Jump to content
Dogomania

suka ze schroniska - jak ją ucywilizować?


kinga

Recommended Posts

Proszę, pomóżcie!

Trzy miesiące temu wzięliśmy ze schroniska 15 -mies. suczkę (w klimacie teriera, który miał ambicje zostać wilczarzem, ale mu się nie urosło - podaję , bo to ważne, jeśli idzie o temperament psicy). Suka spędziła całe zycie w schronisku, więc mozecie sobie wyobrazić nasze początki - walenie głową w szyby, zero umiejętności chodzenia - w ogóle, nie na smyczy, wyciąganie jej na dwór razem z sosnowym regałem, na którym zaanektowała sobie półkę, itd. itp.

Na szczęscie dużo idzie ku dobremu. Z "małej " wychodzi żywe srebro: przepada za naszą bernardynką, która jest jej przewodniczką po świecie ( a i bernardynka w wieku siedmiu lat przeżywa swą drugą młodość, co ja mówię, pierwszą młodość, w zyciu nie była tak rozrywkowa i wybiegana), łapie dobry kontakt z dziećmi, a zwłaszcza ze starszym, 11-letnim synem (to miał być jego pies), gdy jesteśmy w domu tylko w czwórkę, jest to normalny- noo, prawie normalny - młody pies, który wreszcie nie boi się własnego cienia. Na spacerach - a jeździmy poza miasto, gdzie jest zero cywilizacji, spuszczona ze smyczy szaleje - widać, że odrabia zaległości - ale ładnie przybiega na zawołanie.

Problem pojawia się teraz.

1. Kiedy po dwóch tygodniach pierwszy raz szczeknęła, wszyscy oniemieliśmy z zachwytu, że potrafi. Zachwyt minął nam nazajutrz. Od tej pory nie tyle szczeka, co drze mordę na kazdego spoza domowników, kto wchodzi do domu. Przerobiłam na forum wątek ze szczekaniem i zraszaczami, ale obawiam się, ze tu jest trochę inne podłoże, dlatego pozwalam sobie jeszcze raz go poruszyć. Otóż suka wpada w amok, podejrzewam, że ze strachu, lata w górę i w dół (mieszkamy w domku), drze się, mało tego, popuszcza kupki - bobki, które, zanim zdązymy sprzątnąć, rozdeptuje, do tego dołącza basem jej przyjaciółka bernardynka, która nigdy specjalnie nie szczekała na obcych, a wszyscy patrzą na nas trochę dziwnie, jak usiłujemy złapać małą i ją spacyfikować. Z amokiem trudno sobie poradzić, a wydaje mi się, że zamykanie jej w pokoju, gdzie śpi, będzie jeszcze pogłębiało jej dzikość. Dodam, że to darcie mordy nie ma podłoża agresywnego - ona trzęsie sie przy tym, jak galareta. Wygląda na to, że wkodowała sobie naszą czwórkę jako swoich, a z nikim innym nie nawiązuje kontaktu. Co gorsza, podobnie traktuje moich rodziców, którzy przychodzą dość często, i naszą Opiekunkę do młodszego syna, która przychodzi codziennie na dobrych kilka godzin. Jakikolwiek ruch po domu powoduje rozdarcie. Mało tego, suka cywilizuje się według własnego gustu - do południa nie chce siedzieć w swoim pokoju na górze, schodzi na parter, gdzie urzęduje mały z opiekunką, rozwala się na sofie bernardynki, i stamtąd dziamgoli. Co z tym fantem zrobić? A przy tym boimy sie jakichś ostrych karceń, bo -jak pisałam- tak ogólnie to ona boi się własnego cienia.

