Jump to content
Dogomania

Najdziwniejsze komentarze dotyczace waszych psów :) [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='ulvhedinn']To raczej nic dziwnego, że koza jest odwoływalna, nie tylko psy są inteligentne ;) chyba za często postrzegamy zwierzęta gospodarskie jako takie "bezosobowe" stworzenia, bez indywidualności, inteligencji, uczuć. W sumie jasne, ze tak jest prościej - i mniej wyrzutów sumienia i po części wynika to z faktu, ze wielu z nas nigdy się bliżej nie zetknęło ze zwierzakami innymi niż psy koty, czy chomiki.

Kozę, owcę, czy świnię można nauczyć podobnych rzeczy jak psa, nawet ptaki da się szkolić ;)

Jest w Wielkiej Brytanii projekt szkolenia koników miniaturowych na przewodników osób niepełnosprawnych: [URL]http://www.guidehorse.com/[/URL]
Te koniki (falabella) są wielkości umożliwiającej trzymanie ich w domu (co nie znaczy, że nie powinny mieć wybiegu), u nas na razie jest ich malutko, ale kto wie, może niedługo da się spotkać konika pod blokiem.... (ja się już zastanawiałam, co moi sąsiedzi by powiedzieli i czy metodą "e to niemożliwe" wmawialiby sobie że to taki nietypowy pies).[/QUOTE]

Mnie to nie dziwi, że zwierzęta gospodarskie są zdolne do nauki, wystarczy trochę filmów obejrzeć ze zwierzętami - jakoś te stworzenia trzeba było przecież wszystkiego nauczyć, by zagrały ;) Widziałam na youtube filmy z owieczkami biegającymi na torze agility, są lepsze niż niektóre psy. O świniach nie wspomnę, bo są mega inteligentne, tak samo dziki - jest w Polsce pan, który się dzikami zajmuje, wysypuje im buraki, a one mu przynoszą pod dom gałązki wierzbowe :loveu: Taką "wyszkoloną" krowę miała mama mojego TZa, krówka przychodziła na wołanie i chodziła za nią jak pies. Raczej po prostu branie ich na spacer jest (w naszej kulturze itd) nietypowe, poza tym się zwyczajnie nie spodziewałam, byłam pewna, że to pies i stąd moje zaskoczenie ;)

Z tymi konikami to raczej niepokojące, w Irlandii też był boom na kuce - potem był kryzys i porzucali konie jak leci. Mają z tym nieraz większy problem niż z bezdomnymi psami, bo koń wymaga jednak większych nakładów finansowych (pies może być w mieszkaniu i chodzić na spacer, kucyk już musi mieć wybieg), trudniej mu dom znaleźć i tak dalej. Jasne, jakby one były tylko dla niepełnosprawnych i by miały zapewniony byt w razie kontuzji, choroby czy zwykłej starości, to pomysł jest super. Ale zwykli ludzie też by się na nie "rzucili", a gdy okazałyby się bardziej kłopotliwe... To kiepska sprawa. Może to moje czarnowidztwo, ale nie ufam ludziom już wcale ;)

[B]Majkowska[/B] - albo rzuca się na inne krowy :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rosa']Majkowska krowy potrafią naprawdę szybko biegać, może nie tak jak chart, ale kiedyś się zdziwiłam jak mi stado zwiało bo jabłuszka w lesie poczuły.[/QUOTE]
wiem ;)

Przypomniało mi to jak byłam na Litwie na wystawie i zatrzymałysmy sie w gospodarstwie agroturystycznym na granicy - włascicielka miała setera i haszczaka w kojcu i haszczak uciekał w pola. Kiedyś podczas jednego spaceru poleciał za nami, przesadził rząd drutu kolczastego podpiętego do prądu i wskoczył między krowy. Zabawa polegała na tym że wskakiwał im do poidła, kładł się w wodzie i czekał jak krowy się nim zainteresują, jak już podeszła jedna to zrywał się, z ujadaniem obiegał wszystkie slalomem między ich nogami, a następnie czekał na rozwścieczone krowy, robił z nim rundkę honorową po pastwisku i w kulminacyjnym momencie wyskakiwał z zagrody. Za chwilę znowu...
Kiedyś wyszłam z psami (2 lub 3 sztuki pointera na smyczy) a haszczak za nami i już czekałam na pokaz, a tu drut kolczasty przerwany i krowy na środku drogi gotowe do startu:crazyeye: Haszczak oczywiście poleciał sobie na inne pastwisko, a myśmy z krowami zostali sam na sam. Nie sądziłam że kiedyś dorównam pointerowi w szybkości :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Majkowska']wiem ;)

