Jump to content
Dogomania

Dążenie do ideału kosztem zdrowia psów...


NatiiMar

Recommended Posts

[quote name='kelpie87']Kurcze ja mam chyba misia pluszowego:-( Bo tylko czasem przez płot poszczeka. Ale mi to odpowiada, bo nie musze się zastanawiać kto jej sie nie spodoba. Ale za to nie "kocha" wszystkich, z życzliwą obojętnością daje się pogłaskać, żadnego głupiego cieszenia się i łaszenia się do obcych. Czyli w sam raz jak na moje wymagania.
Ale raz pokazała na co ją stać. Zatrzymałam ją metr nad ziemią jak leciała na pijaczka. Na szczęście nie zdążyła się przekonac jakie to fajne kogoś postraszyć bo cała sytuacja trwała ze 3 sekundy i natychmiast ją uspokoiłam. Gdyby nie smycz, to marnie by było, bo nawet się nie spodziewałam ze coś takiego może zrobić. Wtedy była kilkunastomiesięczną gówniarą i na szczęście od tamtego czasu nie miała okazji sie wykazać. Chociaż test odwagi chętnie bym zrobiła :razz:[/QUOTE]

Poza tym to jest wlasnie tak jak powinno byc, pies ktory potrafi obronic w razie potrzeby, ale w normalnej sytuacji jest spokojny/przyjazny.

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 963
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='nykea']Poza tym to jest wlasnie tak jak powinno byc, pies ktory potrafi obronic w razie potrzeby, ale w normalnej sytuacji jest spokojny/przyjazny.[/QUOTE]

Cóż to za logika!:crazyeye:
Nie jest tak, że jednego dnia pies szczeka i warczy na obcą osobę, a kolejnego obojętnie się z nim minie na ulicy! Pies musi mieć wyjątkowo stabilną psychikę i wielkie zaufanie i szacunek do przewodnika, żeby takie zachowanie nie odbiło się na nim, a niestety niewiele jest takich psów. Dla psa samodzielny atak (opisywany przez kelpie), znaczy tyle, że nie umiem zapewnić mu bezpieczeństwa, on sam musi siebie bronić i podejmować za mnie decyzje. A pies to jednak pies- nagle zdenerwuje go laska idącej staruszki, krzyki dziecka, płacz i, co wtedy będzie? Postanowi działać sam, ponieważ nie może liczyć z naszej strony na pomoc.
Lepiej w odniesieniu do cech charakteru brzmiałoby, że pies jest nieufny, 'aniżeli w razie potrzeby potrafi bez niczyjej zachęty/ pozwolenie warknąć czy gryźć'!
Tak, tak wyszło zbyt emocjonalnie...:lol:.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Uranoe']Cóż to za logika!:crazyeye:
Nie jest tak, że jednego dnia pies szczeka i warczy na obcą osobę, a kolejnego obojętnie się z nim minie na ulicy! Pies musi mieć wyjątkowo stabilną psychikę i wielkie zaufanie i szacunek do przewodnika, żeby takie zachowanie nie odbiło się na nim, a niestety niewiele jest takich psów. Dla psa samodzielny atak (opisywany przez kelpie), znaczy tyle, że nie umiem zapewnić mu bezpieczeństwa, on sam musi siebie bronić i podejmować za mnie decyzje. A pies to jednak pies- nagle zdenerwuje go laska idącej staruszki, krzyki dziecka, płacz i, co wtedy będzie? Postanowi działać sam, ponieważ nie może liczyć z naszej strony na pomoc.
Lepiej w odniesieniu do cech charakteru brzmiałoby, że pies jest nieufny, 'aniżeli w razie potrzeby potrafi bez niczyjej zachęty/ pozwolenie warknąć czy gryźć'!
Tak, tak wyszło zbyt emocjonalnie...:lol:.[/QUOTE]


Czytalas moje poprzednie posty? To powinnas zauwazyc ze dokladnie o to mi chodzi o czym piszesz... Przez psa ktory potrafi obronic w razie potrzeby nie mam na mysli psa, ktory sam atakuje, tylko takiego ktory w razie zagrozenia i [U]za pozwolenie[/U] przewodnika stanie w Twojej obronie a nie spieprzy na drzewo....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='nykea']Poza tym to jest wlasnie tak jak powinno byc, pies ktory potrafi obronic w razie potrzeby, ale w normalnej sytuacji jest spokojny/przyjazny.[/QUOTE]