2. I tu - proszę o cierpliwość - mamy problem nr 2. Spacery poza cywilizacją są cudne. Spacery w obrębie cywilizacji polegają na wzmożonym wysiłku, jak utrzymać małą na smyczy - a waży 20 kg, więc siłę ma, natomiast ona w stanie absolutnej histerii kombinuje, jak się zdematerializować i znaleźć już w domu. Mowy nie ma o spotkaniu na spacerze człowieka lub psa, mowy nie ma o wyjściu do naszego mikroogródeczka, nawet gdy jesteśmy tam wszyscy, a za siatką dochodzą odgłosy sąsiadów. Mowy nie ma, żeby syn wychodził z nią sam na spacery. Jego marzeniem było też chodzenie z nią na tresurę - póki co pokazalismy ją trenerowi, który z naszej leniwej bernardynki zrobił onegdaj prymuskę. Trener zafrasował się mocno, patrzac, jak ta usiłuje wdrapać się po pionowej ścianie pakamery, żeby uciec - a poza nami nie było nikogo. Póki co, kazał przychodzić na spotkania ze swoimi goldenami. I coś mi się zdaje, że tresura z prawdziwego zdarzenia oddala nam się - a pamiętam, że dla bernardynki była to prawdziwa frajda ćwiczyć w grupie.

Problem dzikości spędza nam sen z powiek, bo na wakacje jedziemy w szóstkę ponad tysiąc kilometrów , gdzie wszyyyystko będzie NOWE - I -STRASZNE.

I wiecie, póki co,gdy mówimy ludziom, że suka jest naprawdę rozkoszna, oni widzą przed sobą rozczochranego, skulonego, ujadającego psa, i patrzą na nas jak na głupków. Wiadomo, nie na pokaz ma się - zwłaszcza takiego -psiaka, ale jak byłoby miło, gdyby wszyscy mogli zobaczyć w niej to, co my.

Pozdrawiam serdecznie, Kinga

Link to comment
Share on other sites

Suka chyba "oszalała ze szczęścia", pierwszy raz czuje się kochana i nie panuje nad emocjami. Szczeka, bo chce obwieścić całemu światu kto tu rządzi. Weki (też po schronisku) po tygodniu dopiero pierwszy raz szczeknął i też teraz próbuje to nadrabiać. Zauważyłam, że najbardziej rozrabia, gdy jest zmęczony - każę mu leżeć i natychmiast zasypia! Cierpliwości - to niestety długo trwa zanim pies ustabilizuje się emocjonalnie. Spróbuj namówić znajomych aby przychodząc do was przynosili coś dla psiaków albo sama im dawaj jakiś smakołyk - może będzie gości kojarzyć ze smakołykami i nie będzie mieć czasu na szczekanie?

Link to comment
Share on other sites

No, i juz jestem madrzejsza - tylko zobaczymy, jak to się przedłoży na zycie. Cierpliwość rzeczywiście jest tu cnotą nadrzędną, bo sunia przeciez sie zmienia. Od dwóch tygodni mój mąż nie musi jej przynosić na rękach ze spacerów - wiecie, jak to wygladało: mała blokowała się psychicznie w odległości ok. 200-300 metrów od domu i nie było zmiłuj - ani kroku dalej, więc on ją w końcu na ręce, dwa miesiące tak zasuwał. Na szczeście kolega mu wytłumaczył, że ma za jedyne 25 zł ( tyle mała kosztowała) codzienny karnet na siłownię na świezym powietrzu.

A tak serio, to dzieki za rady.

Podkarmianie jej smakołykami na razie nie wchodzi w rachubę - jest raczej typem niejadka, a w strachu w ogóle nie widzi żarcia - może z czasem.

Wioletta, z lekkim sercem bedę ją wiec zamykała w pokoju - widzę, ze ona bezpieczniej czuje sie w małej, zamkniętej przestrzeni ( półka w sosnowym regale nadal jest the best). Niekaranie jej też wydaje mi się słuszne, bo widzę, ze ona nic z tego nie rozumie jak na razie - więc wybaczamy jej wcinanie butów i kapci, podsikiwanie łóżek - choć nóż się otwiera w kieszeni. Tak sobie tłumacze, że ona w krótkim czasie musi nadrobić cholernie długi czas, i nie da się wszystkiego naraz.

A co do tego, że oszalała ze szczęścia,to taaak...jak ona potrafi to celebrować - jak się rozwali na psiej sofie (albo na ludzkim łóżku - hmm), jak sobie westchnie - to takie ogromne zadosćuczynienie za wszystkie problemy.

