziadem, joreczek zauważył idealny obiekt do przypuszczenia jazgocząco-kąsającego ataku.
Właściciel joreczka? Jest, a jakże! Stoi sobie spokojnie ze 3 metry od nas i jara fajeczkę. Kiedy już się zorientował, że jego joreczek przypuszcza na nas szarżę krzyknął słabowicie:
-On nie gryzie, tylko obszczeka.
Mój dziad nie znosi dziamgaczy. Nie robi nic im specjalnego, tylko łapie w pysk i przenosi metr-dwa dalej. Więc odkrzykuję:
-A zaszczepiony i odrobaczony jest?
Tutaj pan popadł w stupor i odkrzykuje: -A czemu się pytasz? (bo najwidoczniej przeszliśmy na "ty")
Spokojnie odkrzykuję: -Nie chciałabym żeby mój pies się nim struł. :evil_lol:
Pan natychmiast dostał przyspieszenia,a także znalazła się i obroża, i smycz joreczka :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Problem z bramami, ogrodzeniami i jazgającymi psami znam bardzo dobrze, a jakże :roll:...
I również nie mieści mi się w głowie jak ludzie mogą olewać to, że ich pies ujada praktycznie non stop.
Moi rodzice mają działkę rekreacyjną, na której spędzamy dużo czasu, no i niestety sąsiedzi z naprzeciwka mają sukę kurdupla, która ujada wciąż i ciągle - dosłownie na wszystko i na wszystkich, słychać ją chyba na całym terenie działek.
Szału idzie dostać... Przyjeżdżam zrelaksować się i odpocząć od pracy, a tu nic tylko szczekanie... Moje dwa psy szczekną od wielkiego dzwona raz na jakiś czas, a mimo to od razu są uciszane, bo ja poprostu nie lubię jak to robią, a sąsiadom chyba dziamganie ich suki w ogóle nie przeszkadza...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='evel']Ostatnio jazgoczący na Zu i Deksia pinczerek bez reakcji pani właścicielki został porwany pod pachę i wyniesiony do domu na moje "chodź, chodź, śniadania jeszcze nie jadły" :evil_lol:[/QUOTE]

Mam wrażenie, że straszenie zeżarciem przez większego psa działa lepiej niż wszystkie prośby o zabranie dziamgającego...:roll:;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='lucky123']Mam wrażenie, że straszenie zeżarciem przez większego psa działa lepiej niż wszystkie prośby o zabranie dziamgającego...:roll:;)[/QUOTE]

Ja używam jeszcze sformułowania "Łajka nie wolno polować " też działa na właścicieli i niereformowane matki z dziećmi .
W sumie też mam takich sąsiadów którzy grillują a ich pies pluje się za ogrodzeniem .Najbardziej lubię sąsiada który gdy robi coś w ogródku otwiera bramę ,a jego sucz biega po ulicy .Ostatnio pogryzły się z moją a ten nic .Prosiłam aby go zabrał Jak grochem o ściane to pies dostał z buta i torebką i nadal prosiłam aby ją odwołał to tylko głupio się śmiał .Więc wyciągam telefon i powiedziałam głośno że dzwonie po policję wtedy zabrał psa .Na moje pytanie czemu jego kundel jest za ogrodzeniem .Odpowiedział bo tak .I jak tu ma człowieka szlag nie trafić

Link to comment
Share on other sites

Mi tylko raz zdarzyło się, że pies chciał wyjść przez nieszczelne ogrodzenie. Akurat szłam z agresywną suczką, a york był puszczony luzem, bez właścicieli. Psiak zaczął już wychodzić przez ogrodzenie, ale wtedy zjawił się właściciel (a właściwie tymczasowy opiekun) i go zabrał. Gdyby nie to mógłby być syf. Bo oba psy nie były nastawione przyjaźnie. Także mieliśmy szczęście.
Natomiast znajoma mieszkająca na obrzeżach miasta szczęścia nie miała. Przechodziła obok domu z agresywnym bokserem, ze swoim ówczesnym psem - suczką wielkości jamnika, ważącą max 15kg. Wcześniej tamten pies po prostu obszczekiwał i próbował przeskoczyć przez ogrodzenie. Natomiast tamtego dnia przeskoczył przez nie, a następnie rzucił się na suczkę. Nic jej się nie stało, nie miała ran. Tyle miała "szczęścia w nieszczęściu". Była tylko dość mocno poturbowana, z tego co pamiętam później niezbyt pewnie przechodziła obok tego ogrodzenia. :roll:

