Jump to content
Dogomania

Kuba Jamnik 7-1-2020


Grzegorz K.

Recommended Posts

Witam.
Niestety muszę zacząć od smutnej wiadomości. 7 stycznia 2020 roku o godzinie 20-48 zmarł mój wieloletni przyjaciel, pies rasy jamnik o imieniu Kuba, miał 16 lat. Dla mnie był wspaniałym jamnikiem był krótkowłosy, a kolor sierści miał rudy na dodatek miał jeszcze rudy nos. Do mojego domu Kuba trafił 2 maja 2005 roku i miał ponad rok. Ponieważ adoptowaliśmy go z Mamą ze schroniska (Moja Mama zawsze mówiła że jak przejdzie na emeryturę to adoptuje psa ze schroniska), pamiętam że jak weszliśmy do schroniska to od razu rzucił mi się w oczy bo pierwszy raz zobaczyłem rudego jamnika z rudym nosem. Pamiętam jak siedział w tym kojcu z innymi psami taki samotny, załamany, chudy tak że kości było mu widać. Inne psy w tym kojcu szczekały, szalały jakby mówiły weź mnie ! Ale ten rudy jamnik z rudym nosem tylko siedział i wyglądał na strasznie smutnego, zrezygnowanego. Moja Mama akurat zawsze chciała jamnika, zresztą ja też mam wielką słabość do tej rasy, a taki pies w schronisku to chyba niecodzienny widok. Po namyśle adoptowaliśmy go, pytałem w schronisku czy ma imię i w odpowiedzi usłyszałem że nie ma. No i moja Mama nazwała go Kuba. Gdy go zabrano z kojca to zauważyłem że wolno chodzi, gdy po załatwieniu formalności chcemy iść do domu to Kuba nie potrafił iść więc wziąłem go na ręce i zaniosłem go z Mamą do domu. Chyba w tym momencie się ze mną bardzo związał bo moja Mama zawsze powtarzała że za mną najbardziej szaleje. Może tak było ? Ale jedno wiem na pewno, Kuba był najbardziej szczęśliwy jak wszyscy byli w domu czyli ja, Mama, Tata i Brat. Chociaż moim bratem Kuba się mało przejmował może dlatego że brat mało przebywał w domu. Pamiętam jego pierwszy dzień w domu, był tak głodny że zjadł suchą kromkę chleba. Mama zrobiła mu kanapkę z pasztetem którą zjadł bez problemu, potem szukał miejsca i wybrał kanapę na której zasnął i spał dość długo. Po obudzeniu był już w lepszym stanie, a po tygodniu z nami był jak nowo narodzony. No i tak potem mijały nasze wspólne lata na spacerach, zabawach, witaniu jak ktoś przychodził do domu, wspólnym spaniu które uwielbiał. Kuba strasznie uwielbiał się przytulać do kogoś na kanapie i jak się przytulił to zawsze zasypiał. Mój Tata zawsze wracał z pracy pociągiem, a moja Mama często wychodziła po niego z Kubą. I jak pociąg przyjechał to Kuba wiedział że przyjechał Tata. Niestety mój Tata zmarł na raka 6-4-2011 roku i pamiętam jak wtedy Kuba smutno zawył. Skończyło się wychodzenie po Tatę na dworzec. Śmierć Taty też wpłynęła na Kubę było w nim trochę mniej radości, ale gdy szliśmy z Mamą ze sklepu wraz z Kubą to gdy przejeżdżał pociąg to Kuba zawsze się zatrzymywał i czekał na Tatę widać było że ciągle go pamiętał. Trwało to długo, później Kuba przestał zwracać uwagę na pociąg. No i zostaliśmy w trójkę czyli Ja, Mama i Kuba. Rodzeństwo wyprowadziło się zagranicę. Wtedy Kuba skupił się na nas i dawał nam dużo miłości i często łasił się do naszych nóg jakby dziękował za to że zabraliśmy go ze schroniska. I zawsze odwzajemnialiśmy jego gesty. Mama go zawsze głaskała, a ja brałem go na ręce i przytulałem, a on wtedy mnie lizał. To było coś pięknego.

