Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

Ja swojego kundla wrzuciłam do wody na chama 9 lat temu, pies do wody nie wejdzie do dziś za nic w świecie, natomiast Lary za młodu brodził w wodzie, lekko mu pomogłam wpaść do glębszej wody i od razu mu się spodobało :lol: Trzeba znać swojego psa i wiedzieć co przejdzie a co nie, dzisiaj takiego Ajsa do wody bym nie wrzuciła.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']no, ale mały był. jak się ma psa dużego, jak np rottek, to nie ma pewnie innej opcji, jak walić w łeb. co kto uważa za słuszne.[/QUOTE]

Mam też psa małego i nawet bardzo małego. Ten niespełna 2 kg też czasem dostanie w łeb, jak np. ma ochotę zagryźć rowerzystę. Możesz mi wierzyć, przez ponad rok była szczuta na rowery i pieszych przez dziadka i muszę dużo wcześniej zauważyć rowerzystę, by odwrócić jej uwagę. Jeśli nawalę i ogarnę się za późno to już żadna korekta nie działa, a moje korekty naprawdę potrafią być konkretne nawet jeśli chodzi o tak małego psa.
Co do dużego to też nie walę go zawsze, wszędzie i za wszystko. Najpierw korekta słowna, jak nie działa to szarpnięcie, a pacnę w łeb dopiero, gdy pałka się zegnie. Tak to wygląda w sumie w przypadku wszystkich trzech psów 40, 8 i 1,6 kg.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='omry'] Jeśli nawalę i ogarnę się za późno to już żadna korekta nie działa, a moje korekty naprawdę potrafią być konkretne nawet jeśli chodzi o tak małego psa.
[/QUOTE]

dobrze zrozumiałam? jeśli [U]Ty nawalisz[/U], to wtedy pies dostaje w łeb? to fajnie, ale że posłużę się Twoimi słowami: na mnie takie teksty nie działają.

Link to comment
Share on other sites

Mam psa dominanta, którego "zmuszam" do robienia rzeczy, których nie chce huknięciem. Suczkę wylęknioną też leczyłam obojętnością na jej strach, często spinałam z psem, który się nie bał. Skutecznie, bo teraz sucz boi się coraz mniej, a pies wie, że nawet jeśli jemu się coś nie podoba to może mi ufać.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']tak jak napisałam: jest wystarczająco dużo stresu, więc nie ma potrzeby dokładać tego zbędnego. wrzucanie do wody jest zbędne, zszycie łapy jest niezbędne. nie da się żyć w całkowicie bezstresowym środowisku, ale po co go dokładać? wchodzenie do autobusu również nie uważam za aż tak istotne, by tak postępować.[/QUOTE]

Dla niektórych wchodzenie do autobusu jest niezbędne. Co w przypadku, gdy zepsuł się samochód, a do weta trzeba dojechać? Choćby na kontrolę, szczepienia, cokolwiek. O, a co, gdy tego samochodu w ogóle nie ma?
Oczywiście, że jest dużo stresu, tylko czy za wszelką cenę trzeba go unikać? Nie wykąpać psa, bo boi się wody? Nie zabierać go do parku, bo boi się samochodu/autobusu, a spacerem za daleko? Uważam, że są psy, którym taki "mocny bodziec" (czyli chociażby mocniejsze pociągnięcie smyczą, krzyk czy wrzucenie/wciągnięcie gdzieś na siłę) nie zaszkodzi, a także takie, dla których jest to zbyt drastyczna metoda.
Generalizacja jest zła. Mówienie "tak się nie robi, bo mój Pimpuś i x psów, które widziałam, się po tym załamały" jest śmieszne; każdy pies jest w pewien sposób inny, pomimo czterech łap i pyska. Jeśli właściciel dobrze zna swojego psa i wie, że takimi metodami nie zrobi mu krzywdy, a wręcz przeciwnie, to czemu ich nie zastosować?

Uważam, że ciumkanie i kochanie w pewnych wypadkach jest jeszcze gorsze niż takie "wciągnięcie psa do autobusu". Pamiętam sytuację, w której wchodząc na klatkę, mały pies sąsiadki złapał mnie za nogawkę. W porządku, wystraszył się, wyszłam nagle, nic się nie stało, więc nie ma sprawy. Za to właścicielka zaczęła głaskać psa po głowie i ciumkać do niego "no, Misiu, puść już panią, przecież tak nie wolno"...