Ok, doczytujac, nie powinnas musiec zatrzymywac ja "metr nad ziemia", bo wyglada na to ze podjela samodzielna decyzje, ale wiadomo jak to jest ;) Jak sie takie cos raz zdarzy to trudno od razu psa skreslac. My mielismy takich sytuacji calkiem kilka i dlatego bardzo na to zwracalam uwage przy szkoleniu i jak narazie (odpukac) wszystko idzie pieknie, Yarpen wraca na zawolanie idealnie, i juz przy mojej nodze obserwuje "delikwentow" ;)

Link to comment
Share on other sites

Wiesz, czytałam czy nie czytałam, moja wina, za nadinterpretację słów. Wydumałam, że cytat 'Poza tym to jest wlasnie tak jak powinno byc, pies ktory potrafi obronic w razie potrzeby, ale w normalnej sytuacji jest spokojny/przyjazny' w odniesieniu do posta kelpie wyraża całkiem inne poglądy...:lol:
Przepraszam, o nykeo, wybacz mi :cool1:.

Link to comment
Share on other sites

Co zrobi pies, który "umie obronić w razie potrzeby" (załóżmy roboczo, że wyłącznie na polecenie przewodnika) - gdy przewodnik w trakcie spaceru np. straci przytomność i ktoś z przechodniów będzie chciał mu udzielić pierwszej pomocy? Tak z ciekawości pytam, bo to nie jest "normalna sytuacja".

Link to comment
Share on other sites

Filodendron z mojego doświadczenia -moja suka jak do mnie trafiła miała duże problemy z agresją, również do ludzi. Opanowanie tego kosztowało nam mnustwo pracy, ale przyniosło efekty, Birma przy mnie człowieka nie ruszy [jak mnie nie ma - nie zaczepiana nie ruszy].
Za to jak raz zemdlałam to moja mama, osoba psu doskonale znana [po 1,5 roku wspólnego mieszkania] nie mogła do mnie podejść... Mówiła, że Birma tylko powarkiwała na nią w przerwach między lizaniem mnie po twarzy, ale i tak mama się bała. W sumie jak się ocknęłam to już lecieli do mnie z kijem, żeby psa odgonić. Jak tylko się ocknęłam i odezwałam to kudłata bez problemu pozwoliła do mnie podejść mamie i babci. Za to wcześniej bez mrugnięcia okiem pozwoliła podejść do mnie młodemu [który próbując mnie ocucić napakował mi śniegu pod koszulkę - nie polecam tej metowy ;)].

Tak więc akurat ja mam 100% pewności, że w razie czego w towarzystwie kudłatej nikt mi pierwszej pomocy nie może udzielić.

Link to comment
Share on other sites

Mojemu futrzakowi się taki wybryk RAZ zdarzył, Jak miała naście miesięcy i przechodziła młodzieńczą burzę hormonów. Teraz ma 4 lata i nigdy przenigdy nie wykazała agresji wobec człowieka, nie licząc poszczekiwania przez płot, które uprawiają chyba wszystkie psy które mają płot do dyspozycji Ale faceta który wszedł nam do domu bo wyjątkowo była bramka na klucz nie zamknięta i się ładnie przywitał, też kulturalnie powitała ;) Ze stoickim spokojem przechodziła przez dziki tłum na Krupówkach, musiałam tylko pilnowac żeby nikt jej nie stratował. Bywa w bardzo różnych miejscach, spotyka różne dziwne osoby i nigdy się nie powtórzyła sytuacja że ktoś jej się nie spodobał.
Ta "nieufność" charakterystyczna dla ras z przeszłością obronną przejawia się w tym że 90 % obcych po prostu ignoruje. Pozwala się głaskać, dotykać, ale robi to z absolutnie obojętną miną, rzadko do kogoś widzianego po raz pierwszy pomacha ogonem. Za to w stosunku do "swoich" jest mega pieszczocha i lizus, chętna do zabawy, z nieodłącznym pluszakiem w zębach.
Co by zrobiła w sytuacji ekstremalnej , nie wiem, ale wtedy żaden pies nie jest w pełni przewidywalny. Zresztą co tu mówić o psie, jak ludzie potrafią się tak zachować, że potem sami nie rozumieją swojego postępowania.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='bonsai_88']
Tak więc akurat ja mam 100% pewności, że w razie czego w towarzystwie kudłatej nikt mi pierwszej pomocy nie może udzielić.[/QUOTE]
Ja myślę, że to wcale nie jest rzadkie, tylko ludzie o tym nie myślą, jeśli ich to nie spotkało. I niekoniecznie zachowanie psa zależy od wcześniejszych problemów.
M.in. dlatego tak podkreśla się potrzebę przewożenia psów w pasach bezpieczeństwa lub transporterach, bo w razie wypadku, w którym człowiek ucierpi bardziej niż pies, może być kiepsko z pomocą.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

