Jump to content
Dogomania

Radysy k/ Białej Piskiej - kolejna mordownia?Kto zna ten schron???


gagata

Recommended Posts

  • Replies 319
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='jaanna019']Wydaje mi się, że kilka z tych psiaków mogłby odnaleźć swoje domy. Pewnie właściciele nawet nie wiedzą gdzie są ich psy, bo schronisko odławia często w odległych gminach.[/QUOTE]
Też tak myślę.
Zaadoptowana prze mnie Negra ( mix jamnika z ogarem ) jest specjalistycznie wyszkolona na polowanie na lisy. W tamtych terenach zapewne zgubiła się w lesie. Piękny, mocny charakter, zrównoważenie z poczuciem własnej siły. Nie chce nam się wierzyć, że pozostała taka po trzech latach pobytu w schronisku, cudowny pies.
Niesamowity zmysł łowiecki, przynajmniej wiem komu jej nie mogę oddać do adopcji.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rita60']Legat i Konus to psy w typie teriera walijskiego,nie foksa. Prosze o foty i więcej info.[/QUOTE]

[B][SIZE=3][COLOR=red]Wątek adopcyjny psów w Radysach jest tutaj:[/COLOR][/SIZE][/B]
[SIZE=3][COLOR=red] [/COLOR][/SIZE]
[URL]http://www.dogomania.pl/threads/214498-Cuda-cudeńka-ze-schroniska-w-Radysach[/URL]

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Byłam w sobotę w Radysach i już wiem skąd zła sława tego schroniska….Poczytajcie, ciekawa historia.

Postanowiłam spróbować odszukać w schronisku pewną bezdomną suczkę. Nie miałam jej zdjęcia. Zadzwoniłam do Radys do kobiety, która podaje się za kierowniczkę schroniska. Powiedziałam jej, że dowiedziałam się, że kilka miesięcy temu był odłów w jednej konkretnej wsi w gminie Zabłudów i że ludzie widzieli, że została odłowiona suka – średniej wielkości do kolana, 6-8 lat, szara, po wielokrotnych porodach. Zapytałam czy byłoby możliwe jej odszukanie.
Kobieta od razu z pretensjami, że ona nie ma czasu, że tu ma 1400 psów, ale stanęło na tym, że się rozejrzy i mam do niej zadzwonić za kilka dni. Przy okazji tej rozmowy [B]powiedziała, że ona, jej mąż i syn są przeciwnikami sterylizacji, bo to okaleczanie zwierząt i namnażanie bezdomnych zwierząt nigdy się nie skończy(!)[/B] Mówiła też, że schronisko planują rozbudować o dalsze miejsca.

Zadzwoniłam za kilka dni, powiedziała, że suka jest w schronisku. Poprosiłam o zdjęcia, powiedziała, że sama nie umie, ale obiecała, że synowa zrobi, bo syn na odłowie. Tego samego dnia wieczorem zadzwoniła do mnie, że syn jedzie jutro do Zabłudowa na odłów i że może sukę przywieźć za zwrot za paliwo(pewnie chciała przy okazji odłowu, żebym dojazd za darmo zasponsorowała, koszty biznesu mniejsze). Zapytałam co ze zdjęciami, powiedziała, że żadnych zdjęć nie będzie, bo to na pewno ta sama suka, bo syn tak powiedział, a on pamięta. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że akurat jutro wyjeżdżam i nie mogę suni przyjąć. Ona na to podniesionym tonem, że jutro przyjeżdżają do nich ludzie i że jak będą chcieli adoptować sunię, to ją wyda. I co ja sobie myślę, że ona hotel prowadzi czy co !. Powiedziałam, że po sunię sama przyjadę, a ona, że co ja sobie myślę, że ona ma zawsze czas, itp. To ja na to spokojnie, że przyjadę jak ona będzie miała czas i ją poinformuję.

