Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='klaki91']Mój kolega nie ma żadnych złych wspomnień z psami ;) żaden go nie pogryzł, nie oszczekał, nic z tych rzeczy. Może jak był niemowlakiem to usłyszał szczekanie psa i to go tak wystraszyło? Nie ma pojęcia skąd mu się ten lęk wziął. A mimo to boi się jedynie dużych psów, małe lubi z wzajemnością.

Swoją drogą to kto tu powątpiewa w czyjś strach?[/QUOTE]

Już nie chce mi się cytować, ale padło stwierdzenie, że strach przed małym psem jest mniejszy niż przed dużym, a wcale niekoniecznie. Fobie są z definicji irracjonalne; jeśli ktoś ma fobię objawiającą się lękiem przed psami, to może być całkowicie wszystko jedno, czy to kaukaz, york, czy szczeniak; stracg i tak jest paraliżujący. I ja takie osoby rozumiem ;)
Natomiast niekoniecznie rozumiem postawnych facetów, którzy psów się nie boją, dużych i o złej reputacji jak rottki też, natomiast na widok staffika merdającego ogonem i sięgającego im pod kolano nerwowo się odsuwają ;)

[quote name='Ley']A co złego w tym ,że powiesz że czujesz się niepewnie?
To już chyba zależy jak bardzo Tobie zależy na osobach odwiedzających, bo raz drugi kogoś "opieprzysz" i pokażesz że pies jest ważniejszy to zostaniesz sama z tym psem ;-)
Mojego psa może się ludzie nie boją, ale jak ktoś do mnie przyjdzie i najnormalniej w świecie nie lubi psów, widzę że nie jest chętny na kontakty z nim to po prostu psa zabieram, odsyłam na miejsce czy tam biorę na kolana.
(...)
Po raz kolejny wałkujemy to samo: [B]My kochamy swoje psy,ale nie każdy człowiek, czy to nasz znajomy czy obcy, musi je kochać i mieć ochotę na kontakt z nimi.
[/B]
[SIZE=1]btw. też nie chciałabym siedzieć z nogami przy mordzie pita.[/SIZE][/QUOTE]

Mi raczej nie grozi zostanie sama jak palec z psami, i przypuszczam że podobnie gops, bo 99% moich znajomych moje psy uwielbia, i to nie oni mają problem z wejściem, bo się psów boją czy na nich skaczą, tylko ja mam problem z gośćmi, żeby nie rozwydrzali mi psów i nie uczyli ich małpich zachowań przy powitaniu ;)
Tyle, że jest ogromna różnica między osobami, które muszą wejść do nas do domu, np. kontrola przewodów wentylacyjnych czy coś w tym stylu, czy osobami, które boją się psów i nie są przy tym chamskie, a takimi które przychodzą w gości, ogólnie lubią psy, ale na daną rasę fukają, oganiają się i wygłaszają złośliwe komentarze. Tych drugich naprawdę nie byłoby mi żal wypisać z grona znajomych ;) Skoro do moich psów-morderców mogła się przekonać babcia z fobią, która na ulicy boi się szczekającego yorka; jeśli ona może je głaskać, spokojnie oglądać przy nich tv czy rzucić im piłkę (a czytuje Fakt i SE :)), to ludzie ogólnie nie bojący się psów, po zapoznaniu moich w praktyce, ujrzeniu naocznie, że nie odgryzą nikomu ręki, też mogą się przekonać. A jak mimo naocznych obserwacji nadal będą mi wmawiać, że to mordercy i czekają, żeby mi w nocy przegryźć tętnicę, to ja chętnie się takich znajomych pozbędę ;) bo szkoda mi czasu na zakute pały, czy złośliwców.
Miałam jednego takiego delikwenta - przyszedł na kawę z narzeczoną, Cycuś miał wtedy niecałe 3 miesiące i namiętnie próbował ciągnąć przybyłą damę za skarpetki ;) ona się śmiała, a koleś całkiem poważnie pouczał całe towarzystwo, łącznie ze mną, że laska nie powinna mu dawać tak robić, bo on ją zapamięta i jak urośnie, a ona znów przyjdzie, to się na nią rzuci i zagryzie :diabloti: powiedziałam coś, że chyba drabinę by musiał sobie do tego zagryzania przystawić; myślałam, że rozładuję napięcie, ale dostałam wywód o tym co się stanie, jak ten szczeniaczek ją zadrapie i poczuje krew :roll: można się domyślić, że więcej nie przyszli, skoro mam teraz 2 takie potwory, i to dorosłe - i nikt nie płacze z tego powodu... Żeby było śmieszniej, koleś kilka lat miał na podwórku mix kaukaza z bernardynem, który zagryzł sąsiadce małego kundelka; ilekroć byłam u niego, miałam duszę na ramieniu, bo dorosły samiec, na oko z 50 kilo, nie spuszczał ze mnie wzroku (i nie był to wzrok "pobawmy się") - ale słyszałam tylko, eee, spoko, Cezar nic nie zrobi :roll: Sorry, w tym kontekście uprzedzenia kolesia do szczeniaka staffika są po prostu śmieszne.

