Jump to content
Dogomania

problemy z wejściem do domu z psami


Nietoperzyk

Recommended Posts

Wygodnickie apologetki chemicznej kastracji psa zapomniały tu wspomnieć o aspekcie zdrowotnym tego zabiegu, co jest normą w wypowiedziach kastracyjnych hunwejbinek ("psy wydajemy tylko wykastrowane") z różnych psich TWA. A ten aspekt zdrowotny w przypadku samca - że "pies nie dostanie raka jąder" (u samicy - iż "nie będzie miała ropomacicza") - nie został tu podniesiony pewnie tylko dlatego, ponieważ jajka choć zanikają przy podawaniu psu suprelorinu, to jednak w jakiejś tam ziarnkomakowej formie pozostają i rak, choć zniesmaczony wielkością, i w ziarnku maku zagnieździć się może na upartego. Gdyby ta kastracja tyczyła aspektu rozrodczego, to ja rozumiem - są sytuacje, gdy nie ma innych możliwości zapobieżenia rozmnażaniu psiego nasienia. Ale faszerowanie psa chemią, bo ogląda się za dupami? To może wymyślić tylko kobieta. O powodzie antyagresywnym aplikowania psu suprelorinu już nie wspominam, bo sam producent ostrzega, że to moze skończyć się akurat wzmożeniem agresji u zaimplantowanego samca.

Walka z agresją u psa poprzez chemioterapię, nie różni się wiele od podobnie efektywnych ("inny samiec musi mocno przeskrobać, aby dostał w skórę") metod wychowawczych inaczej, jak klatka, obroża elektryczna wspomagana elektrycznym pastuchem, pałka i bicz. Podobnie jak z tabletkami antykoncepcyjnymi dla samic - pole oddziaływania suprelorinu to nie tylko ukrócenie możliwości rozrodczych. To także oddziaływanie na szereg innych funkcji organizmu - o którym złym oddziaływaniu producent "leku" nie informuje albo ze względów merkantylnych, albo nawet nie wie o nim i które to negatywne skutki suprelorinu wyjdą dopiero w praniu, po wielu latach prania psa. Bo nie ma "czystej" chemioterapii - zawsze są skutki uboczne. Te skutki uboczne są mało ważne, gdy toczy się walka o życie w chorobie nowotwortowej, ale poddawanie psa chemioterapii, bo go suki kręcą? No, znaj proporcjum... pańciu.

Link to comment
Share on other sites

Nie generalizowałabym. Pomyśl o bardziej hardokowych przypadkach jak chociażby ucieczki w totalnym amoku, gdzie piesek w ogóle nie wraca do domciu tylko postanawia wybrać się na wycieczkę z misją "przedłużam gatunek". Wiele znajomych mi osób, posiadających psy sportowe chciało zwyczajnie sprawdzić jak pies po kastracji może się zachować, bo BAŁY SIĘ, że pewne zachowania mogą się nasilić. I nie, nie chodzi o agresję. Każdy przypadek jest inny. Osobiście bardzo długo się broniłam przed tym, bałam się efektów ubocznych, bo implant to nie jest lek-cud, o czym zresztą napisałam. Każdy pies reaguje zupełnie inaczej i po fakcie, jak już miałam jakiś obraz psów innych niż border collie na chemicznej, widzę, że u whippetów przykładowo, suprelorin nie równa się absolutnie kastracji chirurgicznej. Pisałam o psie znajomej, który urządzał serenady przy każdej cieczce (podobnie jak mój), a że w bloku mieszka to tak średnio sąsiadom to pasowało. Wszczepiła, poczekała - pies ma siekę z mózgu i nigdy więcej nie zdecyduje się na implant, rozważa normalną, stałą kastrację.