Przypomniało mi to jak byłam na Litwie na wystawie i zatrzymałysmy sie w gospodarstwie agroturystycznym na granicy - włascicielka miała setera i haszczaka w kojcu i haszczak uciekał w pola. Kiedyś podczas jednego spaceru poleciał za nami, przesadził rząd drutu kolczastego podpiętego do prądu i wskoczył między krowy. Zabawa polegała na tym że wskakiwał im do poidła, kładł się w wodzie i czekał jak krowy się nim zainteresują, jak już podeszła jedna to zrywał się, z ujadaniem obiegał wszystkie slalomem między ich nogami, a następnie czekał na rozwścieczone krowy, robił z nim rundkę honorową po pastwisku i w kulminacyjnym momencie wyskakiwał z zagrody. Za chwilę znowu...
Kiedyś wyszłam z psami (2 lub 3 sztuki pointera na smyczy) a haszczak za nami i już czekałam na pokaz, a tu drut kolczasty przerwany i krowy na środku drogi gotowe do startu:crazyeye: Haszczak oczywiście poleciał sobie na inne pastwisko, a myśmy z krowami zostali sam na sam. Nie sądziłam że kiedyś dorównam pointerowi w szybkości :evil_lol:[/QUOTE]

Haha, sprytne psisko ten haszczak :evil_lol: Ale sytuacji nie zazdroszczę, choć pewnie teraz się z tego śmiejesz ;) Mi wczoraj wyskoczyło stado jeleni, szczerze mówiąc, zawsze widziałam je z daleka... I nie myślałam, że są takie wielkie. Przyznam, że nie było mi wesoło, sama w środku lasu, tylko dwa psy i 12 jeleni (samic, z tego co zauważyłam) się wytacza :diabloti: Z krowami sam na sam też bym wolała nie zostać :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='WiedźmOla']Ja ostatnio miałam bliskie spotkanie z dużą lochą w lesie... Była z 10m od nas i chciała zaatakować nam psa (i wzajemnie :roll:)... na szczęście TŻ nie dość, że złapał psa to jeszcze wiedział jak ją przepędzić... To było dosyć...fascynujące spotkanie ^^"[/QUOTE]
Panicznie się boję takich spotkań , jeszcze jakby to była locha z młodymi (miałam kiedys takie spotkanie i o dziwo locha leżała nieruchomo z postawioną szczeciną, a małe koło niej) to tracę zwmysły... A mój piesek biegnie zawsze za swoim noskiem, a świnki przecież tak intrygująco pachną:roll: Nie wiem kogo bym ratowała najpierw...
Nawet nie wiem jak się powinno wtedy zachować... Czytałam że położyć, ale już widzę jak leci na nas rozpędzona świnia, a my z pieskiem się kładziemy na zaoranym polu:roll:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='WiedźmOla']Ja ostatnio miałam bliskie spotkanie z dużą lochą w lesie... Była z 10m od nas i chciała zaatakować nam psa (i wzajemnie :roll:)... na szczęście TŻ nie dość, że złapał psa to jeszcze wiedział jak ją przepędzić... To było dosyć...fascynujące spotkanie ^^"[/QUOTE]


musiałabym zmieniać majty po czymś takim :roll:na moich terenach spacerowych jest kupa świń i dzików (świń - wietnamskich - mają jakiś rezerwat, czy coś na kształt) i jak widzę zrytą ziemię to mnie oblewa zimny pot, że już nie wspomnę o chrumkaniu w krzakach :roll:
TŻ spotkał taką wielgachną świnię, mój pies na nią wyskoczył z ujadaniem, ale TŻ go odwołał, zapiął... a świnia nawet nie odwróciła łba :D TŻ się jej przyglądał, żeby delikatnie się usunąć (locha z młodymi jest mega agresywna), wycofywał się po kroczku, a prosiak jak stał, tak stał, nie zareagowała ani na człowieka, ani na ujadanie psa :cool3:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='WiedźmOla']Ja ostatnio miałam bliskie spotkanie z dużą lochą w lesie... Była z 10m od nas i chciała zaatakować nam psa (i wzajemnie :roll:)... na szczęście TŻ nie dość, że złapał psa to jeszcze wiedział jak ją przepędzić... To było dosyć...fascynujące spotkanie ^^"[/QUOTE]

A jak ją przepędził?

