Jump to content
Dogomania

Jak się bronić przed dużymi psami?


Koryna

Recommended Posts

Czytam i czytam i się przeraziłam. Nie wiem co bym zrobiła gdyby zaatakował mnie duży pies ,ogólnie boje się obcych psów. (kiedyś zostałam ugryziona w twarz przez doga niemieckiego na szczęście odsunęłam się i teraz mam bliznę w policzku po jego kle .Jednak paraliżujący strach pozostał ) Ogólnie idąc z psem jestem odważniejsza i zawsze staram się mieć oczy na około głowy i schodzić z drogi innym psom .Na szczęście (odpukać ) żaden "olbrzym "nie zaatakował mojej suki .Miałam przypadek z dwoma "amstafami ". Dawny sąsiad wychodził z psem bez smyczy i przed blok .On siedział na ławce a pies biegał luzem.Był jeszcze młody nie groźny i chciał się z każdym psem bawić .Jednak moja toleruje tylko nie które psy .Wiec jak mój chłopak wracał z Łajką (była na smyczy ) to "amstaf "pobiegł a moja go od razu zdominowała i wywaliła na łopatki .Pewnie skurczbyk to sobie zapamiętał .... pewnego pięknego dnia pies dorósł a do sąsiada przyszedł kolega też z "amstafem ". Ja z swoją szłam na spacer i nagle z przodu zastawił nam drogę pierwszy pies (zjeżony kły na wierzchu ) a z tyłu był drugi .Słyszałam tylko jego głośny warkot .Moja też zaczęła warczeć a ja spanikowałam, zaczęłam kląć na sąsiada aby zabrał te psy .Podszedł i odciągnął swojego (dostał parę razy od niego z buta ) a drugi agresor poszedł za nimi .Uwierzcie że całe życie przeleciało mi przed oczami .Zastanawiałam się kogo najpierw zaatakują mnie czy moją sukę

Kiedyś idąc z daleka zauważyłam dwa kundle (jeden wielkości mojej ,drugi nieco mniejszy ) szczekały i biegły w naszą stronę .Wiec pomyślałam że wezmę moją na ręce .Nie wiem czy to był dobry pomysł .Ponieważ ten mniejszy ugryzł mnie wtedy w łydkę .Teraz noszę ze sobą ciężka torebkę i odganiam nią małe psy .Na jednego psa to podziałało Bo gdy gryzł moją sukę dostał parę razy nią w głowę i teraz jak mnie widzi to tylko szczeka i nie wychodzi już przez wiecznie otwartą bramkę