Znam naprawdę mało psów, które podczas cieczki reagują tak skrajnie jak mój. Od małego był psem strasznie okazującym i przeżywającym emocje, nie radził sobie z nimi i jak do tego doszły cieczki to w pewnym wieku ("drugiego etapu dojrzewania") zwyczajnie mu odwaliło. Pies sportowy, w którego od samiuśkiego początku wkładałam mnóstwo pracy i czasu, nie był w stanie wyjść na normalny, spokojny spacer do lasu jeśli jakaś suka zostawiła tam zapach cieczki. Przegięciem dla mnie był moment, w którym mój zawsze-posłuszny-chart po prostu dał dyla i nie wrócił, zgarniałam go z ulicy kilkanaście minut później. I nie lubię pieprzenia, że "trzeba było to wypracować", bo próbowałam przez naprawdę długi czas różnymi sposobami, prośbą i groźbą. Nie było pracy - pies szedł wąchać, a jak wąchał to wpadał w amok, z którego nie było sposób go wybić, a 24/7 pracować nie może. Nie jestem kolejną z "cudownych, jedwabistych dogomaniaczek, które mają psy idealne", jestem osobą, która na pierwszego psa wybrała sobie whippeta i trafiła na cholernie trudny przypadek w kwestii nieradzenia sobie z emocjami (bo nadal uważam, że to przez to była aż TAKA fiksacja na cieczki). Naprawdę wielu rzeczy go oduczyłam i jestem z siebie i z niego niesamowicie dumna, ale to była rzecz, na której poległam i nikt nie był w stanie mi doradzić nic sensownego. Nikt. Bo pies na treningach był psem idealnym, który sporadycznie zainteresował się ćwiczącą obok suką w cieczce. Ale co z tego, jeśli nie mogłam cieszyć się codziennym życiem z nim? Nie mogłam wyjść na normalny spacer, bo nie sprawiał mi on przyjemności, jeśli żyłam ciągle w strachu, obawie, że znowu wywinie jakiś numer.

Lubię czytać Twoje posty, Ryss, ale w tej kwestii kompletnie się z Tobą nie zgodzę. Tylko dlatego, że KAŻDY przypadek jest inny. Jeśli ktoś faszeruje swojego psa chemią, bo liże siki no to sory - po co brało się psa? Dla mnie to coś normalnego. Ale taki amok, totalny brak opanowania (bo i zdarzało się tak, że pies musiał spać w nocy w klatce, bo za każdym razem jak się kładłam do łóżka - postanowił sobie ulżyć na mnie) to było dla mnie coś okropnego. Po prostu się męczył. I on, i ja.

Link to comment
Share on other sites

Ryss - cóż za wspaniała rada! Naprawdę, jesteś wielki. Kobiety siedzą tylko i płaczą, mężczyźni - ostoja normalności na świecie, myślą. Jaasne. Jak widać w Twoim przypadku mężczyźni też potrafią głowę na boku zostawić w różnych rozważaniach. Wyobraziłeś sobie mnie siedzącą i płaczącą, z zasmarkaną klawiaturą, bo jestem babą i napisałam, że jestem "załamana"? Cieszę się, że masz tak wspaniałą wyobraźnie - pisz książki. 
 
Przeczytałam wszystko co się dało i radziłam każdej możliwej osoby - takiej istniejącej na żywo, która poznała mojego psa także na żywo, a nie z opisu. I być może mężczyźni podejmują decyzję na podstawie informacji zaczerpniętych z internetu i na forum - ja staram się czerpać od ludzi z jakąś potwierdzoną wiedzą, internetem się wspomagając. Bywa różnie, to fakt, ale chociaż istnieją i jestem ich w stanie zidentyfikować, a nie są awantarem na forum. 
 
I nie wiem także, czy masz świadomość, że to nie z agresją mam problem, tylko ze strachem, który występował wcześniej, a teraz się to nasiliło. Równie dobrze mogło się nasilić także bez implantu. Tego nie wiem i żadna ulotka mi nie powie, bo jak słusznie zauważa Gezowa - każdy przypadek jest inny. 
 
