Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='Wasylek']No plus zawsze mogą pojawić się jakieś "komplikacje" może nie od razu po zabiegu ale, zwłaszcza że sterylki pewnie wykonywane bez badań, plus nie znajomość kota a to w końcu inwazyjny zabieg plus narkoza :roll:[/QUOTE]
Pewnie to ty głupia jesteś (bez urazy)
Nie znasz naszych działań to nie pisz bzdur dobra?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Yuki_']Pewnie to ty głupia jesteś (bez urazy)
Nie znasz naszych działań to nie pisz bzdur dobra?[/QUOTE]

Ale nie rozumiem że jakie bzdury ?
To co nie mam racji, robicie każdej kotce badani (morfolofgia, biochemia - żeby sprawdzić pracę nerek), narkoza zawsze jest zagrożeniem ... No i w dodatku 3 godziny po zabiegu to kot jest jeszcze pod wpływem narkozy a wy siup kotecka na ulicę, co tam niech zdezorientowany pod pędzące autko wpadnie lub niech piesek go na śniadanko zje... I że to ja to jestem nienormalna ?!
Uwierz jeśli nie rozumiesz o co mi chodzi to jednak czasem ugryź się w język, dobra ?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Yuki_']Może źle napisałam-chodziło o ten cykl:
wybudzenie się częściowe-całkowite-3-4 godziny odczekania ew. noc w klinice -jeśli wszystko jest okej wypuszczamy.
Robimy badania.[/QUOTE]

Wybacz ale nie chce mi się wierzyć żeby TOZ który i tak pewnie kasy nie ma wydawał jeszcze po ok 40 złoty na badania wszystkich kotów, które czekają na kastrację, no bo przecież na wyniki też trzeba poczekać a wy ponoć nie tymczasujecie, a za miejsce w klinice, hoteliku też raczej się płaci ...
Yuki, skarrbie mieszasz się w zeznaniach :wink:

Link to comment
Share on other sites

A i złotoryja to nie jest wrocław czy warszawa. W mieście jest może 20 kotów wolnożyjących. I więcej nie ma, chyba że ktoś wyrzucił kotkę, albo kotka uciekła (niesterylizowana) i urodziła maluchy i one wychowały się na dworze.
W ty roku nie mieliśmy ani JEDNEGO bezdomnego miotu.
Zapytaj Marudy:
[url]http://www.dogomania.pl/forum/threads/229792-Moje-i-nie-moje-%C5%9Bmietnikowe-biedy-te-nie-moje-to-TOZ-Z%C5%82otoryja-%29[/url]

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Yuki_']Koty czekają u weta, lub u kociarzy. Zależy.
O co ci chodzi z kasą??
A i nie jestem skarbie.[/QUOTE]

O nic, może o to że mam ograniczone zaufanie do ludzi piszących na forach???
Nie denerwuj się bo Ci żyłka pęknie. Nie wiem o co się tak rzucasz :roll:
No i może chodzi mi jeszcze o to że moim zdaniem i tak jest to mało odpowiedzialne ? Przecież nie możecie obserwować kota, jak reaguje, czy zaczął jeść, sikać, qpkać ?
Jeśli sądzisz że jesteś znawcą kociej sterylizacji, to ... to się mylisz. I nie wiem jaki jest problem, no bo skoro kasę macie (wnioskuję to z Twojego, retorycznego pytania) to czemu nie załatwić kotu na 2 doby hoteliku (jest to cięcie boczne jak piszesz to jednak rana jest mała), czy żeby został przez ten czas w lecznicy? Chyba jednak lepiej poobserwować, zobaczyć czy wszystko w normie, przecież nie zobaczysz tego przez kilka godzin po kastracji kiedy kot i tak jest raz obolały, dwa po narkozie (kotu jest zimno, ma opóźnione reakcje itp.)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Yuki_']A i złotoryja to nie jest wrocław czy warszawa. W mieście jest może 20 kotów wolnożyjących. I więcej nie ma, chyba że ktoś wyrzucił kotkę, albo kotka uciekła (niesterylizowana) i urodziła maluchy i one wychowały się na dworze.
W ty roku nie mieliśmy ani JEDNEGO bezdomnego miotu.
Zapytaj Marudy:
[URL]http://www.dogomania.pl/forum/threads/229792-Moje-i-nie-moje-śmietnikowe-biedy-te-nie-moje-to-TOZ-Złotoryja-)[/URL][/QUOTE]

:kciuki: Przekonujący argument :klacz:

Może 20 , może bo nie wiesz, bo kotów wolnożyjących wszystkich nie policzysz, nawet najlepsze karmicielki, organizacje nie znają rzeczywistej liczby bezdomnych kotów w danym mieście, a o wsiach nie wspomnę

Link to comment
Share on other sites

Tak sobie czytam i nie wierze. Zwyczajnie nie wierzę w to co czytam.

