Jump to content
Dogomania

Tralala bulterier nerki ma dwa


Jedi

Recommended Posts

To tylko skrót myślowy, który miał na celu pokazać, że odpowiedzialność za psa nie może być jednostronna. Coś za coś. Jeżeli Ty chcesz championa kupując u mnie szczeniaka i rządasz odemnie na to gwarancji, to ja Ci ją dam pod warunkiem, że Ty zagwarantujesz, że piesek będzie prawidłowo prowadzony. W teorii proste, w praktyce trudne.

Myślę, że tu należy jeszcze wspomnieć o dość istotnej kwestii jaką jest informacja. No i dobry kontakt hodowcy z potencjalnym właścicielem. Zakładam, że hodowca, jako, że jest hodowcą ma znacznie większe doświadczenie i wiedzę niż potencjalny właściciel, którego w takim przypadku należy dość dobrze poinformować o tym jak ma dbać o psa i co go czeka. A jakże często zdarza się, że do hodowcy przychodzą ludzie prosząc o jakiegoś spokojnego pieska a dostają alfę, do przecież hodowca MUSI sprzedać wszystkie szczenięta. Wczoraj do lecznicy przyszla dziewczyna z rasowym szczeniakiem z zaawansowaną nosówką. Nikt jej nie powiedział, że pieska się szczepi...

Nie zawsze potencjalni nabywcy są zainteresowani dobrym kontaktem z hodowcą (bardzo częste). Patologie bywają, dlatego zawsze polecam renomowane hodowle (za co już kiedyś na tym forum o mało mnie nie ukrzyżowano - temat "czy kupie psa poniżej 1000 zł" czy coś takiego). Hodowca powinien wywiązać się ze swoich obowiązków, lecz niestety nie zawsze jest mu to dane. Zresztą hodowcy są różni ale to już inny temat, bo tu mówimy o tym na ile hodowca jest odpowiedzialny za niektóre cechy swojego narybku

Link to comment
Share on other sites

To, że rodzice nie są chorzy nie znaczy, że dzieci nie będą. Pradziadek mógł być chory. O czym hodowca może nie mieć pojęcia. Ale zgadzam się jeżeli są dostępne testy, to psy powinny być testowane. Skuteczność i tak raczej nie będzie wielka.

a czy ja gdzies napisalam cos innego?

przeciez napisalam, ze chodzi o zmnieszanie prawdopodobienstwa a nie o dawanie gwarancji... wg. mnie to juz bardzo duzo o ile patrzy sie na hodowle w perspektywie kilkunastu lat a nie jednego miotu... bo po tych przebadanych rodzicach, czesc dzieci tez bedzie przebadana a wtedy juz bedziemy mieli dwa pokolenia, pozniej znow czesc i tak sobie te pokolenia ida dalej... problemu to nie wyeliminuje ale wg mnie zmniejszy...

Zmniejszy to prawda, ale jak Ci się jeden chory szczeniak trafi to i tak Cię ukrzyżują.

Link to comment
Share on other sites

Hodowca powinien wywiązać się ze swoich obowiązków, lecz niestety nie zawsze jest mu to dane. Zresztą hodowcy są różni ale to już inny temat, bo tu mówimy o tym na ile hodowca jest odpowiedzialny za niektóre cechy swojego narybku

I ot cały problem. Moim skromnym zdaniem nie można mówić o jakiejkolwiek odpowiedzialności, zwłaszcza zbiorowo i ogólnie kiedy każdy przypadek jest indywidualny i zazwyczaj złożony. W tym przypadku chyba cenniejsze chęci i starania niż gwarancje.

Link to comment
Share on other sites

Hodowca powinien wywiązać się ze swoich obowiązków, lecz niestety nie zawsze jest mu to dane. Zresztą hodowcy są różni ale to już inny temat, bo tu mówimy o tym na ile hodowca jest odpowiedzialny za niektóre cechy swojego narybku

I ot cały problem. Moim skromnym zdaniem nie można mówić o jakiejkolwiek odpowiedzialności, zwłaszcza zbiorowo i ogólnie kiedy każdy przypadek jest indywidualny i zazwyczaj złożony. W tym przypadku chyba cenniejsze chęci i starania niż gwarancje.