Muszę przyznać że strasznie przeżywam jego śmierć i mam wrażenie że zmarł z mojej winy bo miałem tego dnia czas żeby jechać z nim do weterynarza, ale przerażała mnie myśl że gdybym pojechał do weterynarza to czekałaby go eutanazja ? Chociaż tego nie mogłem wiedzieć ? Wkurza mnie myśl że gdybym pojechał do weterynarza to mogło być inaczej, może dałoby się go uratować. Zamiast tego zwlekałem i mój pies zmarł. Strasznie mnie to boli i już do końca życia będę żył z myślą i poczuciem winy że tego dnia mogłem jechać do weterynarza, a tego nie zrobiłem. Żałuję że zepsułem mu ten ostatni dzień. Chociaż moja Mama mi mówi że mam się cieszyć z tego że zmarł w moich ramionach bo nie każdemu to się przytrafia. Dla mnie jest to kiepskie pocieszenie.
Bardzo mnie męczy i dobija to jak zmarł mój pies. Otóż zmarł poprzez uduszenie i ciągle myślę czym on się udusił ? Myśl ta doprowadza mnie do obłędu. Dlatego chciałbym się zapytać czy może ktoś wie czym mógł się udusić mój pies ? 
A oto jaki był stan mojego psa w ostatnim czasie.
Więc tak mój pies miał 16 lat, miał guzy nowotworowe na ciele, a szczególności dokuczliwy był guz na prawej tylnej łapie, na pierwszym lewym palcu, z tego guza często leciała krew bo mój pies często gryzł i lizał swoje łapy, według weterynarza miał uczulenie, ale jak się go obserwowało to wyglądał jakby był znerwicowany, jakby gryzł i lizał te łapy z nawyku. Próbowałem różnych sposobów żeby przestał, byłem w tej sprawie wielokrotnie u weterynarza, ale zawsze mówił że ma uczulenie i żeby przemywać mu łapy "Rivanolem", 2 września 2019 roku dostał dwa zastrzyki na uczulenie i nie wiem czy one coś pomogły ? Gdy miał tego guza na prawej tylnej łapie to żeby go nie lizał i nie gryzł to wpadłem na pomysł żeby ubrać mu na tą tylną łapę niemowlęcą skarpetkę, w domu zdawała egzamin, ale na dworze już nie, często na dworze gdy trochę pochodził to przez to poharatał tego guza na łapie i trudno mu się goiły te rany na tym guzie. Weterynarz przepisał mu raz dziennie 1/4 tabletki na zmniejszenie guzów o nazwie "Tamoxifen Ebewe 10mg" i maść "Flucinar N" na te rany na guzie. No i tak od połowy września 2019 roku wyglądało jego życie, 1/4 tabletki raz dziennie i smarowanie maścią tego guza dwa razy dziennie. Na dodatek od tej połowy września z moim psem zaczęło się dziać coś dziwnego ? Często sikał w domu co mu się nigdy nie zdarzało ? Nie nadążałem z nim wychodzić na dwór bo mieszkam w bloku na trzecim piętrze, później zauważyłem że mój pies więcej pije wody, więcej je, wyglądał jakby ciągle był głodny, dziwne były też jego wędrówki po mieszkaniu, nigdy tego nie robił wyglądały one na bezcelowe, czasami miałem wrażenie że chodzi po mieszkaniu i wspomina ? Był słabszy, miał problemy ze spaniem bo jak kładłem się spać o godzinie 22-00 lub 23-00 to on też szedł spać do swojego łóżka albo spał ze mną no i spał do rana. No i niestety już mało spał w nocy. Najczęściej spał w dzień. Byłem z psem u weterynarza mówiłem mu że dużo sika, pije więcej wody więc weterynarz kazał zrobić badanie krwi i badanie moczu. Po tych badaniach weterynarz z wyników stwierdził że nic mu nie dolega, byłem w szoku i ciągle myślałem co jest mojemu psu ? Niestety gdy zmarł i zacząłem grzebać w internecie o jamnikach to wyszło mi że to wszystko co działo się z moim psem mogło być objawami choroby "Cushinga". Żałowałem że wcześniej nie szukałem w internecie informacji o chorobach psów bo być może dałoby się go leczyć z tych objawów choroby "Cushinga". Myślałem że mogę polegać na weterynarzach, ale dzisiaj mam wątpliwości. W dzień śmierci mojego psa działo się z nim coś dziwnego ? Płytko i krótko oddychał, ciekło mu z nosa jakby miał katar ? No i gdy go głaskałem to głaskałem też jego szyję za szczęką i wyczułem że jego szyja jest twarda z prawej strony. Miałem wrażenie że to guz ? Ale nie byłem pewny co to może być ? Tego dnia nie wiedziałem co robić, chciałem jechać z nim do weterynarza, ale myśl że mi powie o eutanazji mnie przerażała. No i tak zwlekałem że w końcu mój pies się udusił i zmarł w moich ramionach. No i ciągle myślę czym się udusił mój pies ? Myślałem że mógł się udusić gumowatym świderkiem "Rodeo" którego zjadł dzień wcześniej, ale on go gryzł z minutę i jak zjadł to mu nic nie było. Więc czym się mógł udusić mój pies ? Jeżeli możecie mi udzielić jakiejś odpowiedzi to proszę o nią. Bo odchodzę od zmysłów co to mogło być ? Jak ja żałuję że nie pojechałem wtedy z psem do weterynarza, może byłoby inaczej. Myśl że mojego psa można było jeszcze uratować doprowadza mnie do obłędu. I mam wrażenie że mój pies udusił się i zmarł z mojej winy i już z tym muszę żyć do końca życia.
Dziękuję za przeczytanie i za jakąkolwiek odpowiedź. I pamiętajcie jak coś was niepokoi u psa to nie zwlekajcie, jak najszybciej do weterynarza. Lepiej najeść się strachu i wstydu niż później żałować. Ja zwlekałem i mam za swoje.