A ja mam zboczenie do udziwnionych psów. Uwielbiam fałdy i skrócone buzie bo są idealne do całowania, ubóstwiam uszy do samej ziemi i szczątkowy ogon. Ale to tylko wizualnie mnie pociąga. Natomiast nie mogę wyobrazić sobie męczarni takich psów we własnym ciele i mimo, że to cudownie wygląda i jeszcze lepiej się miętoli, to jestem przeciwna takim hodowlom, które jeszcze bardziej skracają co krótkie i wydłużają co już za długie, kopiowanie uszu, ogonów, kątowanie = horror.
Sama byłam hodowcą kotów i wszystkim chętnym na kupno nie oszczędzałam prawd o danej rasie, dotyczących wad charakteru i chorób wpisanych w rasę. Ja byłam bardzo uczciwym i solidnym hodowcą. Uważałam, że tylko opiekun świadomy będzie domem odpowiednim. Skoro wybrał taką, a nie inną rasę to oznaczało, że po prostu mu się podobała, o zaletach na pewno zdążył przeczytać, natomiast o wadach danej rasy tak naprawdę szczerze i otwarcie mało się mówi. Żaden hodowca nie powie "wybierz inną rasę, bo ta jest ładna lecz mało kumata". W przypadku kotów i pewnych innych zwierząt wręcz się to tuszuje. Efekt tego był taki, że klient kupował kota tej samej rasy, lecz z sąsiedniej hodowli. Dlaczego taki paradoks? Bo wolał uwierzyć w mityczne historyjki hodowcy-naciągacza i moja hodowla była fe, moje koty złe, w rezultacie nikt ode mnie nie kupował bo chyba wolał wierzyć, że to tylko moje koty są dziwne, a tak nie było. Kupując takiego samego kota z sąsiedniej hodowli był przekonany, że nabywa idealnego kota bo nieuczciwy hodowca tak go zapewnił.
Wszystkie sztuczki hodowców ja doskonale znam. I ja się brzydzę takimi hodowcami.
Nadal jednak panuje tzw. zmowa zmilczenia między hodowcami. A połowa z nich powinna wylecieć z tej działalności za nieetyczne postępowanie działające na niekorzyść rasy plus nabieranie ludzi.
Teraz jestem również hodowcą , nie zdradzę czego bo w Polsce jest to bardzo świeża "rzecz" (nie są to w każdym razie małpki, filigranowe świnki, ani jeżyki). Ale niestety, hodowcy tych zwierząt nie różnią się niczym od psich i kocich. Sprzedają zwierzęta chore i niepełnosprawne w wyniku przesadnego urasowienia.
Powiem Wam na czym polega między innymi problem. Hodowca tego gatunku kupuje, nazwijmy to, egzemplarz. A nabywa go zza granicy po długim oczekiwaniu i manipulacjach transportowych. Ten egzemplarz sporo go kosztuje sam w sobie, plus wiele miesięcy bardzo kosztownego odchowu nim przystąpi do krycia. I teraz jeżeli nawet okazuje się, że u egzemplarza wystąpiły wady przeszkadzające w egzystencji... no cóż. Tyle pieniędzy i czasu nie może iść na marne. To problem numer jeden. Drugi, z czym się spotkałam u wieloletnich, doświadczonych hodowców, a osobiście byłam tym tokiem myślenia zaskoczona to "no bo nieprzerasowionych egzemplarzy nikt nie kupi bo się nie podobają". A więc trzeba rzecz jasna przesadzić z wyglądem kosztem zdrowia aby klient był wniebowzięty i kupił. Produkuje się bardzo dziwne kolory, które powodują geny odpowiedzialne między innymi za choroby kości. I o tym wie jedynie hodowca, który działa z premedytacją, a nie laik - potencjalny, przyszły właściciel. Ale najważniejsze żeby klient padł z wrażenia. No i żeby u sędziego wysokie notki były. Co z tego, że zwierzak nie może chodzić i oddychać, ba, nie może się nawet podrapać tak jest napompowny. Te problemy wychodzą dopiero w domu po zakupie, a hodowca mówi na to: widziały gały co brały. I osoba może mieć żal tylko do siebie. A zwierzę? Wpierw się męczy, a potem może ląduje gdzieś indziej bo właściciel pozbywa się kłopotu. I coś w tym jest. Ja prowadzę najpospolitszy kolor, za to moje zwierzęta są zdrowe i nie wykazują agresji, lecz chętnych na maluszki brak. Przykre. Nie będę już rozpisywać się o samych warunkach chowu i różnicach w poziomie utrzymania i socjalizacji zwierząt moich, a u innych hodowców bo bym musiała się wściec.
To samo przekłada się na psy. Ja osobiście kupując psa z hodowli chciałabym tylko i wyłącznie otrzymać pożądany charakter psa i gwarancję zdrowia względem wykluczenia typowych wad genetycznych wpisanych w rasę, które hodowca MA OBOWIĄZEK likwidować. Tymczasem większość te problemy jeszcze bardziej pogłębia. Problem jest taki, że hodowca prawdy mi nie powie i nie istnieje hodowla, dla której priorytetem jest charakter psa, kota czy konia. On zainwestował w opłacenie hodowli oraz zwierzęcia i mnoży TO CO MA (i często nie to co powinien, lub co chciałby bo jest to dla niego chwilowo nieuchwytne). Wygląd się sprzedaje dlatego, że go widać i jest to pierwsza rzecz wywołująca impuls pod tytułem [B]chcę to mieć[/B]. Wygląd przyciąga lub odrzuca. Natomiast w kwestii charakteru zawsze można puścić bajer i na końcu stwierdzić błędy wychowawcze "bo w mojej hodowli kotek/piesek zachowywał się zupeeełnie inaczej". W kwestii zdrowia jest tak samo "no przecież nie sprzedałbym kota z grzybicą, pieska ze świerzbem. Kotek/piesek wychodzi na dwór? No właśnie! Załapał paskudztwo na dworze".
Co by tu dużo pisać. Hodowca hodowcy nierówny. Uwierzcie, że niewielu robi to [B]rzetelnie[/B] i z miłości do zwierząt, niech mówią co chcą, ale miłość wygląda inaczej. Niech po prostu powiedzą otwarcie, że kochają pieniądze, nie psy.

