Jump to content
Dogomania

Szerlok pocieszyciel


Recommended Posts

Popieram Krysię.

Na Starówce są 2 parki dla piesków.

Jeden w pobliżu pl.Bankowego a drugi na Mariensztacie.

Moja wnusia tam  chodziła bardzo często /zanim została mamą / ze spanielką.

Niby jest przegrodzony na wybieg dla mniejszych i oddzielnie  dla większych piesków, ale zwyczajowo jeśli malizna nie boi się dużych psów to jest zapraszana.

Duże pieski jednak nie są  zapraszane na wybieg dla malizn.

W zależności od pory dnia czasami tam bywało po kilkanaście piesków jednocześnie.

Poprawiły się i u nas ,wzorem zachodu , miejscówki dla psiego wypoczynku.

Link to comment
Share on other sites

No to widać mam pecha, bo nigdy takiego obrazka u nas nie widziałam.

Wracam do bernardyna. Krysia doniosła, że kolejny aspirant sztabowy poszedł na urlop. Od pozostałego na posterunku sierżanta dowiedziała się, że policja ma zaświadczenie o dobrym zdrowiu psa, ale wyda je wyłącznie po otrzymaniu podania. I tu zaczęłam się zastanawiać, jak to jest z tym dostępem do informacji publicznej. Czy aby na pewno trzeba składać oficjalne pismo, żeby zobaczyć (czy nawet skserować) taki papier? Na dodatek Krysia musiała się tłumaczyć z jakiej paki w ogóle zajmuje się tą sprawą. Przecież każdy może przyjść na policję i złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Do tego nie trzeba podań ani jakichś specjalnych upoważnień. Coś mi tu zapachniało słusznie minionymi czasami.

Link to comment
Share on other sites

Sprawę dalej poprowadzi Oddział TOZ, wysyłając na firmowym papierze i z pieczątkami stosowne pisma na Policję. Obawiam się, że w czasach minionych, żadne MO, nie interweniowało w tego typu sprawach, więc jakiś postęp cywilizacyjny jest. Wymienną korzyścią całej historii jest fakt, że właściciel psa,  a i pewnie jego znajomi i sąsiedzi przekonali się, że pies nie jest rzeczą i w jego sprawie przychodzi nawet policja ;). Myślę, że jeszcze wiele wspólnych "prozwierzęcych"  działań przed nami Irenko :).

Link to comment
Share on other sites

Nie chodzi mi o to, że policja zajmuje się tą sprawą, a przedtem milicja tego nie robiła, tylko, że takie sformalizowanie przypomina mi dawne czasy, kiedy człowiek jeśli nie miał stosownej bumagi to właściwie niczego się nie mógł dowiedzieć. Teraz podobno ma móc. Tyle, że pan sierżant chyba tego jeszcze nie wie.

Link to comment
Share on other sites

Policja ma obowiązek reagować na zgłoszenie łamania ustawy o ochronie zwierząt przez każdego obywatela, ale nie ma tego obowiązku, a może nawet prawa(?) przedstawiania/dostarczania mu dokumentów dotyczących tego oskarżenia i postępowania.  Dlatego powstały organizacje i fundacje, które o to mogą występować drogą służbową. Społeczny inspektor TOZu działa w terenie, ale dokumenty wysyłane są do organizacji na jej pisemny wniosek. Wiem, że to się może wydawać nadmierną biurokracją, ale tak działa prawo. Nie chciałbym sprawy zakończyć tylko na rozmowach. Niech będzie ślad w dokumentacji, do którego zawsze jest możliwość odwołania się. 

Link to comment
Share on other sites

Moja wczorajsza wizyta rekontrolna (zbierałam siły dwa dni....) wypadła pomyslnie. Buda stoi, i to na palecie, nie na ziemi. A o to chodziło najbardziej. Pies ma dwie michy, w tym jedna z wodą. To mój pierwszy maleńki sukces. Ale szykuje się gorsza sprawa - dom socjalny, kilka rodzin w nim mieszka, w tym dwie patologie. Mają na podwórku psy, w tym dwie suki. Kobiety, które mi o tym mówiły, dokarmiają te psiaki, ale oficjalnego zgłoszenia boją się zrobić. A tym bardziej iść na policję... Gmina zna problem, bo tam piją, wrzeszczą, ale ciężko coś poradzić. Jak te pani zdecydują się zareagować, to pójdę na posterunek i poproszę o asystę

