Jump to content
Dogomania

Adoptowałam pieska ze schroniska i potrzebuję mentalnego wsparcia


zeldo

Recommended Posts

Dzień dobry, to mój pierwszy post na forum, choć nie pierwsza wizyta u Was. Obawiam się, że potrzebuję wsparcia... Nie chcę zanudzać Was całą historią, ale pisząc w skrócie: Kilka miesięcy temu przez przypadek zobaczyłam ogłoszenie pieska ze schroniska i choć w najbliższych latach nie planowałam podejmowania się opieki nad zwierzakiem (miałam ambitne plany życiowe) cos się we mnie uruchomiło i nie mogłam jej tak zostawić. Nie mogłam sama adoptować psinki (mieszkałam głównie za granicą, pracowałam w 3 różnych miastach i żyłam na walizkach) więc szukałam dla niej domu. Niestety różne ogłoszenia nic nie dały więc znalazłam pracę w Polsce, przeprowadziłam się i adoptowałam psinę. Mała jest u mnie od niecałego tygodnia, powoli się poznajemy i wyznaczamy reguły, ale niestety nie jest dobrze. Spodziewałam się różnych kłopotów ze zdrowiem, zważywszy na to, że suczka ma już około 7 lat i spędził w schronisku ponad 6 miesięcy, ale niestety okazało się, że jest naprawdę niedobrze. Wyczułam u Esme (tak ją nazwałam) guzy na listwie mlecznej. Udało nam się wczoraj wcisnąć na konsultację do doktora Jagielskiego i wiemy, że guzów jest aż 8 :( Niestety z uwagi na to, że była w sierpniu sterylizowana, a obecnie ma też inne kłopoty ze zdrowiem (wyłysienia ze zmianami skóry - czekam na wyniki badań; podejrzenie choroby układu moczowego - popuszcza trochę w domu i posikuje partiami na spacerach, tak po troszeczku, nawet pierwsze poranne oddawanie moczu jest skąpe i składa się z 3-5 posikiwań; do tego świąd, zgrubienia w różnych miejscach, łzawienie i katar oraz zły stan zębów) musimy czekać z zabiegiem. Mamy leczyć inne rzeczy i zgłosić się za miesiąc - wtedy dopiero zrobią jej RTG i sprawdzą czy nie ma przerzutów, a do tego inne badania i jeśli będzie się kwalifikowała na zabieg (oby tak było!) czeka ją wycięcie chyba wszystkich sutków (1 albo 2 zabiegi). Jest mi jej tak bardzo szkoda, widzę jak powoli zaczyna cieszyć się życiem, jak lubi spacery, szaleje z zabawkami i jak się otwiera przede mną i daje poznać. Czuję się bezsilna i przerażona. Staram się ją traktować jakby nic się nie działo i myśleć optymistycznie. Szkolę ją i wychowuję, wyznaczam też zasady i szukam dobrej karmy (różnie reaguje na jedzenie, ma sporo gazów i bulgotów w brzuchu po wszystkim), a do tego staram się zanadto nie uzależniać od siebie, co przychodzi mi z trudem. Ona pokazał mi za to np., że umie aportować :) Pewnie gdyby nie to, że mam ogólnie kiepski okres życiowy, dałabym sobie jakoś radę i po prostu starała się cieszyć tym, że mogę Esme dać lepsze życie i dobrą opiekę weterynaryjną, której nie miałaby w schronisku, ale niestety tak się składa, że psują się chyba wszystkie sfery mojego życia i po prostu jestem u progu załamania ze stresu. Dopiero od tygodnia mieszkam w Warszawie i nie mam tu żadnych bliskich ludzi (mam kilku znajomych, ale nie jestem w stanie się z nimi spotykać, bo musiałabym udawać, że mam się dobrze i wszystko jest ok), w nowej pracy mi się za bardzo nie układa, w rodzinie się nie układa, niespodziewane wysokie wydatki weterynaryjne znacznie mnie obciążyły, a do tego jestem tuż przed obroną doktoratu i powinnam tylko siedzieć i się uczyć, a nie dość, że od 2 tygodni nie mogę ustalić terminów egzaminów doktorskich (jest to trudne, bo mieszkam kilkaset kilometrów od mojej uczelni, a profesorowie mi nie odpisują), to jeszcze w każdej chwili mogę dostać drugą recenzję rozprawy i wyznaczą mi termin ostatniego egzaminu i obrony, a na naukę nie mam już ani czasu, ani sił. Poza tym nie wiem, na kiedy zapisać Esme na następną wizytę u doktora Jagielskiego (powinnam to zrobić jak najszybciej, bo potem nie ma terminów), bo nie znam terminu obrony (po prostu mi ją wyznaczą i nie będę miała wpływu na dzień ani godzinę). Nie mówiąc już o tym, że nie wiem, jak dam sobie radę z pracą i opieką nad Esme po zabiegu - nikt niestety nie da mi urlopu na opiekę nad psem, a obawiam się, że zabiegi pochłoną resztę moich oszczędności i na petsittera nie będzie mnie już stać. No to pomarudziłam ;) Wiem, że mam teraz chwilowe załamanie, bo zmagam się z tym wszystkim sama i jeśli coś się poprawi, to łatwiej mi będzie radzić sobie z resztą. Patrzę teraz na Esme machającą do mnie radośnie ogonkiem i chce mi się płakać, jak myślę o tym, co ją czeka :( Czy ktoś z Was słyszał a ogóle o tym, aby piesek z aż 8 guzami na sutkach przeżył?

