Jump to content
Dogomania

kogo zdecydowanie NIE POLECAM!!!


Gra_za

Recommended Posts

Napiszę po prostu jak było, a wnioski wyciągnięcie Państwo sami. To będzie długi opis, chcę nakreślić całokształt sytuacji.
- suczka, około 9-10 lat, do 10 kg, mieszaniec. W bardzo dobrej kondycji. Nagle zaczyna kuleć na tylną łapkę. Ponieważ kilka lat wcześniej miała operowany staw po urazie, zakładam, że to zapalenie stawu. Zdarzało się już tak w przeszłości. Podanie leku przeciwbólowego/przeciwzapalnego załatwiało sprawę i wszystko wracało do normy. Tym razem nie wróciło. Suczka kuleje coraz bardziej, grymasi przy jedzeniu, po tabletkach wymiotuje.
- Jest piątek. Suczka dostaje antybiotyk i lek przeciwbólowy w gabinecie u Edyty Filistowicz w Kłodzku. Umawiamy się na badania krwi na poniedziałek, żeby sprawdzić co się dzieje.
- sobota: suczka zaczyna kuleć też i na drugą łapkę. Dzwonię do Pani Filistowicz. Podejrzewa choroby odkleszczowe, które atakują układ nerwowy. Badania w poniedziałek powinny to potwierdzić.
- niedziela: suczka dostaje nagle ataku bólu. Wysiadają jej obie tylne łapki. Piszczy, skomli z bólu, szuka pozycji, w której będzie mniej bolało. Skojarzenie mam z atakiem korzonków u człowieka. Jadę do Pani Filistowicz do Kłodzka. Suczka dostaje leki przeciwbólowe, steryd. Wszystko pasuje do chorób odkleszczowych. Pani Filistowicz zwraca też uwagę na źle pracujące serce. Bardzo wyraźne szmery, łomotanie serca. Jak sama określa – stan serca to dramat. Mimo to, nie wzbudziło to mojego niepokoju. 2 lata wcześniej suczka dostała lek nasercowy zalecony przez Panią Filistowicz (jak się później okazało słusznie). Tyle, że wtedy suczka źle na niego zareagowała. Lek został odstawiony. Konieczna była konsultacja kardiologiczna. Dowiedziałam się wtedy, że owszem, są zmiany w sercu wynikające z procesu starzenia, ale suczka jest sportowcem, dużo biega, jej serce to „serce sportowca”. Szumy w sercu nie są dla niej niczym złym, bo serce sportowca świetnie sobie radzi. Od tej pory właśnie tak reaguje na hasło: szmery w sercu, odpowiadam: tak, wiem, kardiolog powiedział, że u niej to normalne. Mam uśpioną czujność. Tym bardziej, że suczka nie ma żadnych objawów: ani nie dyszy, ani nie sinieje jej język, nie ma omdleń.
- noc z niedzieli na poniedziałek: suczka oddycha bardzo ciężko, dalej nie może stanąć na tylnych łapkach. Serce łomocze jej tak, że wręcz je słyszę jak siedzę obok niej. Tłumaczę to ogromnym bólem. Jest w półśnie, widać, że cierpi. Boję się, że nie dożyje rana, że serce nie wytrzyma.
- poniedziałek: badania krwi wykluczają choroby odkleszczowe, ma mocno podwyższone leukocyty. Zdjęcie boczne RTG kręgosłupa nie wykazuje żadnych zmian. Pani Filistowicz odsyła mnie do Wrocławia. Ona nie ma możliwości dalszej diagnostyki. Sama podejrzewam nowotwór. Suczka miała kilka miesięcy wcześniej obustronną mastektomię, histopatologia guzów wykazała nowotwór ze skłonnością do przekształcenia się w złośliwy. Po operacji wróciła do formy, nic złego się nie działo. Aż do teraz. Skojarzenie nasuwa się samo: przerzuty.