Link to comment
Share on other sites

Muszę się z Wami podzielić moją dzisiejszą przygodą (???). Otóż zostałam zaproszona na obiad przez moich najbliższych sąsiadów, z którymi zdawałam się zaprzyjaźniona. Abstrahuję już od faktu, że na moje pytanie "Jaka to okazja?" usłyszałam "nie ma żadnej okazji", przyszłam więc ze skromną butelką wina, bez żadnych prezentów i było mi głupio. W trakcie obiadu wynikła dyskusja na temat pomysłu stworzenia w Dyszobabie pola golfowego z przeznaczeniem dla gości międzynarodowych (ambasady i te rzeczy). Gmina podobno przyklasnęła projektowi, ale dyszobabiacy nie zgodzili się oddać swoich pastwisk. Na co ja: i bardzo dobrze!, jako że tak uważam. I tu rozpętało się prawdziwe piekło. Gospodarz domu i jubilat w jednym (albo solenizant, do końca się nie dowiedziałam) zaczął na mnie wrzeszczeć, że jestem egoistyczna, po czym jeszcze bardziej wściekle zaatakował mnie,że moje psy szczekają z jego psami przez płot, bo ja chodzę bez smyczy (jego nie mają okazji chodzić ani na smyczy, ani bez, bo w ogóle nie wychodzą poza działkę), że zagryzły kota (nie jego), że robią harmider itp., itd. Muszę przyznać, że zbaraniałam. Nie tylko ja zresztą. Jedna z pań bąknęła nieśmiało, że jej nie przeszkadza, że jej Leon i mój Szerlok sobie na siebie troszkę poszczekają, inni wbili wzrok w talerze, nie bardzo wiedząc, jak się zachować w tak nietypowej sytuacji. Ja nawet się nie zdenerwowałam, zrobiło mi się po prostu przykro, poszłam więc do domu. Nadal czuję się lekko zbaraniała, agresja była tak nieproporcjonalna do powodu! To się chyba nazywa brak kindersztuby, bo jeśli ma do mnie jakieś uwagi, powinien mi powiedzieć na osobności, a nie narażać swoich gości na stres, prawda?

Link to comment
Share on other sites

Masz 100% racji, Irenko! Gość w dom, Bóg w dom! Nie zaprasza się gościa, żeby mu przy innych gościach, zrobić awanturę! Szczególnie, że  nie jest to tak, że znacie się wszyscy od lat jak przysłowiowe łyse konie - jesteś wśród nich nowa.  Cham i tyle. Współczuję niemiłej sytuacji :*). 

Link to comment
Share on other sites

Mnie jest zawsze żal "King Kongów" (wielkich, głupich, złych, bo nieszczęśliwi) i staram się zrozumieć idiotyczne zachowania innych. Ten facet ma bardzo chore serce, rozrusznik coś szwankuje, na szafie stoi maszyna, którą lekarze podglądają jego stan zdrowia, żeby ewentualnie od razu interweniować (o ile dojazd z Warszawy do Dyszobaby można traktować jako "od razu"). Myślę sobie, że musi się potwornie bać, nie dość, że  ma swoje lata (dokładnie tyle co my, Konfirmie, ale z tej półki już biorą), to jeszcze na dodatek miecz Damoklesa nad głową. Pewno dlatego taki poirytowany, co oczywiście nie usprawiedliwia jego wczorajszego zachowania, tylko może je troszkę wyjaśnia.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj na spacerze spotkałam takiego jegomościa:

 

20170821_080012.jpg

Zdziwiłam się, bo na ogół ślimaki bez skorupy, które można spotkać w Dyszobabie, mają ostry ceglasty kolor, a ten tu jakiś taki stonowany, za to w rzucik. Ale już wiem - to pomrów wielki gatunek INWAZYJNY! Czy to znaczy, że powinnam go była utłuc? Chyba bym nie umiała. 

Link to comment
Share on other sites

Ślimaczek rzeczywiscie nietypowy. Takie buro-szare są i u nas po deszczu, rekordzista, któremu Tomek aż zrobił zdjęcie, miał 22 cm! Ale takiego w ubranu moro nie widziałam!

Współczuję tej scysji z sąsiadem. Szkoda nerwów ...

Poradźcie mi Dziewczyny, co ja mam zrobić z tą sunią z kojca? ... bo coś trzeba zrobić, nie może być tak dalej. Tyle, że "jak nie my, to kto"?....Suczka , młodziutka, jeszcze szczeniak, znaleziona dobre 4 miesiące temu. Dzikus, ale ale z tych, co to chcę , ale się boję. My w tym czasie inne psiątka mieliśmy w naszym kojcu i w domu, ja wyjeżdżałam do Wilgi, potem na spływ, a tą maleńką zajmowała się gmina (czyli właściwie pani Krysia, która mieszka w domu obok). Potem sunia uciekła z kojca, ale że była spokojna, przyjacielska, chodziła sobie po placu luzem, kojec otwarty i miska pełna. Podchodziła jedynie do pani Krysi, innych się bała. Jak ja się pojawiałam, szczekała z daleka, ale ogonem machała. Nie udało mi się jej nigdy dotknąć.