Szybki edit, bo chcę coś dodać: Dzieciom moda na bezstresowe wychowanie zdecydowanie zaszkodziła. Więc patrząc na to, co spotykam na ulicach czy w supermarketach, uważam, że pewna ilość stresu nikomu krzywdy nie zrobi.

Link to comment
Share on other sites

[B]Instant[/B], jak już przeczytasz ze zrozumieniem, co napisałam, to wypowiedz się jeszcze raz. bo nie pisałam nic o wszelkim unikaniu stresu(a wręcz napisałam, że to niemożliwe), ani nie napisałam niczego w stylu 'tak się nie robi bo inny pies się załamał'.

a ciumkanie w sytuacji którą opisałaś, to jest zupełnie co innego niż to, o czym pisałam ja.

Link to comment
Share on other sites

Napisałaś, że nie uważasz, że wchodzenie do autobusu jest aż tak ważne, by stresować tym psa. A dla niektórych właścicieli może być. I oczywiście, że fajniej by było oswajać, przyzwyczajać i odczyniać inne cuda, ale czasami się NIE DA.

Link to comment
Share on other sites

wyobrażam sobie sytuację, w której całe życie psa woziliśmy go autem, nagle ono się psuje dokładnie wtedy, kiedy musimy znaleźć się u weta. okazuje się, że nasz pies wpada w panikę, gdy chcemy wejść do autobusu. wcześniej nie próbowaliśmy, toteż nie wiedzieliśmy, że taka będzie reakcja, ale fakt- nie mamy wyjścia, więc zmuszamy psa. natomiast skoro już wiemy, że tak jest, to może do następnej takiej sytuacji, zdążymy nauczyć psa, że nie ma czego się bać. albo może należy myśleć wcześniej o takich rzeczach. nie twierdzę, że nie ma sytuacji, które wymagają od nas dołożenia stresu.

Link to comment
Share on other sites

Zawsze można wziąć psa pod pachę i wsadzić do tramwaju/autobusu, ja tak na początku robiłam z moim labkiem, potem zam zakumał że w sumie może sam wskoczyć. Dla psa najczęściej przerażające jest samo wsiadanie, a nie ma przecież czasu na zachęcanie bo nikt nie będzie na psa czekał. Ale nie wyobrażam sobie strzelić psu w łeb za strach przed wsiadaniem.

Link to comment
Share on other sites

Tylko co masz pod pojęciem "nauczyć psa"? Bo w pewnych okolicznościach, przy niektórych psach, takie dokładanie stresu, któremu on sprosta, jest formą uczenia go, że nie ma czego się bać. Dla niektórych nieczułe czy okrutne, ale właściwie zastosowane - skuteczne.

Fauka, nikt nie pisał o strzelaniu psa w łeb za to, że nie chce wsiąść do autobusu...

[quote name='"omry"'][COLOR=#000000]Eeee.. Tym oto właśnie sposobem nauczyłam 10 letniego wtedy rotta wchodzenia do autobusu. Przyjaźnie się nie dało, warczał, w pewnym momencie nawet mi się odwinął (grubszy temat jeśli chodzi o jego psychikę), ale już za trzecim razem wskoczył sam. I tak, jak mi się odwinął to dostał w łeb.[/COLOR][/QUOTE]

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Fauka']Zawsze można wziąć psa pod pachę i wsadzić do tramwaju/autobusu, ja tak na początku robiłam z moim labkiem, potem zam zakumał że w sumie może sam wskoczyć. Dla psa najczęściej przerażające jest samo wsiadanie, a nie ma przecież czasu na zachęcanie bo nikt nie będzie na psa czekał. Ale nie wyobrażam sobie strzelić psu w łeb za strach przed wsiadaniem.[/QUOTE]

można pójść np na pętle autobusową i sobie ćwiczyć wsiadanie na długo przed odjazdem ;) nie każdego psa da się wziąć pod pachę.

