Jump to content
Dogomania

Szerlok pocieszyciel


Recommended Posts

Irenasie drogi :) Kurs był bardzo ciekawy i wiele nam rozjaśnił w głowach, poznałyśmy wspaniałe Koleżanki ( i jednego Kolegę) z Otwocka,  Jaktorowa, Milanówka i Warszawy. Dostałysmy świetnie opracowane rózne materiały, zwiazane z Ustawą i zasadami  przeprowadzania interwencji.

Drużyna makowska i krasnosielska - była w komplecie. Tempo kursu - ogromne. Wykłady i ćwiczenia( przykłady różnych interwencji) ciurkiem od 10 do 17, krótka przerwa 30 min na obiad(dojście, zjedzenie powrót) i....bardzo na serio egzaminy testowe i pisemne - opisowe z nowo zasłyszanych wiadomości.

 Ja to pewnie będę mieć poprawkę, bo na szybko, to już tak nie przyswajam - ale było warto. Nie wiem,  co i jak, bo zaraz po zakończonym egzaminie o 20, uciekłyśmy do taksówki, która mnie i P. Krysię zawiozła na Dworzec Zachodni, skąd ostatnim autobusem pojechałyśmy do Pułtuska(do Makowa, już nic nie jeździło). Mój TZ przyjechał po nas o 22.20 i około 23, wróciłyśmy niezbyt żywe do domu.

O przyzwoitej porze, zadzwonię do P. Krysi i spytam, czy żyje, do Krysi od Pomi - co z dziewczynką i do malagos - jak się skończyło( i o której), omawianie szkolenia, testów itp.

A malagos ma dla Wszystkich b. dobra wiadomość, ale to już Ona napisze :)

Link to comment
Share on other sites

Ejże, a byłaś jedyną osobą po 40? Bo trudno mi w to uwierzyć. Tempo iście zabójcze, obawiam się, że raczej mało kto wszystko zapamiętał. Tak jak to opisujesz, równie dobrze można było dać materiały i zaprosić na egzamin, bez tego strasznego pośpiechu. Ja przepraszam, ale nienawidzę się spieszyć. Od razu dostaję wewnętrznej drżączki. Teraz taka moda - ma być super szybko. A dokąd to tak się spieszymy? Czy przez to coś się zmieni na lepsze? Z mojego doświadczenia wynika, że wręcz odwrotnie - żyjemy w czasach totalnej bylejakości. A jak mawiała pewna pielęgniarka - umrzeć zawsze zdążysz.

No i czy takie zmęczenie naprawdę jest konieczne? Chyba nie oszczędzali na wynajmie sali, bo z tego co mi powiedziano, kurs odbywał się w siedzibie TOZ-u. Widzę też, że organizatorzy nie za bardzo liczyli się z kursantami spoza Warszawy. To niezbyt uprzejme z ich strony. Dobrze, że chociaż ludzie byli fajni. Zawsze jakiś dodatni plus.

Masz anielski charakter, że to wszystko Cię nie wkurzyło. Cieszę się, że dużo się dowiedziałaś i że jesteś zadowolona. Ja nie wiem, czy bym była. No ale mimo to zamierzam zrobić ten kurs w maju - czerwcu. o ile oczywiście nic się do tej pory nie zmieni.

Marudzę, co? Pojechaliśmy dziś do Buchnika (to taki las nad Wisłą na granicy Jabłonny i Warszawy). Piękne stare drzewa, uroczyska, wszystko bardzo tajemnicze i dzikie, aż dziw, że coś takiego znajduje się tylko 20 km od wielkiego miasta. Ideał? Ależ skąd! Ogormne, wielkie śmietnisko! Uciekliśmy stamtąd po pół godzinie. Nie byłam w stanie patrzeć na sterty starych opon, gruz, jakieś rolki folii itp. itd.  Pewno dlatego jestem taka wpieniona. Taka piękna okolica i taki syf!

Link to comment
Share on other sites

Irenko, po 40 może i jeszcze było parę osób, ale ci po 60, byli w mniejszości ;). Naprawdę młodzi - też byli. Ja się zawsze spieszę, ale wcale tego nie lubię.

Zaśmiecone na wszystkie możliwe sposoby lasy - zarówno państwowe, jak i te prywatne, to niestety, kolejny polski obyczaj. No, chyba, że to głusza i żadnych dróg, ani siedzib człowieka(?)

