Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[QUOTE]"Nie wszystkie psy mają instyknt polowania, głupie szczekanie i ganianie nie jest równoznaczne z polowaniem."[/QUOTE]

W przypadku wolno żyjących kotów niestety takie "niewinne zabawy psiaków" kończą się bardzo często okaleczeniami albo wręcz śmiercią gonionego zwierzęcia. Generalnie - nie pozwalałabym akurat na takie psie zabawy. Ot i wszystko.

Link to comment
Share on other sites

Tak, niestety- i już nie raz ratowałam koty, czy ptaki dotkliwie pogryzione przez psa. Zwierzak moze nie byc w stanie uciec, może akurat jest ranny, osłabiony, na wiosnę pojawiają się młode kocięta, podlotki ptaków. W mieście żyje bardzo duzo zwierzat, nie tylko gołębie, także drobne ptaki- wróble, szpaki, kosy, ale i wrony, gawrony, kawki, kaczki, łabędzie, pustułki, drozdy, w zimie nawet kormorany, czy czaple, niekiedy ptaki mniej popularne jak np dzięcioły, kowaliki..... Drobne zwierzęta- np jeże i większe- u nas w parku Wschodnim można spotkać sarny czy bobry.
Dziabnięty zwierzak będzie długo cierpiał, o ile nie padnie w skutek infekcji rany..

A poza tym może dobrze byłoby uświadomić sobie, że nie tylko fizyczne okaleczenie, ale także stres jest dla gonionych zwierząt szkodliwy. W przypadku ptaków- tak, może się skończyć śmiercią !! To nie jest stricte zawał, ale tak, czy siak, szczególnie małe ptaki sa narażone na śmierć na skutek stresu. Sarny czy inne jeleniowate gonione dłużej często padają po dłuższym czasie na skutek toksycznego rozpadu mięśni i postępującej niewydolności nerek. Dla kotów stres jest bardzo szkodliwy, szczególnie przyczynia się do chorób nerek, na które te zwierzaki są mocno narażone.
Do tego, szczególnie w zimie- zwierzęta dzikie walczą o przetrwanie, każda niepotrzebnie wydatkowana porcja energii może się przyczynić do tego, że nie dotrwają do wiosny....
Wykopany późna jesienią czy zima ze swojej kryjówki, wybudzony jeż nie przeżyje- nie znajdzie na czas nowej kryjówki i zamarznie, lub nie wystarczy mu naruszonych wybudzeniem zapasów energetycznych i nie obudzi się na wiosnę.
Spłoszone zwierzę może porzucić swoje młode, które zginą z głodu.

Naprawdę tak trudno popatrzeć troszkę dalej niż "ja i mój pies" i zrozumieć, że dla nas to "niewinna psia zabawa", a dla gonionego zwierzaka walka o Życie? Że nie musi pies zagryźć ofiary, żeby się przyczynić do jej śmierci? Że kurcze, ptak, kot, zając- też czują strach, ból?

Link to comment
Share on other sites

Polecam wszystkim lekturę książki "Porozumienie ze zwierzęciem" Żabińskiego - tak tak, tego przedwojennego dyrektora warszawskiego ZOO.

Jest w niej świetnie wyjaśnione zjawisko, które tu przywołujecie: fakt, że zwierzak odlatuje / odbiega kawałek i przysiada lub wręcz wraca.
Nie świadczy to o "niepoważnym" stosunku do całej sprawy (że ofiara wie, że to tylko taka sobie niewinna zabawa więc i nie ucieka daleko).
Chodzi o mechanizm zwany ładnie "dystansem ucieczki".

Bardzo, bardzo polecam lekturę publikacji pana Żabińskiego. Nie dość, że rozsądnie napisane, to takim potoczystym, fajnym językiem. No, klasa. :lol:

Link to comment
Share on other sites

Przyznam z góry że nie czytałam wszystkiego (za dużo już tego jest :P ).
Mam do was pytanie, co robicie gdy ktoś na was perfidnie idzie gdy wy spokojnie stoicie w miejscu ze szczekającym psem wielkości 1/10 waszego psa?
Czy potulnie schodzicie z drogi takim małym szczekaczom wychodząc z założenia że wasz pies może zabić samym pacnięciem łapy, czy też stoicie i czekacie co będzie dalej, a może sami ruszacie w ich stronę?