Potem znów ją zamknęli w kojcu, pojechała na sterylizację do Ostrołęki 11 lipca, wróciła do kojca gminnego. Po 10 dniach Tomek zdjął jej  szwy, ale mała była tak przestraszona i dzika, że dwaj pracownicy z zakładu gospodarki komunalnej musieli ją łapać i przywieźć do gabinetu - w rękawicach! Tak gryzła. Po sterylizacji sunia (pani Krysia nazwała ją Milusią) miała iść do domu, do pani z sąsiedztwa. ale pani, nie wiedzieć czemu, zrezygnowała. Może dlatego, że mała taki dzikus?

Zabrała się ja za tę nieszcząsną Milusię. Jeżdzę do kojca gminnego na rowerku codziennie od 2 tygodni. Wchodzę do kojca, wabię miską z jedzonkiem, mięskiem, kostką, zagaduję, ćwierkam - ale mała siedzi w budzie i się boi. Jak była z nią przez kilka dni druga sunieczka, szczeniak, to obie się radowały, merdały ogonkami, nawet Milusia dała się w przelocie pogłaskać. Teraz czasem wyjdzie na sekundkę z budki, nawet poliże rękę, ale znów się chowa. A jak widzi Tomka, to za chiny nie wychyli nawet nosa!

Pomysły?....

 

 

 

Link to comment
Share on other sites

Oj, Malagosku! Czarna dziura w mojej głowie! Bardzo chciałabym pomóc, ale naprawdę nie wiem jak. Wczoraj poznałam przemiłą dziewczynę, zwierzolubkę, jej mama też, co z tego mają już dwa psy i jakieś koty. Będę jeszcze myśleć, może mi się ktoś przypomni. A czy na fejsie (ale jestem moderna, co?) o tym pisałaś? O ile nie ogarniam tego zjawiska, o tyle wiem, że w różnych akcjach jest bardzo skuteczne.

Link to comment
Share on other sites

Wszystkie wiemy, że potrzebny jest doświadczony domowy pdt. Lub takiż własny domek. Tylko, skąd go brać? To jest właśnie kwadratura  koła :(. Beza od Kyioshi też takiego szuka od dłuższego czasu, niestety, póki co bezskutecznie :((. 

Ślimak, to pomrów wielki. Gatunek inwazyjny na terenie Polski. 

Link to comment
Share on other sites

Jedynym wyjściem jest zabranie psa, tej Milusi, do nas - do kojca przed domem. Zagrożeniem jest, ze ucieknie (przez sztachety lub górą), to potem jak złapać dzikiego psa na terenie pół hektara? Kojec w sadzie, ten szczelny, zajęty przez bocianka ze złamaną nogą. No i njwazniejsze, Tomek jeszcze nie wie o moich planach, a tu może być problemik......

Link to comment
Share on other sites

11 godzin temu, konfirm31 napisał:

Ślimak, to pomrów wielki. Gatunek inwazyjny na terenie Polski. 

Krysiu, czytaj uważnie, co piszę:

"Zdziwiłam się, bo na ogół ślimaki bez skorupy, które można spotkać w Dyszobabie, mają ostry ceglasty kolor, a ten tu jakiś taki stonowany, za to w rzucik. Ale już wiem - to pomrów wielki gatunek INWAZYJNY! Czy to znaczy, że powinnam go była utłuc? Chyba bym nie umiała."

Link to comment
Share on other sites

16 minut temu, irenas napisał:

Krysiu, czytaj uważnie, co piszę:

"Zdziwiłam się, bo na ogół ślimaki bez skorupy, które można spotkać w Dyszobabie, mają ostry ceglasty kolor, a ten tu jakiś taki stonowany, za to w rzucik. Ale już wiem - to pomrów wielki gatunek INWAZYJNY! Czy to znaczy, że powinnam go była utłuc? Chyba bym nie umiała."

Przepraszam. Na działce, często czytam posty na Gmailu i nie przełączam na oryginał na dogo. Gmail w telefonie często obcina koniec postu, lub usuwa fotki,  więc takie przeoczenie może mi się zdarzyć.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...