Jump to content
Dogomania

Zegnaj Rokusiu, dziekuje i przepaszam...


76magda76

Recommended Posts

Dnia 1 grudnia 2014 roku rozstalam sie z moim najukochanszym przyjacielem Rokusiem.

Wszyskie decyzje jakie podejmowalam w zyciu kierowane byly dobrem psa.

Moja mama nigdy nie chciala psa w malym mieszkaniu, ja natomiast zawsze o nim marzylam.

U mojej babci suczka sie oszczenila i zostaly dwa male pieski, ktore nie znalazly jeszcze wlasciciela. Namowilam mame, ale ona do konca nie byla przekonana , zgadzajac sie zrobila to wbrew swojej woli i od poczatku musialam z nia walczyc.

Klotnie prawie codziennie – “pies zniszczyl dywan, pozygane, smierdzi, oddaj tego psa, wybieraj olbo pies albo ja..”… Bylam zawiedziona, ktos kto kocha nie powinien mi kazac wybierac.

Zmarla moja babcia… tylko ona mnie rozumiala…ona i Roki. To on mnie pocieszal, to jego przytulalam jak mi bylo zle. Dawal mi tyle sily i tyle milosci….stal sie czescia mnie, najwazniejsza istota w moim zyciu. Bylo mi obojetne gdzie bede w Polsce, za granica i z kim, abym tylko mogla miec przy sobie Rokusia.

Sytuacja w domu stala sie nie do zniesienia. Znalam tylko jedna osobe, ktora przyjelaby mnie z psem, musialam mu wybaczyc cos niewybaczalnego…. ale zrobilam to.

Wyjazd do Wloch i przygotowania moje i mojej psinki. Tu przyszly na swiat dwojka moich dzieci. Roki byl czescia naszej rodziny, byl czescia mnie, a moja Ania uczyla sie chodzic opierajac sie o niego.

Towarzyszyl mi i wspieral w najlepszych i w najgorzych momentach mojego zycia. Az do tego momentu.

Wszystko zaczelo sie kiedy wrocilam z Polski. Moj Rokus nie wygladal dobrze – byl bardzo wychudzony tylko brzuch jakis napuchniety, jego skora zrobila sie czarna, a siersc po 3 miesiacach od strzyzenia wogole nie odrosla. Na poczatku myslalam, ze przez wiek, w koncu ma 13 lat, jak na psa duzej rasy to bardzo duzo. Pojawily sie problemy ze wstawaniem, wchodzeniem po schodach, ale ogolnie pies zachowywal sie normalnie… szczekal, cieszyl sie, jadl i pil…. no wlasnie pil troche za duzo…ale przeciez bylo goraco… to nic takiego.

Az ktoregos dnia posikal sie w domu. I to byl dla mnie alarm: on nigdy sie nie zalatwil w domu. Pamietam jak mial biegunke i nie mogl wytrzymac, to chcial wyskoczyc przez okno z trzeciego pietra, zeby nie zabrudzic w domu. Byl taki czysty, myl sie codziennie jak kot, oblizywal lapy, a potem lapami swoj pyszczek, obwachiwal sie, zeby sprawdzic czy smierdzi i jak cos wyczul to lizal sie dotad, az byl czysty. Pomyslalam – on musi byc chory… to nie jest zwykla starosc. Posikal sie bo pewnie za duzo pil…. pomyslalam. No wlasnie dlaczego on tak duzo pije…??? Wyszukiwarka google i haslo “pies duzo pije”, bardzo duzo rezultatow w tym rowniez obrazy do szukanego hasla. I wtedy zobaczylam zdjecia psow, ktore zupelnie obrazowaly mojego kochanego Rokusia. Wchodzilam na strony i na kazdej tytul “Cushing”. Objawy wszytkie jakie tylko mozliwe, nie bylo nawet jednego, ktorego on by nie mial. Nie mialam juz watpliwosci – moj pies ma Cushinga. Zaopatrzylam sie w Vetoryl i zaczelam mu podawac 30mg raz dziennie. Dawka bardzo niska jak na psa 27kg, ale chcialam byc ostrozna i go obserwowac jak reaguje, tymbardziej, ze nie robilam zadnych badan w tym kierunku. No wlasnie, czego nie zrobilam szybko tych badan, czego nie poszlam do weterynarza…. moze wszystko potoczyloby sie inaczej. …Bylam pewna, ze mu pomagam. Nie mam wlasnych pieniedzy, nie pracuje, utrzymuje mnie maz, ktory nie raz powiedzial, ze liczy sie dla mnie tylko pies, nie zdawalam sobie sprawy z powaznej choroby jaka mial.

