Jump to content
Dogomania

Wątek zbiorowy tymczasowiczów i zwierzaków, które zostały przez zasiedzenie u tamb.


Recommended Posts

W sumie od bardzo długiego czasu zbieram się żeby to napisać.

Kiedy trafiłam na dogomanię (nie pamiętam już jak) strasznie się wkręciłam, pomagałam finansowo, robiłam bazarki, i coraz bardziej świrowałam(nie wystarczało mi na życie, wzięłam kredyt potem następny, to takie proste kilk na koncie).  Kiedy już nie wytrzymałam tego cierpienia (wchodziłam na coraz więcej wątków), jednocześnie prowadziłam normalne życie. Poznałam swojego męża, okazało się że ma też jakieś długi, wspólnie wzięliśmy kredyt pod jego mieszkanie żeby było łatwiej spłacać (ok. 50 tys z czego ponad 30 tys. to moje zadłużenie). Z Warszawy przeniosłam się do Otwocka, i zaczęłam wariować, non stop tylko jakieś bezdomne zwierzęta, ale też takie gdzie właściciele wypuszczają a więc też było nie wiadomo czy jest sens wzywać straż miejską.

Tutaj też muszę się przyznać, że od dawna nie wyjeżdżałam z Warszawy bo  spotkanie bezdomnego psiaka wywoływało u mnie atak paniki, płacz itp. Pamiętam do tej pory jak jeszcze z wcześniejszym chłopakiem pojechaliśmy za Warszawę do jego kolegi, jechaliśmy busem a przy drodze co i rusz psy (w grupie, samotnie itp.) zwariowałam, ukradkiem płakałam.

Ale wracając do Otwocka, wychodzenie z domu gdzieś na spacer itp. Sprawiało mi coraz więcej problemów, pojawiła się depresja, z domu wychodziłam tylko do pracy, sklepy czasami te blisko domu, i ciut dalej. Nawet samochodem było ciężko.Doszło do tego, że bardzo się bałam spotkać bezdomnego psa, a jak siedziałam w domu to jak tylko jakiś psiak zaszczekał biegłam do okna i sprawdzałam . Jednocześnie depresja, się rozwijała, natręctwa. Trafiłam do dobrego psychiatry, leki podziałały ale nadal wychodzenie było problemem (pamiętałam każdego psa którego widziałam, i to wracało). Mąż wspierał ale to też dla niego było ciężkie. Ogólnie były lepsze i gorsze okresy- miałam zalecenie żeby iść na terapie ale jakoś tak. A potem nadchodziły gorsze okresy i wiadomo zmiana leków, a terapia  musiała zaczekać aż poczuje się lepiej. Gdzieś tam mój mąż zaczął więcej pić (takie wiecie trzy piwka codziennie, niby nic ale jednak- dla mnie dużo mam ojca alkoholika). Mimo moich próśb nadal codziennie pił, jednocześnie mi pomagał, ale mnie łamało że związałam się z moim ojcem (zresztą w pewnym momencie nasz związek wyglądał jak moich rodziców- dla mnie to był szok). Ale nie ważne było coraz gorzej, w pracy sobie nie radziłam, w końcu poszłam na zwolnienie. Myśli samobójcze, na którejś wizycie u mojej lekarki przyznałam się  do tych myśli  i wizji- dla mnie to po prostu było jak wybawienie od tego co mój mózg mi serwował. Z miejsca powiedziała, że chce mnie wysłać do szpitala, że nie wybaczy sobie jak mnie puści a ja coś sobie zrobię. No i tak się zgodziłam, załatwiła mi szybkie przyjęcie do szpitala w którym pracuje, obiecała przyjść następnego dnia, powiedziała dokładnie że będę na oddziale z ludźmi którzy mają różne choroby psychiczne, żebym się nie przestraszyła. Byłam załamana tym szpitalem, ogólnie byłam tylko tydzień, ubłagałam lekarza- miałam zalecenie pójścia na terapie, ogarnęłam to jeszcze będąc w szpitalu. Trafiłam na terapie grupową, ponad rok byłam na zwolnieniu lekarskim. Okazało się, że jednak też mój mąż był przyczyną mojego stanu zdrowia to było dla mnie dużym szokiem. Jednocześnie powiedziałam mu że jeśli nie ogarnie swojego problemu to koniec, tak trafił na terapie AA ( zresztą do tej pory chodzi do psychologa). Przez ponad rok próbowaliśmy ratować swoje małżeństwo , obecnie jesteśmy w tracie rozwodu (ja podjęłam decyzje) okazało się, że jesteśmy różnymi ludźmi.  Dlatego jakiś czas temu napisałam tutaj na wątku że mam trudny czas , i nie bardzo mogę pomagać jak wcześniej bazarkami itp.