Mnie najbardziej dziwi koszmarne śmiecenie rodaków nad zbiornikami wodnymi z których rekreacyjnie  korzystają :( Może lubią się opalać i kapać wśród potłuczonych butelek, puszek po piwie i petach po napojach i petach papierosowych, papierkach, opakowaniach po chipsach.....

Link to comment
Share on other sites

Wiesz, ale w tym lesie nie są tylko śmieci z libacji koło jeziorka. Takie też. Wyraźnie jednak zostały wywiezione jakieś odpady poprodukcyjne czy coś w tym rodzaju. Nie sądzę, żeby po tym, co zostało wyrzucone, nie można było dojść, kto to zrobił. Wczoraj akurat w telewizorze mówili o tym problemie, gdzieś (ech, skleroza!) montują kamerki, żeby ten proceder powstrzymać. Ciekawa tylko jestem na ile to się okaże skuteczne.

Kwestia śmieci jest międzynarodowa. Rozmawiałam o tym z moją angielską siostrą, która tuż za domem ma drogę "techniczną". I czego tam nie ma! Tylko dziada i baby brakuje. Z tym, że ja sobie nie przypominam, żeby na angielskiej wsi były takie dzikie wysypiska. Co mnie raczej  zaszokowało to starannie przycięcy żywopłot stanowiący granicę dwóch pól. To już chyba przegięcie w drugą stronę.

A wywóz i składowanie śmieci stają się coraz droższe, tak że łatwo sobie z tym problemem nie będzie i  w przyszłości.

Link to comment
Share on other sites

OO! Wszyscy sIę przenieśli do Lerki? A my tu nadal jesteśmy. Dzisiaj Szerlok zaprzyjaźniał się z Dingo - siedmioomiesięcznym mieszańcem z rasy natolińksiej (kiedy tam mieszkałam, zaczęto budować metro - no chyba ponad 20 lat temu - i psy, które pilnowały budowy wytworzyły swoistą "rasę": beżowe, krótkie futro, czarna mordka, raczej duże ciało). Psiaczek podchodził do żywiołowości Szerloka z pewną taką nieśmiałością, ale skoro jego pani spuszcza go już ze smyczy, to z pewnością niedługo będą ganiać razem jak wszystkie inne szczęśliwe psiaki.

Link to comment
Share on other sites

Nie wszyscy, nie wszyscy. Byliśmy, jesteśmy, będziemy :).

Szerlok ma fajnie. U nas, żadne naprawdę domne psy, luzem nie chodzą - tylko bezdomniaki biegają.Nie ma z kim się bawić.  Biedna Bliss, skazana jest na tymczasy i na psy z Rodziny. Na Święta (a nawet wcześniej), wyjeżdżamy i mamy w planie rodzinne spotkania, w tym z labladorką siostrzenicy - Tajgą. Może Tajga polubi piłkę od Ciebie i nie będzie się jej bała? Jeśli nie, jest jeszcze dynamiczna ONka Beza w zapasie i mała, ale strasznie zawzięta na zabawki i aporty - Gapa

Link to comment
Share on other sites

Dzień dobry! A propos Szerloka chodzącego bez smyczy. Wczoraj w lasku spotkaliśmy Małą (opowiadałam Wam o niej. Jej państwo, a zwłaszcza jeden z synów, wypruli z siebie flaki, żeby sunię, wziętą ze schronu w Józefowie z tyfusem i nosówką, doprowadzić do zdrowia). Wspomniany syn był z sunią i dziewczyną. Szerlok od razu poleciał w ich stronę, przywarował w nadziei na zabawę, a tu... Mała została porwana na ręce i wstawiojna za płot posesji (w budowie), koło której stała! Szczęka mi opadła ze zdumienia! Pytam młodego człowieka, dlaczego się tak zachowuje, teraz on z kolei zbaraniał i mówi "A, to pani! Myślałem, że to jakiś obcy pies". Moje zdumienie się tylko powiększyło, bo byliśmy od nich jakieś 10 - 15 m, a z tej odległości chyba można poznać człowieka i psa. Można, jeśli się nie jest krótkowidzem! Okazało się, że młody człowiek okulary nosi tylko do samochodu. A na spacer z dziewczyną już nie. To się nazywa próżność! Potem oczywiście zaczęła się szalona gonitwa i rozstaliśmy się w uśmiechach.