Link to comment
Share on other sites

Ja chyba napiszę do Biedronki, żeby rzucili promocję dla starych bab na smycze.

To tendencja, którą zacznę mierzyć - w moich konfliktach spacerowych co najmniej 70% bezsmyczowych psów prowadzą starsze kobiety.

Sterczałam dziś jak wariatka pod klatką znajomego (bo ma yorka-szczekuna, nie chciałam narażać go na stres jaki zafundowałby mu mój aniołek). Lezie babsko - obok ON-ek mix. Oczywiście bez smyczy. Mój pies burczy, udało mi się zmusić go, żeby usiadł. Przygląda się, wodzi wzrokiem, już było blisko sukcesu i olewki, a tu nagle ONek uznał, że sobie zaszczeka, na co mój potwór odpowiedział jazgotem, wyrywaniem się, no tragedia.
I co?
ONek zmierza na niego. Ja byłam w kropce, bo na schodach pod klatką,za mną drzwi na domofon, nie było dokąd uciec. Może i ONka nie miała nienawiści w oczach, ale szła do nas dość szybko, a mojemu psu już leciała piana z mordy. Drę się na babę, żeby go zabrała, mój pies wyczuł niepokój, ujada, baba mnie chyba nie słyszy, apokalipsa. I na to wszystko babka mnie pyta A TO PIES, CZY SUCZKA? Odpowiadam wściekła, że pies i tu pada mądrość babci - druida - eksperta - "aaaa,to nic nie zrobi!".

Kvrwa jego mać! Pierwszy raz odganiałam tak dużego psa od siebie trzymając jednocześnie swojego furiata, w zasadzie spanikowałam, bo ON nic nie robił, ale podszedł blisko, nie wiedziałam, jak się zachowa, a jeśli nie udałoby mi się utrzymać mojego psa, to nie wiem, co by się stało.
Babka zapięła ją na smycz, ja powiedziałam, że nażarłam się strachu i że nie wolno prowadzać luzem psa i co usłyszałam w odpowiedzi?
Że jestem wyszczekaną gówniarą, a ona jest u siebie na osiedlu :multi:
(mam 23 lata, wyglądam na 16, dziękuję, dobranoc)


aha, dodam, że te pytanie o płeć było nie na miejscu, bo przecież co za różnica, jakiej pies jest płci (to była suka), skoro mój ewidentnie wrzeszczy i nie ma ochoty na znajomość? a babka na pewniaka, że będzie love story :shake:

Link to comment
Share on other sites

Pani Profesor skąd ja to znam ... jak idę w lesie ze swoimi psami, zawsze ale to zawsze spotykam psy luzem moje niestety zawsze się spinają na obce psy i tworzą stado - każdy broni każdego - i nic są moje tłumaczenia aby psa zapiąć i zawsze jest pytanie psy czy suki - odp. i to i to ale co ma piernik do wiatraka skoro moje chcą zeżreć wszystko co się rusza?!!
Ludzie w okolicy mnie już znają i jest u nas kilku butnych dziadów z psami którzy mają w głębokim poważaniu innych spacerowiczów.
Uwierzcie mi że wygląda to przekomicznie jak widzą tylko moją Shillę na smyczy ( suka ok.40kg) to mają to gdzieś i nie zapinają swoich podbiegaczy wiedzą że ona jest spokojna a nagle zza krzaków wyłania się Seth (45kg) i Shiro amstaff nagle szybciutko znajduje się i obroża i smycz i nawet szybkie przyłowanie psa !!!koszmar!

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...