Jump to content
Dogomania

Borys - niby doberman, może bauceron ... za TM [*]


wykrywka

Recommended Posts

Wykrywko, bacznie obserwuj Boryska i ....nie pozwól mu powolnie odchodzić w cierpieniu....Wiem, że to trudne  ale tu nie chodzi o nasze emocje i chęci a o jakość życia Borynia, o niego chodzi! Często egoistycznie nie myslimy o cierpieniu naszych zwierzaków, bo chcemy, by jak najdłużej z nami były...a one tak jak cierpiący ludzie, proszą nas wzrokiem o zmiłowanie.....

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 473
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Wykrywko, bacznie obserwuj Boryska i ....nie pozwól mu powolnie odchodzić w cierpieniu....

Zdecydowanie to jeszcze nie jest to czyli powolne odchodzenie w cierpieniu. Ubolewam nad jakością życia Borysa, które stało się niekomfortowe, byle jakie, pozbawione radości i nie szczędzące bólu. Nie potrafię, nie znam sposobu, żeby to zmienić. I tutaj zastanowiła mnie zachary dalsza część Twojego wpisu:

.... ale tu nie chodzi o nasze emocje i chęci a o jakość życia Borynia, o niego chodzi!

i ... jestem w kropce depresja.gif

Link to comment
Share on other sites

Ja juz szerzej mówiąc myślę o ostatecznym rozwiązaniu. Bardzo to ciężkie,skoro pies żyje i ma chęć do życia. Ale jeśli on nie ma jak żyć to nie ma co go meczxyc. Chodzi właśnie o komfort życia. Małego pieska można znosić na rekach na spacer,ale weiem,ze wiele dużych psów jest usypiana właśnie z powodu niemożności czlowieka do zapewnienia psu komfortu życia.

Link to comment
Share on other sites

Dołożyłaś mi kora78 niemiłosiernie. Jest źle, ale najbliższych, którzy twierdzą podobnie wyzywam od egoistów, oskarżam o wygodnictwo i bezduszność, uwagi obcych pozostawiam bez odpowiedzi. Co mam zrobić w Twoim przypadku? Wiem, że Twoje intencje są szczere, poza tym za bardzo Cię lubię, by czuć żal, że tak napisałaś. 

Właśnie przeczytałam wątek: http://www.dogomania.com/forum/topic/111895-jak-%C5%BCy%C4%87-ze-staruszkiem-i-nie-zwariowa%C4%87/ i ... zawstydziłam się.

Link to comment
Share on other sites

Wykrywko, masz na pewno świadomość, ze to już bliżej niż dalej. Jak się przywkeka coraz więcej schorzeń to świadczą o ogólnym stanie organizmu nie najlepiej i trzeba wiedzieć,ze będzie coraz gorzej. Kwestia czasu jest, ile zajmie, zanim stan się pogorszył tak,ze nie będzie sensu juz go męczyć. Myślę,ze możliwość eutanazji w przypadku zwierząt jest dobrodziejstem. O przypadku ludzi nie będę się wypowiadać.
Moja siostra Marta miała tak samo z Montim.. Ja jej juz dużo wcześniej przed eutanazję mówiłm,że już czas. Los chciał inaczej, niż ona,bo gdy była w szpitalu psu się pogorszyo i TZ go uśpil.
Udało jej się bo to nie ona musiała podejmować te decyzję.

Ja mam tyle psów za sobą,tyle się naogladalam na dogo,że jestem chyba już twarda do takich rzeczy.

Choroba psa nie może zniszczyć nam życia.

Pies nie może się męczyć, załatwiać pod siebie, nie móc się podnieść. Szybko przecież wysiada mu narządy wewnętrznej, trawienie,odlezyny. Co to za życie? To wegetacja.

