Jump to content
Dogomania

Moja kochana Sonia-Bonia


ozzyanula

Recommended Posts

11.03.2016 deszczowy piątek, moja Sonia przeszła przez Tęczowy Most o godz. 9.10. Byłam z nią do końca...

Sonia trafiła do nas przez przypadek - w Dzień Matki 26.05.2014. Taki prezent od losu.

Dwa lata wcześniej pożegnałam swoją jamniczkę Kajunię (która ma swój wątek na dogo), Od roku byłam szczęśliwą "mamą" Klary - jamniczki adoptowanej z Fundacji SOS dla jamników, przywiezionej 300 km, takiego "klona" Kajuni.

I tak jadąc sobie przez największe rondo w mieście, przebiegła mi drogę malutka jamniczka w czerwonej obroży. Pomyślałam, że komuś uciekłam. Zjechałam na bok, zaparkowałam auto i w pogoń za małą. Niestety nie udało się. Przestraszona mała dostała takiego przyspieszenia, że odpuściłam. Pojechałam do domu. Po kilku godzinach zapukała do mnie sąsiadka z pytaniem, czy to moja Klara biega przed naszym domem po ulicy. Wiedziałam, że to ta mała. Wyszłam z karmą, trochę pogoniłyśmy się, ale udało się. Mała złapana! Przyprowadziłam ja do domu. Klara przywitała nową z rezerwą, ale bez agresji. A mała schowała się w pokoju pod stołem. Tam miała swój azyl.

Porozwieszałam w całym mieście ogłoszenia, poruszyłam FB, miejscową gazetę i nic. Odwiedziłam miejscowych wetów - usłyszałam od swojego "Pani Aniu, po co Pani stary pies?". A ja tylko szukałam właściciela. Niestety nikt się nie zgłaszał. Nie chciałam małej oddać do schroniska, została u nas na "tymczasie" Młodsza córka nazwała ją Sonia. Mówiliśmy sunia, Karolinka powiedziała Sonia i tak zostało.

Sonia nie wyglądała na zaniedbaną. Miała nawet trochę zaokrąglone boczki. Na brzuszku guz wielkości jabłka. Domyślałam się, że to może przez niego ktoś pozbył się problemu.

Szybko się zadomowiła. Już po drugim spacerze wiedziała, do której ma iść bramy. W domu zajęła koszyczek Klary. Dni mijały. Sonia została zgłoszona przez mnie do Fundacji SOS dla Jamników jako piesek do adopcji. W międzyczasie odebrałam telefon od anonimowej osoby, która opowiedziała historię Soni. Okazało się, że pierwszy właściciel Soni zmarł, później zaopiekował się nią jego syn, który też niedawno zmarł a synowa nie miała już serca ani czasu dla psa, wyjechała z miasta i po prostu wypuściła ją. I tak na prawdę to sunia miała na imię Punia.

We wrześniu zadzwoniła do mnie pani z Fundacji, że mają osobę zainteresowaną Sonią, jakaś starsza Pani ze Śląska. Odwiedź była jedna „ale Sonia ma już dom”. I tak z domu tymczasowego staliśmy się domem stałym.

Pokochaliśmy ją całym sercem a Ona nas. Nasza Sonia, Soniunia, Sonia Bonia.

W październiku 214 poddałam Sonię operacji wycięcia guza sutka. Wynik badania HP – rak o niskim stopniu złośliwości.

I żyliśmy sobie. Dwa psy, dwójka dzieci, wspólne wyjścia na działkę do dziadków, wspólne spacery, przekopany ogród o drugich dziadków.

Sonia była jamniczą arystokratką, nie jadła byle czego, nie jadła łapczywie. I miała słabość do słodyczy, które trzeba było przed nią chować.

Czuła się dobrze.Tak co trzy miesiące miała „jakby” cieczkę – nie widziałam krwawienia, ale zachowanie było jak w czasie cieczki, później mleko w sutkach. Weterynarz zasugerował sterylizację. Radziłam się na różnych forach czy to zrobić, większość twierdziła, że tak. I zdecydowałam się mimo sprzeciwów moich Rodziców. „Nie męcz jej, nie operuje się starszych psów bez potrzeby, daj jej żyć, bo jest szczęśliwa”. Ale ja chciałam dobrze. Wybrałam lecznicę z narkozą wziewną. Przyjechałyśmy na zabieg, ale coś wypadło ważnego w lecznicy i przełożono termin. Wewnętrznie czułam, że to znak, żeby jednak nie robić tego zabiegu. Ale podjęłam drugi termin 14.10.2015

Sonia dobrze zniosła sam zabieg, przy okazji wycięto kolejnego guza. Tym razem wyniki badania HP były inne – rak o średnim stopniu złośliwości. Przestraszyłam się.