Ja słyszałam, że dziki niechętnie atakują, raczej to jest taki pozorowany atak w stylu "spadaj", więc najlepiej od razu się wycofać. Jak locha widzi, że jej pozorowany atak działa, to nie będzie biec za człowiekiem czy psem, żeby go "dobić", bo pilnuje młodych. Co innego, jak pies atakuje dzika i nie daje się przepędzić, znam dwa przypadki jamników, które poległy w starciu z dzikiem (i jeden przypadek kundla, który poległ w starciu z borsukami). Ale też dzikowi nie zależy na atakowaniu ludzi czy zwierząt ;) Wiele razy spotkałam dziki i jeszcze (na szczęście!) nie miałam żadnych przygód z nimi. One mnie mijają łukiem, a ja je ;)

Link to comment
Share on other sites

Mój TŻ to dziecko lasu *haha* i miał już bardzo dużo spotkań z dzikami, jeleniami i innymi milusińskimi...
Mówi, że jak są świnie to najlepiej walić kijami w drzewa, a jak już się nie ma szans na ucieczkę to nagle krzyknąć (najlepiej jak najniższym głosem oczywiście... :'D ). I rzeczywiście jak ta locha (chyba ciężarna, bo gruba beka) zaczęła na nas lecieć to huknął (w sensie krzyknął) i momentalnie zwiała w bok.

Sama widziałam jak TŻ był na drugim wzgórzu w puszczy bukowej, ja na drugim, między nami szlak...nagle patrzę a tam śliczne stadko czarnych chrumkających diabłów w krzaczorach z 10m od niego... Krzyknęłam do niego przerażona, a tej jakby nigdy nic wziął dwa duże kije, walnął nimi kilka razy i dziki zaczęłu uciekać...w moją stronę :'D naszczęście skręciły w inną stronę.... Myślałam że umrę na zawał.

I sory, ael wydaje mi się że jakby się człowiek położył to nie dość że zostałby zdeptany to nie daj Boże trafił by się samiec z kłami...........................

Link to comment
Share on other sites

ja codziennie jeżdze 2x droga przez długi las (dojazd do pracy) od 4 lat . .
ile juz dzików czy sarn wlazło mi metr przed maską . . na szczęście hamulce mocne . .ja tą drogą nie pędzę.. . ale opony mam chyba łyse przez te zwierzeta :evil_lol:
raz widziałam jak łoś przechodził tak wolno przez jezdnię, samochody sie zatrzymały a on jakby nic, spacerowal sobie .. .
koleżanka w pracy walnęła w dzika, auto poszło na złom, nie wiem czy tylko w niego walnęła czy też wylądowała w rowie. . . nie wiem czy dzik przeżył . . jak kupiła nowy samochód, to jeździła tą drogą już 20 kmh. . .
Była też taka sytuacja, jechałam przed autobusem, patrzę wbiegają dziki (dwa duże, z 3 małe) cztery z przodu uciekły w las ale piąty spory dzik dostał w tyłek od autobusu , nie zdążył, wylądował w rowie...zatrzymałam się a on jakby nic, wstał i poleciał za gromadką . . :roll: myślałam, że po nim. . .
i jeszcze. .. z chłopakiem wracaliśmy z Częstochowy trasą, była g. 20 , nagle wbiegły dziki, z 5-6, on hamował do końca aż staliśmy na trasie, a te świnie biegały wokół samochodu, jakby obwąchiwały. . . i poszły . . .
i jeszcze..z koleżanka wracałyśmy z pracy, opowiadałam jej właśnie podczas jazdy o tej sytuacji powyżej-z częstochowy - mówię 'wbiegły dziki' i w tym samym czasie mi przed maską wbiegły... strach był i to jaki, kolezanka prawie zsikała się . .

ja z pracy wracam o 3 . . . wiec na drodze pusto, zero aut i żywej duszy . . .zwierzęta sobie chodzą . . .