Mam nadzieję, że piłka wreszcie znajdzie amatora. Jakby co, to mam tu jeszcze dwie duże lanki (ważą tak z kg każda!), którymi też żaden z moch psów nie chce się bawić. Życzę udanych rodzinnych spotkań, a Tajgę szczególnie ucałujcie ode mnie - też miałam suczkę o tym imieniu, tyle że była miksem rotweilera z onkiem.

 

PS Dziś rano tuż nad naszymi głowami, na tyle nisko, że było widać kolor, przeleciało stado gęsi. Były szare! Bernikle??? Bywają u nas?

Link to comment
Share on other sites

U nas tylko gęś gęgawa. Inne (w tym bernikla), tylko przelotnie. Mój TZ  upiera się, że jadąc PKSem widział spacerującego strusia i zaklina, że to z pewnością nie był żuraw. Kto wie, są hodowle - może komuś uciekł? A żurawie, to teraz nawet prawie w Makowie słychać. Obecnie jest ich chyba zdecydowanie więcej, niż kiedyś.

Jak byłam młoda, to okulary, też tylko w kinie nosiłam i w teatrze. W dodatku, nakładałam po zgaszeniu świateł ;).

Link to comment
Share on other sites

To może jednak były bernikle, bo wyraźnie przelotne. A okulary zaczęłam nosić dopiero po czterdziestce, tak że nie mam doświadczeń z młodości z nimi związanych. Ale rozumiem, że jak człowiek ma mało lat to i na ogół mało pewności siebie, natomiast dużo różnych obaw i strachów. Ale zdarzenie z Szerlokiem i Małą było naprawdę zabawne.

 

Nutusiu, paczuszka do mnie dotarła. Bardzo dziękuję. Jednak następnym razem sama się po nią pofatyguję, bo naszej poczcie do końca wierzyć nie można - ukruszył się kawałeczek jednego wazonika. Da się przykleić, ale zawsze to szkoda. Swoją drogą trzeba się było postarać, przecież tak dobrze to było zapakowane!

 

Dzisiaj Szerlok pokazał, że przyjaźń przyjaźnią, ale od mojego terenu wara! Borys (harotwaty) wracał ze spaceru ze swoją pańcią, podleciał do furtki, więc jak głupia otworzyłam ją, żeby psiaki mogły się pobawić. Szerlok owszem wybiegł, ale tylko po to, żeby przydusić Borysa do ziemi, żeby mu brońpanieboże do głowy nie strzeliło próbować wejść, albo co. Nie był wcale agresywny, wyraźnie pokazywał mu o co mu chodzi - moje, nie zbliżać się. Jak ich odprowadziłam trochę dalej, zaczęli się bawić w najlepsze.

 

Skoro już sprawę zdaję z dzisiejszego dnia: Dziuńka o mało mnie nie zabiła. Ciągle mi włazi pod nogi i dziś się jej udało. Lotem koszącym poleciałam na drzwi. Skutek - gula na czole, stłuczony nos i broda. Przeleciałam przez pusty korytarz, nie było się czego przytrzymać, stąd takie straty. Z mojego doświadczenia (już raz spadłam ze schodów na czoło) wynika, że od jutra będę miała mocny makijaż. Na czole siniaki nie bardzo gdzie mają rozwijać skrzydła, schodzą więc na oczy. No ślicznie. Znowu będę musiała przysięgać, że mnie stary nie leje.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Nam też poważnie zagraża Lerka. Plącze się pod nogami - w przeciwieństwie do Bliss, która pojawia się na rozsądnej wysokości naszych bioder. Jak polegniemy, to przez Lerkę. W dodatku jest strasznie ruchliwa i pojawia się znikąd.

Współczuję czołowej bolesności i mocno podmalowanych oczu.

Link to comment
Share on other sites

Jednego oka, co dodaje pikanterii. Tak jak mówiłam obudziłam się z głębokim fioletem w kąciku oka, teraz już nad górną powieką rysuje się gustowny cień. Jakbym chciała się sama tak pomalować, to by mi pewno nie wyszło.

Skąd u psów taka mania, żeby zawsze się kłaść w przejściu i to w poprzek? Gdyby Dziunia się akurat nie ruszyła, nic by się nie stało, ale musiała wstać, akurat w momencie, gdy ją mijałam i dosłownie wplątała mi się między nogi. Jedno jest pocieszające - nie mam osteoporozy. Tyle razy się przewróciłam czy mocno uderzyłam w życiu i jak dotąd (odpukać!) nigdy nic sobie nie złamałam.

