Jump to content
Dogomania

Galeria białasa argentyńskiego Bazyla :) Oraz Meli nieogara ;)


maciaszek

Recommended Posts

Maciaszku, piekna jest. A będzie wspaniala, gdy sie otworzy.

Co do parowek- Koks nie ruszy. Pasztet uwielbia. Wszystkich komend uczylam na pasztet. Najzdolniejszy na szkoleniu byl na tym pasztecie. Bez pasztetu gorzej...

Co do dywanika- kolezanki pies sikal na gazete. Tak go nauczyla jak byl szczeniakiem. I później musiala wychodzic na spacer z gazeta, i mu ta prasę na trawniku rozkladac, bo bez gazety nie sikal i juz. Moze naucz na dywanik, później schowaj i zabieraj tylko na spaceru. Jeśli nie duży....

Link to comment
Share on other sites

Melu, jeszcze nie wiesz, jaką jesteś szczęściarą... ;)  Wszystkiego dobrego we własnym Domku.  :wub:

Ale fajnie, Maciaszku. :D

Mela jest piękna. Trzeba jej trochę czasu na wszystko...

Przeczytałam te piękne wieści dwie godziny temu i chciałam napisac o sikaniu w domu... 

Hmm... Chyba jednak to zrobię, chociaż pewnie wyda się to śmieszne. Ale to nieważne, skoro doradził mi kiedyś, kiedyś psiarz z osiedla i pomagało... Potem mówiłam to Innym... 

Takie sikanie w mieszkaniu zaliczałam po każdym przywiezieniu psiaka ze schronu.  Pocieszałam się, ze ponieważ brałam do domu dorosłego psa to i tak ominęło mnie szczeniaczkowe sisusianie. ;)

Maciaszku... Jak Mela nasiusia, umocz kawałki papieru toaletowego, wsadź do torebki i... porozrzucaj na trasie Waszych osiedlowych spacerów. To samo robi się z koopami, ale z tego, co piszesz, Melania nie ma z tym problemu.

Nie wiem, co pies sobie potem myśli... I czy w ogóle się zastanawia, "skąd to się tu wzięło"... Ale swój zapach poczuje w nowym dla niego otoczeniu. I to zadziała.

Tylko może niech tej akcji nikt nie widzi, bo teraz to raczej się "zbiera"... 

Zresztą siusianie w domu i tak się naturalnie skończy i wszystko będzie jak Pan Bóg przykazał... :)

Moja sunia, jak widac w awatarku, nie ma w sobie nic z gończego, ale też jest psem "wiecznie węszącym". Też mnie to na początku fascynowało.

U weta mam to samo... Histeria i wrzask na całe osiedle. A przy próbie ucieczki siły ma jak pies ważący nie 9, a 40 kg. 

Niektórzy weci mają sposób "na smakołyk" za każdą wizytą.. Potem pies leci jak szalony do lecznicy. Na Moją to nie podziałało...

Przepraszam za ten długi poranny post.

Maciaszku, bardzo się cieszę, że Mela jest z Wami. :)

Trzymam kciuki za wszystko. 

Link to comment
Share on other sites

Kasiu, tak jak Ci mówiłam, piszę bo może któryś wolontariusz pamięta imię i wtedy można dojść do opiekunów i zapytać się czy sunia oduczyła się sikania. 

Bardzo długo była w schronisku i od początku pobytu sikała wyłącznie w boksie i najchętniej na jakieś szmatki. Bardzo się martwiliśmy jak szła na akcję bo na dworze potrafiła nie sikać przez cała akcję a mieliśmy wówczas wyjścia o 9 i powrót o 18...

Poszła do domu jednorodzinnego, niestety nie załatwiała się na dworze, przez parę miesięcy kontaktowaliśmy się z opiekunami, którzy zrobili jej budę i ona załatwiała się - tylko siku, w budzie na szmaty, które potem wyrzucali. Najpierw miała konsultacje behawioralne ale kiedy jeszcze mieli z nami kontakt nic się nie zmieniło. Gdybyśmy przypomnieli sobie imię to mamy rejestr i można do nich zadzwonić. 

 

Co do moich tymczasów to na kilkadziesiąt były tez i takie, które lubiły sobie siknąć w domu, większości to przeszło, ale parę mam takich którym to zostało, ale opiekunowie dają im podkłady i tam sikają, A wiesz, że ja mam bzika na punkcie małych psów i każdy poniżej 10 kg budzi u mnie chęć opieki... Więc i kałuże u takich są zdecydowanie mniejsze.

 

Niedaleko szukając moja tymczasowiczka Iga, która się ostała na stałe tez sika. Bacznie ją zawsze obserwujemy, bo ona tylko posikuje w domu i nie lubi sikać na podłogę, tylko w grę wchodzą dywaniki. W domu w Katowicach rozwiązanie było proste - pozbyć się dywanów i to poskutkowało, niestety teraz dostaliśmy piękny dywan od kuzyna i parę razy już został posikany. Ma też zakaz wstępu na "pokoje" w domu mamy, która jak Iga przychodzi patrzy wzrokiem sępa czy Iga nie sika jej na dywan...

