Jump to content
Dogomania

Zmiana otoczenia u Psa


derczy

Recommended Posts

Cześć wszystkim. Od kilku dni opiekuję się znowu swoim "rodzinnym psem" i jest to już drugi raz w moim domu. Miesiąć temu zajmowałem się nim przez około 30 dni, teraz bedą to jedynie 3 tygodnie. Z psem się wychowałem, jesteśmy bardzo żrzyci i z chęcia zawsze go przyjmuję - nie mam z tym problemu.

Przy każdej nieobecności domowników zawsze to ja zostawałem z nim i sobie we dwójkę żyliśmy. jednakże to było u mnie w domu a od nie dawna mieszkam zupełnie gdzie indziej z narzeczoną i trochę mnie martwi nowe otoczenie dla niego. Oczywiście, dom nie jest mu obcy, ponieważ często w nim bywał ( jest kilka ulic dalej od tego rodzinnego ), to samo jeśli chodzi o narzeczoną, bardzo ją lubi i zna. Jednakże tutaj mamy troszkę inne zasady a piesek jest stary, ma już około 15 lat ( kundelek ). Jak na swój wiek bardzo dobrze się trzyma, ale jak wiadomo starość nie radość. Od już pewnego czasu ma napady padaczki, jednakże były one zawsze rzadkie, dlatego weterynarz stwierdził, że nie ma potrzeby leczyć. Zawsze atak trwa 30-60s i wszystko wraca do normy, ale podczas ostatniego pobytu u nas ataki się nasiliły i oto znów się martwię. Gdy właściciel wrócił ( moja mama ) w raz z psem do swojego domu to jakby reką odjął, od tamtej pory nic. Wiem, że to może być wszystko na tle nerwowym i z pewnej tęsknoty, dlatego chciałbym się dowiedzieć jak temu zapobiec? 

Pies toleruję przeważnie ludzi i inne psy, już jak nawet jak na swoje lata to praktycznie je olewa. Wychował się na podwórku w domu w raz jego matką, ale następnie doświadczył dwie przeprowadzki po mieszkaniach blokowych, które o dziwo zniósł dobrze. Na codzień mieszka więc w bloku, ja zamieszkuję dom z podwórkiem, więc krótko mówiąc ma tu po częśći lepiej ( swój teren, bez smyczy, brak schodów a z jego wiekem zazwczaj już go wnosiliśmy, bo mieszkanie jest wysoko ). Martwią mnie jego ataki, bo nie chcę przechodzić tego samego co ostatnio, jestem już wyczulony trochę na to, ponieważ tak naprawdę, przy każdej jego chorobie/ataku, byłem praktycznie sam. I często bardziej panikuję niż pies, ponieważ jest stary i myślę, że to już może być koniec. 

Pies u nas zachowuję się normalnie, ale przy za pierwszym razem praktycznie po każdym posiłku wymiotował ( i to także tak, że praktycznie nie mógł tego wyduśić i często nawet się przewracał podczas tej czynności, to także mnie martwi ). Poza tym jadł zwyczajnie, pił zwyczajnie. Na dworze tak samo się zachowywał. 

Proszę mi także powiedzieć, czy był to dobry pomysł aby zostawić mu kilka rzeczy z zapachem właściciela?

Link to comment
Share on other sites

najlepszym pomysłem to jest wziąć go do normalnego weta, który go przebada i dobierze mu leki, a nie machnie ręką, bo pies ma rzadko ataki...

to już jest starszy pies, zmysły nie te, wrzucenie go do nowego środowiska to po prostu stres. a co to za inne zasady ma narzeczona? to tak też na przyszłość ustalcie, co będzie z waszym ewentualnym psem, jeśli takiego planujecie. może być też tak, ze te inne zasady narzeczonej dokładają swoją cegiełkę do stanu psiaka.

cóż, jeśli nie masz daleko do mieszkania mamy to ja bym po prostu rozważyła czy nie lepiej dla psiaka jest go tam zostawić i po prostu przeprowadzić się do niego albo chociaż tam nocować. a przynajmniej spróbować w ten sposób. bo masz rację z tym, ze pies może umrzeć w trakcie takiego ataku, zwłaszcza, ze jest już stary. obcy dom, nawet z największym podwórkiem, to nie to samo co swoje znajome kąty.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Byliśmy już u kilku, przyjmował już wcześniej wiele leków ale zazwczyaj jak występowały jakieś dodatkowe objawy. My też niestety nie mamy tutaj możliwości na miejscu wykonania żadnych specjalistycznych badań, niezbędny jest wyjazd co także wiąże się z dużymi kosztami. Ale przedyskutujemy ten temat jeszcze z właścicelem jak wróci. 

Jak na razie jest spokój, pies zachowuje się normalnie i rzadko płaczę. Odżywia się także bez zmian, ale też nie dajemy mu zbyt dużych porcji aby nie było problemu z zwracaniem tego w tym przypadku. Dużo śpi, jak w domu. W nocy także, jak zaśnie to wstaje dopiero z nami. Jeśli chodzi o trochę inne zasady, to pies zostawia trochę sierści za którą moja narzeczona nie przepada, ale także nie jest to jakaś sporna kwestia, choć z tego powodu np. Nie śpi z nami i nie może z reguły wchodzić do nas na łóżko, ale często i ona mu na to pozwala ( bez nocnego spania na nim ). W domu raczej był nauczony, że wchodzi gdzie chcę. 