Obecnie mam kotkę na DT po kastracji, wolnożyjącą. Na wypuszczenie czeka 10 dni, do upewnienia się że szew, rana ( jak duża by nie była ) są bezpieczne. W między czasie dostała antybiotyk, by zapewnić lepsze gojenie a jej ruch jest ograniczony do chodzenia po pokoju córki, gdzie czasowo zamieszkała ( konkretnie w jej szafie, świetnie się tam zadomowiła ). Przy okazji dbam, by bezpośrednio po zabiegu kotka dobrze jadła, co również jest ważne by odzyskać siły po zabiegu.

Ostatnio też kastrowana była kotka, której maluszki miałam na DT. Kompletnie dzika, czas do zagojenia, spędziła na zabezpieczonym balkonie, gdzie czuła się najlepiej.

Nigdy bym nie wpadła na pomysł by bezpośrednio po jakimkolwiek zabiegu, jakiejkolwiek narkozie wypuścić kota na dwór i czekać co będzie ....

Link to comment
Share on other sites

Nie znam się za bardzo na sterylizacji kotów. Jednak jak sterylizowałam sukę to po pierwsze weterynarz na moje pytanie o jak najmniej inwazyjny zabieg powiedział, że woli normalne cięcie bo lepiej widzi co robi i zawsze to doradza. Powiedział też, że częściej ma zwierzaki z komplikacjami po takich właśnie nieinwazyjnych zabiegach niż po normalnych cięciach. Raz mu się nawet zdarzyła suka po takim małym cięciu (u innego weta) i się okazało, że ona wysterylizowana nie jest.
Sterylizacja inwazyjna czy nie jest operacją pod narkozą. Wykonujemy te zabiegi na zwierzętach nie pytając ich o pozwolenie. Moim zdaniem po operacji należy się przyzwoita opieka pooperacyjna. Jeżeli nie jesteśmy w stanie zapewnić 100% opieki na każdym etapie to nie powinniśmy się za to zabierać.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Bandyta'][B]Jeżeli nie jesteśmy w stanie zapewnić 100% opieki na każdym etapie to nie powinniśmy się za to zabierać.[/B][/QUOTE]
I to moim skromnym zdaniem, całe sedno tej dyskusji.

[QUOTE]To chyba tylko u was ;-)
U nas siedziały góra 3 godziny po sterylce.
[B]Czy ty wogle wiesz jak wygląda rana po sterylce szwem bocznym??[/B] [/QUOTE]
Nooo, pewnie, że nie, może jakieś fotki ? :razz:

Ej, a te wasze koty to na jakieś zastrzyki nie jeżdżą (antybiotyk + przeciwbólowy) ? Czy nie ma takiej potrzeby ?

Jutro Yuki wejdzie na dogo i włos się jej na głowie zjeży od tych bzdur, które kobiety, wypisujecie :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

wiecie co, jak tak czytam, to może i dobrze, że ta sąsiadka i jej matka nie dają się namówić na sterylki dla kotek... przetrzymać w domu może by przetrzymały, w zasadzie prawie na pewno, ale jeśli do tego dochodzą badania pod kątem narkozy, antybiotyki i kolejne "pieniądzogenne" czynniki, to na 100% kot by albo wyleciał na podwórko dzień po sterylce, albo by nie był cięty wcale...

to taka rodzina, że niby się liczą bardzo z pieniędzmi, a rozwalają na pierdoły - niby sterylka droga, a karmienie miotów od 20 lat spoko, niby szkoda pieniędzy na te przybłędy, a whiskasa jedzą, choć tłumaczyłam, że to gówniana karma i jak kupują,to coś sensownego, co z hurtowni kosztuje mniej niż whiskas w markecie osiedlowym... nie przemówisz.
nie znam realiów kocich sterylek i teraz czuję, że to jednak dobrze, że nie zabierają ich na cięcie...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']za sterylki kotów wolnożyjących to powinno miasto/gmina płacić, a nie karmicielki ;)[/QUOTE]

i jak to się technicznie przeprowadza? odławiasz takiego kota i niesiesz do SM?:D nie no, żartuję - masz dać cynk, że tu i tu łażą koty i odławia je ktoś ze schroniska? czyim obowiązkiem jest później rekonwalescencja? jeśli jest tak jak piszesz, to w pon. zadzwonię i szybciutko dam namiar na te kotki, które tam na 100% są...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']i jak to się technicznie przeprowadza? odławiasz takiego kota i niesiesz do SM?:D nie no, żartuję - masz dać cynk, że tu i tu łażą koty i odławia je ktoś ze schroniska? czyim obowiązkiem jest później rekonwalescencja? jeśli jest tak jak piszesz, to w pon. zadzwonię i szybciutko dam namiar na te kotki, które tam na 100% są...[/QUOTE]