Zadzwoniłam kolejny raz, żeby umówić z około 2-tygodniowym wyprzedzeniem termin mojego przyjazdu. Na początek nasłuchałam się, że jej głowę z tym psem zawracam. Na zaproponowany termin powiedziała, że do tego czasu to ona może nie żyć i nie wie co będzie w tym czasie robiła. Powiedziałam, że też mogę do tej pory nie żyć, ale chyba można coś planować i czy oprócz niej ktoś inny nie mógłby wydać psa, przecież schronisko jest otwarte w jakiśch godzinach. Powiedziała, że jak chcę to mogę dzwonić na dzień, dwa przed przyjazdem, żeby się umówić.

Zadzwoniłam w miniony piątek, powiedziała, że mogę przyjechać w sobotę do 15. W sobotę zadzwoniła do mnie o 10 i powiedziała, że jak nie przyjadę do 14 to nic z tego nie będzie. Wiedziała, że jadę z gminy Zabłudów, ok. 120 km w jedną stronę.

Zajechałam na miejsce o 13. Na bramce schroniska jest wywieszka, że jest czynne do 17.00. Schronisko położone jest w polach w odosobnieniu, ogrodzone betonowym parkanem. Czekała na mnie ta kierowniczka z synem, mieli przygotowaną dla mnie klatkę z suczką wystawioną przed tą częścią gdzie przebywają psy-tamtą część zamknęli. W klatce stała oczywiście nie ta sunia – nawet koloru nie dopasowali, bo zamiast szarej była beżowa i nie do kolana, ale nieco powyżej pół łydki. No i się zaczęło.

Powiedziałam, że nie ta, a oni, że innej nie ma. Odłowiona nie z wsi, którą podałam a z Zabłudowa. Z tej wsi on nie odławiał. Suka jest tu miesiąc. Synalek odkręcił się na pięcie i poszedł. Zapytałam czy ona zdaje sobie sprawę, że jadę tyle kilometrów, że jest niepoważna, że miała przysłać zdjęcia i że widzę jaki jest jej stosunek do adopcji psów ze schroniska. Ona, że nie życzy sobie żebym ją oskarżała. Powiedziałam, że o nic jej nie oskarżam tylko widzę, co tutaj się dzieje i że wszystkie rozmowy z nią mam nagrane. Zapytałam jeszcze ile czasu jest ta suka w schronisku- powiedziała, że 2 lata! Zapytałam czy ona słyszy samą siebie , co mówi. Ona na to starą śpiewkę, że tu jest 1400 psów i ona nie rozeznaje się we wszystkich papierach. Zapytałam czy przed wyadoptowaniem też nie mogła się rozeznać. Zapytałam też czy suka jest w ciąży, ona- że skąd ma wiedzieć!Zawołała syna zrobiła się awantura, kobieta poszła do domu, przestraszyła się tego nagrywania(widać, że strasznie wyczuleni, że o schronisku źle się pisze). Syn zaczął wrzeszczeć do mnie WYNOCHA.

Wsiadłam do samochodu, ale popatrzyłam na tą biedną sunię w klatce i zrobiło mi się jej żal, skoro już tyle jechałam. Wysiadłam i powiedziałam, że chcę zabrać tego psa. Synalek o dziwo się zgodził, chodziły mu wszystkie mięśnie na twarzy i ręce i miałam wrażenie, że jeszcze trochę to mnie walnie między oczy. Nie mógł wyciągnąć suki z klatki, warczała na niego i chciała gryźć, poszedł po jakieś przyrządy, jak odszedł sunia podeszła do otworu, który uchyliłam, chciałam jej założyć pętlę ze smyczy, ale się wyśliznęła i zwiała z klatki. Ja synalek i jeszcze jakiś gość zaczęliśmy ją łapać, ale w ogrodzeniu była 1-1,5m przerwa i suka poszła w pole. Synalek poszedł do zamkniętej drugiej części schroniska i zajął się swoją robotą.