Link to comment
Share on other sites

Witaj :) Sama adoptowałam ASTa, pięciolatka, po 1,5-rocznym pobycie w przytulisku. Poza tym, że był psem po przejściach - lękliwym (ofiara przemocy :( ), nieco zdystansowanym i nieufnym do obcych, pod wzgl. zdrowotnym - "tylko" psem z nietolerancją pokarmową, objawiającą się wyłysieniami, paskudnymi wrzodami i delikatnym przewodem pokarmowym (po jakimś czasie sprzątanie wymiotów, było dla mnie jak podniesienie paprocha z podłogi ;) ). Potrzebowaliśmy czasu (my i on), by wyprostować mu nieco psychikę i podleczyć, ale teraz jest moim Słonkiem i rudym "synkiem". Przeszłość, cały ten dość trudny okres, traktuję jako cenny czas nauki (szczególnie mojej) i nawiązywania cudownej przyjaźni :) (żeby nie powiedzieć miłości ;) ) Co do posikiwania: moja 7,5-letnia pitka cierpi na posterylkowe nietrzymanie moczy, więc znam ten "ból"; na lekach jest dobrze, ale są okresy (2-3 razy w roku), że potrzebuje pieluchy. Może w przypadku twojej suni to nic powaznego? Mogę tylko wesprzeć psychicznie i trzymać kciuki, za Ciebie i Esmę, wiedzą nie pomogę, niestety. Chętnie pomogłabym osobiście, gdybym była z Wa-wy. Wierzę jednak, że dasz radę :) z opisu wynika, że twarda babeczka jesteś :)
Co do pytania: "Czy ktoś z Was słyszał a ogóle o tym, aby piesek z aż 8 guzami na sutkach przeżył?" to w rewelacyjnej Fundacji AST są takie suczki po mastektomii. Tak na szybko:
- Beza [URL]http://www.fundacja-ast.pl/pl/adopcje/psy-fundacyjne/477-beza[/URL]
- Sigma [URL]http://www.fundacja-ast.pl/pl/adopcje/psy-fundacyjne/517-sigma[/URL]
- Arta vel Parapet [URL]http://www.amstaff-pitbull.eu/viewtopic.php?f=71&t=6203&start=40[/URL]
- Kasta [URL]http://www.fundacja-ast.pl/forum/viewtopic.php?f=12&t=365&sid=bb25430c923954548f4054baa130ef82[/URL]
Może ludzie od ASTów Tobie coś podpowiedzą? Jak widać troszkę takich problematycznych pannic się u nich przewinęło, a śmigają dzisiaj, jak nówki sztuki, :)

Edited by agnieszka.s
Link to comment
Share on other sites

Hej, przez to że nie masz wpływu na rozwój wydarzeń, w których liczy się czas, domyślam się że musisz czuć się fatalnie. Sama miałam niedawno taką sytuację, że wiele rzeczy się nazbierało - pisanie pracy lic w jeden miesiąc, obrona, choroba psa (drapał się stale, aż do krwi, byliśmy u dwóch lekarzy i nic nie pomagało), sprawy związkowe i przyjaźniowe - wszystko na raz, choć na pewno moja sytuacja nie była choćby w ułamku tak trudna jak Twoja - przeprowadzka do innego kraju, nowa praca, adopcja psa, naprawdę dużo nowych okoliczności jak na jedną osobę. Jeśli chciałabyś się umówić na spacer czy coś to zapraszam. Poza tym niedługo będziemy organizować z psimi blogerkami spacer dogtrekkingowy po Lesie Kabackim - dużo nowych buziek, można pogadać:)

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...