Moim zdaniem (też zresztą skromnym), wine trzeba umieć udowodnić, co w przypadku genetyki jest niemalże niemożliwe. Zresztą w przypadku hodowli łatwo o nieświadomą winę. Jeden hodowca mi powiedział, że jak się chce coś dobrego wyhodować to trzeba ryzykować. Bo kto nie ryzykuje zwycięzcy świata nie wyhoduje.

Link to comment
Share on other sites

Kult lubię i Kazika solo też. Wkurza mnie to biadolenie. To, że moje szczenięta są zdrowe to dzięki. Ale hodowla nauczyła mnie pokory i to nie wtryskarka i pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Nerwus jestem okrutny to fakt i raczej agresywny. I tak jak powiedział Tom my dajemy przyszłemu właścicielowi niezapisaną księgę i jak ją zapisze tak będzie miał. Jazda zaczęła się od postu o agresywnym bullu i genach mnie to wszystko po prostu wkurza. Jak ktoś sobie nie radzi to geny i nic poza tym a tak naprawdę mało jest dewiantów w większości jest to spowodowane nieumiejentnym prowadzeniem. Można to zwalić na nieumiejętne traktowanie szczeniąt przez hodowcę, różnie. Nie można za wszystko obwiniać genów. A każde badanie można podważyć, że znajomy lekarz albo coś w tym guście. Sama kryłam psem, który miał robione wszystkie badania ale chodzi tu BAER. Znajoma z Czech powiedziała mi, że ten pies był głuch na jedno ucho. Ona słyszała to od swojej koleżanki, która zaś słyszała to od angielskiej hodowczyni. Tym psem był Saracen, który zanim został sprzedany pokrył ok.30 angielskich suk. Użyły go nalepsze hodowle z CALIBREM na czele z czego wyszły trzy ch. ang. Kto miał rację ta Angielka. Czy po prostu nie lubiła Kilacabarów a może hodowli Caliber. Naprawdę jak się chce psa uderzyć to kij się zawsze znajdzie. A temat był dla wyluzowania i masz ci babo placek.

Link to comment
Share on other sites

a to juz insza inszosc ze jak ktos kogos nie lubi to zaraz dorobi cala ideologie... dlatego najlepiej ufac wlasnemu rozsadkowi a nie temu co ludzie gadaja - bo jeden taki gadajacy moze narobic wiele bigosu nie dlatego ze z psem faktycznie cos jest, tylko dlatego ze wlasciciel psa za pozno powiedzial dzien dobry albo niechcacy tracil lokciem... powodow do obgadywania z reguly dostarczaja ludzie a nie same psy... zreszta, niech kazdy robi to co uwaza za sluszne i stosowne - nikt nie ma monopolu na sluszne idee... a ci co 'zawsze maja racje' to z reguly maja problemy z przyjmowaniem rzeczywistosci taka jaka ona jest...

Link to comment
Share on other sites

Taka mała dygresja mi się nasunęła...

(za co już kiedyś na tym forum o mało mnie nie ukrzyżowano - temat "czy kupie psa poniżej 1000 zł" czy coś takiego).
Zmniejszy to prawda, ale jak Ci się jeden chory szczeniak trafi to i tak Cię ukrzyżują.

a w to nie watpie... niektorzy by mnie juz pewnie teraz i bez szczeniaka ukrzyzowali :wink:

To można przemyśleć... Takie odkupienie wszystkich "bulkowych" grzeszków :evilbat:

:wink:

Link to comment
Share on other sites

Leonek miał bardzo powiększone węzły chłonne i złe wyniki krwi, istniało podejrzenie raka układu limfatycznego. Byliśmy załamani, ale na pewno jest już wszystko na dobrej drodze, węzły dochodzą do normy. Szkoda że nie mogliśmy go zgłosić do Poznania.