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Przeczytałam z zaciekawieniem temat i trochę szkoda że nie trafiłam wcześniej na niego, bo przy poprzednim psie miałam takie właśnie ekscesy jak opisujecie...
Szczególnie że widzę dużo krakowiaków( a ja też krakowianka) i wiem jak to u nas w mieście wygląda...
Powiem szczerze - problem jest straszny, ale wydaje mi się ze to wina prawa. Czy jest gdzieś jakaś ustawa w której jasno i czytelnie byłoby napisane co obowiązuje posiadacza psa? Chciałabym kiedyś ją naocznie zobaczyć( bo ze jest to słyszałam mnóstwo razy..) A nawet jak jest to chyba guzik daje...bo nie ma takich co by ją egzekwowali. Słyszę jak to podobno wygląda za granicą - albo to tylko tak niby kolorowo wygląda albo oni nie mają takich problemów. U nich psy są w pełni zsocjalizowane, każdy patrzy krytycznie na siebie, są miejsca gdzie można psa puścić, a są takie gdzie nikt się nie odważy bo dostałby karę taką że by się do końca życia nie spłacił. Nie ma że jeden pies pogryzie drugiego czy jego właściciela i sprawa się rozchodzi - są zawsze konsekwencje, każdy musi myśleć i zdawać sobie sprawę z tego co robi.
A u nas...? Jeden uważa przesadnie na wszytsko wkoło, a drugi beztrosko puszcza psa agresywnego, a potem jakby co to poszkodowany się nawet odezwać boi, albo zostaje olany i nie ma gdzie wyegzekwować. Według mnie po pierwsze brakuje ludziom tego czegoś w głowach, świadomości, rozsądku itp. Każdy patrzy na swojego pieska bezkrytycznie, a wobec innych właścicieli ma mnóstwo zastrzeżeń... Właściciele mniejszych narzekają na olbrzymie potwory, własciciele większych na małe jazgotliwe agresory... Ja tam nie rozróżniam zbyt psów na te duże i małe - według mnie jeśli już jest jakieś prawo to ma obowiązywać wszystkich równo. I nie ma że york jak doskoczy z zębami to może tylko podrapać, a dog od razu kości połamie i rozszarpie na strzępy- to i to pies.
Mój obecny pies jest bezkonfliktowy jak narazie . Jeśli rzuca się na niego jakiś pies to zazwyczaj rozwiązuję problem tak że się oddalam, a pies agresorowi ucieka. Mój pies jest w miarę sprytny, szybki, zwrotny. Jak narazie wszystkim potencjalnym zabójcom się wyślizgnął i ten drugi nie był w stanie go dogonić. Ale wiem że łatwo mówić, a jak ktoś ma psa który nie zwieje, albo gorzej jak skoczy do walki...
Mój poprzedni pies jak na złość przyciągał wszystkie takie przypadki bo aż do samego końca życia nie bał się spojrzeć przeciwnikowi prosto w oczy. Przeżyłam tyle pogryzień - i jego i moich, że śmiało mogłabym zostać ekspertem. Jedno jest pewne - nie wolno nigdy odpuścić ponoszenia konsekwencji właściciela...
Tego się nauczyłam jak 3 razy został pogryziony będąc na smyczy i w kagańcu - 2 przypadki to były właścicielki którym smycz wypadła z rąk ( jeden owczarek - zszarpał mojemu kaganiec i poszarpał pyszczek, jeden bokser- pogryzł go całego ,ale najgorszy był chwyt pod ogonem w którym mój wisiał dłuższą chwilę za tyłek gdy ja rozrywałam bokserowi szczęki- pies uszkodził mu odbyt, nie chcę nawet pisać ile było cierpienia i ile czasu pies nie mógł się normalnie załatwić), raz amstaffka wyrwała mu w boku dziurę- też niby wypadła, ale podejrzewam że chłopak celowo ją puścił... Raz mi go z działki pod płotem wyciągnął pies za głowę - do końca życia miał naderwane ucho. I takich było wiele wiele jeszcze, niektóre wzięłam na siebie łapiąc takiego delikwenta w ataku ( nieraz musiałam i nawet trzymać w jednej ręce mojego a w drugiej atakującego)... Nerwy, koszty leczenia, a przede wszystkim cierpienie psa pogryzionego i potem strach że się to powtórzy - nie warto. Według mnie zawsze trzeba właściciela pociągać do odpowiedzialnosci- i teraz nawet uważam że nie przesadne jest zrobienie psu wszystkich kosztownych badań po pogryzieniu, może jak nie myśleniem to się portfelem właścicieli do umysłu przywróci. I chyba nie głupie jest od razu wzywanie odpowiednich służb - SM, policji czy jakiejś organizacji zwierzęcej, bo potem taki pańcio się oddala z naszym nr telefonu i znika bez śladu.
A gaz... czy ktoś z was próbował użyć w takiej sytuacji? Moi rodzice po pogryzieniach zaczęli nosić - tata paralizator, a mama gaz, ale odkąd usłyszałam w jakimś programie że to może pogorszyć sprawę - pies atakujący wpada w szał, jest oszołomiony, zaczyna się bronić i atakuje jeszcze bardziej- odradziłam im. Zresztą sama bym nie użyła wobec psa, bo wydaje mi się to zbyt brutalne - wkońcu co on winny że go człowiek na agresora wychował...
Branie na ręce psa chyba odradzam... Wisiał mi na gardle już kiedyś pies jak wzięłam mojego na ręce i przylgnęłam z nim do muru żeby tamten go nie złapał, nikt nie podszedł, bo wszyscy się bali, a potem jak spotkałam włascicielkę i chciałam wyciągać konsekwencje pokazując jej skrwawione ręce i nogi usłyszałam tylko " No widzisz"...

Link to comment
Share on other sites

Ludzie, w jakim mieście wy żyjecie. całe życie mam psy i to przeważnie duże i nigdy nie miałam problemów z innymi psami. Moje zawsze były doskonale wychowywane i zsocjalizowane, nigdy nie atakowały innych, szczegolnie mniejszych psow, przeciwnie nawet broniły małego przed innymi agresorami. Same, zaatakowane przez male psy ze strachu otrząsały się tylko i odchodzily bo od małego je uczyłam, że mały piesek to nie rusz. Łapanie psa na ręce to najgłupsza rzecz jaką można zrobić. Poza tym od małego trzeba swoje psy uczyć współżycia z innymi psami, nie łapać, nie szarpać na smyczy bo to powoduje agresję u swojego psa - pan/pani się denerwuje to znaczy trzeba atakować zagrożenie.
Ja mam ponad 30 lat rottweilery, wszystkie szkolone na obronne i wszystkie mogły chodzić bez smyczy i kagańca, oczywiście zawsze ze mną, i nigdy nie zdarzylo się, żeby kogokolwiek zaatakowaly - ani czlowieka ani zwierzęcia. Ale zanim się weźmie psa trzeba trochę poczytać o tym jak pies myśli, jak się zachowuje, jak reaguje na różne bodźce i wtedy można uniknąć większości konfliktów. I nie należy histerycznie się bać bo psy nie żyją po to żeby kogokolwiek mordować. Jeżeli trafi się agresor to w 100% jest to wina jego głupiego właściciela.
Ja adoptowałam teraz średniego pinczera, którego chciano uśpić bo raz kogoś zaatakował i ten ktoś nie przyznaje się co temu psu zrobił. U mnie pies jest idealny, spokojny, zostal ustawiony w stadzie przez moją rottweilerkę i przeze mnie i teraz wszyscy są szczęśliwi, że uratowałam mu życie. Ale ja mam wieloletnie doświadczenie i t.zw. rękę do psów.