Pies bez problemu przechodzi obok innych psów - nie skulony w kłębek z ogonem schowanym w dupie, tylko normalnie, zaciekawiony, odwraca się i patrzy zadowolony na mnie, czekając na smaka, bo przecież był grzeczny. Nie chce jednak chodzić na spacery, woli siedzieć w domu, albo bawić się na podwórku. To pojawiało się już wcześniej, przed implantem (powtarzam się, wiem, ale jak widać nie wszyscy czytają dokładnie), teraz się to nasiliło. Zaczęło się pojawiać odkąd mamy skrawek podwórka. Owszem, można powiedzieć że jest to nieprzewidywalna zmiana w zachowaniu. Ale taką klauzulą można nazwać wszystko, nawet to jak samiec zacznie sikać w kucki i przestanie podnosić nogę, a nawet spanie w innym miejscu. Sam przyznaj - dość nieostre stwierdzenie producenta usprawiedliwia każdą zmianę zachowania, zatem nie tłumacz mi proszę, że nie myślę, nie czytam i wpadłam na pomysł implantu bo mi serce tak podpowiadało. 
 
isabelle301 - dziękuję za to, że podzieliłaś się swoimi doświadczeniami.

 

Gezowa - widzisz, Świrosław innych psów się nie boi. Na podwórku bawi się super, w domu też. Może i racja, że teraz przeżywa jakieś wahania nastrojów - idziemy na spacer i jest super, bawi się, dokazuje, węszy - nagle pierdut - przejechała ciężarówka i się kładzie, ciągnie do domu, świata nie widzi.
 
Dzisiaj mam konsultację z weterynarzem, jutro spotkanie z behawiorystą - kolejnym, ale dzięki temu właśnie do domu wchodzę. 
Link to comment
Share on other sites

Od weterynarza nie dowiedziałam się w sumie niczego nowego. Może to być zasługa implantu, ale może równie dobrze być to związane z przeprowadzką, sunią w domu albo jakąś wewnętrzną dolegliwością niewiadomego pochodzenia, skoro czasami pies chce się bawić, a czasami nie chce. Mam go obserwować do połowy października, bo implant się rozkręca 6-8 tygodni i w tym czasie różne rzeczy mogą w głowie siedzieć. Tym samym - czekam, obserwuję, a dzisiaj zaczynam szkolenie.

 

Wczoraj psina się "obudziła" skakał, biegał, szalał itp. Tak jak dawniej :) Może to początek końca tej ospałości lękliwej. 

Link to comment
Share on other sites

Ryss - cóż za wspaniała rada! Naprawdę, jesteś wielki.


Prawda? Też tak myślę. A teraz poważnie. Trochę za bardzo wzięłaś do siebie wszystko co napisałem w poprzednim poście, bo Twój przypadek - a raczej przypadek Twego psa - posłużył mi tylko za punkt wyjścia do ogólniejszej reflekcji o bezrefleksyjnym podejściu do psa jako istoty żyjącej, zdolnej do odczuwania cierpienia - jak to gdzieś ładnie zapisano. Mam zdroworozsądkowe podejście do problemu kastracji zarówno suk, jak i psów-samców, ale drażni mnie traktowanie okaleczenia zwierzęcia nie jako ostateczności, nie jako konieczności wyboru mniejszego zła - ale jako elementu profilaktyki zdrowotnej, czy metody leczniczej "może pomoże". Bo kastracja, nie da się ukryć, jest okaleczeniem i z tego powodu powinna być stosowana tylko w szczególnych przypadkach, dla rzeczywistego, a nie hipotetycznego dobra psa. A do tego, że jajka i jajniki potrzebne są w organiźmie nie tylko do rozrodu, chyba nie muszę tu nikogo przekonywać.