Na to wszystko przyjechał mąż tej kobiety, zapytał czy to mój pies, powiedziałam, że nie, ale chcę go zabrać. Wsiadł z tym drugim gościem do samochodu i powiedział, że zaraz może ją złapią. Oni pojechali, a wyszła znowu do mnie ta kobieta nieco przestraszona zaczęła znowu śpiewkę, że oni mają 1400 psów, powiedziałam, że nie mam o czym z nią rozmawiać. Ona jeszcze, że nie umie robić zdjęć i że nie ma przecież synowej(!) –powiedziałam, że po co kłamała. Mąż z tym drugim gościem wrócili dosłownie po chwili( bo pewnie synalek zadzwonił) i powiedział WYNOCHA i że więcej moja noga tu nie postanie. Wsiadałam do samochodu i pojechałam, sunia biegła po polach – pewnie znowu kasę za odłów dostaną …

Ocenicie sami. Nie miałam dotąd nic do Radys, choć ciągnie się za nimi zła sława, ale na szczęście wiedziałam o tym zaczynając swoje poszukiwania. Oceńcie czy przy takim stosunku do adopcji zwierzęta mogą mieć tam dobrze. Oceńcie jakiego rodzaju ludzie się tym zajmują. Schronisko w Białymstoku(położone najbliżej Zabłudowa)jest zapchane i jest wielki problem z przyjęciem psa, a tu chyba można upychać psy ile wlezie. Z takim podejściem wcale się nie dziwię, że są przeciwnikami sterylizacji. Chciałam tylko odnaleźć psa….MASAKRA, JEDNA WIELKA MASAKRA. I gdzie jest sunia, której szukam???? Pewnie nie żyje od dawna…


PS. Zapomniałam, synalek jeszcze powiedział, że nie ma czasu na jakieś zdjęcia i jakieś głupoty w komputerze i że takich jak ja w sprawie adopcji mają po 50 dziennie. Jak widać jednak znalazł czas, żeby napisać, że coraz częściej przyjeżdżają ludzie, którym brakuje pokory, nie mają pojęcia o prowadzeniu schroniska i są nawiedzeni. CORAZ CZĘŚCIEJ o czymś świadczy.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Randa']Byłam w sobotę w Radysach i już wiem skąd zła sława tego schroniska….Poczytajcie, ciekawa historia.

Postanowiłam spróbować odszukać w schronisku pewną bezdomną suczkę. Nie miałam jej zdjęcia. Zadzwoniłam do Radys do kobiety, która podaje się za kierowniczkę schroniska. Powiedziałam jej, że dowiedziałam się, że kilka miesięcy temu był odłów w jednej konkretnej wsi w gminie Zabłudów i że ludzie widzieli, że została odłowiona suka – średniej wielkości do kolana, 6-8 lat, szara, po wielokrotnych porodach. Zapytałam czy byłoby możliwe jej odszukanie.
Kobieta od razu z pretensjami, że ona nie ma czasu, że tu ma 1400 psów, ale stanęło na tym, że się rozejrzy i mam do niej zadzwonić za kilka dni. Przy okazji tej rozmowy [B]powiedziała, że ona, jej mąż i syn są przeciwnikami sterylizacji, bo to okaleczanie zwierząt i namnażanie bezdomnych zwierząt nigdy się nie skończy(!)[/B] Mówiła też, że schronisko planują rozbudować o dalsze miejsca.

Zadzwoniłam za kilka dni, powiedziała, że suka jest w schronisku. Poprosiłam o zdjęcia, powiedziała, że sama nie umie, ale obiecała, że synowa zrobi, bo syn na odłowie. Tego samego dnia wieczorem zadzwoniła do mnie, że syn jedzie jutro do Zabłudowa na odłów i że może sukę przywieźć za zwrot za paliwo(pewnie chciała przy okazji odłowu, żebym dojazd za darmo zasponsorowała, koszty biznesu mniejsze). Zapytałam co ze zdjęciami, powiedziała, że żadnych zdjęć nie będzie, bo to na pewno ta sama suka, bo syn tak powiedział, a on pamięta. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że akurat jutro wyjeżdżam i nie mogę suni przyjąć. Ona na to podniesionym tonem, że jutro przyjeżdżają do nich ludzie i że jak będą chcieli adoptować sunię, to ją wyda. I co ja sobie myślę, że ona hotel prowadzi czy co !. Powiedziałam, że po sunię sama przyjadę, a ona, że co ja sobie myślę, że ona ma zawsze czas, itp. To ja na to spokojnie, że przyjadę jak ona będzie miała czas i ją poinformuję.