Link to comment
Share on other sites

Samochodem to można przy odrobinie niefartu wylądować w kostnicy, a jednak dzik zazwyczaj niekoniecznie chce nam zrobić krzywdę, raczej pozbyć się ludzkiego nachała - co innego pies, faktycznie zaczepianie dzików może się dla psa mało wesoło skończyć.

Ja dużo prowadzę, jeżdżę po drogach między lasami i już jestem mocno przeczulona na tle zwierzątek. Z zabawniejszych to kiedyś na drodze w okolicy Milicza we mgle w nocy spotkałam na krótkim odcinku dzika, sarny, chmarę jeleni i lisy. A w jelenie się omal nie władowałam w zadymce snieżnej na drodze do Częstochowy... Z mniej wesołych- widziałam jak wyglądał samochód jadącej przede mną babki która trafiła sarenkę- sarna poległa na miejscu, autko (jakieś nieduże) nie miało przodu.

A z zupełnie komicznych rzeczy- forumowa BIANKA1, jak jeszcze mieszkała na wrocławskim Wojnowie, kiedyś obudziła mnie o pogańskiej porze (jakaś 7 rano!!!!) hasłem "znalazłam dzika!!!!". Jak doszłam do siebie, to udało się wyjaśnić, że na spacerze do jej sfory (chyba 8 sztuk wówczas) przyczepił się warchlak. Kiedy doszli do ulicy nie pozostało nic innego, jak zabrać smarkacza pod pachę i do domu.. Ściągnięty gość z ośrodka hodowli zwierząt leśnych najpierw nam nie wierzył, a potem się zdziwił, bo młody w domu najpierw wyżarł kocią karmę a potem uwalił się na psim posłaniu.... :diabloti:
co się okazało- dziczek miał zapalenie spojówek i powiek takie, że nic nie widział, więc na czuja przyczepił się do psów zamiast do "swoich". Dalszy ciąg był taki, że chłopak dorósł, wyzdrowiał, zmężniał, robił przez jakiś czas za reproduktora, a pewnej nocy rozwalił ogrodzenie poszeeedł w długą.... :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Ja jako jeszcze bardzo młoda panienka ;) jeździłam w Białowieży konno z synami leśniczego (legalnie). I nagle starszy kazał nam wejść w bardzo szybki galop - byłam zachwycona :loveu: A jak wróciliśmy do stajni, to się przyznał, że zobaczył żubra, a one potrafią przepędzać konie ze swojej drogi. Kolana mi zmiękły...

Link to comment
Share on other sites

Ja w spotkaniach z dzikiem boję się najbardziej własnie tego co zrobi pies.
Widziałam go 2 razy przy takim spotkaniu - raz z dzikiem za zagrodą , raz ze świnią wietnamską- i jak za samym zapachem szalał tak zwierzątko onieśmieliło go i nie interesowało jakoś szczególnie.
A niestety o historiach o psach zabitych przez jakieś zwierzę się nasłuchałam...
Przeważnie nr 1 to lisy którym pies wsadza łeb do nory, ale o wkurzonych dzikach też słyszałam. Całkiem niedawno nawet gość przeganiał mnie z krzaków żebym nie chodziła bo dziki mu poszarpały sukę...

Zachowywać się głośno bym się bała chyba że sprowokuję jeszcze bardziej.
Ewentualnie słyszałam jeszcze żeby dzikowi coś rzucić pod nogi, wtedy się zainteresuje tym a nie nami, a my wtedy sie oddalamy.

I tak dziki mnie zawsze przerażają najbardziej.
Raz widziałam jak dwa wielkie samce się na siebie rzuciły, wyglądało to jak walka rozjuszonych lwów, aż mi nogi zmiękły...