Link to comment
Share on other sites

W takim wypadku szacuję odległoć i długość smyczy i popuszczam na tyle, żeby zabrakło kilku centymetrów.... nagle znika pewność siebie, następuje skok godny pantery niezaleznie czy w błoto czy drzewo i stek inwektyw w moją stronę skwitowany "ja panu/pani też życzę miłego dnia".
Trudno. Może to i mało fajne ale skoro widzę dziamacza spienionego i sadzam swojego psa i czekam spokojnie na ogarnięcie czy choćby próbę ogarnięcia dziamacza z drugiej strony a to nie następuje... przestaję mieć wyrzuty sumienia.

Link to comment
Share on other sites

Guest Parysek

[quote name='isabelle301']W takim wypadku szacuję odległoć i długość smyczy i popuszczam na tyle, żeby zabrakło kilku centymetrów.... nagle znika pewność siebie, następuje skok godny pantery niezaleznie czy w błoto czy drzewo i stek inwektyw w moją stronę skwitowany "ja panu/pani też życzę miłego dnia".
Trudno. Może to i mało fajne ale skoro widzę dziamacza spienionego i sadzam swojego psa i czekam spokojnie na ogarnięcie czy choćby próbę ogarnięcia dziamacza z drugiej strony a to nie następuje... przestaję mieć wyrzuty sumienia.[/QUOTE]
Dokładnie. Robię tak samo, skracając smyczkę żeby tam te do 50cm zostało, szczerze mówiąc na oko cięzko określić dystans ile tam cm jest między nimi. Jednak ważną rzeczą jest np. gdy jesteśmy na spacerze z Naszym pieskiem i na widok innego psa z właścicielem, nie należy skracać nerwowo smyczy bez konieczności, ponieważ piesek kojarzy sobie sytuację czyli takie nerwowe skracanie smyczy jako okoliczność po której coś się będzie działo i nie potrzebnie się nakręca. Już nie pamiętam w której książce to czytałem. Należy tylko skracać tą smycz w razie potrzeby, nigdy gdy piesek jest dosyć daleko od nas :) Nie raz widziałem taką nerwową reakcję jak szedłem ze swoimi dwoma, bardzo mnie to dziwi ponieważ w takich sytuacjach dystans był zwykle dosyć duży. Jeżeli nie ma takiej potrzeby to ich nie koryguję.

Edited by Parysek
Link to comment
Share on other sites

Parysek - nie do końca mnie zrozumiałeś - ja nie skracam smyczy bo mój pies nie chodzi na smyczy. Natomiast gdy widzę że idzie na nas jazgacz to odwołuję, przypinam na smycz i każę usiąść i poczekać. Brutus za dużo waży zeby się z nim szarpać. I w razie gdy nie ma reakcji z drugiej strony to wtedy smycz wydłużam a psu pozwalam się ruszyć. Sytuacja odwrotna. Nie skracam tylko popuszczam.

Link to comment
Share on other sites

A ja ostatnio czuję się jak chamka na spacerach. Mój Bundy zaczął bronic Borę przed wszystkimi psami. Szczeka jak głupi i najchętniej pobiegłby i zaczął bójkę. A wypierdek waży 6 kilogramów. Bora boi się wielu rzeczy i jak ten głupek zaszczeka to ona już przestraszona.
Oczywiście nie pozwalam mu i najczęściej udaje się go uciszyć. Ale on lubi udawać głuchego i nierozumiejącego po polsku.

Link to comment
Share on other sites

Guest Parysek

[quote name='isabelle301']Parysek - nie do końca mnie zrozumiałeś - ja nie skracam smyczy bo mój pies nie chodzi na smyczy. Natomiast gdy widzę że idzie na nas jazgacz to odwołuję, przypinam na smycz i każę usiąść i poczekać. Brutus za dużo waży zeby się z nim szarpać. I w razie gdy nie ma reakcji z drugiej strony to wtedy smycz wydłużam a psu pozwalam się ruszyć. Sytuacja odwrotna. Nie skracam tylko popuszczam.[/QUOTE] Nie nie, ja nie mowię że skracasz ale napisałem że robię tak jak Ty i dopisałem taką ciekawostkę małą którą wyczytałem w ostatniej książce :)