Zadzwoniłam kolejny raz, żeby umówić z około 2-tygodniowym wyprzedzeniem termin mojego przyjazdu. Na początek nasłuchałam się, że jej głowę z tym psem zawracam. Na zaproponowany termin powiedziała, że do tego czasu to ona może nie żyć i nie wie co będzie w tym czasie robiła. Powiedziałam, że też mogę do tej pory nie żyć, ale chyba można coś planować i czy oprócz niej ktoś inny nie mógłby wydać psa, przecież schronisko jest otwarte w jakiśch godzinach. Powiedziała, że jak chcę to mogę dzwonić na dzień, dwa przed przyjazdem, żeby się umówić.

Zadzwoniłam w miniony piątek, powiedziała, że mogę przyjechać w sobotę do 15. W sobotę zadzwoniła do mnie o 10 i powiedziała, że jak nie przyjadę do 14 to nic z tego nie będzie. Wiedziała, że jadę z gminy Zabłudów, ok. 120 km w jedną stronę.

Zajechałam na miejsce o 13. Na bramce schroniska jest wywieszka, że jest czynne do 17.00. Schronisko położone jest w polach w odosobnieniu, ogrodzone betonowym parkanem. Czekała na mnie ta kierowniczka z synem, mieli przygotowaną dla mnie klatkę z suczką wystawioną przed tą częścią gdzie przebywają psy-tamtą część zamknęli. W klatce stała oczywiście nie ta sunia – nawet koloru nie dopasowali, bo zamiast szarej była beżowa i nie do kolana, ale nieco powyżej pół łydki. No i się zaczęło.

Powiedziałam, że nie ta, a oni, że innej nie ma. Odłowiona nie z wsi, którą podałam a z Zabłudowa. Z tej wsi on nie odławiał. Suka jest tu miesiąc. Synalek odkręcił się na pięcie i poszedł. Zapytałam czy ona zdaje sobie sprawę, że jadę tyle kilometrów, że jest niepoważna, że miała przysłać zdjęcia i że widzę jaki jest jej stosunek do adopcji psów ze schroniska. Ona, że nie życzy sobie żebym ją oskarżała. Powiedziałam, że o nic jej nie oskarżam tylko widzę, co tutaj się dzieje i że wszystkie rozmowy z nią mam nagrane. Zapytałam jeszcze ile czasu jest ta suka w schronisku- powiedziała, że 2 lata! Zapytałam czy ona słyszy samą siebie , co mówi. Ona na to starą śpiewkę, że tu jest 1400 psów i ona nie rozeznaje się we wszystkich papierach. Zapytałam czy przed wyadoptowaniem też nie mogła się rozeznać. Zapytałam też czy suka jest w ciąży, ona- że skąd ma wiedzieć!Zawołała syna zrobiła się awantura, kobieta poszła do domu, przestraszyła się tego nagrywania(widać, że strasznie wyczuleni, że o schronisku źle się pisze). Syn zaczął wrzeszczeć do mnie WYNOCHA.

Wsiadłam do samochodu, ale popatrzyłam na tą biedną sunię w klatce i zrobiło mi się jej żal, skoro już tyle jechałam. Wysiadłam i powiedziałam, że chcę zabrać tego psa. Synalek o dziwo się zgodził, chodziły mu wszystkie mięśnie na twarzy i ręce i miałam wrażenie, że jeszcze trochę to mnie walnie między oczy. Nie mógł wyciągnąć suki z klatki, warczała na niego i chciała gryźć, poszedł po jakieś przyrządy, jak odszedł sunia podeszła do otworu, który uchyliłam, chciałam jej założyć pętlę ze smyczy, ale się wyśliznęła i zwiała z klatki. Ja synalek i jeszcze jakiś gość zaczęliśmy ją łapać, ale w ogrodzeniu była 1-1,5m przerwa i suka poszła w pole. Synalek poszedł do zamkniętej drugiej części schroniska i zajął się swoją robotą.