[quote name='Instant']Tylko co masz pod pojęciem "nauczyć psa"? Bo w pewnych okolicznościach, przy niektórych psach, takie dokładanie stresu, któremu on sprosta, jest formą uczenia go, że nie ma czego się bać. Dla niektórych nieczułe czy okrutne, ale właściwie zastosowane - skuteczne.[/QUOTE]

wiem, że dla niektórych cel(tutaj:wejście do autobusu) uświęca środki(np walnięcie w łeb), ale dla mnie nie.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']można pójść np na pętle autobusową i sobie ćwiczyć wsiadanie na długo przed odjazdem ;) nie każdego psa da się wziąć pod pachę. [/QUOTE]
Też racja, chociaż czasami z kierowcami bywa różnie, parę razy czepiali się że takie bydle wożę :roll: Niestety nie jestem zmotoryzowana i musimy korzystać z kominikacji, nawet Larego po narkozie trzeba było wsadzać do tramwaju i nieść potem do domu.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']
wiem, że dla niektórych cel(tutaj:wejście do autobusu) uświęca środki(np walnięcie w łeb), ale dla mnie nie.[/QUOTE]

Hm. Nie jestem pewna, czy "walnęłabym w łeb", ale nie widzę przeszkody chociażby w pociągnięciu za smycz czy obrożę gdy pies nie chce gdzieś wejść, a musi. Z różnych powodów, do różnych miejsc.

Link to comment
Share on other sites

kurde jak ja mam psa odwrażliwić jak mi piesek który już raz próbował mojego zjeść codziennie przyciąga Pancię swą pod moją bramę i skacze po niej i się drze...właśnie przed chwilą Kryś biegał po podwórku słyszę że drze sie jak zarzynana świnia, panika dzika. Wyleciałam przerażona wołam, biegnę a na bramie wisi ON pańcia próbuje utrzymać się na nogach a mój pies w dzikiej panice. Dopiero jak go odciągnęłam, zasłoniłam sobą i udało mi się go opanować to Pańci udało się swojego psa zabrać. ale do k...nędzy tamten ON nie mial kagańca przecież ta kobieta całkowicie nad nim nie panuje a jak nie będzie ogrodzenia to co się stanie z jakimś psem?

PS: co do wyjść siłowych to no cóż do wody bym nie wrzucała (niby dlaczego pies musi pływać jak się przekona to się przekona na to czas zawsze jest) no ale do weta jak trzeba to trzeba i żadna panika moim psom nie pomoże i z pociągiem było podobnie bo choćby do weta czasem trzeba dojechać a pociąg nie będzie czekała aż ja przekonam pieseczka żeby łaskawie wszedł.Mam samochód ale zawsze może się coś stać a akurat mogę nie mieć pod ręką samochodu.. I jak zawsze zależy od psa bo są i takie co robią szopki od dla zasady:roll: i wiadomo że jak się da bez użycia siły to zawsze lepiej

Edited by PaulinaBemol
Link to comment
Share on other sites

[quote name='Fauka']Też racja, chociaż czasami z kierowcami bywa różnie, parę razy czepiali się że takie bydle wożę :roll: Niestety nie jestem zmotoryzowana i musimy korzystać z kominikacji, nawet Larego po narkozie trzeba było wsadzać do tramwaju i nieść potem do domu.[/QUOTE]

nie wiem jak jest w Łodzi, ale w Warszawie kierowca nie może się czepiać, że pies jedzie, bo jest to zgodne z regulaminem. no ale wiadomo, że ludzie są różni ;) ja też mieszkając w Wawie musiałam korzystać z komunikacji

[quote name='Instant']Hm. Nie jestem pewna, czy "walnęłabym w łeb", ale nie widzę przeszkody chociażby w pociągnięciu za smycz czy obrożę gdy pies nie chce gdzieś wejść, a musi. Z różnych powodów, do różnych miejsc.[/QUOTE]

jasne, są takie momenty, że trzeba gdzieś przyciągnąć psa. a mówiłam o dokładaniu zbędnego stresu, jak np wrzucanie do wody. pływanie to nie jest jakiś wymóg dla psa...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='omry']Eeee.. Tym oto właśnie sposobem nauczyłam 10 letniego wtedy rotta wchodzenia do autobusu. Przyjaźnie się nie dało, warczał, w pewnym momencie nawet mi się odwinął (grubszy temat jeśli chodzi o jego psychikę), ale już za trzecim razem wskoczył sam. I tak, jak mi się odwinął to dostał w łeb.
To, że pies przeżywa wcale nie znaczy, że dzieje mu się coś strasznego.[/QUOTE]
Nie o to mi chodziło, tzn. nie do końca bo ja rozumiem że pies może się czegoś bać i czasem ciężko jest to przezwyciężyć i tak na pierwszy rzut oka wygląda to strasznie ale inaczej się nie da, tak ja w twoim przypadku że dostał bo zaczął pokazywać na ciebie ząbki i wgl. a ten gościu był z innej bajki bo wydaje mi się iż nie jest normalne,ze pies który zwyczajnie się boi i widać że jak najszybciej chce wysiąść bo było tłoczno itp. a gościu za to ciągnie mu ze smyczy przez pyszczek a on biedny się kulił bo nie wiedział za co dostaje a potem żeby tego było mało to oczywiście ten typ musiał do swojego kolegi chyba wychwalać na cały tramwaj jaka bestia z tego psa i jakie ma jaja (przepraszam za wyrażenie ale to cytat). No nie wiem jak dla innych ale dla mnie takie coś normalne nie jest

