Jump to content
Dogomania

ponownie piszę w dziale BEHAWIOR,


bou

Recommended Posts

Piszesz jakbyś nigdy nie była :)
Na wsi dziwi pies w domu, z dzieckiem. Nie dziwi topienie szczeniąt, dobijanie starych psów, karmienie ich raz w tygodniu chlebem z mlekiem, brak leczenia, 30 kleszczy na jednym psie, otwarte rany, złamania, palikowanie psów na środku kartofliska bez budy, wody. Na wsi dziwi, ze moja suka ma 5 lat i tylko raz szczenięta miała, a mam też psa, nawet tej samej rasy. Dziwi ich, że skoro sprzedałam szczenięta po 3000 zł ( pi razy drzwi) to nie trzaskam ich dwa mioty w roku. Część tych zdziwień jest identyczna w mieście, prawda.
Może niech się odezwą weterynarze, szkoleniowcy, groomerzy, ilu maja klientów-rolnikow? Z Krakowa ludzie jadą do weta do Czech, do Austrii, a choćby do Wrocławia czy Warszawy. Ilu rolników zawiozlo psy na konsultację do najblizszego miasta? O szkoleniu nie wspomnę, bo by zajadow ze smiechu dostali. Kilka stow zapłacić za nauczenia psa siadać?? Iście trzeba zdurnieć.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

o,nie! szczeniąt się nie topi,szczenięta "się zawala"....

z mlekiem? żartujesz...co najwyzej popłukana kana (bańka?) i śruta.

sterylizacja? chyba szaleństwo jakieś...

"pani,a ona (bernardynka),to ile kosztowała?Tak ze 3 stówy,to na pewno,nie?"

Kurier worek 12 kg karmy przywiózł - "ile to żarcie?" 50 zł,mówię,bo jak prawdę powiem,to pomyslą,że śpimy na forsie...a w odludnym miejscu mieszkamy.

"50???? o rany,w zyciu bym nie dał".

 

Macie rację...wszędzie są patologie.I na wsi i w mieście.Tyle,że te patologie bardzo sie od siebie różnią i myslę ,że jednak miejski pies ma (statystycznie) o wiele lepsze życie...

 

Do pobliskiego miasteczka pojechałam kiedyś z Kotą,miała kamień I zapalenie dziąseł..."trzeba uśpić,bo jak kot nie je,to padnie".Eeee.szkoda gadać...W pobliskim (większym) mieście,a wlasciwie duzym miescie,tak z 50 tysięcy mieszkancow) - mamy rewelacyjną wetkę i dobrze wyposażony gabinet,tyle,że to 50 km w jedną stronę...Był tam nawet kiedyś pan z ...kurą.Mąż spytał co jej jest - "a,jakos tak ma gorsze samopoczucie"...piękne to było I wzruszające..No więc - bywa róznie,prawda?

Link to comment
Share on other sites

Ufff...

 

Jako miastowy od dziecka peem tak: w mieście tyż różne ludzie żyją i naprawdę gadki o niezwykłym poziomie humanitaryzmu bo krakusy jeżdżą do Bohumina ze swoimi psami to... no, mocne naciąganie tematu.

I na wsi, i w mieście działa coś takiego jak krzywa Gaussa, obejmująca całe społeczeństwo.

Ci jeżdzący do Austrii i Czech na konsultacje to śladowy procent prawdziwych psich maniaków, na dodatek - ludzi których na coś takiego stać albo naprawdę tak zafiksowanych że biorą kredyt / pożyczkę i tak dalej.

Prawdopodobnie statystycznie rzecz biorąc jednak mieszkając / pracując w mieście taki jeden z drugim łatwiej wydoli na taką eskapadę, niż ot, przeciętny rolnik z Koziej Wólki. BTW ilu mieszkańców dużego miasta mimo niezłych zarobków wybierze taką opcję, zamiast pobliskiej lecznicy "Bolipupka" ?

 

A już labidzenie nad ilością sterylek, e tam. Ja rozumiem że to wyraz postępowości i bycia super światłym Europejczykiem, ale bez przesady, nie musi to świadczyć o tej oszałamiającej dbałości o zwierzątko oraz o szczególnym humanitaryzmie.

Tak tak, zaraz przylecą "biedne szczeniątka topione w rzece" (hm, w moim wielkim mieście też spotykam takie historie, tylko robi się to na przykład w osiedlowym stawie) ale, powtarzam, akurat stosunek do kastracji / sterylizacji nie jest wyznacznikiem miłości do zwierzątek, tylko raczej przywiązania do pewnego ideolo. :-) .