[quote name='Klingos']
Ogółem było 2620 ataków w ciągu 6 miesięcy. (Liczą się tutaj z podziałami na dorosłych, dzieci, psy, koty, zwierzęta hodowlane i inne zwierzęta).

Przypadków śmiertelnych wśród ludzi - 0, wśród zwierząt - 1130.

Tam jest top 20, ale dam top 5:

1. Staffordshire bull terrier - 313
[/QUOTE]

Staffiki są w Australii bardzo popularną rasą :) prawie tak jak w ojczyźnie rasy, czyli UK.
Jest tam wyszczególnione, ile z tych przypadków to ludzie, ile zwierzęta, itd? Albo możesz dać link? Bo w zagryzanie przez staffiki małych zwierząt domowym czy dzikich jestem w stanie jak najbardziej uwierzyć... Tu krew terriera mocno daje o sobie znać, i bardzo wiele staffików, szczególnie nieprzyzwyczajonych do zwierząt domowych, spotkanego na spacerze królika czy inne małe uciekające zwierzę bez wahania zakatrupi.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='agutka']a amstaffy w Australii nie są zakazane?[/QUOTE]

Zakazane na pewno nie są - może są jakieś obostrzenia odnośnie posiadania lub wwozu.

Z innej beczki i trochę bardziej na temat - po raz enty spotkałam dziś na spacerze pseudoyorka (pseudo, bo jak wyprany z vanischem; kolory rozjaśnione prawie do białego) na samotnym spacerku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pies sobie tak biega samopas z przyczepioną do szelek smyczą - praktycznie za każdym razem kiedy go widzę. Do dziś nie kumam tego zjawiska - czy oni puszczają psa ze smyczą, żeby łatwiej go złapać, ale i tak ucieka? Czy wyrywa im się z rąk ze smyczą co drugi dzień - ale to chyba 5-latkowi albo babci z Parkinsonem... Czy po prostu wypuszczają go samopas, a smycz to taki nie wiem, talizman? :evil_lol:

Of course piesek zawzięcie próbował (jak za każdym razem) wsadzić Cycusiowi nos w odbyt - i nadal żyje, nawet próby uśmiercenia go ze strony morderczego Cycusia nie było (mimo że Cycuś to pies, który generalnie obcych psów unika, a niektórych wręcz nie znosi) :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Martens, ja na osiedlu mam taką kobitkę, która chodzi z kundelkiem do kolan, baaardzo spokojnym, który to kundelek też zawsze ciągnie za szelkami smycz. Kobita go zostawia tak pod sklepem - pies "przywiązany" do płyty chodnikowej, tak z nim chodzi po terenach zielonych, a moja wyobraźnia mnoży ciekaw zjawiska czepiające się uchwytu smyczy. Po co to robi? Nie mam bladego pojęcia...

Link to comment
Share on other sites

u nas chodzi babcia ok 70-80 lat z młodym ,wielkim berneńczykiem na szelkach... za każdym razem leci w naszą stronę wyrwany z rąk ;)
a że mój białas lubi najpierw podgryźć a później pomyśleć to pies traci za każdym razem kilka czarnych kłaków a następnie zabiera się do kopulacji mojej sterylizowanej suczki ;)

Link to comment
Share on other sites

U nas chodził dziadek (k. 70 lat) z laseczką widać sam ma problemy z chodzeniem a prowadził na smyczy wielkiego samca CAO który nazywa/nazywał się Kacperek ...
Piesek jak widział inne pieski chciał je zjeść , dziadek ten nie wiem jakim cudem go utrzymywał , fakt że pies zawsze był w kagańcu ale raczej to wielkiej różnicy nie robiło bo na oko 80kg pies w metalowym kagańcu też może zabić .
Od jakiegoś roku ani dziadka ani psa nie widuje , więc obstawiam że coś się stało z jednym lub drugim .