hm, nie wiem jak w większym mieście... u nas się to załatwia w Urzędzie Miasta i wszystko to indywidualne ustalenia, co potem z kotem. to też zależy od budżetu, bo pobyt w klinice kosztuje ;) zazwyczaj odłowienie odbywa się w porozumieniu z karmicielkami, bo to zwykle jedyne osoby do których koty podchodzą

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']wiecie co, jak tak czytam, to może i dobrze, że ta sąsiadka i jej matka nie dają się namówić na sterylki dla kotek... przetrzymać w domu może by przetrzymały, w zasadzie prawie na pewno, ale jeśli do tego dochodzą badania pod kątem narkozy, antybiotyki i kolejne "pieniądzogenne" czynniki, to na 100% kot by albo wyleciał na podwórko dzień po sterylce, albo by nie był cięty wcale...

to taka rodzina, że niby się liczą bardzo z pieniędzmi, a rozwalają na pierdoły - niby sterylka droga, a karmienie miotów od 20 lat spoko, niby szkoda pieniędzy na te przybłędy, a whiskasa jedzą, choć tłumaczyłam, że to gówniana karma i jak kupują,to coś sensownego, co z hurtowni kosztuje mniej niż whiskas w markecie osiedlowym... nie przemówisz.
nie znam realiów kocich sterylek i teraz czuję, że to jednak dobrze, że nie zabierają ich na cięcie...[/QUOTE]

Może nie tak dobrze bo w końcu nadpopulacja jednak jest, a na leczenie też są policzgrosze ? Jak tak , to wiesz...
No i te badania pisałam o nich bo Yuki pisała o rewelacyjnej metodzie złap,ciach i siup zaraz po zabiegu, kiedy nie wie co z kotem dalej, czy doszedł w pełni do siebie (chodzi o załatwianie potrzeb fizjologicznych, itp.) Ogólnie rzecz biorąc to na koty wolnożyjące mało kto wydaje kasę i raczej przyjmuje się że jak kot młody to raczej zdrowy i się ich nie wykonuje (a zwłaszcza jeśli za zabieg płaci UM czy G).
No i u nas jest tak że zgłaszasz kota, w sumie bierzesz świstek z UM i idziesz do weta i on ci ciach za darmo (jak kot "bezdomny") plus jeszcze Akcja Sterylizacja w marcu to nawet swoje koty za pół ceny można ciachnąć ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']i jak to się technicznie przeprowadza? odławiasz takiego kota i niesiesz do SM?:D nie no, żartuję - masz dać cynk, że tu i tu łażą koty i odławia je ktoś ze schroniska? czyim obowiązkiem jest później rekonwalescencja? jeśli jest tak jak piszesz, to w pon. zadzwonię i szybciutko dam namiar na te kotki, które tam na 100% są...[/QUOTE]

U nas są takie "bony" na sterylkę, do wykorzystania u wyznaczonych wetów. Czasem dostają je też osoby, które przygarnęły kota z ulicy. Znajoma tak swoją znajdę sterylizowała.