Link to comment
Share on other sites

w mojej najbardziej stresującej przygodzie z 'dziki' zwierzakami udział brały ... dwa psy :cool3:

jeszcze w liceum łaziłam na marsze przełajowe w ramach relaksu :cool3: jakieś nocne ganianie po lesie i te sprawy - dla hecy z kolegą odbiliśmy od reszty w środku lasu, a przewodnik miał podkręcić atmosferę, żeśmy się niby zgubili.
no i tak sobie jemy kanapki nad rzeczką, ciemna dupa, środek niczego... wychodzimy na dróżkę, a tam WRRRRRRR... :roll: aż cierpnę na samą myśl, 2 bydlaki w typie benków, zagrodziły nam drogę i nie ma zmiłuj :roll:
staliśmy bez ruchu z godzinę, jak nie więcej, a mi się wydawało, że to trwa tydzień :roll: kolega chciał wyjąć kanapkę z plecaka,żeby je jakoś ułaskawić, a one po prostu nic - zero reakcji, jak wykonywaliśmy jakikolwiek ruch, to zaczynały serenadę warknięć.
był moment, że kombinowaliśmy szeptem na które drzewo spieprzać, ale że była ciemna noc, to nie wchodziło to w rachubę.
cofaliśmy się powolutku, po kroczku, ale jeden złamany patyczek pod butem a większy pies wstawał, stroszył się i robił WRRRR z odsłoniętymi zębami :placz: co się najedliśmy strachu, to nasze - finalnie udało się wycofać sporo, zniknęliśmy za drzewami i dłuuuuuga przed siebie.

najlepsze jest to, że na koniec tego marszu, po spotkaniu z całą grupą, wyszliśmy z drugiej strony lasu, podjechała do nas policja i powiedziała, żeby dziś za nic w świecie nie iść, bo będzie akcja odławiania psów, które uciekły z gospodarstwa i że mogły być wściekłe, bo podobno pojawiła się wścieklizna u lisów... jak dodaliśmy, że właśnie wracamy, to oni też nieco zdębieli :roll:

Link to comment
Share on other sites

kilka razy spotkałam dziki osobiście, w lesie przy zbieraniu grzybów i pod moją pracą (!) bo jest koło lasu . ... szukały jedzenia, nie reagowały na ludzi wychodzących z pracy .
Cioteczka powyżej ma rację, nawet z auta można trafić do kostnicy . Tak jak mówiłam, koleżanka walnęła w dzika i auto poszło na złom, ale jej nic się nie stało.
Sąsiad faceta miał dzika swojego , jest myśliwym i zgarnął jak jeszcze mały był (wiadomo, do jedzenia:angryy:) ale zal im się zrobiło, to dzik wśród ludzi dorósł i do końca życia mieszkał u nich w ogrodzie. Odszedł w zeszłym roku, coś koło 20 lat miał czy więcej. . .chorował. Nie wiadomo czy śmiercią naturalną odszedl czy leśne zwierzęta wlazły i zagryzły . . bo był rozszarpany. . . próbowałam wiecej się dowiedzieć ale nie dowiedziałam . . .latem chyba 2 lata temu, podchodziłam do jego kojca który był ogrodzony siatką, a on warczał jak pies . . . :roll:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rosa']W lasku Arkońskim pełno dzików lata, sarny też można spotkać tylko trzeba cicho być bo one strasznie płochliwe są. Nieraz w moją stronę leciało przegonione stadko a za nim jechał niczego nieświadomy rowerzysta.[/QUOTE]

W puszczy to samo, pełno zwierzyny (jak akurat leśnik frajer i jego przydupasy drwale nie rozjeżdżają ściółki, szlaków i nie robią wycinki :angryy:). Na jednym spacerze widziałam "całą paletę": zająca, sarny, dziki i nawet lis mi mignął :) :) Muszę kiedyś pojechać w rejony lasku Arkońskiego, bo w sumie siedzę tylko na prawobrzeżu :)

Link to comment
Share on other sites

Mi tata opowiadał, że ras dzik mu prosto pod koła wybiegł. Auto już się do dalszego użytku nie nadawało. ;)

Natomiast mój kuzyn mieszkał przez kilka lat tuż przy lesie. Jego ogród to był skraweczek lasu... I o dziwo żadnych przygód ze zwierzątkami nie miał, tylko kilka razy sarny widział i to wszystko.

Na jednym ze spacerków z [B]wiki4[/B] widziałyśmy zająca. Ja początkowo myślałam, że to pies komuś spierniczył. Potem dopiero ogarnęłam, że ten "pies" miał długie uszy na baczność postawione, a świat zwiedzał w podskokach. :evil_lol: Nico w ogóle tego dziwnego "psa" nie zauważył, był za bardzo zajęty denerwowaniem Lisy.