Ba kiedyś ten piesek zerwał smycz i podbiegł zjeść moją suke ... skakał wkoło nas i walił łapami , dziadek dobiegł złapał Kacperka i nie usłyszałam nawet przepraszam . (pies był uwiązany na smyczy do barierki przy ogródku , a facet był w ogródku)
Cieszę się że już go nie ma ...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='filodendron']To jest po prostu sposób na SM - "na smyczy, na smyczy, tylko akurat się wyrwał"[/QUOTE]

Tyle, że u nas nie ma SM, a policja never się nie zainteresowała bez konkretnego zgłoszenia psem bez smyczy, choćby to był mastif, a nie york ;) więc zagadka mojego vanish yorka nadal nierozwiązana :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Martens']Staffiki są w Australii bardzo popularną rasą :) prawie tak jak w ojczyźnie rasy, czyli UK.
Jest tam wyszczególnione, ile z tych przypadków to ludzie, ile zwierzęta, itd? Albo możesz dać link? Bo w zagryzanie przez staffiki małych zwierząt domowym czy dzikich jestem w stanie jak najbardziej uwierzyć... Tu krew terriera mocno daje o sobie znać, i bardzo wiele staffików, szczególnie nieprzyzwyczajonych do zwierząt domowych, spotkanego na spacerze królika czy inne małe uciekające zwierzę bez wahania zakatrupi.[/QUOTE]

Staffy są wszędzie popularne, z tym, że gdzie indziej staffordshire, gdzie indziej pity, których np. w AU jest niewiele, a gdzie indziej znów asty.

Aczkolwiek - [url]http://www.dlg.nsw.gov.au/dlg/dlghome/dlg_generalindex.asp?sectionid=1&areaindex=DAIDATA&documenttype=8&mi=9&ml=10[/url]

Jest tam od 2005 do 2013. Z tym, że polecam NSW raporty, bo Councilowskie są podzielone tylko na obszary bez szerszych danych.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Klingos']Staffy są wszędzie popularne, z tym, że gdzie indziej staffordshire, gdzie indziej pity, których np. w AU jest niewiele, a gdzie indziej znów asty.
[/QUOTE]

Niby tak, ale między tymi rasami są spore różnice - dopóki nie miałam staffika, myślałam, że to taki ast w miniaturce, a to zupełnie inny pies, bardziej pobudliwy i aktywny, bardziej wpatrzony w człowieka, jeszcze mniej skłonny do obrony niż ast, za to z silniejszymi instynktami typowymi dla "zwykłych" terierów, szczególnie łowieckimi. Od miłośników wiem, że pity są jeszcze inne, trudniejsze i od staffików, i od astów, właściwie taki mix asta i staffika w wersji hard.

U nas prawie wszystkie staffy na ulicy to asty i ich mixy, natomiast prawdziwe pitbulle to rzadkość (masa idiotów nazywa pitbullami amstaffy bez papierów - chyba dlatego że to groźniej brzmi), staffiki są bardziej znane od niedawna, ale nadal nie są to psy często widywane na ulicy.

Dzieki za link ;)

Link to comment
Share on other sites

My mieliśmy przez dłuższy czas spokój, ale to nigdy nie trwa wiecznie :shake:
Tydzień temu podczas nocnego spaceru z psami, gdy chłopaki bawiły się ze sobą na linkach, doszło do stresującej sytuacji. Zauważułam, że Baldur nagle napiął linkę i w tym samym momencie z górki zbiegły wściekle ujadając 2 małe psy, bez smyczy, jeden nawet bez obroży, a właścicielka oczywiście z 30 metrów dalej. Zaparłam się i trzymałam swoje psy, ale tamte podbiegły niecały metr od nas i dalej jazgotały. Tamlin ma to gdzieś, gorzej z Baldurem. Chłopak akceptuje inne psy jeśli zachowują się spokojnie, ale jeżeli coś biega mu dosłownie pod nosem i szczeka, to czuje się w obowiązku bronić. Zaczęłam krzyczeć do oddalonej kobiety, żeby odwołała psy. Jaka była reakcja ? Oczywiście najpierw zerowa, po chwili zaczęła wołać psy do siebie, ale miały to w głębokim poszanowaniu. Po około 5 minutach kiedy jeden z psów znalazł się centymetry od pyska Baldura, jeszcze raz krzyknęłam, że albo zabierze psy, albo nie ręczę za to co się stanie. W pewnym momencie jeden zbliżył się za bardzo i Baldurowi udało się wciągnąć go pod siebie. Kiedy nastąpił jazgot, nagle okazło się, że kobieta jednak może podbiec zamiast stać. Psu udało się w pewnym momencie wydostać i w popłochu uciekł gdzie pieprz rośnie (znalazł się następnego dnia). Kobieta wpadła w furię i kazała mi dać sobie dowód albo dzwoni na straż miejską. Nie dałam jej go oczywiście i odparłam, żeby zadzwoniła, chętnie poczekam. W każdym razie w wyniku zdarzenia, jej pies miał otarte oko i ranę kąsaną na grzbiecie. Już od tygodnia się z nią wykłócam. Dlaczego ? Ponieważ według niej tylko ja jestem winna, i tylko ja powinnam ponieść koszt jej weterynarza. Moim zdaniem możemy się podzielić. Jej psy były bez nadzoru, bez smyczy i obroży, w dodatku niedowoływane. Gdyby było inaczej nie doszłoby do całego zdarzenia. Z tego samego powodu nie wezwała straży, przecież oczywiste, że miała by 2 mandaty. Kobieta straszy mnie, że jest prawnikiem...cóż w takim razie świadomie łamie prawo. Jej wytłumaczenie ''to są małe, łagodne psy, w dodatku ze schroniska'' = to znaczy, że mogą latać samopas. Na moje stwierdzenie, że zasady dotyczą wszystkie psy, nie tylko te duże, stwierdziała, że jestem bezczelna i arogancka. Gdy pokazałam jej rany na łapach Baldura (oczywiście małe, choć głębokie), wyśmiała mnie, jej pies przecież tylko się bronił :angryy:

