Jump to content
Dogomania

Pies odkurzacz, nie mam już siły.


purrsonality

Recommended Posts

Pies ma 7 miesięcy, od początku sprząta cały trawnik i cały dom. Dorwie się do kurzu, plastiku, tektury, papierów, patyków, kości, resztek jedzenia, padliny, zdechłych ptaków, piór, zeżre nawet wymioty z trawnika. W domu jeszcze jest do opanowania – komenda „zostaw” i wypluwa albo nie rusza, większość zresztą przynosi na swoje posłanie i liczy na nagrodę, za to na dworze to masakra, dobiera się nawet do gówien (i nie, niczego mu nie brakuje, je żwacze, ma podobno świetną karmę, raz się dorwie, a raz nie – więc bierze do gęby, bo lubi), dzisiaj zeżarł torebkę po herbacie, którą ktoś mądrze wyrzucił na trawnik. 10 minut z nim walczyłam, komendami nie komendami, siłowo, wyciągałam z pyska – nic z tego, tak się zaparł, że wróciłam z zadrapaną twarzą, bo zaczął się wyrywać jakbym go żywcem kroiła. Za każdym razem to samo, zostawi tylko to, co nie jest dla niego atrakcyjne, resztę pakuje do pyska, a weź mu człowieku spróbuj wyciągnąć to wrócisz cały uwalony błotem i cały we krwi, bo tak się szarpie. Szturchanie po żebrach, łapanie za kark (bo takie metody też gdzieś wyczytałam) nic nie dają, smakołyki nic nie dają, komendy ma gdzieś kiedy znajdzie jakiś skarb, mieszkanie wiecznie zarzygane, bo wszystko mu szkodzi, a i tak żre, bo czym ma się przejmować. Wiecznie wracam ze spaceru wściekła, dzisiaj po tej torebce to myślałam, że go zabiję, teraz siedzę i wyję, bo już oczami wyobraźni widzę jak mu zalega na żołądku, wywraca bebechy, zabija… Nie chcę iść w kaganiec, bo ledwo toleruje szelki – a i tak przy zakładaniu szelek i podpinaniu pod nie smyczy trzeba się naużerać, bo ucieka, podgryza, robi wszystko żeby utrudnić zadanie, więc przy kagańcu to już w ogóle chyba skończę na psychotropach.

To mądry pies, nie mam z nim żadnych problemów poza tym jednym, chcę dla niego jak najlepiej i dzień w dzień muszę panikować, bo w końcu zeżre jakąś truciznę i nigdy sobie nie wybaczę. Z żadnym z innych swoich psów nigdy nie miałam aż tak zaostrzonego problemu. Jak takiego psa nauczyć ignorowania żarcia na trawniku? Ledwo wylezie z klatki i już się zachowuje jak wygłodzony mały piesek, który dałby się pokroić nawet za garść chleba, który ludzie rozrzucają dla ptaków. Co ja mam robić?

Link to comment
Share on other sites

Znajomy ma samoyeda który tak robił. Jak z nim wychodziłam na spacer to zjadał wszystko co znalazł. Nie potrafiłam go tego oduczyć, ale znajomy go oduczył. Za każdym razem kiedy coś próbował zjeść to dostawał wpierdol. Ja wiem, że to jest sadystyczne i ja tego nie robiłam na tym samoyedzie, ale no cóż poskutkowało, bo teraz samoyed się go boi i jest posłuszny. Swojego psa którego teraz mam ma teraz 8 miesięcy to zaczęłam oduczanie jak była bardzo malutka. Kiedy próbowała coś zjeść to lekkie szarpniecie i komenda "zostaw". Dzień w dzień to samo ćwiczenie, kiedy zostawiła to smaczek. Dziś czasem mocniej trzeba pociągnąć, bo czasem jeszcze ją coś zainteresuje, ale natychmiast to puszcza.