Link to comment
Share on other sites

My mamy działke na wsi więc tam zwierzyny bardzo dużo , nie raz z bliska widziałam lisa , sarne czy jelenia (wielkie i masakrycznie sie bałam bo mi od małego mówiono że one są często agresywne) , kuny , borsuki , jenoty wszystko widziałam bliżej niż z 2 metrów .
Dziki natomiast widziałam z daleka tylko , dobre 50m .
Za to moi rodzice pewnego wieczoru (k.21 jak robiło się już szarawo) poszli sobie na spacer i na całe szczęście nie wzieli psów .. na całe szczęście bo idąc sobie spokojnie drogą nagle nie całe 0.5m obok siebie zobaczyli leżącego wielkiego dzika . Ojciec mówi że tak wielkiego jeszcze nie widział , dzik się zerwał i uciekł w strone lasu .
Gdyby mieli psy raczej by było o psach bo na bank by poszły na dzika tym bardziej że był tak blisko .

Mój brat miał też bliskie spotkanie z borsukiem jak szedł po drewno na ognisko, musiał się wolno wycofywać bo borsuk stawał na łapach i prychał .

Link to comment
Share on other sites

Ja niestety zające widuję kilka razy dziennie, u mnie mieszkają koło osiedla, w miejskim parku, spotykam je na trawnikach miejskich :roll: Niezbyt je lubię, bo się nie da ich przepłoszyć wcześniej, będą leżeć w trawie tak długo, aż pies na nie praktycznie wejdzie, dopiero wtedy zaczynają biec. Strasznie muszę uważać. Sarny to też norma, u mnie łażą blisko centrum miasta, wystarczy niewielka polanka i trochę krzaków, żeby spotkać sarny :roll: Ostatnio były pod szkołą, koło basenu, potem spotkałam kolejne blisko kortu tenisowego... Co tu dużo mówić, zwierzyna w lesie to super sprawa, ale taka łażąca po psich łączkach to już o wiele mniej :diabloti: A co do kun i lisów, to u nas tego na potęgę, często mnie TZ odwozi w nocy i nieraz widzieliśmy kuny czy lisy biegające ulicami ;)

Szczytem był pyton na moim podwórku :evil_lol: Zielono-seledynowe bydlę, ktoś pewnie go wypuścił z terrarium, bo za bardzo urósł :roll:

A co do sarenek i aut... Ostatnio byłam świadkiem, jak facet zabił autem sarnę. Biegałam w lesie z psami, byłam jeszcze blisko drogi, nagle słyszę BAM! Zawróciłam, myślałam, że może psa jakiegoś potrącił czy coś... Lepiej sprawdzić. W każdym razie auto stoi na awaryjnych, pełno krwi, facet w krwi ciągnie sarnę za nogi do lasu. Podchodzę i pytam, czy nic się nie stało. A ten wrzasnął: "WIDZISZ, CO ONA MI ZROBIŁA?!". No tak, wredna sarna terrorystka-samobójczyni, postanowiła mu autko skasować :diabloti: Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby w środku lasu tak szybko jechać. Faktycznie przodu auto nie miało :roll:

Link to comment
Share on other sites

Generalnie tata jeździł tak, żeby nawet zwierzęta były bezpieczne. Mama to samo - "prędzej w słup wjadę niż kota potrącę". ;) Ale wtedy dzik wybiegł z krzaków obok drogi, nie było możliwości, żeby wcześniej go dostrzec. Jednak z tego co wiem - po zderzeniu wstał i uciekł w las, więc nikt nie ucierpiał. Także to nie było tak, że z drogi trzeba było sprzątnąć martwego dzika.

Kiedyś oglądałam sobie w TV program o łosiach, które wybierały się na spacerki do miasta i dewastowały wszystko co im się pod kopyta nasunęło. Nikt rozgryźć nie mógł dlaczego są takie agresywne. Jak się później okazało "winne" były zepsute jabłka, które łosie zjadały i na swój sposób stawały się pijane. Cieszę się, że mieszkam w okolicach, gdzie dzikie zwierzątka nie wpadają z odwiedzinami. Aczkolwiek na spacerach istnieje możliwość spotkania lisa, zająca, o sarnach jeszcze nic nie słyszałam. :p

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...