Link to comment
Share on other sites

No pewnie, statystyka :) prawda w tym
Ale dla chlopa spod Krakowa odpowiednikiem Bohumina jest Kraków właśnie :) albo gdyby te psy do najbliżeszgo weta były zaprowadzone, lub gdyby przy okazji wizyty u krowy poproszono weta o spojrzenie na psa...
Jak czesto idą gdziekolwiek widać przy okazji szczepień na wściekliznę, które na wsiach nadal mają formę dorocznego spędu. Wtedy z każdej strony wsi ciągną na łańcuchach i powrozach oszołomione psy. Dla wielu z nich to jedyna okazja kiedy sa od budy odkuwane.

A, i jeszcze nie widzę tego szczególnego humanitaryzmu w miastach, wg mnie w miastach jest źle. Ale na wsiach jest tragicznie.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

 

Tak tak, zaraz przylecą "biedne szczeniątka topione w rzece" (hm, w moim wielkim mieście też spotykam takie historie, tylko robi się to na przykład w osiedlowym stawie) ale, powtarzam, akurat stosunek do kastracji / sterylizacji nie jest wyznacznikiem miłości do zwierzątek, tylko raczej przywiązania do pewnego ideolo. :smile: .

 

W mieście topi się w wannie żeby nikt nie widział.

Link to comment
Share on other sites

Nie zapominajmy, że teraz w mieście mieszka dużo ludzi ze wsi - zwanych słoikami, a jak wiadomo, chłop ze wsi wyjdzie, wieś z chłopa - nigdy. Natomiast na wsi, mieszka coraz więcej prawdziwych miastowych, zarówno pracujących, jak też emerytów, ze względu na niższe koszty utrzymania i pragnienie realizacji "kontaktu z naturą" - często rozumiane naiwnie i idealisty6cznie. Kiedyś mówiono - "poznać Pana po cholewach", dzisiaj się powinno mówić - po jego stosunku do zwierząt(w tym , oczywiście i do psów )

Link to comment
Share on other sites

Wspomniany przeze mnie owczarek szkocki ma do jedzenia cala miche chleba. W bloku obok suczka mix doga i onka nie ma kupowanego dla niej jedzenia tylko dostaje resztki ze stolu. A mowie tu o dosc sporym miescie blisko Warszawy i mojej najblizszej okolicy. Wiec z tym "statystycznie" tez bym nie szalala.

A ilu sie dziwilo, ze nie chce psa dopuscic do ich suczek? No glupia jakas, nie chce 2stowek zarobic za nic. I to w miescie, nie na wsi. To nie jest tak, ze w miescie to wszyscy oswieceni, kochaja zwierzatka, a na wsi to wszyscy maja je za nic. Jasne, nikt tu psow w polu nie uwiazuje, ale nikt tez nie ma pola. A szczeniaki "nieplanowane" rownie prosto sie usuwa, jak i na wsi.

Link to comment
Share on other sites

A ja kiedyś w Poznaniu spotkałam Pana, który spacerował z pieskiem ze schroniska, widać że skromny Pan, a piesek widać było zadbany, Pan mówił że sam nie zje tyle a pieskowi da, bo tak słodko patrzy:) Cudowny team, czasem nie liczą się zasoby a chęci i właśnie ten stosunek do zwierząt jest najważniejszy.

Link to comment
Share on other sites

Wspomniany przeze mnie owczarek szkocki ma do jedzenia cala miche chleba. W bloku obok suczka mix doga i onka nie ma kupowanego dla niej jedzenia tylko dostaje resztki ze stolu. A mowie tu o dosc sporym miescie blisko Warszawy i mojej najblizszej okolicy. Wiec z tym "statystycznie" tez bym nie szalala.

A ilu sie dziwilo, ze nie chce psa dopuscic do ich suczek? No glupia jakas, nie chce 2stowek zarobic za nic. I to w miescie, nie na wsi. To nie jest tak, ze w miescie to wszyscy oswieceni, kochaja zwierzatka, a na wsi to wszyscy maja je za nic. Jasne, nikt tu psow w polu nie uwiazuje, ale nikt tez nie ma pola. A szczeniaki "nieplanowane" rownie prosto sie usuwa, jak i na wsi.