Pies po vetorylu czul sie coraz lepiej, odmlodnial, nabral sily, pil normalnie, bylam nawet z siebie taka dumna, ze postawilam szybko wlasciwa diagnoze i odpowiednie leczenie. Minal dokladnie miesiac od kurcji vetorylem, pewnego switu obudzilam sie bo slyszalam odglosy, jakby ktos walil o podloge. Zerwalam sie i zobaczylam okropny widok. Pies lezal z rozkraczonymi lapami, podloga byla cala pozygana i posikana. Podbieglam do Rokusia, zeby go podniesc, ale co go podnioslam – to on upadal. Lepek mial wykrecony na bok, a galki oczne wykonywaly dziwne ruchy w prawo i w lewo.

Co ja zrobilam? To pewnie ta kuracja bez potwierdzenia wynikami badan….

Myslam, ze moj pies w tym momencie umiera i to z mojej winy. Placz i strach, ze moge go stracic. Nie moge go stracic, jest dla mnie jak wlasne dziecko.

Zawiozlam go do kliniki. Weterynarz stwierdzil, ze to zespol przedsionkowy i pies powinien sam wrocic do rownowagi, przy tym zlecil mi kompletne badanie krwi, moczu i tarczycy. Tak mi ulzylo, wygladalo to fatalnie, a okazalo sie niczym groznym. Niestety wyczul jeszcze guzy dwoch jader, ale w sposob w jaki o nich mowil, nie wynikalo ze powinnam sie martwic, ale oczywiscie wskazana kastracja. Klinika mysle, ze super…ale ceny zwalily mnie z nog.

Oklamalam meza jesli chodzi o ceny, mialam troche swoich zaskorniakow.

Wizyta – 40 euro, badanie krwi, moczu i tarczycy – 250 euro + vat. Zaplacilam. Mial minac miesiac aby moc wykonac testy na cushing. Po dwoch dniach przyszly wyniki badan, a pies rzeczywiscie wracal do formy. Z badan krwi, wlasciwie nic nie wyniklo, wszystko w normie oprocz wartosci watrobowych, ktore wybiegaly poza nia. Ale nie byly nie wiadomo jak wysokie, zeby trzeba bylo sie martwic, w koncu pies mial juz swoj wiek i nie mogl miec takich wynikow jak dwuletni piesek. W moczu troche bialka i nic poza tym. Lekarz namawial na kastracje, stwierdzil ze po wynikach krwi pies moze smialo sie poddac kastracji w celu usuniecia guzow. Zadzwonilam, zeby umowic sie na zabieg, zapytalam, ile bedzie mnie to kosztowalo … a wiec:

Najpierw trzeba zrobic usg 70 euro + anestozjolog – 80 euro + kastracja 180 euro + vat..

Szczeka mi opadla…. nie mam takich pieniedzy, podziekowalam i tyle…

Minal nastepny tydzien, a Roki znowu zaczal bardzo duzo pic, po schodach wcale nie chcial wchodzic, musialam go nosic, byl bardzo oslabiony i nie chcial jesc. W nocy plakal za woda, a jak sie zalatwil to zlizywal mocz. Pojechalam do nastepnej kliniki. Zobaczyli wyniki badan, po czym stwierdzili, ze nie ma sie co sie doszukiwac i robic dzisiatek innych badan zanim sie nie wykastruje, trzeba usunac to co jest pewne. Tutaj zechcieli ode mnie 100 euro i bez wahania sie zgodzilam. Umowilam sie na kastracje za cztery dni. Moj pies z dnia na dzien czul sie coraz gorzej: pil i sikal pod siebie co godzine, byl oslabiony bo nie jadl od kilku dni a jak lezal to ciagle drzal ajkby mu bylo zimno, mimo, ze mial na sobie polarowa bluze i byl w mieszkaniu.

Przeciez on nie przezyje tej operacji w takim stanie – pomyslam.

Zrezygnowalam z kastracji. To wszystko wygladalo jak nawrot cushinga po przerwanym leczeniu. Nie wiedzialam co robic, balam mu sie podac vetoryl, ale to on ostatnio postawil go na nogi. Zespol przedsionkowy nie mial nic wspolnego z vetorylem, wiec pomyslam sprobuje przeciez gorzej byc nie moze. Dalam mu vetoryl na noc, a pies z rana znowu jakby silniejszy…, ale niestety drugiego dnia po nim zaczal wymiotowac i nie dalam mu juz wiecej.