A "Zapomniany język psów" kupię jutro, obiecuję ( własnie mam mały przypływ kasy).

Serdecznie pozdrawiam, Kinga

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Dzięki, Wioletta, za wszystkie porady - trzymam się ich ślepo, zwłaszcza jak mamy gorsze dni i ręce mi opadają.

Dziś jest dobry dzień pt. Dobry Pies To Zmęczony Pies W Deszczowy Dzień.

Ale wczoraj był dzień pt. Spotykamy Na Spacerze Małego Pieska Sąsiadki Który Merdajac Ogonkiem Chce Się Przywitać. No to psica w długą - coraz szybciej, coraz szybciej (bez smyczy, bo to znany teren blisko domu), za nią , a jakże druga psica, a za nimi w tym samym tempie mój maż. Dopadł małą spory kawał dalej (druga gwiazda po drodze zainteresowała się kotem, więc zmieniła trajektorię), i tylko dlatego, ze nie natrafiła przy okazji na innego psa lub samochód. A ja miałam zołądek w gardle z nerwów.

Takie niespodzianki zniechęcają do spacerów przy domu, jeździmy więc na pola za pobliską wieś, gdzie dla odmiany testujemy Mijanie Się Z Ryczącym Młodym Byczkiem ( nie wiem , komu bardziej adrenalina skacze, małej czy mnie).

A propos podróży: ale ja nie wiem, gdzie wytrzasnąć psiego homeopatę! Mieszkam w Koszalinie: 200 km do Gdańska, 140 do Szczecina, a u nas chyba nikt nie wie, z czym to się je.Zaczynam martwić się wakacjami - wynajmujemy dom razem z przyjaciółmi, którzy co prawda wiedzą, na co się decydują, ale...

Co do listy klikerowej to wgryzam się w nią, Z Wandą mam kontakt, jest też moim oparciem w Chwilach Zwątpień I Załamań. Troche mnie przeraża świadomosć, że muszę wziąć się za psicę jak poważny wychowawca, bo ja raczej nie mam zacięcia pedagogicznego, a tu taka niespodzianka - gdzie ja bym dwa tygodnie temu słyszała coś o klikerze!

A, i jeszcze jedna niespodzianka: kiedy niedawno byłyśmy z psicą pooglądać normalne szkolące się psy (tj. ona absolutnie nie chciała nic oglądać), i właściciel Jakiegoś Bardzo Rasowego Psa spytał o rasę małej, nasz szkoleniowiec bez zmruzenia oka odpowiedział: Wilczarz Środkowopomorski Niskopienny.

Ha! Od razu zaczęłam patrzeć na nią z większym szacunkiem.

Serdecznie pozdrawiam, Kinga

Link to comment
Share on other sites

Dzięki, Wioletta, za dobre słowo.

Gdy piszę o Tajdze (to jest właśnie ta kupa problemów), to przypomina mi się zawsze moja bliska koleżanka, która ma dwóch synów: jednego tzw. specjalnej troski, a drugiego - przyjaciela mojego syna - normalnego, bardzo zdolnego dziesięciolatka. Otóz gdy miała robić do jakichś tam celów charakterystykę obydwu chłopców, tego pierwszego, opóźnionego w rozwoju, opisała tak, a zwłaszcza jego zalety, że mi aż szczęka opadła, jaką jest troskliwą i uważną matką. Natomiast gdy miała pisać o tym drugim, to zgłupiała nad pustą kartką, co ma o nim napisać, bo on jest ...taki zwykły, normalny.

Tak jest i u nas. Starsza suka od początku była przewidywalna. Ma rózne swoje odchyły, ale to wynika raczej z jej charakteru ( przez pierwszy rok podejrzewałam, że jest chora, no bo wyobraźcie sobie szczeniaka zasypiającego na widok turlającej sie piłeczki tenisowej albo w trakcie zakładania smyczy - teraz wiem, ze ten typ tak już ma).