Link to comment
Share on other sites

Bardzo mądrze napisane i jestem podobnego zdania, ale niestety nie każdy socjalizuje swojgo psa. I teraz sytuacja jest taka że Twojego zsocjalizowanego psa atakuje drugi pies ( nie ważne czy duży czy mały - tak czy siak jak atakuje to nie powinno go tam być) i co robisz?
Nieraz psy się niegroźnie ustawią, jeden burknie drugi odejdzie, ale nieraz są naprawdę ataki ostre i temat jest właśnie o tym. Ja np nie ingeruję obecnie, bo wiem że mój pies da sobie sam radę, walczyć nie będzie, dopaść się nie da, ale widywałam sytuacje gdzie psy się bawią, a tu nagle wpada między nie dajmy na to onek, łapie jakąś ozdobną kuleczkę w pysk i chce rozszarpać...
A wychowania psów gratuluję, miło czytać :)

Link to comment
Share on other sites

Teoria piękna, praktyka różnie.
Każdy pies inny i charakter inny, do tego psa biorąc psa od szczeniaka można wychować jak się chce. Gorzej jak się bierze źle socjalizowanego psa nastawionego na 'mam cię w du** bo widzę psa' i żadne ćwiczenia i szkolenia tego nie zmieniają.

Powiem wprost mój pies nienawidzi innych samców od kiedy został w młodości pogryziony przez spaniela, później trafił się średni sznaucer. Po czym mój nienawidził wszystkich spanieli i sznaucerów - mnóstwo pracy mnie kosztowało naprostowanie tego zachowania...
Nauczyłam również że małe jazgoty to nie psy, to tylko takie jazgoczące coś - jednak jak takie jazgoczące coś z bezmyślnym właścicielem podbiega mu pod pysk i zaczyna kąsać, mój nie wyrabia i drze japę. Przyznam że nie wiem co w takiej sytuacji zrobić, moja wściekłość mów 'daj mu zeżreć tego gnoja' za to mój rozsądek 'to nie wina psa'.
Z suką każdą się dogada, dzięki czemu jesteśmy dt dla suk ze schroniska.

Jak się bronić przed dużymi psami? Ja zawsze jak widzę 'spięcie' i wpatrujące się w siebie 2 duże samce po prostu staje, karzę psu czekać (jak jest mocno nabuzowany to usiąść) i czekam aż ten 2gi właściciel zrobi ruch. W większości właściciele zauważają to co ja i się mijamy w pewnej odległości, czasem któryś szczeknie jednak od razu się uspakaja.
Ogólnie z dużymi psami nigdy nie miałam problemów, właściciele obserwują otoczenie oraz swoje psy.
Zawsze mam problem z biegającymi jazgotami niskopodłogowymi - 'o dziwo' z jamnikami i yorczkami + maltańczyk sąsiadów który drze japę widząc 2giego psa z 50m dalej :roll:...
Przyznam że z takimi małymi gnojkami nie wiem co robić, ominąć się nie da bo schodząc z drogi jednemu wchodzi się na 2giego :mad:

Link to comment
Share on other sites

Teorię o super wychowanych psach można sobie w buty wsadzić, kiedy ktoś ma psa ze schronu (jak ja) i na dodatek kiedy ma dwa psy, które prowadzi na dwie ręce (też ja) i nie ma za bardzo jak zareagować kiedy obcy pies podbiega. Nie mówię o sytuacjach, kiedy pies ma właściciela, ale o bezpańskich psach. wtedy może być nieciekawie