W twoim przypadku skoro nic zupełnie nie działa to niestety, ale musisz mu zakładać ten kaganiec. Chodź by skały srały to jest to dla ciebie jedyne wyjście, jak nie chcesz by pies się czymś zatruł i zabił.

Link to comment
Share on other sites

Jaka jest przeszłość tego psa? Chodzi mi głównie o to, czy bywał bardzo głodny w swoim krótkim życiu. Ja wzięłam ze schroniska dwuletnią sukę, która ważyła niecałe 8kg (teraz waży prawie 11 i nie jest gruba) i była sucha jak noga od stołu, bo była omegą w boksie - ogólnie nie tylko nie dojadała, ale nie wychodziła raczej z budy itd., ale do rzeczy - ona mi nawet gumy z chodnika odklejała na początku i je żarła, zanim jakkolwiek zdążyłam zareagować! Wszelkie śmieci, wszelkie resztki, totalnie wszystko. Wyciągałam jej z gęby takie rzeczy, że nieraz mi się na wymioty zbierało, stałam się ekspertem w lokalizacji miejsc, gdzie "coś może być" i rwałam włosy z głowy, jak coś jednak udało jej się wciągnąć, bo a to rzygała, a to miała sraczkę, a to wysypkę, a to coś tam jeszcze innego... 

 

Co pomogło? Szkolenie. Zajęcie psa czymś na spacerze. BARF. Nauka komend sowicie wynagradzanych bardzo różnymi nagrodami, od suchych kulek karmy, poprzez gotowane mięsko (kurczak, serca), parówki (krojone na ultracienkie plastry), żółty ser (z umiarem, bo słony i tłusty), owoce (najsmaczniejsze było bodaj jabłko), różnorodne smaczki a nawet syf typu Frolic. Konsekwentna, do bólu, nauka wymiany wszelkich dóbr (zaczynałam w domu, przy czym suka dostawała coś średniego a ja miałam coś pyyycha - przy czym uwaga, bo dla niej np. bardziej atrakcyjny od dobrej, mięsnej karmy był... np. chleb, także musisz wyczuć, za co Twój pies dałby się pokroić), nauka komendy "nie żryj" (bo inteligentnie spaliłam komendę "nie rusz", a przy "nie żryj" dochodzą dodatkowo emocje oznaczające groźbę :P), wychodzenie na długiej lince, żeby w razie czego można było interweniować ZANIM coś wchłonie, no i - cóż, kaganiec fizjologiczny. Oczywiście, na początku był opór jednostki, dzikie walenie nim po wszystkim i wszystkich, ale zbudowałam suce schemat - dochodziłyśmy do pól, gdzie zawsze biegała luzem - kaganiec na ryj - puszczam ze smyczy, biegaj, hulaj itd. Bez kagańca nie ma biegania. I jakoś poszło. Po jakimś czasie kaganiec odstawiłam, pokusa nadal bywała silna, ale wystarczyło się wydrzeć i pies pluł tym, co podjął. Pozostało jej tylko umiłowanie ludzkich kup, więc muszę uważać, bo od czasu do czasu jej się zdarza "akcja kupa". Teraz okazało się, że suka choruje i po lekach jej apetyt przybrał wymiar nieskończony, więc dla mojego świętego spokoju biega w kagańcu.

 

Co ciekawe, moja młodsza suka, która ma nadwrażliwość dotykową i podczas zakładania szelek ma minę jak strzelona w dupę sarna za przeproszeniem, bo ją DOTYKAJĄ, kaganiec fizjologiczny na zasadzie "biegasz tylko w kagańcu" zaakceptowała od razu. 

