Jump to content
Dogomania

Zuza-kombinator i jej foto-pamiętniczek:) POWRÓCILIM :)


basia2202

Recommended Posts

  • 1 year later...
  • 6 months later...
  • 2 years later...

Witajcie!! :)

Ooj... dawno mnie tu nie było.... bardzo dawno...
Ile to już minęło... 3 lata? albo i więcej....
Nie pamiętałam nawet swojego loginu i hasła na dogo, trochę czasu mi zajęło, zanim odnalazłam naszego bloga... :|

Nie wiem nawet, ile z Was zostało jeszcze ze "starej ekipy" - ale widziałam, że niektórzy czasem zaglądają... :)
Kontakty się jakoś pourywały... sporo osób się wykruszyło z dogo...
Dziękuję Wam, że zaglądaliście mimo naszej długiej nieobecności :)

Agaciaaa... niestety... moja cholerna praca zajmowała mi większość życia... :(
Ciągle nad tym pracuję... i wreszcie po iluś latach wszystko zmierza w lepszym kierunku...
Ale przez długi czas co starałam się coś zmienić, znajdowałam inną robotę... to też okazywała się chora...
Jakoś... nie mam chyba szczęścia do miejsc pracy... albo powinnam wybrać inny zawód... marchew sprzedawać na targu albo co...

Justysiek - z gg nie korzystałam już nie wiem, ile lat...:) nawet nie pamiętam, że coś takiego istnieje ;);)
Mnie generalnie nie ciągnie do komunikatorów... a na ogół jestem zbyt padnięta, żeby siadać przed kompem jeszcze po pracy...
Ale wydawało mi się, że parę osób z dogo miało do mnie tel. ;) - agacia chyba? Inka? Tyśkowa? :)
Czasem bywam na facebooku, ale też pojawiam się co kilka m-cy...
Jak widać w moim przypadku - chyba ten typ tak ma :)

Link to comment
Share on other sites

Ale mniejsza z tym.... :)
Dawno nas nie było, bo nie było czasu, ale też nic się nie działo... praca dom praca dom...

Zuzia sobie hasała, wariowała... jak to Zuzia... wypruwała flaki z kolejnych pluszaków, urywała kończyny gumowym kurom,
kopała doły w ogródku (ach... bycie koparką to była jej pasja, przez co nie można było zostawiać jej samej w ogródku)...
i tak jakoś życie się toczyło...

A wróciłam... bo chciałam się podzielić z Wami niestety niedobrą wiadomością... :(

Rok 2015 jest dla nas fatalny - około 3 tyg. dowiedzieliśmy się, że Zuzia ma nowotwór kości :(
Kostniako-mięsak - niestety nowotwór złośliwy - kwestia tylko jaki stopień tej złośliwości, ale czekamy na biopsję...
To może opowiem po kolei...

W Nowy Rok byli u nas goście, wszyscy jakoś wyjściowo ubrani, więc Zuzi nie puszczaliśmy, bo dla niej gość w dom = radość w dom.
Tak się cieszy i wariuje, że każdemu na głowę by weszła i ciężko ją powstrzymać.
No i dzieli się wszystkim co ma... sierścią, glutami itd. :)
No ale trzeba było z nią wyjść na dwór w międzyczasie - jak zobaczyła gości, to było takie szaleństwo - wyrywała się do wszystkich, zaczęła hulać, skakać - ciężko ją było utrzymać. Tak u niej niestety radość wygląda...
Ale nic to... daliśmy radę.

Link to comment
Share on other sites

Jakoś niedługo po Nowym Roku zauważyliśmy, że trochę utyka na prawą przednią łapę - nie było to jakieś straszne, nie marudziła, nie kwękała, więc pomyśleliśmy, że pewnie sobie coś naciągnęła czy nadwyrężyła podczas tego hulania w Nowy Rok i pewnie minie samo.
Postanowiliśmy obserwować... parę dni tak kuśtykała i zaczęło się poprawiać, więc uznaliśmy, że to jednak przez szaleństwo i samo zaraz ustąpi.
Ale po kolejnych paru dniach, kiedy poszła na długi spacer weekendowy - zaczęła znowu kuleć i to bardziej niż po Nowym Roku, więc stwierdziłam,
że chyba coś jednak jest nie tak... pojechaliśmy do weta... naszej pani doktor niestety nie było (a ona jest najlepsza w naszej lecznicy).
Była inna lekarka, młoda taka... ale obejrzała Zuzię... powyginała łapkę, żeby sprawdzić, w którym miejscu boli... no i jak zgięła w nadgarstku, to Zuzia bardzo zapiszczała...
Pomyśleliśmy wtedy - może to dysplazja stawu albo jakieś inne zwyrodnienie - w końcu Zuzia niedługo 8 lat skończy - nie jest już podlotkiem, i że takie schorzenia są przecież częste u psiaków, zwłaszcza u molosów...
Pani doktor dała leki przeciwbólowe, przeciwzapalne i powiedziała, że nasza pani doktor robi jednak najlepszy RTG i żeby do niej umówić się na prześwietlenie.