Gdybyś Ty od początku przyłożyła się do pisania i powiedziała tak jak Gezowa - jasno i wyraźnie (choć już niekoniecznie takim potoczystym językiem jak ona) - o co chodzi z Twoim psem, to uniknęlibyśmy tych zwrotów akcji w tej historii. Teraz mówisz, że to "nie z agresją psa masz problem, tylko z jego strachem", a przecież w pierwszych słowach swego listu napisałaś - jak za dawnych dobrych czasów epistolarnych - "Dzień dobry. Jestem tutaj nowa, ale mam sytuację podbramkową - a raczej poddrzwiową", bo pod tymi drzwiami jeden pies chce zamordować drugiego psa, a obydwa psy Twoje. To co to jest - agresja, czy strach u onego, mordującego? Ale może ja głupi jestem i nie nadążam za kobiecym strumieniem świadomości...

 

No dobrze - jest strach, niech będzie. Piszesz jeszcze teraz, że pragnąc pomóc swemu strachliwemu psu wyjść z doła, "naczerpałaś się [wiedzy] od [realnych] ludzi z jakąś potwierdzoną wiedzą, internetem się wspomagając". Fajnie, to teraz przyznaj się bez bicia -  kto z tych realnych, zajebistych, myślę, zaklinaczy psów doradził Ci, by strachliwemy psu zaaplikować chemiczną kastrację? I po co? Ja rozumiem, że dla wielce nadpobudliwego płciowo (żeby nie powiedzieć - seksualnie) psa Gezowej było to jedyne wyjście i rzeczywiście, jak ona pisze - operacja się udała, pacjent przeżył. Ale kastracyjny implant przeciw strachowi? Jeśli my tu o czymś nie wiemy, jeśli chodzi o działanie suprelorinu, to objaśnij, proszę, mnie i innych użyszkodników Dogo, w czym rzecz, że Twój pies chodzi z implantem - mimo iż nie lata jak wściekły za sukami, tudzież nie morduje pobratymców. Jakie było uzasadnienia weta, który zaserwował psu suprelorin?

Link to comment
Share on other sites

Prawda? Też tak myślę. 

 

Widać.

 

Ad rem. Pisałam, że sprawa jest jakby nowa tuż przed tym, jak proponowałeś mi zmianę płci. Opis znajdziesz zatem w kolejnych słowach, a nie w pierwszych w pierwszym poście. Sytuacja się zmieniła, bo pies, jako istota żyjąca zdolna do odczuwania może też się zmienić. Od czary. I nie mam problemu teraz z agresją, z którą staram się uporać skutecznie a nie tymczasowo i walczę sposobami wszelkimi każdego dnia, a ze strachem przed wychodzeniem na spacery i to też nie permanentnie, tylko w zależności od psiego widzi mi się - stąd obserwacja przymusowa o której wyżej. Jakoś zabłądziłeś w strumieniu wypowiedzi, a za świadomością w ogóle nie staraj się nadążyć - jest sprawą indywidualną i biega sobie nieprzewidywalnym torem. 

Po pierwsze - pies strachliwy nie był nigdy. No dobra - bał się burzy. Pozmieniało się tak jakoś tuż przed implantem. Początkowo była to raczej niechęć do wychodzenia poza obszar podwórka, po zabiegu zrobiła się ta niechęć strachem podszyta. Zatem nie mogę odpowiedzieć na pytanie kto mi zaproponował kastrację strachliwego psa, bo pies nie był strachliwy. Pies rzucał się na psy, płeć mu nie przeszkadzała, z zębami, awanturował się niebywale - miałam to w nosie, a raczej znosiłam z godnością, pracując wszelkimi sposobami dostępnymi dla szarego człowieka. Pojawiła się Mała i po tym jak już ogarnęliśmy rzucanie się na nią z zębami (jak to na inne stworzenia boże z czterema łapami), pojawił się też inny problem - postanowił poużywać seksualnie szczeniaka. Stąd implant. Jak już wspominałam - zarzucałeś mi dyskryminację - sunia będzie wykastrowana po pierwszej cieczce (zanim wzniesiesz okrzyki karcące taką złą decyzję przypomnę, że schronisko tak sobie życzy, albo się godzę, albo psa mam oddać - koniec kropka), a tym samym jajka Świra nie muszą zniknąć z planety - potrzebowałam rozwiązania tymczasowego i stąd, po konsultacjach ze wszystkimi świętymi wybrałam implant. Tego jak na razie też nie zmienię - chyba że sytuacja jego zachowań nie zmieni się do połowy października, zgodnie z dyspozycjami pani weterynarz. 