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']nie wiem jak jest w Łodzi, ale w Warszawie kierowca nie może się czepiać, że pies jedzie, bo jest to zgodne z regulaminem. no ale wiadomo, że ludzie są różni ;) ja też mieszkając w Wawie musiałam korzystać z komunikacji[/QUOTE]

W wawie chyba jeżdżą też wam autobusy co 5 minut jakoś nie? Przyjedź do łodzi, u nas komunikacja powinna jeździć co 10-20 minut, jeździ co 40 a nie przyjeżdża co drugi, a kierowców po nogach należy całować za to że są :evil_lol: Rzadko bo rzadko ale zdarza się że komuś pies nie pasuje, w tym kierowcom. Ale na szczęście żadnego z psów nie zmuszam do jeżdżenia, uwielbiają to, Larego na początku wnosiłam i wynosiłam (a kawał sceniacka był bo już podstarzały) ale szybko sam załapał, Ajs jak był malutki też na rączkach był wnoszony i tak się pryzwyczaił że również bez problemu wsiadał. Jedyny problem Larego to ruchome schody, przekonałam się o tym na warszawskim dworcu kiedy pociąg nam spierniczał :roll:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']dobrze zrozumiałam? jeśli [U]Ty nawalisz[/U], to wtedy pies dostaje w łeb? to fajnie, ale że posłużę się Twoimi słowami: na mnie takie teksty nie działają.[/QUOTE]

No błagam..
Jak pies mi się rzuca na rowerzystę to co? Mam sobie ciumkać aż łaskawie skończy? Ja nie zawsze zareaguję w odpowiednim momencie, nie mam oczu dookoła głowy, ale to nie jest powód by pies miał robić co chce.
Tak na marginesie moje korekty to nie tylko walenie po łbie, ale tłumaczyłam to już wcześniej, zawsze można się cofnąć o stronę.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='omry']No błagam..
Jak pies mi się rzuca na rowerzystę to co? Mam sobie ciumkać aż łaskawie skończy? Ja nie zawsze zareaguję w odpowiednim momencie, nie mam oczu dookoła głowy, ale to nie jest powód by pies miał robić co chce.
Tak na marginesie moje korekty to nie tylko walenie po łbie, ale tłumaczyłam to już wcześniej, zawsze można się cofnąć o stronę.[/QUOTE]

uhh, całe szczęście, że ja nie muszę walić mojego psa po głowie, kiedy sama jestem winna jej niesubordynacji. ciumkanie aż łaskawie skończy też jest bezsensu, ale wbrew temu co niektórym się wydaje, oprócz ciumkania i walenia psa są jeszcze inne metody ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']uhh, całe szczęście, że ja nie muszę walić mojego psa po głowie, kiedy sama jestem winna jej niesubordynacji. ciumkanie aż łaskawie skończy też jest bezsensu, ale wbrew temu co niektórym się wydaje, oprócz ciumkania i walenia psa są jeszcze inne metody ;)[/QUOTE]

A kto powiedział, że korekta to koniecznie szarpanie smyczą i walenie w łeb?
Owszem są sytuacje, kiedy trzeba zareagowac zdecydowanie bardziej stanowczo, szczególnie u takiego psa jak rotek. Serio, jak pies potrafi się odwinąć włascicielowi, to metodą na smaka daleko nie dojdziesz. Taka specyfika rasy-trzeba zagłebić się w historię, jak pracowały i jak były dobierane w hodowli.
Ale nie o tym mowa, mnie zastanawia za każdym razem jak się pojawia temat pozytywne szkolenie- a korekty, dlaczego korekta- to tylko przymus fizyczny?
Motyleqq, nie mowisz swojemu psu nigdy "nie"? Przecież to tez jest korekta...