W Słopnicach w dużym pokoju (salooon....) mamy bardzo zniszczona podłogę i trochę byłam nie raz zła, bo pomimo że ma otwarte drzwi na ogród to jak nie obserwować jej to idzie na dywan, który co prawda jest stary (z odzysku od znajomych) ale go porządnie wyprałam i podoba mi się, nie mogę go zdjąć bo tam nie wymienialiśmy podłogi i są szczeliny.

 

U Igi jest proste rozwiązanie bo sika tez na dworze, po prostu zlikwidować dywan, bo na podłogę ona nie lubi sikać. 

 

Może jakiemuś wolontariuszowi przypomni się średniej wielkości suczka, która nie sikała nigdy na dworze!

Link to comment
Share on other sites

99% psów ma w instynkcie załatwianie się na dworze, siusianie żeby zaznaczyć "ja tu byłem...", inna sytuacja jest tez z nauką szczeniaka. Nauka psiaka, któremu zdarza się nasiusiać w domu jest inna niż w przypadku suni, która poza domem nie chce sikać. Z tego co pamiętam nawet chodzenie do "upadłego" nie powodowało chęci sikania na dworze. Uważam, że powinnaś zadzwonić do Beaty Leszczyńskiej, żeby od razu zapytać co masz robić.,  Na pewno wszystkie rady typu wynieść dywanik są dobre, bo wydają się najlogiczniejsze i każda z nas w ten sposób uczyła swoich podopiecznych, szczególnie szczeniaki, ale jak Mela nawet na długim spacerze nie zaznaczy choćby kropelką terenu świadczy o niesamowitym stresie i przynajmniej na początek powinna dostać środek, który pomoże w produkcji serotoniny, np. 5htp. Tylko czy to nie jest zbyt słabe w przypadku Meli. Są teraz typowo psie środki antystresowe i ja osobiście podałbym je bez wahania. bo każdemu psu ze schroniska starłam się podawać 5htp, bo żaden pies ze schroniska nie jest wolny od stresu. Ale mimo to uważam, że powinnaś zadzwonić do Beaty. 

 

PS

 

Mela jest śliczna i kłapoucha i podobna do jamnika!

Zacałowałabym jej nosek i fafle i uszyska!

Link to comment
Share on other sites

Dzięki za wszystkie wpisy. Miło mi, że Melka Wam się podoba :)

Dzięki również za rady.

 

Dywanik niestety nie jest mały, a do tego dość sztywny. Bo to w zasadzie kawałek wykładziny jest ;) Nieporęczne do noszenia. Ale jak trzeba będzie... ;) Na razie wywędrowal przed drzwi wejściowe, na korytarz. Zobaczymy co się wydarzy. Pewnie naleje na podłogę... Straciłam już nadzieję.

 

Sposob z papierem toaletowym wypróbuję, dzięki :)

 

Na spacerach Mela wygląda na zrelaksowaną. Ogon machający, krok sprężysty, tu sobie wąchnie tam sobie wąchnie, trochę pobiega na długiej lince, cieszy się. Ale może to tylko pozory? No bo dlaczego nie sika? Nawet kropelki? Tak, ja piszesz soboz, to pewnie jest mega stres. Ona się bezpiecznie czuje w domu. I tu sika. Na zewnątrz w ogóle jej to nie interesuje. W domu co prawda sika dopiero wtedy, gdy pęcherz mocno zapełniony. Raz na 18-20 godzin. I to też pewnie tylko dzięki lekom. No ale tutaj sika, na zewnątrz nic a nic.

Kupalona robi też tylko raz na dobę i też chyba dlatego, że już musi, nie może się powstrzymywać. Tak to przynajmniej wygląda.

 

Rozważałam kontakt z Beatą Leszczyńską. Jak nic się nie zmieni, będę do niej dzwonić po weekendzie.

 

Leki antystresowe dostaje. Konkretnie Zylkene. Ale nie wiem czy to działa.

 

Zaczynam być nieco załamana.

Problemy z sikaniem - to raz.

Strach przed burzą (co wyszło przed chwilą) - to dwa. Burza była daleko, lekkie pomruki, a ona kręciła się niespokojnie, szukała ciasnego miejsca do schowania się, drapała legowisko/wykładzinę/łóżko, dyszała. Aż boję się pomyśleć co będzie jak burza będzie się przetaczać nad Katowicami :( Zawału dostanie albo zadyszy się na śmierć :(

Histeryzowanie u weta i histeryzowanie w domu, gdy cokolowiek jej się robi - to trzy. A teraz musiałam codziennie czyścić jej i zakraplać uszy (stan zapalny). Z dnia na dzień było gorzej, coraz większa panika. Wije się jak wąż, na nic nie reaguje, myśli tylko o tym, by uciec. Na szczęscie dziś był ostatni raz. Ale niestety takie uszne atrakcje pewnie będą się powtarzały.