Link to comment
Share on other sites

Pies ze schronu też może być dobrze zsocjalizowany :) Rzecz jasna może mieć też przeżycia za sobą i różne urazy,ale jednak większość psów ze schronu mając normalnych właścicieli jest normalna. A dużo zależy od reakcji właściciela i to racja - sprawdziłam na sobie, im bardziej się panikuje i sieje popłoch tymbardziej spinają się psy, chcą bronić itp.
Według mnie bezpańskie psy to mały problem - przeważnie są same sobie, dość niepewne jak nie mają pana obok, ewentualnie coś tam szczeknie i ucieknie. Gorsze te co idą z panciem i robią zadymy, a pancio patrzy dumnie z daleka...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Majkowska']Pies ze schronu też może być dobrze zsocjalizowany :) Rzecz jasna może mieć też przeżycia za sobą i różne urazy,ale jednak większość psów ze schronu mając normalnych właścicieli jest normalna. A dużo zależy od reakcji właściciela i to racja - sprawdziłam na sobie, im bardziej się panikuje i sieje popłoch tymbardziej spinają się psy, chcą bronić itp.
Według mnie bezpańskie psy to mały problem - przeważnie są same sobie, dość niepewne jak nie mają pana obok, ewentualnie coś tam szczeknie i ucieknie. Gorsze te co idą z panciem i robią zadymy, a pancio patrzy dumnie z daleka...[/QUOTE]

Moja cudowna suka ze schronu jest u nas od 3 lat i nadal niektóre lęki i potrzeba zadymy z obcymi psami jej pozostały i nie sądzę żeby to jej kiedyś minęło. A bezpańskie psy to jest problem, nie wiem w jakim raju mieszkasz, ale u mnie taki psy chodzą po mieście i nie wszystkie mają przyjazne usposobienia.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Majkowska']Pies ze schronu też może być dobrze zsocjalizowany :) Rzecz jasna może mieć też przeżycia za sobą i różne urazy,ale jednak większość psów ze schronu mając normalnych właścicieli jest normalna. A dużo zależy od reakcji właściciela i to racja - sprawdziłam na sobie, im bardziej się panikuje i sieje popłoch tymbardziej spinają się psy, chcą bronić itp.
Według mnie bezpańskie psy to mały problem - przeważnie są same sobie, dość niepewne jak nie mają pana obok, ewentualnie coś tam szczeknie i ucieknie. Gorsze te co idą z panciem i robią zadymy, a pancio patrzy dumnie z daleka...[/QUOTE]

Z doświadczenia (5 własnych psów + 6 na DT ze schronu) własnego wiem że to bzdura, pies ma jakieś swoje przejścia i szkolenie opiera się nie na 'socjalizacja + nauka' tylko na 'oduczaniu' i pokazywaniu co złe/co dobre. Samo otworzenie się psa i pokazanie prawdziwego charakteru trwa średnio od 3tyg w górę (zależnie jaką ma psychikę)...
Wolno biegające burki są chyba nawet gorsze od tych na smyczy. Takiemu na smyczy krzyknę 'bierz psa, albo swojego spuszcze' i w te pędy uciekają (zazwyczaj, chociaż są i durnie wśród właścicieli) widząc wkurzonego 50kg bydlaka. Taki wolno puszczony łazi człowiekowi za dupskiem przez cały spacer i wkurza psa...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='dwbem']Ludzie, w jakim mieście wy żyjecie. całe życie mam psy i to [B]przeważnie duże[/B] i nigdy nie miałam problemów z innymi psami. [/QUOTE]

Och widzisz, może to właśnie dlatego? :roll: Bo mojej suki w rozmiarze S nikt nie bierze na poważnie, jak mówię, żeby zabierać kundla.

I wyobraź sobie, nie wszyscy mają to szczęście mieć szczeniaczki bez przeszłości, z dobrym socjalem i nastawione pozytywnie do całego świata. Całkiem sporo psów jest z "drugich rąk", ze schronu, z DT czy z ulicy. Mnie odkręcenie suki zajęło bardzo długo, myślę, że poszłoby nam szybciej, gdyby nie ktoś, kto co i rusz psuł naszą pracę, bo matka natura nie obdarzyła go rozumkiem.

Zresztą trudno porównywać rotki, które z tego co wiem próg pobudzenia mają dość wysoki, do psów bardziej reaktywnych. Moja suka teraz już ignoruje japacze zaczepiacze i podbiegacze (o ile nie rzucają się z gryzieniem, wtedy nimi zamiata chodnik, albo przejmuję je ja), ale kiedyś nigdy nie przepuściła żadnej zaczepki. I o ile ja z nią pracowałam i pracuję nadal, to niektórzy mają w pompie, że ich pies się pruje i od 3 lat mijamy parę osobników, które widząc nas regularnie robią dym i nic się nie zmienia. Więc to, że Twój pies jest super wyszkolony, nie zawsze wystarcza, żeby żyć zupełnie bezkonfliktowo :roll:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='evel']Och widzisz, może to właśnie dlatego? :roll: Bo mojej suki w rozmiarze S nikt nie bierze na poważnie, jak mówię, żeby zabierać kundla.