Link to comment
Share on other sites

Dubin - ładnie napisane. Szkoda, ze hodujesz koty, bo bym Cię polubiła (od stycznia nienawidzę hodowców kotów odkąd szukałam do ADOPCJI MC, powtarzam - do adopcji a nie za grubą kasę za tzw "zwrot" kosztów.... gdybym chciała kupić wystawowego to bym kupiła, ale ja chciałam "zużytego" z hodowli na kolana do kochania). Inna sprawa to "zużyte" koty hodowlane i "przemiał" w hodowlach kotów. Ale to nie na ten temat. W mojej psiej hodowli w życiu bym nie pozwoliła na to, ze jeśli pies/suka kończy karierę hodowlaną a jakis tam powodów nie wypycham ich "na ludzi" a zostają w hodowli. A jeśli bym miała komuś oddać do adopcji, to była by adopcja a nie "za zwrot kosztów" jak w "Długu" Krauzego.
A co do Twojej wypowiedzi - to nic innego jak od podszewki sprawdzać, bywać, ba nawet pomieszkać w hodowli, przy okazji pomóc hodowcy i tym sposobem poznać zwierzaki jakie mamy zamiar hodować.
Ja też uwilbiałam najpierw poznać przyszlych wlaścicieli moich psów ale pod kontem tego co im mówiłam zaczynając od samych złych stron rasy, zwłaszcza mocno akcentowałam możliwą niszczycielskość malego słodkiego pieska która moze trwac nawet i 2 lata....