 

Więcej grzechów nie pamiętam, trwam w wierze, że to w końcu ogarnę - dzisiaj idziemy się szkolić. 

 

Relacja po szkoleniowa. Behawiorysta orzekł, że to raczej normalne po takim zabiegu. Pies czuje się bezpiecznie na swoim terytorium, gdzie rządzi i jest pierwszy po bogu, a czasem stara się być przed. Poza swoim terenem nie dość, że musi się podporządkować długości smyczy, to jeszcze zapachy suczek przestały być dla niego takie interesujące, a więcej dziwnych głosów, ludzi, innych psów itp. raczej niepokoi go niż bawi. A to wszystko z powodu braku testosteronu. Musi więc się do tego przyzwyczaić i odkryć na nowo, że spacery naprawdę są fajne. 

Tym samym ćwiczymy teraz to, żeby spacery były fajne... 

Link to comment
Share on other sites

tra ta tam!! Udało się!! 

Wiecie jaki banalny błąd popełniałam tym razem? Nasz trener mi zwrócił na to uwagę - smaki miałam za małe i psy nie czuły się nagrodzone :) Zatem przekonywanie psa, aby wykonał polecenie albo się skupił, smakiem było nieskuteczne, bo nagroda nie była atrakcyjna. To jednak ten błąd mniejszy. Poza tym zaczęliśmy bardzo pracować nad tym, żebym to jednak ja - i to wyraźnie ja - wyprowadzała psy na spacer, a nie one mnie, ani też żebyśmy sobie stadem ze stworzeniami na równym poziomie nie spacerowali. Wiem, że to oczywiste - dla mnie też było - ale nasz trener mi udowodnił, a raczej pokazał, że jednak to nie jest tak, jak mi się wydaje, że jest :) Poprawił moją postawę spacerową i od wizyty u niego nie mam już spacerowych problemów, nawet nie mam problemów ze skupieniem Świrka!! Nie były to na szczęście na tyle poważne zaniechania, żeby wyjście z nich zajmowało milion lat, ale czasami proste rzeczy i proste zmiany mogą zmieniać rzeczywistość. Spacery to dla nas teraz ciężka praca - dla wszystkich :) Ja się skupiam, żeby znowu nie popełnić błędu w ułożeniu smyczy i w postawie, żeby jedno i drugie bydle szło po swojej stronie, żeby karabińczyk zwisał i nie drgnął w górę. Psiaki pracują ze mną - komendy, chodzenie odpowiednie, widać że są skoncentrowane. Natomiast jak już mają chwilę wolnego od tych prac umysłowych - to szaleją jak opętane :) Znowu mam swoje stado!!

Cudnie jest!!  Do domu wchodzę, spaceruję!! Łaa!! Nie wyobrażacie sobie jaki mam na pysku uśmiech. 

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

tra ta tam!! Udało się!! 