I wyobraź sobie, nie wszyscy mają to szczęście mieć szczeniaczki bez przeszłości, z dobrym socjalem i nastawione pozytywnie do całego świata. Całkiem sporo psów jest z "drugich rąk", ze schronu, z DT czy z ulicy. Mnie odkręcenie suki zajęło bardzo długo, myślę, że poszłoby nam szybciej, gdyby nie ktoś, kto co i rusz psuł naszą pracę, bo matka natura nie obdarzyła go rozumkiem.

Zresztą trudno porównywać rotki, które z tego co wiem próg pobudzenia mają dość wysoki, do psów bardziej reaktywnych. Moja suka teraz już ignoruje japacze zaczepiacze i podbiegacze (o ile nie rzucają się z gryzieniem, wtedy nimi zamiata chodnik, albo przejmuję je ja), ale kiedyś nigdy nie przepuściła żadnej zaczepki. I o ile ja z nią pracowałam i pracuję nadal, to niektórzy mają w pompie, że ich pies się pruje i od 3 lat mijamy parę osobników, które widząc nas regularnie robią dym i nic się nie zmienia. Więc to, że Twój pies jest super wyszkolony, nie zawsze wystarcza, żeby żyć zupełnie bezkonfliktowo :roll:[/QUOTE]

Masz rację evel, że nie sposób uniknąć konfliktów. To jednak nie zwalnia nas od uczenia psiaków prawidłowego zachowania. Może świata nie zmienimy, ale przynajmniej kilka psów na tym zyska.
Ja też mam psa "z przeszłoscią". Wciaż z nim pracuję, zabawne są zachwyty innych właścicieli: jaki on grzeczny. Bo przychodzi na zawołanie? To podstawa, ale sami niewiele z tym robią.
Natomiast nic nie poradzimy na "karki", dla których pies to taki składany nóż na smyczy (albo i luzem).
Ale wracając do tematu. Mój psiak nauczony przez przyjaciółki też zaczął "chapać" na większe psy, ale zaczełam z nim specjalnie podchodzić do np. ON-ków i się skończyło. Przyznam, że budziło to zdziwienie właścicieli, kiedy pytałam czy moge podejść. Zwykle ludzie z małymi psiakami (mój to taki prawie średniak, ale chudzielec) kurczowo spinają smycz.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zakonna']Moja cudowna suka ze schronu jest u nas od 3 lat i nadal niektóre lęki i potrzeba zadymy z obcymi psami jej pozostały i nie sądzę żeby to jej kiedyś minęło. A bezpańskie psy to jest problem, nie wiem w jakim raju mieszkasz, ale u mnie taki psy chodzą po mieście i nie wszystkie mają przyjazne usposobienia.[/QUOTE]

Nie mieszkam w raju, ale muszę napisać że u mnie nie ma jakichś stad bezpańskich psów atakujących spacerowiczów. Czasem może jakiś skądś nawieje i lata po osiedlu, ale to raz na rok, pozatym i on ma swojego pana ( którego w razie jakby trzeba odnaleźć i wyciągnąć konsekwencje).
Wszystko co dotychczas mi zaatakowało psa lub mnie miało swojego właściciela obok, który patrzał sobie na całe zajście.
Psy są różne i ja to rozumiem, ale jeśli Ty czy ja idziemy ze swoim psem na smyczy to uważam że o tyle problemu nie ma,bo nad psem się panuje ( różnie to w różnych przypadkach była...). Tymbardziej jak ten drugi ma też psa na smyczy - chyba że coś źle z waszych wypowiedzi zrozumiałam.
Schody się zaczynają jak to pies dolatuje luzem do nas i atakuje a jego własciciel na to...nic. I mnie osobiście to najbardziej przeraża w psich kontaktach.
W tej chwili już mniej bo mam łagodnego ( wręcz dupowatego) psa , ale lata miałam pieniacza i co z tego że ja go mogłam trzymać na smyczy i w kagańcu jak ktoś sobie sprawę olał i puścił na niego swojego psa. Także znam obydwie strony medalu, ale wydaje mi się że sytuacja nie jest jakaś bez wyjścia(mimo ze łatwa też nie jest).

Link to comment
Share on other sites

U mnie jest tak. Mój na smyczy + często w fizjologu lub na kantarze (jak ma gorszy dzień i mu odwala, a zdarzają się i takie), podbiega mały szczurołap (york) i drze japę. Mój krzykacza ignoruje, krzykacz go zaczyna podgryzać. Mój nie wyrabia i zaczyna na niego się pluć, jak nie pomaga to próbuje go pożreć na co ja nie pozwalam.
Zamknięte koło. Ja swojego uczę ignorowania tych jazgotliwych wypierdków, a tu zawsze jakiś pozbawiony rozumu właściciel wyleci ze szczurołapem.
Co prawda 'są modne' i zaraz się znudzą co spowoduje spokój na osiedlu, jednak w tej chwili są problemem.