- wieczorem jestem we Wrocławiu. Przyjmuje mnie w gabinecie Krzysztof Nabzdyk (to on operował wcześniej suczkę). Podaje silne leki przeciwbólowe, steryd. Wykonuje USG narządów wewnętrznych, prześwietlenie RTG obydwu łapek. Nic nie znajduje. Pan Nabzdyk również zwraca uwagę na serce. Słychać wyraźne szmery, doradza rezonans rdzenia kręgowego i koniecznie konsultację kardiologiczną. Serce jest na tyle w kiepskim stanie, że ma wątpliwości, czy będzie można znieczulić suczkę do rezonansu. Zadecyduje kardiolog. Kieruje mnie do kardiologa – Patrycji Bednarz – Hebel (koneksje rodzinne, żona Pana Nabzdyka to Roksana Bednarz – Nabzdyk), jak się później okazało jest to ta sama kardiolog, która badała suczkę 2 lata wcześniej). Rezonans poleca u Pana Dariusza Niedzielskiego, u niego w klinice pracuje również Patrycja Bednarz-Hebel i jej mąż Mateusz Hebel.
- wtorek: suczka przespała spokojnie noc, leki podane dzień wcześniej zadziałały. Wygląda jakby czuła się lepiej. Mimo to jadę z nią na rezonans. Dr Niedzielski również słyszy szmery w sercu, prosi o konsultację Mateusza Hebla – radiologa i anestezjologa. Pan Hebel zgadza się na podanie znieczulenia, w sercu słychać szmery, ale praca serce jest ok. Nie powinno być problemu ze znieczuleniem. Nie ma. Rezonans zostaje wykonany. I tutaj dr Niedzielski przedstawia mi diagnozę, której, po raz pierwszy w życiu, mimo wykształcenia biologicznego, właściwie nie rozumiem. Na rdzeniu nie ma żadnych zmian nowotworowych. Na upartego można doszukać się jakiegoś „cienia” na rdzeniu, który [U]gdyby się rozwinął mógłby[/U] dać takie objawy. Jeśli za tydzień stan się nie poprawi, sugeruje powtórkę rezonansu, żeby sprawdzić czy „cień” się rozwinął. Możliwe, że stan suczki wynika również ze słabego ukrwienia tylnych łapek. Tutaj pytanie co powie kardiolog…
- w końcu, popołudniu we wtorek, dochodzi do wizyty u kardiologa – u Pani Patrycji Bednarz–Hebel. Suczka czuje się lepiej, znieczulenie przy rezonansie zrobiło swoje. Jest zmęczona, ale nie odczuwa bólu. Kardiolog, bardzo sympatyczna, miła Pani, przypomina sobie suczkę. Rzeczywiście badała ją dwa lata temu. Wykonuje echo serca i EKG. Rzeczywiście widać proces uszkodzenia serca, zastawek, serce jest powiększone, EKG nie jest w normie, jest gorzej niż 2 lata wcześniej, ale… również i tym razem Pani Bednarz-Hebel nie wprowadza żadnego leczenia. Serce sportowca da sobie radę samo. Kiedy zwracam uwagę, że tylne łapki są zimniejsze niż przednie, pani Bednarz nie reaguje. Ewentualna konsultacja za pół roku.