Natomiast o Tajdze możemy z mężem mówić na okrągło, gdy tylko ktoś zechce nas słuchać. Mamy w małym palcu jej całą ewolucję na przestrzeni trzech miesięcy i co tu dużo mówić, jest dla nas źródłem wielkiej satysfakcji ( że problemów też, to już chyba wiadomo).

A propos psów schroniskowych: my chyba rzeczywiście mamy jakiś Szczególny Przypadek. Wczoraj na spacerze z psami mijaliśmy się z chłopem, który właśnie odprowadzil krowy na pastwisko i wracał ze swoim psem. Okazało się, że psa mu "znajomy ze schroniska przywiózł jakieś tzry miesiące temu" - patrzymy, a ten pies - niespełna roczny- idzie pięknie koło niego, bez smyczy, nie zwiewa... A więc sa takie psy?

Inna znajoma też ma psiaka rocznego ze schroniska, z tym, ze wzięła szczeniaka, i mówi, że w życiu nie miała tak mądrego psa, i tak ułożonego.

Hm, my w życiu też nie mieliśmy tak nietuzinkowego psa...

Na razie muszę przerwać, dokonczę wieczorkiem.

Jeszcze tylko napiszę najnowsze kredo zyciowe mojego meza: jesli z jakichś powodów męczy cię twój pies, to weź sobie drugiego: wtedy zrozumiesz, ze przez ponad sześć lat mieszkaleś w domu z aniołem, nic o tym nie wiedząc .

Potwierdzam: przetestowane na własnej skórze i własnej rodzinie.

Pozdrawiam serdecznie, Kinga

Link to comment
Share on other sites

To jeszcze ja, dwa słowa, aby dokonczyć.

1. Jak ona zyła w schronisku z innymi psami, nie wiem naprawdę, w boksach jest po ok. 10 psów, wiadomo, róznej maści i temperamentu, z pierwszych wrażeń pamiętam tyle, że najpierw przy siatce stanął jeden rosochaty, a zaraz drugi, taki sam - jak się okazało, brat, a jak się jeszcze później okazało, siostrzyczka tych dwóch akurat miała rozharataną szyję, bo przelazła do innego boksu i została nadgryziona, wiec była chwilowo poza zasiegiem wzroku.

Co mnie w psicy ujęło: moment, gdy kierowniczka weszła do boksu, zeby sprawdzić płeć rosochatych: suka dostała przysłowiowego fioła z zachwytu. Przejmujący moment , gdy widać jak na dłoni, ze pies, nawet wychowywany w anormalnych warunkach, jest po prostu stworzony do bycia z człowiekiem

2. Wiesz, myślałam o tych Twoich wyadoptowanych psach ze schroniska: rzeczywiscie, gdyby Tajga miała kontakt z ludźmi choćby raz na tydzień,. najprawdopodobniej byłaby zupełnie innym psem ( choć znam suczkę doga de bordeaux, żyjącą w domu od szczeniaka na prawach niemal dziecka, która, gdy tylko spojrzę na nią, kuli się i ucieka, nie mówiąc w ogóle o pogłaskaniu; gdy jej pani wyjdzie na kilka godzin, ta dostaje biegunki z nerwów, itd).

Dlatego smutno mi, gdy myślę o rodzeństwie Tajgi, które na dzis dzień ma stracone kolejne trzy miesiące i prawdopodobnie bedzie wymagało jeszcze większej pracy, o ile w ogóle na nie "padnie".

3. Taka 15- miesięczna "tabula rasa" to świetny temat dla behawiorysty.

Tu mogę opowiadać w nieskonczoność:jak np. po dwóch dniach wynoszenia do ogródka, gdzie siedziała wbita w róg siatki, zainteresowała się wreszcie Czymś: jej absolutną fascynacją był metrowy świerczek w rogu ogródka ( podejrzewam, że pierwsze zetknięcie z przyrodą ukorzenioną).