Wiecie jaki banalny błąd popełniałam tym razem? Nasz trener mi zwrócił na to uwagę - smaki miałam za małe i psy nie czuły się nagrodzone :) Zatem przekonywanie psa, aby wykonał polecenie albo się skupił, smakiem było nieskuteczne, bo nagroda nie była atrakcyjna. To jednak ten błąd mniejszy. Poza tym zaczęliśmy bardzo pracować nad tym, żebym to jednak ja - i to wyraźnie ja - wyprowadzała psy na spacer, a nie one mnie, ani też żebyśmy sobie stadem ze stworzeniami na równym poziomie nie spacerowali. Wiem, że to oczywiste - dla mnie też było - ale nasz trener mi udowodnił, a raczej pokazał, że jednak to nie jest tak, jak mi się wydaje, że jest :) Poprawił moją postawę spacerową i od wizyty u niego nie mam już spacerowych problemów, nawet nie mam problemów ze skupieniem Świrka!! Nie były to na szczęście na tyle poważne zaniechania, żeby wyjście z nich zajmowało milion lat, ale czasami proste rzeczy i proste zmiany mogą zmieniać rzeczywistość. Spacery to dla nas teraz ciężka praca - dla wszystkich :) Ja się skupiam, żeby znowu nie popełnić błędu w ułożeniu smyczy i w postawie, żeby jedno i drugie bydle szło po swojej stronie, żeby karabińczyk zwisał i nie drgnął w górę. Psiaki pracują ze mną - komendy, chodzenie odpowiednie, widać że są skoncentrowane. Natomiast jak już mają chwilę wolnego od tych prac umysłowych - to szaleją jak opętane :) Znowu mam swoje stado!!

Cudnie jest!!  Do domu wchodzę, spaceruję!! Łaa!! Nie wyobrażacie sobie jaki mam na pysku uśmiech. 

 

Znakomicie! :klacz:

Link to comment
Share on other sites

...smaki miałam za małe i psy nie czuły się nagrodzone :) Zatem przekonywanie psa, aby wykonał polecenie albo się skupił, smakiem było nieskuteczne, bo nagroda nie była atrakcyjna.


I w ten oto sposób rosną nam szeregi koniunkturalnych psich materialistów - nic z miłości do pańci, wszystko za coś. Ech...
Link to comment
Share on other sites

Ryss - pewnie masz rację. Trzeba przecież zadbać o to, żeby pies wykonywał komendę także wtedy kiedy smaków nie ma. Jednak - to jest krok pierwszy (raczej był). Teraz uczymy się pracy na kontakcie, z ograniczaniem smaków. Ale za to jak już smak się pojawia, to jest zacnych rozmiarów :) 

Link to comment
Share on other sites

Nietoperzku - zatem, już bez poganiania, dbaj o aktualizację swego wątku informacjami o postępach i regresach, ku pokrzepieniu serc będących w podobnej sytuacji jak Ty przed miesiącem. Może byś wstawiła tu zdjęcia Świrka i panienki? Zawsze to przyjemniej, gdy jest na czym oko zawiesić. No i tak sobie myślę, że psy podobnie jak dzieci imienia sobie nie wybierają, ale nie wiem, czy jak Świr pójdzie między psy, to czy jego imię nie będzie mu przeszkadzać - zwłaszcza w relacjach z płcią przeciwną...

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Witam Was. U nas bez zmian. W domu jest miłość wielka, na spacerach także, a pomiędzy nadal trwa strefa nieopanowanych emocji. Niby wchodzę do domu, ale muszę to robić naprawdę szybko, żeby nie było awantury. Problem z trafieniem do zamka, 3 s za długo... i się zaczyna. Lęki mojego większego bydlęcia odeszły prawie wszystkie, bawi się normalnie, spacery znowu są fajne. Od tak jakoś bez rewelacji sobie żyjemy :) 

Link to comment
Share on other sites

Stare, dobre małżeństwo - niby wszystko fajnie, ale nic się nie dzieje i nuda, po prostu nuda... A kiedyś, panie, to były numery! Ech, a teraz bez rewelacji... Pańci nie dogodzisz : psy ongiś chciały się pozabijać - źle, teraz kwitnie miłość wielka między nimi - też źle. A można przecież napisać pięknie (gdy się umie pisać tak) o właśnie takim psim życiu powszednim, a gdy się dwa psy ma, to nie ma siły - zawsze się jakaś ciekawostka znajdzie, by te parę zdań w wątku im poświęconym napisać. Parę zdjęć zrobić, choćby komórką... Można tak? Można. Tylko pańcia musi chcieć.