 

Link to comment
Share on other sites

1 godzinę temu, Grzegorz K. napisał:

Myśl że mojego psa można było jeszcze uratować doprowadza mnie do obłędu. I mam wrażenie że mój pies udusił się i zmarł z mojej winy i już z tym muszę żyć do końca życia.

Grzegorz....bardzo mi przykro z powodu straty Przyjaciela...

Nie obwiniaj się jednak!Kuba był schorowanym seniorem,cierpiał na chorobę nowotworową,ta śmierć wyrwała go z życia,w którym czekało go dużo bólu...Była wybawieniem.Ż tego,co piszesz wynika,że Kubuś miał przerzuty,m.inn w płucach i być może w mózgu....Ta twardość w szyi mogła być tak powiększonym węzłem chłonnym...

Kuba zmarł na raka...po prostu..jak i ludzie umierają z tego powodu.

Pamiętaj dobre chwile,i wiedz,że to wspaniale,że odszedł w Twoich objęciach,a nie na chłodnym stole w gabinecie weterynaryjnym......

Jeszcze raz....wiem,jak to boli,współczuję...trzymaj się.

Link to comment
Share on other sites

Wszyscy, którzy kochają zwoje zwierzęta mają takie same dylematy: czy mogłam zrobić coś więcej? czy nie za późno zareagowałam? mogłam zrobić coś wcześniej? 12.11. pożegnałam swojego kota... Choroba zabrała go b. szybko chociaż pewne oznaki były już wcześniej, które składałam na karb wieku i dolegliwości tarczycy (był pod kontrolą lekarską) - miał ponad 14 lat. Widziałam, jak przez dwa tygodnie gaśnie na naszych oczach, u weta byliśmy stałym gościem, w domu karmiłam go strzykawką, robiłam kroplówki... Przyszedł dzień, kiedy musieliśmy podjąć TĘ decyzję i zrobiliśmy to, ale ciągle się zastanawiam, czy można było zrobić coś jeszcze? Tak już chyba jest, że jak się kocha to zawsze będą takie dylematy. B. współczuję...