To,ze Borys raz miał biegunkę i wyobrazam sobie,jak wykrywko Tobie ciężko to sprzatac,bo przezylam to niedawno u rodziców z ich bokserem... To nie powód do uśpienia,ale jeśli tak miałoby wyglądać jego trawienie codziennie to dla niego mleczarnia przecież, bo to się nie dzieje bez przyczyny.
A weterynarzem najczęściej chcą ciągnąć, bo to dla nich najlepsi pacjenci przecież. Gwarancja system styczności we wpływie do kasy i leczenie niestandardowe dające możliwość wysiłku umysłowego, a nie tylko robienia wciąż tego samego, jak szczepienia i odrobaczanie.

Link to comment
Share on other sites

A ja przepraszam za moją reakcję, która wynikła z tego, że nie brałam jeszcze pod uwagę ostatecznego rozwiązania. Według mnie to zdecydowanie za wcześnie.

 

Wczoraj minął tydzień od pożegnania kolejnego naszego psiego sąsiada - boksera Oskara [*]. Bardzo przeżyłam jego odejście.

 

63kl40G.jpg?1

 

Wspominałam o nim na wątku, jeszcze we wrześniu ubiegłego roku zachwycałam się jego kondycją i sprawnością nieczęsto spotykaną u 13-letniego boksera. Tak szybko poszły mu stawy i najprawdopodobniej uaktywniło się jakieś raczysko. Kilka miesięcy temu, gdy odszedł nowofundland Nero, również nasz psi sąsiad, Pani Oskara powiedziała ze łzami: teraz kolej na Oskara. W tamten piątek, gdy żegnałam się z Oskarkiem wyniesionym na ostatni spacer, niespodziewanie przez myśl przesunęło mi się imię psa, następnego w kolejce. Nietrudno domyśleć się jakie. Nie wypowiedziałam go na głos.

 

Zawsze uważałam i nie zmieniło się to, że jesteśmy winni naszym zwierzakom podjęcie tej bolesnej decyzji, gdy ich życie jest tylko cierpieniem. Nie potępiam ludzi, którzy decydują się na ten krok z powodu niepełnosprawności, niedołęstwa czy uciążliwych dolegliwości zwierzaka, bo "Choroba psa nie może zniszczyć nam życia."  Rozumiem, bo właśnie to przerabiam, że czasami opieka przerasta nasze możliwości fizyczne. Jakże często boli mnie kręgosłup, bark i ręce po spacerze, gdy muszę Borysa wciągać po schodach niczym 30 kilogramowy worek ziemniaków. Ale są przecież środki przeciwbólowe, które na szczęście na mnie działają. Poza tym są spacery z których Borys wchodzi po schodach o własnych siłach z niedużą asekuracją z mojej strony. Pisałam o tym, że Borys coraz rzadziej opuszcza legowisko, ale nie znaczy to, że leży cały czas. Najwidoczniej unika tego, co sprawia mu ból lub trudności, ale jest w stanie poruszać się samodzielnie to znaczy podnieść i chodzić. Nie ukrywam, że są momenty, gdy wymaga też pomocy przy tych czynnościach. Załatwianie się w domu również jest do opanowania, oczywiście pod warunkiem, że nie ma biegunki. Piszę o tym, żeby było wiadomo, że obecny stan, według mnie, nie można określić jako "umieranie w cierpieniu". Zdaję sobie sprawę, że może widzę tylko to, co chcę zobaczyć i "zamykam oczy", gdy coś mnie przeraża, że maniakalnie mogę twierdzić, że jeszcze nie pora, dlatego jestem wdzięczna za wszystkie uwagi. Proszę nie szczędzić ich, mimo, że nie wszystkie są po mojej myśli, ale dzięki im mam możliwość spojrzenia Waszymi oczami, ocenić sytuację jakby z boku. Chociaż eutanazja Borysa z powodu mojej niewydolności fizycznej czy psychicznej nie jest brana pod uwagę, przynajmniej do czasu, gdy jeszcze funkcjonuję. Oby sił starczyło na długo.

 

 

Kora78 pamiętam Montusia [*], ale nie widziałam, że rodzice mają boksera. Mam nadzieję, że z nim już lepiej.    