Kolejne dni mijały w miarę dobrze. Sonia troszkę mniej chciała wychodzić na spacery, ale tłumaczyłam to zabiegiem, potem opadami śniegu, mokrą pogodą. Niestety przy jednym z sutków zaczął rosnąć kolejny guz. W ciągu 2 miesięcy zrobił się wielkości mandarynki. Wet zasugerował zabieg. I tak 4.01.2016 Sonia przeszła koleją operację. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Aż do 21.02.2016, gdy przez cały dzień nic nie jadła. Wieczorem podeszłam do niej z kawałkiem mięska a Ona odwracał głowę. Wtedy zauważyłam, że ma troszkę spuchnięte dziąsło z prawej strony Oczywiście szybka reakcja, w poniedziałek do weta. Po oględzinach stwierdziła, że to albo nadziąślak (niegroźny) albo zapalenie zęba. We wtorek 23.02.2016 kolejny zabieg. Gdy przyjechałam po Sonię, wet nie miał dla mnie dobrych wieści – narośl wyglądała bardzo brzydko, swoje korzenie miała pod zębami – musiał usunąć 2 zęby, była też częściowo na podniebieniu. Zapewnił, że wyciął wszystko z dużym zapasem, wypalił. Obiecałam Soni, że to już ostatni zabieg w jej życiu. Wróciłyśmy do domu. Nie wysłałam guza na badanie HP. Mój błąd.

Po 6 dniach wszystko odrosło i to jeszcze większe. Kolejna wizyta u weta, wstępna diagnoza Rak płaskonabłonkowy. Wtedy serce pękło mi pierwszy raz. Po chwili załamania poszukiwanie forów o leczeniu, stosowaniu metod alternatywnych. Kupiłam graviolę, potem amigdalinę. Niestety Sonia czuła się coraz gorzej. Umówiłam wizytę u onkologa na poniedziałek rano w Opolu, wieczorem u dr Hildebranda z Wrocławia. Niestety w niedzielę Sonia zaczęła krwawić z narośli i wylądowaliśmy na dyżurze w Opolu. Tam po wstępnych oględzinach wet stwierdził, że ma blade dziąsła i wygląda źle. Zrobiliśmy zdjęcie RTG płuc – trochę poruszone, ale wet zobaczył duży guz przed serduszkiem. Kazał mi się przygotować na TEN dzień, na podjęcie TEJ decyzji. Dostała leki na zwiększenie krzepliwości krwi i wróciłyśmy do domu. Spałyśmy razem na jej posłaniu, czasami polizała mnie po ręce.

Załamana opinia weta odwołałam wizytę we Wrocławiu. Sonia miała problemu z piciem i jedzeniem. Robiła to sama, miała apetyt, ale narośl zajęła podniebienie i języczek wysuwał się na bok. Woda, która weszła do noska przeszkadzała. Karmiłam ją z ręki, bo sama języczkiem nie mogła podnosić jedzenia z miseczki.

Po kolejnej nieprzespanej nocy umówiłam wizytę u doktora Hildebranda. Pojechałyśmy tam we czwartek 10.03.2016.

Dr Hildebrand był naszą ostatnią deską ratunku. Zdawałam sobie sprawę, że jest ciężko, ale chyba liczyłam na cud. Dr obejrzał Sonię i stwierdził, że czasami jest możliwość leczenia takich przypadków, jeśli pozostałe wyniki badań są ok i polegałoby to na obcięciu mordki. Zmroziło mnie. Nie ukrywał, że musi to być przypadek bardzo złośliwy, ponieważ odrosło wszystko w ciągu 5 dni i nadal rośnie.

Zrobiliśmy RTG klatki piersiowej - 3 projekcje. Tam guz lity spychający serduszko w okolice ogona. Stąd ten ciężki oddech a ja łudziłam się, że to tylko ta narośl częściowo wrasta w nosek.

Kolejne zdjęcie RTG to głowa i kolejna niespodzianka. Nowotwór "zjadł" już połowę szczęki z prawej strony (tam gdzie narośl), ból ponoć przy tym jest okropny, stąd Sonia mogła być w nocy taka pobudzona, nie mogła sobie znaleźć miejsca.