Link to comment
Share on other sites

Ja jestem i tą stroną z 'małym szczekaczem' i tą stroną z większym psem, do którego startuje mały i jazgotliwy wypierdek... w obu przypadkach jestem na przegranej pozycji, bo nad moim psem jest ciężko zapanować, tzn. nie fizycznie, bo z tym sobie radzę (to tylko 13kg), ale zapanować 'emocjonalnie', czyli go nie nakręcić, nie spiąć, nie podenerwować.

w obu przypadkach dostaję k*@#%@#cy, jeśli druga strona nie skraca swojego psa, podczas kiedy mój potrafi już z daleka ujadać. trzeba być ślepym/nienormalnym, żeby nie widzieć, że pies NIE NADAJE SIĘ do kontaktu - jakkolwiek to zabrzmi, to ja wyznaczam, kiedy można spróbować się 'przywitać', jeśli widzę, że memu psu nic nie odbija i jest łagodnie nastawiony.

druga strona nie ma nic do gadania w takich kwestiach, bo Pat jest nieprzewidywalny (ostatnio biegał w sforze 20 psów kilka godzin i był mega przyjacielski, a wczoraj chciał zamordować szczeniaka maltańczyka). jeśli ktoś nie skraca psa na moje "proszę nie podchodzić" to i tak nie mogę poluzować, żeby przegonił intruza :roll: bo mi się zwyczajnie demoralizuje, pozwalam mu wtedy na eskalację agresji i cała zabawa w "omiń spokojnie" stracona...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Berek']W przypadku wolno żyjących kotów niestety takie "niewinne zabawy psiaków" kończą się bardzo często okaleczeniami albo wręcz śmiercią gonionego zwierzęcia. Generalnie - nie pozwalałabym akurat na takie psie zabawy. Ot i wszystko.[/QUOTE]
Od 9 lat oprócz mieszkania w Warszawie mam dom na wsi. Po ogrodzie wałęsają mi się tabuny kotów dzikich czy kotów sąsiada, żaden tego spaceru nie przypłacił życiem. Bywa, że w efekcie obszczekania wylądują na drzewie i miałczą no i to ja muszę na to drzewo włazić i delikwenta zdejmować co nie przeszkadza cwaniakowi za kilka sekund znowu znaleźć się w ogrodzie. Śmiem twierdzić, że przychodzą nie tylko na miskę ale głównie na ptaszki - szczególnie wiosną bo w belkach chałupy ptaki zakładają gniazda. Mój kot nie poluje na ptaki (skupił się na myszach) i chwała mu za to ale te trupki, które rano zbieram w ogrodzie to w końcu czyjaś robota. Biorąc pod uwagę, że moje zwierzęta śpią w domu to raczej robota kuny lub zdziczałych kotków.
Ja tam nie mogę odpowiadać za wszystkie psy świata ale moje nie mają instynktów morderczych. Nawet to "pogonienie" nie ma w sobie znamion zawziętości. Bywa, że w polu psy znajdą zranionego ptaka a raz nawet namierzyły malutkiego kociaka. Wtedy biegną do mnie i pokazują znalezisko a nie pożerają delikwenta.
Co do miejskich ptaków to raczej mordują się one międzygatunkowo. Te rozdziobane gołębie to robota srok i wron a nie piesków. Trzeba też sobie zdawać sprawę z tego, że w mieście oprócz psów żyje też sporo innych drapieżników. Na Polach Mokotowskich są np. lisy