Około 20 stycznia byliśmy na RTG - spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego!!!!
Dość długo to trwało - pani doktor została z nami chyba z godzinę po zamknięciu lecznicy... dużo pacjentów było tego dnia... i też tacy po operacjach...
Najpierw czekaliśmy aż znieczulenie zacznie działać, bo Zuzia uparta... nie wyleży spokojnie, żeby zrobić jej w bezruchu dobre zdjęcie...
Zrobiliśmy jedno zdjęcie na wznak... potem dla porównania drugą łapę... i jeszcze trzecie zdjęcie bokiem...
No i usłyszeliśmy... "w kości widać zmiany nowotworowe, kość jest podziurkowana jak pumeks". Po prostu jakby mi ktoś w twarz strzelił :(
Od razu pomyślałam o najgorszym - że co teraz? jak to leczyć? i że nie dam rady, jak będzie trzeba podjąć tą najtrudniejszą decyzję...:| że po prostu chyba serce mi pęknie...:(
O wszystko wypytałam... jakie rokowania... jak wygląda leczenie... co można zrobić... w sumie to nawet nie wiem, czy o wszystko...bo chyba do końca logicznie nie myślałam...
Pani doktor powiedziała, widziała już po pierwszym zdjęciu, ale chciała być absolutnie pewna. No i powiedziała też, że istnieje jeszcze mała szansa,
że to jednak nie nowotwór, tylko może jakaś bakteria, która spowodowała ropień i to daje podobny obraz na RTG, ale prawdopodobieństwo było nikłe...
Zuzia dostała więc antybiotyki, leki przeciwzapalne, przeciwbólowe i za tydzień mieliśmy przyjść na kontrolę, żeby sprawdzić, czy coś się zmieniło, czy lepiej chodzi na tej nóżce.
Następne 2 dni w pracy nie zrobiłam prawie nic... nie mogłam się skupić... ciągle tylko o Zuzi myślałam....