Po tych zdjęciach stwierdził, ze pozostanie nam tylko leczenie paliatywne jeśli wyniki krwi będą w miarę dobre. Czekaliśmy najdłuższe 30 minut w naszym życiu na wyniki. I okazało się, że Sonia ma niedokrwistość regeneracyjną, leukocytozę z neutroctozą, limfocytozą i monocytozą. Na wydruku było niebiesko od wyników poniżej norm albo czerwono od wyników powyżej norm. Np hemoglobina była 5,8 przy normie 13,1 - 20,5. Co wtedy czulam? Moja Sonia umiera a ja nic nie mogę zrobić, onkolog też nie. Podał jej leki przeciwbólowe i kazał się zastanowić nad eutanazją. Pytałam jeszcze weta czy sterylizacja i wycięcie guza 4 miesiące wcześniej miały wpływ na rozwój choroby. Nie widział bezpośredniego związku, ale powiedział, że odporność suni mogła zostać naruszona i wszystko przyspieszyło o te kilka tygodni. Żałuję, że ją sterylizowałam w wieku 12 lat, nic to nie zmieniło, guzy zaczęły rosnąć. Niepotrzebne zabiegi, stres dla Soni. Sam Hildebrand powiedział, że sterylizacja w tym wieku chroni jedynie przed ropomaciczem, nie przed guzami.

Wyłam całą drogę z Wrocławia do domu.Mówią, żeby nie pokazywać psu swoich emocji, tylko jak to zrobić?????

Pojechałam z Sonia do moich Rodziców, długo rozmawialiśmy i podjęłam TĄ decyzję. Pojechałam jeszcze z wynikami do naszego weta, który stwierdził "pani Aniu, Dr Hildebrand to już ostatnia instancja". Umówiliśmy się na 9 rano. To był najgorszy wieczór i noc w moim życiu. Sonia szukała mojej obecności, miała problemy z oddychaniem, większość nocy spała na siedząco przy mnie albo ja z nią w legowisku. Mamy jeszcze drugą jamniczkę (5-6 lat), która cały czas dotrzymywała nam towarzystwa. Patrzyłam w oczy Soni i szukałam potwierdzenia mojej decyzji. Gdy poszła w nocy się napić i przez dłuższy czas nie wracała poszłam zobaczyć co się dzieje, bo dużo chrząkała. Przez tą narośl nie mogła normalnie pić i woda, która wpadała jej do noska, nie mogła jej wdmuchać. Zaczęła obłędnie bić łapką w tą narośl na mordce jakby chciała powiedzieć "wynoś się, to przez ciebie". Widok był przerażający.

Rano tak ładnie spała, że nie chciałam jej budzić. Ale gdy tylko wstałam, ona za mną. Dostała ulubiona wołowinę - zjadła trochę i odwróciła mordkę. Dałam jej kawałek czekoladki od dziewczynek, ale nie chciała. Zabrałam ją na przejażdżkę w nasze ulubione miejsca. Szkoda, że padał deszcz...

Nie wiem czy moja decyzja była słuszna. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że zabawiłam się w Pana Boga. Byłam z nią do końca, nie wiem czy czuła czy nie. Ból rozrywa mi serce. Ciężar podjętej decyzji jest okropny.

Czuje się potwornie, moja 4 letnia córeczka była bardzo zżyta z Sonią, tęskni za nią, płacze a ja już nie wiem jak z nią rozmawiać. I to puste miejsce w koszyczku...

Wiem jedno, że moja decyzja o sterylizacji była błędna. Przedobrzyłam. Otworzyłam puszkę Pandory. Nie posłuchałam intuicji. I nic już mojej decyzji nie może zmienić....

Sonia, na zawsze w moim sercu....

Mam nadzieję, że Kajunia już się nią zaopiekowała...


 


 


 


.

 

Zdjęcie0701.jpg

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 74
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Popłakałam się dzisiaj na spacerze. Każdy "psiarz", który mnie mija pyta "a gdzie druga"? Widzisz Boniuniu ile ludzi Cię pamięta? Sąsiedzi pytają, Karolinka budzi się rano z pytaniem "kiedy wróci Sonia?". A ja dzisiaj na nowo przeżywałam poprzedni piątek... Tak bym chciała wymazać ten dzień z pamięci...

 

Zdjęcie0798.jpg

Link to comment
Share on other sites

Jestem z Tobą całym sercem. Niewątpliwie, decyzja o eutanazji pupila jest ogromnie trudna i tak naprawdę nigdy nie wiadomo czy jest odpowiednia. 