Link to comment
Share on other sites

Ja mam właśnie dylemat z tymi jazgotami...
Mój samiec jest nadaktywny więc każdy jazgoczący wypierdek go mocno denerwuję. W sytuacjach gdy stoję sobie, a pies sika na drzewo - wyskakuje jazgot. Wtedy mam mocny dylemat. Czekać aż jazgot podejdzie i 'pech było nie podchodzić', a może leźć na taką klępę niech zauważy że mój pies też nie zamierza się z jej burkiem szczekaczem przyjaźnić, no jest jeszcze wyjście omijania... Za każdym razem się zastanawiam jaką opcję wybrać.
Zauważyłam natomiast że im częściej 'ustępuję' schodzę na bok na trawę z moim psem, albo zmieniam drogę tym bezczelniej się na nas ludzie pchają. Strasznie mnie to denerwuje! Dziś miałam akcję że baba na flexi 5m zostawiła centralnie przed drzwiami klatki swoje 2 szczekacze (wie że my tam mieszkamy bo co rano jest to samo, bo nie można wziąć psy krótko, albo przejść centralnie chodnikiem obok), czekałam w klatce z dobre 5minut aż łaskawie je weźmie i ... nic! Jak zobaczyłam że mój pies dłużej nie utrzyma sików i wylazłam na nie (teleportować się jeszcze nie nauczyłam...) to nagle się babsko ocknęło i zaczęło ściągać smycz. OFC Szamanowi brakowało może 5-10cm żeby je łapą sobie przyciągnąć :roll:...
Dodam że ja wyszłam z psami samiec w typie mastifa tybetańskiego, suka w typie mastifa pirenejskiego - babsko miało w typie sznaucera średniego i shih tzu.
Zastanawiam się dlaczego to właściciel dużego psa musi uświadamiać tego od małego jazgota, jak twój pies ma coś z głową to nie podchodź. Dla mnie to prosta filozofia i staram się nią kierować w życiu, ze starszą suką wszystkich omijamy bo jest 'walnięta na łeb'.

Link to comment
Share on other sites

obcym psom staram się z drogi schodzić, w końcu im dalej odejdę tym ich jazgot jest cichszy i aż tak w uszy nie świdruje:diabloti: ale jak to byłby jazgot, którego mijam codziennie i właściciel jazgota pozwala sobie na coraz więcej widząc, ze ustępuje drogi to w końcu bym się wkurzyła i w ogóle z drogi nie zeszła. wyznaję zasadę, ze trzeba być miłym, ale też nie dać sobie wejść na głowę, bo ludzie to zaraz wykorzystają.

Link to comment
Share on other sites

Pogryzienie od podziobania jeszcze odróżnię..... i niestety już mi zdarzało interweniować, kiedy czyjś pies "bawił się" ptaszkiem, jeżem. Przy czym sama też muszę pilnować Kry- bo ma bardzo wielką ochotę potraktować jeża jak namiastkę kolczastej piłeczki.... może by i nic nie zrobiła, ale nie pozwolę mojemu psu narażać innego zwierzaka nawet jeśli nie na obrażenia to na niepotrzebny stres.



Tak dla przykładu:
[url]http://www.youtube.com/watch?v=qpDr6Ayx3BQ[/url]

[IMG]http://2.bp.blogspot.com/_wj4rRblXp8w/TT9wLc9mWqI/AAAAAAAAAZo/vxKcQOaDEns/s400/dscn2549.jpg[/IMG]
"Kaczka została dotkliwie pogryziona przez psa. Pies był na spacerze. Pies był pod opieką człowieka. Kaczka nie przeżyła i z pewnością długo i mocno cierpiała. " - źródło Ekostraż

[IMG]http://1.bp.blogspot.com/_wj4rRblXp8w/TT91i-FgN2I/AAAAAAAAAZ8/oRdh-wwr2K4/s400/IMG_0444.JPG[/IMG]
"Dzisiejszego jeża pies na spacerze wygrzebał z zimowej kryjówki. I tak zostało. Znalazła go kilka godzin później inna osoba. Wyraźne fizycznie wygrzebanego. Nawet ze śladami łap psa w ziemi. Czy przeżyje? Możemy tylko robić co w naszej mocy i trzymać kciuki. Na razie jeż jest zszokowany, nie je i nie pije. Ma niedowagę." - źródło Ekostraż

[IMG]http://2.bp.blogspot.com/_wj4rRblXp8w/TT94LBLYZqI/AAAAAAAAAaA/cJHyKeu89rA/s400/labedz.jpg[/IMG]
"[B]Tego łabędzia z kolei nie tak dawno temu, na prywatnej posesji "zgniótł" pies w typie bernardyna. Łabędź nie przeżył."[/B] - źródło Ekostraż