Link to comment
Share on other sites

Pomyśleliśmy, że przecież musi się dać coś zrobić... że nie będziemy czekać, aż się okaże czy nowotwór czy nie... że przecież czas się liczy...
Mąż zaczął szukać onkologów psich w W-wie... znalazł 2 najlepszych - umówiliśmy się do obu - stwierdziliśmy, że sprawdzimy kilka opinii, czy to na pewno najgorsze, co może być. Jeden miał termin na 1szy tydzień lutego, drugi nieco wcześniej.... ale okazało się, że ten drugi odwołał wizyty w tym dniu, co my byliśmy umówieni... że jednak go nie będzie... no i polecili nam w tej samej klinice innego onkologa - mógł się spotkać indywidualnie za parę dni, więc nie było co się zastanawiać. W międzyczasie byliśmy w naszej lecznicy - po tygodniu nic się nie zmieniło, więc też polecili wizytę u onkologa.
Zuzia przestała praktycznie używać prawej łapy, kuśtykała tylko na trzech. Jak raz się oparła na tej chorej nóżce, to tak przeraźliwie płakała, że serce aż bolało...
Potem wizyta u onkologa - trafiliśmy do naprawdę dobrego lekarza (w sumie przez przypadek) - miły, przejmuje się, interesuje, sam załatwia co się da, dzwoni, pomaga... naprawdę onkolog z powołania. Niestety potwierdził, że wszystko wskazuje na nowotwór... że to nie przypadek, że w nadgarstku... że to najczęstsze miejsce.... Zrobiliśmy krew, żeby sprawdzić jak bardzo złośliwy jest nowotwór i prześwietlenie płuc, żeby zobaczyć, czy nie ma przerzutów. Na szczęście było czysto, a przynajmniej na tamtą chwilę nie było nic widać...Krew też wyszła niezła... pan doktor powiedział, że jak na taką chorobę nawet zaskakująco dobrze - jedynie leukocyty były poniżej normy.
Onkolog powiedział, jakie są zalecenia:
- operacja (przeszczep - najnowsza metoda, która dopiero jest stosowana; albo amputacja) - co daje rokowania na około 5 m-cy
- operacja + chemia - dające rokowania na około rok, może dłużej.
Zdarzały się przypadki, że choroba nie wracała i psiak umierał na coś zupełnie innego - ale nie wiem jakie są statystyki... 1 przypadek na ile?
Wiedzieliśmy, że trzeba walczyć.
Żeby się upewnić, czy z innymi organami wszystko w porządku, pojechaliśmy jeszcze na USG jamy brzusznej. Na szczęście okazało się, że w brzuszku nic nie widać. Wątroba, trzustka, pęcherz, węzły chłonne, nereczki - wszystko czyste - dzięki Bogu!!!
Była szansa, że to nowotwór we wczesnym stadium... ale niestety też nowotwór kości potrafi rozwijać się szybko.
Ustaliliśmy z mężem, że wybierzemy operację z przeszczepem. Co prawda tutaj jest ryzyko powikłań pooperacyjnych - typu zakażenia, czy przesunięcie się przeszczepu - ale to 20-25%, więc jest szansa, że wszystko się uda - a amputować nogę w najgorszym wypadku zdążymy.
Jeśli da się nogę uratować, to próbujemy. Nieważna kasa... nieważne ile to będzie kosztować - ważne, żeby Zuzia była z nami jak najdłużej i nie musiała cierpieć.
Przed operacją musieliśmy jeszcze zrobić tomograf, żeby na jego podstawie wymierzyli dokładnie biomateriał, który będzie wstawiany zamiast wyciętego fragmentu kości. Drukują taką sztuczną kostkę z biomateriału (zgodnego biologicznie) na drukarce 3D, sterylizują i to jest gotowy przeszczep do operacji. Przykręcają to na tytanowej szynie i gotowe.
Zuzia miała mieć drugą taką operację w Polsce - dzięki Bogu mają na to jakieś granty - więc koszt był duży, ale nie kosmiczny.
Tomograf niestety potwierdził nowotwór. Mieliśmy mieć jeszcze biopsję od razu, bo bolesna miała być i chcieliśmy wykorzystać kolejne znieczulenie, jakie Zuzia miała do tomografu, ale właśnie akurat pani doktor, co miała robić biopsję z kości, to nie było...
Za ok. tydzień od wyników tomografu miała być operacja - ortopeda/chirurg potrzebował czasu, żeby wszystko przygotować, wymierzyć itd.