Link to comment
Share on other sites

Jeśli chodzi o metodę "przemocową" to mój facet tak sobie wypracował posłuszeństwo u tego psa. Może niekoniecznie przez bicie, bo z marszu by ode mnie po gębie dostał, ale przez straszenie np. smyczą i pokazywanie dominacji, przy nim nie ruszy niczego, bo wie, że źle się to może skończyć. Ja taka nie jestem, ciężko mi jest nawet klepnąć psa w tyłek jak coś przeskrobie albo jest nie do wytrzymania, a co dopiero zachowywać się tak jak on, może czasem jak już mi się ten pies pcha dosłownie na łeb i wyprowadzi z równowagi to zareaguję ostrzej, ale na dworze nic takiego nie działa, kompletna szajba, często złośliwość - nie pozwolę jednego to będzie żarł byle co, żeby tylko pokazać jaki to on buntowniczy. Dodatkowo to bardzo skoczne psisko, refleks ma ogromny, nigdy nie zdążę go w porę odciągnąć, bo nawet jak już odciągam to i tak w mgnieniu oka jest reakcja i ma w pysku to co chciał. Dzisiaj się z nim tłukłam o jakieś plastikowe opakowanie po jogurcie, no tak się napalił na taką pierdołę, że aż mu ślina z pyska leciała, połowę mu wyrwałam, resztę wypluł dopiero wtedy jak mu pokazałam całą garść karmy, którą miałam przy sobie, ale i tak pewnie co wszamał z tego opakowania to jego...

 

Co do przeszłości - psa mamy z domu tymczasowego, trafił do nas jak miał dwa miesiące, babeczka mówiła, że psiak ma spory apetyt jak całe rodzeństwo, bo u tej kobieciny mieszkała cała trójka łącznie z matką, od kobity usłyszałam też, że nienażarte to są pieski, które były głodzone, a ten i spokojnie się najadał od matki i później jeśli chodzi o karmę, więc ani nie będzie problemu z opanowaniem jego apetytu, ani później na spacerach. Od samego początku rzucał się do miski jak oszalały, mój facet nauczył go, że nie dostaje póki nie usiądzie spokojnie i nie usłyszy komendy "proszę", pojawił się problem żarcia jakby go ktoś gonił, często nie gryzł tylko połykał, później tym rzygał, bo nie trawił. Zaczęliśmy mu wrzucać do miski piłeczki, przez które musiał się przedrzeć, żeby zjeść, trochę opanował tę prędkość, co prawda dalej je szybko, ale teraz przynajmniej przeżuwa. Na dworze żarł od początku, jak wygłodniały leciał do byle chlebka albo zgniłego pomidora, czasem aż mi wstyd było, bo ludzie się gapili jakbym psa głodziła i by musiał się najadać z trawnika, myśleliśmy, że dostaje za mało, więc zaczął dostawać więcej, wzbogaciliśmy mu karmę, dostaje smakołyki, raz w tygodniu jakieś gotowane mięsko, nie ma prawa być głodny.  Co prawda kiedyś problem był ostrzejszy, bo żarł i nie oddawał, teraz po komendzie "zostaw" wypluje albo odbiegnie i przyleci po smakołyk, ale tak jak mówię - tylko jeśli chodzi o rzeczy, które nie są atrakcyjne dla niego. Jak coś jest w jego mniemaniu lepsze od tego co mam ja to z radością da się za to zabić. Jako nagrody stosujemy wszystko, najbardziej "leci" na takie małe treningowe kosteczki, suchą karmę uznaje za nudną, owoce nie działają, bo jeśli chodzi o takie rzeczy to traktuje je jak jakieś trofeum, przeżuwa godzinę, chowa się, żeby nikt mu nie zabrał także na spacerach to odpada, z mięchem nie próbowałam jeszcze.

 

W sumie największy problem był wtedy jak chodził na krótkiej smyczy, chyba z frustracji zżerał wszystko i nie chciał się słuchać, po przerzuceniu się na szelki i smycz "wyciąganą" biega zadowolony, jest grzeczny, ale tylko do czasu, zawsze następtuje takie "kliknięcie" jak zmienia zachowanie o 180 stopni i z grzecznego psa robi się jakieś szalone nienajedzone bydle, coś tam się posłucha, ale i tak wpierdzieli taką torebkę po herbacie, raz już się nawet do szkła dobierał, walki o jakieś urwane ptasie nogi albo rybie łby już nawet nie wspominam, bo było to tak obrzydliwe doświadczenie, że chyba wolałabym mu kupę z pyska wyciągać.