[IMG]http://www.jeze.org.pl/images/jezlewin.jpg[/IMG]
"Jeż pogryziony przez psa w Lewinie Brzeskim"- źródło Jeże.org

Link to comment
Share on other sites

Ulv ja też widziałam małą sarnę zjedzoną przez psy-została tylko głowa i kopytka jednak jak się to ma do "płoszenia" ptakow przez psy to ciągle nie wiem? Ja mam posesję i jeśli psy są luzem to jak ktoś na nią wejdzie to będą szczekać i go pilnować ale to nie znaczy, że osoba ta zostanie zagryziona. Jeśli ktoś ma psa, który poluje to musi uważać ale wiele psów pozbawiona jest instynktu łowieckiego. Owczarki collie i szetlandy chyba są wybitnie upośledzone w tym względzie. Owszem, zaganiając wykorzystuje się elementy tego instynktu - ale tylko elementy. Jeśliby wykorzystywano całość to owce czy kaczki źle by na tym wyszły. Collie co prawda zagania krowy a krowę ciężko ugryźć ale szetland "pracuje" przy kaczkach i jakoś o dziwo żyją.
Widzisz moje psy nie bawią się jeżami, nawet nie podejdą bo mają jeszcze odrobinę instynktu samozachowawczego.

Link to comment
Share on other sites

toż to nikt nie neguje, ze pies potrafi zrobić innemu zwierzęciu krzywdę. tylko żaden z tych zwierzaków ze zdjęć nie ma obrażeń po pogonieniu tylko po ugryzieniu i nie u każdego psa droga od pogonienia do złapania zębami jest krótka. z łabędziem to pewnie bernardyn chciał się bawić na swój psi sposób, a ze to kawał psa to go zgniótł. tylko tu chyba nikt nie szuka winy we właścicielu (no chyba, ze całą akcję widział i nie zareagował)?

Link to comment
Share on other sites

[QUOTE]"Ja mam posesję i jeśli psy są luzem to jak ktoś na nią wejdzie to będą szczekać i go pilnować ale to nie znaczy, że osoba ta zostanie zagryziona."
[/QUOTE]

Piszesz także o kotach gonionych na własnej posesji - to trochę insza inszość.

Jednak za dużo rachunków w lecznicach zdarzyło mi się płacić - za kotkę poturbowaną "tylko troszkę" przez domowego ulubieńca, kotka była ciężarna, nie mogła uciekać za szybko; za kota wpędzonego przez psiaka pod samochód ("... piesek nie chciał gryźć, tylko troszkę sobie pogonił").
Za kota porozdzieranego przez boksera który "zrobił to pierwszy raz w życiu".

Cecha wspólna tego typu wypadków - właściciele oczywiście nie poczuwają się do ŻĄDNEJ odpowiedzialności, nie tylko nie pomagają jakoś takiego poszkodowanego zwierzaka pozbierać, ale oczywiście o partycypowaniu w kosztach też można zapomnieć.
Bo ich piesek "w życiu by nie zabił żadnego zwierzątka".
A kij mnie to obchodzi, czy ma taki łańcuch łowiecki, czy inny - ważny rezultat. :angryy:

[QUOTE]Jeśli ktoś ma psa, który poluje to musi uważać ale wiele psów pozbawiona jest instynktu łowieckiego. Owczarki collie i szetlandy chyba są wybitnie upośledzone w tym względzie. Owszem, zaganiając wykorzystuje się elementy tego instynktu - ale tylko elementy. Jeśliby wykorzystywano całość to owce czy kaczki źle by na tym wyszły. Collie co prawda zagania krowy a krowę ciężko ugryźć ale szetland "pracuje" przy kaczkach i jakoś o dziwo żyją.[/QUOTE]

Pasienie to zmodyfikowany instynkt łowiecki, jak najbardziej. Na szczęście collie i szeltaczki to - brzydko mówiąc - "cieniasy" i nie mają za dużo ochoty do wchodzenia w zaganiane stado, ale znam takie bc z pracujących linii, które, gdyby im pozwolić... pełen pysk i na poważnie. ;)
Trza je po prostu na początku nieźle ponaparzać, coby nauczyć, że jednak zwierzątka nietykalne.
No ale to zupełnie off topic.