Po zupelnie bezproblemowym (co ogromnie mnie uradowało) kilkukrotnym samotnym zostawaniu w domu (na krótki czas - max 40 minut), od dzisiaj zaczęła cyrkować, gdy wychodzę - to cztery. Wygląda na to, że się ze mną zżyła (to co będzie dalej?!) i teraz gdy sobie idę to niucha pod drzwiami, drapie (delikatnie) i piszczy, pojękuje. Gdy wyszłam dziś do schronu, to skomlała przez pół godziny (będąc w domu z TZtem). Po południu, w ramach cwiczeń, zafundowałam jej kilka krótkich wyjść (na minutę, dwie), bez pożegnań, bez powitań. Po trzecim było trochę lepiej, ale nie była zupełnie sama (był TZ). Jutro porobię kolejne ćwiczenia-próby. Jutro będzie zupełnie sama. Nie wiem co dalej. Teraz mam urlop, ale niebawem wracam do pracy. Będzie musiała zostawać sama na 8 godzin i radzić sobie w tym czasie z różnymi sprawami (np. burzą...).

 

Taka fajna Mela, a problemy zaczynają się mnożyć :( Co jeszcze się okaże? Naprawdę już wystarczy, aaaaa.

Wygląda na to, że trafił nam się dość lękliwy/stresujący się pies. I to mnie zaczyna przerażać. Wiem, że psiak ze schroniska to mogą być kłopoty. Zresztą przecież pisałam tutaj o tym, snując rozważania jakiego psa wziąć. Bałam się tego. No i mam. I teraz dopiero się boję... Raz, że nie mam doświadczenia, Bazylek był zupełnie inny. Dwa, że nie mam siły, tak ogólnie życiowo. Już samo to sikanie mi wystarczy do prostowania, a tutaj kolejne rzeczy do ogarnięcia wyskakują, jakby wreszcie coś nie mogło pójść dobrze. #_#($%&*$&_$!@$&%#)*#($&!!! Trzy, że nie umiem się z nią porozumieć, nie wiem od czego zacząć naukę podstawowych rzeczy (reagowania na przywołanie, "masz", "zostań", "nie wolno", "zejdź", itp.), chaos jakiś się wkrada, marny ze mnie szkoleniowiec.

Link to comment
Share on other sites

Strach przed burzą...

Maciaszku, jak się ma psa, co się burzy nie boi, to potem przy następnym można się "rozczarowac". ;)

A ten strach to u psów normalka. Gdy Mela uzna Twój Dom za swój, za azyl, będzie lepiej. Ona jest na razie w obcym miejscu...

Jak się ma kilka psów w życiu, to wiadomo, że nigdy nie wolno porównywac. Każdy pies jest inny. Aż głupio to pisac, bo to oczywiste.

Ale można robic podświadomie błąd.  Ludzie się jeszcze bardziej róźnią... ;)

Maciaszku, potrzeba Wam czasu i cierpliwości. Nauczycie się siebie nawzajem.

Mela musi zaufac i zrozumiec zmianę, która nastąpiła w jej życiu...

Dobrej niedzieli dla Was. :)

Link to comment
Share on other sites

Co do burzy- nie tul,nie glaskaj, nie wolaj. Rob cos np. w kuchni, obojetnie. Albo baw sie z nią pileczka, sznurkiem- dla odwrócenia uwagi. Jak ona zobaczy , ze sie nie boisz to przestanie. No, polubić raczej nie polubi, ale moze sie nie zazieje...(Koks akurat lubi, dopoki nie pada)

Co do uszu- i tak masz lekko. Ja do takich czynności musze kaganiec zakladac. A o kroplach do oczu mogę zapomnieć - nie utrzymam psa, nawet w 2 osoby.

Czasem psy "od szczeniaka" bojasue burzy i nic nie zrobisz. Sąsiedzi maja- duży mieszaniec owczarka z haskim, kojcowy. Jak jest burza- wpuszczają go do domu, aon leci do piwnicy. Takiej bez okna. I placze.

Link to comment
Share on other sites

Kasiu, burza to nie problem. To niedogodność, ale na szczęście burze częste nie są.

 

Dla mnie problemem psów ze schroniska jest jedynie i aż lek separacyjny, no i może czasami agresja, ale ta jest bardzo rzadko, powiedziałabym że sporadycznie, więc to raczej marginalny problem. Na tyle psów, jakie znam z lekiem separacyjnym tylko mniej niż 10 poradziło sobie z nim. A to jest bardzo przygnębiające. Rozmawiałam nie raz z Beatą dlaczego coraz więcej psów ma taki lęk, uważa się, że to z powodu słabego systemu nerwowego i że może być dziedziczne, ale dlaczego lek separacyjny objawia się dopiero po porzuceniu???