Roki wygladal okropnie, byl suchy, miesni praktycznie juz w ogole nie mial, poza tym zauwazylam dodatkowy objaw : szczekoscisk. On wcale nie otwieral pysia, nawet jak sie meczyl, nie szczekal, chcial ciagle tylko pic. Maz namawial mnie na eutanazje i to samo moi znajomi. Ale ja w ogole nie chcialam przyjac tego do wiadomosci. Przeciez musze mu pomoc, nie potrafie zyc bez niego. W domu zaczelo smierdziec, bo pies zalawial sie gdzie popadnie. W nocy nie spalam, czasami nawet z bolu kregoslupa po noszeniu go po schodach. Wstawalam skoro swit, by myc podloge, ze gdy wstanie moj maz i dzieci zeby bylo czysto, bo to byl dodatkowy argument na uspienie.

Znalazlam nastepna klinike weterynaryjna. Zaczelam krasc pieniadze mojemu mozowi na kolejne badania.

Tutaj odrazu zrobili usg . Usg wykazalo powiekszone regularne nadnercze, co rzeczywiscie mogloby wskazywac na chorobe cushinga, ale drugiego nadnercza nie bylo widac, powiekszona, zniszczona watroba, a poza tym wszystko w normie. Nie widac bylo zadnych przerzutow z jader i tutaj odetknelam z ulga. Zrobili mu kroplowke z witaminami i zalecili tez zebym robila je tez w domu. Zakupilam ranitidine na zoldek, legalon na watrobe, witaminy i kroplowki, a na nastepny dzien bylam umowiona by robic test na cushing. Pomiar krwi 3 razy co 4 godziny.

Tego dnia Rokus zrobil kupe z krwia. Jego stan ciagle sie pogarszal a teraz zostalo czekac na wyniki badan. Kroplowki i leki troche pomogly jesli chodzi o wymioty i wyproznienie. Jednak ciagle byl slaby, ciagle chcial pic . Musialam go sama karmic, bo ma jakies problemy ze szczeka. Chodzi ale ciezko mu utrzymac rownowage. Po 3 dniach przyszly wyniki kortyzolu z symulowaniem detometazonem. Wartosc poczatkowa 1.55, po 4 godzinach – 0.30, po osmiu- 0.33.

Wykluczono zespol cushinga. Zalamka. Co dolega mojemu psinie???….Jak mam mu pomoc???

Stwierdzili, ze prawdopodobnie nowotwor powoduje zaburzenia hormonalne roznego typu. Jedyny nowotwor pewny to ten w jadrach. Weterynarz powiedzial, ze w 80 % pies nie przezyje operacji przez wiek i stan w jakim sie znajduje . Zdecydowalam sie na kastracje. Wiedzialam, ze moze sie juz nie obudzic, ale nie moglam patrzec jak sie meczy, bez kastracji tez pewnie by umarl, a tak dam mu 20% mozliwosci. Placz i zal. Czulam sie bezradna. Ten dzien byl okropny. Dzieci u kolezanki, a ja w klinice, bylo sporo pieskow do operowania tego dnia. Musialam jescze pojechac do domu, zeby troche ogarnac, zebym nie musiala pozniej sluchac gadania mojego meza. Prosilam zeby nie zaczynali beze mnie, musze byc przy zasypianiu, bo to moze byc ostatni raz jak go bede widziec zywego. Zabieg nie trwal dlugo, zawolali mnie zebym go budzila. Jaka ulga…. teraz to juz bedzie tylko z gorki. Jakie szczescie….. przezyl….. nie ma juz raka…. Nie wyszedl o wlasnych silach jak inne mlode psy, zanioslam go na rekach do samochodu. Nie czuje juz bolu kregoslupa, nie czuje juz zmeczenia po nieprzespanych nocach …. oby tylko byl ze mna…., on musi wyjsc z tego, to taki silny pies… Minal jeden dzien, drugi, trzeci….. a pies nie wstaje. Nie daje rady wstac. Jak go postawie to stoi, nawet idzie…ale sam nie daje rady.