Chociaż... jestem za NAPARZANIEM naszych psów jeśli mają pomysły na ganianie żywiny.
NIe czas to i nie miejsce na to, ta nasza cywilizacja. :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Berek,a co, jeśli mowa o tym, że pies 'coś' zaatakuje, a z 'tym czymś' trudno cokolwiek zrobić? Mój durnowaty myśliwy zaatakował na Mazurach przechadzającą się ropuchę (wielką jak męska pięść) no i zanim zdążyłam wstać z krzesła to rzucił się na nią i poderżnął jej gardło :roll: a następnie zostawił, nie miał zamiaru jej zżerać. Innym razem wygrzebał nornicę z dziurki, podrzucił w górę, zacisnął zęby i... wraz z TŻ-tem wyciągaliśmy mu ją z gardła :roll:i taką na wpół żywą wypluł łaskawie na ziemię...i co? Mam taką konającą nornicę dobić butem, czy wieźć dzikiego, umierającego gryzonia do lecznicy?

Szczęście w nieszczęściu, postałam gapiąc się tępo na tą nornicę i padła po jakichś 10 sekundach, ale i tak czułam się jak bezduszny oprawca. I teraz pytanie - gdzie jest granica między udzieleniem pomocy 'nadgryzionemu' kotu, a takiej myszy, która de facto sama z siebie zdechła i nie było dla niej szans? Czym się różni życie takiej myszy od np. potrąconego kota? Nie usprawiedliwiam, tylko dywaguję, że ktoś widząc konającego dzikiego kota machnie ręką na zasadzie 'i tak mu się nie da pomóc'. A że się da, to inna sprawa...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']Berek,a co, jeśli mowa o tym, że pies 'coś' zaatakuje, a z 'tym czymś' trudno cokolwiek zrobić? Mój durnowaty myśliwy zaatakował na Mazurach przechadzającą się ropuchę (wielką jak męska pięść) no i zanim zdążyłam wstać z krzesła to rzucił się na nią i poderżnął jej gardło :roll: a następnie zostawił, nie miał zamiaru jej zżerać. Innym razem wygrzebał nornicę z dziurki, podrzucił w górę, zacisnął zęby i... wraz z TŻ-tem wyciągaliśmy mu ją z gardła :roll:i taką na wpół żywą wypluł łaskawie na ziemię...i co? Mam taką konającą nornicę dobić butem, czy wieźć dzikiego, umierającego gryzonia do lecznicy?

Szczęście w nieszczęściu, postałam gapiąc się tępo na tą nornicę i padła po jakichś 10 sekundach, ale i tak czułam się jak bezduszny oprawca. I teraz pytanie - gdzie jest granica między udzieleniem pomocy 'nadgryzionemu' kotu, a takiej myszy, która de facto sama z siebie zdechła i nie było dla niej szans? Czym się różni życie takiej myszy od np. potrąconego kota? Nie usprawiedliwiam, tylko dywaguję, że ktoś widząc konającego dzikiego kota machnie ręką na zasadzie 'i tak mu się nie da pomóc'. A że się da, to inna sprawa...[/QUOTE]
Nie wiem co by zrobiła Berek ale ja nic bym nie zrobiła. Jeśli chodzi o myszy, nornice, norniki to dopadła mnie daleko posunięta obojętność. Mój kot potrafi przynieść kilka egzemplarzy jednocześnie. Nie wiem w którym dokładnie miejscu swojego ciała je przechowuje ale po dobitnym "gul, gul" z gardzieli wypada mu kłąb zgłuszonych gryzoni. Jeśli na moj "rozkaz" nie zeżre tego znowu to biorę na szpadel i wyrzucam za płot.
Dziwne, że pies zaatakował ropuchę, moje omijają tego płaza z daleka. Mają "szacunek" podobnie jak do jeży.

Link to comment
Share on other sites

mój i jeże próbował sterroryzować, ale szybko się irytował, że kłuje i tylko wypinał doopinę i na delikwenta szczekał, no ale ropucha jednak przeszła w złym miejscu, bo momentalnie ją spacyfikował... już pominę wątpliwą przyjemność wynoszenia takiej martwej, krwawiącej agentki kilometr dalej w krzaki, coby pieskowi przypadkiem nie przyszło do głowy pozbyć się dowodów...