Na to wszystko przyjechał mąż tej kobiety, zapytał czy to mój pies, powiedziałam, że nie, ale chcę go zabrać. Wsiadł z tym drugim gościem do samochodu i powiedział, że zaraz może ją złapią. Oni pojechali, a wyszła znowu do mnie ta kobieta nieco przestraszona zaczęła znowu śpiewkę, że oni mają 1400 psów, powiedziałam, że nie mam o czym z nią rozmawiać. Ona jeszcze, że nie umie robić zdjęć i że nie ma przecież synowej(!) –powiedziałam, że po co kłamała. Mąż z tym drugim gościem wrócili dosłownie po chwili( bo pewnie synalek zadzwonił) i powiedział WYNOCHA i że więcej moja noga tu nie postanie. Wsiadałam do samochodu i pojechałam, sunia biegła po polach – pewnie znowu kasę za odłów dostaną …

Ocenicie sami. Nie miałam dotąd nic do Radys, choć ciągnie się za nimi zła sława, ale na szczęście wiedziałam o tym zaczynając swoje poszukiwania. Oceńcie czy przy takim stosunku do adopcji zwierzęta mogą mieć tam dobrze. Oceńcie jakiego rodzaju ludzie się tym zajmują. Schronisko w Białymstoku(położone najbliżej Zabłudowa)jest zapchane i jest wielki problem z przyjęciem psa, a tu chyba można upychać psy ile wlezie. Z takim podejściem wcale się nie dziwię, że są przeciwnikami sterylizacji. Chciałam tylko odnaleźć psa….MASAKRA, JEDNA WIELKA MASAKRA. I gdzie jest sunia, której szukam???? Pewnie nie żyje od dawna…


PS. Zapomniałam, synalek jeszcze powiedział, że nie ma czasu na jakieś zdjęcia i jakieś głupoty w komputerze i że takich jak ja w sprawie adopcji mają po 50 dziennie. Jak widać jednak znalazł czas, żeby napisać, że coraz częściej przyjeżdżają ludzie, którym brakuje pokory, nie mają pojęcia o prowadzeniu schroniska i są nawiedzeni. CORAZ CZĘŚCIEJ o czymś świadczy.[/QUOTE]


Dla mnie sytuacja jest jasna i jednoznaczna. Osoby prowadzące schronisko robią to tylko dla pieniędzy. Psy nie mają dla nich żadnego znaczenia. Pieniądze i tylko pieniądze. Przeciętnie gmina płaci schronisku 1500 zł za każdego odłowionego psa. A właściciel chce jeszcze zapłaty za transport, chociaż i tak jedzie na odłów?
Oszczędności w każdej kwestii, byle więcej zarobić. Schronisko się rozbudowuje, bo wiecej miejśc, to więcej umów z gminami. Sterylizacje nie istnieją, bo trzeba za nie przecież zapłacić. Naiwni ludzie wyciągają te psy i milczą w obawie, że jak powiedzą co myślą, to adpocje zostaną wstrzymane. To jest błędne koło. To schronisko powinno być zainteresowane adopcjami, a nie łaskawie zgadzać się na nie. Ludzie spójrzcie trochę dalej. Co z tego, ze wyciągniecie kilka piesków zgadzając się na cierpienie tysiąca pozostałych. Adopcje nie zmniejszają liczebności psów. Wręcz przeciwnie. Wy zabieracie psa, a właściciel się ciszy po już mu 1500 zł wpadnie za odłowienie kolejnego na to miejsce.
Ubolewacie, że w schronie pracuje tylko kilka osób (jedna rodzina). A dlaczego tak jest? Czyja to wina? Znowu kwestia pieniędzy. Przecież jak się nie wyda ich na opłacenie pracowników, to zostanie więcej w kieszeni. Co z tego, że psy na tym cierpią? Kogo to obchodzi?
Sama doświadczyłam sytuacji, że na moją prośbę zgłoszono do odłowu w ubiegłym roku sukę potrąconą przez samochód z miotem szczeniąt. Pomimo, że od razu poinformowano schronisko (w tym pana odławiającego na miejscu poinformował mieszkaniec wsi, gdzie psia rodzina koczowała, bo widział wypadek), że sukę uderzyło duże auto nie została ona obejrzana przez weterynarza. Dwa tygodnie trwało zanim doprosiłam się właścicelki telefonicznie o to, aby wet zajrzał do suki. DWA TYGODNIE!!!
Tutaj nie ma żadnych niejasności. Brakuje dobrej woli i serca dla zwierząt, a najgorsze jest to, że tym ludziom żadne przepisy prawa nie są straszne. My tu możemy sobie poklikać i ponarzekać, bo tak naprawdę nie jesteśmy w stanie nic zrobić, ale im wiecej sygnałów i konkretnych, szczegółowo opisanych zdarzeń, tym łatwiej sprawę skierować do odpowednich instytucji. Czy to coś da? Nie wiem, ale najgorsze co można zrobić, to udawać, że się nic nie widzi, głaskać po główce właścicieli,bo kilka piesków raczyli wydać i włazić im w tyłek, żeby jeszcze kilka innych wyciągnąć.