Jak mi się młodsza suka zaczeła się sadzić na pieski za płotu, zafundowałam jej spacer w kolcach, 2 razy, potem już moje "nie" w zupełnosci wystarczało, teraz mamy zero reakcji ma psy.
Rotka próbowałam naprostowac smakami ( o tak- miałam faze na same pozytywy) i wypracowanie tego samego efektu zajęło mi 2 miesiące (pracy dzien w dzien) przy czym 2 razy musiałam mu psa z pyska wyciągać. Po 3 tyg w kolcach miałam u rota ignora na psy za płotem-i spacery bez kolców. A on serio nie bawił się w pyskówki, tylko to była zabawa w "śmierc".

Dlatego nie lubię takiego demonizowania korekt, to nie koniecznie jest ból i fizyczne znęcanie się, tak samo jak szkolenie pozytywne to nie jest pchanie psu do pyska smaków na chama.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']wbrew temu co niektórym się wydaje, oprócz ciumkania i walenia psa są jeszcze inne metody ;)[/QUOTE]

No co Ty nie powiesz? ;)

Jak już tak o swoich pieskach - tak jak Tekila rzuca się na rowerzystów, tak Tori rzucała się na psy. Tu i tu kwestia braku wychowania, jeśli chodzi o Tekilę jest jeszcze zachęcanie do takich a nie innych zachowań. Z Tori poszło mi sprawnie nawet, po trzech dniach była w stanie momentalnie się odwołać, kilka dni później miała wszystkie psy w zadku. Z Tekilą nie jest mi tak łatwo, od kilku miesięcy stosuję tę samą metodę co z Tori, czyli odwracanie uwagi od danego obiektu. Jeśli zdążę zauważyć obiekt zanim zrobi to pies to jest super elegancko, niesamowita radość, smaczki i zabawa. W przypadku Tori była niesamowita radość i bieg przed siebie, bo to ją jarało :lol:
Jeśli nie zdążę, a pies nie chce się odwołać no to działam bardziej stanowczo, jest korekta smyczą i 'nie'. Wyobraź sobie motylku, że to nie wygląda tak, że pies się drze a ja go po łbie. To by było w sumie trochę mało normalne i dziwi mnie, że mimo tego, że już to tłumaczyłam dalej masz taką a nie inną wizję korekty :)

Link to comment
Share on other sites

Wydaje mi się, że jak ktoś będzie miał sporo psów w życiu to przestanie się tak stanowczo wypowiadać na temat wszystkich metod ;) Ja byłam maksymalnie pozytywna, jak miałam Lukę, przeszło mi, jak wzięłam Chibi, a jak przygarnęłam Frotka to mi już zupełnie metody pozytywne wyparowały z głowy.

Moim zdaniem lepiej jest psa nauczyć sobie z nagłym stresem, sytuacjami niespodziewanymi i trudnymi. Herę niepotrzebnie narażałam na stres w wielu sytuacjach - brałam ją do pociągu i wiozłam na zajęcia terenowe ze studiów. Woziłam autem, czego nie znosiła, na szkolenie czy różne psie festyny i zjazdy. Była ze mną we Wrocławiu - a w sumie po co psu zwiedzać duże, hałaśliwe miasto?
Ano po to, że nauczyła się świetnie radzić ze stresem. W pociągu czy aucie teraz spokojnie śpi. Jak widzi, że pakuję duży plecak (=wyjazd) to szczeka, cieszy się, cała jest podniecona, bo coś się dzieje.
Na pozostałe psy bardziej uważałam, żeby stresu nie było, spacerki w tereny zielone, a nie hałaśliwe i takie tam. No i tych psów do Warszawy pociągiem wziąć nie mogę (Hera ze mną była), bo teraz to byłby już naprawdę ogromny stres i zupełnie bezsensowny.