- tydzień później suczka umiera na moich rękach… Przez całą noc cicho wyje, ledwo oddycha, widać, że ból ją wykańcza. Cały czas tak naprawdę miała zator na tętnicy brzusznej, tak duży, że krew nie dopływała do tylnych łap. Tzw. zakrzepica….
Co się działo przez ten tydzień?
Codziennie byłam z nią w gabinecie weterynaryjnym.
Najpierw znowu w Kłodzku. Uspokojona diagnozą Dr Niedzielskiego, że w rdzeniu nic nie ma i diagnozą Pani Bednarz-Hebel, że z sercem też jest ok, tłumaczę sobie, że suczka musiała mieć chwilowy atak, stan zapalny korzonków, jak u ludzi. Dostanie zastrzyki i wszystko się uspokoi.
Pani Filistowicz w Kłodzku wykonywała tylko zalecania Dr Niedzielskiego, podawała leki przeciwbólowe i przeciwzapalne (niesteroidowe). Zdziwiła się diagnozą kardiologiczną, ale nie dociekała czy ma ona sens, czy nie. Kardiolog powiedział, że jest ok, no to jest ok. Kiedy zwróciłam uwagę na to, że tylne łapki suczki są zimniejsze niż przednie, usłyszałam: ciekawe… i tyle.
Dzień później stan suczki znowu gwałtownie się pogorsza. Nie czekam już, tylko od razu jadę do Wrocławia. Znowu do Pana Nabzdyka. On również zdziwił się diagnozą kardiologiczną, brakiem podjętego leczenia, ale również nie dociekał, dlaczego tak jest. Uznał, że to musi być w takim razie na tle neurologicznym. Należy podawać steryd i leki przeciwbólowe. Po 3 dniach powinna nastąpić poprawa. Wtedy sama tak myślałam. W końcu po pierwszych takich zastrzykach rzeczywiście stan suczki się poprawił.
Zastrzyki nie pomogły jednak. Stan suczki nie poprawiał się, tylko się pogarszał. Ból, dyszenie, łomotanie serce, brak czucia w tylnych łapkach. Zaczęło się szukanie przyczyny na oślep. Może pasożyt, może jednak nowotwór, może choroby autoimmunologiczne? Wszystko zostało wykluczone na podstawie badań krwi. Mocz również był w porządku. Suczka była coraz bardziej osłabiona, wyniki krwi nagle jej się pogorszyły. Inny weterynarz upierał się, że to może być przyczyna kardiologiczna. Miałam wątpliwości, czy ma rację, w końcu byłam przecież na konsultacji u kardiologa… Ale zgodziłam się, że należy to sprawdzić. W poniedziałek dzwonię na kardiologię na Uniwersytet Przyrodniczy. Odbiera ktoś niekompetentny, bo udziela mi informacji, że takich badań u psów się nie robi, tylko u kotów. Rezygnuje. Wiem, że za chwilę znowu będę w gabinecie weterynaryjnym. Umawiam tylko konsultację neurologiczną.
Jeszcze tego samego dnia, pojawiam się ponownie u Pana Nabzydka. Przyjmuje mnie jego żona – Bednarz-Nabzdyk. Sam Pan Nabzydk wysłał do mnie swoją Asystentkę. Sam nie zamienił ze mną ani jednego słowa, tylko wyszedł na papierosa. Widziałam miny Pani Nabzdyk, Asystentki – popłakałam się. Spytałam czy powinnam uśpić suczkę. Pani Nabzdyk poradziła: nie, jeszcze poczekać. Usłyszałam, że suczka prawdopodobnie ma zakrzepicę, że to jednak problem kardiologiczny. Można to sprawdzić badając przepływ w naczyniach – badanie dopplerowskie. Tym razem wiedziałam konkretnie o co pytać na Uniwersytecie Przyrodniczym. Badanie zostaje wykonane jeszcze tego samego dnia. Potwierdza ono, że suczka ma ogromny zator na tętnicy brzusznej. Do jednej łapki krew nie dopływa w ogóle, do drugiej dopływa w 11%. Lekarz wykonujący badanie, jako [B][U]jedyny[/U][/B] spojrzał mi w oczy i powiedział: jest źle, bardzo źle. Proszę się przygotować na najgorsze.