Link to comment
Share on other sites

Ja zrozumiałym z postów wcześniejszych, ze juz właśnie jest tak,ze 80proc czasu leży z rozjechanymi łapami i po schodach nie chodzi. A tak żyć przecież nie można. Ale teraz rozumiem,ze tak nie jest. Brutalnie napisze: jeszcze. To, co pisalam wczesniej podtrzymuje,bo to było ogólnie.

Pies rodziców ma ok 8-10 lat,biegunkę miał jednorazowo, ale tez wiedzę,ze stawey bmu siadają,ma artroze,a ojciec go jeszcze przetrenowuje,co jest dobijaniem go.

Jesli chodzi o borysa to polecam zakup nosidla firmy admirał. Koszt chyba spory,ale bedzie łatwiej go podnosic i asekurować na schodach.
a

Link to comment
Share on other sites

wykrywko myślę, że jeśli  przyjdzie 'ten' moment to sama będziesz wiedziała co dla Borysa będzie najlepsze, ty go widzisz codziennie, obserwujesz, znasz jego najlepiej ze wszystkich, myślę, że serce i rozum samo Ci podpowie

trzymam za Was mocno kciuki! a Tobie życzę siły, wytrwałości i dużo zdrowia!

 

wykrywko jeśli potrzebne by były jakieś finanse to mów śmiało, zrobi się bazarek, tylko powiedz

Link to comment
Share on other sites

Minął tydzień. Jaki był - różny. Na przykład poprzednia niedziela została zapamiętana jako dzień, w którym udało się nam wyjść na wszystkie trzy spacery (ze względu na problemy na schodach zrezygnowałam z większej ilości spacerów) na sucho, tzn. Borys zaczął sikać dopiero na dworze. Zauważyłam jednak, że z pełnym pęcherzem schodzi dużo gorzej. Tylne łapy wlecze za sobą i żeby sobie ich zbytnio nie poobijał unoszę mu tył ciała na pasku podtrzymującym podkład. Nie ma problemu, gdy jest sucho. W przeciwnym razie pasek robi za wyżymaczkę i mam sprzątanie schodów. Bywa, że Borys załatwia się zaraz po przekroczeniu progu mieszkania - jest to chyba najwygodniejsza dla mnie wersja, bo po mogę zawrócić, ściągnąć mokrą "pieluchę", wytrzeć ewentualne krople, które wyciekły i ... normalnie zacząć spacer. Borys po opróżnieniu pęcherza, pozbawiony podkładu całkiem dobrze schodzi. Różnie też bywa z powrotami ze spacerów. Raz powoli pokonuje 2 piętra tylko z asekuracją smyczy, kiedy indziej zrobi kilka kroków, przejdzie 3-4 schodki po czym rozjeżdżają mu się tylne łapy i wymaga wciągnięcia na półpiętro. Na kolejne schody już nie chce wchodzić, najchętniej uciekłby na dół, gdyby nie ... schody. Ogólnie na razie jakoś to ogarniamy, chyba przyjęłam za normalność wszystkie problemy, przyzwyczaiłam się do nich. Apetyt, jak zwykle u Borysa, doskonały. Odgłos szykowanego jedzenia czy wyciskanych tabletek zawsze przywoła go do kuchni. Dłuży mu się czekanie na napełnienie misek, kręceniem się oraz skuczeniem wciąż mnie ponagla.

 

Niestety zauważam ciągłe pogorszenie w kondycji fizycznej, z poruszaniem. Najgorsze, że niemożliwe są żadne ćwiczenia. Zrezygnowałam z nich już dawno, ale myślałam, że będą one możliwe na dworze z pustym pęcherzem. Jest ciepło i wychodzimy na dwór na długo, znajduję zaciszne miejsce z trawką i ławeczką. Borys może poleżeć, ja mam gdzie siedzieć. Próbowałam ćwiczyć mu tylne łapy, ale Borys momentalnie zaczyna lizać podbrzusze, potem delikatnie choć stanowczo łapie zębami moją rękę nie życząc sobie ruszania łap. Ewidentnie odczuwa dyskomfort. W sumie to przyrząd do sikania i jego okolice liże bardzo często czyli coś mu tam dokucza.  