Muszę też ograniczać wkręcanie się w zwierzęta, bo nadal jest to dla mnie problem. Ale ogólnie mam coraz więcej lepszych dni :)

Postanowiłam się tym podzielić, bo wydaje mi się, że jesteśmy podobne. A może też ktoś inny przeczyta będąc w podobnym stanie. Ogólnie dziele się tym, najbardziej wstydziłam się szpitala, też nad tym pracuje ;-) Może komuś to pomoże.

To nie jest żadna słabość, być takim wrażliwym i nie mieć siły już znosić ciągłego cierpienia zwierząt. Jesteś bardzo dzielna, mając taką gromadkę przy sobie, opiekujesz się nią. To wszystko to przecież duże obciążenie psychiczne i fizyczne, nic dziwnego że czasami wysiadasz, boisz się tego co będzie później.

Mam nadzieje, że nikt nie odbierze tego jak coś co nie powinno być tutaj.

  • Upvote 5
Link to comment
Share on other sites

1 godzinę temu, Annaa4 napisał:

Postanowiłam się tym podzielić, bo wydaje mi się, że jesteśmy podobne. A może też ktoś inny przeczyta będąc w podobnym stanie. Ogólnie dziele się tym, najbardziej wstydziłam się szpitala, też nad tym pracuje ;-) Może komuś to pomoże.

To nie jest żadna słabość, być takim wrażliwym i nie mieć siły już znosić ciągłego cierpienia zwierząt. Jesteś bardzo dzielna, mając taką gromadkę przy sobie, opiekujesz się nią. To wszystko to przecież duże obciążenie psychiczne i fizyczne, nic dziwnego że czasami wysiadasz, boisz się tego co będzie później.

Mam nadzieje, że nikt nie odbierze tego jak coś co nie powinno być tutaj.

Aniu, przeczytałam Twój post ze łzami...piękne wyznanie:( Chyba każda z nas odnajdzie w nim chociaż cząstke siebie....

Bardzo trudno jest być wrażliwym człowiekiem...a jeszcze trudniej jeśli mieszka się w jakimś małym miasteczku czy wiosce:( ogrom nieszczęścia zwierząt dookoła nas jest tak przytłaczający:( Ty widzisz pieski...ja (jako weganka) widze jeszcze transporty zwierząt na rzeźni itp rzeczy na które się nie godze i nie raz prowadząc samochód, gdy mijam taki transport wpadam w rozpacz z bezsilności:(

Piesków bezdomnych jest mnóstwo, ale pamiętajcie proszę, że jest tez coraz więcej ludzi świadomych, którzy pomagają. Jedna osoba nie da rady ogarnąć całego psiego nieszczęścia, ale w grupie jesteśmy siłą. Nie możesz zabrać wszystkich psiaków w potrzebie do siebie, ale możesz pomóc dzwoniąc po schronisko (o ile jest dobre;), straż miejską, często zresztą wystarczy zapytać Panią w najbliższym sklepie- i okaże się że jakieś 90% bezdomnych psiaków, które mijasz ma właścicieli tylko zwyczajnie wyszły na chwile na spacer;)

Wolontariat w schronisku to też cudowna sprawa!  Ja (po kilku latach przerwy) od 2 tygodni zaczęłam aktywnie działać w pobliskim, dość lichym przytulisku.