 

Widzę sporo młodych psów w kagańcach i zawsze zagaduję właścicieli czy to faktycznie działa i zdania są podzielone. Słyszałam, że raz psy cwaniaczą i znajdują na ten kaganiec sposób, raz cały kaganiec jest uwalony w kupach, bo pies ryje nim w ziemi, żeby mimo wszystko coś dorwać, no ale może spróbuję, już nawet nie w trosce o swoje zdrowie psychiczne a w trosce o tego psa, bo aż mi włosy dęba stają na głowie jak sobie pomyślę na co można trafić na miejskich i podmiejskich trawnikach.

 

Może faktycznie też nuda na tych spacerach dochodzi, ale często spotykamy inne psy, z którymi zawsze lata i się bawi i wtedy np. pojawia się problem popisywania się - zeżre wszystko, żeby pokazać drugiemu psu jaki jest fajny. No takie dziecko straszne z niego i ręce opadają, bo jest głuchy na to co się do niego mówi. Staram się jakoś te spacery urozmaicać, trenuję z nim komendy, biegam, czasem coś porzucam, ale ten diabeł tak się szybko nudzi, że chyba i dla rozrywki coś zwinie, albo wtedy jak już jest na maksa podjarany i zadowolony z życia to wyczyści trawnik, zrobi na złość i jeszcze ma ubaw, że mam ochotę histeryzować na środku trawnika albo latam cała czarna, bo mnie upitolił łapami.

 

No nic, wezmę sobie wasze rady do serca i popróbuję :) Mam jeszcze 7-letnią labradorkę, która z racji bycia labradorem też sprząta co się da, ale ona przynajmniej z radością spełnia polecenia i z radością czeka na nagrodę, podobnie jak buldożer angielski, ale jemu to się chyba z lenistwa nie chce ryć po ziemi. Miejmy nadzieję, że ogarnę tego psa.

Link to comment
Share on other sites

Jesteś zbyt delikatna i pies ci wejdzie na głowę i będzie tobą rządził. Powinnaś być tak jak twój facet. Konsekwentna z twardym charakterem. On sobie u psa szacunek wyrobił. Ty nie. Pies cie nie szanuje i dlatego cię nie słucha. Jak nie zrobisz się konsekwentna to skończy to się tym, że na kolanach będziesz błagać i prosić psa a on będzie cie olewał coraz bardziej i skończy to się tym, że będzie pokazywał kły i gryzł bo to on będzie nad tobą dominował.

Link to comment
Share on other sites

Samo "zostaw" czy "nie wolno" to za mało - pies musi wiedzieć, co ma robić, gdy zobaczy coś, co chciałby zjeść. Musi wiedzieć, co innego ma zrobić, aby dostać smakol. I to koniecznie zanim porwie zakazaną zdobycz. Musi wiedzieć, że wtedy trzeba najpierw zatrzymać się i zareagować na "do mnie", aby dostać nagrodę z ręki. Przy takim szalonym zbieractwie sprawdziłabym także, czy pies jest dokładnie odrobaczony, czy aby nie ma "bogatego życia wewnętrznego".

Link to comment
Share on other sites

Ja twardo wyciągałam z psyka każdy syf. Rękawiczka na rękę i jazda. Nawet na siłę. Nie było opcji żeby coś zjadła. Grzebałam w pysku co 5 minut, marudziłam i nie było fajnie.

Pies bardzo szybko załapał że nie warto bo ja i tak wydrę, chociażby z gardła.

Teraz nie ma opcji żeby cokolwiek zjadła. Wie ze to będzie koniec spaceru i nieprzyjemności:)

Teraz mam tymczasa ze schroniska. Szczeniak, niedożywiony. Dwie doby zajęło mi opanowanie sytuacji tą metodą. W domu nagradzam do suszonym śmierdzielem (żwacz, płuca).

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...