Link to comment
Share on other sites

Czyli jak widzę to idzie w dwie strony, tych z psami rozmiaru S wkurzają większe, tych z XXL małe ujadacze. Szczerze mówiąc to pomimo, że mam maluchy rozumiem i jednych i drugich. Ja z bezpańskimi psiakami też się nie spotykam, a raczej z takimi co mówią - eee on nic nie zrobi, a właśnie na mnie i moje 4 maluchy leci rozjuszony wielkopies.. Raz musiałam skopać labka, jak już w zębach miał 2 kg sunię mojej mamy, na co jego właścicielka stała czekając aż jej pies wróci.. a jakbym nie zdążyła i zagryzł by naszą suczkę??
Ale chyba już o tym pisałam wcześniej..
Reasumując ja uczę swoje maluchy ignorowania większych psów i moje uczenie również bierze w łeb, jak podlatuje jakiś duży pies i zaczyna je łapać! Dwie z moich suczek mają po 1 kg, trzeba naprawdę nie mieć wyobraźni myśląc, że większy pies (30-40-50kg...) nie zrobi jej krzywdy, nawet nie chcąc jak przez nią przeleci to złamanie gotowe. Dlatego w przypadku kiedy widzę psa który jest całkowicie niewychowany - tak biorę moje maluchy na ręce. Nie będę czekać, aż mój pies, który w życiu przeszedł już 6 operacji miał kolejną i mam w nosie, że ktoś to krytykuje. Zdaję sobie sprawę, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy jak wygląda 1kg pies, dlatego się tym nie przejmuję, bo 2kg to już pies normalny wg mnie, a moja suczka niestety jest schorowanym karłem.

Na szczęście czasami zdarzają się super wychowane psy, które do moich maluszków podchodzą na zasadzie - kładę się, a Ty mnie wąchaj i wtedy możemy podejść i się zapoznać :) Bardzo dużo czasu zajęło mi wypracowanie nieszczekania na duże psy i powiem szczerze, gdybym spotykała same super wychowane już dawno moja sunia by się z nimi zapoznawała, ale u nas te wychowane to zdecydowanie mniejszy procent.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Chiquita&DeeDee']Czyli jak widzę to idzie w dwie strony, tych z psami rozmiaru S wkurzają większe, tych z XXL małe ujadacze.[/QUOTE]

Nie. Mnie wkurza [B]każdy [/B]debil, który ma niewychowanego psa, niezależnie od rozmiaru, jeśli ten pies zapragnie wejść z moim w interakcje :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='evel']Nie. Mnie wkurza [B]każdy [/B]debil, który ma niewychowanego psa, niezależnie od rozmiaru, jeśli ten pies zapragnie wejść z moim w interakcje :evil_lol:[/QUOTE]

Podpisuje się obiema rękoma.
Co do bezpańskich - takowych moim zdaniem u mnie nie ma, są psy mające właścicieli którzy dla własnej wygody wypuszczają je samopas. Psy te są namolne, łażą za tyłkiem przez cały spacer i wkurzają.
Przyznam szczerze że dla mnie większym niebezpieczeństwem jest ten wolno wałęsający się (w mojej okolicy zazwyczaj husky), niż taki jazgot na smyczy - tego jazgota mój pies zazwyczaj samym kagańcem może rozpłaszczyć na ziemi...

Dodam że mój pies jest źle wychowany i zawsze spuszczony wybierze psa niż człowieka... i właśnie dlatego nigdy, ale to nigdy nie jest puszczany ze smyczy.
Uważam że codzienne bieganie przy rowerze + długie spacery na weekend na lince 20m mu wystarczają.

Najlepsze jest to że mój pies z psami miastowymi chce się żreć (samcami wyłącznie), natomiast na wsi na agroturystyce jest idealnie socjalizowanym psem znającym zasady życia stadnego i nawet z samcami się nie żre wystarczy że wymieni spojrzenie lub czasem warknie i już - każdy wie gdzie jego miejsce :multi:. Cała ta sytuacja zmusza mnie do zastanowienia czy problem jest w moim psie czy też we mnie, a może w psach miastowych które nie potrafią czytać CS'ów?