Próba rozpuszczenia zatoru nie powiodła się. Badanie Doplerowskie wykonane było w poniedziałek wieczorem. W środę rano suczka nie żyła – tydzień po wizycie u „kardiologa” - Pani Patrycji Bednarz-Hebel.
Czy Pani Bednarz-Hebel popełniła błąd w diagnozie? Proszę, odpowiedzcie Państwo sami.
Dla mnie tak – popełniła, bo jej diagnoza zmyliła wszystkich weterynarzy (poza jednym, za co mu dziękuję). Zaczęli szukać zupełnie gdzie indziej. Problem kardiologiczny odrzucili.
Nie jestem naiwna, wiem, że psy w końcu odchodzą, że nie wszystkim można pomóc. Ale tutaj mam poczucie, że suczkę można było uratować. Głupią aspiryną. Błąd był już 2 lata temu. Już wtedy Pani Bednarz-Hebel uśpiła moją czujność. Szmery w sercu – to normalka. Pech polegał na tym, że poza tym suczka nie miała innych objawów. Szmerami w sercu miałam się nie martwić. Nawet po 2 latach, kiedy wszyscy określali stan serca jako zły, Pani Bednarz–Hebel nie zaleciła żadnego leczenia. Nic. Mam wrażenie, że suczka skazana była na zator. Wcześniej czy później to się musiało stać, skoro w żaden sposób nie była leczona.
Skontaktowałam się z Panią Bednarz-Hebel już po wszystkim. Obwiniłam ją za to, co się stało z moją suczką. Że gdyby nie jej diagnoza, suczka albo by żyła dalej, albo jej cierpienie nie byłoby aż tak duże. Pani Hebel nie poczuwa się do winy. Twierdzi, że wszystko zrobiła tak jak trzeba, a moja reakcja jest czysto emocjonalna. W SMSie zwróciła się do mnie słowami: „rozumiem Pani frustrację…”. No tak… Kim może być ktoś, kto próbuje dociec co się stało z jego psem, jak nie frustratem…
Moja suczka była moim Przyjacielem. Wiernym, oddanym. Była ze mną wszędzie, w pracy, w domu, na wakacjach, wszędzie. Mam poczucie, że na sam koniec ją zawiodłam, bo kiedy potrzebowała pomocy zaprowadziłam ją do niewłaściwych ludzi – skupionych na sobie, bojących się narazić kolegom – bo ani Pani Filistowicz, ani Pan Nabzdyk nie podważyli diagnozy Pani Bednarz-Hebel, ani Dr Niedzielskiego. Mimo, że jak sami mówili, świetnie się znają, są powiązani koleżeńsko i rodzinnie, nie zadzwonili do siebie, nie porozmawiali. Dr Niedzielski stawiając diagnozę, nie potrafił powiedzieć: nie wiem. Szukał przyczyny neurologicznej na siłę, zamiast powiedzieć: szukajcie dalej. Niestety Ci, którzy mogli pomóc suczce pojawili się zbyt późno… bardzo tego żałuję.
Zawiodłam Przyjaciela, bo niestety zaufałam niewłaściwym ludziom: Pani Bednarz-Hebel, Panu Niedzielskiemu, Pani Filistowicz, Panu Nabzdykowi…