Link to comment
Share on other sites

W środę 11/02 Zuzia miała operację - lekarze byli zadowoleni z przebiegu operacji, wszystko się udało. Ale mają obawy czy margines, z jakim wycięli kość był wystarczający. Guz był paskudny, kość gąbczasta i rozmieknięta, wszystko się rozlatywało, jak wycinali... więc przy takim wyglądzie nowotworu jest ryzyko, że komórki nowotworowe przedostały się gdzieś dalej. Stąd te obawy... Wycięli wszystko co chore +z marginesem też zdrowy kawałek kości.... ale nowotwór może być gdzieś dalej, tylko może nie być go widać. Mamy jednak nadzieję - i my i lekarze - że chemia to załatwi.
Zaraz po operacji zrobili jeszcze od razu ponowny RTG płuc - bo poprzedni był ok. 2 tyg. wcześniej, więc mogło się coś dziać, ale dzięki Bogu nic nie widać!!
Najczęściej jest tak, że jak są przerzuty to głównie do płuc - więc taki wynik naprawdę cieszy.
Wyniki krwi też były dobre - leukocyty wzrosły i nie były już poniżej normy, jak wcześniej, więc Zuzia mogła dostać po operacji od razu 1szą chemię.
Po chemii w sumie ok, nie wymiotowała, nic się nie działo... ale może dlatego, że była jeszcze otępiała po operacji i po lekach. Zobaczymy jak będzie po kolejnej chemii.
W środę po operacji nie mogliśmy jej niestety odwiedzić, lekarz powiedział, że za wcześnie :( A jak wróciliśmy do domu, to tak pusto było... :(
Wydawało nam się, że Zuzia zaraz pojawi się w kuchni na dźwięk otwieranej lodówki... że będzie słychać jej chrapanie...
Pojechaliśmy do niej w czwartek z nadzieją, że będzie mogła już wyjść do domu, ale niestety nie mogła :(
Dostawała jeszcze morfinę co 6 godzin, do tego drugi lek przeciwbólowy i antybiotyk - ani onkolog ani anestezjolog nie wyrazili zgody na wypis,
uznali że lepiej jak zostanie w szpitalu do końca brania morfiny. Ostatnia dawka była dziś ok. 14stej (a właściwie to już wczoraj, znaczy w piątek).
Dodatkowo była zacewnikowana - po chemii przez ok.3 dni musimy zachować środki ostrożności - tylko w rękawiczkach, zero kontaktu ze śliną, odchodami... dlatego siusiu też było do woreczka... Jak ją odwiedziliśmy to była tak otępiała i obolała, że nawet nie miala siły się cieszyć. Chyba bardziej tak wewnętrznie się cieszyła. Ale ogólnie czuła się już nieźle. I co najważniejsze - mogła się delikatnie wesprzeć na tej nóżce po operacji - a przez operacją nie używała jej wcale. Założony ma sztywny opatrunek - wygląda to jak zagipsowane - od łopatki łącznie ze stópką. Ze stópki opatrunek będzie można zdjąć po paru dniach, a w tym sztywnym na nodze ma chodzić 2 tyg.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj (a w zasadzie wczoraj, w piątek) ją wreszcie odebraliśmy - o 15stej pan doktor puścił ją do domu :) Bardzo była szczęśliwa, że może pójść do domu, bo tęskniła... i pomiałkiwała sobie pod nosem jak nas nie było. Ucieszyła się paszczą, bo ogonek to tak ledwo co miał siłę merdać. Ciężko się tylko po schodach schodziło - sala operacyjna i salka intensywnej terapii, gdzie leżała sobie, są na piętrze. Ale na szczęście mamy szeleczki, więc mąż ją sprowadził mocno podtrzymując, tak że tylko minimalnie musiała przednimi stópkami przebierać i tylko zejść tylnymi. A tylne nóżki też słabiutkie jeszcze... wszystko się trzęsło jak galaretka...
No ale udało się - jesteśmy w domku - malutka odpoczywa - zero łażenia, tylko szybki spacer za potrzebą i wstanie na jedzenie. Wodę jej przynoszę w butelce - całe szczęście, że kiedyś nauczyliśmy ją z niej pić. W szpitalu nie chciała pić z obcej miski (zresztą co się dziwić - w domu wody, którą raz użyła też nie wypije, a co tu mówić o cudzej misce:)) - więc dostawała kroplówkę, żeby się nie odwodniła. Jeść też nie chciała... dopiero dziś zaczęliśmy coś podawać po troszku... ugotowałam jej kurczaczka z marchewką... bo karmy nawet tknąć nie chciała - chyba za wcześnie na chrupki jeszcze...
No i mamy zalecenia po operacji - co tydzień badamy krew, codziennie dajemy antybiotyk dopaszczowo + dodatkowo na drugi antybiotyk w zastrzyku i lek przeciwbólowy mamy jeździć od jutra raz dziennie do lecznicy + mają sprawdzać jej stan zdrowia, temperaturę, opatrunki, itd.
Za 2 tygodnie jesteśmy już umówieni do ortopedy, co operował Zuzię - prawdopodobnie będzie zdjęcie sztywnego opatrunku i prześwietlenie nogi, zobaczymy, jak to wszystko wygląda - oby dobrze, taką mam nadzieję.
Za 3 tygodnie ma być kolejna chemia - ma być 5 takich sesji co 3 tygodnie. Mam nadzieję, że to pomoże i nie będzie przerzutów.
No i czekamy jeszcze na wyniki biopsji, która ma być za ok. 2 tyg. - będziemy wiedzieć, jaki stopień nowotworu. Oby nie był bardzo złośliwy.
Teraz przez najbliższy tydzień zostajemy z Zuzią w domu - ja będę pracować w domu, mąż weźmie trochę wolnego i będziemy się wymieniać, żeby malutka nie była sama po tej operacji.