Link to comment
Share on other sites

Z innej beczki, ale chamstwo.
Razem z koleżanką wybralyśmy się calkiem niedawno na spacer z psami do lasu. Plan z założenia prosty: idziemy do lasu/na pola, tam ew. spuszczamy psy, lub jednego, odpoczywamy, mamy je na oku, potem wracamy i tak zlecą max 3 h. Po drodze postanowiłyśmy przejść obok pobliskiej stadniny, jako że jest "otwarta na gości", a nasze psy do koni nic nie mają. Niestety, nie weszłyśmy nawet na podwórze/wjazd/parking, bo już przy otwartej na oścież bramie zastał nas czarny labrador. Oczywiście luzem. Widząc najeżoną sierść psa i nie mając zbyt dobrych doświadczeń z chodzącymi luzem psami podobnej wielkości, wycofałam się z koleżanką, udajemy, że psa nie widzimy i trudno, odchodzimy. Pies natomiast przybiegł do nas, ponieważ pies koleżanki zaczął warczeć, krzyknęłam na niego, by sobie poszedł, co zwykle działa na latające kilka metrów od swego domu psy, ten jednak nie wrócił, a próbował zaatakować psa mojej koleżanki (dla porównania, wielkości beagla), a następnie zainteresował się moją suką, która była przestraszona jego wzrostem i napastliwością. Postanowiłyśmy z koleżanką wrócić, skąd przyszłyśmy, jednak nasza droga prowadziła przez pola i zagajnik, co było dosyć ryzykowne, bo pies nadal szedł za nami, a gdyby znów zbliżył się do psa koleżanki, mogłoby być źle. Po kilku minutach przystawania, odganiania psa i drogi przez pola, moja suka miała już dość jego napastliwości ( a pies nie chciał się bawić, raczej zainteresowany był "przedłużaniem gatunku) i odgryzła mu się, na szczęście nie postanowił jej oddać. Pies nie reagował na żadne odwołanie, przeganianie, a był większy znacznie od każdego z naszych psów. Po kilku kilometrach przez pola, postanowił wrócić do domu. Jednak naprawdę nie rozumiem, jak można dużego psa zostawiać na otwartym terenie. Pies przez kilka kilometrów w ogóle nie sprawiał wrażenia, jakby chciał wrócić do domu, dopiero gdy był już naprawdę daleko, stresu było dużo, moja suka mu się odszczeknęła, a ja musiałam co chwila przystawać i kazać mu iść, zatrzymał się, ale nie wiedział gdzie iść. Zastanawiam się, czy w efekcie takiego postępowania ucierpi kiedyś jakiś pies czy właściciele, tracąc zgubionego psa.

Link to comment
Share on other sites

Dużo tu osób z różnych organizacji czy z doświadczeniem w tym temacie, może mi podpowiecie co robić...:cool3: Zgłosiła się do nas babka. Znana ogólnie z tego, że nie jest zbyt normalna, ani mąż, ani dzieci. Mieli swego czasu co chwilę szczenięta, które "znikały", kiedy trochę podrosły. Ostatnio był spokój, ale teraz się zgłosili, że mamy "natychmiast zabrać ich psa", bo "zrobił się agresywny". Podobno ugryzł jakieś dziecko w palec. Pies sznaucerowaty, na spacery chodzi wokół bloku i jest fiźnięty.

No ok. Chcę pomóc psu, ale jak to ugryźć? Na pewno nie "zabiorę natychmiast" psa, bo to byłoby wspieranie osób skrajnie nieodpowiedzialnych. Mogę mu szukać domu, ale prawdopodobnie (także z zeznań innych świadków) jest nieco... nieogarnięty. A może nawet bardzo. U nas żadnych behawiorystów/psich psychologów nie ma, a nawet gdyby - to ci ludzie nie chcą tego psa i nie chcą nad nim panować (co nie dziwi, zważywszy na ich dziwaczną przeszłość). Schronisko psa, który ma właściciela, nie przyjmie, a jeśli spróbujemy to załatwić poprzez gminę, to właściciele musieliby zapłacić tyle, ile gmina płaci (1300 zł bodajże). To byłoby najlepsze wyjście chyba, ale... Oni tyle za kundla nie dadzą. I tak koło się toczy.

Jakiś pomysł?

PS. Takich akcji mamy 1-2 tygodniowo... "Weźcie psa, bo jestem chory", "zabierzcie go, bo mnie gryzie" itd. Szczytem był facet, któremu się nie chciało dojeżdżać do sąsiedniej wsi do dwóch wielkich psów, które miał na drugiej posesji i kazał nam "je zabrać, bo on je wypuści w las" :loveu: Takim ludziom masz ochotę powiedzieć, żeby s...padali. Ale potem myślisz o tych zwierzętach i się żołądek na drugą stronę wywraca :roll:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']
Schronisko psa, który ma właściciela, nie przyjmie, a jeśli spróbujemy to załatwić poprzez gminę, to właściciele musieliby zapłacić tyle, ile gmina płaci (1300 zł bodajże). To byłoby najlepsze wyjście chyba, ale... Oni tyle za kundla nie dadzą. I tak koło się toczy.[/QUOTE]
a nie da się tego przeskoczyć na tyle, żeby wszystkie formalności pozałatwiać nie wspominając właścicielom nic o pieniądzach i potem jak to wyjdzie to nie będzie odwrotu? to by ich nauczyło, żeby więcej psów nie brać.

Link to comment
Share on other sites

No fajnie by było jakby ci wszyscy co nagle już nie chcą swoich piesków musieli za pozbycie się problemu zapłacić pieniążki. Niestety chyba tylko obowiązek chipowania (surowo przestrzegany) mógłby coś zmienić. Bo jak właściciel porzuciłby psa ( a na pewno by to zrobił nie chcąc płacić) to łatwo byłoby go namierzyć. Ale takich rzeczy to nie ma w żadnym kraju.

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...