 

Ja jestem osobą bardzo mało konsekwentną i rozpieszczającą psy na zabój, do szkolenia się kompletnie nie nadaję ale wiem, że Ty mając Bazyla świetnie sobie radziłaś, więc problem braku konsekwencji u Ciebie odpada, a to mam nadzieję spowoduje, że sobie poradzisz. 

 

Pomyśl jaka to nadzieja i jednocześnie podręcznik szkoleniowy Twoje przeżycia z Melą, opisywane krok po kroku!

 

Dla mnie w Twojej teraźniejszej pracy najważniejsze jest poradzenie sobie z problemem zostawania w domu, ja zawsze i bezwzględnie doradzam, żeby w tym samym dniu w którym adoptowało się psa wyjść z domu przynajmniej parę razy na parę minut. To powoduje, że pies wiem od samego początku, że ma zostawać sam. Bardzo tego przestrzegałam w tymczasach, choć oczywiście miałam i takie które jak zamykałam drzwi w pokoju robiły dzikie wrzaski.

 

Powinnaś skupić się teraz na zastawaniu Meli samej w domu, bo z sikaniem i tak niewiele wskórasz jak na razie, trzeba czekać i regularnie wychodzić.

 

Na pocieszenie z własnego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że miłość Roksi (kupionej od hodowcy i wychowanej od szczeniaka) nie da się porównać z przywiązaniem Viki czy Igi. Wszystkie psy ze schroniska są tak bardzo przywiązane i tak to okazują, że aż się łezka w oku kręci.

 

W piątek odwiedziła mnie Misia, którą wyadoptowałam 4 lata temu. Na początku też skomlała, drapała i popiskiwała jak zostawała sama, na szczęście nie szczekała. Jej wystarczyło pozostawienie włączonego radia i światła w pokoju. Musiała mieć tez otwarte wszystkie pomieszczenia, na szczęście nic nie niszczyła, uwielbia tylko do dziś rozpruwać pluszakami… 

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Pewnie bez porady specjalisty się nie obejdzie .

 

Co do burzy , nie zmieni sie , dojdą zapewne fajerwerki :/ .....to juz się nie zmieni na bank , przechodziłam z Harleyem , już współczuję

 

seperacyjny stres , nie wiem czy pamiętasz jeszcze bandoga Clockworka od Magdy Klockowej z Jastrzębia , tego czarnucha ... to była tragedia jak oni wychodzili z domu , nawet jak zostawał ze mną czy siostrą Pawła czy Magdy , było bieganie po mieszkaniu , dlatego też wszędzie z nimi jeździła jak juz musieli go zostawić to wszystkich ten stres zjadała :(

Mam nadzieję , ze chociaż z sikaniem wyjdziecie na prostą , zaciskam kciukasy , bo dziewuszka śliczna

Link to comment
Share on other sites

Z wszystkim sobie poradzicie Maciaszku.

To dopiero kilka dni.

Mały zestresowany piesek, w którego życiu tyle się wydarzyło.

I Wy, pełni dobrych myśli i uczuć, ale też niespokojni.

 

Pewnie sama to wiesz, ale najgorsze co możesz zrobić, to porównywać Melę do Bazyla.

To inna psia historia. Inne myśli i uczucia.

Inne lęki, potrzeby. Inne radości i wzruszenia.

Ale zazdroszczę Wam tego poznawania się.

Tego początku, kiedy tak dużo jest niewiadomych, tyle zagadek, niespokojności,

za jednocześnie to jest ten czas porównywalny do pierwszego zakochania się ;)

Trochę zwariowany. Ciesz się nim i wykorzystajcie go jak najlepiej.

 

Pomyśl, że jeżeli Ty stresujesz się niesikaniem, popiskiwaniem i lękami Meli,

to co dzieje się w jej głowie?

Ona rozumie jeszcze mniej. Jest jeszcze bardziej zagubiona.

A z drugiej strony - kiedy ona Ciebie pokocha, to tego uczucia nikt i nic nie zmieni.

Nigdy.

 

Z takim niesikaniem miałam do czynienia z Reksiem.

Przygarnęliśmy go 24 października a pierwszy raz wysikał się na dworze przed Wigilią Bożego Narodzenia.

Czasami wytrzymywał godzinny spacer ( miał dwa miesiące a pogoda listopadowa, więc było ciężko) a potem z ulgą sikał w domu.

Co prawda na gazety w kuchni, bo bardzo szybko zaczął się załatwiać tylko w jednym miejscu, cóż z tego, skoro na zewnątrz ani kropelki.

Chodziłam oczywiście z tymi obsikanymi w mieszkaniu gazetami i podkładałam pod nos, stawiałam na nich, kładłam je pod drzewami - nic.