Temat z krótką przeprowadzką także był poruszany wsród rodziny, Pies bardzo nie lubi być samotny, często szczeka i ujada jak zostaje sam, na co często i sąsiedzi się skarżą ( jeśli mowa o mieszkaniu w bloku, u nas nie ma z tym problemu ). Najlepszym rozwiążaniem byłaby przeprowadzka na jakiś czas, ale niestety nie mamy takiej możliwości z wielu powodów, więc byliśmy zmuszeni zostać z nim tutaj. Może od czasu do czasu przejść się tam z nim? Czy to raczej nie jest dobry pomysł?

Wspomniałaś jeszcze o naszym psie, na przyszłość. Więc krótko mówiąc i jest taki, choć bardziej jest on psem mojej narzeczonej, ale już od dawna chcieliśmy aby zamieszkał z nami, ponieważ na chwilę dzisiejszą jest z jej rodzinną. Powód prosty, pies nie chcę zmienić otoczenia, wręcz nie umię. A jeśli już jesteśmy przy otoczeniu dla psa to i poruszę ten temat, ponieważ z nim także mamy mały problem. 

Pies to 2 letni York, od początku wychowywał się praktycznie z narzeczoną i ze mną, często się nim opiekowałem jak był mały ale wtedy to pies praktycznie nie sprawiał żadnych problemów. Kontakt mamy stały, wszyscy. Narzeczona codzień praktycznie bywa u rodziców i się nim dodatkowo tam zajmuję. On często bywa u nas, ale gdy zostaję już dłużej to wariuję. Był u nas kilka nocy, kilka wieczorów które nie skończyły się nocą i zawsze to wyglądało tak samo. Nawet jak bywało, że na wieczór braliśmy go w zupełnie inne otoczenie z sobą. Pies jest niespokojny, wręcz wymusza na narzeczonej powrót do domu. Z każdym jej słowem patrzy się na nią i nie spuszcza wzroku, ale wszyscy wiemy o co chodzi. Często dostaje takich wybuchów gorąca i zadyszki, gdy przebywa dłużej. Biega od kąta do kąta, od drzwi do drzwi. Wstaje za każdym odgłosem a w nocy, nawet jeśli śpi przy nas to często się budzi i biega po domu ( aa.. I staje na mnie i mnie liże po twarzy, budząc mnie przy okazji ). Za każdym razem próbowaliśmy jej poświecić jak najwięcej czasu, rozpieszczać ją, bawić się. Ale za każdym razem gdy przychodzi już "ten czas", to już kompletnie niczym nie można jej zająć, uprze się i tyle. Teraz zajmuję się ją ciągle matka narzeczonej i przebywa z tamtą rodziną, my mieszkamy osobno od kilku miesięcy, więc wątpie, aby pies zmienił po prostu właściciela z tym, że ona jest tam codzień. Więc mam nadzieję, że chodzi właśnie o tą zmianę otoczenia z której nie mówiąc, nie możemy sobie poradzić. 

 

Link to comment
Share on other sites

4 godziny temu, kbdrwnk napisał:

 Za każdym razem próbowaliśmy jej poświecić jak najwięcej czasu, rozpieszczać ją, bawić się.

takich rzeczy się nie robi jak jest problem;) jeśli ona wie, ze na jej odwalanie ktokolwiek reaguje to będzie to robiła. najprościej by było postawić sprawę jasno: pies się przenosi i tyle. jego legowisko ląduje u was, tak samo jak i miski, zabawki, smycze, wszystko. ma swój kąt, pokazujecie mu go, możecie posiedzieć koło niego jak na legowisku leży, ale nie dajecie sobie wejść na głowę. gapi się? to niech się gapi. biega po domu, reaguje na dźwięki? budzicie się i odsyłacie go na legowisko. budzi Cię? tak samo ląduje na legowisku. to będzie parę ciężkich nocy, ale jak się przemęczycie to psiak się przyzwyczai. u mnie przy wszelkich przeprowadzkach około miesiąca schodziło na upewnienie się, że to jest dom i nie trzeba się podrywać jak ktoś staje szykując się do wyjścia;) u was wygląda to gorzej, ale dacie radę. oczywiście pod warunkiem, że york faktycznie jest najbardziej związany z Twoją narzeczoną, a nie kimś z reszty rodziny.

musicie go traktować jak psa, szkolić go, wymagać od niego, uczyć  tego, co od niego oczekujecie. jeśli go rozpieszczacie to będzie wam wchodził na głowę. na co dzień może nie być żadnych problemów, bo wszystko idzie zarówno po waszej jak i po jego myśli. ale sam widzisz, ze problem zaczyna się wtedy, kiedy wasze zdania na jakiś temat się różnią.