Albo gdzieś po dwóch tygodniach od wzięcia, na pierwszym "spuszczonym" spacerze: biegnąc zahaczyła o kawałek wystającej płyty betonowej i w efekcie przez jakieś 5 min. kulała. Gdy po 1,5 godzinie wracaliśmy, suka na prostej drodze ni z tego, ni z owego znów zaczęla kuleć. Okazało się, ze jesteśmy dokładnie koło betonu. ( widać nadgorliwosć neofity: kodowała wszystko, jak leci)

4. stosunki z drugą psicą są rewelacyjne, choć ona - ta starsza- jest raczej typem samotnika. Ale to był jeden z naszych priorytetów: drugi pies musi być na tyle młody, zeby się bez szemrania starszej podporządkował. Mała spisała się tu popisowo. Przez pierwszy tydzień na wyszczerzone zębiska dużej reagowała tak przyjaźnie, ze w końcu tamta uznała, że nic jej nie grozi. No i mała teraz robi z nią, co chce: zaanektowała jej sofę do spania, z której w dodatku skacze dużej na głowę, a ponieważ jest szybka,wywala tamtą, włazi jej na brzuch i szarpie za gardło, przy wyrażnym przyzwoleństwie starszej.

Ale trzeba przyznać, że na spacerze łazi za Drachmą( dużą) jak cień, w chwili zagrożenia momentalnie wyrównuje szeregi obok swojej Opoki. Wczoraj na spacerze zapuściła się niespodziewanie dla niej na pastwisko z krowami - sama, bo Opoka nie sforsowała rowu melioracyjnego.

Ach, coż za niedopatrzenie, tak wyskoczyć przed szereg - ale i tak była dzielna, albowiem wczoraj był dzien pt. Światełko W Tunelu, Czyli Moze Z Tego Psa Coś Będzie. Otóz po wyjściu z samochodu na skraju wsi nasza Drachma wyrwała do zaprzyjaźnionego psa ( jej gabarytów, czyli XXL). My patrzymy, a nasza Tajga, zamiast jak zwykle szarpac się na smyczy w przeciwną stronę, SAMA ( na smyczy rzecz jasna, nie chcieliśmy ryzykować latania za nią po całej wsi) podeszła do psa na prostych nogach i zaczeła się z nim obwąchiwać, a nawet z lekka machneła ogonem. Zdębielismy.

( Wioletta, to był pierwszy raz, kiedy ona miała kontakt z obcym psem)

I tym optymistycznym akcentem konczę te troszkę rozwleczone dwa słowa.

Serdecznie pozdrawiam, Kinga

Link to comment
Share on other sites

Kinga!!

Wiola powiedziala mi o twoich problemach i zaczytalam sie w topiku

Tez mam sunie ze schroniska [to mama Wioletty Tymona],z nia bylo troche...no dobra-calkiem sporo problemow,ale nie az takich jak Twoje

trzymam za was kciuki z calej sily i pisz jak najwiecej o postepach i o "dolkach" tez-zawsze to latwiej jak sie czlowiek wygada :)

Mozna gdzies obejrzec Twoje pannice??Ciekawa jestem bardzo jak wygladaja [zwlaszcza razem ;)]

pozdrawiamy

Gajka z Diuna

Link to comment
Share on other sites

Witam.

Suka zaczęła miec finezyjne upodobania. Dobrała sie w nocy do mojej bielizny i zeżarła mój ulubiony, drogi biustonosz.

Przegryzła go dokładnie na pół.

Myślałam, że umrę, gdy mój wyraźnie ucieszony mąż przyniósł mi "do wglądu" dwa egzemplarze czegoś, co jeszcze wczoraj stanowiło jedno.

To tak tytułem wstępu , czarny humor ( dla mnie bardzo czarny).

Po weekendzie znów trochę mi rece opadają.

Otóż o ile w ścisłym gronie rodzinnym mała zachowuje się coraz fajniej, jest wesolutka i zaczepialska, o tyle Gość W Dom Wróg Śmiertelny W Dom.

Pół biedy, gdy wróg występuje w ilości sztuk:1, albo sztuk: 2, siedzących na kupie w jednym miejscu - wtedy można ją zamknąć np. w pokoju na górze i jakoś dalej funkcjonować.

Gorzej , jak wróg - sztuk 2 - rozpełznie się po obydwu kondygnacjach, wtedy, delikatnie mówiąc, chaos zapanowuje w naszym domu.