Link to comment
Share on other sites

Ja bym stwierdziła, że zapłacę jej za weta, ale pod warunkiem, że zgłosimy się razem na SM i zapłaci mandat za dwa agresywne psy bez smyczy. Jak nie to do widzenia i koniec tematu.

Byłabym zadowolona :lol:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Merrick']My mieliśmy przez dłuższy czas spokój, ale to nigdy nie trwa wiecznie :shake:
Tydzień temu podczas nocnego spaceru z psami, gdy chłopaki bawiły się ze sobą na linkach, doszło do stresującej sytuacji. Zauważułam, że Baldur nagle napiął linkę i w tym samym momencie z górki zbiegły wściekle ujadając 2 małe psy, bez smyczy, jeden nawet bez obroży, a właścicielka oczywiście z 30 metrów dalej. Zaparłam się i trzymałam swoje psy, ale tamte podbiegły niecały metr od nas i dalej jazgotały. Tamlin ma to gdzieś, gorzej z Baldurem. Chłopak akceptuje inne psy jeśli zachowują się spokojnie, ale jeżeli coś biega mu dosłownie pod nosem i szczeka, to czuje się w obowiązku bronić. Zaczęłam krzyczeć do oddalonej kobiety, żeby odwołała psy. Jaka była reakcja ? Oczywiście najpierw zerowa, po chwili zaczęła wołać psy do siebie, ale miały to w głębokim poszanowaniu. Po około 5 minutach kiedy jeden z psów znalazł się centymetry od pyska Baldura, jeszcze raz krzyknęłam, że albo zabierze psy, albo nie ręczę za to co się stanie. W pewnym momencie jeden zbliżył się za bardzo i Baldurowi udało się wciągnąć go pod siebie. Kiedy nastąpił jazgot, nagle okazło się, że kobieta jednak może podbiec zamiast stać. Psu udało się w pewnym momencie wydostać i w popłochu uciekł gdzie pieprz rośnie (znalazł się następnego dnia). Kobieta wpadła w furię i kazała mi dać sobie dowód albo dzwoni na straż miejską. Nie dałam jej go oczywiście i odparłam, żeby zadzwoniła, chętnie poczekam. W każdym razie w wyniku zdarzenia, jej pies miał otarte oko i ranę kąsaną na grzbiecie. Już od tygodnia się z nią wykłócam. Dlaczego ? Ponieważ według niej tylko ja jestem winna, i tylko ja powinnam ponieść koszt jej weterynarza. Moim zdaniem możemy się podzielić. Jej psy były bez nadzoru, bez smyczy i obroży, w dodatku niedowoływane. Gdyby było inaczej nie doszłoby do całego zdarzenia. Z tego samego powodu nie wezwała straży, przecież oczywiste, że miała by 2 mandaty. Kobieta straszy mnie, że jest prawnikiem...cóż w takim razie świadomie łamie prawo. Jej wytłumaczenie ''to są małe, łagodne psy, w dodatku ze schroniska'' = to znaczy, że mogą latać samopas. Na moje stwierdzenie, że zasady dotyczą wszystkie psy, nie tylko te duże, stwierdziała, że jestem bezczelna i arogancka. Gdy pokazałam jej rany na łapach Baldura (oczywiście małe, choć głębokie), wyśmiała mnie, jej pies przecież tylko się bronił :angryy:[/QUOTE]

jesli masz takie problemy, to powinnas przemyslec kaganiec. serio.

podbiegacze beda zawsze, a tobi nie bedzie milo, gdy baldur kogos skasuje.