 

Dzisiejszy, popołudniowy spacer:

 

Svu3PwM.jpg?1

 

G2xUjc5.jpg?1

 

JJ8GpAL.jpg?1

 

NyxVh5T.jpg?1

 

nLCX9D2.jpg?1

 

Na zdjęciach raczej nie widać problemów o których piszę. Pokażę też filmik z próbkami chodzenia Borysa.

 

Próbowałam ponownie używać uprzęży na tylne łapy, które uszyła nam Taks i które tak świetnie Borysowi służyły. Teraz  - nie pasują. Gdy zakładam je Borysowi to momentalnie wiotczeją mu tylne łapy i muszę unosić mu tył. Myślałam nad uprzężą o której chyba pisze kora78:

http://www.firma-admiral.pl/nosid-o-du-e-max.html

Tylko czy będzie ona przydatna, trudno określić.

Link to comment
Share on other sites

Kajtek, mój tymczasowicz, panicznie boi się schodów, muszę go za każdym razem wnosić i znosić, ale on waży ok 6 kg

podziwiam wykrywko i życzę Ci dużo siły i zdrowia oraz wytrwałości, no i oczywiście Boryskowi też :)

Link to comment
Share on other sites

Wiotczeja z cwaniactwa pewnie.wie,ze już nie musi się starać.
Piękne zdjęcia,Borys zawsze z jęzor kijem, duży wysiłek to dla niego pewnie.
A on nie jest czasem za gruby?byłoby mu znacznie lżej. Jak się popatrzył na zdjęcia z 1 strony to całkiem inny pies.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

witaj wykrywko, rzadko piszę na wątku, ale bacznie śledzę co u Borysa. Podziwiam, zwłaszcza, że mój psiak miał gorsze dni..i nie wyobrażam sobie jak Ty dzień w dzień dajesz radę. 

Ja z moim chodzę teraz na lasery i magnetoterapię, o dziwo rezultaty były po pierwszym naświetlaniu.

Dosłownie chwilę temu znajoma spytała mnie czy słyszałam o IRAP..poczytałam i od razu pomyślałam o Borysie. Póki co jestem na stronie www.irap.pl . Być może Ty jesteś bardziej obcykana w takich tematach i słyszałaś o tym, wtedy przepraszam za zaśmiecanie wątku.

Pozdrawiamy serdecznie i dużo sił życzymy.

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Odkąd pojawił się temat eutanazji jest mi niezręcznie pisać na wątku. Dobrych wieści nie ma a gdy będę pisała o tych złych, to wyjdzie, że się skarżę a tego bym nie chciała. Jest to mój wybór wiec żalenie i płacz jest nie na miejscu.

Na początku maja byłam z Borysem w naszej lecznicy, z nadzieją, że znajdzie się coś co zadziała przeciwbólowo. Dostał na miejscu zastrzyk a do domu przyniosłam gromeloksin. Niestety - żadnej widocznej poprawy, za to po piątym dniu mega biegunka, mimo podawanych cały czas osłonówek wszelkiego rodzaju. Od tej pory nie byłam w lecznicy, nie widzę sensu. Borys nie dostaje żadnych medykamentów o działaniu przeciwzapalnym i przeciwbólowym. Słabnie z dnia na dzień, tylne łapki cały czas się rozjeżdżają, nie jest w stanie utrzymać się na stojąco, z chodzeniem tez ogromne trudności. Nasuwa się pytanie: na co czekam?  Czekam na pewność, że pożegnam Borysa nie z powodu mojej niewydolności fizycznej, nie dlatego, że dosyć mam zapachu obory w mieszkaniu, nie z powodu coraz częstszych pytań dlaczego tak pozwalam męczyć się psu i nie dlatego, bo uciążliwe i krępujące są dla mnie "widowiskowe" spacery. Chcę żeby jedynym powodem było dobro Borysa, żeby to jego stan był jedynym argumentem. Wczoraj myślałam, że nadchodzi ten moment, gdy Borys nie chciał wyjść na spacer, spojrzał tak wymownie, że nie trzeba słów, żeby zrozumieć co chciał przekazać: zostaw mnie, pozwól leżeć. Na spacer wyszłam tylko z Maksem, ale po powrocie, gdy zaczęłam szykować jedzenie Borysek wstał i ochoczo czekał na swoja pełną miskę. Apetyt, to chyba jedyne, co wciąż jest doskonałe.