 

A Szerloka będę chyba pokazwyać w cyrku za pieniądze: wyniósł dziś na spacer zielonego dinozaura, gdzieś na polu go rzucił, bo zajęło go coś innego. Mówię mu: idź poszukaj zabawki. A on w tył zwrot i za chwilę przynosi dinozaura w pysku. Po prostu geniusz!

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Jak jedno oko, to faktycznie - oryginalnie :). U nas w przejściach kładą się duże psy (Bliss), i często wstają znienacka (z nacka - też). Lerka notorycznie plącze się między nogami :)

 Irenasie, już wiem, czemu Cię nie przyjęli na kurs. Obecnie, trzeba być członkiem TOZ przez min 3 miesiące(statut), żeby dostąpić zaszczytu szkolenia i egzaminu :), więc w Twoim przypadku, zawinił czas (tym razem, zbyt krótki ;)

Spieszę Ci również donieść, że malagos, moja Pani Krysia Makowska i ja, zdałyśmy egzaminy summa cum laude i teraz tylko czekamy na insygnia władzy społecznego inspektora TOZ ;) .

Najgorsze, że legitymacja ze zdjęciem, a ja nie lubię być zdejmowana. Po Świętach i po powrocie z wojaży, będę musiała się tym zająć :)

Link to comment
Share on other sites

Irenko - dziękuję za potwierdzenie i strasznie mi przykro, że użyli paczki jak granatu, bo faktycznie starałam się jak mogłam, żeby zabezpieczyć wazoniki :(

 

Współczuję kontuzji! U nas wiecznie ktoś się plącze pod nogami. Helenka np. uwielbia iść przed człowiekiem i w najmniej oczekiwanym momencie robi PAC i pada na podłogę! Lili zawsze się kładzie w przejściu - najchętniej pod szafkami kuchennymi, żeby nie było dojścia do blatu. Reszta nie lepsza! :)

 

Szerlok - to nawet nie jest geniusz, to już eu-geniusz! :)

 

Konfirmie - po urlopie będziesz tak piękna i wypoczęta, że się "zdejmiesz" z przyjemnością ;)

Link to comment
Share on other sites

Moje duże psy też zawsze w drzwiach leżą.

Dla mnie to jest problem zwłaszcza jak do WC się spieszę.

Trudno mi się pomiędzy odnóżami przemieszczać.

Najgorsze ,ze Rasti wcale nie reaguje na " wstań" patrzy jak na przygłupa.

Co do platania się to zawsze mam problem jak córci mini spanielka przyjeżdża,zawsze się plącze a ja przecież nie zwyczajna takich malizn.

Podobno surowe mięso przyłożone do takiego stłuczenia dobrze robi.

Link to comment
Share on other sites

Moje kochane! Oko wygląda coraz lepiej, zastosowałam metodę lansowaną przez pewnego chirurga (wiele lat temu spadłam z roweru i gwizdnęłam twarzą w drzewo. Jak widzicie, jestem zaprawiona w bojach!), która wzbudza ogólne zdumienie: nie wolno przykładać do stłuczenia niczego zimnego, żadnych noży, łyżek czy woreczków z lodem, ale CIEPŁE przedmioty. Ręcznik zmoczony w dobrze ciepłej wodzie, na przykład. Jak pomyślicie, to całkiem logiczne. Niska temperatura powoduje, że krew się ścina i nie może się wchłonąć, czyli mamy siniak na kilka tygodni. A po ciepłym, nieskoagulowana krew może się wchłonąć szybko. Rezultat - to co rano było ciemno sine, teraz jest już tylko ciemno różowe i pewno szybko zniknie. A na dodatek ciepło łagodzi bół!

Ale ponieważ nieszczęścia chodzą parami, dzisiaj zatkała mi się rura odpływowa i po włączeniu zmywarki oraz pralki w zlewie, umywalce w łazience i w wannie pojawiła się bruda woda. Dużo brudnej wody. Musiałam rozmontować wannę, a tam... powódź! Teraz wsypuję do odpływu pod wanną co się da i wlewam czego się nie da, żeby rozpuścić ten zator, który musiał się tam wytworzyć. Jutro spróbuję sprężyną, chociaż tego ustrojstwa nie potrafię obsługiwać, bo jakieś takie długie i samowolne. W ostateczności pozostaje pan Jacek z elektryczną sprężyną za 150 zł. Już raz mnie ratował z opresji. 