Wiesz- można w takim miejscu płakać / rozpaczać nad losem zamkniętych w klatkach, wyjących psów, ale można też podciągnąć rękawy- sprzątnąć boksy, przynieść lepsze jedzenie, zabrać na spacer, wygłaskać psiaka, zrobić dobre zdjęcia, ogłaszać! A potem- znaleźć najlepszy dom i odmienić los bezdomnego psiaka na zawsze:)

 

to taka dygresja.

 

Trzymam kciuki Aniu za wszystko!

A Tobie TAMB życzę dużo, dużo SIŁY.....

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

tez podziwiam ciocie Tamb i podobne, ktore z takich i innych wzgledow przygarnely psiaki, ja przy moich trzech zaczynam byc niecierpliwa, a nie mam problemow finansowych. Latwiej zrzucic skladke na psa niz 24 godz na dobe opiekowac sie nim, podmywac d...pke, martwic sie, ze znowu nic nie zjadlo toto, a powinno. A najgorsze - to czekanie na smierc starego psa. Jestes bezradny a chcialbys, aby jeszcze z toba pobyl. Zycie jest przeciez piekne. Trzeba byc naprawde silnym psychicznie. Nie kazdemu to sie udaje i dlatego ogranicza sie do dawania pieniedzy i chwala takim! Pomagajcie tym, ktorzy chca pomagac!

  • Upvote 4
Link to comment
Share on other sites

Annaa4,podziwiam Cię - tak ładnie i mądrze piszesz o tym, co przeszłaś.

Życzę Ci samych szczęśliwych dni, bo szczęście jest w nas i obok nas, tylko trzeba o nie walczyć. A Ty potrafisz walczyć!

1 godzinę temu, teresaa118 napisał:

tez podziwiam ciocie Tamb i podobne, ktore z takich i innych wzgledow przygarnely psiaki, ja przy moich trzech zaczynam byc niecierpliwa, a nie mam problemow finansowych. Latwiej zrzucic skladke na psa niz 24 godz na dobe opiekowac sie nim, podmywac d...pke, martwic sie, ze znowu nic nie zjadlo toto, a powinno. A najgorsze - to czekanie na smierc starego psa. Jestes bezradny a chcialbys, aby jeszcze z toba pobyl. Zycie jest przeciez piekne. Trzeba byc naprawde silnym psychicznie. Nie kazdemu to sie udaje i dlatego ogranicza sie do dawania pieniedzy i chwala takim! Pomagajcie tym, ktorzy chca pomagac!

Czekanie na każdą śmierć to jest koszmar. Ale piękno (sic!) tych chwil docenia się dopiero później, bo jest czas kiedy sami się sprawdzamy, a w zasadzie jesteśmy sprawdzani.

Życzę wszystkim wytrwałości.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Kochane dziewczyny, jesteśmy do siebie podobne pod względem wrażliwości na cierpienie zwierząt. To nas łączy i mamy siebie nawzajem. Inaczej nie byłoby nas na dogo i nigdy nie spotkałybyśmy się na forum. Dziękuję, że jesteście i dzięki Wam nie czuję się odmieńcem. Też czasami miałam stany samobójcze, wyobrażałam sobie swoją śmierć i czułam ulgę. Ale to mijało, przy życiu trzyma mnie moja praca i świadomość, że nie mogę rodziny (mężą i syna) zostawić ze stadem zwierząt i jeszcze nie do końca spłaconymi kredytami. Poza tym zwierzaki by tęskniły bo jestem z nimi cały czas. Te stany mijają i znów jest radość i ciekawość życia. Wiem też, że jeśli aktualne zwierzaki odejdą za TM nie wezmę następnych. Psychicznie wysiadam przy ich starości i umieraniu. Tak mi się teraz wydaje.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Dziękuje bardzo za słowa wsparcia :))

 

19 godzin temu, kiyoshi napisał:

Aniu, przeczytałam Twój post ze łzami...piękne wyznanie:( Chyba każda z nas odnajdzie w nim chociaż cząstke siebie....