Link to comment
Share on other sites

Zrobiłeś bardzo dużo dla tego jamniczka, zabierając go ze schroniska, sprawiłeś, że jego życie zmieniło się na lepsze. Umarł w Twoich ramionach, nie samotnie, w domu, który po psiemu kochał. Może tak musiało być, odszedł, byś Ty nie musiał podejmować tej decyzji.

 

 

Link to comment
Share on other sites

Zadajesz sobie pytanie, które i ja zadawałam wiele razy, a na które nie ma odpowiedzi. Z Twojego opisu wynika, że psina miała raka, a na to niestety nie ma leku. 
Powiem ci tak. Tamoxifen to lek,  który brałam przez 5 długich lat i który od samego początku siał spustoszenie w moim organizmie. To lek anty estrogenowy przepisywany kobietom chorym na hormonozależnego raka piersi. Dlaczego Twój pies go dostał? Nie wiem, nie ja jestem wetem ale objawy, które opisałeś bardzo przypominają mi moje. Pierwsze co, to potworne pragnienie, którego nie mogłam ugasić żadnym płynem. Jak picie, to i siusianie, ale pomimo tego w organizmie zatrzymuje się woda. Bezsenność? Nie jest mi obca. Problem polega na tym, ze jak zaczęła się od początku mojego leczenia tak trwa nadal choć leków nie biorę już 6 lat. Powiem ci więcej... lek ten może doprowadzać do zatorów i nie jest wykluczone, ze to spotkało twojego piesia np. zatorowość płucna i na to nie pomógłby mu żaden weterynarz. Zator mógł iść do mózgu, do serca itd. Skoro dawałeś te leki to miałeś ulotkę . Możesz przeczytać sobie bardzo długą listę skutków ubocznych. Możesz mi wierzyć bądź nie, ale za jakiś czas twoja psina mogłaby mieć spory  problem z chodzeniem i wstawaniem. Był taki okres i to dość długi w moim życiu, że wstawanie z łózka było dla mnie męką, a rozruszanie się trwało kilkanaście minut. Oczywiście brałam o wiele większa dawkę niż twoja psina bo 20 mg dziennie, ale i jestem przecież większa od jamnika. 
Nie rozdrapuj ran tylko przyjmij do wiadomości to, co mówi ci mama. Pies był kochany i odszedł kochany. Otrzymał od Was to co najpiękniejsze w życiu, czyli miłość i poczucie bezpieczeństwa. 
Każdy właściciel zadaje sobie pytanie czy zrobił wszystko co było w jego mocy itd. Nie ty jeden broniłeś się przed podjęciem decyzji o eutanazji, bo zapewne taka propozycja byłaby ci złożona . Uwierz mi pod tym względem nie jesteś wyjątkiem. Masa właścicieli zwleka jeszcze dzień, dwa, może się polepszy, bo przecież idą leki, a badania nie wyszły tragiczne.  itd. 
Moja Balbisia (rak tchawicy z naciekiem na serduszko) była non stop monitorowana.W sobotę po południu nie było zagrożenia życia, a w poniedziałek po godz 14:00 tuliłam jej ciałko z krzykiem rozpaczy. Odeszła zaraz po tym jak wykonałam telefon do weta widząc, ze gorzej oddycha i będąc przekonana że trzeba podać kolejny steryd.. Zakasłała  i był koniec.
Pamiętaj o tym, że on nie odszedł. On nadal żyje w Twym sercu i Twej pamięci. Nie możesz go dotknąć, przytulić, ale on tam jest, a jego maleńka duszyczka nadal cię chroni. Przytulam Cie cieplutko, życząc, aby ten palący ból min al jak najszybciej.

 

    

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...