Przez weekend nocował u nas kolega syna - darcie pyska było na porzadku dziennym przez cały czas: co chłopiec pokazał sie w zasięgu oka, histeria.

Mało tego, dziś odwiedził nas przyjaciel - wielki psiarz- który usiłuje Tajgę obłaskawic a to gadaniem, a to głaskaniem, a to ignorowaniem... ZERO efektu. Na górę uciec nie mogłą, bo tam też obcy ( nasz dom jest właściwie bardzo pootwierany, nie ma za wielu miejsc do zamykania). Nawet jak już uciszyła się i na moment zapanowała błoga cisza, najlżejszy ruch Obcego powodował rozdarcie się.

Oczami wyobraźni ujrzałam najbliższe 15 lat naszego zycia, i nie była to perpektywa wesoła.

Bo co mnie zmartwiło: suka wobec obcych zachowuje się jak pies autystyczny: w ogóle nie łapie kontaktu - wyraźnie nie chce. Jak już nie lata i nie drze sie, to - przyparta do muru - wyraźnie unika nawet kontaktu wzrokowego, odwraca łeb i tylko czeka, żeby dać dyla. Jak już chyba pisałam, zupełnie nieistotne jest, czy tego kogoś widzi pierwszy, czy dziesiąty raz. A - podkreslam -jak jestesmy sami, jest diametralnie inna.

I tak własnie pomyślałam, że przez te najbliższe 15 lat będziemy jeździć na wakacje tylko na pastwiska z krowami... Rany boskie.

Gajka - dzięki za trzymanie kciuków! Zdjęć psic na razie nie wkleiłam, bo robię zdjęcia lustrzanką - muszę dorwac jakiś skaner. A propos: a jakie Ty miałaś problemy z Diuną po wzieciu ze schroniska?

Serdecznie pozdrawiam, Kinga

Link to comment
Share on other sites

Kinga,

Moj ADAS jest ze schroniska. Nie bede opisywac problemow jakie mialam, bo bylo ich bez liku - to chart, a ja mam w domu koty.

Powiem tylko jedno, nie tylko bielizna :( ale i elektronika - 3 piloty, 2 telefony komorkowe. Biedactwo probowal co sie nadaje do jedzenia.

Najgorsze bylo na spacerach, poniewaz byl gryziony przez psy, bal sie kazdego psa i na jego widok, nawet z daleka kamienial, a po chwili zaczynal okrutnie ujadac.

Ja resocjalizowalam Adasia korzystajac z klikera. Adres www.klier.pieski.eu.org rezultaty rewelacyjne. Tak zreszta znalazlam Adasia, czytalam o tej metodzie jako dajacej najszybsze rezultaty i najmniej stresujacej dla psa w resocjalizacji psow ze schronisk, tych wykupywanych ze stajni wyscigowych no i tych agresywnych.

Jesli jestes z Warszawy mozemy sie spotkac i pokaze Ci na czym to polega. Zreszta na tej stronie znajdziesz namiary do osob praktykujacych ta metode.

Pozdrawiam,

Anna, Bajka, Adas, Maciek, Leon i Jas

Link to comment
Share on other sites

wlasciwie niewiele pominelas ;)

oprocz aktywnego poszukiwania zarcia na spacerku-zzeranie wszystkiego,co da sie zezrec w domu

chowanie jedzenia,zamykanie szafek jest juz u nas odruchem,ale regularnie mamy wywalony kubel ze smieciami i wszystko rowleczone po podlodze-nadal

histeryczne trzesienie sie i wrzask,gdy wychodzimy z domu oboje-niewazne czy zostaje ktos inny-pancia i pancio wychodza=placz,ale teraz daje sie uspokoic...

do dzis sunia nie szczeka normalnie [nie wiem czemu]-tylko jakby miala podciete struny glosowe

mam ja rok i normalny szczek w jej wykonaniu slyszalam moze ze trzy razy [bylam z tym u weterynarza,ale przyczyny fizjologicznej to nie ma]

na poczatku bala sie mezczyzn-kulila sie i sikala

demolowanie mieszkania bylo norma...gdy zostawala sama wpadala w panike-skakala na okna [dobrze,ze sobie krzywdy nie zrobila]

wyrywanie reki na smyczy-i tak szybko sie nauczyla na niej chodzic-ewidetnie nie byla nigdy prowadzana w ten sposob...