Link to comment
Share on other sites

Koty hodowałam wiele lat temu, ale nie w Polsce. Koty dlatego, że była to największa na świecie miłość mojej mamy. Trochę inne realia niż tu, ale jakiejś wielkiej różnicy nie ma między hodowcami z różnych części świata. Napomknęłaś o ważnej rzeczy jak pozbywanie się wyeksploatowanych zwierząt bez mrugnięcia okiem i jeszcze chęć zarobienia na tym. O ile rozumiem to w przypadku takich zwierząt jak ptaszki, króliki czy gryzonie, gdzie hodowca ma tego kilkadziesiąt/kilkaset na głowie, a po dwóch max trzech latach taki zwierzaczek przechodzi na emeryturę, to lepiej dla niego jak znajdzie kochający dom niż pozostanie w hodowli jako jeden z wielu, bez szczególnej troski na jaką zasłużył kończąc karierę hodowlaną. Ale w przypadku zwierząt związujących się silnie z opiekunem, świadomych swojego stada, swojego miejsca na świecie, nigdy tego nie pojmę. Ja bym tak nie umiała. Znowu chodzi o pieniądz - trzymanie "bezużytecznego darmozjada" i jeszcze ta pazerność na koniec, ten tupet żeby wycisnąć tylko kolejną kasę. Od początku do końca było to narzędzie, a nie żywe stworzenie do kochania. Smutne, zgadzam się z tym. Uważam, że na to warto zwracać uwagę, to pokazuje czy dla hodowcy zwierzę jest tylko narzędziem.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Dubin']Koty hodowałam wiele lat temu, ale nie w Polsce. Koty dlatego, że była to największa na świecie miłość mojej mamy. Trochę inne realia niż tu, ale jakiejś wielkiej różnicy nie ma między hodowcami z różnych części świata. Napomknęłaś o ważnej rzeczy jak pozbywanie się wyeksploatowanych zwierząt bez mrugnięcia okiem i jeszcze chęć zarobienia na tym. O ile rozumiem to w przypadku takich zwierząt jak ptaszki, króliki czy gryzonie, gdzie hodowca ma tego kilkadziesiąt/kilkaset na głowie, a po dwóch max trzech latach taki zwierzaczek przechodzi na emeryturę, to lepiej dla niego jak znajdzie kochający dom niż pozostanie w hodowli jako jeden z wielu, bez szczególnej troski na jaką zasłużył kończąc karierę hodowlaną. Ale w przypadku zwierząt związujących się silnie z opiekunem, świadomych swojego stada, swojego miejsca na świecie, nigdy tego nie pojmę. Ja bym tak nie umiała. Znowu chodzi o pieniądz - trzymanie "bezużytecznego darmozjada" i jeszcze ta pazerność na koniec, ten tupet żeby wycisnąć tylko kolejną kasę. Od początku do końca było to narzędzie, a nie żywe stworzenie do kochania. Smutne, zgadzam się z tym. Uważam, że na to warto zwracać uwagę, to pokazuje czy dla hodowcy zwierzę jest tylko narzędziem.[/QUOTE]

Dubin nie wrzucaj wszystkich do jednego wora. Jestem jedyna w Polsce, która o hodowanych rasach na wstępie mówi o wadach a potem o zaletach. I wierz mi zawsze natrafisz na tych co lubią mieć mydlone oczy i na tych co szukają prawdy. Ja wydajac szczeniaka wiem, że ludzie zdają sobie sprawę z problemów jakie mogą napotkać - zresztą część info jest w umowie którą podpisują. Mam więc nadzieję, że szczenięta mają dobre domy bo ludzie nie będą zaskoczeni różnymi zachowaniami lub ewentualnymi chorobami (dla wyjaśnienia badam swoje psy przed rozrodem i nieukrywam przed nikim wyników badań).
Na wszystkich forach jakich udzielam się piszę o problemach zdrowotnych w rasie oraz o dostępnych badaniach. Robie to w każdej możliwej sytuacji, w rozmowach z przyszłymi ewentualnymi nabywcami też. Jestem znienawiodzona przez innych hodowców myślących inaczej (dla mnie to papierowe pseudo :evil_lol:). Ale mam czyste sumienie powołując na świat kolejne szczenięta oraz czuję spełnienie, że czynię coś dla dobra rasy (w mojej "linii" udało się wyeliminować "na razie" 2 wady oczu, nie psując przy tym eksterieru).
Im więcej takich hodowców co nie boją się publikować wynikó badań - a przede wszystkim świadomie rozmnażać korzystając z dostępnych badań, nie bojących się mówić o problemach związanych z daną rasą (nawiasem mówiąc nie ma bezproblemowej rasy :diabloti: kwestia wyboru i akceptacji przez przyszłego właściciela) tym lepiej dla HODOWLI ogólnie mówiąc. Ja nim kupiłam amerykankę poznałam wszystkie problemy zdrowotne i problemy związane z charakterem czy też pielęgnacją - NIC DLA MNIE NIE BYŁO ZASKOCZENIEM, do każdego badania swoich psów podchodziłam i podchodzę z pokorą i lękiem mimo że w mojej hodowli już 3-cie[B] przeze mnie[/B] przebadane pokolenie mieszka a tak wogóle to 5-te przebdane tyle że tu nie ja badałam;)

Można dążyć do ideału NIEKONIECZNEI KOSZTEM ZDROWIA ale do tego trzeba mieć wiedzę a nie chęć dopuszczenia suczki do psa, a już krycie tzw polityczne (czyt u sędziego kynologicznego) niekoniecznie psem dającym wartościowe mioty - nie skomentuję :mad:

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...