Jestem pewna że Sonia miała z Wami wspaniałe życie i jest Wam z całego serduszka wdzięczna za miłość, troskę i opiekę.

Trzymajcie się mocno :<>

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj przebierałam poszewki z poduszek. Na niektórych były jeszcze kropelki krwi z Twojego pyszczka. Aż ścisnęło mnie za serce. Wtuliłam się w jedną z nich jak w Ciebie... Później Klara była bardzo niespokojna. Chodziła po całym mieszkaniu i wąchała, wąchała, wąchała. A na koniec moja Mama powiedziała, że odwiedziłaś nas dzisiaj. Że widziała Cię siedzącą w pokoju... Twój lukrowany pyszczek, lukrowane łapki... Kocham Cię Soniu i przepraszam, że nam się nie udało...

Link to comment
Share on other sites

I tu... trafiłam za Tobą!... za Wami!... jestem tak bardzo wzruszona w tej chwili ,że nic nie napiszę....zresztą łzy nie pozwalają... u mnie jest bardzo podobna historia a do tego... Sonia jest tak bardzo podobna do mojej Jasi.... i historia trochę podobna... i ja też Ania...

.... przytulam!glaszcze.gif

 

Link to comment
Share on other sites

....tak! ja wiem o czym piszesz!.. to Jasia ,kiedyś przyprowadziła mnie na dogo....

znalazłam Jej zdjęcie przed operacją i zaraz po... i wszystko wraca.... chyba nawet ... poczułam jej zapach...

parę dni przed operacją.... żebyś wiedziała jak ja żałuję!... zrobiłam jej taką krzywdę tą operacją!... żyła tylko trzy tygodnie!... tyle bólu... cierpienia... na darmo...

c95df25b3960cbf0med.jpg

parę dni po.... wstała na nóżki, chyba dopiero ...po tygodniu... jak ja się wtedy cieszyłam, jaka była radość!  myślałam, że wygrałyśmy!... niestety!...

4740e3707acd7afemed.jpg

Link to comment
Share on other sites

Śliczna była ta Twoja Jasia. Też taka lukrowana jak moja Sonia...

Ja też mam ogromne wyrzuty sumienia, że zdecydowałam się na sterylkę, mam żal do weta, który się nami opiekował, że nie zrobił Soni prześwietlenia klatki piersiowej. Mam tysiące pytań, na które nie znajdę już odpowiedzi. Jak mi powiedziała lekarka w Opolu "decyzję można podjąć tylko raz, i nie ma od nie odwrotu, nie możemy wrócić do stanu "przed", nie możemy cofnąć czasu...". I decyzja o przeprowadzeniu Soni przez Tęczowy Most... ciąży mi ogromnie, bo nie wiem, czy to był właśnie ten dzień, a może za szybko podjęłam tą decyzję... Najgorsze są spacery z moją drugą sunią. Chodzimy w te same miejsca i cały czas mam wrażenie, że zaraz gdzieś zobaczę Sonię jak kopie dołek, jak szuka myszki...

Mam tylko nadzieję, że TAM coś jest, że Sonia, Kajunia i Jasia czekają TAM na nas...

Kocham Cię Soniu-Boniu i tęsknimy wszyscy...

Link to comment
Share on other sites

Dlaczego wspomnienia, o których chciałabym zapomnieć wracają do mnie w najbardziej nieoczekiwanych momentach? Byliśmy z dziećmi na wyjeździe, przyśniła mi się Sonia.... ale nie widziałam jej, tylko powrócił do mnie nasz ostatni dzień, wizyta u weterynarza, nasze ostatnie chwile... Jeszcze ciepła łapka w mojej dłoni...

A dzisiaj jak wróciliśmy moja Mama powiedziała mi, że znowu Sonia u niej była. Słyszała w nocy ciche popiskiwanie pod drzwiami sypialni, tak jak zawsze, gdy Sonia spała u moich Rodziców...

Sonieczko kochana, można zwariować od natłoku myśli. Cieszę się, ze mogłam być z Tobą, że podarowałaś mi tyle wspaniałych dni...