Pozostaje Ci przyjąć zaproszenie do mojej wsi. Wielu psów już nie zobaczysz, w tym bernardynki, która w nocy szczekała więc rano pan przywiazał ją do traktora i włóczył po asfalcie, aż "ludzki" sąsiad wyszedł i psa dobił siekierą, nie zobaczysz owczarka podhalańskiego, ktory wegetowal na metrowym łańcuchu i pewnej nocy zamarzł, psa, który dowlokł się z lasu przetrącony przez drzewo i leżał kilka dni pod stodołą, jego kompana z podwórka "znikniętego" bo był stary, suki, która pierwsze 9 szczeniąt urodziła w wieku niecałych 9 miesięcy, a potem zdechła, kundelków, które w lecie miały po 30 kleszczy na raz. I to tylko psy z najblizszej okolicy, znaczy od dwóch, trzech sąsiadów. Te psy, które latem pilnowaly kartofliska chyba jeszcze żyją, to może chociaż je zobaczysz. Zima łagodna tego roku.
  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Cavecanem, a spektakularne przypadki wyrzucania psów z piątego..., ósmego piętra też zdarzały się na wsi? Jeśli tak, to budownictwo na terenach wiejskich drastycznie się zmieniło odkąd zdarzało mi się tam bywać.

 

:smile:

 

Dobra, żarty (przez łzy) na bok. Mamy społeczeństwo, jakie mamy, i owo społeczeństwo występuje na wsi i w mieście. :-)

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Cavecanem, a spektakularne przypadki wyrzucania psów z piątego..., ósmego piętra też zdarzały się na wsi? Jeśli tak, to budownictwo na terenach wiejskich drastycznie się zmieniło odkąd zdarzało mi się tam bywać.

:smile:

Dobra, żarty (przez łzy) na bok. Mamy społeczeństwo, jakie mamy, i owo społeczeństwo występuje na wsi i w mieście. :-)


W trakcie moich pierwszych dwóch lat życia na wsi nowosądeckiej zniknęły ( czyt. Zdechły, zabito) 4 psy. A sąsiadów miałam jednego stałego, jedno gospodarstwo opuszczone i jedno jakieś 500 metrów od nas. Teraz mieszkam w mieście, od dwóch lat. Sąsiadów tylko graniczących z nami jest 6. Wszystkie psy jakie zastałam dwa lata temu żyją do dziś, w tym sedziwy amstaf z wielkimi problemami zdrowotnymi.
Link to comment
Share on other sites

Cavecanem, a spektakularne przypadki wyrzucania psów z piątego..., ósmego piętra też zdarzały się na wsi? Jeśli tak, to budownictwo na terenach wiejskich drastycznie się zmieniło odkąd zdarzało mi się tam bywać.

Prawda jest taka, ze takie wypadki w mieście są natychmiast nagłaśnianie.  Na wsi psy giną po cichu, jeśli ktoś jeździ tam rzadko, to dostrzega co rusz przy budach nowe psy. Starych praktycznie się nie spotyka. Niestety, jeśli weźmiemy statystycznie 1000 psów  w mieście i na wsi, to sadzę, że różnica w długości życia będzie bardzo się różnić. Dodatkowo, w mieście dość dużo psów, w stosunku do wiejskich jest usypianych, na wsiach praktycznie się tego nie robi - chyba nie sądzisz, ze dziwnym trafem właśnie tam zwierzęta umierają śmiercią naturalną otoczone opieką do końca przez właścicieli.

Link to comment
Share on other sites

A ja mam takie pytanie - czym różnią się niektóre (podkreślam - NIEKTÓRE) hodowle, prowadzone przez ponoć świadomych członków organizacji kynologicznych od przepełnionych schronisk? Psy w klatkach, wypuszczane dla uzyskania ocen czy uprawnień hodowlanych, zero zaspokojenia potrzeb emocjonalnych, nieustanny stres - to przecież robią ludzie, od których można by oczekiwać większej świadomości niż od kogoś, kto na wsi trzyma zwierzęta tylko z przeznaczeniem do garnka.
A jakże, i na wsi psy bywają rozmnażane w skandalicznych warunkach - ale największa polska organizacja kynologiczna, czyli ZKwP, nie sprecyzował do tej pory co to znaczy hodowla amatorska i jakie są niezbędne warunki dobrostanu psów.
A przecież wielu członków tejże szacownej organizacji widuje się w kościele przy okazji uroczystych pożegnań niektórych działaczy - i dlatego pozwalam sobie wrócić do pierwszych wypowiedzi w wątku i ponowić moją początkową wypowiedź - dobremu karczma nie zaszkodzi, złego kościół nie naprawi. Nie zrzucam na księdza odpowiedzialności za ludzkie okrucieństwo wobec zwierząt. Niech każdy swoja winę nosi sam.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Po miescie nikt psa traktorem nie przewiezie, bo raz, ze nikt traktora nie ma, a dwa ze takie rzeczy momentalnie zostana zgloszone. Jednak wiecej ludzi na mniejszym terenie to wieksze prawdopodobienstwo, ze trafi sie ktos, kto zareaguje. A na wsi, gdzie jest 3mieszkancow i kazdy zna kazdego? Lepiej odwrocic glowe, bo po co przez "tylko psa" psuc stosunki sasiedzkie.