Bardzo trudno jest być wrażliwym człowiekiem...a jeszcze trudniej jeśli mieszka się w jakimś małym miasteczku czy wiosce:( ogrom nieszczęścia zwierząt dookoła nas jest tak przytłaczający:( Ty widzisz pieski...ja (jako weganka) widze jeszcze transporty zwierząt na rzeźni itp rzeczy na które się nie godze i nie raz prowadząc samochód, gdy mijam taki transport wpadam w rozpacz z bezsilności:(

Piesków bezdomnych jest mnóstwo, ale pamiętajcie proszę, że jest tez coraz więcej ludzi świadomych, którzy pomagają. Jedna osoba nie da rady ogarnąć całego psiego nieszczęścia, ale w grupie jesteśmy siłą. Nie możesz zabrać wszystkich psiaków w potrzebie do siebie, ale możesz pomóc dzwoniąc po schronisko (o ile jest dobre;), straż miejską, często zresztą wystarczy zapytać Panią w najbliższym sklepie- i okaże się że jakieś 90% bezdomnych psiaków, które mijasz ma właścicieli tylko zwyczajnie wyszły na chwile na spacer;)

Wolontariat w schronisku to też cudowna sprawa!  Ja (po kilku latach przerwy) od 2 tygodni zaczęłam aktywnie działać w pobliskim, dość lichym przytulisku.

Wiesz- można w takim miejscu płakać / rozpaczać nad losem zamkniętych w klatkach, wyjących psów, ale można też podciągnąć rękawy- sprzątnąć boksy, przynieść lepsze jedzenie, zabrać na spacer, wygłaskać psiaka, zrobić dobre zdjęcia, ogłaszać! A potem- znaleźć najlepszy dom i odmienić los bezdomnego psiaka na zawsze:)

 

to taka dygresja.

 

Trzymam kciuki Aniu za wszystko!

A Tobie TAMB życzę dużo, dużo SIŁY.....

Od dobrych prawie 10 lat była wegetarianką, w ubiegłym roku postanowiłam iść o krok dalej, etapami odstawiać produkty od zwierzęce. Od stycznia stosuje dietę wegańską (bo weganką się nie czuje). Czasami jeszcze zjem krewetki, i jem jajka bo rodzicielka ma zaprzyjaźnioną Panią co do której jesteśmy pewni, że kury mają się dobrze. Jak jajka są to są, jak kury nie maja ochoty to jajek nie ma :)

U nas w mieście obok, jest nie wiem czy dobrze to napiszę rozbiór drobiu, a więc czasem też przejeżdża transport śmierci.

Ja oczywiście miałam zwierzaki przez te lata, adoptowałam świnki morskie, byłam dla nich też DT, do tej pory przeprowadzam WPA. W między czasie trafił się też królik, wykupiony ze sklepu. Obecnie mam dwa króliki po 5kg żywej wagi. Jeden uratowany przed byciem tuszką w Biedronce- Walt, Piernika za to została oddana po śmierci właścicielki do schroniska, a stamtąd szybko została przeniesiona do stowarzyszenia zajmującego się królikami. Dla stowarzyszenia króliczego też przeprowadzam w swojej okolicy WPA, ale jak na razie nie miałam szczęścia do żadnej :))) nadal czekam.

A teraz kończąc optymistycznym akcentem, trochę lansu i bansu :))

 

bun.jpg

  • Upvote 5
Link to comment
Share on other sites

Są obróżki - 841,80 zł muszę zapłacić na raty do trzech miesięcy.Katastrofa ale byłoby gorzej jakby złapały kleszcze czy pchły. Dzisiaj wszystkie kąpałam, jutro założę obróżki.

Maksowi w uchu wyszedł po badaniu wymazu gronkowiec. W piątek wizyta. 