Link to comment
Share on other sites

Nie zamierzałem zabierać już głosu w tym temacie, lecz jedna bardzo ważna (i bardzo trafna) wypowiedź przeszła zupełnie bez żadnego odzewu (po części także z mojej winy). Pozwolę sobie w całości ją zacytować:

Nie miałam się o co obrazić (zresztą nieleży to w mojej naturze :) ), cieszę się wraz z wami ze zdrowia waszych psiaków :) .

Jeśli zaś chodzi o genetyke i jej prawa, to choroby które nie można dostępnymi metodami przetestować, będą występować w populacji, gdyż dziedziczy się do paru pokoleń wstecz. Prawdziwy hodowca, czyli ten zajmujący się udoskonalaniem rasy, a nie hodowlą "pieniędzy", napewno wycofa z dalszej hodowli psiaki.

Tu się też zaczyna kłopot własnie z samą chorobą nerek. Jeśli w miocie znajduje się chory szczeniak, cały miot powinien dostać wpis, że nie jest do dalszej hodowli. Mogą nigdy nie zachorować, ale przekazywać chorobę. Rodzice szczeniąt też powinni zostać wycofani z hodowli jak ich wszelkie potomstwo. Sprawa komplikuje się jeszcze, jeżeli choroba rozwinęła się np. u psa-reproduktora po którym odchowanych zostało kilka miotów i te szczeniaki zbliżają się do wieku reprodukcyjnego.To wszystko teoria, a praktyka jest praktyką.

Dlatego jak na mój gust dopóki nie pojawią się odpowiednie testy genetyczne, walka z takimi chorobami to jak walka z "wiatrakami".

Co do naszego Snorka, to że choruje na nerki jest bezsprzeczne, natomiast czy jest to u niego choroba genetyczna to kropki nad "i" postawić nie mogę, ponieważ się nie zdecydowałam na biobsję nerek. Dałoby to jednoznaczą odpowiedź. Chociaż skłaniam się do wersji choroby o podłożu genetycznym po informacjach jakie otrzymałam od właściciela również chorej bulki. Ma ona wspólnych przodków z naszym Snorrikiem (od strony jego matki). Poinformowałam właścicieli matki Snorrika o jego chorobie, a co oni zrobią z tą wiadomością to czas pokaże.

Zgadzam się ze wszystkim, co napisała Mgd_a. Także jestem zdania, że z hodowli należałoby eliminować nie tylko chorego psa, lecz także jego rodziców i rodzeństwo. Nie są to jedynie szalone pomysły „sfrustrowanych” posiadaczy chorych bulików, ale rzeczywista konieczność. Wiele chorób dziedzicznych (a także agresja) często występuje u osobników, których rodzice są całkowicie normalni i zdrowi, gdyż za przekazywanie niekorzystnych cech odpowiedzialne są geny recesywne. Rodzice ułomnych zwierząt są heterozygotami recesywnymi (pod względem genów warunkujących wystąpienie wady). Zważywszy na pewną przypadkowość podziału redukcyjnego, wśród potomstwa heterozygotycznej pary pojawią się osobniki zdrowe, chore, a także podobne do rodziców (heterozygotyczni nosiciele „wadliwych” alleli). Na obecną chwilę nie ma niestety żadnej możliwości określenia, do której kategorii należeć będą poszczególne szczenięta. Przepisy hodowlane w Polsce są bardzo liberalne, co nie wychodzi rasie na zdrowie. Bezwzględne wykluczanie z hodowli nosicieli „złych” genów zdecydowanie podniosłoby zdrowotność całej populacji. Każdy miot, w którym pojawia się chore zwierzę, dostarcza cennych informacji o nosicielstwie (lub jego podejrzeniu) u konkretnych psów. A czy hodowcy z nich korzystają? To już zależy od tego (jak napisała Mgd_a) co hodują - psy, czy pieniądze…