coz-teraz jest duzo lepiej,ale nadal trzeba nad ryjowka pracowac...

a przy tym jest najkochanszym,czulym,cudownym i jedynym pieseczkiem

i ja uwielbiam jak nigdy wczesniej zadnego psa

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Kochane dziewczyny, ale pięknie piszecie , od razu mi raźniej na duszy.

Przepraszam za dłuższą zwłokę, ale troszkę mnie nie było - jakieś wyjazdy, a poniewaz Tajga budzi się raniutko - dziś już o 4.40 (sobota!!!) i wtedy nie ma zmiłuj, koniec spania - więc wieczorami, zamiast usiąść do komputera albo zgłębiac tajniki klikera, padam bez czucia (i często bez zmycia makijażu, a fe) na łóżko - ja, zawsze nocny marek!

GAJKA - Twoja Diuna to balsam na moje serce - czytam opisy jej wyczynów jak najlepszą poezję, zwłaszcza o tej kupie ludzkiej - do dziś mam przed oczyma Tajgę sprzed tygodnia z podejrzanie brązowym jezykiem - blee, jeszcze teraz mi wszystko do gardła podchodzi...

Chyba sobie wydrukuję liste zbrodni Diuny i bedę czytywała dla komfortu psychicznego.

BAJKA&ADAS - co do klikera... Nawet nie wiesz, jak ja bym chciała spotkać się z kims "fizycznie" i zobaczyć tego klikera na zywo. Niestety, mieszkam 450 km na północ od Warszawy i wszystko wskazuje, że muszę stać się pionierką w moim rejonie.

Nie mam zacięcia pionierskiego i dlatego Krążę Wokól Teorii - czytam, analizuję, jak by tu stymulowac pozytywnie te straszne psy...( bo ostatnio, jak moja bernardynka na spacerze odmówiła wyjścia z samochodu, widząc chmury na niebie - zapewne w trosce o swoje futro, doszłam do jasnego wniosku, że trzeba brac sie za dwie psice).

Niemniej jednak dziekuję za opis Adasa - gdy poczytam sobie trochę takich historii ( a najlepiej jeszcze z happy endem), widzę, ze to nie mnie się tak wyjątkowo fartnęło z psem po przejsciach, ale że jest to na swój sposób normalne i nie ma co sie rozczulać...

WIOLETTA - z tym totalnym ignorowaniem raz udało sie! Hura, hura!

Co prawda nie z tym kolegą ( ten nie wytrzymuje, korci go, żeby Tajgę zahaczać - zresztą ja bym też chyba nie wytrzymywała, szczerze mówiąc).

To było mistrzostwo świata - zwłaszcza, że ten drugi kolega też strasznie lubi psy, a wtedy reka się sama wyciąga do takiego włochacza, który podchodzi. Ale on nic, siedział jak słup soli i nawet tonu rozmowy nie zmieniał, gdy Tajga wiele razy podchodziła -sama! - do niego, aby go obwachać. Ale wystarczyło, że uczynił nieznaczny ruch gałek ocznych w jej stronę - samych gałek, głowa dalej nieruchoma - a już podskakiwała pod sufit i rozdzierała się. A my w trójkę, prowadzac rwaną konwersacje, ciągle powtarzaliśmy sobie o pozytywnym stymulowaniu psów, bo ciągle nam się ręka wysuwała, żeby wziąć to-to za fraki i wyrzucić z pokoju.

Ale może jest to jakiś malutki kroczek do przodu?