Link to comment
Share on other sites

A ja mam takie pytanie - czym różnią się niektóre (podkreślam - NIEKTÓRE) hodowle, prowadzone przez ponoć świadomych członków organizacji kynologicznych od przepełnionych schronisk? Psy w klatkach, wypuszczane dla uzyskania ocen czy uprawnień hodowlanych, zero zaspokojenia potrzeb emocjonalnych, nieustanny stres - to przecież robią ludzie, od których można by oczekiwać większej świadomości niż od kogoś, kto na wsi trzyma zwierzęta tylko z przeznaczeniem do garnka.

 

Myślę, ze statystycznie takich "hodowli" w ZKwP, jest dużo mniej niż w innych stowarzyszeniach. Tacy "hodowcy" znajdą się w niestety w każdym środowisku, czy to w Polsce, czy za granicą. Nie sądzę ponadto, aby nawet w hodowlach kojcowych, psy się zagryzały jak ma to miejsce w schroniskach.  

Widzę, że masz jakąś manię na punkcie ZKwP. Tymczasem taką hodowle jest dużo łatwiej sprawdzić niż w jakimkolwiek innym stowarzyszeniu.

Dla mnie to podstawa, aby psy miały rodowód FCI, ale z drugiej strony nie kupuję psa z ogłoszenia, na szybko, tylko dopiero po dokładnym poznaniu hodowli i hodowców. Psy zamawiam z reguły jeszcze przed kryciem, a czasami czekam nawet 1,2 lata gdy chcę mieć psiaka, po konkretnej suce.

Link to comment
Share on other sites

...a spora liczba hodowli ZKwP znajduje się w miastach, nie na wsi.

 

Choćby straszliwe klatkowe hodowle miniatur i psów do towarzystwa. Ale niekoniecznie tylko ich: koleżanka wiele lat borykała się ze średnim sznaucerem z samego centrum Warszawy, z typowej pseudohodowli tyle, że pod szyldem ZK.

 

Skoro ludzie z definicji kochający zwierzątka, zrzeszeni w największej polskiej organizacji, która jakoby ma tak wysokie standardy, prezentują niejednokrotnie taki poziom, jaki prezentują, to należałoby obarczyć tym naprawdę całe społeczeństwo, a nie jakąś - w dodatku bardzo słabo zdefiniowaną - grupę, wyodrębnianą na zasadzie "gdzie kto mieszka". Co jest zresztą o tyle nieprecyzyjne, że akurat przy naszym położeniu geograficznym nie jest powiedziane, kto mieszczanin od siódmego pokolenia, a kto chłop z dziada pradziada.

 

Być może chodzi o to, że na wsi wiele rzeczy bardziej widać - mamy tu do czynienia z prymitywizmem i brakiem empatii takim wprost, ot, krótki łańcuch, brak budy, brak wody czy karmienia i zarąbanie siekierą.

W mieście różne formy znęcania się bywają dużo bardziej wyrafinowane albo pozostają niewidoczne dla tzw. przeciętnego obserwatora.

Link to comment
Share on other sites

Owszem, mam taką dziwną manię na punkcie ZKwP, że od hodowców tam zrzeszonych oczekuję większej świadomości odnośnie dobrostanu psów niż od członków nowo powstających stowarzyszeń.


Tyle tylko, że część hodowców z nowych stowarzyszeń, znalazła się tam po wykluczeniu ich z ZKwP, za różnego rodzaju przekręty.
Ja wymagam pewnych rzeczy od każdego posiadacza psa, nie tylko hodowcy. Nie ukrywam, że jeśli chodzi o osoby z mojego oddziału, to nie znam nikogo, kto hodowałby psy na poziomie pseudo, a co do dużych hodowli kojcowych, nie kryję się z opinią, że z takiego miejsca bym psa nie kupiła, mimo, ze pod względem bytowym psy mają tam dobrze (znam tylko dwie takie hodowle). Ale osobiście, zakup w takich hodowlach odradzam, jeśli ktoś pyta mnie o zdanie.
Obracam się w środowisku, w którym ludzi dbają o swoje psy, nawet w dużej części wręcz je uczłowieczają.I są to osoby z reguły z psami związkowymi lub kundelkami. Pojedyńcze osoby, które kupiły psy w stowarzyszeniach, nie zamierzają po raz drugi popełnić tego błędu.
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...