Podczas wizyty w lecznicy zważyłam Borysa - 28 kilo czyli mniej niż zwykle, gdy waga oscylowała w granicach 30kg. Może wydawać się bardziej obły a to z powodu sylwetki, której nie jest w stanie wyprostować a może jednak przybyło mu tłuszczu, który zastąpił zanikające mięśnie a wiadomo, że waży mniej.

Arkadia_ temat irap przerabiałam jesienią ubiegłego roku, gdy lekarz prowadzący Borysa powiedział o tej metodzie leczenia. Jest to nowość a już wiadomo, że nie zawsze daje efekty, że trzeba zabieg powtarzać dlatego nie brałam go pod uwagę. Dosyć eksperymentowania. 

 

Link to comment
Share on other sites

wykrywko pisz jak tylko będziesz miała ochotę, nie znając przez nas Borysa czy nie widząc go w realu, możemy jedynie podtrzymywać na duchu i radzić, ale nie decydować czy komentować

 

Borys ma najlepszą opiekunkę jaką sobie mógł tylko wymarzyć, spędził, spędza i oby jak najdłużej spędzał, swój czas otoczony miłością i opieką, niezapominaj o tym,  cokolwiek się stanie uratowałaś mu życie, bo nie wiadomo co by było w schronisku za kratami

 

trzymam za Was bardzo mocno kciuki!

Link to comment
Share on other sites

Jakie to niewyobrażalnie trudne człowiek nie zdaje sobie sprawy. Co innego myśleć, mówić lub pisać, że jest się świadomym, przygotowanym na najgorsze a co innego, gdy stajemy przed faktem. Przekonałam się o tym w piątek. Na poranny spacer udało mi się wyprowadzić Borysa po wielu próbach i serdecznym zachęcaniu, ale wyszliśmy i wróciliśmy w miarę bez problemów. Śniadaniowa porcja tradycyjnie pochłonięta w mig. Niestety później Borys już nie chciał opuścić legowiska. Nie reagował, że Maks wychodzi na spacer, jego nie zmuszałam. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie reagował na nic. Był jakby w półśnie, chrapał chociaż oczy miał niedomknięte. I wtedy dotarło do mnie to, czego wcześniej nie czułam: ciężar odpowiedzialności, który przekraczał moją wytrzymałość, strach i rozpacz, poczułam tą różnicę między świadomością tego co nas czeka a rzeczywistością, która nadeszła. Spojrzenie zamglonych oczu Borysa nie pozostawiało złudzeń. byłam przekonana, że nadszedł czas pożegnania. Późnym popołudniem zadzwoniłam do schroniska, by poinformować o stanie Borysa i umówiłam się na osobistą rozmowę w sobotę. Borys jest przecież tylko moim tymczasem, wszelkie istotne decyzje pozostają w gestii schroniska. W nocy wyniosłam z synem Borysa na dwór, natomiast w sobotę rano już sam domagał się spaceru. Szok - dał radę z moją pomocą pokonać schody w obie strony, domagał się jedzenia. Jaka byłam szczęśliwa widząc go obecnego duchem i ciałem, że to najgorsze jeszcze nie teraz. 