Link to comment
Share on other sites

Ja także jestem bullomaniakiem, a zakup kolejnego psa jest tylko kwestią czasu (pomimo złych doświadczeń z Chojrakiem). Nie oznacza to jednak, że nie dostrzegam wielu negatywów rzutujących na zdrowotność polskich bullterrierów. Przede wszystkim reformy wymagają przepisy hodowlane. Zadziwiający dla mnie jest fakt, że bule (często trapione rozlicznymi przypadłościami dziedzicznymi) podlegają jedynie wystawowej weryfikacji przydatności do hodowli. Zupełnie tak samo, jak pinczery miniaturowe. Różnica polega „jedynie” na tym, że nie są znane żadne charakterystyczne dla pinczerków choroby, a największym genetycznym defektem występującym u tej rasy jest brak pierwszego zęba przedtrzonowego szczęki. Osobiście najbardziej ubolewam nad faktem, że nikt w ZK nie gromadzi informacji o przypadkach chorób dziedzicznych, które wystąpiły u konkretnych bullterrierów (przynajmniej nic mi o tym niewiadomo). Nie sądzę także, aby robił to ktokolwiek inny - choćby nieformalnie (do tej pory nikt nie poprosił mnie o przesłanie rodowodu cierpiącego na zwichnięcie rzepki Chojraka – a występuje w nim kilka znanych psów). Zastanawiam się więc, na podstawie jakich danych hodowcy dokonują tzw. analizy rodowodów pod kątem zdrowotności poszczególnych linii. Możliwości są dwie: albo opierają się na informacjach przekazywanych pocztą pantoflową, albo takowej analizy nie robią wcale. Wprowadzenie tak radykalnych (i skutecznych zarazem) rozwiązań jak te, o których pisałem w moim poprzednim poście jest raczej mało prawdopodobne. Na pewno służyłoby to rasie, ale już nie koniecznie hodowcom (szczególnie tym, co forsę przede wszystkim rozmnażają), gdyż mogłoby się nagle okazać, że połowa populacji nie spełnia tak surowych kryteriów.

Link to comment
Share on other sites

Ja mam taką propozycję: ludzi też tak weryfikujmy pod względem reprodukcji. Przecież my też jesteśmy nosicielami wielu chorób, gene tycznych również. Nikt nam nie nakazuje: proszę pani z tym panem to dzieci mieć pani nie moze bo....

1984 Orwell

Link to comment
Share on other sites

Ja mam taką propozycję: ludzi też tak weryfikujmy pod względem reprodukcji. Przecież my też jesteśmy nosicielami wielu chorób, gene tycznych również. Nikt nam nie nakazuje: proszę pani z tym panem to dzieci mieć pani nie moze bo....

1984 Orwell

Złe porównanie. Hodowla psów rasowych polega na doskonaleniu rasy a nie utrwalaniu w niej wad wrodzonych.

Poza tym istnieją jak najbardziej poradnie genetyczne dla ludzi, w których zapadają m.in. takie decyzje. Oczywiście człowiekowi nikt nie może niczego zakazać - chcesz mieć dziecko z mukowiscydozą albo bez rączek i nóżek - twoja sprawa.

Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie możliwości wyegzekwowania na hodowcach obowiązku zgłaszania wad wrodzonych do związku kynologicznego czy innej bazy danych. Poza tym nie każda wada, choroba jest genetycznie uwarunkowana - jest wiele schożeń o podobnej epikryzie a różnym podłożu. A więc potrzebna jest jeszcze umiejętność identyfikacji danej jednostki. Czy możemy oczekiwać takiej wiedzy od hodowców ? Oczywiście mozna stworzyć ciało doradcze, oprzeć się na testach DNA - do tego zwiazek powinien dażyć, ale myślę, ze to bardzo daleka droga.....

Link to comment
Share on other sites

A więc potrzebna jest jeszcze umiejętność identyfikacji danej jednostki. Czy możemy oczekiwać takiej wiedzy od hodowców ?

przeczytałam to co napisałam i sama się dziwię jak takie bzdury można pisać. Oczywiście, że powinniśmy oczekiwać, że hodowcy, zawłaszcza przez duże h posiadaja taka wiedzę i ją wykorzystuja przy doborze par do kojarzenia. Niestety w większosci przypadków hodowca to osoba, której suka zrobiła uprawniwnienia i tyle. Osoba bez zadnego przygotowania w temacie hodowli, genetyki etc. Czyli hodowca amator - jak to ładnie jest uregulowane w regulaminie... :wink:

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...