I potem wydarzył się "cud", bo spotkaliśmy Urwiskę, z którą Reksio się zaczął bawić, spacer się przedłużał, w trakcie gonitwy widocznie już faktycznie nie mógł wytrzymać i w końcu przycupnął i...poleciało! Dostał tyle całusów i tyle pochwał i został tak wyściskany i nakarmiony smakołykami, że sam wpadł w szał radości i kręcił piruety. I potem już "poszło". I od tamtej pory sikał wszędzie - i w domu i na dworze ;);)

 

Z lękiem separacyjnym też sobie poradziliśmy, mimo, że popełniłam błąd o którym napisała Soboz - to znaczy ja zrobiłam odwrotnie :(

Zamiast zostawiać go od pierwszego dnia choć na kilka minut, chciałam ten pierwszy czas się nacieszyć i zrekompensować mu schronisko.

Teraz wiem, że to błąd, Ty to wiesz o wiele lepiej - dacie radę. Mogę tylko napisać, że kiedy już Reksiowy problem z zostawianiem w domu stal się nie do zniesienia pomogło: włączone radio, lampka i smakołyki porozrzucane po mieszkaniu w rękawiczkach i skarpetkach.

No i bez pożegnań.

(Ten zestaw  - lampka, radio, smakołyki - pozostał do dzisiaj :))

 

Uściskaj Melę.

I głowa do góry!

I przepraszam za taki długi post.

Link to comment
Share on other sites

Strach przed burzą...

Maciaszku, jak się ma psa, co się burzy nie boi, to potem przy następnym można się "rozczarowac". ;)

A ten strach to u psów normalka. Gdy Mela uzna Twój Dom za swój, za azyl, będzie lepiej. Ona jest na razie w obcym miejscu...

Jak się ma kilka psów w życiu, to wiadomo, że nigdy nie wolno porównywac. Każdy pies jest inny. Aż głupio to pisac, bo to oczywiste.

Ale można robic podświadomie błąd.  Ludzie się jeszcze bardziej róźnią... ;)

Maciaszku, potrzeba Wam czasu i cierpliwości. Nauczycie się siebie nawzajem.

 

Z tą cierpliwością to u mnie zawsze było słabo...

 

Wiem, że nie powinno się robić porównań. Ale one same się nasuwają. Zwłaszcza gdy z Bazylkiem takich problemów nie było (co wiele ułatwiało). Były co prawda inne... ale z tamtymi wiedziałam jak sobie radzić. Tu czuję się bezradna :( Od lat siedzę w psich sprawach, sporo czytałam, niby wiele wiem, ale jak przychodzi co do czego to jestem jak dziecko we mgle. Miotam się i nie wiem co i jak robić.

 

Dobrej niedzieli dla Was. :)

 

Dziękujemy :) Wzajemnie!

 

Co do burzy- nie tul,nie glaskaj, nie wolaj. Rob cos np. w kuchni, obojetnie. Albo baw sie z nią pileczka, sznurkiem- dla odwrócenia uwagi. Jak ona zobaczy , ze sie nie boisz to przestanie. No, polubić raczej nie polubi, ale moze sie nie zazieje...(Koks akurat lubi, dopoki nie pada)

 

Nie tuliłam, nie głaskałam, nie wołałam. Zachowywałam się jak gdyby nigdy nic. Nie pomogło, ani trochę.

O zabawie można wtedy zapomnieć, bo w trybie strachu Mela na nic nie zwraca uwagi.

Co ciekawe burzę, która przechodziła bokiem w ciągu dnia olała. Była wtedy z TZtem. Więc to może ja na nią działam jakoś stresogennie? A może o jakieś inne czynniki chodziło? Że dzień, że hałas ogólnie większy i burza była tylko dodatkowym elementem, a w nocy była na pierwszym planie? Że telewizor był włączony? Że leżała z TZtem na łóżku? Nie wiem...

 

Co do uszu- i tak masz lekko. Ja do takich czynności musze kaganiec zakladac. A o kroplach do oczu mogę zapomnieć - nie utrzymam psa, nawet w 2 osoby.

 

 

O matko, nie zazdroszczę, I mam nadzieję, że to mnie ominie.

 


Ja jestem osobą bardzo mało konsekwentną i rozpieszczającą psy na zabój, do szkolenia się kompletnie nie nadaję ale wiem, że Ty mając Bazyla świetnie sobie radziłaś, więc problem braku konsekwencji u Ciebie odpada, a to mam nadzieję spowoduje, że sobie poradzisz. 