W rozmowie z władzami schroniska otrzymałam pełne zrozumienie, obdarzona zostałam zaufaniem i bez innych dodatkowych formalności będę mogła podjąć tą ostateczna decyzję.  Przy okazji zaprosiłam do odwiedzin Borysa twierdząc, że już najwyższa pora na obiecaną wizytę. Poza tym wiem, że jednej z osób Borys jest wyjątkowo bliski i wzajemnie Borys był z tą osobą szczególnie związany. To Bartek, obecnie nie tylko wolontariusz, prezes IDZ. Już w sobotę chciałam napisać o tym wszystkich, ale obawy przed zapeszeniem były większe, tak bardzo nie chciałam, żeby lepsze samopoczucie Borysa się zmieniło. Niestety - w niedzielę od rana Borysa zaczęło męczyć rozwolnienie. Po drugim przypadku podałam stoperan, jedną tabletkę, widocznie za mało, bo nie pomogła. Najgorsze nastąpiło, gdy doszły silne torsje. Borys był bardzo niespokojny, wymiotował, sikał pod siebie i  wydalał luźne kupy. Nie nadążałam ze sprzątaniem, praniem wykładziny i myciem Borysa. Gdy jakoś to ogarnęłam, zadzwonił Bartek wyrażając ochotę na spotkanie. Moment nie najlepszy, ale może to jedyna okazja. Borys już trochę się wyciszył, leżał zmęczony, gdy usłyszał domofon. Ostatnio nie reagował na ten dźwięk, ale tym razem było inaczej. Podniósł się z legowiska, podszedł do drzwi i wydając charakterystyczne dźwięki świadczące o podnieceniu i radości czekał na gościa. To było niesamowite, jak czekał na Bartka, jak się ucieszył jego widokiem. Piękne i wzruszające. 

Dzisiaj jest "normalnie" - dajemy radę wyjść na spacer, Borys trochę chodzi, trocheje leży, żywo reaguje na znajomych domagając się zainteresowania i głaskania, problemy jelitowo żołądkowe odpuściły.  Życzę sobie, żeby tak było zawsze.

Link to comment
Share on other sites

Uff. Fotki porobione p.Bartkowi z Borysem na pamiątkę? To musiało być piękne spotkanie. Ja też się zawsze strasznie cieszę, jak spotykam swojego tymczasa dawnego, albo psa, któemu jakoś tam pomogłam kilka lat wcześniej. A jak pies się cieszy to dopiero moja radość. Bo jeden jest taki, który mnie olewa, traktuje, jak każdego miłego przechodnia. No, ale on nie wie, że ja go wyciągałam ze schroniska, udzielałam się na forum, szukałam kaski na jego hotel. Nie wie o tym, nie kojarzy mnie. Z kolei inny, niby też taki obcy, a jednak cieszył się, jak głupi, jak się spotkaliśmy 100km od domu mojego, a jego miejsca kadzi, schroniska. To dopiero było spotkanie. I dla takich chwil warto pomagać psom, pracować ze zwierzętaami. Pewnie p.Bartek też przeżył to spotkanie, rozumiem go :)

 

Podpisuję się pod postami powyższymi, Borys nie mógł trafić lepiej. Dobrze, że ds nie znalazł, Ty jesteś jego domem stałym i lepszego nie mógł mieć. Warto było mu czekać w schronisku. 

Link to comment
Share on other sites

Wstyd się przyznać, ale nie zrobiłam ani jednego zdjęcia ze spotkania, ba ... nawet o tym nie pomyślałam. Może dlatego, że byłam przejęta dolegliwościami Borysa i pochłonięta opanowaniem sytuacji. Sama jestem teraz zdziwiona. W sumie to obawiałam się tego spotkania, nie wiedziałam jaka będzie reakcja na widok psa ledwie trzymającego się na łapach kogoś, kto pamięta Borysa szalejącego za piłką, skaczącego przez przeszkody i szybującego po schroniskowym wybiegu, poza tym Borys był zmordowany wcześniejszymi przejściami i nie spodziewałam się, że opuści legowisko. Do tej pory jestem pod wrażeniem zachowania Borysa, tego, że on wiedział, kto idzie i kto za chwilę przekroczy próg mieszkania.

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...