Konfirmie, jak Cię ludzie przyjmowali w czasie tej interwencji, o której wspominasz na wątku Lerki? Szczerze mówiąc, tylko to budzi mój niepokój, nie chciałabym dostać kłonicą przez łeb (chociaż potrafię sobie radzić z siniakami).

A tak poza tym gratuluję zdania egzaminu i zwracam Szanownej Pani uwagę, że samam siebie Pani nie docenia! Poprawka! Też coś.

Link to comment
Share on other sites

Zadziwiasz mnie tą ciepłą metodą wodną , Irenko :). Jak sobie nabiję guza, to ją sprawdzę. Chciaż, powinnam sobie nabić dwa jednakowe guzy i jednego potraktować żelowym lodowym kompresem(mam takowy w lodówce "na wciąż"),a drugiego - ciepłym, mokrym  ręcznikiem. I jeszcze trzeci siniak - kontrolny - niczym nie traktowany ;).

Problemów hydraulicznych, szczerze współczuję. Hydrauliczne atrakcje, mamy co roku przy uruchamianiu działki po zimie. Ruszy hydrofor - czy nie? Została gdzieś woda i coś rozsadziła, czy wszystko szczelne? Trzeba wołać Pana Hydraulika i...płacić?

W pewnym sensie, wolałam abisynkę, wiadra i miednice - nie było żadnych problemów "hydraulicznych" ;).  Na działce, miało to nawet swój urok ;) - zwłaszcza ileś lat temu.......

Link to comment
Share on other sites

No tak, ale minęło kilka lat, myśmy nie odmłodniały i komfort jest nam bardziej potrzebny niż przedtem. Własnie wsadziłam w odpływ pod wanną sprężynę ręczną, ale weszła do samego końca bez oporu, to znaczy zator musi być jeszcze głębiej! Kurcze blade! A na dodatek pękła drewniana deska sedesowa. Ktoś rzucił na mnie urok, czy co?

Link to comment
Share on other sites

Dzień minął pod znakiem walki z kanalizacją. Skończyło się na wezwaniu pogotowia hydraulicznego. 100 zł. Pół godziny później wszystko zaczęło się od nowa - woda wyciekała wszystkimi otworami możliwymi za wyjątkiem otworu do szamba. Znowu pogotowie hydrauliczne. To samo zresztą. Tym razem przyjechał większy samochód, z większą maszynerią i zapłata była większa - 200 zł. W sumie 300. No ale hydraulik wyczyścił rury pod ciśnieniem, dodał jakiejś "chemii" i  na razie wygląda na to, że jest ok. Jeszcze nie sprzątnęłam łazienki do końca, bo a nuż...

Powiem Wam tylko, że zawsze musi być jakaś wisienka na torcie: kiedy zabrałam się za zbieranie wody z podłogi, pękło sitko w wiadrze do mopa! A w Legionowie i Jabłonnie znalazłam tylko jedno takie wiaderko (jak mam to rozumieć???) No czy to nie jest jakiś urok???

Link to comment
Share on other sites

A jak to się robi? Jajko mam.

Ale zimno! WyszliŚmy na spacer koło 7.30 i nas po prostu zmroziło. Czy u Was też spadł śnieg? I też tak wieje? Podobno to tylko taki wybryk odchodzącej zimy (której w zasadzie nie było). Mam nadzieję, że to prawda, cała jestem stęskniona za ciepłem.

A dlaczego Wasza sobota była nerwowa? Opowiedz, jeśli to dotyczy interwencji, o której już wspominałaś. Bardzo jestem ciekawa, jak to się odbywa.

Link to comment
Share on other sites

Interwencja dotyczyła budy dla Aresa z Bezdomniaków - chociaż on domny. Jego panowie są jak Pat i Mat, a wcześniej woziliśmy Pomi z Karniewa do Makowa i z powrotem na zdjęcie szwów. U nas też dzisiaj zimno i leżą resztki nocnego śniegu, ale świeci słońce.

Jajko masz tutaj

jajko_do_zdejmowania_klatw

Zdejmowanie klątw jajkiem powinno być wykonywane przez osobę, której możesz zaufać niemniej jednak można taką czynność wykonać samemu. Potrzebne jest do tego świeże jajo (czyli sklepowe nie wchodzi w grę) szklanka wody oraz trochę cierpliwości. Oczywiście powaga i skupienie, ponieważ zdejmowanie klątw jajkiem trwa dosyć długo (30 minut). Korzystając z pomocy osoby zaufanej siadamy do niej plecami kładąc dłonie swobodnie na kolanach a ona trzymając prawą ręką surowe jajko jego czubkiem wodzi nad wybranymi partiami ciała.