Pojechalam znowu do weterynarza, powiedzial ze to pewnie bol pooperacyjny i moze jeszcze potrwac ze cztery dni. Minely nastepne cztery dni, ale Rokus, zamiast co dzien to lepiej, to co dzien to gorzej i dalej pil jak smok. Na szczescie je i pije. Nie wymiotuje juz, ale nie daje rady ustac na lapach. Lezy i tylko lezy na boku.

Moj maz mowi: Nie moge patrzec ja torturujesz tego psa….. Sikal po siebie i smierdzial. Mylam go za kazdym razem i suszylam suszarka, dalej robilam mu kroplowki i antybiotyk.

Chyba rzeczywiscie jestem egoistka, ale jak mam podjac tak trudna decyzje, nie mam prawa decydowac o jego zyciu…. ale serce mi peka…. musze to zrobic, musze…..

Zawiozlam go poraz kolejny do weterynarza z mysla ze moze wlasnie teraz powinnam mu zapewnic slodka smierc. Moj maz juz wykopal grob dla niego kolo domu .

On nie ma juz czasu na nastepne badania…. on umiera…. umiera, a ja jestem bezradna. .

Nie dalam rady go dobic. Wrocilam i znowu mi ulzylo, ze wracam razem z Rokusiem.

Teraz juz wiem, ze to kwestia dni, ale kazdy dzien , kazda godzina dluzej by byc razem. Wieczorem musialam podtrzymac mu lepek zeby sie napil, nie dal rady nawet utrzymac glowy. Boze co sie z nim dzieje… nie powinnam byla go kastrowac, to po zabiegu tak szybko mu sie pogarsza. Co ja zrobilam?, nie dosc, ze cierpial, to dodalam mu dodatkowe cierpienie…. poco to bylo??!!

Musze skonczyc mu cierpienie…. niech sobie zasnie…… Zadzwonilam do weterynarza ze sie zdecydowalam. To byla sobota, a w niedziele jest nieczynne, ale powiedziala, ze przyjedzie specjalnie dla mnie. Brama byla jeszcze zamknieta, chyba troche za wczesnie przyjechalam. Siedzialam w samochodzie i modlilam sie, zeby nie przyjechala. Nie potrafie sie z nim rozstac, nie potrafie..!!!. A jednak przyjechala…. Plakalam i plakalam – on tyle dla mnie znaczy….

Sprobojmy podac mu jeszcze kortyzol – powiedzial wet. Jak bedzie efekt to odrazu bedzie widac, jak nie to nie ma juz co… Dal mu duza dawke kortyzolu. Pies zaczal podnosic leb i sie rozgladac. Dziala!!!!, jak dobrze, ze dziala… Znowu wrocilam z psinka. Roki zaczal byc znowu soba, nie mogl jeszcze chodzic, ale trudno oczekiwac po jednym zastrzyku cudow, ale widzialam jaki jest zrelaksowany, lezal sobie na brzuchu – nie na boku, jak przez ostatnie 2 tygodnie, rozgladal sie i interesowal wszystkim co sie dzieje dookola. On przestal nawet drzec. Jejku, chyba go tym razem wylecze!! Zawiozlam go znowu do lecznicy, zeby przepisali mi odpowiednie leki i pokazac jak dobrze wplynal na niego kortyzol. Wet zrobila jeszcze jeden zastrzyk. Wrocilam do domu . Aby troche doszedl do siebie i zrobie mu kolejne badania. Wieczorem jednak troche sie zaniepokoilam. Rokus byl jakby opuchniety, mial nawet problem z piciem wody. Chyba za duza dawka kortyzolu. Mimo wszystko byl zrelaksowany i ciekawy wszystkiego – moze odrobine otepialy. Pewnie jak minie troche dzialanie zastrzyku – to mu przejdzie. Rano zauwazylam, ze z psem dzieje sie cos niedobrego, lezal jakby tracil swiadomosc, z oczu wyciekala mu ropa. Zwymiotowal na brazowo. On chyba umiera…. ale niech umrze tutaj w domu, przy mnie..

Dziekuje Ci Rokus za wszytko, dziekuje…. byles najcudowniejszym pieskiem na ziemi, pamietaj, ze Cie kocham…. kocham Cie tak bardzo….. glaskalam go, przytulalam i plakalam. ..wtedy myslalam, ze wlasnie w ten sposob odejdzie…… teraz gdybym mogla cofnac czas chociaz do tego momentu…. Jednak zdecydowalam inaczej, jak Roki zaczal popiskiwac….