Na razie tyle, serdecznie Was wszystkich pozdrawiam,

Kinga

Link to comment
Share on other sites

Bardzo dobrze!Oby wiecej takich kolegow z lapami i oczami przy sobie :)))))))))))))))))))))

Powiem jeszcze co bardzo pomagalo i pomaga z Diuna-maxymalne wybieganie,ale takie,ze pies na ryj pada i juz nie chce szalec

U nas dziala tak tylko pilka...nozna

Zadne tam aportowanie czy cos[Diunka i owszem pobawi sie aportem,ale wariowac za nim,albo np.przynosic-mozna zapomniec ;)],tylko kopanie do siebie pilki

Piesa jest duzo spokojniejsza jak sie tak "pospala"

Chodzi o czynnosc,ktora angazowalaby ja na maxa i psychicznie i fizycznie,zeby az sie trzesla do tego.

Nie wiem czy macie cos takiego-mysmy odkryli,ze tak dziala pilka nozna,dopiero po roku...

Mam nadzieje,ze bedzie coraz lepiej i trzymam za Was kciuki z calej sily!!

Link to comment
Share on other sites

Wiecie co, ja chyba zacznę prowadzić zycie towarzyskie pod chmurką - albowiem pod chmurką suka jest Milcząca, Miła I Tylko Z Lekka Nieśmiała. Natomiast pod sufitem (czyli w domu) staje się Rozdarta, Histeryczna I Wiadomo-Co-Dalej.

Przekonał się o tym mój ojciec, który do tej pory patrzył na mnie i na Tajgę W Akcji dziwnym okiem.

Ostatnio, pod nieobecnośc części mojej rodziny i samochodu, to właśnie z ojcem i trzema psami uskuteczniamy spacery po pastwiskach. Był tak ujęty Tajgą w plenerze, że aż się zafrasował, że dwa duże psy ją akurat ignorowały, zajęte swoimi sprawami, i postanowił sam się z nią poganiać po łąkach. Myślałam, że umrę.

Teraz muszę tylko kupić sobie łąkę i tam spraszać znajomych.

A po powrocie do domu Tajga spojrzała na ojca - skok pod sufit - i wrzask na całą ulicę.

Ona niestety nie ma czegoś takiego, na punkcie czego traci łeb. Piłeczka, no owszem, ale z umiarem. Kij do czego służy - nie ma pojęcia. Słynny pan gałganek, kupiony przez juniora za uskładane pieniadze, kurzy się spokojnie w kącie.

Troche tu winy Drachmy, która służy jako wzór, a której mistrzowskim osiągnięciem w ćwiczeniu aportem było to, że go łaskawie pozwoliła włożyc sobie do pyska, po czym wypluwała.

A zabawa piłeczką w domu wygląda tak, że na widok ciamajdy Tajgi rusza się do akcji majestatyczne 60 kg futra, które demonstruje, jak zabawa piłeczką ma wygladać: siada mi na kolana, czeka, aż piłeczka odbije się od przeciwległej ściany i wróci, po czym schyla pysk, łapie, odwraca łeb i mi wręcza.

I skąd tu brać przykład?

Podobnie jest z wodą. Ponieważ Drachma wchodzi do wody po kostki i broń Boże głębiej, więc mała uznała, ze woda stanowi zywioł niebezpieczny, od którego trzeba trzymac się z daleka.

Na mój gust przesadza, wygląda na psa, który powinien jak w dym włazic w wodę. Ale cóż, autorytet jest niepodwazalny.

W dodatku wczoraj Autorytet desperacko postanowił sforsowac rów melioracyjny, bo po drugiej stronie pies ojca kopał strasznie atrakcyjne dziury. Autorytet wykonał skok gazeli, po czym wpadł w sam środek porośniętego szuwarami rowu z wodą , i mało tego, dłuuugo nic się z tych szuwarów nie wyłaniało. A jak się już wyłoniło, to mała uznała, że ona taka głupia nie bedzie ( a skacze bajkowo) i wyrwała w przeciwną stronę.

Gajka, bardzo mi się podoba wizja wyganianej do etapu padniętego ryja Diuny, ale jeśli u nas ktoś po spacerze pada na ryj, to Drachma ( a chodzą zawsze w duecie). Tajga jakoś podejrzanie szybko się regeneruje.

Ale niemniej dziekuję za rady - pomyślę, jak je wcielić w życie.

Serdecznie pozdrawiam, Kinga

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...