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...
  • 2 months later...
  • 4 months later...

Czy jeździ ktoś do schroniska w Radysach.Podobno trafiła tam bezdomna suczka z okolic Łomży.Miała budę i była karmiona.Niestety komuś przeszkadzała.Pani,która ją karmiła martwi się o nią i chciałaby wiedzieć,czy tam jest.

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

ja byłam tam w piątek :-( po pieska, niestety nie udało się go odebrać mimo że byliśmi umówieni. Nie mogli znaleść psa po którego przyjechaliśmy. :-( . Jak to możliwe, że taki wytwór ciągle istnieje, dla mnie to schronisko jest jak obóz koncentracyjny :-(

Edited by Maia
Link to comment
Share on other sites

[quote name='malagos']Rany, nic się nie zmieniło...........[/QUOTE]
Oczywiście,że się nic nie zmieniło,przy takiej ilości psów i znikomej adopcji nie wiem czy sama bym odnalazła swojego psa gdyby tam trafił.
Ten przybytek powinien być podzielony przynajmniej na pięć schronisk,nie dziwię się,że wygląda jak obóz koncentracyjny.

Link to comment
Share on other sites

1700 psów i 12 pracowników... nie chcieli nas wpóścić na teren schroniska, niewiadomo tak na prawdę co tam jest. Kilka pierwszych kojców rzeczywiście wygląda nieźle, ale to miejsce maksymalnie dla 200 psów a gdzie jest pozostałe 1500 psów?? Czy ktoś wchodził na teren tego schroniska i był dalej niż tylko przy bramie??

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Chyba coś drgneło, tu dobre wieści:


Bernardy Fundacja Zwierząt Skrzywdzonych
[B]Władze Ełku i Grajewa współpracują, każdy pies do adopcji, kastrację można wykonać samemu i przedstawić stosowny dokument w urzędzie (nie w schronisku). Ustalenia pisemnie potwierdzone odrębnymi pismami, w odpowiedzi na nasze i po wczorajszych rannych spotkaniach w magistratach. O koparkach nie wiedzieli, również zaskoczeni, akurat siedzieliśmy i ustalaliśmy wszystko, gdy dostaliśmy telefon. Pojechali od razu na miejsce z nami, została wezwana policja, która asystowała nam podczas czynności. Wyjaśniają to. Jest pilnie szukana lokalizacja pod budowę schroniska miejskiego/międzygminnego. Jest przygotowana część dokumentacji; projekt schroniska, warunki. Proszeni jesteśmy o pomoc w przekonaniu radnych podczas sesji ustalającej budżet na 2013 o konieczności przeznaczenia funduszy na budowę na 2013. O terminie zostaniemy powiadomieni. Sprawa pilna, problem schroniska w Ruskiej Wsi musi zostać jak najszybciej wyjaśniony. Schronisko nie może istnieć w dotychczasowym miejscu. Poszły wnioski o zakaz przyjmowania nowych psów i o zamknięcie schroniska. Władze Ęłku czekają na wyniki kontroli lekarza wojewódzkiego i nie wiedzą co zrobią, jeśli będzie nakaz zamknięcia. Oprócz tego sprawą zajmuje się prokuratura. Dodatkowo jest kontrolowane schronisko w Radysach. Do Radys pojechaliśmy wczoraj prosto z Ruskiej Wsi. Zabraliśmy dwa chore psy, siedem szczeniaków i koty. W Radysach w tej chwili 1550 psów.[/B]

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...