Chyba cierpi tym razem pomyslalam, cos go boli…..

Dobrze Rokus, koniec twoich cierpien, pomoge Ci odejsc tym razem. Wiedzialam, ze smierc i tak by nastapila w ciagu tego dnia… ale nie chcialam zeby go bolalo.

Znowu w samochod i do weterynarza. Teraz juz wiedzialam ze nie ma odwrotu…..

Gdy zajechalam do kliniki, byly jescze inne pieski z wlascicielami. Polozylam go na podlodze w poczekalni. Na tej OKROPNEJ POSADZCE !!!! – nie wiedzialam wtedy, ze on na niej zostanie–!!!.

Zrobilo sie pusto na sali, dali mi do podpisania zgode na eutanazje. Podpisalam WYROK na niego!!

Po czym przyszla wet z zastrzykiem do uspienia, nie mogla znalezc zyly, wiec wstrzyknela domiesniowo. Troche mnie zdziwilo, bo domiesniowo to pewnie duzo wolniej…. Po 2- ch minutach , powiedziala “spi”… Ja nie bylam tego taka pewna. Powiedzialam, dajcie mi nozyczki i uklujcie go w lape, chce byc pewna. Pies rzeczywiscie nie zareagowal. Spi— ale nie bylam do konca pewna czy wystarczajaco gleboko. Poprosili, zebym wyszla na zewnatrz poczekac. Nie chcialam, nie chce… musze byc z nim do konca!!! Musze wyjsc – powiedzieli. Wtedy sie zaniepokoilam bardzo. Dlaczego???? przeciez podadza zastrzyk i przestanie bic serce. Stwierdzili, ze moga wystapic drgawki spowodowane przez nerwy i to nie bedzie dla mnie mily widok… Wziela mnie wet za reke i wyprowadzila na zewnatrz, a drugi zostal z Rokusiem i ta okropna strzykawka. … Po okolo 5- ciu minutach, otworzyl drzwi i pokazal ze koniec.

Moj najukochanszy Rokus lezal na tej posadzce bez oddechu. Myslalam, ze bedzie odprezony… a ja niestety zobaczylam jakby skonal w cierpieniu.. Do konca zycia bede miala ten widok. To napewno nie byla dobra smierc… Wet powiedzial, ze nie mogl trafic w serce i wstrzyknal w pluco.

Przepraszam piesku, wybacz mi….nie tak to mialo wygladac… przepraszam……

Dalam im duzy czarny worek, zeby pomogli mi go wlozyc, sama bym pozniej nie dala rady.

  • pupa do dna, a glowa do gory– poprosilam, gdyby w razie zaczal znow oddychac by mial otwor, by mogl oddychac.

Ale otworu nie mial, bo wet zacisnal mocno tasma klejaca.

To jakis koszmar, koszmar. Niektorzy nazywaja to “dobra smiercia” lub “slodka smierc”. To chyba jakies nieporozumienie. Slodka smierc to jest wtedy jak do konca walczymy o kochana istote, pomagamy mu w bolu, pomagamy wstac jak sam nie potrafi, jak go umyjemy bo sobie zasiusial futro, jak okazujemy ile wart jest dla nas i ile mozemy dla niego poswiecic. Znajomi nazywali mnie egoistka, ze pozwalam sie mu meczyc, ze co to za zycie dla niego… Ja chyba bym chciala zeby ktos o mnie walczyl, to wtedy tak naprawde zblizamy sie do siebie . Dni kiedy stal sie niedolezny- to wlasnie wtedy moglam mu pokazac jak bardzo jest dla mnie wazny, ile dla mnie znaczy i jak bardzo go kocham. Cierpial w pewnym sensie fizycznie, ale napewno byl szczesliwy.

A potem glupi impuls i zawiozlam go na egzekucje. Nigdy sobie tego nie wybacze, nigdy…. Znam mojego psa wiem kiedy cierpi, kiedy nie, czy chcial zyc, czy nie…. napewno nie chcial umrzec w ten sposob…

 

Link to comment
Share on other sites

To juz 5 dni jak Cie nie ma.... Pisze zeby  wyrzucic z siebie caly zal i zlosc, zlosc ze nikt nie potrafil Ci pomoc. Twoja choroba co postepowala tak blyskawicznie, ze nawet nie zdazylam zrobic Ci wszystkich badan... Odszedles na zimnej posadzce w poczekalni ....... beze mnie.  Jak moglam sie na to zgodzic? Jak moglam Ci to zrobic? Zawiodlam Cie na  sam koniec. Pogrzebalam Cie jak byles jeszcze cieply, bo nie moglam zniesc widoku Ciebie bezwladnego w czarnym worku.  Twoje bezwladne cialko bez oddechu powiedzialo mi, ze cierpiales odchodzac..... chyba probowales sie bronic... Moze dali Ci za malo srodku usypiajacego, a moze juz przestawal dzialac po wielu probach bo nie chciales umierac... Przepaszam...