 

No niestety ja też nie bardzo się do szkolenia nadaję... Z Bazylem sobie radziłam i byłam konsekwentna, ale on po pierwsze reagował na moje nakazy, prośby i groźby (i tak było od samego początku), a po drugie te nasze problemy były znacznie prostsze. Tam gdzie się np. nakręcał (widząc kota) to moje szkolenie leżało i kwiczało. Nie jestem dobra w te klocki. Może dlatego też te kłopoty z Melą mnie przerażają, bo nie wiem co i jak robić. Żeby było dobrze, żeby nie pogorszyć sprawy, żeby dopasować metodę do psa.
 

Dla mnie w Twojej teraźniejszej pracy najważniejsze jest poradzenie sobie z problemem zostawania w domu, ja zawsze i bezwzględnie doradzam, żeby w tym samym dniu w którym adoptowało się psa wyjść z domu przynajmniej parę razy na parę minut. To powoduje, że pies wiem od samego początku, że ma zostawać sam. Bardzo tego przestrzegałam w tymczasach, choć oczywiście miałam i takie które jak zamykałam drzwi w pokoju robiły dzikie wrzaski.

 

Powinnaś skupić się teraz na zastawaniu Meli samej w domu, bo z sikaniem i tak niewiele wskórasz jak na razie, trzeba czekać i regularnie wychodzić.

 

Dziś zostawiłam ją samą 2 razy, na krótko, kilka minut. Zostawiłam jej kong (żeby kojarzyła moje wyjścia z czymś miłym), powiedziałam, że wrócę, nie żegnałam się. Próbowała wyjść ze mną na korytarz. Potem drapała w drzwi, piszczała. Ale krótko, odpukać. Wracałam jak była cisza. Nie witałam się, zachowywałam się jak gdyby nigdy nic. Skakała, cieszyła się, a ja nic. Dopiero jak się uspokoiła to się z nią przywitałam. I niby wszystko tak, jak być powinno, ale niestety nie działa dobrze, bo ona to moje ignorowanie jej, w takich sytuacjach, odbiera bardzo źle. Na nasz ludzki język przekładając, zachowuje się jakbym ją odrzuciła. Wycofała się, zaczęła się izolować. Tak, jak pierwszego dnia. Nie narzuca się, udaje, że jej nie ma. No i co tu robić? Jak postępować?!

 

Pewnie bez porady specjalisty się nie obejdzie .

 

Tez tak myślę. Chciałabym, żeby ktoś mi powiedział co i jak mam robić. Nie tylko, żeby rozwiązać niektóre problemy, ale żeby Mela czuła się komfortowo, żeby się nie stresowała.

Powinnam ją brać w nieznane miejsca (np. do mojej siostry), żeby się przyzwyczajała, a nie w domu "okopywała" czy nie, lepiej jej nie stresować? Powinnam uregulować spacery, 3 razy dziennie, i chrzanić sikanie czy wychodzić często i krótko, licząc na to że zaskoczy? Powinnam okazywać dużo uczucia czy raczej ignorować i zostawić ją samej sobie? Wiele takich pytań mam i kompletnie nie wiem co robić.

 

Co do burzy , nie zmieni sie , dojdą zapewne fajerwerki :/ .....to juz się nie zmieni na bank , przechodziłam z Harleyem , już współczuję

 

 

Toś mnie pocieszyła ;)

 

Mam nadzieję , ze chociaż z sikaniem wyjdziecie na prostą , zaciskam kciukasy , bo dziewuszka śliczna

 

 

Dziękuję.

Na razie jest tak jak przewidziałam. Wyjście dywanika z domu niczego nie zmieniło. Nasikała w tym samym miejscu, na podłogę.

Trzymała 23 godziny. Dałam jej rano lek, zabrałam na długi spacer. Nic. W domu zaczęła się kręcić, popiskiwać i biegać do swojej "sikalni". Szybko zgarnęłam na zewnątrz. Nic. Po powrocie od razu, z piszczeniem, pobiegła do sikalni i już nie zdążyłam zareagować, bo błyskawicznie przykucnęła i zaczęła lać. Próba przerwania jej nic nie dała. Po wysikaniu się, szał radości. Próbowała mnie zaczepiać, zignorowałam. Odczekałam chwilę i starłam siuśki, bez ekscytacji. Przy okazji namoczyłam papier toaletowy. Będę rozrzucać na trasie spacerowej. Może jakiś cud się zdarzy?

Mam takie poczucie, że każde jej lanie w domu coraz bardziej oddala nas od sukcesu sikania na zewnątrz. :(

Może gdyby udało mi się nie pozwolić jej kucnąć i zgarnąć ją na zewnątrz to by się udało? Choć wątpię. Bo raz, że to było tak błyskawicznie, że nie miałam szans na zapobieżenie. A dwa, że jak ona wychodzi na zewnątrz to włącza jej się tryb "spacer, zero sikania".

Może ona mieszkała w kojcu i tam lała, a była wypuszczana do ogrodu, gdzie sikać jej nie wolno było? I teraz nasz dom traktuje jak kojec, a wszystko poza jak ogród? Cholera wie...