Zresztą, dużo zależy od psa. Na niektóre działa to "stopniowe" dawkowanie stresu. A dla niektórych będzie jeszcze gorzej - boi się autobusu, ale musi wejść na chwilę, znowu na chwilę, stres się potęguje, potem pies na sam widok próbuje zwiać. A szybka konfrontacja z czymś strasznym nie daje psu czasu na utrwalenie lęku - tak zauważyłam po moim bardziej delikatnym Frotku. On nie znosi jeździć autem. Próbowałam delikatnie, najpierw nagroda przy aucie, nagroda za przejście obok bagażnika, nagroda za oparcie się... Potem widział, że idę koło auta z żarciem to się chował, bo kojarzył, że będzie coś nie tak ;) Ale potem był wyjazd na festyn (fajne dla psa), więc psa zapakowałam mimo że nie chcia i wcale mu to nie odpowiadało. Przeżył ;) Teraz tego nie uważa za najlepszą rzecz na ziemi, ale skonfrontował się z sytuacją i sam do bagażnika wskakuje na komendę.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='asiak_kasia']A kto powiedział, że korekta to koniecznie szarpanie smyczą i walenie w łeb?
Owszem są sytuacje, kiedy trzeba zareagowac zdecydowanie bardziej stanowczo, szczególnie u takiego psa jak rotek. Serio, jak pies potrafi się odwinąć włascicielowi, to metodą na smaka daleko nie dojdziesz. Taka specyfika rasy-trzeba zagłebić się w historię, jak pracowały i jak były dobierane w hodowli.
Ale nie o tym mowa, mnie zastanawia za każdym razem jak się pojawia temat pozytywne szkolenie- a korekty, dlaczego korekta- to tylko przymus fizyczny?
Motyleqq, nie mowisz swojemu psu nigdy "nie"? Przecież to tez jest korekta...[/QUOTE]

dla mnie słowo nie, nie jest korektą, tylko słowem nie. to są zupełnie inne rzeczy i nikt mi nie wmówi, że to jest to samo, zwłaszcza z punktu widzenia psa. tak samo jak przytrzymanie psa na smyczy czy zatarasowanie mu drogi ciałem by nie dostał tego, czego chce, również nie jest korektą. jeżeli dla kogoś przytrzymanie psa czy powiedzenie 'nie' jest tym samym, co szarpnięcie go na smyczy bądź zwykłe uderzenie... to nic na to nie poradzę, bo dla mnie różnice są znaczne.
ale może właśnie przez to, że jak się właśnie dowiedziałam, 'nie' może być rozumiane jako korekta, to się tak wielu ludziom wydaje, że szkolenie pozytywne to za mało w wychowaniu psa.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='motyleqq']dla mnie słowo nie, nie jest korektą, tylko słowem nie. to są zupełnie inne rzeczy i nikt mi nie wmówi, że to jest to samo, zwłaszcza z punktu widzenia psa. tak samo jak przytrzymanie psa na smyczy czy zatarasowanie mu drogi ciałem by nie dostał tego, czego chce, również nie jest korektą. jeżeli dla kogoś przytrzymanie psa czy powiedzenie 'nie' jest tym samym, co szarpnięcie go na smyczy bądź zwykłe uderzenie... to nic na to nie poradzę, bo dla mnie różnice są znaczne.
ale może właśnie przez to, że jak się właśnie dowiedziałam, 'nie' może być rozumiane jako korekta, to się tak wielu ludziom wydaje, że szkolenie pozytywne to za mało w wychowaniu psa.[/QUOTE]

no widzisz, dla mnie zablokowanie ciałem, "nie" to są korekty. Skala korekt jest tak samo szeroka jak nagradzania. W takim zwykłym chłopskim rozumieniu- koryguję zachowanie swojego psa-używam korekty, nagradzam- czy to słownie, czy smakiem, piłką, zwolnieniem z komendy, stosuję bodźce pozytywne. I tu jest rozbieżność w kwestii semantyki, słownictwa i definicji.

Ja tam to tak po prostacku pojmuje, bo z zasady lubię sobie zycie ułatwiać ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='asiak_kasia']no widzisz, dla mnie zablokowanie ciałem, "nie" to są korekty. Skala korekt jest tak samo szeroka jak nagradzania. W takim zwykłym chłopskim rozumieniu- koryguję zachowanie swojego psa-używam korekty, nagradzam- czy to słownie, czy smakiem, piłką, zwolnieniem z komendy, stosuję bodźce pozytywne. I tu jest rozbieżność w kwestii semantyki, słownictwa i definicji.

Ja tam to tak po prostacku pojmuje, bo z zasady lubię sobie zycie ułatwiać ;)[/QUOTE]

skoro już wiesz, że dla 'pozytywnego' szkoleniowca słowo nie, czy też blokowanie ciałem nie jest korektą, i owszem stosują takie metody, to może trochę inaczej będziesz na nich patrzeć ;)

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...