Link to comment
Share on other sites

mój piesek uwielbiał pogonić gołębie, dostał całkowity zakaz (który jednak zdarza mu sie jeszcze złamać) bo nie widzę w tej "zabawie" sensu i włąśnie dlatego że móżdżek mu się wyłączał i nieslyszał przywołania bałam się że jeszcze mi gdzieś za ptaszkiem wyleci. Może dlatego że mam gołębiarzy i znam gołębie to dla mnie normalne zwierzę a nie lubię jak mój pies stresuje inne zwierzaki bez sensu. Żaby też musiałam wprowadzić do zakazu bo się za mocno nimi interesował. Z drugiej jednak strony z premedytacją napuszczam go na kota sąsiadów by przegonił go z podwórka mamy na to komendę. Kocur jest niekastrowany, młody przychodzi i terroryzuje mojego starszego kota i na to nie pozwolę. Inna inszość że jak kot nie ucieka to mój staje i się paczy, czy kotek by się z nim nie pobawił przypadkiem tak jak znajome kotki :roll:

Co do sprzątania trupków coś na ten temat wiem przez kota niestety. Kiedyś nawet przyciągnął bażanta ale tego dało się odratować. Do tej pory nie wiem jak dziad bażanta upolował, myślałam że chorego znalazł ale babcia podobno widziała że polował na niego...

Link to comment
Share on other sites

Moje psy mają zakaz polowania na inne zwierzęta. Chociaż zdarzy się suce wyrwać i pogonić kota, natomiast z Szamanem mam 'komendę' na odwrócenie uwagi od szczekacza 'gdzie jest ptakukec'. Działa to tak że Szaman szuka gołębia (reaguje na te wielkie) pobiegnie 2 kroki i szczeknie. Moje psy rzadko biegają samopas, jak są spuszczone i widzę że mają mnie w nosie to później biegają na lince aż się ogarną (przy pomocy pracy ofc). Szaman natomiast w ogóle nie jest spuszczany na terenie nie ogrodzonym, biega z 20m linką i też jest ok.

Jak byłam na agroturystyce to żaby/ropuchy/jaszczurki mocno go interesowały jednak na zasadzie 'wo to się rusza' - pilnowało się by nie dotknął i nie mógł łapą zgnieść. Jeże w ogóle go nie interesują, dla niego to coś co ma kolce i jest mało interesujące. Kot to zwierze z którym może dało by się pobawić. Koń to dla niego taki duży pies :lol:, ale jak widzi byka to próbuje na niego szarżować :-o. Za sarnami, chodzącymi ptakami (np rannymi), dzikami, lisami próbuje biedź jednak znając jego zapędy zwyczajnie go nie spuszczam.

Dla mnie każde napotkane zwierze ma prawo żyć, a mój domowy pies nie ma prawa polować dla zabawy. Ogólnie polowanie dla zabawy, gonienie, straszenie uważam za okrutne i bez uzasadnienia nie potrzebne (takim uzasadnieniem jest już dla mnie kot który jest nauczony łoić psy i wyskakuje do nich).

Link to comment
Share on other sites

[quote name='isabelle301']Parysek - nie do końca mnie zrozumiałeś - ja nie skracam smyczy bo mój pies nie chodzi na smyczy. Natomiast gdy widzę że idzie na nas jazgacz to odwołuję, przypinam na smycz i każę usiąść i poczekać. Brutus za dużo waży zeby się z nim szarpać. I w razie gdy nie ma reakcji z drugiej strony to wtedy smycz wydłużam a psu pozwalam się ruszyć. Sytuacja odwrotna. Nie skracam tylko popuszczam.[/QUOTE]
Robię dokładnie tak samo. Jeżeli suka swoją postawą nie przemówi do właściciela jazgacza to nikt nie przemówi.

Pani Profesor, ja mam dużego psa, którego bardzo niezdrowo taki jazgacz nakręca i aby do niczego nie doszło to nie mogę skrócić psu smyczy. Jak zostawię luźno to suka jest spokojna i popatrzy, posiedzi, pocieszy się ale jak skrócę smycz to zaatakuje. Czy spotykając mnie na spacerze tez byś dostała k*@#%@#cy?

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...