Link to comment
Share on other sites

Aniu, jak Ty pięknie ubierasz te wszystkie wspomnienia w słowa!... ja myślę ,że jeszcze ciągle Sonia jest przy Was!  ja... Wierzę!!!  w moim awatarku jest Kaja, Kajusia moja ukochana jamniczka rozkochała w nas( w całą naszą rodzinę) miłość, można powiedzieć ogromną miłość do jamników!  ... po odejściu Kajuni[*] za TM jeszcze długo, długo czułam Ją w łóżku, czułam jej dotyk( jeszcze teraz jak piszę to łzy same płyną!) ...tylko myśl ,że taką rozpaczą... tęsknotą... nie pozwalam mojej kruszynce, spokojnie odejść( tak mnie wielu upominało) kazała mi schować swoje emocje ...głębiej!... ale tak jak piszesz! są momenty, sytuacje.... kiedy wszystko wraca!  ...nie jest to wszystko takie proste!nie.gif

 
Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj mija 3 tygodnie. Jak to możliwe? Przecież jeszcze "wczoraj" wtulałaś się we mnie, jeszcze "wczoraj" masowałam Twój brzuszek...

Wybierając się z Klarą na spacer nadal mówię "idę z psami"...

Brakuje nam Ciebie lukrowana mordko... Twojego "barczenia" na Karolinkę... Twojej obecności. Tak po prostu...

Link to comment
Share on other sites

Patrzę dzisiaj na datę w kalendarzu i uświadamiam sobie, że zaraz będzie miesiąc jak nie ma Cię z nami... To nie tak miało być!!!!!

Anica - dziękuję że jesteś... Czasami potrzebne jest takie "duchowe" wsparcie od osoby, która rozumie, która przez to przeszła...

Link to comment
Share on other sites

Czytam od jakiegoś czasu wątki; Twój Ozzyanula, Radka i Szajbusa i wiem że wszystkich nas łączy ten sam ból i cierpienie. Ja też niestety musiałam podjąć tę straszną decyzję i do dzisiaj nie mogę sobie z tym poradzić. W środę minęło 29 tygodni jak moja kochana pieseczka przekroczyła TM a ja wciąż rozpamiętuje co zaniedbałam gdzie popełniłam błąd co jeszcze mogłam zrobić przeglądam wyniki analizuje pytam wszystkich wkoło i zastanawiam się czy nie za wcześnie jednak podjęłam tą ostatnią decyzje. Moja miała 16 lat 1 miesiąc i 15dni i PNN. Jakiś czas temu znalazłam w necie taki wiersz znam go już na pamięć i ile razy go sobie przypomnę to łzy płyną hektolitrami zresztą łzy to u mnie teraz codzienność, mówią że czas leczy rany u mnie jest odwrotnie. Nie znam autora tego wiersza ale jest w nim coś takiego że trzeba go przeczytać.

Czy dotarłaś bezpiecznie Kochana

po drabinie z bielutkich obłoków

do tęczowej, świetlistej bramy?

... uchylona?  choć nie słychać Twych kroków.

Wsuń łapeczkę w szparę- w tę niebieską

teraz łebek, widzisz most? - piękny pewnie!

Nie bój się, podążaj jak ścieżką

drugi brzeg to Twój dom, choć beze mnie.

No a ja, choć serce mi pęka,

myślę tutaj o Tobie z uśmiechem

przecież wiem kto na Ciebie tam czeka

znam ich, wiedzą że idziesz - Już lepiej?

Bądź szczęśliwa w tęczowej krainie

ja swą miłość Ci czasem podeślę,

zbieraj ją, gdy do Ciebie dopłynie

tylko czasem odwiedzaj choć we śnie. 

No i łzy znowu płyną ale wiersz warty przeczytania. Pozdrawiam.

 

 

 

Link to comment
Share on other sites

mak.66 - piękny wiersz, bardzo... znowu wróciły wspomnienia

Dzisiaj mija miesiąc bez Soni a ja mam wrażenie jakby to było wczoraj. Nawet pogoda taka sama: mokro, zimno, smutno... Pozostały wspomnienia, miłość i ból w sercu, adresówka przy kluczach i tysiące pytań bez odpowiedzi... Dlaczego Soniu?????

 

 

Zdjęcie0548 (Kopiowanie).jpg

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj pierwszy raz mi się przyśniłaś Soniu...

Byłyśmy na spacerze na jakieś łące, biegłaś przede mną, widziałam Cię tylko z tyłu. Przed nami pojawił się malutki rów z wodą, zdążyłam tylko krzyknąć "Soniu uważaj" a Ty weszłaś do tej wody i mały strumyczek zamienił się w rwącą rzekę. Biegłam brzegiem do pierwszego zakrętu, tam wskoczyłam do wody i wyciągnęłam Cię. Tuliłam i płakałam... Obudziłam się...

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...