Trzymajcie kciuki za Zuzię - żeby wszystko było dobrze z nóżką, żeby nie było przerzutów - żeby to raczysko zdechło i nie wracało!
Bo jeśli nie daj Bóg chemia tego nie zniszczy, to potem zostanie nam tylko leczenie paliatywne... :( A o tym nie chcę nawet na razie myśleć.
Musi być dobrze! Musi!!!
 

Link to comment
Share on other sites

Noo Alutku... porobiło porobiło... :|

 

Ale Zuzia z dnia na dzień ma się coraz lepiej - widać, że humorek jej troszkę wrócił, ogonek już merda...
No i na schodach też coraz lepiej sobie radzi - choć i tak podtrzujemy ją na szelkach, żeby jak najmniej przednie łapy obciążała,
ale na nóżce po operacji już się opiera, staje na niej, więc jest nieźle.

Dziś 2gi raz od operacji byliśmy w lecznicy - dostaje codziennie w zastrzyku Cefaleksin (antybiotyk) i przeciwbólowo Metacam,
no i dodatkowo my jej dajemy drugi antybiotyk Dalacin 2 x dziennie do paszczy.

Pani doktor codziennie ją bada, sprawdza serduszko, węzły chłonne, opatrunki, temperaturkę.
Póki co, po operacji wygląda, że jest dobrze.

W środę idziemy na krew - oby wyniki były dobre. Dowiemy się wtedy jak Zuzia się ma po chemii.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

no i niestety... żadnych wędrówek... ma się oszczędzać, spać, odpoczywać...
wyjście to tyle co za potrzebą i wstaje, żeby zjeść (dzięki Bogu ma apetyt!!)
dostaje kurczaczka z marchewką, żeby jej ładnie pachniało

a antybiotyk zawijamy w plasterek szynki:)

wszystko, byle tylko zjadła i miała się dobrze :)

Link to comment
Share on other sites

Śliczności , nic się nie zmieniła . Jak zawsze szczeniaczkowe pysio .Z całej siły nie dość , ze zaciskamy to wysyłamy pozytywne myśli :)

oj tak... wygląg paszczy to nadal ma jak smarkula ;) i w głowie też fiu bździu...
gdyby nie ta noga, to już widzę, że by powariowała... jak wychodzi za potrzebą, to widzę, że tak w środku już ją nosić zaczyna...
ale na zewnątrz słaba jeszcze...

a Zuzia już prawie 8 lat ma... - 16 marca 8 lat będzie

 

dziękujemy baaaaardzo baaaardzooo!!!
Zuzia teraz śpi... i chrapie... :)
ale zaraz ją obudzę na jedzonko i  antybiotyk, to przekażę uściski :) :*

Link to comment
Share on other sites

basiu, przeczytalam, jestem pełna podziwu dla was i dla waszej dzielnej księżniczki! oczywiście mam wielką gulę w gardle, przypomniało mi się, jak stawałam na rzęsach, by nasz lecterek zjadł cokolwiek...to wszystko jest takie trudne :( wiem co przeżywacie, wiem jak się człowiek czuje, gdy usłyszy, że ukochany pies ma raka, znam dobrze to uczucie, gdy nagle serce staje, kolana się uginają i to wrażenie, że świat się skończył po usłyszeniu "wyroku" :(

myślę jednak, że zuzia jest w dobrych rękach, z tego co piszesz jest pod bardzo profesjonalną opieką i da radę zwalczyć to wstrętne dziadostwo z waszą troskliwą pomocą. mocno trzymam za ślicznotkę kciuki!

Link to comment
Share on other sites

oj tak... wygląg paszczy to nadal ma jak smarkula ;) i w głowie też fiu bździu...
gdyby nie ta noga, to już widzę, że by powariowała... jak wychodzi za potrzebą, to widzę, że tak w środku już ją nosić zaczyna...
ale na zewnątrz słaba jeszcze...

a Zuzia już prawie 8 lat ma... - 16 marca 8 lat będzie

 

dziękujemy baaaaardzo baaaardzooo!!!
Zuzia teraz śpi... i chrapie... :)
ale zaraz ją obudzę na jedzonko i  antybiotyk, to przekażę uściski :) :*

Wydobrzeje i poszaleje :)

 

Koleżanka ze stowarzyszenia ma na dozywotnim DT sunię astkę , Teja ma 3 nóżki , bo raczysko tak jej tylną łapkę zjadło , ze to był jedyny ratunek , Teja potrafi pędzić jak przecinak po polach , lesie , nawet próbowała pływania :) , więc i Zuza da radę

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...