Dwie metody zdejmowania klątw jajkiem

1. Niektóre szeptuchy zdejmują klątwy jajkiem wykonując 33 kołowe ruchy na głową szepcąc przy tym słowa modlitwy lub własne wyuczone zaklęcia. Kołowe ruchy nad głową wykonujemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara zaczynając od małych kółek nad czołem a później zataczając większe kręgi nad głową. Osoba, która jest poddawana takiemu oczyszczaniu może mieć różne doznania od zawrotów głowy poczynając a na wymiotach kończąc. Trudno jest przewidzieć, co się będzie działo podczas zdejmowania klątw jajkiem niemniej jednak świadczy to o reakcji organizmu na sam zabieg. Kończąc ruchy kołowe nad głową przeciągamy jajkiem na kręgosłupem od kości ogonowej aż do podstawy czaszki a następnie ruchami kołowymi oczyszcza się plecy.
2. Iną metodą zdejmowania klątw jajkiem to nacieranie a raczej wycieranie się jajkiem tak jak gumką wodząc nim po całym ciele. Sama bardziej polecam ten sposób, ponieważ można samemu go wykonać i najlepiej być przy tym nago. Podczas nacierania się jajkiem staramy się nie myśleć o niczym i choć jest to bardzo trudne lepiej jest się postarać. Tutaj nie jest ważne, w jakiej kolejności i gdzie się nacieramy. Ważne jest, aby jak najwięcej ciała podać oczyszczaniu, dlatego systematycznie i spokojne ruchy jajkiem wykonujemy bez pośpiechu. Nieprzyjemne doznania takie jak swędzenie, dreszcze, pieczenie lub uderzenia gorąca są bardzo częste, dlatego jeśli nawet coś takiego poczujesz nie zaprzestajemy wykonywania oczyszczania.

Zdejmowanie klątw – etap końcowy

rozbijamy_jajako_po_zdjeciu_klatwy

Jajko, którym wykonywaliśmy zdejmowanie klątw możemy rozbić (tak jak na jajecznicę) i zawartość wlać do przygotowanej wcześniej wody. Plamy na żółtku lub mętne białko dla osoby z odpowiednią praktyką są wskazówką czy dana osoba była przeklęta lub jest chora. Niestety czasami widok jest tragiczny, dlatego lepiej jest takie jajko po prostu zakopać jak najdalej swojej posesji. Osoby mieszkające w bloku mogą udać się w zaciszne miejsce i tam dokonać zakopania swoich niepowodzeń i dolegliwości. Oczywiście jak zwykle niektórzy preferują, aby przy zakopywaniu wymawiać zaklęcia odpędzające takie jak „przecz siło nieczysta” lub w powietrzu można zaznaczyć znak krzyża, lecz dla mnie najważniejsze są intencje. Wylewanie jajka do sedesu lub rzucanie go przez prawe ramię nie da nic, jeżeli ktoś, kto to zrobi nie jest przekonany o tym, że coś takiego prostego może zadziałać. Można nawet powiedzieć, że jest to najnormalniejszy w świecie efekt placebo, dlatego działa. Otóż to! Wszystko jedno jak to nazwiemy, lecz dla mnie najważniejsze jest to, że to działa i aby się o tym przekonać sam spróbuj to wykonać. Nie musisz wysyłać esm-a a kosztuje to najwyżej 0.40 groszy. Pamiętaj jednak, że na samym początku powinniście określić, po co to robicie. Wykonujecie zdejmowanie klątw jajkiem, aby zdjąć klątwę i przerwać pasmo niepowodzeń lub po to, aby pozbyć się dręczącej choroby. Oczywiście w ten sposób samej choroby się nie pozbędziecie bez wizyty u lekarza i odpowiednich leków niemniej jednak można w ten sposób wspomóc swój organizm oczyszczając go z toksyn.

Czasami rozbite jajko po zabiegu zdejmowania klątw ukazuje to, co nas dręczy lub stan chorobowy organizmu. Czasami taki widok jest obrzydliwy, lecz osoby zajmujące się zdejmowaniem klątw mogą ocenić zagrożenie i zastosować dodatkowy zabieg.

 

http://ezotop.pl/thread-7509.html

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...