Tylko co tu robić?

Link to comment
Share on other sites

niestety przy lęku separcyjnym zalecany jest "zimny" chów. Jak dla mnie bardzo trudny do realizacji. Roksię pomimo, że rasowa wolałam wysterylizować, niż zastosować zero czułości przy ciążach urojonych. Ale może nasza zbytnia czułość powoduje u psów lęki?

Link to comment
Share on other sites

Muszę Ci Jaszo odpowiedzieć osobno, bo dogo nie lubi zbyt wielu cytatów w jednym poście ;)

 

Z wszystkim sobie poradzicie Maciaszku.

To dopiero kilka dni.

 

Też się tak pocieszam, ale marnie mi to idzie ;)

 

Pomyśl, że jeżeli Ty stresujesz się niesikaniem, popiskiwaniem i lękami Meli, to co dzieje się w jej głowie?

Ona rozumie jeszcze mniej. Jest jeszcze bardziej zagubiona.

 

No to obie jesteśmy zagubione. Bo kompletnie nie wiem jak z nią postępować, żeby było dobrze.

Z Bazylkiem było jakoś łatwiej... Wiem, wiem... miałam nie porównywać... Ale naprawdę mam wrażenie, że z białasem wiele działo się samo i nie było tylu problemów na raz, nawet na początku, gdy się uczył.

Troszkę mnie to przerasta. Ale przecież nie mogę się poddać. To nie wina Meli, że nie wiem co robić i najchętniej bym uciekła...

 

 

Z takim niesikaniem miałam do czynienia z Reksiem.

 

2 miesiące! Dłuuuugo.

Tylko w wypadku szczeniaka to chyba nieco inaczej jest. Nie wiem czy jak dorosły pies sika w domu to czy każde takie sikanie nie ukorzenia tego nawyku coraz bardziej. Tego się boję.

 

Z lękiem separacyjnym też sobie poradziliśmy, mimo, że popełniłam błąd o którym napisała Soboz - to znaczy ja zrobiłam odwrotnie :(

Zamiast zostawiać go od pierwszego dnia choć na kilka minut, chciałam ten pierwszy czas się nacieszyć i zrekompensować mu schronisko.

Teraz wiem, że to błąd, Ty to wiesz o wiele lepiej - dacie radę.

 

Zostawiłam ją już pierwszego dnia. Co prawda tylko raz. Nie było problemu. W ogóle jej nie obeszło, że sobie poszłam. Drugiego tak samo. Ale jak tylko zaczęło łapać ze mną kontakt. lubić mnie, to pojawił się dramacik z tym, że ją opuszczam. Im bardziej mnie lubi, a ja ją, tym bardziej cierpi, że wychodzę.
 

Uściskaj Melę.

I głowa do góry!

I przepraszam za taki długi post.

 

Dziś moja głowa jest mocno w dół. Czuję się bezradna. Nie wiem jaki zrobić plan działania. Nie widać światełka w tunelu. Jestem niewyspana. Chce mi się płakać. I tęsknie za Bazylkiem. A najgorsze jest to, że Mela to czuje i się nie narzuca. Ona jest chyba nadwrażliwa jakaś. Myślę, że idealnym opiekunem dla niej byłaby osoba wyluzowana i bezstresowa. A ja taka nie jestem i raczej nigdy nie będę. Nawet jak staram się jej tych moich uczuć i lęków nie okazywać to przecież one są, ona je czuje, a ja nie wiem jak wyluzować. Bez sensu.

 

 

Coś mi się porobiło z multicytowaniem... Nie pokazuje kogo cytuje, hmmm.

 

niestety przy lęku separcyjnym zalecany jest "zimny" chów. Jak dla mnie bardzo trudny do realizacji.

 

 

Dla mnie też. Ja zawsze byłam uczuciowa w stosunku do psów. I nie umiem, nie chcę inaczej. Szlag by to...

 

 

Ale może nasza zbytnia czułość powoduje u psów lęki?

 

 

Pewnie trochę tak jest.

Tylko, że ja naprawdę w stosunku do Meli nie jestem jakoś bardzo wylewna. Ot, lubię ją. Ale do tego, co miałam z Bazylem to jeszcze dłuuuuuga droga. I boję się pomyśleć co by/będzie się działo, gdy okażę jej tyle uczucia co Jemu.

Link to comment
Share on other sites

Maciaszku, co do leku separacyjnego- zetknelam sie z innym ciut zaleceniem. Żeby sie nie żegnać, ale witać. Nie wiem co o tym sądzić.....

Co do sikania- tu na Dogo jest historia buldozki Buni, z pseudohodowli. Ona byla bita za sikanie. I bala sie sikać. Sikala tylko w nocy, jak nikt nie widzial. W domu. Nie nauczyla sie. Ale Mela jest mloda, nauczy sie.