Link to comment
Share on other sites

Ryss, do nudy nam nawet daleko :) każdego dnia są nowe odkrycia. Szajba odkryła, że drzwi są jadalne, więc wpałaszowała pół z tęsknoty i nudów, kiedy ja mierzyłam się z pracą. Z pomocą niebios chyba opanowałam już reakcję na psy szczekające przy płotach - Szajba już wie, że jak jakieś stworzenie szczeka, to trzeba szybciutko przybiec i mocno Pańci patrzeć w oczy. Tak - nadal jest smak, wiem, uczę je tylko, że za wszystko dostają jedzenie, ale nagroda za takie zwycięstwo z własnymi emocjami jej się należy :) Moje "bez rewelacji" nie oznaczało wcale, że każdego dnia mam większą masakrę :) to było raczej takie określenie normalności, z której bardzo się cieszę. 

Ostatnio też kupiłam psiakom szorki, a sobie pas, z założeniem, że będziemy sobie wspólnie spacerować po lesie. To było niezwykłe doświadczenie. Psy w szelkach mogą ciągnąć, więc skrzętnie wykorzystywały tę możliwość, tylko nie do końca jeszcze nauczyłam je, żeby ciągnęły w jedną stronę i to tę, którą ja wybrałam. Pierwszy spacer był dla nich zaskoczeniem, czymś nowym i naprawdę byłam zachwycona :) na drugim okazało się, że każdy biegnie w swoją stronę - jedno bydlę omija drzewo po prawej stronie, drugie po lewej, mnie zostawało samo drzewo przyjąć na klatę. Wróciłam wymęczona strasznie tymi próbami okiełznania zaprzęgu, uśmiałam się z siebie też nie raz, jak na przykład stawałam się pętelką z linek. Teraz już do spacerów szelkowych podchodzę bardziej pedagogicznie - ale jak tylko patrzę na ten swój osprzęt, to mi się śmiać chce ze mnie :) 

Będzie zdjęcie z tej wycieczki :) Tylko znajdę i umieszczam. 

Link to comment
Share on other sites

[attachment=6443:spacer.jpg]  

tak właśnie wygląda nasz zaprzęgowy spacer, jak wszystko idzie zgodnie z wolą Pańci :) Wycieczki mamy różne, chociaż nie zawsze moi modele mają ochotę na pozowanie 

[attachment=6445:w Pelniku.jpg]

 

W domu jest wspaniale, najczęściej :) jak zasypiam, to moich snów pilnuje stado :)

[attachment=6444:pilnowacze snów.jpg]

 

 

A jako wisienkę na torcie dorzucę jeszcze zdjęcie mojego małego zdobywcy świata, który na spacerze postanowił powąchać całe Pole Mokotowskie - zdjęcie jest zrobione drugi dzień po spacerze, ale to były pierwsze odwiedziny Szajbki, więc wszystkie zapachy niezwykle ją wymęczyły :)

 

 [attachment=6446:zawąchane pole mokotowskie.jpg]

 

Link to comment
Share on other sites

nie wiem czy już ktoś o tym napisał bo nie przeczytąłem wszystkich odpowiedzi ale na moje oko zadbaj o hierarchie w stadzie. Nie jest to dośc jasno napisane że jeśli dobrze rozumiem wracając z obydwoma psami naraz ze spaceru najpierw wchodzi mała, potem pies. Jeśli dobrze zrozumiałem i tak jest w rzeczywistości to po prostu w tej sytuacji twój starczy psiak wlaczy o swoja pozycje w stadzie i dla niego jest nieporozumieniem że mała któa w jego mniemaniu jest niżej od niego w hierarchii wchodzi przed nim przez bramke lub drzwi. U psów nie ma rodzinnych stosunków, przyjaznych sympatii tak jak w rozumieniu u ludzi, U psów wazna jest hierarchia bo tylko w jasnie ustalonej hierarchii psy czuja sie bezpieczne i spokojne.