W ogóle to najbardziej mnie wkurzają nie psy, a ich właściciele bez wyobraźni.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='dwbem']Ludzie, w jakim mieście wy żyjecie. całe życie mam psy i to przeważnie duże i nigdy nie miałam problemów z innymi psami. Moje zawsze były doskonale wychowywane i zsocjalizowane, nigdy nie atakowały innych, szczegolnie mniejszych psow, przeciwnie nawet broniły małego przed innymi agresorami. Same, zaatakowane przez male psy ze strachu otrząsały się tylko i odchodzily bo od małego je uczyłam, że mały piesek to nie rusz. Łapanie psa na ręce to najgłupsza rzecz jaką można zrobić. Poza tym od małego trzeba swoje psy uczyć współżycia z innymi psami, nie łapać, nie szarpać na smyczy bo to powoduje agresję u swojego psa - pan/pani się denerwuje to znaczy trzeba atakować zagrożenie.
Ja mam ponad 30 lat rottweilery, wszystkie szkolone na obronne i wszystkie mogły chodzić bez smyczy i kagańca, oczywiście zawsze ze mną, i nigdy nie zdarzylo się, żeby kogokolwiek zaatakowaly - ani czlowieka ani zwierzęcia. Ale zanim się weźmie psa trzeba trochę poczytać o tym jak pies myśli, jak się zachowuje, jak reaguje na różne bodźce i wtedy można uniknąć większości konfliktów. I nie należy histerycznie się bać bo psy nie żyją po to żeby kogokolwiek mordować. Jeżeli trafi się agresor to w 100% jest to wina jego głupiego właściciela.
Ja adoptowałam teraz średniego pinczera, którego chciano uśpić bo raz kogoś zaatakował i ten ktoś nie przyznaje się co temu psu zrobił. U mnie pies jest idealny, spokojny, zostal ustawiony w stadzie przez moją rottweilerkę i przeze mnie i teraz wszyscy są szczęśliwi, że uratowałam mu życie. Ale ja mam wieloletnie doświadczenie i t.zw. rękę do psów.[/QUOTE]

Mieszkałam w Krakowie teraz w innym mieście w Małopolsce. Moją sukę adoptowałam z schroniska jak miała 6 lat wiec nie miałam wpływu na jej wcześniejszą naukę współżycia .Wzięłam ją wtedy na ręce ponieważ nie chciałam aby ją pogryzły .A że nie były to duże kundle to mogły mnie jedynie pokąsać

Link to comment
Share on other sites

Witam, ja niestety ma taki sam problem jak widzę wielu z Was- boje się chodzić ze swoim psem na spacer. Tydzień temu mój pies został zaatakowany przez innego psa. Na szczęście pies wraca do zdrowia( uraz płuca, liczne stłuczenia i krwiaki), ale ja do równowagi psychicznej niestety nie. A najgorsze, ze to ja muszę wychodzić z psem na dłuższe spacery. Do tej pory była to dla nas przyjemność teraz udręka. Mój pies nie zaczepia nigdy innych psów, wręcz ich unika małych czy dużych bez znaczenia. Raz natknęliśmy się tylko na takiego agresora, który od razu zaatakował. To ,że będę prowadzić psa na smyczy tak naprawdę nie rozwiązuje problemu, ponieważ inny pies bez smyczy może też zaatakować. Przecież nie mogę brać co chwilę na ręce. Jestem tym wszystkim załamana.

Link to comment
Share on other sites

Ja też po ataku labka mam problem, żeby sama chodzić.. A psy mam 4, więc złapanie wszystkich było by ciężkie, jakby leciał na nas agresor.
Albo chodzę z kimś, albo w publicznych miejscach, gdzie raczej nie zaatakuje nas nikt.. Generalnie spacery przestały być przyjemnością.

Link to comment
Share on other sites

ja mam podobny problem, ale nie z dużymi psami tylko ze wszystkimi małymi. Po pogryzieniu gdzie zaatakowała nas sfora 7 małych psów, zaczęłam nosić gaz łzawiący. Dyskomforty jest tylko taki że nigdy nie wolno go zapomnieć. Gaz powoduje pieczenie oka, ale są sytuacje gdzie to może uratować życie naszemu psu. Jeśli podczas użycia gaz dostanie się do oka naszego psa wtedy można przemyć gałkę oczną mlekiem, które zneutralizuje działanie gazu. Mam nadzieję, jak wielu innych posiadaczy psów, że nigdy nie będę musiała go użyć.