Link to comment
Share on other sites

  • 11 months later...

Bardzo stary wątek ale ....

UWAGA BYDGOSZCZ  PRZYCHODNIA WETERYNARYJNA UL GDAŃSKA 75 SŁAWOMIR SYPEK PROWADZI PRAKTYKĘ POMIMO TEGO ZE DECYZJA OKRĘGOWEJ IZBY LEK-WET ZOSTAŁ POZBAWIONY PRAWA WYKONYWANIA ZAWODU !!!!!!!!!!!!!!!!!!/oferuje wykonywanie sterylek ,odrobacza Vermoxem....oddaje zwierze nie wybudzone z narkozy -o ile ją stosuje nie mogąc legalnie nabyć leków ?

Przygotowywane jest doniesienie do prokuratury.Jezeli jest tu ktoś -pacjent tego "weta" proszę o kontakt na PW zapewniam dyskrecje.

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Zdecydowanie rozumiem co pani czuje bo ja tez mam poczucie ze zawidlam swojego przyjaciela i oddalam go pod opieke medyczna ludzi ktorzy nie powinni nazywac siebie wetrynarzami.Co jest z tymi ludzmi ktorzy nazywaja sie weterynarzami w Polsce ze tyle w nich buty arogancji niedouczenia traktuja nas pacjentow z taka wyzszoscia nie wolno na nic zwrocic uwagi bo jak mozna kwestionowac wiedze pana lekarza zeby przyznali sie do bledu jest niemozliwe zaslaniaja sie solidarnoscia lekarska mnie tez pani dr.kraszewska z vetcardii z wszelkimi zazeleniami odeslala do rady lekarskiej bo wiedza ze solidarnosc lekarska uratuje ich od odpowiedzialnosci bo to tylko zwierze pozdrawiam i niech sie pani trzyma u mnie minely dopiero dwa miesiace i gybym miala swiadomosc ze zrobilam wszystko ok to byloby latwiej a tak wiem ze psiaka nie zabila choroba tylko niedouczeni i niekompetenti lekarze

Link to comment
Share on other sites

  • 6 months later...

Trochę stary post autora ale dopisze swoje. Zatory nie są łatwe w diagnozowaniu. Mogło się zdarzyć że lekarze to przeoczyli. Bardzo często nawet u ludzi się zdarza, że zator jest nie do wykrycia i dopiero sekcja zwłok pokazuje jak było. Z klinikami we Wrocławiu to jednak trzeba uważać. Spotkałam tam całe spektrum lekarzy świetnych i lekarzy niedouczonych..

 

-Terror.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

Odświeżę wątek.

Miałam suczkę jamniczkę. Znaleziona prawie 2 lata temu, oszacowany wiek na 10-11 lat, duży guz wielkości jabłka na listwie mlecznej.

Gdy zdecydowaliśmy, że zostaniemy dla suni domem stałym, zrobiliśmy operację. Szukałam lecznicy z narkozą wziewną, bezpieczniejszą dla starszego psa. Lecznica oddalona o 30 km od mojego miejsca zamieszkania. Przed zabiegiem poprosiłam o badanie krwi - wszystkie parametry jak u młodego psa. Zabieg udany, guz o niskim stopniu złośliwości.(2014r.)

Po roku nowy guz.(2015 r.) Propozycja weta - wycięcie + sterylizacja. Znowu poprosiłam o badanie krwi. Były ok. Zabieg udany, sunia słaba, guz o średnim stopniu złośliwości.

Po 2 miesiącach - nowy guz na tej samej listwie. Znowu operacja bez badań ("bo przecież były"). Sunia długo dochodzi do siebie.

Po 1 miesiącu dziwna narośl na dziąśle - to od zęba, wycinamy bez badań.

Po tygodniu narośl odrosła, jeszcze większa. Wet rozłożył ręce, bo to nowotwór.

Szukaliśmy na własną rękę onkologa. Sunia coraz słabsza.

W międzyczasie wylądowaliśmy na dyżurze, później u onkologa. Każdy z nich się dziwił, że sunia nie miała ani razu robionego prześwietlenia klatki. A w klatce guz pierwotny spychający mięsień sercowy doogonowo. Oprócz tego anemia i szereg innych dolegliwości.

Wnioski:

"zaufany" wet nigdy nie zaproponował prześwietlenia

"zaufany" wet wydał mi wpół przytomnego psa po operacji

"zaufany" wet stwierdził, że jestem panikara, gdy dzwoniłam, że pies długo nie wybudza się z narkozy

"zaufany" wet zastanawiał się jak wpisać opis zabiegu do książeczki, żeby "dobrze brzmiało"

"zaufany" wet wycinał guzy z jednej listwy mlecznej na 3 razy, po jednym

Była to lecznica z polecenia, z pozytywnymi komentarzami, z odpowiednim sprzętem.

Zabrakło im tylko ...czego? Dla nich był to kolejny pies, dla nas członek rodziny

 

 

 

 

 

1

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...