Link to comment
Share on other sites

Tak właśnie jest - najpierw wchodzi mała. Widzisz, problem polega na tym, że gdy starszy psiak wchodzi pierwszy, w ogóle do domu nie zamierza młodszej wpuścić. Początkowo tak właśnie robiłam jak piszesz - palma pierwszeństwa należała do niego, we wszystkim, w jedzeniu, wchodzeniu przez drzwi, witaniu się ze mną. Jednak to go tylko utwierdzało w przekonaniu, że jest ważniejszy i może rządzić wszystkimi - ze mną włącznie. Dlatego zmieniłam kolejność, chciałam mu pokazać, że to ja stadem rządzę i to ja decyduję o kolejności wchodzenia, jedzenia itp. a nie on. Trochę się sprawdziło, dlatego tego się właśnie trzymam. 

Link to comment
Share on other sites

niby kierunek dobry ale niezupełnie, owszem pokazałaś że ty rządzisz, ale po tbie druga w hierarchii jest mała a dopiero potem duży. to dla psiaka jeszcze gorzej. ja bym sprobował przez jakoś czas poprosic kogos o pomoc, najpierw ty wchodzisz potem duzy na twojej smyczy a pozniej pomagająca ci osoba z małą i w momencie jak duzy sie rzuca skarcic go, odesłac na miejsce swoje lub inna forma kary dyscyplinowania jaka stosujesz

Link to comment
Share on other sites

Nietoperku - nic nie zmieniaj w swoich relacjach z psami, gdyż teraz, gdy stałaś się prawdziwą zaklinaczką własnych psów, książkowe rady psich teoretyków tyle mogą znaczyć dla Ciebie, co wiatr w kominie. Jedyne co mogłabyś zmienić, to sposób zamieszczania zdjęć: gdybyś je przed umieszczeniem na TinyPic zmniejszyła do wymaganego przez Dogo formatu 640x480 (czy coś koło tego), to one by się później wyświetlały od razu w całości tutaj, a nie tylko w postaci miniaturek jak dotychczas, ładujących dopiero zdjęcie po kliknięciu. Tym sposobem zrobiłoby  się kolorowo na wątku, bo zdjęcia dobre, a psy piękne. Tylko je fotografować i do każdego swego postu te regulaminowe pięć zdjęć załączać. A co. Dobrym programem do wyświetlania i edycji zdjęć (w tym zmiany rozmiaru zdjęcia) jest IrfanView, z polskim interfejsem - http://irfan-view.pl/pobierz

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

No to zaczęło się... Nie wiem w jaki sposób wiek mojej suni był określany przez weterynarzy, ale właśnie przechodzimy wszyscy pierwszą cieczkę Szajby... Szajba nie wie co się dzieje, Świr w ogóle zgłupiał... Radzimy sobie dzielnie. Tylko troszkę to chyba za wcześnie... bo według diagnoz weterynaryjnych, to sunia ma dopiero 7 miesięcy... Jak sądzicie, nie za wcześnie? 

 

PS

Ten wątek powinnam nazwać "Historia jednej znajomości" bo już zdecydowanie nie o drzwiach piszę i scenkach przydrzwiowych :) 

Link to comment
Share on other sites

Nietoperku - nie za wcześnie, a na pewno w sam raz, bo suczy organizm najlepiej wie, kiedy na cieczkę przyszedł czas (no proszę, nawet do rymu). Jeśli nie ma metryki, to wiek jest określany przez wetów metodą PRO (pi razy oko), z odpowiednią do metody dokładnością. No to teraz i po, sytuacja wśród Twej parki może się odwrócić i problem z wejściem do domu może mieć pies, a nie suka.

 

Zima za pasem, więcTy - sądząc po tej wymyślnej uprzęży dla psów - pewnie już szykujesz sanki dla psiego zaprzęgu, a może nawet kurs maszerski Ci w głowie? Ale czy to z sankami, czy bez, nie zapominaj o ilustrowaniu na bieżąco wątku zdjęciami, bo pieski fotogeniczne bardzo. A tytuł wątku niech służy teraz innym, szukającym na Dogo rady, jak pozbyć się "problemów z wejściem do domu z psami".

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...