Link to comment
Share on other sites

Też tak myślę. Iwanowi nieraz zdarzyło się małego agresora przeczołgać pod sobą, ale krzywdy im nie robił, tylko straszył. Jeśli Twój pies ma takie zapędy, to lepiej faktycznie w kaganiec zainwestuj.

Link to comment
Share on other sites

Kaganiec oczywiście mam. Baldur dotąd nie ugryzł żadnego psa, tylko straszył. Dlatego nie mam pewności, że to nie ten mały pierwszy dziabnął i to mogło wywołać odpowiedź Baldura. Właśnie na tym polega główny konflikt, kobieta mówi że mój pies ma chodzić w kagańcu - ok, ale jej mają chodzić na smyczach -kropka. Natomiast babka non stop powtarza, że nie ma takiego zamiaru i tyle. Dlatego poczuwam się do winy i chcę zapłacić część rachunku, ale po połowie. Jak napisała Omry, kobieta i tak zaoszczędziła na dwóch mandatach.

Link to comment
Share on other sites

no coz...chyba kazdemu sie zdarzaja podbiegajace krwozercze male potworki.
moje psy za bardzo powaznie ich nie traktuja-ronja urzadza takiemu ostry wycisk i go po prostu goni drac zlowieszczo pale. uwielbia to robic i czasem jej pozwalam, ja wiem, ze undel to jest szuja i mu sie nalezy. nie mniej jednak mimo ze sa we trzy, potrafie opanowac je na tyle, zeby w razie oniecznosci odgonic mala mende z buta.
to jest bardzo istotne jesli ma sie duzego psa. ja mam w tej chwili 3 duze i po prostu nie wybrazam sobie sytuacji, w ktorej na smyczach zarlyby sie z jakims malym wypierdem.

Link to comment
Share on other sites

Nie uważam, że nie panuje nad psami. Potrafię je wyprowadzić bez szarpaniny, nie reagują na psy, które są przynajmniej metr od nas podczas spaceru. W tym przypadku tamten pies "wpakował się" wprost pod Baldura. Byłam w stanie spokojnie iść w tył, problem w tym, że pies postępował za nami. Baldur ukąsił psa i puścił go, nie wyrywał mi się.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Merrick']Nie uważam, że nie panuje nad psami. Potrafię je wyprowadzić bez szarpaniny, nie reagują na psy, które są przynajmniej metr od nas podczas spaceru. W tym przypadku tamten pies "wpakował się" wprost pod Baldura. Byłam w stanie spokojnie iść w tył, problem w tym, że pies postępował za nami. Baldur ukąsił psa i puścił go, nie wyrywał mi się.[/QUOTE]

Nic nikomu nie musisz płacić. Olej kobietę.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Merrick']Kobieta straszy mnie, że jest prawnikiem...cóż w takim razie świadomie łamie prawo. [/QUOTE]

kocham takich pieniaczy :loveu: jak coś jest niehalo, to zaraz "jestem prawnikiem", "mam szwagra policjanta" albo inne arcy-groźby. ja bym tej babce odpowiedziała - zgodnie z prawdą - że jestem dziennikarką ;) z doświadczenia wiem, że to ucina wszelkie "a proszę mi tu nie tego bo ja pani ten tego, pani nie wie kim ja jestem", etc., etc....

inna bajka, że to hipokrytka stulecia - przyznać się do swojego zawodu (chyba, że bajdurzy) w obliczu puszczania psów luzem (ja wiem, że "można", ale jak widać - nie były to łagodne pimpusie) i tego, że chciała wymusić od Ciebie dowód osobisty (przezabawne, droga towarzyszko prawniczko), że już nie wspomnę o wymogu kagańca - sprawdź to sobie w statucie gminy, tj. czy w Chorzowie pies musi być i na smyczy, i w kagańcu.

to gmina ustala warunki, w Krakowie jest tak, że pies ma być na smyczy ALBO w kagańcu, a jeśli to pies z listy "groźnych ras", to oba artefakty naraz.

durna baba, współczuję Ci straszliwie sytuacji.

Link to comment
Share on other sites

w sumie zadziwiające, że kobieta się nic nie nauczyła. gdybym ja miała takiego pieska, co podbiega i zaczepia i ktoś by go w końcu przetrzepał, to szybko bym się nauczyła używać smyczy... widocznie pani pieska nie kocha, albo za mało oberwał.

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...