Link to comment
Share on other sites

Mogę tylko powiedzieć - trzymaj się. Poplakalam się potwornie. Wspolczuje Ci z glebi serca i nie wyobrażam sobie, co będzie kiedy przyjdzie nasze rozstanie. Ale Twój Rokus biega teraz zdrowy i radosny po zielonych łąkach, patrzy z góry na Ciebie i myslę, ze nie chciałby abys rozpaczala, a jedynie wspominala Wasze szczęśliwe chwile. On już nie cierpi.

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Minely swieta, smutne swieta..... a ja ciagle placze.....nie moge sie pogodzic, ze go nie ma. Bol jest niedozniesienia, mimo, ze mam rodzine, dzieci... czuje sie strasznie samotna, moje zycie stalo sie puste...Nikt mnie nie rozumie, chyba wiele osob twierdzi, ze jestem stuknieta... to byl tylko pies... Nikt nigdy w zyciu nie dal mi tyle uczucia, wyrozumienia.... to dzieki niemu czulam sie wyjatkowa....

Link to comment
Share on other sites

Gagunia, dziekuje za cieple slowa. Mam ogromne poczucie winy.... eutanazja.... rozumiem, kiedy pies ma przerzuty i bol, ktorego nie jest sie w stanie ukoic, ale moj Rokus nie mial, USG nie wykazalo zadnej dziwnej masy, oprocz powiekszonej watroby i nadnercza. Wg wet obraz USG wskazywal na dysfunkcje hormonalne. Potem poczytalam troche na necie, ze tego okropnego dnia moglo dojsc do wzrostu cisinienia wewnatrzczaszkowego po kortyzolu, ktory wlasnie w ten sposob sie objawil. Moze by mu przeszlo - samo, tak jak po zespole przedsionkowym. Wtedy tez wygladalo, ze pies umiera, cierpi - tymczasem, to bylo zupelnie niegrozne, a on czul sie jak na bujajacej lodzi, stad wymioty, przewrazanie sie i dziwne ruchy galek ocznych. Za szybko podjelam decyzje, nie dalam mu nawet czasu by pozbieral sie po operacji. Zrobilam juz tak wiele i mysle, ze zostalo tez niewiele by postawic mu wlasciwa diagnoze. Moj kochany przyjaciel..... nie wybacze sobie, nigdy....

Link to comment
Share on other sites

Naszym psom zabraklo rzetelnej diagnostyki i dobrego weta a nam a własciwie  mnie rozumu, bo wtedy tak bardzo wierzyłam lekarzowi . Czas i zycie pokazało ,że czasami nie warto ufać jednemu .W sposób okrutny w wielkich długich cierpieniach zafundowałam mu eutanazję ktora okazała się w sposobie jej przeprowadzenia 

jeszcze gorsza niz ta cała reszta . ..., przepraszam , wciąz nie potrafię o tym mówić , Jego zycie (13 lat ) i jego śmierć była i jest dla mnie  wielka nauką , to mój najlepszy nauczyciel życia , nie beż powodu był w moim zyciu , wszystko sie dzieje po coś . .......Ty też to zrozumiesz , będzie Ci wtedy lżej .

Żadne słowa w tej chwili Ci nie pomogą , żadne tłumaczenia , pocieszenia , musisz przezyc to sama , po swojemu ...czas będzie dobrym doradcą ,ale nie wyleczy Cie w calości .....Płacz tyle ile chcesz i nie zwracaj uwagi na ludzi , ich komentarze , bo to ludzie ubodzy bo  nigdy nie dane było im zaznać pczęśliwisiej przyjaźni i milości.

Ściskam Cię bardzo mocno i wiedz ,że myślami jestem z Tobą .

 

Twój pies Roki a mój Riki ...oni nie odeszli na zawsze , ich dusze są przy nas . 

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...
  • 2 weeks later...
  • 4 months later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...