a co do starszego psa: ja bym go nie prowadziła tam na chwilę tylko po to, żeby zaraz go stamtąd zabrać. jeśli piszczy zostawiony sam to też nie ma co być osobą dochodzącą, bo by wyszło na to, ze pies prawie całą dobę będzie piszczał. ja bym go tylko obserwowała i w razie jakichkolwiek zmian w zachowaniu leciałabym do weta. no ale mnie by sumienie zeżarło jakby mi pies zmarł, więc to może być trochę na wyrost. jeśli te inne zasady dotyczą tylko łóżka to nie jest źle, obawiałam się czegoś w stylu "pies może siedzieć tylko w jednym pokoju, bo kłaki". ale jak nie śpi gdzieś odizolowany, jest mu ciepło i wygodnie to nie powinno być problemu.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Dziekuję za pomoc, sądzę, że się to przydało. Nasz staruszek przeżył dobrze ten czas u nas, nie było już takich problemów. Może trochę przywykł już do naszego otoczenia, wcześniejsza przeprowadzka była taką na szybko w stresie i pewnie też, to na niego zadziałało. Podczas jego pobytu miał tylko jeden atak, więc oceniam to na bardzo dobrze. Staraliśmy też dawać mniejsze porcję jedzenia lub czasem i go nawet karmić, tak aby jego nie zwracał. W sobotę ( wigilię ), nasz psiak wrócił do rodziców i swojego domu. Do dziś miał 3 ataki, często według mnie one pojawiały się na tle stresowym, gdy było więcej ludzi np. Po wigilii. Niestety, ostatni atak był dla niego śmiertelny i wczoraj, około północy zmarł ( to był już drugi tego dnia, choć krótkie i mało bolesne ). Mój brat był przy całej sytuacji, po ataku próbował wziąć jeszcze 3 głebokie oddechy i zasnął. Zdążyłem się z nim jeszcze wcześniej pożegnać, ponieważ przeczuwałem coś złego, ale nikt na to nie był przygotowany. 

Jestem obecnie w wielkiej załamce, trudno mi sobie wyrobrazić jego brak. Dla całej mojej rodzinny to wielkie przeżycie i tragedia na koniec tego roku. Psiak żył około 16 lat, więc swojego doświadczył. Dał nam dużo szcześcia i był członkiem naszej rodziny. Ciężko bedzię wypełnić pustkę po nim.. Umarł na łóżko, wśród swoich bliskich. Oddany przyjaciel, poczekał aż wszyscy z kim dane było mu się wychowywać, zjadą się do domu, aby przeżyć z nami ostatnie święta. Wszyscy wspólnie, jak kiedyś za dziecka. Nie był pierwszy psem w naszym rodzinnym domu, ale dażyłem do niego wielkie uczucia i był moim przyjacielem, najmłodszym bratem. :(

Noc była bardzo ciężka i nie wiedziliśmy, gdzie ma zostać pochowany. Swojej posesji ani działki ( nawet nie zwracając uwagi na przepisy ) nie posiadamy a las, dla każdego z nas odpadał. Nikt nie chciał, aby został pochowany sam, bo na to nie zasługiwał. Zdecydowaliśmy się rano pojechać 30 km i pochować go na cmentarzu dla zwierząt. To chyba była najlepsza z dostępnych możliwości, aby był pochowany wśród swoich. Za niedługo planujemy się już tam wybrać, mam kilka pomysłów co do jego pochówka. Jego rzeczy i pozostałe jedzenie oraz smakołyki, postanowiłem oddać do pobliskiego schroniska. Nie mieliśmy gdzie to trzymać a nie chciałem także, aby mojej rodzinie przypominało to ten ciężki okres a tym bardziej tego wyrzucać ( żałuje jedynie, że oddałem obrożę. Chciałem zostawić ją na pochówku, jednak zostały jeszcze miski ).

No, cóż.. Dla innych może wydać się to śmieszne, jak ktoś traktuję "zwierzęta", ale dla mnie każdy psiak, którego miałem zaszczyt wychowywać znaczył bardzo wiele i rozstanie z nim, jest bardzo trudne. Często powtarzałem, że zrobiłbym dla niego więcej niż dla drugiego człowieka i dalej jestem tego pewien. Jak na ironię w tygodniu zostałem ojcem i ciężko mi obecnie pogodzić te dwa różne rodzaje emocji ( szczeście i rozpacz ). Niestety nasz staruszek nie zdążył się poznać z moim synkiem, zanim on wrócił ze szpitala, ale wierze, że czuł go przez całą ciąże mojej narzeczonej. Wielu mi powtarza, że "Bóg coś dał, coś odebrał", "Coś się kończy, coś zaczyna" i ze perspektywy czasu zaczynam rozumieć tego wartość. Może ten post jest zbędny, ale dobrze, tak się czasem wygadać. Nawet jeśli nikt tego nie czyta.  

Link to comment
Share on other sites

Czyta. Bardzo współczuję straty.

Cmentarz dla zwierząt to rozwiązanie, które gorąco polecam. Sama wiozłam ciało swojej suczki z Gdańska pod Bydgoszcz, aby tam ją pochować. Bo czułam, że tak trzeba. To nie pomoże w smutku, ale przynajmniej da pewność, że została godnie pożegnana. 

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...