Link to comment
Share on other sites

Współczuję.. 7 psów to chyba nikt by nie pokonał sam, bez pomocy..
Dla mnie duży pies to każdy powyżej 10kg, bo moje dwie kaleki mają 1kg wagi, więc to już jest 10 razy większy pies, dwie pozostałe są już bardziej normalnych rozmiarów, o nie aż tak nie trzeba się bać.
Ogólnie to szkoda, że nie ma wybiegu dla psów w miastach, ja jeżdżę na odludzia, ale zawsze mam przy sobie transporter, od wypadku z labem.. byliśmy w szczerym polu z 5 psiakami, oczywiście mądra kobieta zdjęła mu nawet obrożę, więc złapać go nie miałam szans, ale uchwycił największą suczkę ponad 2 kg i tylko ją poturbował, bo ja na niego skoczyłam, ale jakby chwycił tak moją kalekę, to było by po niej, bo tchawice by jej zgniótł..
Ja nie mam gazu, mam lakier do włosów, nie wiem czy to coś da w razie ataku?
Raz wzięłam dziewczyny na ręce - z racji rozmiarów mieszczą mi się na rękach wszystkie, a po plecach skakał mi wilczur. Dziewczyna poszła w drugą stronę, ale jak zaczęłam krzyczeć, to z garażu wyleciał mój TZ i przegonił go. Później poleciał do szanownej panci, a ona powiedziała, że pies jej nie słucha, więc poszła :roll:
Już wolę ja być pogryziona, niż stracić psa.
Myślę, że rozmiar psa nie gra takiej roli, po prostu przydała by się edukacja na temat kultury spacerowej!
A jak już chcą tak bardzo puszczać luzem i nie pilnować to kaganiec.. teraz są materiałowe i różne lepsze niż metalowe, więc są możliwości.

Link to comment
Share on other sites

gaz to chyba najlepsze rozwiązanie. Pamiętam jak kiedyś mój labrador (jak był mały) został zaatakowany przez trzy stafordy. Ich właściciele mieli polewkę, ale jak użyłam, gazu to rzucili się na mnie z pretensjami ;/ Paranoja. Gdyby nie interwencja mojego sąsiada policjanta, to musiałabym użyć gazu też w obronie własnej.

Link to comment
Share on other sites

  • 11 months later...

A ja powiem tak, u nas znów się zasada ''Pies na ręce i ucieczka'' - nie sprawdziła.
Gdy wychodziłem z moją małą (3 miesięczna suczka Owczarka Szkockiego) na wieczorny spacer (przedostatni o 18, ost. nocny o 22) z klatki wybiegł owczarek niemiecki (właścicielka starsza, otyła, ledwo chodząca Pani).
Widziałem, że leci z kłami na moją małą i długo nie myśląc chwyciłem kamień w rękę....
Kocham zwierzęta ale gdyby rzucił się na moją małą, to rozbiłbym mu ten kamień na pysku....
Gdy pies był w połowie drogi od jej klatki do naszej, ta krzyknęła ''Saba, do mnie'' i myślała, że to załatwi sprawę....

Na następny dzień ugadaliśmy się z ojcem na wspólne zakupy w Castoramie ale przed tym poszliśmy po coś do picia i jedzenia...
TEN SAM PIES był przywiązany przed piekarnią smyczą do barierki i obszczekiwał każdego, kto chciał wejść...

Straż Miejska która miała przyjemność być niedaleko porozmawiała z Panią (właścicielką wilczura), spisali ją z danych osobowych i na tym sprawa się skończyła...

A nam po tym wszystkim powiedzieli, że nie jesteśmy pierwsi, że Panią legitymowali już z 50 razy ale to nic nie daje do momentu, gdy kogoś nie ugryzie (psa lub człowieka) i nie ma ran widocznych....
Po czym dodał cytuję ''Jak ktoś chu** nie ugryzie albo nie otruje, to będziecie mieć taki pogrom''


Powiem tak : w sytuacji gdy nie doszło do urazów - policja i straż miejska co najwyżej - mogą dać mandat za brak kagańca, jeśli mamy świadków.
A w sytuacjach podbramkowych - sam nie wiem czy dałbym radę uderzyć psa kamieniem, bo to nie jego wina, a właściciela i złego wychowania.
Chociaż - wiem jedno. Nie dałbym małej skrzywdzić. Choćbym ją miał wrzucić za płot i zostać ugryzionym....
Może pomyślicie, że to dziwne zachowanie, że lepiej uciekać, ale nie raz czytałem, słyszałem, że ucieczka kończy się gorzej niż walka.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

[quote name='nataly2288']gaz to chyba najlepsze rozwiązanie. Pamiętam jak kiedyś mój labrador (jak był mały) został zaatakowany przez trzy stafordy. Ich właściciele mieli polewkę, ale jak użyłam, gazu to rzucili się na mnie z pretensjami ;/ Paranoja. Gdyby nie interwencja mojego sąsiada policjanta, to musiałabym użyć gazu też w obronie własnej.[/QUOTE]

W 100% popieram ale najpierw psa w obronie własnej a później utrwalić na właścicielu żeby zapamiętał :)

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...