Dusi coś rośnie w miejscu wycięcia guza, muszę umówić wizytę.

Agatka chudziutka. Od ostatniej kąpieli schudła. Dopiero widać to w wannie jak pies mokry.

Link to comment
Share on other sites

Wizyta Maksa w lecznicy okazała się niewykonalna. Wpadł we wściekłość przed lecznicą. Nie dał sobie założyć kagańca. W domu nie mogłam bo nie zrobiłby kroku tylko by szalał ze złości. Dostaje antybiotyk bez zakrapiania ucha. Żeby nie stracić terminu wskoczyła w jego miejsce Dusia. Jest źle, zmiana nowotworowa odrosła. Raczej nie będzie się goić. Ma leki przeciwzapalne i antybiotyk.

Link to comment
Share on other sites

Dnia ‎27‎.‎03‎.‎2017 o 05:03, Annaa4 napisał:

Dziękuje bardzo za słowa wsparcia :))

 

Od dobrych prawie 10 lat była wegetarianką, w ubiegłym roku postanowiłam iść o krok dalej, etapami odstawiać produkty od zwierzęce. Od stycznia stosuje dietę wegańską (bo weganką się nie czuje). Czasami jeszcze zjem krewetki, i jem jajka bo rodzicielka ma zaprzyjaźnioną Panią co do której jesteśmy pewni, że kury mają się dobrze. Jak jajka są to są, jak kury nie maja ochoty to jajek nie ma :)

U nas w mieście obok, jest nie wiem czy dobrze to napiszę rozbiór drobiu, a więc czasem też przejeżdża transport śmierci.

Ja oczywiście miałam zwierzaki przez te lata, adoptowałam świnki morskie, byłam dla nich też DT, do tej pory przeprowadzam WPA. W między czasie trafił się też królik, wykupiony ze sklepu. Obecnie mam dwa króliki po 5kg żywej wagi. Jeden uratowany przed byciem tuszką w Biedronce- Walt, Piernika za to została oddana po śmierci właścicielki do schroniska, a stamtąd szybko została przeniesiona do stowarzyszenia zajmującego się królikami. Dla stowarzyszenia króliczego też przeprowadzam w swojej okolicy WPA, ale jak na razie nie miałam szczęścia do żadnej :))) nadal czekam.

A teraz kończąc optymistycznym akcentem, trochę lansu i bansu :))

 

bun.jpg

Aniu,dasz rade.

Przytulam mocno.

 

Mnie w trudnych chwilach  pomogly psy,dlatego bardzo emocjonalnie zwiazalam się ze Znajkami.

Już wiem czemu nie chcialas tam pojechać,

Link to comment
Share on other sites

10 godzin temu, tamb napisał:

Wykupiłam w lecznicy leki dla Dusi. Nie jest dobrze.

Kochana w tym miesiącu mogę wnioskować o zapomogę na jakąś Twoją staruszkową bidę, która jeszcze nie korzystała z pomocy staruszekowej skarpety, podpowiesz na kogo?

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Dziękuję, może jeśli można to na Kajtka. Kajtek jest wprawdzie stowarzyszenia ale karmę od początku finansuję sama.Leki kupuje stowarzyszenie i koszty leczenia pokryło. Teraz Kajtek wymaga konsultacji bo charczy (jest na lekach nasercowych) a w kasie stowarzyszenia pustka. 

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj umarł Ozzy. Nie mam siły wszystkiego opisywać. Załamanie nastąpiło w nocy. Krwotok wewnętrzny, przerzuty, żadnych rokowań na lepsze, eutanazja. W czerwcu skończyłby 13 lat. Miał raka, który nie dawał nadziei. Od operacji przeżył tylko dwa miesiące w radości i bez bólu. Był słaby, nie wychodził już na spacery poza podwórko ale na podwórku bawił się jak szczeniak. Do wczoraj w nocy. Dzisiejszy dzień był koszmarem. Zły sen, z którego chciałabym się obudzić.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...