Jak Koks byl mamy i orobowalam nauczyc go sikania w lazience, to sprzedali mi w zoologicznym krople czy spray, jak sie pokropilo to pies tam nasikal. Dzialalo. W domu, co prawda....

Link to comment
Share on other sites

Prawie półtoragodzinny spacer. Pies zmęczony, zadowolony.

Odesłałam na legowisko, dałam kong.

"Zostań, ja wrócę".

Jak tylko zobaczyła, że dotykam klamki, wyskoczyła jak torpeda. Ale została.

Zeszłam piętro niżej.

Pierwsze 10 minut to piszczenie, skomlenie, drapanie w drzwi, bieganie po mieszkaniu, piszczenie...

I jak tu wychodzić tylko na minutkę?!

Po 10 minutach zaczęła szczekać :( Na zmianę z piszczeniem.

Poszłam sobie.

Nie było mnie w sumie 30 minut. .

Jak wracałam była cisza.

Po wejściu, szał radości. I przez pierwsze minuty ciągłe pilnowanie drzwi.
Pies zdyszany, widać, że szczekanie/bieganie musiało trwać długo :(

Do tego nasikane. W pokoju. Mam nadzieję, że to nie będzie jej kolejna sikalnia :(

Lęk separacyjny pełną gębą.

Idę się powiesić :( :( :(

Link to comment
Share on other sites

Maciaszku, co do leku separacyjnego- zetknelam sie z innym ciut zaleceniem. Żeby sie nie żegnać, ale witać. Nie wiem co o tym sądzić.....

 

Ta koncepcja niewitania się wydaje mi się jakieś niefajna. Tym razem się przywitałam, ale bez szału.

Uspokoiła się po 15 minutach. Przez ten czas pilnowała mnie, piszczała i była zestresowana.

 

Jutro dzwonię po pomoc...

Link to comment
Share on other sites

zanim się powiesisz to pomyśl, że jej lęk nie jest duży. Normalnie to pies szczeka jak już jesteś za drzwiami i szczeka cały czas, nawet 10 godzin...

To nie jest silny lęk, poradzisz sobie. Każdy pies lubi regularność i schematy. Wychodzenie cały tydzień o określonej godzinie i przychodzenie o podobnej. 

 

Jeszcze co mogłabym Ci poradzić to klatka kenelowa, na którą nakłada się koc, pies czuje się tam bezpieczniej i zmniejsza się objawy lęku. W Słopnicach wywiozłam dużą budą z materiału, którą szyłam dla Roksi, ale nie wiem czy Mela by jej nie zjadła. Znowu będę za tydzień, możemy spróbować.

 

Co do witania się przy leku separacyjnym to nigdy nie słyszałam ani nie czytałam takiej koncepcji. Zawsze mnie uczono, że się nie wita i się nie żegna. Ale też bez przesady, chodzi o to by pies się nie ekscytował. Gdzieś czytałam wywody takiego zachowania - czyli przywódca stada u wilków i członek stada i obojętność jaką powinien mieć przywódca do członka, kompletnie mnie to nie przekonało, ale starłam się stosować, choć przy tymczasch było bardzo trudne bo witam się z Roksią bardzo wylewnie... A teraz jak nie mam tymczasów to rzeczywiście bardzo miłym punktem dnia jest powrót z pracy i 3 machające ogonki, wpatrzone we mnie jak w obraz. Mąż co najwyżej zapyta się co na obiad, ale żeby był taki szczęśliwy jak nasze 3 psiaki to nie zauważyłam...

 

Jasza, co do lęku Reksa, u szczeniaka inaczej się op traktuje. To nie był lęk separacyjny tylko normalne zachowanie stadne szczeniaka. Każdy szczeniak odebrany od matki, oderwany od rodzeństwa czy ludzi piszczy, drapie. Pomaga w tym rutyna dnia codziennego, powtarzalność każdego dnia, po 2-3 tygodniach znika i szczeniak wie, że to normalne że domownicy idą do pracy. Problem jest u psa, którego nie znamy a jest dorosły. Nie znamy jego przeszłości, może być i tak  że żył np. w rodzinie wielopokoleniowej i stale ktoś był w domu, więc ominęła go lekcja samotności. Wówczas bardzo trudno sobie z tym poradzić. 

Link to comment
Share on other sites

Nie wieszaj się Maciaszku ;)

 

Ja tam się witam.

Nie żegnam, rzucam tylko: "pani przyjdzie".

Ale powitania - oj tak, to jeden z najprzyjemniejszych momentów dnia.

Kiedyś, przez krótki czas starałam się, żeby te nasze powitania były 'chłodniejsze",

ale nie wytrzymałam. "Zimny chów", na cokolwiek miałoby to zadziałać, mnie do końca nie przekonuje.

 

A Mela już Cię bardzo, bardzo lubi Maciaszku :):):):):):)

I to jest piękne.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...